Nie lubię się bawić z moimi dziećmi.

Parę dni temu opublikowałam tekst, który zrobił prawdziwą furorę w internetach (klik). Wpis był napisany na kolanie i podkreślał użyteczność papieru toaletowego w wychowaniu potomstwa. Tak właśnie – wpis o podstawowym akcesorium pielęgnacji czterech liter rozszedł się po sieci niczym świeże bułeczki.

Nie pojmuję tylko czemu bo ani pomysły na zabawy nie były jakieś odkrywcze (heloł – wrzucanie papierowych kulek do kartonu – serio?) ani moje poczucie humoru jakoś zatrważająco śmieszne. Niemniej im dłużej myślę o fenomenie tego wpisu tym bardziej zastanawiam się czy ja aby nie dotknęłam w nim pewnego rodzicielskiego tabu.

Bo wiecie, prawda jest taka, że ja nie tylko nie mam siły bawić się z dziećmi – ja prawie zawsze

NIE-NA-WI-DZĘ

się z nimi bawić.

I nie zrozumcie mnie źle – kocham tych urwipołci i uwielbiam spędzać z nimi czas – rozmawiać, spacerować, tulić się, śmiać. Ba! Lubię im czytać, ścigać się, kotłować, chować, urządzać bitwy na poduszki i konkursy typu kto pierwszy znajdzie masło w Biedrze. Ale kiedy przyłazi Pierworodna i żąda żebym pobawiła się z nią farmą i udawała, że te wszystkie figurki z Lego mówią, zwożą siano albo karmią plastikowe krowy to z irytacji skręca mi trzewia.

Cóż jednak zrobić. Dobre matki bawią się z dziećmi, a ja przecież jestem dobra. Siadam więc z nimi i karmię te cholerne krowy.

I cierpię katusze.

Ze znudzenia i frustracji, bo w głowie kołacze myśl „ile jeszcze będę musiała tak siedzieć??”.

Frustracja sięga zenitu. Wściekam się na siebie za to, że wściekam się na dzieci za to, że chcą się… bawić.

Przyklejam więc sobie na oblicze mój udawany uśmiech numer pięć i się wczuwam. Staram się wykrzesać z siebie odrobinę entuzjazmu. Nawet mi to wychodzi. Jest dobrze – krowy nakarmione, widzę światełko w tunelu i koniec mojej udręki. Teraz pobawią się sami a w najgorszym wypadku pobawimy się w coś innego – puzzle ułożymy – puzzle są nawet spoko, myślę.

To teraz pobawmy się w to jeszcze raz mamo” – słyszę jakby z zaświatów.

Jak obuchem w łeb.

Będę karmić te parszywe krowy do końca życia.

To dziecięce upodobanie do robienia w kółko tego samego badziewia męczy mnie zresztą chyba nawet bardziej niż same zabawy. Bo o ile udawanie, że jestem skrzydlatą wróżką w pewnych okolicznościach przyrody może nawet być zabawne, to jest zabawne góra przez pierwsze 44 razy. Przy czterdziestym piątym przestaje być śmiesznie, a zaczyna być wkurzająco.

I nic, a nic nie pomaga mi wiedza o tym, że to normalne i że powtarzanie z uporem maniaka w kółko tego samego jest dla nich formą uczenia się. Bo ja to przecież wszystko wiem, ale co z tego skoro ostatnie na co mam akurat ochotę to wciskanie siana w plastikowe stado bydła.

Nie wiem ilu z was zmaga się na co dzień z podobnymi frustracjami. Nie wiem bo się o tym nie mówi ani się tego nie bada. Dotarłam tylko do jednego artykułu z którego wynika, że choć rodzice „z góry” deklarują, że czas spędzony na zabawie z dzieckiem jest super-ekstra-satysfakcjonujący to kiedy przyjdzie co do czego poziom ekscytacji zabawą zrównują z ekscytacją płynącą ze zmywania garów i pucowania podłogi [1].

Szał.

Życie na krawędzi poziom rodzice.

Co interesujące według Davida Lancy’ego – jednego z największych światowych ekspertów zajmujących się badaniem relacji rodzic-dziecko w ujęciu antropologiczno-historycznym już sama koncepcja rodzica bawiącego się z bajtlem jest absolutną nowością i to w dodatku obserwowaną prawie wyłącznie w krajach zachodu [2]. Kiedyś dzieci bawiły się z innymi dziećmi, a dorośli dołączali tylko wtedy gdy mieli na to ochotę. Tak było długo, aż do lat 60-70-tych ubiegłego wieku. A potem pozamykaliśmy dzieci w domach, zamykając im tym samym dostęp do najlepszych kompanów do zabawy – innych dzieci, a sami wzięliśmy na siebie to całe bawienie się nie będąc do tego przygotowanymi.

I choć bardzo nie lubię tych wszystkich paleofantazji i odwoływania się do tego, że kiedyś było inaczej – bo świat się zmienia i trzeba się do tych zmian dostosować to jednak teza Lancy’ego gdzieś mi w duszy gra – te zabawy typowo dziecięce faktycznie przychodzą mi z trudem i wychodzą sztucznie. I tu nie chodzi o to, że mam kiepską wyobraźnię. Wręcz przeciwnie – ja świetnie sobie wyobrażam, że wygrywam w lotto albo że piszę bestsellerową książkę albo że o! Brad Pitt albo inny Ryan Gosling masuje mi właśnie obolałe plecy.

Niestety udawanie, że Kubuś Puchatek to mój najlepszy przyjaciel od picia herbaty z plastikowej filiżanki zwyczajnie ryje mi beret i nie potrafię na to nic poradzić.

Jasne są dni kiedy tryskam entuzjazmem i bez trudu wygrałabym konkurs na animatora zabaw roku 2015 w Pcimiu Dolnym, ale niestety znakomitą większość stanowią te gorsze dni. Wiem, że wielu z was właśnie stuka się w głowę przygotowując na jutro kreatywne zabawki DIY. Wiem, że wielu z was uwielbia zabawy w wyobraźni. Podziwiam was i bardzo zazdroszczę – bo ja nie cierpię ani jednego ani drugiego. Niemniej to nie dla was jest ten tekst.

On jest dla tych, którzy tak jak ja należą do kasty mało zabawowych rodzicieli. Pewnie nie ma nas wielu, ale myślę, że ze trzech takich wśród was znajdę. Jeżeli to czytacie to wiedzcie, że nie jesteście sami. Herbaciane przyjęcia i gospodarzenie na farmie z klocków nie dla wszystkich są frajdogenne. Po prostu.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

127 komentarzy

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    magdalena

    W zyciu glosno bym sie nie przyznala do tego,o czym jest ten text,a trafia w punkt! Ja to mam jeszcze tak,ze podczas takiej zabawy niemalze od razu zachciewa mi sie spac. Doslownie nie moge opanowac ziewania…wiem,straszne to jest…

    • Odpowiedz 18 lipca, 2015

      Anonim

      Hehe,jakbym o sobie czytała, też zaczynam zaraz ziewać 🙂 dobrze wiedzieć że nie jestem sama 😉

    • Odpowiedz 19 lipca, 2015

      kasia

      Usmialam sie. Niedlugo bede mama i na sa ma mysl o karmieniu krow sloma mam odruch wymiotny. Mam bardzo liczne doswiadczenia z dziecmi znajomych i przyjaciol z ktorymi z uprzejmosci „musialam” sie bawic podczas spotkan w ich domach. Nuda,ziew,nie nie nie…
      Ale pamietam rowniez, ze moja mama nie znosila sie ze mna bawic i Od razu zasypiala. W koncu dalam spokoj I Bawilam sie sama.

    • Odpowiedz 20 lipca, 2015

      Gosia

      ja tez mam nagly atak ziewania jakzasiadam do zabawy. Milo wiedziec, ze nie jestem sama 🙂

    • Odpowiedz 20 lipca, 2015

      Ula

      Mam czworo dzieci i rzadko proszą mnie, żebym się z nimi bawiła- raczej im przeszkadzam. Ogólnie ,to ja lubię się z nimi bawić. Nienawidzę wyłącznie Lego friends.

    • Odpowiedz 30 lipca, 2015

      Marek

      Drogie Mamy, czytam wasze posty i szczerze wam współczuję.. Jeżeli nudzi Was zabawa z dziećmi, mógłbym zaproponować może jakieś urozmaicenie, spacer czy inną formę aktywności. Pamiętajcie, że dziecko bardzo potrzebuje kontaktu z Wami, to jest podstawa jego rozwoju.

      • Odpowiedz 27 sierpnia, 2015

        IzaW

        My o tym wiemy, ze dziecko potrzebuje kontaktu, dlatego tez z tym dzieckiem bedziemy sie bawic, az nas w srodku skreci. Bedziemy gadac non stop, bedziemy malowac az sie kredki skoncza, cholerne dinozaury bedziemy na spacer wyprowadzac, godzina po godzinie bedziemy sie scigac autkami itd. Tylko pozwol nam od czasu do czasu ponarzekac na to.

        • Odpowiedz 7 maja, 2016

          Katarzyna

          He, he – dokładnie 🙂 Sama bym lepiej tego nie ujęła 🙂

      • Odpowiedz 10 listopada, 2015

        Alicja

        Drogi Marku?

