Suche suchary, mokra woda, dieta, reżim i niewygoda. Wytrwaj i karm kobieto! „Dieta” w czasie karmienia piersią.

Wiecie po czym poznać kobietę po porodzie w naszych rodzimych szpitalach…? A no, suchary, suchy chleb na stoliczku, szklanka wody, plasterek chudziutenieńkiej wędlinki (aczkolwiek lepiej nie). Mężowie przynoszą paniom chudziuteńki, jałowy rosołek (bez cebuli i czosnku, rzecz jasna), teściowe rozpieszczają chrupkim pieczywem i krakersem, a 3 dni później wyczerpana mama i tak zawita do dyżurki położnych ze słowami na ustach: ja już naprawdę NIC NIE JEM, ograniczyłam wszystko co mogłam, a dziecko wciąż płacze…..A może płacze, bo ma wiecznie głodną, zestresowaną jedzeniem mamę..? Wyobraźcie sobie, że w wielkim, kosmopolitycznym Londynie mojej koleżance zaraz po porodzie podano miskę fasolki po bretońsku. Kaśka lekko zdziwiona, bowiem przyzwyczajona do naszych standardów szpitalnych rzekła do położnej w te słowa: „a co z mą dietą?”.  Położna wtem odparła nie bez ogródek:” z jaką dietą? Nie ma Pani żadnej diety.”  Kto wie, może księżna Kate po porodzie małego Jerzyka dostała talerz bigosu na wzmocnienie…czyli zdrowo (czytaj dalej): porcja białka, porcja warzyw i tłuszczyku- z umiarem 😉

W rzeczywistości post ten mógłby być bardzo krótki i wyglądałby mniej więcej tak: W trakcie karmienia piersią, podobnie jak w innych okresach naszego życia odżywiajmy się zdrowo i z głową. Koniec. Kropka. Nie ma tajnej listy produktów, których należy unikać tylko dlatego, że jest się matką karmiącą. Każde dziecko jest wyjątkowe i jeśli już ma zareagować niekorzystnie na menu rodzicielki, to zareaguje i Ty zauważysz to pierwsza. Dziecko Kryśki nie musi reagować w ten sam sposób jak twoje.

Wszędobylskie gazy i kolki
Nie istnieje rurka łącząca żołądek z piersią. Ograniczanie produktów, które powszechnie uważane są za wzdymające  jak np. kalafior, brokuły, fasole i inne kapusty nie ma sensu. Notabene są one cennym źródłem wartości odżywczych dla mamy i notabene- pokonując drogę od jamy ustnej aż do wylotu rzeczywiście mogą powodować wzdęcia czy gazy ale u mamy! Mleko nie powstaje bynajmniej z tego co mama ma w żołądku, jelitach czy jeszcze dalej ale ze składników dopływających z krwią. Tego typu gazów tam ze świecą szukać.

Alergie na wszystko, nie jedz nic!  
Kolejny potężny mit dotyczy zakazu spożywania przez karmiące mamy tzw. produktów alergizujących. Mamy słyszą, że powinny wykluczyć z diety np. nabiał i przetwory mleczne, ryby, gluten czy cytrusy. Po co? Tak, na wszelki wypadek, bo mogą powodować alergię. Otóż, zgodnie z najnowszymi danymi NIE ZALECA SIĘ STOSOWANIA ŻADNYCH DIET ELIMINACYJNYCH ANI OGRANICZEŃ W ŻYWIENIU W TRAKCIE LAKTACJI JAKO METODY ZAPOBIEGANIA ALERGII U DZIECKA. Jeśli alergia pokarmowa zostanie potwierdzona, wtedy dopiero pediatra i alergolog mogą zdecydować o włączeniu d i e t y eliminacyjnej u mamy. Alergie pokarmowe dotyczy zaledwie 6% dzieci do 2 roku życia, a najpowszechniejszym czynnikiem ryzyka jej rozwoju jest nic innego jak geny, a ich już nie zmienimy.  Udowodniono, ze choćby mama przez całą ciążę i okres karmienia piersią unikała produktów alergizujących, jeśli starałaby się opóźniać w nieskończoność ich wprowadzanie u dziecka, to alergii i tak nie zapobiegnie. Na co macie wpływ w zapobieganiu alergii u dzieci przeczytacie tu.

Nieszczęsny czosnek
I inne przyprawy od lat stosuje się w różnych kulturach na potęgę. Kwestia gustu i preferencji mamy. Nie ma dowodów, że ostre, wyraziste przyprawy zwiększają częstotliwość problemów gastrologicznych u niemowląt. Chociaż smak mogą nieco zmieniać. Okazuje się, że dzieci często wolą jak mleko jakoś smakuje, nawet czosnkowo (tutaj). Jeśli normalnie jadałaś czosnek to spróbuj i zobacz co twoje dziecko na to.

Co to znaczy zdrowo?
„Zdrowo” – pojęcie dość ogólne, dla każdego może oznaczać coś innego. Precyzując je mam na myśli m.in. wartościowo, świeżo, różnorodnie, kolorowo, pamiętając o napojach (pragnienie wzrasta w trakcie laktacji, jednak wmuszanie w siebie nadmiaru płynów i hektolitrów bawarki nie zwiększy ilości mleka), unikając używek (kawa i herbata dozwolone w rozsądnych ilościach), nadmiaru słodyczy, produktów nasyconych chemią, konserwantami,  produktów bez żadnej wartości odżywczej, nie przejadając się (zapotrzebowanie kaloryczne w okresie laktacji wzrasta średnio o 500 kcal na dobę). Jedne mamy będą wolały zjeść 5 mniejszych posiłków, inne zjedzą 3 konkretne dania.To są zasady, które dotyczą każdego człowieka, nie tylko tego co produkuje akurat mleko.
Coś zaskakującego? Wszystko o czym mowa powyżej znajdziemy w naturze.  W tych produktach możemy przebierać – wtedy jemy to, na co mamy ochotę- przecież jedzenie to przyjemność, nie musimy analizować, ograniczać, eliminować. Wręcz przeciwnie powinniśmy- urozmaicać, łączyć, smakować, próbować i czerpać z jedzenia przyjemność  przy okazji  dbając o swoje zdrowie i witalność. Pojęcie „dieta”, którego użyłam w tytule postu nie funkcjonuje w przypadku mamy karmiącej. Na różnego rodzaju dietach mogą być ludzie z określonymi problemami zdrowotnymi, a wydaje mi się (tak na babski rozum), że laktacja jest czymś najnormalniejszym w świecie a nie „problemem zdrowotnym”.

To mniej więcej tyle.  Zwyczajne, zdrowe, zdroworozsądkowe żywienie. To ja się pytam skąd ta mitologia?  Dlaczego zamiast na przyjemności jedzenia młode mamy swoją uwagę skupiają na wszechobecnych głosach nakazów i zakazów? Ba, co gorsza, w świecie mitologii wciąż żyje znaczna część personelu medycznego.

To truskawki można proszę pani..? Tak, można.
A sery też? Też można.
A sushi można? Można (wyjaśnienie w komentarzu)
To czego nie można? Wszystko można.


Dla zainteresowanych mała przypominajka co to znaczy zdrowo jeść.

W codziennym, zdrowym żywieniu powinnyśmy zawrzeć produkty ze wszystkich grup tj:

  • węglowodany (kasza, ryże, makarony, pieczywo, warzywa, rośliny strączkowe-węglowodany złożone;  surowe warzywa i owoce- węglowodany proste),
  • białko (jaja, ryby, mięso, mleko i jego przetwory-produkty zwierzęce; zboża, rośliny strączkowe, warzywa, owoce, orzechy, nasiona-produkty roślinne),
  • tłuszcze (wędliny, sery, mięso, rośliny, ryby).  Ważne jest dostarczanie organizmowi nienasyconych kwasów tłuszczowych (potrzebnych do funkcjonowania układu nerwowego i siatkówki oka dziecka), na które zapotrzebowanie w trakcie laktacji wzrasta dwukrotnie  (ryby- szczególnie morskie, owoce morza, oleje jadalne-np. lniany; zielone warzywa liściaste).
  • składniki mineralne (np. : wapń, żelazo, jod, selen, cynk, magnez) i witaminy. W czasie laktacji wzrasta zapotrzebowanie na składniki mineralne, szczególnie na wapń, który karmiąca mama traci z pokarmem. Średnio potrzebujemy w tym okresie około 1000 mg wapnia ( głównym źródłem wapnia są mleko i jego przetwory), co stanowi około 4 szklanki mleka. Mleko można zastąpić jogurtem, maślanką, białym i żółtym serem, porcją fasoli, jajkami i różnymi warzywami. Spożywając te produkty uzupełniamy zapasy wapnia zgromadzone w organizmie w czasie ciąży i niedopuszczany do ich niedoborów. Natomiast ilość składników mineralnych, większości witamin i białka obecna w mleku mamy nie jest zależna od ilości tych składników dostarczanych z pożywieniem. Także, nawet mama o anemicznej naturze będzie produkowała pokarm o odpowiedniej ilości żelaza dla swojego dziecka.

Aby uprościć  te informacje i nie zastanawiać się za bardzo nad tym jakie wartości odżywcze posiada dany produkt spożywczy  opracowano przystępną  ściągę- piramidę. Zdrowe żywienie obejmuje więc dzienne spożywanie około:

  • 5 porcji produktów zbożowych (1 porcja to np.: kromka chleba, ½ szkl.  ugotowanej kaszy)
  • 4 porcje warzyw (1 porcja to np.: 250 g pomidorów, 200g marchewki, 400g liści sałaty)
  • 3 porcje owoców (1 porcja to np.: 1 duży owoc)
  • 3-4 porcje nabiału(1 porcja to np.: 200g jogurtu, kefiru)
  • 2 porcje ryby, mięsa lub produktów roślinnych zawierających białko
  • tłuszcz (z umiarem)

Bardzo liczę na Wasze doświadczenia jeśli chodzi o „menu laktacyjne” i  o wszelkiego rodzaju złote rady, z którymi spotkałyście się w trakcie waszej mlecznej drogi.

Źródła:
1. http://www.kobiety.med.pl/cnol/
2. Durka A. Odżywianie kobiet karmiących piersią. W: Certyfikowany Doradca laktacyjny- podręcznik dla uczestnika kursu. Praca zbiorowa pod red: M. Nehring-Gugulskiej, M. Żukowskiej-Rubik, A. Pietkiewicz. CNoL/FTK, Warszawa 2010.
3. Nehring-Gugulska M. Warto karmić piersią i co dalej? ISBN 987-83-932345-0-9
4. Greer FR, Sicherer SH, Burks AW. Effects of early nutritional interventions on the development of atopic disease in infants and children: the role of maternal dietary restriction, breastfeeding, timing of introduction of complementary foods, and hydrolyzed formulas. Pediatrics. 2008; 12:183-91.

zdjęcie: gratistography.com

Wreszcie mamą synusia (lipiec 2014)!!! Położna- z wykształcenia i zamiłowania, Certyfikowany Doradca Laktacyjny - CDL Nr. rej. CNoL 482/2015/CDL, doradca noszenia ClauWi®, naukowiec, ostatnio także doktor nauk medycznych. Swoją drogą- najlepsza w pisaniu doktoratu z dzieckiem przy piersi;-) Bierze udział w eksperymencie naukowym mającym na celu dowiedzenie, że bez snu też można żyć. Kontakt: danka@mataja.pl

102 komentarze

  • Odpowiedz 26 marca, 2014

    Alicja

    To zacznę od własnych absurdalnych doświadczeń – ku ośmieleniu komentujących.