        Ty tak serio nas uświadamiasz, że dziecko potrzebuje kontaktu z nami czy to sarkazm? Niestety tego ostatniego nie wyczuwam, więc jeśli to serio to muszę Ci serio powiedzieć, że Twoja rada jest z gatunku „jak nie mają chleba to niech jedzą ciastka”.

        Serio.

    • Odpowiedz 14 sierpnia, 2015

      Anonim

      Magdalena to zupełnie jak mi. I zawsze jak odpowiadam dziecku, że już się bawiliśmy to on „mamo ty przecież spałaś”, jak spałam? Od czasu do czasu robiłam dłuższe mrugnięcia oka. Masakra. Nic nie poradzę, teraz jest w szkole i tak samo kończy się jakakolwiek chęć pomocy przy lekcjach, zasypiam zanim on wyjmie i rozłoży plecakowe klamoty na biurku. I bełkoczę coś przez sen.

      • Odpowiedz 9 grudnia, 2015

        Matka Polka

        brechnelam smiechem czytajac twoj komentarz.

    • Odpowiedz 11 grudnia, 2015

      Marzena

      uwielbiam was babeczki 🙂 ja mam to samo …jakbym czytała w swojej głowie… napisałabym jeszcze ale mój drugorodny nawołuje płaczem numer 4 … :)pozdrawiam i ściskam

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    moniun

    Zaraz się okaże, że podobnych do Ciebie jest nie trzy, nie trzydzieści, ale trzy…….. Dobrze, że to napisałaś, bo już myślałam, że to ja jestem jakaś dziwna! 😛

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    lenkitymianki

    🙂 Odważnie napisałaś, i dobrze. Większość z nas nigdy w życiu się do tego nie przyzna. Nawet przed samym sobą.

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Magda

    O matko jak ja sie cieszę,bo myślałam ze taka wyrodna rodzicielka jak ja to jedyny egzemplarz…

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Lidia

    No to ja chyba jestem gorsza od Ciebie. Moje dziecko ma dopiero 7 miesięcy więc zabawa z nią polega głównie na pilnowaniu żeby nie wpierdzielala kabli. Niestety to nie wystarczy, trzeba jeszcze do dziecka MÓWIĆ. Rety, z jakim trudem mi to przychodzi. Przecież nie odpowie. Ciężko mieć jakąkolwiek konwersacje z dzieckiem w tym wieku. Mogłabym w ciągu dnia parę zdań do niej powiedzieć. A oczekiwanie najbliższych jest takie, że będę nawijac jak na panelu dyskusyjnym. Nosz kurde, serio?!

    • Odpowiedz 18 lipca, 2015

      Poli

      Kurczę, z pierwszym dzieciem miałam tak samo! Naczytałam się, żeby opisywać, co się w danym momencie robi, żeby przedstawiać potomstwu świat, nawijać, nawijać, nawijać. Nijak mi to nie wychodziło, bo co to za rozmowa, jak ja się produkuje (o nudnych rzeczach), a interlokutor co najwyżej puści bąka. Przy drugim dzieciu już bez spiny – gadam ze starszym, to i młode się osłucha.

      • Odpowiedz 5 listopada, 2015

        Anonim

        Ja czytalam ksiazki Nesbo na glos 🙂

    • Odpowiedz 18 lipca, 2015

      aga

      No ja mam tak samo. Ciężko mi to szło. Zwyczajnie wolałam nic nie mówić, nie chciało mi się. Czasem wystarczy tylko czuły dotyk

    • Odpowiedz 20 lipca, 2015

      Anonim

      a widzisz… ja mam trójkę dzieci i z powodu nieobecności męża (praca), w ciągu dnia miałam się do kogo odezwać 🙂 pewnie każde z nich w wieku niemowlęcym miało dość moich wynurzań, bo to – broń Boże, nie było gu gu gu, kuci kuci… a cio to, itp. 😉

    • Odpowiedz 23 lipca, 2015

      Anonim

      Niedługo zacznie wypowiadać pierwsze słowa ( za parę miesięcy) wtedy poczujesz sens tego gadania teraz. Troche bedzie przyjemniej gadac. Tez nie cierpie gadać do dZiecka wiedząc, że nie odpowie, nie zroZumie

    • Odpowiedz 17 listopada, 2015

      Komiteptol

      Hehe z mówieniem do niemowlaka nie miałam już problemu, ale rozmawianie ze swoim brzuchem mnie przerastało 😉 No nie potrafiłam a sens też jakby mniejszy, bo przecież i tak pozna mój głos, bo mówię do innych. W ramach kompromisu między moim rozumem a sercem, które robiło mi wyrzuty, że nie rozmawiam ze swoim jeszcze nie narodzonym dzieckiem a przecież mnie słyszy – śpiewałam z myślą o niej a czasem nawet specjalnie dla niej 🙂

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Ania

    Dzięki, że to napisałaś. Teraz czuję, że jednak jestem człowiekiem, a nie potworem 😛 Zapamiętam żeby młodemu znaleźć kompanów w podobnym wieku do zabaw 😉

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Aneta

    Zgłaszam się.

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Kura Mania

    O matko, ale się uśmiałam! Ale mam to samo. Wciskam w siebie te wymyślone kawy, soki i herbaty, ale noz w kieszeni mi sie otwiera. Uwielbiam czytac, ale setne czytanie ksiazeczki, ktora ma trzy strony na krzyz i dwa zdania lasuje mi mózg. Dlatego duzo spacerujemy. Dużo dużo.

    • Odpowiedz 10 października, 2015

      wiki

      hehe ja tez pierwsza mysla jaka mam rano, to byle szybko na dwor :)))

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Karolina

    Miód na serce. Nie żadna wazelina i achy i ochy tylko takie kobieco-matczyne poklepanie po plecach „też tego nie cierpisz?” Bo to jest tak, że właśnie… że kocham moje dzieci, są cudowni, wspaniali, mądrzy i w ogóle ale moment: bądź pająkiem a my muchami, ty bądź zły wojownik a my będziemy dobrzy ninja…. itd to moment kiedy chcę powiedzieć O NIEEEE!!!! Ale jestem pająkiem, złym ninja, policjantem, architektem, operactorem koparki, itp
    Więc dziękuję…. bo w mojej maminej głowie zaraz się budzi, że ja wyrodna jestem, że przez zmęczoną, sfrustrowaną matkę moje dzieci będą mieć tragiczne dzieciństwo (zawsze przesadzam i wyolbrzymiam).
    Więc dziękuję, bo nie jestem sama z „nielubieniem” zabawy z własnymi dziećmi.
    A to gasi frustracje i daje siłę, żeby znów przylepić sobie uśmiech i znów być pająkiem, ninja… itd ;-)))

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Anonim

    z ust mi wyjęłaś ten wpis… malowanie, układanki, czytanie, tańczenie ok, ale jak mam po raz 500 – tny bawić się konikami to krew mnie zalewa i czasem nie potrafię tego ukryć 😛

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    najladniejsza

    amen!

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Zabawna mama

    Kocham ten tekst! Mnie te zabawy ryją w beret codziennie! Mówię to otwarcie, ale czasem zagryzam zęby, jednak zaangażowania starczy mi na jakieś pięć minut….no i oczywiście wyrzuty sumienia ciągną się znacznie dłużej…

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    m_ysz_ka

    O rany jak to bardzo o mnie. Teraz mamy długi urlop razem z synkiem i kiedy słyszę po raz setny opowiedz o żółwiach ninja to mam ochotę krzyczeć. Albo zabawa w wyobraźnię dinozaurami – dużo za dużo. Ale odkryłam co troszkę pomaga. Określenie sobie ile to potrwa i spoglądanie na zegarek 🙂 Brzmi głupio ale jeśli zerka się dyskretnie i ma się świadomość że to potrwa jeszcze pół godziny nie dłużej i że ten czas się zmniejsza bardzo mi pomaga. A jeszcze jak ten czas jest długi (jak na moją wytrzymałość) to jeszcze się czuję dobrą mamą 😉

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Tituś - tak mnie nazwało to co teraz śmiem nazywać swoim dzieckiem

    Jezu jak mi dobrze!!!
    Myślałem że to ja mam jakiś adzieciecy sposób rozumienia zabawy i kwesti powtarzania jednej zabawy jakieś Milion razy w ciągu dnia. Maja – 5 latka której nie dość że nie ogarniam ze względu na wiek to sadze że i uwarunkowania biologiczne troszkę się gryzą, ostatnimi czasy każe mi wręcz pod groźba obrażenia się, być Anką, siostra Elzy. A mnie jak na złość zawsze wypadają jakieś ważne męskie sprawy (gotowanie, zakupy, pranie itd.)

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Aga

    trafione w dziesiątkę- ja też nie lubię bawić się z córką konikami ani urządzać im zawodów sprawnościowych i piękności, które moja córka z upodobaniem robi.
    Ma to swoje plusy- kiedy miała niecałe dwa latka przechodziła fazę misia i musiałam jej malować te misie jeden po drugim. Kiedy po pięćdziesiątym chyba misiu z kolei zapytałam „to co teraz namalujemy” i usłyszałam po raz pięćdziesiąty pierwszy „misia” to mi się zagotowało i namalowałam jej duży karton z samogłoskami różnych kolorów i wielkości, pokazałam jak wyglądają kolejne literki i miała je wyszukać na całym kartonie, potem zabawa przeszła na wyrazy w książeczkach, dołączyłyśmy po kolei spółgłoski i rezultat był taki,że najlepszą zabawa odtąd było rozczytywanie nazw ulic na tablicach w czasie spaceru, w wieku trzech lat czytała książki z niewielką pomocą a jako czterolatka już zupełnie sama. Miłość do literek i książek pozostała silna i obecnie jako dziesięciolatka czyta namiętnie i wszędzie gdzie się da i trzeba ją zmuszać do nieczytania. Taka zabawa w literki była fajna:) ale jej stajni i o całego, ciągle powiększającego się, stada koników nie cierpię:)

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Margo

    Jam tez nie lubie zabaw w udawanie, nie znosze bawic sie lalkami, kupowac w plastikowym sklepie albo chorowac w domowym szpitalu, chyba ze jestem nieprzytomnym pacjentem. Malo tego ja nie mam wyrzutow sumienia, bo nikt tak jak ja nie umie czytac bajek o 3 w nocy podczas choroby, albo 48 raz oglada ta sama bajke drapiac po plecach! Ja po prostu nie mam odpowiednich kwalifikacji w tej dziedzinie i nawet nie chce miec!

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Poli

    Ja się prawie w ogóle nie bawię BAWIĘ z dziecięciem. Sprzątanie, wkładanie i wyciąganie prania, wspólne zmywanie – o, proszę bardzo (nie żebym to lubiła, ale zrobić trzeba – więc niech choć dzieć ma z tego frajdę). Zresztą mój dzieć nawet woli prace domowe od typowej „dziecięcej” zabawy. Sama radochę mam zawsze przy klockach (dopóki mi smark nie zaczyna burzyć symetrii mojej konstrukcji, psia krew!) czy ciastolinie, ale mam to szczęście, że na razie dziecię samo nie wymyśla ani nie wciąga mnie zbytnio w nudne zabawy, które opisałaś. Zauważyłam za to, że mam pewnego lenia na placu zabaw. Cieszy mnie, że dziecko gania i się tym cieszy, ale nie chce mi się za nim dupy ruszyć (zwykle np. gdy mam go gonić, zrobię nagły wykrok i tyle – on już zaczyna radośnie kwiczeć i uciekać, a ja potem dołączam do niego powolnym, dystyngowanym krokiem).

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Paula

    Uwielbiam Cię Alicjo i resztę matajowych dziewczyn! Jesteście cudnie szczere, wyluzowane i zabawne. To prawdziwy miód na serce po odwiedzeniu paru mamuśkowych forum, gdzie matka matce wilkiem.
    Keep calm & Baw się w Elze

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Agata

    Ja dopiero spodziewam się mojej Córeczki, ale od kiedy trafiłam na Twój blog, czuję się spokojniejsza. Poruszasz wiele tematów, które przechodzi mi przez głowę, kiedy myślę, o tym co przede mną. Twoje posty pokrywają się z moimi poglądami na wiele spraw. A ten dzisiejszy wywołał wielki uśmiech! Jeszcze nie wiem, jak to będzie, ale coś mi się wydaje, że podobnie 🙂 aż zapytałam moją Mamę, czy też tak miała. Choć pewnie nie: czasy były inne, mam starszego Brata i dużo czasu spędzaliśmy na dworze. To chyba jest klucz – trzeba znaleźć dobre miejsce, gdzie dziecko może bawić się samo w towarzystwie rówieśników. Dziękuję!

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Kasia

    Rozumiem doskonale! Wprawdzie moje dziecko jest jeszcze za małe na takie zabawy, ale ja zdecydowanie wolę zabawy „zadaniowe” typu układanie puzzli, kolorowanie, czytanie książeczki itd. A zabawy, o których piszesz, na dłuższą metę też niestety mnie męczą. Bardzo fajny wpis 🙂

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Julia

    Jak bym o sobie czytała… Nie lubię bawić się z dziećmi, nie potrafię. Jednocześnie strasznie mnie to frustrowało, bo uważałam, że dobra mama powinna się z dziećmi bawić. Znajoma psycholog podpowiedziała mi pewne rozwiązanie: poświęć codziennie 15 minut na zabawę z dzieckiem, ale tak na 100 %. Nastaw minutnik i wytłumacz dziecku, że za 15 minut dzwonek zadzwoni i kończycie zabawę, ale przez te 15 minut całkowicie „zatracasz się” w zabawie. Rzeczywiście działa. Dziecko jest dodatkowo podekscytowane minutnikiem:) i szczęśliwe, że mama się bawi. Polecam.

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Tedi

    I do tego jeszcze pięćdziesiąty raz czytany ten sam wierszyk w ciągu godziny… można oszaleć.
    A ja myślałam, że desperacko szukając innych dzieci do zabawy z moim dzieckiem jestem wariatką. Szkoda, że inni nie podzielają mojego zdania i te dzieciaki zamykają w domach…

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    Joan

    Ojej ja dziś mam dzień poczucia winy, że nie dość wielbię te chwile kiedy dziecko chce sie ze mną bawić. ba nie wielbię ich wcale. A przecież zaraz wyrośnie i mi powie, że nie ma dla mnie czasu, a ja nie zdążę zbudować więzi. tyle że cholera większość tych zabaw to jest straszna nuda. jest teoria żeby się bawić w to co pasuje rodzicowi i dziecku. próbuję wprowadzać . z trudem. 😉 co więcej jak się już tak przemogę i się bawię, to uważam że jestem taka mega poświęcająca isę że w zasadzie oczekuję od dziecka jakiejś wdzięczności. A kiedy jej nie ma to uważam że bachor jest niewdzięczny ;). Cóż za perfidia z mojej strony. Także tego ja mówię ostatnio że po prostu nie lubię tego i tamtego i nie dam rady malować ale mogę np lepić albo czytać albo rózne inne. niestety zazwyczaj ona akurat chce to czego ja nie chcę :P. Swoją drogą moja ma na imię Alicja – ponoć są strasznie nie ustępliwe 😉 😛

    • Odpowiedz 19 lipca, 2015

      DAGMARA

      Oooo moja Alicja ma dopiero 20 miesięcy ale juz widzę w niej ten twardy charakter no ładnie sobie wybrałam imię dla drugiego dziecka 😛 pewnie są plusy takiego charakteru ale pewnie je dostrzege dopiero ok 20 roku życia dziecka po buntach 2, 3, 4 latka … i tak do „upragnionego” buntu nastolatki 🙂

  • Odpowiedz 18 lipca, 2015

    ewa

    Świetny tekst 🙂 ja mogę sie bawić z dziećmi od urodzenia do max 2 lat, później w magiczny sposób wzywa mnie kuchnia 🙂 ja jednak nie mam z tym za dużego problemu, bo mam 4 dzieci i wyganiam je na ogród. W domu są jak muszą … W sumie to szczesciara jestem 🙂

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Malwa

    Ala, jesteś swój ziom!!!!!!! 😀

    Normalnie, jakbyś czytała w moich myślach.

    Mój Pierworodny ma lat 8, więc póki karmiliśmy plastikowym sianem plastikowe krowy było naprawdę cudownie i się wczuwałam, mimo wszystko, bo trzeba, bo chcę być dobra choć ciutkę ciutkę, a nie tylko domowym kapralem. Aż tu przeszliśmy level up. Teraz każe mi się bawić w Star wars, i pyta gdzie idą droidy i czy nas namierzają (a co to do cholery w ogóle jest????). Ziewam jak tylko słyszę star wars, i migam się jak mogę arcy ważnym obiadem, praniem, itd… Nie, star wars już nie zniesę 🙁 niestety, turlanie piłeczki z Roczniakiem przez pół dnia także „ryje mi beret” nieziemsko, jak to pięknie skwitowałaś, i już nie wiem, co ze mnie za matka, więc często coś krzyczy we mnie właśnie tak: „kobieto, co z tobą nie tak????”. Ale dla tej słodyczy papuśnych policzków i słodkich zachwytów okraszonych uśmiechem Roczniaka jeszcze się zmuszam. Starszy wdzięczności żadnej już za zabawy nie okazuje, tylko żada: więcej! mamaooo! nuuuda! 😛

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    mrufka80

    piszesz tak jak jest. ja tez nie wiem za bardzo co mam mowic kiedy mala wrecza mi do reki else czy misia i chce odgrywac scenki. moja inwencja konczy sie na”czesc, cos slychac?przytul mnie”. i czuje ze powinnam sie wysilic na cos wiecej ale czarna dziura. mecze sie. za to kocham z nia malowac,lepic, spierwac, grac na instrumentach, tanczyc, ukladac puzzle,piec babeczki.