    Ograniczę się do tego co lubię najbardziej czyli słodycze. Dostałam od położnej m.in. listę smaków lodów, które jeść ewentualnie można (w ilości nader ograniczonej i tylko jeśli naprawdę, ale naprawdę nie będę się mogła powstrzymać bo przecież to nabiał i uczuli) i takich które nie można (generalnie nie można żadnych poza smakiem bakaliowym i waniliowym). Że też się komuś chciało takie rzeczy spisywać!! A z ciastek to można biszkopt ewentualnie. Choć w sumie lepiej nie bo biszkopt to jednak jajka…

    Wszystkie rady zignorowałam. Pierworodnej nic się nie działo ani po kapuście, ani po lodach czekoladowych, ani po ptasim mleczku (smakowało niebiańsko po tym chlebie z topionym serkiem, który dawali w szpitalu). Jedyną rzeczą na którą reagowała źle w mojej diecie był uwaga – seler naciowy!!

    • Odpowiedz 26 marca, 2014

      Danka

      Ala, słyszałam już wiele, ale z tymi lodami to mnie zainspirowałaś. Poszperam w najnowszych doniesieniach naukowych….wow….człowiek się uczy całe życie..

    • Odpowiedz 14 czerwca, 2017

      MMM

      Ja od początku jadlam wszystko, dosłownie wszystko, młody miał kolki owszem, ale wiem, że to nie przez dietę tylko taki już jego urok, kolki minęły po 2.5 miesiącach. Te diety matki karmiącej to muedzy bajki włożyć, to chyba jest po to żeby matki glodzic. Pamietam jak przyszła do mnie środowiskowa o mówiła, żeby nabiału nie jeść a kupkę mlidy ma zieloną bo zjadłam sałatę. Masakra ?

      • Odpowiedz 16 sierpnia, 2018

        Celina

        a ryby jadałaś? jak dostarczałaś dziecku witaminy, jod czy kwasy DHA?

        • Odpowiedz 23 sierpnia, 2018

          kiszka

          nawet ryb nie trzeba zbytnio spożywać jeśli się dostarcza naszemu organizmowi DHA w jakiś inny sposób

          • 12 września, 2018

            Celina

            trzeba. najpierw dieta potem suplementy, jeśli dieta nie jest wystarczająco bogata. DHA warto w ciąży brać, np. pregna dha ma wystarczająco dużo w jeden kapsułce (250 jakiś jednostek) by nie musieć się martwić o ten składnik diety. Ale, ryby dwa, trzy razy w tygodniu fajnie by było jeść.

  • Odpowiedz 26 marca, 2014

    Marcin

    A co mądre głowy piszą o jedzeniu sushi? Jego odstawienie na czas karmienia było jednym z największych wyrzeczeń mojej lubej 😉

    • Odpowiedz 26 marca, 2014

      Alicja

      Obawiam się, że w Japonii karmiące wtranżalają sushi bez większych oporów 😉

      • Odpowiedz 26 marca, 2014

        Marcin

        Też się tego obawiam, nic tylko współczuć

    • Odpowiedz 26 marca, 2014

      Danka

      Głowa ma (po konsultacji z certyfikowanym doradcą laktacyjnym) mówi mi zdecydowanie, że ryby:
      a. są zdrowe (zawierają m. in.: nienasycone kwasy tłuszczowe, a wśród nich bardzo cenny kwas DHA-podstawowy budulec ośrodkowego układu nerwowego, narządu wzorku mowy u płodu -brain power!; ważny jest też dla mam po porodzie wpływając na pracę serca, nastrój i wiele innych; poza tym ryby są źródłem chudego, wartościowego białka)

      b. mogą zwierać związki metali ciężkich takich jak rtęć, ołów czy toksyny środowiskowe (PCB- policlorowane bifenyle) pochodzące z zanieczyszczeń – zdecydowanie mało przyjazne płodom i dzieciom związki- zatem czy mogą być niezdrowe? Otóż badania pokazują, że stężenie metali ciężkich w morskich rybach jest niewiele większe niż w mięsie kurczaka. Jakby tego było mało znalazłam badania z 2004 roku, które mówią, że w niektórych mieszankach mlecznych bazujących na „krowim ” mleku może być więcej substancji potencjalnie neurotoksycznych dla dziecka niż w tych rybkach.
      Co do sushi i surowizny- tak można jeść. Jest to już indywidualna decyzja, czy ktoś lubi czy nie, czy ktoś ma wątpliwości. Wiadomo, jak każda surowizna, może tam być Listeria monocytogenes czy pasożyty. Eksperci wypowiadają się raczej zgodnie, że nie stanowi to problemu dla dziecka karmionego piersią (ewentualnie dla mamy). Jeśli korzystamy z restauracji godnych zaufania (są takie na Śląsku na szczęście), z tzw. dobrego źródła. Chodzi przede wszystkim o świeżość ryby i o jej pochodzenie.
      Co do dodatków- sos sojowy i wasabi- mocne w smaku, ostre- teoretycznie może nieznacznie wpłynąć na smak mleka, ale nie musi, albo może nie robić wrażenia na dziecku w ogóle. Nie ma jakiś naukowych dowodów, że po zjedzeniu bardziej wyrazistych w smaku potraw wzrasta odsetek dzieci z problemami gastrycznymi czy innymi. Należy więc obserwować własne dziecko i wyciągać wnioski. W wielu kulturach jada się bardzo „ostro”, co oczywiście nie jest „męczeniem” dzieci, tylko „normą”.
      Wniosek: Uważamy, że jedzenie sushi podczas laktacji jest jak najbardziej na miejscu. Umówmy się też, że statystycznie częściej jemy owego kuraka niż morskie ryby używane do przygotowania sushi. Ja jestem w ciąży i okresowo oczywiście sushi się delektuje- uwielbiam. Zapewne będę je jeść podczas laktacji także. Dobra, jeżeli ktoś chce jeść codziennie sushi, to można byłoby wybrać spośród ryb, które nie kumulują w swoich tkankach dużych ilości metali ciężkich jak np: dziki łosoś, sola, flądra, halibut, okoń morski, dorsz, pstrąg też jest ok. Amerykańska Akademia (wszędzie już AAP widzę..) do Spraw Żywności i Lewków (edit: FDA- Agencja ds Żywności i Leków miało być:-) twierdzi, że więcej toksyn kumulują w sobie ryby takie jak rekin, miecznik, makrela. Najlepiej oczywiście mieć ryby z dobrego źródła, świeżutkie itd. Pychotka. No umówmy się, że sushi w wersji z grlilowanym łososiem czy wędzonym lub w wersji vege są równie wyborne- przynajmniej dla mnie.
      Link do rybek: http://www.maine.gov/dhhs/mecdc/environmental-health/eohp/fish/hgposter.htm

      • Odpowiedz 8 marca, 2015

        Emi

        Ja ostatnio pożarłam wasabi i to w dość pokaźnej ilości – przez przypadek, aż mnie w czubku głowy zabolało 😉 Dziecię posiliło się z piersi z takim samym apetytem jak zawsze.

      • Odpowiedz 24 stycznia, 2016

        Kasia

        Amerykańska Akademia do Spraw Żywności i Lewków <3 Zaśmiałam się na głos 😀

        • Odpowiedz 24 stycznia, 2016

          Amerykańska Danka

          😉 No tak to jest jak się AAP wymiesza z FDA hahah. W sumie brzmi intrygująco czyż nie..

      • Odpowiedz 31 stycznia, 2017

        Anonim

        To sa badania dotyczace ryb z Atlantyku. W Polsce jemy duzo ryb z Bałtyku a ten jest duzo bardziej zanieczyszczony.
        http://krytykakulinarna.com/zanieczyszczenie-baltyku/

    • Odpowiedz 4 marca, 2015

      Katarzyna

      a ja jadłam nawet z wasabi i imbirem

  • Odpowiedz 26 marca, 2014

    Ania

    Ja akurat mialam szczescie, bo mieszkajac w UK, uniknelam wszelkich „zlotych rad”.
    Potwierdzam podejscie w angielskich szpitalach – nie masz problemow zywieniowych jako ty (nietolerancja na cos, cukrzyca, alergia), wiec jesz co chcesz. Ja mialam na obiad i duszone warzywa, w tym papryka, cebula i pomidor, na sniadanie platki sniadaniowe, jogurt, kawa – do wyboru do koloru.
    W domu jadlam wszystko ale po trochu, pilam duzo (mialam okropne pragnienie) – moj syn niestety nie uniknal kolek ale mial je rowniez kiedy przeszlam na mm, bo jego apetyt byl zbyt wielkim wyzwaniem dla moich piersi 🙂 Jestem jednak dumna i szczesliwa, ze moglam karmic go moim mlekiem przez 4 miesiace!
    Teraz, oczekujac drugiej pociechy, nie zmienie swojego podejscia dozywienia w czasie karmienia piersia, choc czuje, ze bede musiala je zmienic u mojej mamy, ktora przylatuje na kilka tygodni pomoc troszke.
    Damy rade 🙂

    • Odpowiedz 26 marca, 2014

      Danka

      Gratuluję podejścia, a babcię trzeba szkolić, niech ona szkoli i uświadamia inne babcie…a będzie nam się żyło lepiej i smaczniej:)

    • Odpowiedz 23 października, 2014

      konishiko

      Och, ze tez dopiero teraz tu trafilam! Mialam kiedys ambitny plan zajac sie obalaniem zywieniowo – karmicielskich mitow na naszym polskim poletku a tu ktos pieknie zrobil to za mnie 🙂

      Mam podobne doswiadczenia z porodu w UK – jak tylko doszlam do siebie dostalam pyszna pikantna orientalna chyba zupe, na niesmiale pytanie przy wypisie czy mam czegos nie jesc odpowiedzia bylo glownie zdziwko w oczach poloznych.

      Mam wrazenie, ze obsesja na punkcie diety matki ciezarnej czy karmiacej jest glownie polska specjalnoscia, no moze jeszcze troche amerykanska.

  • Odpowiedz 26 marca, 2014

    Alicja

    A jakby ktoś się chciał laktacyjnie dokształcić i przygotować to polecamy: http://kwartalnik-laktacyjny.pl/

  • Odpowiedz 28 marca, 2014

    Karolina

    Zmagania z karmieniem piersią dopiero przede mną, ale kilka słów mogę na ten temat powiedzieć z obserwacji:
    1) szwagierka karmiąc przestrzegała ścisłej diety, no aż mnie skręcało jak wymyślała że tego nie tamtego też nie będzie jadła, na wigilii zakomunikowała że pierogów do ust nie weźmie bo tam jest smażona cebula! – Taaa, w ilości 1% chyba! Z płynów, żadnej herbaty czy broń boże kawy – tylko woda. Córcia dużo płakała i niestety małą odporność miała – aczkolwiek nie wiem czy to powiązanie jakiekolwiek ma…
    2) kuzynka natomiast jadła wszystko, tzn. wprowadzała do diety po kolei jakieś jej zachcianki, np. truskawki i obserwowała dziecię, jak reaguje; jedynie, co mówiła, to jak się jednego dnia kapusty kiszonej najadła to mała miała dwudniowy problem z kupką. Poza tym córcia rozwijała się prawidłowo i żadnych alergii (tfu tfu) nie ma 🙂

  • Odpowiedz 28 marca, 2014

    Kasia

    Po porodzie miałam niewiele pokarmu i dostawałam porady typu: wypij karmi to jest super na laktację, pij kawę z mlekiem (mówię, że nie pijam w ogóle kawy to zostałam skarcona, że dla dobra dziecka mam się zmusić!), sok tylko jabłkowy, z owoców tylko jabłka ;] oczywiście nic ciężkostrawnego, na obiady głównie gotowane, absolutnie nic smażonego, przynajmniej przez pierwsze tygodnie no i oczywiście nic co mogłoby uczulać typu pomidory, truskawki. W szpitalu natomiast po porodzie na śniadanie serwowali parówki, salceson i inne podobne rzeczy, których na co dzień nie tykam 😉
    Mam koleżankę, która karmiąc synka straszliwie schudła dlatego, że jadła tylko suchy chleb ewentualnie z dżemem, ale absolutnie nie truskawkowym czy wiśniowym (w końcu wiśnie owoce pestkowe to też nie wolno). Także mity na temat diety matki karmiącej nadal funkcjonują doskonale w świadomości niestety.