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Tamara Tur

    To jest prawda, cała prawda… I to powtarzanie w kółko jednej zabawy, czy jednej sceny jest właśnie najbardziej denerwujące! Gdy byłam dzieckiem bardzo dużo bawiłam się sama jako jedynaczka i miałam wtedy świetne podejście do młodszych dzieci, żałując, że nie mam młodszego rodzeństwa. Uwielbiałam organizować im czas i to w sposób kreatywny. Moją trzy lata młodszą koleżankę nauczyłam poprzez zabawę pisać, czytać i wykonywać najprostsze zadania matematyczne, zanim poszła do szkoły. Wszystkie młodsze dzieci z osiedla ciągnęły do mnie jak do lepa. Wszyscy stwierdzili, że pewno będę nauczycielką nauczania początkowego, czy coś w ten deseń. Szkoda, że z wiekiem wyrosłam z tego podejścia do dzieci i jak kiedyś sprawiało mi to frajdę, tak teraz mnie męczy. I już w liceum wiedziałam, że nauczycielką to ja na pewno nie będę 😉

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Jo

    I ja się zgłaszam, nie bez krępacji mówię o tym no i też pocieszam się paleofantazjami 😉

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Olkafasolka

    I ja dołączam do grupy nie bawiących się mam. Na szczęście Zoch jeszcze tego ode mnie nie wymaga. Owszem organizuje jej zabawy. Herbatki z miesiącu ale nie uczestniczę w nich. Nie biegam też po drabinkach na placu zabaw bo uważam to za głupie po prostu 😉

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Jasnie Pani ;)

    Ja specjalnie strzelilam sobie dwojke tej samej plci, zeby nie musiec sie z nimi bawic ;p

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Julkowa mama

    wiesz co….? wkurza mnie, że wiele matek myśli podobnie- ale ponad 90% z nich, nigdy nie powie tego głośno; bo co? bo nie wypada, bo nie wolno tego ubrać w słowa, bo tyczy się to dziecka?
    trzeba głośno mówić, że macierzyństwo to nie tylko kupowanie słodkich ciuszków, kolorowych zabawek i czułe tulenie do snu; czasem zdarza się, że to też płacz godzinami, umazanie kupą i chęć pozostawienia dziecka sąsiadowi i szybka ucieczka…

    co do tematu- ja zaczynam już wchodzić w ten etap, gdyż moje dziecko niedługo skończy rok i potrzebuje by nim się bardziej zająć; oczywiście, że wolałabym w tym czasie sprzątać czy gotować… no ale cóż- nie wszystko można mieć 😀
    za każdym razem, tłumaczę sobie, że jeżeli teraz nie poświęcę mu czasu- to kiedy?
    chciałabym, aby moje dziecię było fajnym kolesiem a nie rozwrzeszczanym bachorem- ale żeby to osiągnąć, niestety musimy się wysiedzieć na dywanie karmiąc te cholerne plastikowe konie… 😀

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Izzz

    Bosz nie jestem sama 🙂 Ja najczęściej mam wtedy dużo do zrobienia, wiesz podłoga jest wtedy bardzo brudna albo kurze nie wytarte :-0 Pozdrawiam!

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    IZA

    Tez nie lubie sie bawic, nie lubie tez zbednego zawracania glowy pytaniami. Nie lubie kiedy dzieci sie pieszcza, nie sa konkretne i kombinuja gadaniem glupot. Wkurzaja mnie obce dzieci i ich piskliwe glosiki albo wymadrzanie sie. A najbardziej wkurza mnie kiedy maz mowi: no idz sie z nia pobaw troche….masz teraz czas (w domysle-mlodsze spi).

    • Odpowiedz 5 czerwca, 2019

      Vin

      O rany, uwielbiam Cie!. Jestem filozofem z wyksztalcenia. Zawsze bylam chlodna, racjonalna, nieco cyniczna. Mam podobne mysli wzgledem obcych dzieci, wrecz wzdrygam sie wewnatrz, kiedy takowe do mnie podchodza na placu zabaw. Nienawidze u mego smarka marudzenia, nadmiernej gadatliwosci, powtarzania sie, idiotycznych pytan, ryczenia bez adekwatnego ku temu powodu. Podpada mi to pod ogolna karegorie glupoty, ktorej to nie moge zdzierzyc, ani u niego, ani u calego otoczenia. Moge prowadzic z nim dlugie konwersacje naszpikowane filozoficznym aparatem pojeciowym, pisac, czytac, opowiadac o swiecie, jezdzic na rowerze i barwnie opisywac mijane krajobrazy ale na wiecej nie potrafie sie zdobyc. Kiedy kolejny raz ciagnie mnie za reke do pokoju, zeby pobudowac z nim z klockow, albo pobawic sie tymi przekletymi misiami, wlaczam mu po prostu bajki. Siedzi przy nich godzinami, a ja moge oddawac sie ukochanej przeze mnie czynnosci – czytaniu w idealnej ciszy. Na poczatku mialam straszliwe wyrzuty sumienia, jednak widze, ze ze swoja ”nienormalnoscia”’ nie jestem sama. Mam czworke rodzenstwa, rodzice nigdy sie z nami nie bawili, najmlodszy brat wiekszosc dnia spedzal przez telewizorem i bajkami z vhs, nie skrzywilo go to psychicznie. Dzis kazde z nas jest zdrowym psychicznie i normalnie funkcjonujacym w spoleczenstwie, starannie wyksztalconym czlowiekiem. Totez traktuje z przymruzeniem oka psychologiczne dyrdymaly XXI wieku, na temat tego, co powinnismy, a czego nie powinnismy robic w procesie wychowania.

      Pozdrawiam

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    aupair

    To chyba bardzo zależy od dziecka. Ja też nie cierpię zabaw dinozaurami i lalkami (chyba że mam je czesać 🙂 ). Dłuuugo pracowałam jako opiekunka, niania, aupair, wszystkie możliwe wariacje – najczęściej z kilkulatkami. Ze wszystkimi było rewelacyjnie – spacery, rysowanie, śpiewanie, puzzle, gotowanie, klocki – no co tylko sobie wymyślicie. I była Królewna. Królewna była pięcioletnią Włoszką której jedynym hobby były chińskie plastikowe zwierzątka. Jedynym. Królewna piła również mleko z butelki oraz spała w pampersie. Wtedy odechciało mi się wykonywania tego zawodu… ale wiele innych superanckich dzieciaków przywróciło mi wiarę w to, co robię. Królewna też była superancka, lubiłam berbecia bo wesoła i charakterna ale plastikowe zwierzątka śniły mi się po nocach przez lata.

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    ja

    Tu nie chodzi chyba o sam czas spędzany z dziećmi i zabawę. Czy nie było by fajnie bawić się z nimi, ale nie myśleć, że ma się jeszcze milion innych rzeczy? Skupić się tylko na nich? W dzisiejszych czasach, to my kobiety bierzemy na siebie za dużo i później chodzimy złe. Gdy szybko myjemy ręce, odrywając się od szykowania obiadu, bo dziecko prosi do zabawy, to często tatuś odpoczywa po pracy lub jest bardzo zajęty przeczesywaniem swojego „pokoiku nicości”, ale wiadomo tacie się nie przeszkadza. Przepraszam wszystkich aktywnych tatusiów, ale mało takich znam, WY zawsze znajdziecie czas dla siebie, dla nas najważniejsze jest dziecko, mąż, obowiązki….. długo nic… i na końcu my. Może czas nad tym popracować??????????????

    • Odpowiedz 1 sierpnia, 2015

      Julkowa mama

      LUBIĘ TO! 😀 podpisuję się wszystkimi kończynami!

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    mama córek

    Ja rozmawiałam z kilkoma koleżankami i one tak jak ja i tak jak Ty nie cierpią tych zabaw. Dlatego zrobiłam tak:
    – bawię się z moją córką w zabawy, który lubię/względnie lubię/ nie muszę się zbytnio angażować (lekarz, fryzjer, kosmetyczka, gry – bardzo lubię, puzzle)
    – nie zabieram dziecka z przedszkola o 13ej tylko daję jej się wybawić na maksa (pisze o tym bo znam takie mamy co to dziecko zabierają z przedszkola wcześnie, a potem mówią, że chodzi za nimi i chce się bawić
    – nauczyłam bawić się kreatywnie (tak tego da się nauczyć bo kreatywność nie jest cechą wrodzoną) , moja córka wciąż coś wycina, lepi, kombinuje. Jako wprawkę polecam położenie nietypowych przedmiotów i zachęcenie do zrobienia np. zamku, kwiatka, samochodu, słońca itp

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Justyna

    Poruszamy się teraz po grząskim gruncie stereotypów i społecznego przekonania o idealności rodziców. Nie, my nie jesteśmy idealni – w rzeczywistości nie fascynują nas kupki, papki, wymiociny i plastikowe ludziki, w które na życzenie dziecka musimy wmontować niezwykłe, życiowe umiejętności. Ale tego wszystkiego nie lubimy przebywając za drzwiami naszych domów, w naszych czterech ścianach, gdzie możemy być sobą. Wychodzimy na miasto i wkraczając w tłum ludzi, przyklejamy sobie sztuczne, zadowolone uśmiechy, zafascynowane rodzicielstwem nastawienie i opowiadamy jak niezwykły jest to dla nas czas i że kochamy to poczucie obowiązku gdy po raz setny wstajemy w nocy do ząbkującego dziecka, a ono kolejny raz obsikuje nas podczas zmieniania pieluchy albo podczas siedzenia przy stole, jedząc wspólnie posiłek, dziecko właśnie produkuje kolejną partię wspaniałej kupki, którą szczęśliwie przyjdzie nam posprzątać w połowie przepysznego posiłku. W naszym społeczeństwie istnieje przekonanie, że rodzice nie mają prawa nie lubić czegoś, co ma związek z ich dzieckiem. Musimy czcić każdą chwilę z dzieckiem i pod żadnym pozorem nie mówić głośno, że coś nam się nie podoba. Dla takich rodziców jak my, rodziców którzy głośno mówią o tym że czegoś nie lubią, a wręcz nienawidzą w rodzicielstwie, jest jedno określenie „wyrodni”. Jesteśmy społeczeństwem wyrodnych rodziców, bo ośmielamy się przełamać tabu i doszukujemy się własnego człowieczeństwa w rodzicielstwie, zamiast być cyborgami stworzonymi do codziennego zajmowania się dzieckiem w każdej minucie naszego życia.

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    ister

    O jesu-jesu jak ja mam to samo! Tyle, że mój ma 3 lata i w tej chwili przyjęłabym z radością karmienie plastikowych krów.

  • Świetny tekst! I jaki prawdziwy:)
    Ciągle jeszcze pełna wyrzutów sumienia że tak mam, dołączam do grupy:D

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Ewelajna

    Hahah a ja skorzystalam bardzo z poprzedniego postu o zabawach. Niektore oczywiste a inne przez swoja oczywistosc zostaja pominiete 😉 papier jednak u nas sprawdzil sie srednio, bo moj 11 mies syn woli robic wszystko to, co ja i starsza (prawie 3.5-latka).
    Ja takze nie przepadam za niektorymi zabawami, ale np zabawe w figurki sama uwielbialam jako dziecko, moja mala tez uwielbia i w sumie teraz juz nawet bez towarzystwa. Sa zabawy, ktorych nie lubie, ale generalnie, jakby ktos wzial i porobil za mnie te wszystkie wykanczajace nieraz domowe obowiazki, to chetnie spedzilabym prawie caly dzien na zabawach z moimi dzieciakami. No dobra, nie cierpie zabaw z synkiem, po krotkiej chwili mam dosc zanawiania malego szkraba, z duzym jest przyjemniej, mozna pogadac. I z tego wzgledu mam do siebie pretensje, ze z corka bawie sie chetnie a z malym niestety srednio 🙁

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Mama notuje

    A mnie się ostatnio mąż z wyrzutem pyta czemu ja kupuje młodej nowe zabawki skoro oboje mówiliśmy że nie chcemy jej zasypywac toną niepotrzebnych klamotów. To mu wyjasnilam że to ja mam już dosyć w kółko tych samych zabawek i niedlugo na sam ich widok będę miała odruch wymiotny. Zamilkł i poszedł po nowe klocki

    • Odpowiedz 27 sierpnia, 2015

      IzaW

      Ooo tak. Ja ostatnio kupilam sobie klocki lego, bo kurcze musze miec jakis rozmach w budowaniu 🙂

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Freelance Mama

    Brawo dla tej pani! 🙂 Moje dziecko jest jeszcze małe, ale już „cieszę się” na te wszystkie zabawy krowami, robotami, samochodzikami… yeaahhh… echhh…. 😉

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Magda

    Haha:) ja na samą myśl o ściganiu się autami po raz tysięczny mam ochotę strzelić sobie w łeb

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Zancia

    LIDIA.

    Rozmowa z dzieckiem dla mnie pikus, bo cale życie z nikim mi się lepiej nie gadali jak z samą sobą i kotami! To dziecko jest na prawdę fajne w „pogadankach”. 🙂 ja puki co ziewam przy czytaniu zabawy jeszcze mnie nie tyraja no ale młody ma dopiero 10 mc wiec wszystko przede mną.

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Tariktiri

    Tak tak i tak. DIY uwielbiam, ale nienawidzę karmić krów. Ot – łączę się w bólu (ale na szczęście mężowi to nie przeszkadza, więc jak akurat dzieci brak – to jest na kogo zgonić. zazwyczaj).

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Dominik

    Gratuluje odwagi 🙂 Po części ciebie rozumiem – uwielbiam się bawić z moim starszym synem (4,5 roku) bo mamy sporo wspólnych tematów i zabaw. Z kolei z młodszym synem (13 mies) jest już dużo gorzej…wszelkie atrakcje polegają zwykle na czytaniu prostej książki, nazywaniu lampki „la” lub odgrywaniu dziwnych min…..Czekam niecierpliwie na moment, kiedy będziemy mogli znaleźć nić porozumienia i cała nasza trójka będzie mogła spędzać czas na wspólnych zabawach….

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    mamapediatra

    Ja generalnie większość zabaw lubię, ale… „mamo, jeszcze raz” to już nie bardzo. Bo ile razy dziennie Minnie może zjeść obiad? Ile razy dziennie samemu można zjeść obiad? Ile razy dziennie można budować domek dla przyjaciół z Klubu? No błagam….

    • Odpowiedz 20 lipca, 2015

      Młoda Mama

      Otóż to! Dorośli są chyba za bardzo zwyczajni, dla nas normą jest to, że obiad je się raz, a nie 15 razy, a dla dziecka jeszcze nie. Niby dzieci też mają to wpajane od małego, ale coś chyba musi w tym być, że dla nich to jeszcze nie rutyna, nie zasada… Lubię się bawić z dziećmi, naprawdę, nic do tego nie mam, ale powtarzalność mnie irytuje nieziemsko 😉 Wczoraj siostrzenica była w jakimś energylandzie czy jakoś tak i przyjechała niesamowicie podekscytowana. Fajnie było jej słuchać takiej radosnej. Ale później opowiedziała to przy mnie moim rodzicom. Później mojej cioci. Siostrze. Babci. Serio. To było jak tortura…

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Piotr

    Nie miałem takich dylematów nigdy, dla mnie zabawa z dzieciakami to najlepsza frajda na świecie.
    Nie zamieniłbym jej na nic innego. Zabawa z moimi córkami zawsze dawała mi i daje, pełnię szczęścia

  • Odpowiedz 19 lipca, 2015

    Leeni

    OMG jak dobrze że to napisałaś! Do tej pory naprawdę myślałam że jestem jedyna. Mam dokładnie tak samo: kocham z dziećmi spacerować, rozmawiać, czytać im, tulić je, masować…
    Niestety jednak, gdy tylko słyszę: pobawimy się? i dostaję do ręki lalkę albo pluszaka, natychmiast budzi się we mnie chęć ziewania. Nie ma znaczenia, ile kaw wypiłam ani czy właśnie przespałam dwanaście godzin. Po prostu tego nienawidzę. Odwlekam. Zagaduję. Pytam z nadzieją: a może teraz poczytamy książeczkę? zagramy w jakąś grę? ułożymy puzzle? (okropne dziecko jest tak dobre w Memory, że muszę się nieźle wysilić, aby wygrać).
    Ci chwilkę niestety słyszę: Ale przestań mówić, miałyśmy się bawić!
    Ziewam. Jęczę. Układam się wygodniej. Szukam wzrokiem telefonu, może zadzwoni ktoś w pilnej sprawie… A potem uśmiecham się i mówię: Oczywiście skarbie, przepraszam. Mogę być jeżem? bo dobrze wiem, że te okropne zabawy to niestety ulubiona forma spędzania czasu przez dzieci.

  • świetny tekst! Zupełnie nieoryginalnie dołączam się do grupy.
    Nie lubię bawić się z moim stadem i gdy tylko jest opcja zostawiam ich w samopas, nadzorując dyskretnie z odległości. Gdy są w pobliżu inni opiekunowie, to wolę zmywać, odkurzać, gotować niż siedzieć z dzieciakami. Wiem, że to straszne. Mój level jest jeszcze gorszy, bo ja im czasem mówię że nie mam czasu 🙂

  • Odpowiedz 20 lipca, 2015

    Kuba

    Ja za to uwielbiam bawić się z synkiem i w ten oto sposób równowaga w kosmosie istnieje.
    Nie łapię o co chodzi z tym nieprzyznawaniem się do czegoś, co się czuje i co jest (przynajmniej dla czującej to osoby) ważne, ale to pewnie takie babskie (a co, i tak mi nic nie zrobicie). Jak mam z czymś problem, to o tym mówię.
    P.S. Dobry tekst 🙂

  • Odpowiedz 20 lipca, 2015

    Pam

    (podnosi rękę) <3

  • Odpowiedz 20 lipca, 2015

    Anna

    Ja co prawda swoje dziecko odchowałam wiele lat temu ale z tego wynika, że takie odczucia mamy do zabaw zawsze. Ja też nie umiałam ożywiać plastikowych zwierzątek.
    No i okazuje się, że to jest całkiem normalne – nie jestesmy jakies wyrodne albo chore.

  • Odpowiedz 20 lipca, 2015

    Kasia

    Alleluja! Pulitzera za ten tekst!