    • Odpowiedz 28 marca, 2014

      Danka

      uwielbiam takie historie:)

      • Odpowiedz 21 czerwca, 2016

        Ziółko

        Z tą kawą z mlekiem i bawarka to kojazy mi sie tylko jedno „krowa mleka nie pije, a daje”

  • Odpowiedz 30 marca, 2014

    Dociekliwa

    Ja się zgodzę, że generalnie zazwyczaj można jeść wszystko, po roku karmienia mam na to mały zdrowy dowód 😉
    Ale przychyliłabym się do komentarza KASI, nie ruszyłam tak hop od razu do każdego produktu. Bardziej przemawia do mnie zaczynanie od delikatniejszych pokarmów, a wprowadzanie nowego bardziej drażliwego produktu w niewielkiej ilości (np. jedną kostkę czekolady) i odczekanie oraz obserwacja Malucha po nakarmieniu.
    No bo jeżeli jednak maluch okaże się alergiczny, jeżeli jadłabym od początku wszystko i okazałoby się, że dziecko czegoś nie toleruje, skąd wiedziałabym co mu zaszkodziło? Wtedy bawiłabym się w metodę prób i błędów narażając moje Maleństwo na jeszcze trochę bólu, zanim upewniłabym się co jest przyczyną… a może takich produktów byłoby więcej i eliminacja jednego z nich nie przyniosłaby żadnych efektów…
    Mimo wszystko przez pierwsze 3 miesiące żołądek dziecka nie jest w pełni dojrzały i tego zamierzam się trzymać i teraz, przy drugim dziecku 😉
    Tym bardziej, ze pomoże to i mojej sylwetce 😉

    A co do diety szpitalnej – u nas takiej nie było, twaróg z miodem na śniadanie, gołąbki na obiad i serdelki parówkowe na kolacje :p

  • Odpowiedz 1 kwietnia, 2014

    ANIA

    Co prawda karmienie piersią mam jeszcze przed sobą, ale jako, że rodzę w sezonie owocowym, na potęgę spływają zewsząd rady o absolutnym zakazie jedzenia truskawek, czereśni etc… Prawie się popłakałam jak to usłyszałam po raz pierwszy, bo całą zimę czekam na to, żeby zatopić ząbki w pysznej soczystej truskawce 🙂 Na szczęście doczytałam trochę w fachowej literaturze i włożyłam między bajki te wszystkie porady.

    Z kolei bliska koleżanka przez pierwsze 2 miesiące KP unikała wszelkich przypraw. Kurczak na parze z warzywami bez soli, pieprzu etc.. Nie wiem jak jej na mdłości nie brało po takich obiadkach 😛

  • Odpowiedz 2 kwietnia, 2014

    Inka

    Jestem świeżo po zajęciach w szkole rodzenia z karmienia piersią i zapisałam kilka rad, które usłyszałam od położnej :
    – na nawał pomaga: szałwia (2 szkl.dziennie) – pijemy małymi łyczkami, lub smarowanie ich własnym pokarmem;
    – jeśli brodawki są poharatane przykładamy liście kapusty (schłodzone i zbite tłuczkiem);
    – w trakcie karmienia łatwo o przeziębienie, aczkolwiek karmimy nawet do 40 stopni gorączki;
    – ważne by przyjmować probiotyki (Actimel, Trilac, Lacdofil), pić wodę mineralną (małymi łyczkami), dobry jest też koper włoski, anyż, rumianek i herbata rooibos.

    • Odpowiedz 10 kwietnia, 2014

      chabrowa

      U mnie koper włoski (a raczej ogólnie herbatki laktacyjne) powodowały wzdęcia u Młodego.
      Wiem, ze paradoksalne, ale co robić 😉

      • Odpowiedz 7 lutego, 2015

        hAnka

        Moja przyjaciółka miała dokładnie takie samo doświadczenie po raczeniu się herbatką z koprem (na laktację) 😀 Gazy u dziecka były takie że aż grzmiało 😉

  • Odpowiedz 10 kwietnia, 2014

    chabrowa

    Najbardziej lubię ten paradoks „Może Pani jeść absolutnie wszystko, tylko proszę unikać: ……………… (tu następuje litania, która sprawia, że młoda mama podchodząc do lodówki, spogląda smętnie na zawartość, po czym bierze szklankę z wodą mineralną 😉 ).

    Ale serio – syn ma skończone 6 tyg. i niestety źle znosi surowiznę (zaśluzowane kupy). Cierpię ogromnie, bo moja dieta jeśli idzie o warzywa i owoce jest bardzo uboga. Rządzi w niej „świeta 3” – marchewka, burak, jabłko (wszystko gotowane, pieczone etc.). Jedyne co mogę jeść surowe to banan. Jem też dżem z jagód i wiśni. I to by było tyle 🙁
    Dziś spróbuję „cienkiej” pomidorowej… zobaczymy co będzie..

    Z tym nabiałem też kiepsko, bo rzeczywiście straszą na około, że NIE ZA DUŻO. Robię 3-4 razy w tyg zupy na mleku (owsianka, manna, płątki ryżowe), czasem ser zółty, ale przed twarogiem mam nieuzasadniony lęk…
    Irracjonalne, prawda? 😉

    • Odpowiedz 10 kwietnia, 2014

      Alicja

      I jak po pomidorowej?
      Oby to tylko chwilowa wrażliwość synka była! Co do nabiału to przez 2 tygodnie po porodzie jedyną rzeczą na jaką miałam ochotę był chleb z twarożkiem i z dżemem nigdy wcześniej ani później tego nie jadłam 🙂 położnica dziwnym stworem jest.

  • Odpowiedz 18 września, 2014

    Marta

    A ja mam pytanie o surowe mięso, sery pleśnowe, kiełbasy dojrzewające itp. W takcie ciąży unikam tych produktów ze względu na możliwość pojawienia się jakiś bakteri, które podobno niezgroźne dla dorosłego, maluchowi moga zaszkodzić. Jak to wygląda w trakcie karmienia piersią? Czy te bakterie nie stanowią już problemu na tym etapie?

    • Odpowiedz 18 września, 2014

      Danka Kozłowska-Rup

      Hej Marta.
      Dobrze, że się pytasz, bo ciężarówki, to taki specyficzny gatunek kobiet, który ze względu na zmiany hormonalne oraz zmiany w układzie immunologicznym są bardziej podatne na wszelkie infekcje niż reszta. Oczywiście- gotowanie jest najlepszą metodą, aby pozbyć się wszystkich możliwych patogenów. Bakterie, które masz na myśli (np.Listeria) w dzisiejszych czasach nie stanowią już większego problemu- oczywiście pod kilkoma warunkami. Przede wszystkim jedzenie musi być z pewnego źródła, musi być świeże, prawidłowo przechowywane czy rozmrażane, sery-z pasteryzoiwanego mleka (pasteryzacja zabija bakterie). Jeśli te warunki są spełnione, to (a wszystkie źródła na to wskazują) nie ma konieczności unikania przez ciężarne produktów powszechnie dostępnych w sklepach spożywczych. Zdecydowanie standardy i nadzór odnośnie przygotowywania i przechowywania żywności mamy już na europejskim poziomie. Natomiast o ile zakażenie Listerią daje objawy grypopodobne u dorosłych to dla płodu może być niebezpieczne. Dlatego należy przestrzegać zasad. Jeśli lubisz sushi lub sashimi- to przeczytaj jeden z moich komentarzy powyżej. Pamiętaj też, że toksoplazamoza to nie tylko surowe mięso ale także np. nieumyte warzywa, brudne ręce itd. Przy karmieniu piersią panują takie same zasady odnośnie higieny (niemniej jednak-Listeria nie przenika do mleka, chociaż może spowodować chorobę mamy).. Przeczytaj: http://mataja.pl/2014/02/wara-kocie-idzie-o-cie-czyli-co-nieco-o-ciazy-kotach-i-pierwotniakach/
      Źródło wiedzy nt listeriozy:http://www.cdc.gov/listeria/

      • Odpowiedz 8 października, 2014

        Marta

        Dziękuję za odpowiedź, jednak dalej nie wiem, jakie mieć podejście przy produktach z ewidentną zawartością pleśni (kiełbasy, sery). No bo pleśń to chyba bakterie prawda? 🙂

        • Odpowiedz 9 października, 2014

          Danka Kozłowska-Rup

          W każdym produkcie spożywczym nieprawidłowo przechowywanym, przygotowywanym i z tzw. dziwnych źródeł mogą znaleźć się bakterie. Tak jak pisałam, zgodnie z aktualną wiedzą nie ma potrzeby stosowania żadnych ograniczeń w odżywianiu w czasie laktacji. Matka karmiąca powinna odżywiać się zdrowo i wg własnych upodobań i preferencji. Tak mówią najnowsze dane. Pozdrawiam i smacznego 🙂

        • Odpowiedz 1 kwietnia, 2016

          fruxolina

          nie ! pleśń to pleśń a dokładniej grzyb strzępkowy ;D
          żadna z niej bakteria 😀 sory za czepianie się, ale po 3 semestrach mikorbiologii się nie da inaczej 🙂 tak jak mamy zdrowe bakterie tak i plesnie mogą być zdrowe… jeśli chodzi o sery to chyba grunt zeby byly z pasteryzowanego mleka, a tak to sie nie martw… oczywiscie jestem za probowaniem na poczatek w malych ilosciach i sprawdzaniu reakcji…