  • Odpowiedz 20 lipca, 2015

    Monika

    Ja się ze swoim synkiem wybawiłam jak był mały. Dwa razy dziennie na spacerek, co najmniej raz na plac zabaw i nie było opcji, żeby posiedzieć, bo taki szybki jest i nieuważny, że musiałam za nim ganiać do szóstego roku życia. Nienawidziłam tych placów zabaw. Ale…dużo do niego mówiłam jak był mały – bo lubię gadać i nie było do kogo. Wszystko mu tłumaczyłam, mąż czasami nie miał siły słuchać i zwracał uwagę, że mały i tak nie rozumie, więc bez sensu gadam. Młody podrósł i okazało się, że nie gadałam w przestrzeń, wiele zapamiętał. Np. o robaczkach (do dzisiaj je lubi), która to mrówka, pająk i czym się różnią (gadałam o tym, jak on jeszcze nie umiał mówić – zaczął mówić i okazało się, że wszystko pamięta). Ok, to bywało nudne, ale proste. Potem ciastolina, rysowanie, malowanie, tarzanie na trawie, itp. – w wieku przedszkolnym, spoko. Problem mam teraz, kiedy syn ma 9 lat. Jedynak. „Mamo, pograj w piłkę”, „mamo pobaw się ze mną” (samochodami, lego). No nie mogę, nuda. Etap gier planszowych, puzzli i malowania ma za sobą i tego nie chce robić. Ja wybawiłam się z nim przez pierwsze kilka lat. Do trzeciego roku życia byłam z nim w domu i wtedy zabawy samochodami, klockami i misiami aż tak mnie nie frustrowały, ale mam już dość. Okazało się, że nie jestem stworzona do być panią domu i cieszę się, że znów pracuję. Tak dalece dał mi w kość (starczał za troje), że na rodzeństwo dla niego się nie zdecydowaliśmy. I teraz za to płacimy. Znajomi z dwójką, trójką dzieci mają czas dla siebie, a my ciągle słyszymy – mamo, tato. Teraz wykazuje się mój mąż – przyznaję, że go podziwiam kiedy kolejny raz idzie grać w piłę (osiedle domów jednorodzinnych, a dzieci w sąsiedztwie jak na lekarstwo). Ale czasami wyrzucam sobie, że jestem za mało kreatywna, że za mało się staram, że nie spełniam potrzeb swojego dziecka. Oczywiście jest poczucie winy. Dziękuję Wam. Widzę, że nie jestem sama.

  • Odpowiedz 20 lipca, 2015

    Monika

    Najgorsze jest to, ze mam wrażenie, że prędzej miałabym frajdę z ożywiania plastikowych zwierzątek (zresztą to też przerabiałam), z przebierania lalek niż z gry w piłkę. Cóż, mam syna.

  • Odpowiedz 20 lipca, 2015

    Justynka

    A ja to nawet lubię się bawić z moim 3-letnim smykiem, udawać, pić herbatki i wogóle…ale nie zawsze… czasami też mam dość, zwłaszcza jak muszę coś zrobić 7 dzień z rzędu po raz 33-ci i na nic zdaje się zachęta, a może spróbujemy inaczej 🙂 a już nie cierpię jak na zlotach rodzinnych wysyłają mnie do dzieciaków, bo ja tak pięknie umiem im zorganizować czas… ehh, życie 😀 nikt nie mówił, że będzie łatwo :))

  • Odpowiedz 20 lipca, 2015

    Mała Mi

    Fajny tekst. Jednak ja uwielbiam się bawić z synkiem, może jeszcze mi się znudzi, bo ma dopiero 2,5 roku, ale robię z nim często babki w piaskownicy i zjeżdżam ze zjeżdżalni. Nawet po raz 100 czytam tę samą książeczkę, nabieram klocki koparką i jeżdżę autkami po dywanie. Muszę orzynać, że nigdy nie odpowiadały mi zabawy typowo dziewczęce – karmienie lalek i herbatki na niby ;p Teraz wychodzi, że jestem dziwną matką i do tego w mniejszości.

  • Odpowiedz 21 lipca, 2015

    q-ku

    prawda jest po prostu taka, że najlepiej z dziećmi bawią się ojcowie
    mamy wolą coś robić praktycznego – a dzieci chętnie towarzyszą, jeśli im pozwolić robić to samo

  • Odpowiedz 21 lipca, 2015

    Mom on top

    Kurcze, czytam i nie wierzę w to, co widzę! To nie tylko ja to mam!!! Myślałam, że ze mną coś nie tak;) Jak słyszę: „Mamo, poudawaj Strongarm” to mam ochotę wgryzać się zębami w płytę pilśniową, wyć do księżyca jak wściekły wilk i udawać, że po po prostu zniknęłam. A potem biorę tę cholerną Strongarm i mówię: „W pobliżu jest nowy deceptikon”…;)

  • Odpowiedz 21 lipca, 2015

    matka trójki

    Doceniam szczerość wypowiedzi, natomiast również szczerze przyznaję, że zmartwiły mnie wpisy o tym, że zabawa z dziećmi jest nudna. Jako nauczyciel codziennie spędzam czas z „waszymi” dziećmi organizując im różnego rodzaju „zabawy”, w których uczestniczę.

    Proponuję zmianę podejścia do „zabawy”. Interakcja powinna być zabawą z punktu widzenia dziecka; rodzic powinien sobie wybrać jakiś konkretny cel wychowawczy/edukacyjny, który osiągnie organizując konkretną zabawę.
    Jeżeli układam z córką puzzle, to nie po to aby czerpać z tego dziecinną frajdę, ale po to, aby dać dziecku szansę rozwijać kojarzenie wzrokowe itp.

    Jeżeli dziecku czytam, to nie po to, aby cieszyć się po raz setny z fabuły, ale po to aby sprawdzić na ile dziecko potrafi podążać za głosem, wyobrażać sobie; czasami czytam z błędami albo celowo zmieniam imiona bohaterów lub inne elementy bajki, żeby sprawdzić na ile rozwija się pamięć do słów, zdań, dźwięków; sprawdzam czy rozpoznaje błędy językowe, czy dobrze interpretuje uczucia ukryte w wypowiedziach bohaterów, czy dobrze reaguje emocjonalnie na opisywane przygody.

    Podobnie jest z zabawami funkcjonalnymi, typu karmienie krów, lekarz, wojna, itp. Te zabawy dają szansę sprawdzić na ile dziecko potrafi odwzorować model zachowania w danej sytuacji. Te zabawy są świetne, bo dają szansę rodzicowi na sprawdzenie na ile dziecko jest dojrzałe i na ile jest gotowe do podjęcia próby zrobienia czegoś samodzielnie.

    Mój najstarszy syn w wieku 6 lat umiał samodzielnie iść do piekarni kupić bułki, moja średnia córka w wieku 5 lat potrafiła doskonale kroić warzywa i owoce, robić sobie kanapki, itp. najmłodszy rozwija się przy nich jak burza; jego ulubione słowo – „sam”. Ale to wszystko wymagało wielu godzin nauki na zabawkach. Dla mnie nie był to czas „zabawy” z dziećmi, ale czas nauki ich. Może ze względu na zawód jaki wykonuję taka interakcja, w której rodzic jest nauczycielem, jest dla mnie bardziej oczywista i naturalna, niż udawanie radości na poziomie 2 czy 4-latka w zabawie z krowami.

    W zasadzie trudno mi sobie wyobrazić czerpanie radości z zabawy plastikowymi lalkami przez osobę dorosłą, obojętnie – matkę czy ojca, cioci czy dziadka – bo jednak poziom rozwoju/świadomości jest kompletnie odmienny i martwiłabym się raczej o rodziców, którzy naprawdę ekscytują się takimi dziecinnymi „zabawami” niż rodzicami, którzy stwierdzają, ze to nie dla nich.

    Po prostu bądźmy dla naszych pociech nauczycielami w trakcie zabawy, a nie jej zwykłymi uczestnikami. Taka jest też poniekąd rola wszystkich „rodziców” (tych zwierzęcych też) – UCZYĆ dziecko konkretnych zachowań, wiedzy i umiejętności, zamiast umilać mu czas

    • Odpowiedz 22 lipca, 2015

      Justynka

      Bardzo słuszna i prawdziwa uwaga. Zmieniając swoje nastawienie może niektórym nawet się spodobają zabawy z dzieckiem. Pozdrawiamy.

    • Odpowiedz 22 lipca, 2015

      Alicja

      Nie zgodzę się. Zabawa to zabawa nie szkoła. A zabawa z definicji ma sprawiać radość. Wszystkim. To rodzice i pedagodzy wymyślili że każda zabawa ma służyć „czemuś” tymczasem zabawa naturalnie czemuś służy i niee trzeba do tego dorabiać ideologii 😉

    • Odpowiedz 4 kwietnia, 2016

      magdalena

      Ale przyjmując ten punkt widzenia, zabawa z dzieckiem nigdy nie będzie dla Ciebie po prostu „zabawna”. Owszem, mnie też często nudzą powtarzające się losy ludzików lego, ale gdybym miała do każdej dziecięcej zabawy podchodzić z celem (naukowo-rozwojowym!) a może i gotowym konspektem oraz oceną osiągnięć to chyba bym dopiero zwariowała;)
      off topic – moja córka też ciągle powtarza i chce wszystko robić „siama” ale nie przypisuję tego moim osiągnięciom wychowawczym, to normalny etap rozwoju

    • Odpowiedz 7 kwietnia, 2020

      Iv

      Dlatego Ty jesteś nauczycielką, a my nie. Nie każdy się odnajduje w roli bawienia się z dzieckiem, nawet jeśli miałaby to być, jak to oceniasz nauka przez zabawę.

  • Odpowiedz 22 lipca, 2015

    Mama Jana

    Ja bez wstydu, krępacji i wyrzutów sumienia napiszę TEŻ TAK MAM! Nieznoszę zabaw z własnym synem.
    Bo, litości!, mam 31 lat i zabawy z dzieciem lat 2 i 9 mcy są totalnie nie dla mnie.
    Wolałabym inne zabawy (nawet poprasuję albo fugi w łazience szczoteczką do zębów wymyję na ten przykład), ale budowanie garażu po raz tysiąc pięćset sto dziewięćsetny w ciągu jednego popołudnia to zbyt wiele na moje barki. A jak przychodzi co do czego to ziew natury ogarnia mą paszczę przerażający i nie ma takiego espresso, które sobie z nim poradzi.
    Plac zabaw to podobna kategoria i wywołuje identyczne reakcje obronne mojego organizmu.
    No ale na rower mogę iść albo zbierać liście w parku. O! Albo najchętniej pojechać do dziadków i siedząc z kawą obserwować jak dziedzic fortun(n)y pochłania borówki prosto z krzaczka.

  • Odpowiedz 23 lipca, 2015

    Karolina

    Tak, tak, tak!!!Oj, jak dobrze, że nie jestem sama na tym świecie…Kocham swoje dziecioki najbardziej na świecie, ale nie kocham zabaw w przedszkole, szkołe, księżniczki, dom…itp.Nie kocham i już

  • Odpowiedz 27 lipca, 2015

    taKAROLa

    Ooooooj… tak. Właśnie dziś pokłóciłam się ze swoim partnerem o to. Bo nie dość, że jestem przed okresem, to każdą chwilę poświęcam naszemu brzdącowi. Całymi dniami z nim siedzę, starając się robić coś ponad to, oczywiście z domu. Popracować ciut. A mały… nie lubi, gdy mu nie poświęcam 100% siebie. Muszę choćby ciągle na niego patrzeć. Jeśli nie, potrafi przyjść i np. walnąć we mnie klockiem. Zrzucić mi laptopa. No więc wstaję, zostawiam to, czym się zajmowałam (grrrrrrrrrrrrrrrrrrr) i próbuję się z nim bawić. Książki? Nie interesują go. Rysowanie? Całe 2 minuty. Ciastolina? W…. dużo sprzątania, zabawa również kilka minut. Klocki? Wywalić i biegać po nich. Oj, to jest to! Jedyne, co go interesuje, to samochody. Może tak całymi dniami – a to pożar i jedzie pan strażak, a to ktoś czeka na autobus, a to wyścig.. (historyjki dorabiać muszę ja, bo inaczej się nie zgadza). Jeśli się nim nie zajmuję, snuje się po domu ze swoją poduszeczką i wygląda jak klasyczny wyrzut sumienia. A ja czuję się podle. Także … rzygam tym szczerze. I nie zmienię swojego nastawienia, dopóki nie wyjdę z domu. A wówczas prawdopodobnie nadmiar zajęć także uniemożliwi mi odczuwanie radości z zabawy, gdy człowiek zmeczony, pranie czeka, a w klozecie zamieszkał cuchnący stwór…

  • Odpowiedz 31 lipca, 2015

    Asia Kost

    To chyba taka przypadłość Kostów 😉
    Pozdrawiam 😀

  • Odpowiedz 13 sierpnia, 2015

    Martynika

    Hahahah….piękny tekst, a jaki na czasie!! 🙂

    Mam tak samo jak Ty – że tak piosenkowo tekstowo to określę.

    Mam jednak tyle szczęścia, że mój Mąż uwielbia bawić się w farmę, w domki itd 🙂 także jak z Córeczką (notabene Alicja ma na imię 😉 ) zamkną się w pokoju to nie ma ich godzinę. Cisza, spokój 🙂
    Ja natomiast uwielbiam z nią tańczyć, śpiewać, wygłupiać się na dworze…rozmawiać o liściach, odpowiadać na wieczne pytanie: dlaczego tak? 🙂
    Teraz widzę, że częste rozmowy dały efekty. Mała jest bardzo rezolutna, ma doskonałą pamięć. Po dłuższej nieobecności w domu od razu widzi zmiany – nawet przestawiony wazonik zauważy.

    Kochana mała terrorystka 😉

    Pozdrawiam Cię cieplutko i bardzo Ci dziękuję, że jesteś i, że piszesz 🙂

  • Odpowiedz 13 sierpnia, 2015

    Natalia G.

    O matko pierwszy raz czytam coś co mi się w głowie kotłuje

    Ja nie znoszę zabaw lalkami, w domu, szkołę … po 5 minutach chce mi się wyć i uciekać gdzie pieprz rośnie…jak dobrze przeczytać taki wpis 🙂

  • Odpowiedz 16 sierpnia, 2015

    Posiaczek

    Kamień z serca o podłogę BĘC.
    W życiu nie pomyślałabym, że jest więcej osób z taką samą dawką entuzjazmu dotyczącego zabaw w księżniczki, pieski etc
    Nie zagłębiając się w szczegóły, napiszę po prostu:

    Dziękuję za ten tekst!

  • Odpowiedz 20 sierpnia, 2015

    Imbirka

    dzięki za tekst. Masz świetne poczucie humoru. Doskonale cię rozumiem. Tyle, ze ja mówię mojej Niuni, że tego nie lubię:) ze mogę z nią malować, czytać etc. ale te karmienie koników doprowadza mnie do szału…..

  • Odpowiedz 25 sierpnia, 2015

    Olala

    Oj tak… 🙂 ufff! A już myślałam, że tylko ja tak mam. A najgorzej jest z innymi dziećmi w rodzinie. Wyjaśniam: zanim jeszcze mieliśmy naszą córcię to np siostra męża nie pojmowała zupełnie, że mnie nie jara (delikatnie powiedziane) zabawa z jej 3-letnią córeczką, która jest urocza i spoko i loko. Tyle oczekwiań wśród znajomych i rodziny, że z racji bycia kobietą = matką też masz wgrany w mózg program, który nagle zmienić Cię ma o 180 stopni. Okropne.
    Jak sobie pomyślę o tym niekończącym powtarzaniu jakiejś dennej dla mnie czy męża zabway po raz 99 to aż mnie krew zalewa… Uch. Najczęściej miłość wygrywa i się bawimy, ale czuję, że mój poziom frustracji rośnie niebezpiecznie czasem 😉

  • Odpowiedz 25 sierpnia, 2015

    Marta Zet

    Ja się przyznaję, głośno i wielokrotnie. Tak, po 3 latach z dziećmi w domu jestem totalnie odmóżdżona. Te cholerne książeczki o króliczkach czytane 235873065972345 razy. I weź tu człowieku wykrzesz z siebie entuzjazm. O nie.

  • Odpowiedz 26 sierpnia, 2015

    JJ

    AMEN!

  • Odpowiedz 26 października, 2015

    Maria

    Oh, jak ja to dobrze znam! Też mam na to alergię, mimo, że córkę kocham ogromnie. Brak mi na to siły, cierpliwości i silnej woli… Zabawy to trauma. Jeszcze puzzle, czy jakaś gra przejdą… ale klocki i lalki nigdy. Choć wyrzuty miewam, że tak rzadko potrafię się zmusić do takich czynności…

  • Odpowiedz 7 listopada, 2015

    PytającaMama

    Dziewczyny mam identycznie! 🙁 Sama z dzieckiem od 5 rano do 18, 19 a często gęsto nawet do 22. Mam przesyt i boję się że nie tylko zabawami z dzieckiem, ale także samym dzieckiem. Łapię się na tym, że „uciekam” przed córką…czy to normalne, że zawsze znajdzie się coś do zrobienia, byleby tylko uniknąć zabawy? Starałam się ją angażować w prace domowe, np. „powrzucaj klamerki do wiaderka”itp.ale ona rzadko ma na to ochote… Niech ktoś mi powie czy to normalne że ona zajmie się czymś na parę minut a po chwili chce coś innego… Nie bawi się sama tylko przynosi mi zabawkę i ja mam coś robić z tą zabawką. Nie mogę ugotować obiadu, bo chodzi za mną i jęczy. A kiedy inne obowiązki? Pranie, sprzątanie… Piszecie, żeby podsuwac dziecku pomysły i sposoby zabaw i pozwolić by dziecko grało pierwsze skrzypce, a ja pytam jak??? Jak to zrobić? Gdy tylko wymyślę jakąś zabawę, podsunę jakieś przedmioty i chcę ją nakierować żeby rozwinąć jej kreatywność i samodzielność ona chce żebym dalej robiła to co jej pokazałam, a ona dołącza. Gdy ja przestaje to robić, ona tez. I znów za mną chodzi i jęczy. Czuje ze się duszę. Bawię się z nią, czytam jej czesto, tańczymy, turlamy się po łóżku, łaskoczemy, rysujemy, śpiewam jej, non stop do niej mowie, układamy klocki chociaż nie wykazuje większego zainteresowania ale jestem z tym „sama” wiec musze i w sumie chce poświecic czas również na gotowanie, pranie, zakupy itp. Lubimy spacerować,chodzimy na place zabaw… Powiedzcie mi czy bawiąc się rzadko z dzieckiem zaburzam w jakiś sposób jej rozwój? Czy nie wystarczy kilka książeczek w ciągu dnia, mówienie do dziecka, śpiewanie, turlanie i np.spacer? Czy to nie jest zabawa? Czy dzieci rodzicow którzy np. w ogóle się z nimi nie bawią są nieszczęśliwe? gorzej się rozwijają?