  • Odpowiedz 5 listopada, 2014

    Ana

    Fajny artykuł. Podoba mi się to podejście, bo sama uważałam, że diety „na wszelki wypadek” to jakiś absurd. Pierworodnego karmiłam 13 miesięcy jedząc WSZYSTKO. Drugorodnego (na dniach;) również zamierzam karmić (oby dłużej…) żywiąc się z rozsądkiem i bez ograniczeń, o ile nie wystąpią jakieś problemy (generalnie mało prawdopodobne, bo cała rodzina niealergiczna).
    Kilka słów w kwestii „bakterii”. Pleśnie nie są bakteriami. Pleśnie to grzyby. Ja jadałam sery pleśniowe ze smakiem zarówno w ciąży, jak i podczas laktacji. Dziecko zdrowe jak mało które.
    Zaś „dziwne bakterie” z gatunku listeria, to rzecz bardzo, bardzo groźna dla każdego, choć tu warto zwrócić uwagę na kilka spraw:
    1. Najbardziej na zachorowanie są narażone osoby o obniżonej odporności – ciężarne, dzieci, osoby starsze.
    2. Zachorowanie u ciężarnej w zasadzie nie daje dziecku w łonie szans na przeżycie.
    3. Listeria jest niezwykle rzadką chorobą. Rocznie to kilka – kilkanaście przypadków w Polsce, więc… czy przy 40mln populacji to dużo…? Czy być może jest demonizowana na zapas…
    4. Listerię potocznie kojarzy się z niepasteryzowanym mlekiem. Daleko bardziej prawdopodobne jest zakażenie poprzez zjedzenie nieumytych warzyw, które rosły w glebie skażonej bakterią (np nawóz naturalny od zwierząt zakażonych tą bakterią). I tu pytanie – czy bakterie giną od przepłukania zimną wodą, które zazwyczaj uważa się za „mycie”? Chyba nie…
    Cd o niepasteryzowanym mleku – właśnie ze względu na listeriozę nie zaleca się serów pleśniowych i np fety do spożycia dla ciężarnych, bo ponoć mogą te nieszczęsne pałeczki listerii zawierać, ponieważ są produkowane z mleka niepasteryzowanego. Wróć! Nieprawda! A w każdym razie nie całkiem prawda… POWINNY być produkowane z mleka niepasteryzowanego, jeśli jednak wziąć pod uwagę, że większość serów tego typu dostępnych na półkach polskich sklepów została wyprodukowana z mleka pasteryzowanego, to gdzie jest czynnik ryzyka? Nie ma. Sądzę zatem, że nie ma co na zapas rezygnować z serów pleśniowych, czy fety, a czytać etykiety tychże. Podobnie jeśli zamierzamy użyć takiego serka do zapiekanki, pizzy – obróbka termiczna zrobi swoje nawet gdyby coś tam było.
    5. W pierwszej ciąży przeżywałam absolutny zachwyt mlekiem prosto od krowy. W Poznaniu takowe jest sprzedawane w mlekomatach. Dopytałam właściciela, co i jak i uzyskałam informację, że z każdej porcji mleka, próbka jest oddawana do nadzoru weterynaryjnego, żeby sprawdzili, czy czegoś paskudnego w tym mleku nie ma (posiew). Następnie zadzwoniłam do nadzoru i dopytałam o listeriozę. Bardzo miła Pani potwierdziła, że faktycznie badają (i to nie tylko to mleko, ale również mleka od rolników dostarczających do mleczarni). Udzieliła mi też informacji następujących: w świeżym mleku listeria raczej się nie zdarzy, bardziej prawdopodobne (choć to i tak egzotyka uwzględniwszy jak rzadka jest to bakteria) jest trafienie na nią w maszynach w zakładach produkujących nabiał, o ile ktoś zaniedba sterylizację tychże, bo wtedy bakteria ma czas i możliwość się namnożyć (o ile w ogóle jakaś tam trafiła…) a najczęściej hece się pojawiają od zakażonych warzyw… hmmm… czy suróweczka – gotowiec jest bezpieczna?
    Drogie mamy – decyzja należy do Was. Zachęcam przede wszystkim do dociekania i podejmowania świadomych decyzji.

  • Odpowiedz 19 grudnia, 2014

    Czarodziejka

    Ja mam równie dobry kwiatek. Przy pierwszej ciąży usłyszałam, że nie moge pić w jej czasie napoi gazowanych bo jak się młody urodzi to będzie miał kolki 😀

  • Odpowiedz 27 grudnia, 2014

    kropla

    Mnie natomiast straszyli, że od napoi gazowanych mleko zanika

  • Odpowiedz 2 stycznia, 2015

    Katarzyna

    Mity dotyczące odżywiania kobiety karmiacej to jedno, ale już na etapie ciąży zaczyna sie często terror żywieniowy. Kilka miesięcy temu była u mnie znajoma i bardzo się zdziwiła, że piję kawę, bo ostatnio odwiedziła inną ciężarną, która była pilnowana przez całą rodzinę, żeby się „właściwie”odżywiała, nie piła kawy, herbaty, wody gazowanej, żadnej smażeniny, serów pleśniowych (nikt nie zadał sobie trudu, zeby sprawdzić skład, a większość marketowych serów jest z mleka pasteryzowanego). Sami oczywiście żarli normalnie.
    Ja po porodzie wyrzuciłam do kosza kartkę ze szpitala z wypisanymi dozwolonymi produktami, umarłabym z głodu albo z powodu zaparć, gdybym się do niej stosowała.

    • Odpowiedz 20 kwietnia, 2017

      Klaudia

      ja osoba, która na sam zapach kawy miała odeuch wymiotny w pierwszej ciązy gdzie tylko poszłam raczylam się uwaga kawą! a że organizm wybredny to chciał najlepiej taką ze starbucks albo costa. Wciągałam na posiedzeniu największy kubek jaki był dostępny ;D

      • Odpowiedz 16 sierpnia, 2018

        Celina

        kawa odadnia, dużo wody trzeba pić tak samo jak przyjmować jakąś Pregnę 250 DHA bo potrzebne są kwasy omega 3 razem z jodem, witaminami czy kwasem foliowym.

  • Odpowiedz 27 stycznia, 2015

    Ann.

    Wielkie podziękowania dla autorki artykułu. Ja od 3 miesięcy jestem na diecie niskowęglowodanowej (cukrzyca ciążowa) i śnią mi się już ulubione potrawy, których jeść nie mogę. Jak na zbawienie czekałam na moment porodu, bo już widziałam te wszystkie potrawy (włoskie pasty, risotto, a nawet zwykłą ciepłą bułkę z masłem), które będę jadła. A tu w weekend kuzynka, która rodziła niedawno, powiedziała mi – po porodzie to też się nie najesz – dieta matki karmiącej. „Witki” mi opadły. Karmić planowałam i planuję, ale katować się nie zamierzałam, bo uważałam, że to przestarzałe zasady.

    Pani Danusiu – podniosła mnie Pani na duchu. Dzięki zasadom diety niskowęglowodanowej nauczyłam się zasad komponowanie posiłków. Po porodzie zamierzam ją tylko nieco rozbudować – marzy mi się zjedzenie np. całego jabłka do posiłku, a nie jak teraz – połowy. Wszystko z rozsądkiem i umiarem plus obserwacja reakcji dziecka.
    A wszelkie porady czego nie można jeść należy włożyć między bajki.

    • Odpowiedz 19 września, 2018

      mamakarmiaca

      Ja potrafię nawet 3 butelki wody wypić 😀 Ale kawki nie umiem sobie odmówić z rana. A co do kwasów DHA już w szpitalu położne mi mówiły o tym, że są niezbędne w mojej diecie, ponieważ maluszek ich potrzebuje. Razem z lekarzem wybraliśmy pregnę i jestem zadowolona.

  • Odpowiedz 14 lutego, 2015

    Marta

    Może moje pytanie nie jest do końca w temacie, ale poszukuję porady odnośnie stosowania leków w trakcie karmienia piersią.. nie mogę znaleźć postu o tym temacie. Konkretnie chciałabym wiedzieć, czy stosowanie kwasu mlekowego i salicylowego bezpośrednio na skórę może być szkodliwe? Na ulotce leku jest napisane, że nie zaleca się ze względu na brak badań. Może ktoś orientuje się, jak to wygląda? I drugie pytanie odnośnie zabiegu, w którym będzie stosowane znieczulenie miejscowe, po którym pewnie nie należy karmić. Jak długo po zabiegu powinnam odczekać z przystawieniem dziecka do piersi?

  • Odpowiedz 26 lutego, 2015

    Aga

    A ja radziłabym mamom zaczynać to jedzenie wszystkiego powoli i ostrożnie. Sama po porodzie jadłam wszystko na co miałam ochotę (generalnie odżywiam się raczej zdrowo, więc syfu, oprócz słodyczy od czasu do czasu i tak nie jadam) i przez 2 tygodnie było super, a potem masakra. Mała miała takie problemy z brzuszkiem, takie bóle, że aż chciało mi się płakać jak na to patrzyłam.. Jedne kropelki, nie pomogły, drugie nie pomogły.. I co było robić. Nie wiedziałam co Marysi szkodzi, a zx tego co powiedziała nam pediatra wynikało, że oczyszczanie się z alergenów może trwać do dwóch tygodni. Nie mogłam sobie pozwolić na pojedyncze usuwanie składników z diety, bo skzoda dziecka. Musiałam wyeliminować wszystko co najczęściej szkodzi dzieciom…. Było strasznie, ale małej pomogło. Jak ręką odjął. Przez chwilę byłyśmy na tej trudnej diecie, żeby dać jej oddech i teraz powoli testuję różne rzeczy. Trwa to strasznie długo.
    Wydaje mi się, że gdybym od początku jadła ostrożniej i powoli wprowadzała nowe rzeczy to nie musiałabym być na aż tak restrykcyjnej diecie, bo szybciej zorientowałabym się co jej szkodzi. No i mała by tak nie cierpiała..
    Znam dużo mam i ok. 40% musiało uważać na to co je. To całkiem sporo.

    • Odpowiedz 19 lipca, 2016

      Olga

      „Znam dużo mam i ok. 40% musiało uważać na to co je.” Nie. 40% znajomych Tobie mam TWIERDZI, że musiało uważać. A tak naprawdę NIE MA sposobu na to, żeby na pewno określić, co jest powodem płaczu dziecka w danym dniu. Twoja córka też mogła po prostu wyrosnąć z bólu brzuszka… Albo ryczeć z innego powodu.

  • Odpowiedz 4 marca, 2015

    Anonim

    Od samego początku jem wszystko – dosłownie wszystko! Jedynie pierwszy tydzień miałam dietę lekkostrawną ze względu na cesarskie cięcie. Tak jadłam sushi, nawet zapomniałam się i pochłonęłam je z wasabi, często smakuję świeży imbir w znacznych ilościach, w pierwszym miesiącu jadłam kapustę z grochem pomimo oburzenia kilku ciotek, jem czekoladę niemal codziennie, choć w stonowanych ilościach, piję kawę (głównie latte) czasem po 2 albo 3 dziennie. Zupełnie nie rozumiem dlaczego miałabym czegoś nie jeść jeśli lubię. Oczywiście moje dziecko ułatwiło mi sprawę, bo nie reagowało negatywnie na żadne pokarmy (no może minimalnie na buraczki). Z tego co słyszałam w niektórych krajach nie ma czegoś takiego jak dieta kobiety karmiącej…

  • Odpowiedz 4 marca, 2015

    Katarzyna

    Od samego początku jem wszystko – dosłownie wszystko! Jedynie pierwszy tydzień miałam dietę lekkostrawną ze względu na cesarskie cięcie. Tak jadłam sushi, nawet zapomniałam się i pochłonęłam je z wasabi, często smakuję świeży imbir w znacznych ilościach, w pierwszym miesiącu jadłam kapustę z grochem pomimo oburzenia kilku ciotek, jem czekoladę niemal codziennie, choć w stonowanych ilościach, piję kawę (głównie latte) czasem po 2 albo 3 dziennie. Zupełnie nie rozumiem dlaczego miałabym czegoś nie jeść jeśli lubię. Oczywiście moje dziecko ułatwiło mi sprawę, bo nie reagowało negatywnie na żadne pokarmy (no może minimalnie na buraczki). Z tego co słyszałam w niektórych krajach nie ma czegoś takiego jak dieta kobiety karmiącej…

  • Odpowiedz 4 marca, 2015

    elianka

    Moja przyjaciółka w pewnym momencie dostawała od męża wyłącznie kisiel i wafle ryżowe. Kiedy była już skrajnie wyczerpana i się zbuntowała okazało się, ze dziecko ma alergię na proszek do prania…

  • Odpowiedz 4 marca, 2015

    Zosia

    Ja mam porównanie siebie i siostry. Moja siostrzenica przez pierwsze trzy miesiące miała kolki non-stop, siostra żyła na gotowanym indyku, marchewce, suchym chlebie i herbacie z koperku, i nic to nie pomagało. U mnie na pierwszy obiad w szpitalu była smażona ryba i surówka z kiszonej kapusty, potem jadłam, co chciałam, w tym np. sos czosnkowy. Oczywiście, potencjalne alergeny typu truskawki (akurat urodziłam tuż przed sezonem) wprowadzałam na wszelki wypadek ostrożnie i pojedynczo. Nic córce nie było, kolkę miała może ze dwa razy, po intensywnym dniu, a teraz czosnek i truskawki mogłaby jeść na kilogramy. Co istotne, u siostry przez całą ciążę i po urodzeniu córki atmosfera była mocno nerwowa, i w pracy i w domu. Ja pracuję w domu, miałam całkowity spokój i możliwość zachowania swojego rytmu dnia. I chyba to miało największe znaczenie. A jeżeli chodzi o sery pleśniowe czy kawę w ciąży – jak stwierdził mój ginekolog – wszystko z umiarem. Odradzał tylko krewetki, jeżeli nie jestem pewna źródła, bo mogą być źle przygotowane.

  • Odpowiedz 4 marca, 2015

    Aga

    Początkowo też wyszłam z założenia, że będę jadła wszystko, choć ostrożnie. Niestety, moje dziecko okazało się bardzo wrażliwe, więc dietę mocno ograniczyłam. O moich perypetiach z dietą pisałam tutaj: http://www.szkicerodzinne.pl/klawe-zycie-karmicielki
    Teraz minęły 3 miesiące, jest już lepiej, aleasą dni, że mała nadal płacze. Jem już coraz więcej, ale mam wyrzuty sumienia, jak widzę jej cierpienie. Coraz częściej myślę o butelce…

    • Aga a czemu myślisz, że mała płacze (cierpi) przez twoją dietę?

      • Odpowiedz 5 marca, 2015

        Aneta

        a skąd wiadomo, że nie przez naszą dietę? myślę, że troska o dziecko jest najpoważniejszym wrogiem zdrowej diety matek karmiących, bo jeśli ból brzuszka pojawi się przypadkowo po jakimś nowym produkcie, automatycznie rezygnujemy nie tylko z tego produktu, ale z nowych eksperymentów „tak na wszelki wypadek”..

        • Masz rację, że mamy tak robią. „Na wszelki wypadek nie będę jeść nic” To ekstremalne przypadki ale się zdarzają, co może być wręcz niebezpieczne dla samej mamy. Nawet samoistne stosowanie diet eliminacyjnych (np nabiału niet) może prowadzić do poważnych niedoborów u matki. Tak jak pisałam, mleko nie powstaje z bezpośrednio z zawartości naszego żołądka. Wszystkie produkty trawienia przechodzą długą drogę aby część z nich ostatecznie dostałą się do krwi. A skąd wiadomo? Wiadomo dopiero wtedy jeśli zostanie podjęta diagnostyka diagnostyka w kierunku alergii pokarmowej. I gdy okaże się ,że alergia jest związana przyczynowo ze składnikami diety matki to wtedy podejmowane są działania.

          • 2 września, 2015

            Magda

            Tylko jak podjąć diagnostykę, skoro wszystkie „mądre głowy” powtarzają, że do trzeciego roku życia testy alergiczne są niemiarodajne. I nawet jeśli wyjdą negatywnie, nie oznacza to braku alergii. Moje dziecko „sypie” krostkami, gdy jem cokolwiek z nabiału, czekoladę, migdały, miód i pomarańcze. Na szczęście nie płacze, krostki nie są swedzace, ale i tak odstawiłam mleko i jego przetwory oraz pozostałe produkty. Może z czasem wyrośnie z tych kropek moja biedronka.

          • 29 maja, 2016

            Maria

            Tylko problemem jest brak możliwości diagnozowania na wczesnym etapie życia dziecka. Wczytuję się w dyskusję gdyż również borykam się z wielkimi wątpliwościami dotyczącymi diety karmiącej. W moim przypadku maluszek jest w siódmym tygodniu i reaguje z układu pokarmowego, śluzowymi kupkami, zielonymi czasami. Jest niespokojny, nie potrafi spokojnie spać, wybudza go ból brzuszka. Oczywiście krople nie pomagają, dieta eliminacyjna dała chwilowy efekt, ale być może to zbieg okoliczności, a może wprowadzanie nowych składników pogorszyło sprawę. W każdym razie wyeliminowałam produkty, które wykazał mi test na nietolerancję pokarmową, ale nie mam wiedzy aby ocenić ich wiarygodność. Eliminuję zboża, gluten, nabiał krowi i jajka. Proszę o opinię w takiej sytuacji, czy eliminowanie tych produktów w Pani ocenie jest uzasadnione z uwagi na karmienie niemowlęcia i jego reakcję z układu pokarmowego? A może objawy, które opisałam mieszczą się w normie i układ pokarmowy maluszka dojrzeje?

      • Odpowiedz 5 marca, 2015

        Aga

        Sama już nie wiem, jakie przełożenie ma to, co jem, na zachowanie małej. Chciałabym wierzyć, że mogę jeść wszystko, a jej nie będzie nic bolało. Zazdroszczę tym mamom, które potrafią wyłapać winowajcę bólów brzucha u dziecka. Mi się to nie udało. Jednego dnia jem coś i jest dobrze, drugiego jem to samo i młoda ryczy cały dzień. Pozostaje tylko czekać, aż z tego wyrośnie 😉

        • Odpowiedz 19 lipca, 2016

          Olga

          No to chyba sama widzisz, że nie Twoja dieta jest winna… Dzieci płaczą z różnych powodów.

  • Odpowiedz 4 marca, 2015

    marta

    a ja odbiję piłeczkę zupełnie z innej strony 🙂
    Mi powtarzano w szkole rodzenia i ze wszystkich stron: „jedz wszystko na co masz ochotę!”. W szpitalu dzień po cesarskim cięciu dostałam devolay w sosie pieczarkowym. Z Małą było ok. przez pierwszych 5 dni. Gdy wróciliśmy do domu na śniadanie zjadłam pokaźną porcję białego sera z konfiturą. I to co nastąpiło później to był dramat w 3 aktach. 3 doby wrzasku, prężenia się, braku snu. Nie, nie jakieś kwilenie czy pojękiwania. To był rozdzierający skowyt. Aż trudno było uwierzyć, że 3,5 kg potrafi takie dźwięki wydawać i to non stop. Kupy były z krwią i śluzem, niemiłosiernie strzelające (przewijając córkę nie raz dostawała ściana – 2 m dalej).
    Diagnoza była prosta – alergia na mleko krowie plus nietolerancja laktozy. Przez kolejne 2 miesiące żywiłam się marchewką, jabłkiem, białym mięsem i ryżem. A i tak było niewiele lepiej. Ostatecznie wyzwolił nas z okresu totalnej klęski Nutramigen i odstawienie od piersi.
    I mój wniosek jest taki: NAPRAWDĘ chciałam karmić piersią, chciałam podchodzić do wszystkiego „z głową” i nie katować się drakońską dietą. I z tych moich założeń wyszło tylko tyle, że zafundowałam dziecku niesamowite problemy trawienne. Jestem wdzięczna pediatrze, że wyzwolił mnie z myśli („muszę karmić piersią inaczej będę złą, samolubną mamą”) powtarzanej jak mantra. Ciekawe było dla mnie jego zdanie dot. diety mam karmiących. Z jego obserwacji wynika, że ilość alergii w społeczeństwie rośnie (zresztą nie jest to nic odkrywczego), dzieci z nietolerancją mleka krowiego jest coraz więcej. I on, kiedyś otwarty na bogatą dietę, teraz radzi ostrożność. Nie wyrzekanie się, ale stopniowe wprowadzanie produktów.
    Fajnie niektóre mamy mają, że mogą jeść wszystko. Fajnie, że wielu dzieciakom to nie szkodzi. Mam nadzieję, że moje kolejne dziecko alergikiem nie będzie i że też będę mogła zafundować sobie sushi w trakcie połogu 🙂

    • Zdecydowana większość dzieci ma takie „problemy” trawienne, co wiąże się m.in z dojrzewaniem jelitek do swojej funkcji. Mój też tak ryczał przez pierwszy tydzień i dłużej… Płacz niemowląt jest na szczęście przejściowym etapem rozwojowym, osiąga szczyt około 6 tygodnia i przemija około 3-4 miesiąca.

    • Odpowiedz 4 marca, 2015

      Alicja

      potwierdzam to co piszesz o kupach czasem wynika z dojrzewania jelit – Drugorodny tak miał i nie miało to związku z moją dietą, niemniej czasem może być oznaką jakiejś nietolerancji co nie zmienia faktu, że nie ma czegoś takeigo jak dieta matki karmiącej 🙂

    • Odpowiedz 14 czerwca, 2016

      Olga

      Nie wiń siebie, bo niezależnie od tego, co byś jadła, w Twoim mleku ZAWSZE będzie laktoza. To po prostu cukier mleczny, normalny składnik mleka ssaków. Przecież krowa nie je białego sera, a w jej mleku jednak jest laktoza 😉

  • Odpowiedz 5 marca, 2015

    Taka_Jedna

    Innym mitem na temat diety matki karmiacej rozpowszechnianym przez pokolenie naszych babc, czasem matek jest mowienie o tym, ze im wiecej matka je w czasie laktacji tym bardziej pozywne ma mleko. Czyli jesli mama nie jest okragla jak paczek zapewne glodzi wlasne dziecko. Zwiekszenie kalorycznosci diety matki karmiacej zapewne mialo sens w powojennej rzeczywistosci, kiedy to faktycznie panowal wszechobecny glod lecz dzis nie musimy sie obzerac lanymi kluseczkami czy kaszka manna. 500 kcal dodatkowych to raptem dwie kanapeczki. (najlepiej z zytnim chlebem z dodatkiem duzej ilosci warzyw, kielkow itp)

  • Odpowiedz 5 marca, 2015

    File

    Przynioslam karmiacej kolezance drozdzowke z wisniami. Skonsumowala dopiero po wydlybaniu wszystkich owoców. Święte oburzenie ze ja w ciąży, a nie znam podstaw 😉
    No i pojawiajace sie zewsząd -w ciazy korzystaj poki mozesz, bo po porodzie (karmiac) dlugo sobie nie pojesz. Mowil tak KAŻDY.
    Mija 6 misiac karmienia, jem sushi, szaszlyki, cytrusy i wszystko inne, a Wojciech zadowolony i wesoly 🙂

    • teraz zastanawiam się czy problem zbyt dużej liczby kilogramów nabranych w ciąży nie wynika po części z tego typu porad;-)

  • Odpowiedz 5 marca, 2015

    Aneta

    Nigdy za bardzo nie przejmowałam się co będę jeść po urodzeniu. W szpitalu, w którym rodziłam, na szczęście odeszli od staroświeckich przesądów i dawali jeść dużo i zróżnicowanie. Do tego stopnia się przyzwyczaiłam do takiego dobrostanu żołądka, że po powrocie do domu z rozpędu zjadłam na śniadanie chleb z nutellą. Później dalej kontynuowałam zjadanie ‚niedozwolonych” pokarmów: mleko i wszelki inny nabiał, paprykę, ciasto z kremem truskawkowym, warzywa korzenne.. Aż córka nie zaczęła mieć napadów bólu brzuszka. A że nie trwało to w nieskończoność, a ja w porozumieniu z położną odstawiłam nabiał, stwierdziliśmy że to nie kolki, tylko wrażliwość na nabiał. Od tego czasu tak na wszelki wypadek jechałam na ryżu, kaszy mannie, kluskach, jabłku i bananie. I tak wkoło Macieja.. I wcale nie było łatwo wprowadzać nowe składniki, albo próbować znów nabiału, bo czasem przy tych próbach znowu pojawiał się atak i raz, że nie byłam pewna czy to z mojego jedzenia, czy dziecko miało gorszy dzień, to jeszcze musiałam stawić czoła pretensjom typu: co znowu zjadłaś? co z Ciebie za matka, jeśli żołądek jest ważniejszy od dziecka? Uwierzcie mi, w takich chwilach przesądy o diecie matki karmiącej wcale nie są powodem do chichichacha, ale automatycznie woli się powrócić do kaszki i mdleć z osłabienia niż narażać (w moim mniemaniu i mniemaniu otoczenia) dziecko na bóle brzuszka.. Teraz mam już znacznie bardziej urozmaiconą dietę, ale lęk przed bólem brzuszka i przed pretensjami jest tak silny, że wciąż mam opory przed rozszerzaniem diety..

  • Odpowiedz 21 czerwca, 2015

    Biedronka

    Synek ma skończone 3 miesiące, nie miał żadnych problemów z kolkami, bólami brzuszka itp. Jem praktycznie wszystko, zrezygnowałam tylko ze smażonych potraw.
    U mnie problem jest taki że często słysze od męża „lepiej tego nie jedz”, szczególnie uczepił sie truskawek. Fakt – po pierwszym ich zjedzeniu mały dostał wysypki, więc nie jadłam ich przez jakiś czas, potem znów spróbowałam i już było ok. Małemu ulewa sie po każdym jedzeniu taką wodą albo „twarożkiem”, pediatra stwierdziła że to normalne. Ale mąż nadal obstaje przy swoim i oczywiście wydaje mu sie że wie lepiej… Poradźcie coś, już mi ręce opadają od tych męża rad…

  • Odpowiedz 21 sierpnia, 2015

    Aga

    A co powiecie na JABŁKA? Moja położna środowiskowa, i zresztą certyfikowany doradca laktacyjny, do której mam ogromne zaufanie, radziła by nie jeść jabłek surowych, tylko przetworzone, najlepiej dżemy. Dlaczego? Powiedziała, że surowe jabłka jedzone przez mamę, mogą poprzez mleko podrażniać żołądek dziecka, ponieważ nie wydziela on enzymu, który owo surowe jabłko trawi… I tak 3 pierwsze miesiące żyliśmy na waflach ryżowych z dżemem jabłkowym, rosole i białym pieczywie z szynką… teraz po 5 miesiącach karmienia „jem nawet lody”. Nie tylko waniliowe 😉

    To straszne, że na temat diety karmiących są aż tak skrajne opinie! Jeden z pediatrów twierdził, że hardcorowe kolki mojego syna mogą być powodowane już jednym kęsem podejrzanego produktu… Drugi radził przestać jeść marchewkę, która miała być przyczyną zaparć… I bądź tu człowieku mądry i nie wylej dziecka z kąpielą!

  • Odpowiedz 22 października, 2015

    marta

    a jak to jest z kawą podczas kp? czy kofeina przenika do mleka?

    • Odpowiedz 22 października, 2015

      Danka Kozłowska-Rup

      Si, kofeina kumuluje się u dziecka. Ale żeby wywołać objawy musi być jej dużo. Mniej więcej równowartość 5 filiżanek kawy. 1-2 kawy- dziennie, plus czekolada, herbata i coś jeszcze co ma kofeinę zazwyczaj jest okej.

      • Odpowiedz 23 października, 2015

        marta

        dziękuję za odpowiedź 🙂
        w jakim sensie kofeina kumuluje się u dziecka? i czy picie jednej słabej kawy będzie miało u dziecka taki sam efekt pobudzający jak u matki?

        • Odpowiedz 23 października, 2015

          Danka

          Kofeina ma długi okres półtrwania to znaczy że jak u ciebie wyparuje po kilku godzinach to u dziecka zostaje do kilkunastu godzin. Ale oczywiści u dziecka jest to tylko odsetek zawartości kofeiny (przy jedenej kawie- 1% kofeiny do mleka trafia), którą wypiła mama. Więc jedna kawa nie będzie miała żadnego efektu na dziecko. Objawy mogą się pojawić jeśli mama przyjmie mniej więcej równowartość 5 ciu mocnych kaw. A o kumulacji wspomniałam, że oprócz tych 2 kaw dziennie trzeba pamiętać, że wiele rzeczy ma w sobie kofeinę i jak przeholujemy pewnego dnia i wypijemy litr coli i 2 kawy a potem pożremy 2 tabliczki czekolady 😉 to kofeina z tego wszystkiego może się skumulować u dziecka.

      • Odpowiedz 23 października, 2015

        agnieszka

        a kawa zbożowa? usłyszałam od swojej położnej, że nie powinnam jej pić bo powoduje kolki u dzieci..

        • Odpowiedz 23 października, 2015

          redakcja

          ??? Pierwsze słyszę 😉

          • 23 października, 2015

            agnieszka

            tak też myślałam 🙂 dzięki!

  • […] MATAJA o diecie karmiącej mamy – KLIKNIJ TUTAJ […]

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    widokZokna

    Z tematem spotkałam się w praktyce (mama dwójeczki) i zostawiłam ślad w sieci: http://widokzokna.blog.pl/2015/09/06/dieta-matki-karmiacej-czyli-sadyzm-zabobonow/
    Interesuje mnie inna kwestia – alergii pokarmowej u dziecka karmionego mlekiem matki. Temat ciągle nie do końca czytelny, wyjaśniony.
    Może są jakieś badania dotyczące alergii, jak rozpoznać po objawach i czy w ogóle jest to możliwe w przypadku konkretnego produktu/alergenu? A może to nie alergen, tylko chemia z żywności? Bo jeśli to jeden produkt np. konkretny rodzaj ryby to co tak naprawdę w niej szkodzi?
    Skaza białkowa – czym jest, jakiego dokładnie białka dotyczy? Ogólnie zwierzęcego? Czy tylko krowiego? Czy jeśli krowiego to wystarczy odstawić mleko a sery już nie?
    Dlaczego jedno dziecko uczula a drugie nie? Czy jeśli raz uczuli to będzie już uczulało? itp…..
    Czy na pytania są odpowiedzi?

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    widokZokna

    PS. Chętnie rzuciłabym też okiem na badania nt. kofeiny czy alkoholu w diecie matki karmiącej piersią.

  • Odpowiedz 9 listopada, 2015

    Małgosia

    tylko jedna mysl przychdozi mi do glowy po przeczytaniu tego wpisu: AMEN!!! tak bardzo potrzeba takich madrych i opartych na badaniach informacji.

    Mieszkam w UK od 8 lat i pracuje tu jako młoda lekarka (tu tez studiowalam) i nie moge sie nadziwic jakie zabobony sa rozpowrzechniane na polskich porodowkach i przez polskich lekarzy.

    najbardziej podobało mi się zdanie: nie ma rurki łączącej jelito z piersią.

    Świetny blog, świetne teksty, będę tu często zaglądać!!

  • Odpowiedz 17 listopada, 2015

    Agata

    Mam pytanie czy mama karmiąca może jeść grzyby, majonez?

  • Odpowiedz 11 grudnia, 2015

    PANAKOTKA

    Czytam, analizuję i zastanawiam się nad jeszcze jednym aspektem związku diety kobiet w ciąży i karmiących a alergiami u dzieci. Jeśli mama jest zdrowa, to faktycznie niech je wszystko czego dusza zapragnie.
    Ale co się dzieje, jeśli mama jest alergikiem?
    Ja z alergią borykam się od pierwszych moich dni (nie byłam karmiona piersią ze względu na alergię i gronkowca złocistego w piersiach u mojej mamy) i trwa ona z różnym nasileniem do dnia dzisiejszego. Uczulona jestem na szereg różnych pokarmów i alergenów wziewnych. Mam także nietolerancje pokarmowe objawiające się bardzo złym samopoczuciem po zjedzeniu pewnych produktów (np. gazy i cuchnące stolce po papryce, odbijanie się i dyskomfort w okolicy wątroby po zjedzeniu surowych warzyw z grupy cebulowych).
    Jak wiadomo alergie wiążą się z produkcją przeciwciał. A przeciwciała przechodzą przez łożysko i do mleka (wiem, że nie wszystkie, ale nie wiem jak to wygląda w przypadku przeciwciał przeciwko alergenom).
    Czy nie jest więc przypadkiem tak, że my matki, jedząc alergizujące nas produkty i produkując przeciwko nim przeciwciała, uruchamiając cały proces reakcji alergicznej, nie przekazujemy jej dziecku, a wszelkie reakcje alergiczne u naszego potomka nie są nabyte już w ciąży i/lub podczas karmienia piersią? Czy reakcja dziecka nie jest bezpośrednią reakcją na pokarm, a tylko pośrednią, ponieważ uwrażliwiony w czasie ciąży organizm dziecka reaguje na przekazywane później z mlekiem matki przeciwciała lub alergeny? Są jakieś badania na ten temat potwierdzające lub przeczące takiemu scenariuszowi i czy w ogóle on ma jakąkolwiek rację bytu?
    Według https://parenting.pl/portal/alergia-na-mleko-matki,http://baranowscy.eu/wordpress/tag/mleko-matki/ jest to możliwe… Ale szukam potwierdzenia.

    Jestem tym tematem bardzo zainteresowana, ponieważ moja siostra-alergiczka urodziła także córkę-alergiczkę i cały czas zmagają się z różnymi problemami jedzeniowo-alergicznymi. Jako alergik wiem czym to się je (nie życzę alergii najgorszemu wrogowi) i nie chciałabym „sprzedać” takich „atrakcji” swojemu dziecku będąc w ciąży lub karmiąc je pokarmem naszpikowanym czymś, co mogłoby spowodować alergię.

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2016

    Eve

    Jak wspomnę sobie swoją drogę karmienia piersią przy pierwszym dziecku… 🙂
    Od momentu szpitala były dobre ciocie radzące, żeby z nabiałem nie przesadzać, bo dziecko może dostać alergię. Jakoś w żywieniu w szpitalu nie było ograniczeń. Poza tym dla mnie zjedzenie serka na drugie śniadanie czy innego przetworu mlecznego było zawsze zbawienne.
    Unikałam produktów „wzdęciowych”, niby alergizujących jak np. cytrusy, orzechy itp. Zastanawiam się, czy czasem niepotrzebnie? I widzę, że jednak to był błąd. Mały nie miał kolek. Jedynie czasem popłakiwał jak coś ostrego zjadłam, ale obecnie z perspektywy czasu myślę, czy aby na pewno pikantne jedzenie mamy miało coś z tym wspólnego…
    Dobrze, że chociaż moja mama miała zdrowe podejście i mówiła, że żałowała wielu rzeczy za czasów karmienia nas piersią (kiedyś zajrzałam do książki kucharskiej z lat 70-tych i było tam np. napisane, że do północy max. podać pierś, a potem dopiero o 6.00 rano – nawet ciocia wspominała przykre noce kiedy dziecko się dopominało o pierś płacząc, a ona wpadała w frustrację, bo tak kazano…). Wspominałam mamie jakie wartości odżywcze ma mleko matki i że nie trzeba w pierwszym półroczu nic więcej dawać. Przyznała mi rację 😀 Ale tak to jest – z czasem wiele sfer życia się rozwija… 🙂 Jedynie druga babcia z dziadkiem upierali się, czemu nie daję dziecku wody z cukrem? Czemu się tak męczę? 🙂 I w ogóle, że wiele błędów robię 🙂
    Jeszcze jedna rzecz – w 3 tygodniu życia dzieciątka karmionego wyłącznie piersią pediatra stwierdziła, że ma skazę białkową (mimo szczegółowego opisu jej, jak to u naszego bąbla wygląda wysypka na twarzy). My podejrzewaliśmy trądzik niemowlęcy 🙂 A małego widziała w momencie wysychania naskórka po wypryskach, ale i tak do wyglądu jak przy skazie droga była daleka. Oczywiście kazała mi wyeliminować nabiał, co uczyniłam. Dodatkowo kazała robić min. 2-godzinne przerwy w karmieniu, żeby mleko mialo szanse się strawić, a jesli dziecko by się upominało, to podawać wodę 🙂 A były wtedy duże upały i normalne, że dziecko co chwilę upomina i często chwile possało żeby zaspokoić pragnienie.
    Wracając do diety bez mleka itp. Przepisała wapno, fenistil i farmaceuta widząc to i pytając się na co, sam stwierdził, że to tylko profilaktycznie, że nie są to leki na skazę.Poza tym za wcześnie żeby stawiać diagnozę, zwłaszcza, że karmię piersią.
    Dieta bez nabiału nic nie poskutkowała i po 1,5 miesiąca jej stosowania nic się nie zmieniało (a chyba powinno). W końcu zdecydowaliśmy skonsultować małego z dermatologiem. Okazało się, że żadna skaza, tylko trądzik… 😀 Pani dr przepisała maść robioną i tonik, a efekt był piorunująco szybki. Po pierwszym zastosowaniu toniku skóra inna, a na drugi dzień w ogóle o wiele gładsza. Po trądziku ani śladu i wreszcie twarz gładziutka jak inna część ciała 😀
    Jaki morał? Czasem warto słuchać swojej intuicji i skonsultować z innym specjalistą gdy coś się dzieje 🙂
    Teraz w oczekiwaniu drugiego dziecka i czytając artykuły na tym blogu utwierdzam się, że trzeba zmienić podejście 🙂 Będzie dla mnie to nowe wyzwanie, a może oczywistość 🙂 Czas pokaże. Żyję nadzieją, że drugie dziecię bez problemów będzie karmione piersią 🙂 Czego życzę nie tylko sobie, ale także innym przyszłym mamom.

  • Odpowiedz 10 marca, 2016

    Mondzik

    To może ja też napiszę historię moich dziecięci:,
    Nie byłam zwolennikiem diety eliminacyjnej. W czasie pierwszej ciąży piłam hektolitry kakao i po prostu normalnie się ożywiałam. Po urodzeniu Starszaka, pomimo karteczki od położnej że tylko ryż kurczak i marchewka, ożywiałam się lekkostrawnie, ale normalnie. Z nabiału nie zrezygnowałam.
    Niestety po trzech miesiącach u Starszaka pojawiły się lukrowane policzki i diagnoza, że alergia na krowie białko. Zapobiegawczo też kazali mi odstawić jajka i inne alergeny. Więc przez rok byłam na rzeczonym ryżu, kurczaku i marchewce. Dziecko rozwijało się pięknie – ja schudłam pięknie. Po roku jednak odstawiłam go od piersi, bo zaczęłam mieć braki witaminowe. Wtedy nie miałam jeszcze takiej wiedzy żywieniowej jak teraz (nieocenione publikacje Bożena Cyran-Żak). Po 5 latach synek wyrósł w wszystkich alergii pokarmowych, a dietetyk stwierdził, że ożywiał się lepiej niż niejedno dziecko (bo mnóstwo warzyw, kasz i nasion).
    Pomimo alergii u starszego przy kolejnej ciąży odżywiałam się też normalnie i nie zrezygnowałam z mleka. Po urodzeniu też jadłam wszystko. Niestety Młodszy nie przybierał ładnie na wadze i robił często bobki. Lekarze (różni) twierdzili, że taka uroda ,że za mało pije i żadna dieta eliminacyjna nie jest potrzebna. Tak minęło 10 msc. Wtedy to wprowadzałam mu dodatkowo mleko modyfikowane. I od razu pojawiły się lukrowane policzki. Więc już z własnej woli sama przeszłam na dietę eliminacyjną. Dziecko jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęło przybierać na wadze i robić normalne kupki. Pluję sobie w brodę, że nie posłuchałam intuicji i zrobiłam to tak późno.
    Tak więc lekarze nie są chodzącymi wyroczniami. Każde dziecko jest inne. Nie można generalizować.
    Ja pomimo diety zamierzam karmić jak najdłużej 🙂

  • Odpowiedz 7 czerwca, 2016

    Joasia

    Dzidzie urodzilam 2 mies temu. Z poczatku zakladslam jesc lekkostrawnie i nie nazbyt ostro jednak pochłaniałam dużo nabiału soji jajek… Pierwszy produkt wykreślony z listy to borówki a następnie maliny, mały miał straszne rozwolnienia i bole brzuszka, kolejne w odstawke poszły pomidory. Z czasem pojawił sie śluz w kupce która przybrała zielony kolor. Nadmierne ulewanie od początku raz krew w kupce egzema na policzkach która zdiagnozował lekarz w szpitalu po pojawieniu sie krwi w stolcu. Odstawiłam nabiał i kupki zrobiły sie żółte jednak reszta symptomów została a dodatkowo od 2 tyg ciagle ma biegunki. Jem jajka soję kurczaka marchew jabłka banany szpinak pieczywo ryż… Sama już nie wiem co robić jestem w Uk i tu to wszystko norma ale patrząc ze sama jestem alergikiem to raczej coś mu dolega, ale tu rylko słyszę ze moja dieta nie ma wpływu na dziecko poza wyjątkiem zielonych kup – to po brokułach czy szpinaku których wtedy nawet nie jadłam :/

  • Odpowiedz 7 lipca, 2016

    Ola

    Ja nawet pięknie kulturalnie zaraz po porodzie dostałam xero z pokarmami, które mogę spożywać w podziale na miesiące życia dziecka. I bylam wiecznie głodna. Na szczęście w 1 miesiącu spotkałam świetną pediatrę i od tego momentu chodzę szczęśliwa i najedzona? Choć gdy u Zosi zaczęły się kolki i sluz w kupce inny lekarz stwierdził że to przez wasabi z sushi? A kolejny ze to norma i się nie przejmować. I z czasem rzeczywiście układ pokarmowy Małej ze wszystkim sobie poradził i nie było to zależne od mojej diety? A o lodach/kremach itp tez słyszałam żeby nie jeść bo na pewno z salmonella. ?

  • Odpowiedz 21 sierpnia, 2016

    Kasia

    Ja z kolei mam podejscie to co w ciąży to i podczas karmienia. Przy pierwszym zajadalam sie orzechami czekolada truskawkami cytrusami i podczas karmienia nic mu nie dolegalo. Owszem mial jedna alergie i to na marchewke bo ja marchewki nie znosze i w ciazy ani jej nie jadlam ani soczkow nie pilam wiec jak tylko zaczelismy wprowadzanie pokarmow od papek warzywnych i dostal marchewke od razu pojawily sie placki we wszystkich zgieciach skory. To trwalo az do ok. 10 m-ca zycia sprawdzane co jakis czas drobnymi ilosciami np w formie kilku łyżeczek soku. A druga alergia to jak mial ok 3 m-cy po moim zjedzeniu ananasa bo wiadomo ananasow tyle sie w roku nie je co np pomaranczy wiec wydaje mi sie ze jego organizm nie był przyzwyczajony. Za to sam synek nawet sam na pierwsze urodziny zajadal pomarancze i czekolade i truskawki i od niczego go nie wysypywalo.
    Teraz zaczynamy rozwazniejsze jedzenie z jego siostrzyczka bo jest troche slabsza po pobycie poporodowym w szpitalu to mam zamiar ja oszczędzać z eksperymentow ale po cichu licze ze bedzie nam dane podobnie zajadac sie pysznosciami ?

  • Odpowiedz 19 września, 2016

    Dorota

    Ja w szpitalu usłyszałam od pani „doradcy laktacyjnej”, żeby jeść gotowane owoce. Zapytałam, czy w ogóle surowych nie można, a ona mi na to, że ostatecznie można, ale bez skórki 😀 przez jeden dzień, omamiona hormonami po porodzie, obierałam jabłka. Potem kopnęłam się w głowę 🙂

  • Odpowiedz 25 października, 2016

    BB

    Dzięki za artykuł! Dołącza do mojego arsenału. Rozpoczęłam wojnę z babciami, prababciami, matkami, koleżankami i koleżankami koleżanek. Mam 2 miesięcznego synka. Jem wszystko na co mam ochotę od samego porodu. Rodziłam naturalnie i po porodzie bylam głoda jak wilk a w szpitalu podali jakiś mętny kleik i chleb z szynka konserwowa(najniższej jakosci). Zarzyczylam sobie solidna bułkę z szynka i warzywami oraz tosta z serem z domu i juz zaczęły się schody. Mama w szoku ze co ja wymyślam i że nie wolno. Na szczęście mój mąż mnie dzielnie bronił przekonywał i tłumaczył ze wolno mi jeść wszystko i że po wysiłku porodowym należy mi się solidny posiłek. Na obiad ze strachem z domu przywieźli mielonego ziemniaki i surówki. Szpitalnego obiadu wole nawet nie wspominać(niejadalny). Moje wyluzowanie dietetyczne trwa do dziś. Edukację prowadzę nadal na wielu frontach. Młody pięknie przybiera na wadze, kolki mu przeszły gdy zaczął mocniej pracować brzuchem i lepiej trzymać główkę(jakieś 2 tyg temu). Trądzik noworodkowy przeszedł w tydzień (juz nam wmawiali ze to alergia ;-)). Jedno jest pewne presją społeczna jest ogromna. Ile razy powiem ze mały jest bardziej marudny, albo że częściej budził się w nocy albo o zgrozo że się coś prezy to zaraz ktoś mi wmawia ze to na pewno przez to co jem i co ja takiego jadłam. A ja się śmieje i się nie daję;-) Bo jem wszystko i nie zmieniam tego a mały czasem przecież w jest spokojny i w robi ładna kupe i w nie prezy się i czemu wtedy nikt nie pyta co jadłam ze on taki spokojny;-) Mamy karmiące nie dajcie się presji społecznej i edukujcie otoczenie!

  • Odpowiedz 29 października, 2016

    Karola

    Dopiero dziś, karmiac piersią drugiego bajtla, dotarłam do tego tekstu i dziękuję Ci Kochana za niego ogromnie 🙂 tylko jak przekonać mamę, babcie, ciotki i innych do tego, że gazy z kapusty nie docierają do mleka w piersiach?! No jak, się pytam?! 😉

  • Odpowiedz 10 lutego, 2017

    Kaś

    Wiem, że odgrzebuję stary temat, ale w 2014 roku jeszcze o karmieniu nie myślałam..:) a dziś trafiłam tu w sumie przypadkiem i bardzo się cieszę z tego przypadku, bo wróciła mi wiara w ludzi:)
    Wiem, że wiele młodych matek się zastanawia po porodzie co jeść i kogo słuchać, bo „złotych rad” nie brakuje, więc opiszę też moje doświadczenie w tym temacie.
    Urodziłam synka w lipcu 2016 roku i miałam to szczęście, że trafiłam na świetne położne i pediatrów (a rodziłam w Polsce)! Kazali mi jeść po prostu zdrowo. Już w szpitalu karmili nas normalnie, a na odchodne dostałam książeczkę z menu karmiącej w której było wszystko: od śliwek, truskawek, orzechów, po fasolkę, smażone kotlety, itp itd, no dosłownie wszystko! i to był najlepszy sposób na babcie – słowo pisane miało moc:) za to wielu innym osobom musiałam tłumaczyć czemu tak i w sumie edukować je, tłumacząc jak piszesz – że np. wzdęcia po fasolce mogę mieć co najwyżej ja, a nie dziecko, i że mleko nie jest gazowane:) Synkowi oczywiście NIC nie było!
    Ale niestety przez to wiem też na jaką skalę w Polsce rozpowszechnione są mity na temat diety matek karmiących.. To przykre i krzywdzące dla wielu kobiet, które męczą się na przysłowiowej marchewce. Ostatnio właśnie mojej kuzynce w szpitalu (o zgrozo!) zalecili jeść gotowaną marchewkę i pieczone jabłka! No mnie ścięło jak to usłyszałam:/
    Się rozpisałam, ale na koniec dodam, że synek przybierał rekordowo na wadze od urodzenia (choć nie wiem czy to akurat ma taki ścisły związek), a ja schudłam błyskawicznie jedząc po prostu zdrowo!
    A sushi jadłam w ciąży i jem teraz, ale tu zachowuje ostrożność i zamawiam pieczone. Mam sprawdzoną restaurację,w której można zamówić właśnie takie pieczone sety dla ciężarnych:)
    Pozdrawiam wszystkie karmiące mamy:)

  • Odpowiedz 13 lutego, 2017

    mama Ola

    Witam serdecznie
    Czytam Waszego bloga od kliku dni z zapartym tchem ( jakim cudem trafiłam tutaj dopiero po roku macierzyństwa 🙂 ?).
    Temat diety matki karmiącej jest mi bliski, ponieważ moje 14 miesięczne dziecko żywi się nadal głównie mlekiem mamy, a to za sprawą alergii pokarmowej, która nagle w 11 miesiącu życia spowodowała straszny atak AZS. Dodam, że wcześniej dziecko jadało warzywa i owoce, tylko w mniejszych ilościach. Gdy udało nam się wprowadzić większe i bardziej złożone posiłki oraz nabiał, doszło do silnej reakcji na całej skórze.
    Przez cały okres karmienia jadłam wszystko i nie mieliśmy żadnych problemów, dlatego ta sytuacja była dla nas sporym zaskoczeniem. Do tej pory nikt w rodzinie nie miał takich przebojów.
    Jest jedna kwestia która mnie nurtuje, odnośnie odstawiania alergenu przez mamę.
    Skoro alergeny ( np białka mleka krowiego) przedostają się do krwi, a tym samym do mleka. Dlaczego moje dziecko nie ma objawów alergii, gdy ja jem nabiał, a od razu po bezpośrednim spożyciu chociażby sztucznego mleka,pojawiają się czerwone plamy na skórze?

  • Odpowiedz 10 kwietnia, 2017

    Kasia i Łucja 5tyg

    Super blog przepełniony cennymi informacjami. Dzięki temu jestem spokojniejsza. U mnie najgorszym doradca była uwaga …. moja mama. Ona karmiąc jadła cienkie zupki gotowanego indyka i angielke z masłem. Nie pytając nawet co i jak jem powiedziała że będzie mi robić takie obiady żebym nie szkodzila sobie i dziecku. Przykre… według niej każdy placz jest spowodowany jakimś bólem. Nienawidzę zda co ona się tak pręży…

  • Odpowiedz 9 maja, 2017

    Asia

    To ja tylko dla upewnienia dopytam się- czy mogę zażądać tatarka po porodzie? ? Jestem dopiero w połowie ciąży a tatar juz śni mi się po nocach…

  • Odpowiedz 24 października, 2017

    Kasia

    Do mnie przy pierworodnym teściowa (złota kobieta!) przyjechała i…bardzo mi diety pilnowała 🙂 dwie dodatkowe ręce się przydały, ale długo nie wytrzymałam na gotowanym mięsie, ‚i aby nie za dużo’. Teraz przy drugim jem wszystko na co mam ochotę 🙂 i się teściowa dopytuje o dietę 🙂 i tak jak przy synku karmienie to była dla mnie udręka, teraz na luzie podeszłam i…jest bajka!!

  • Odpowiedz 11 stycznia, 2018

    Gosia K.

    Mam pytanie, które dotyczy np. przyprawiania potraw, jedzenia np. klusek z sosem pieczeniowym 😛
    Jestem w 21 tygodniu ciąży i ostatnio przy kawce z koleżanką (która ma dwójkę dzieci) nakręcała mnie, że dieta dieta…ani ciastka, chude zupy bez jakichkolwiek przypraw, ani sosiku do mięska, ani pieczarek, ani kapusty z grzybkiem…
    Ale najbardziej nurtuje mnie pytanie dotyczące właśnie tych przypraw (kocham przyprawy i wyraziste smaki) 🙁
    Ogólnie, to pamiętam jak moja mama była w ciąży z moją młodszą siostrą i nie przypominam sobie, żeby miała JAKĄKOLWIEK dietę ;o

  • Odpowiedz 23 stycznia, 2018

    Ania

    Jej! Dzięki za artykuł.
    Od urodzenia drugiego dziecka – Boskiej Nataleczki – słyszę dookoła info w stylu: nie jedz, nie wolno, ogranicz, wystrzegaj się, uważaj na…
    I takie komentarze powtarzana są nie przez babcie czy ciocie. Nie.
    Te komentarze słyszę WYŁĄCZNIE przez reprezentantów naszej polskiej służby zdrowia.
    Zaczęło się już w szpitalu po porodzie. Pielęgniarki, asystenci i wszyscy ludzie w kitlach zaglądający do mojej sali za każdym razem komentowali jedzenie, które leżąło na moim stoliku, a nie było serwowane przez szpitalny catering.
    Banan?! Nie wolno! Będzie biegunka!
    Mandarynka?! Przecież pani karmi piersią!
    Jabłko (poważnie, nawet jabłko było problematyczne)?!

    Przy posiłkach szpitalnych był czasami chleb pełnoziarnisty do wyboru. Kiedy o niego poprosiłam Pani Posiłkowa przestraszonym szeptem powiedziała, że przecież on jest ciężkostrawny…

    Podczas sześciu dni po porodzie na oddziale nie dostałam ani razu warzywa do kanapki, był serwowany wyłącznie biały chleb i ziemniaki ziemniaki ziemniaki na drugie danie, zupa wyąłcznie marchewkowa (tak ją nazywam, bo marchew była widocznym i przeważającym warzywem).

    Szaleństwo trwało również podczas wizyt położnej. Muszę uważać na orzechy, miód, czosnek i cebule… Zresztą – lista składników do eliminacji z mojej diety była bardzo długa.
    Najbardziej rozśmieszył mnie argument, że dziecko po wypiciu mleka kobiety jedzącej czosnek, może odmówić tego mleka… taa… Wiem, że moje dziecko na pierwszy rzut oka wygląda na genialną istotę. Jednak szczerze wątpię, żeby potrafiła wypluć cyca, bo jej ośrodek w mózgu zasygnalizuje „Fe! Toż to smak czosnku”.

    Ogólnie – super artykuł. Na kolejnej wizycie pokażę go położnej.

  • Odpowiedz 22 lutego, 2018

    Marta

    Super tekst! Mój synek ma dopiero 10 dni, ale od samego początku jem praktycznie wszystko, a dzis, mimo zakazu od mojej położnej – okazała sie jednak troche starszej szkoły niż myślałam… szykuje sie na sushi 😉
    Mam tylko pytanie co do orzechów… wiem że mozna, ale czy faktycznie juz od samego początku czy lepiej sie wstrzymać kilka tygodni? Mi sie juz zdarzyło zjeść troche i nie widziałam żadnych negatywnych skutków. No i co z pestkami? No dyni? Albo sezamem?
    Dzięki 🙂

  • Odpowiedz 13 listopada, 2018

    Małgosia

    Ja rodziłam w 2014 roku, córka miała od początku wysypkę na ciele, na policzkach łokciach, w zgięciach. Lekarze cały czas wymawiali mi, że to alergia na coś co jem, chociaż jadłam już tylko gotowanego indyka, ziemniaki i marchewkę. Tak zleciały mi 4 miesiące, aż skończyła mi się oliwka na którą córeczka była uczulona. Teraz znowu jestem w ciąży, a po porodzie mam w planach jeść wszystko, dziękuję 😉

  • Odpowiedz 10 kwietnia, 2019

    Asia

    W 2015r. po urodzeniu synka, na nieszczęście jego i moje słuchałam położnych w Gorlickim szpitalu (każda mówiła co innego) no i pokarmu miałam jak na lekarstwo bo prawie nic nie jadłam a synek kolki i tak miał. Teraz urodzona 6 miesięcy temu córeczka miała więcej szczęścia, jadłam wszystko, kolek nie miała i karmię do tej pory ☺

  • Odpowiedz 22 kwietnia, 2019

    Asia

    To ja się wypowiem z drugiej strony – jako mama dwóch alergiczek doświadczam tego „braku diety matki karmiącej” w niezbyt fajny sposób. Mam wrażenie, że ludzie łatwo wpadają w skrajności i skoro czegoś takiego nie ma, to nie ma i już. Wiele razy słyszałam już komentarze, że przecież niemożliwe żeby moje mleko dzieci uczulalo (w uproszczeniu), że wymyślam, „daj spokoj” czy „wysypka na pewno od czegoś innego”. I wkurza mnie to, bo nie ma zrozumienia. Ze nikt nie rozumie ze stany nerwicowe i depresyjne po pierwszej córce powodują we mnie lęk i mam ochotę w cholere rzucić karmienie piersią drugiej cory kiedy dostaje wysypki. Ze musze analizować wszystko co jem i jedzenie i kp mnie stresuje. Naprawdę zazdroszczę wszystkim mamom, które mogą jeść co tylko chca, ale pamiętajcie proszę że są mamy które nie mają tego luksusu. Dla nich jednak jest coś takiego jak dieta matki karmiącej.

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj File Anuluj pisanie odpowiedzi