  • Odpowiedz 7 listopada, 2015

    PytającaMama

    Zapomniałam dodać, że córka ma 16 miesięcy 😉 pozdrawiam

  • Odpowiedz 7 listopada, 2015

    Edyta

    W punkt – niestety znam to z autopsji…I też się do tego publicznie już przyznawałam

  • Odpowiedz 8 listopada, 2015

    Belly Mumny

    U nas postrach sieje książeczka” 101 ciekawostek- wyscigi, rajdy, regaty”. Nasz 1,5 roczniak gania nas z nią, krzycząc”daj,daj” czyli w jego języku, ” poczytaj mi w tej chwili, bo zrobię aferę. I nie chodzi tu o czytanie tych ciekawostek, tu trzeba być kreatywnym i mu opowiadać o tym jak kręcą sie kola i jak auta robią. Bziuuuum i baam do tego modulowanym głosem. Mąż spryciarz malemu czyta „normalnie” i maly pierun leci do mnie z ta książeczką, bo mama lepiej czyta o kółkach, monster truckach, wyscigowkach itp masakra dzieci w murzyńskiej wiosce bawią sie na środku, gdy matki coś robią. My nowoczesne matki musimy być kreatywne i niezmordowane.

  • Odpowiedz 10 listopada, 2015

    Francesca

    Co prawda mój Syn ma dopiero 9 miesięcy ale już się podpisuje pod tekstem i nie powiem, że nie mogę się doczekać zabaw z farmą brrrrr r
    Ufffff, myślałam że tylko ja taka „beznadziejna” jestem 😉

  • Odpowiedz 10 listopada, 2015

    Asia

    ja akurat lubię zabawy z roczniakiem, a plac zabaw to dla mnie okazja żeby się dotlenić. Zaskoczyłaś mnie pisząc o mniejszości, która nie lubi się bawić, bo ja jestem jedyną mamą, która bawi się z dzieckiem na placu więc to chyba jednak większość nie lubi… córka jest na tyle mała, że potrzebuje ‚asysty’ przy większości zabaw ale zaprzyjaźnieni rodzice nie wyjmują swoich dzieci nawet z wózka, bo nie chce się im za nimi biegać. Zgadzam się, że dzieci powinny bawić się przede wszystkim z dziećmi a nie z rodzicami ale zastanawiam się czy takim zasłanianiem się brakiem czasu/obowiązkami domowymi (jeśli robimy to non stop) nie pokazujemy dziecku, że nie mamy dla niego czasu? teraz na zabawę a potem np. na rozmowę?

  • Odpowiedz 24 listopada, 2015

    KI

    Ja nie wiem o czym gadac z moim 14 miesiecznym dzieckiem;p Po posilku w ktorym opisuje co robie, sprzataniu koncza mi sie tematy… Próbowałam opowiadać jej o hybrydyzacji i o glonach ale nie przepada za tymi tematami chyba… popłakała się… nie wiem czemu:P Jeszcze czytam książeczki… ale to wciąż mało czasu jest… jak wy gadacie z dzieciakami?

  • Odpowiedz 25 listopada, 2015

    Ewelina

    Tak to jest jak się na głos wypowie coś co myśli 90% kobiet, rodziców niczym wróżka… a to po prostu życie. Dziękuję za tekst! Masz świetną rękę do pisania, lekkie pióro z humorem niczym Rodzinka.pl 🙂 Ja jestem psychologiem, również od dzieci i dokładnie wiem co powinien robić rodzic i co jest dobre dla dziecka, jak się rozwija itp. Ale przede wszystkim jestem matką! i borykam się z tymi samymi myślami w głowie i tym wiecznym zdaniem „czy jestem dobra matką jeśli nie chce mi się bawić z moim dzieckiem?” Tak jestem dobrą matką, której nie chce się bawić na tyle ile tego potrzebuje ze swoim dzieckiem. Dojscie do tych wniosków i zaakceptowanie tego w takiej nieidealnej formie zajęło mi trochę sesji i treningów stricte intrapsychicznych 🙂 Wiem, że synek potrzebuje zabawy i wiem, że jeśli ma jedyną sąsiadkę – dziecko w swoim otoczeniu o 3 lata starszą a rodzinę mieszkającą daleko i zero dzieci dookoła w podobnym wieku to ja muszę z moim mężem zastąpić mu kolegów i koleżanki. Ale my jako rodzice nigdy ne zastąpimy innych dzieci niezbędnych do zabawy i do budowania stosunków interpersonalnych oraz umiejętności społecznych Wiem też jedno, że szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko i jeśli mamy na siłę coś robić to dziecko wyczuje to, ze jesteśmy nieobecni podczas zabawy, że nie angażujemy się tak jakbyśmy tego chcieli. Dlatego wolę poleżeć z synkiem i pogłaskać go po pleckach przy bajce, albo poczytać mu coś aniżeli kolejny raz udawać, że puszczanie do siebie nawzajem samochodów przez 30 min mnie bawi….. Jesteśmy rodzicami, ale jesteśmy też tylko ludźmi i mamy prawo nie zawsze być super extra fajnymi rodzicami. Najgorzej jest przyznać się do czegoś przed samym sobą i zaakceptować to, zaakceptować swoje słabości. Spadek kulturowi jaki otrzymaliśmy w naszym społeczeństwie narzuca na nas bardzo dużo obowiązku jako rodziców, powoli i tak jesteśmy bardziej świadomi, odchodzimy od pewnych struktur, stereotypów, ale nadal pokutuje w nas jak mantra w głowie tekst rodziców, osób trzecich, sąsiadów, rodziny: „patrz nie zajmie się nawet swoim dzieckiem jaka wyrodna matka!”. No trudno niech będzie wyrodna w ich oczach, a może właśnie prawdziwa ze wszystkimi wadami i zaletami? Ja nauczyłam się mówić szczerze synkowi, że mi się nie chce w to bawić, że tego po prostu nie lubię i że mogę się pobawić w coś innego i jeśli chce to możemy to porobić. Postawiłam na szczerość i jasne mówienie o naszych potrzebach. Okazało się, że mój 5-letni synek jest bardzo inteligentnym chłopczykiem i potrafił to zrozumieć bardziej niż inni dorośli ludzie. I tu nie chodzi o znalezienie sobie wymówki, tylko odnalezienie takiej płaszczyzny z naszymi dziećmi, która daje nam obu satysfakcje, żebyśmy mogli być naturalni i prawdziwi w tym co robimy 🙂 Dzieci uczą się od nas wtedy autonomii, autentyczności a także zwiększają swoją samoświadomość. Nie bądźmy zatem dla siebie zbyt surowi i wymagający. łatwo komuś oceniać z boku, ja sobie też inaczej wyobrażałam przed porodem czas spędzony z dzieckiem, napakowana wiedzą o rozwoju dziecka itp. z racji mojego zawodu i co? .. i okazało się, że jestem najnormalniejszą matką na świecie, której się czasami po prostu nie chce 🙂

  • Odpowiedz 29 listopada, 2015

    Marlena

    Haha przypomina mi się sytuacja z dziecinstwa kiedy to moja mama nie chciala sie ze mna bawic w teatrzyk. Wtedy bylam na nia zla, teraz ją rozumiem:)

  • Odpowiedz 15 grudnia, 2015

    lilka_l

    Bardzo prawdziwy tekst. Jestem taką matką, z drobną różnicą – szczerze wyznałam moim dzieciom że nie lubię takich zabaw ” że tak na niby ja jestem flaterszaj a ty mamo pinki paj”. Wszelkie inne mile widziane. Szczęśliwie mam dwie córki a one szerokie grono koleżanek i kolegów, które chętnie zapraszam bo mam wtedy z głowy 😉

  • Odpowiedz 3 stycznia, 2016

    Joanna

    Hejka;) a już miałam takie wyrzuty sumienia że to tylko ja tak mam;) uśmiałam sie czytajac te komentarze. A najlepsze jest to,że moj 6 letni syn woli bawic sie ze mna a nie z tatą. A najlepsza zabawa mojego syna to autka i jeżdżenie po macie z uliczkami. Nie cierpie tego a ziewam jak na zawołanie;) i nic nie daje ze tlumacze mojemu synowi, ze tata lubi auta! Maciek uwielbia sie ze mna bawic a ja przechodze katusze;)))) pozdrawiam wszystkie mamy!

  • Odpowiedz 13 stycznia, 2016

    dembusowa

    Mialam tez na mysli to by nie walic focha na zasadzie „karm sobie sam ja juz wymiekam”, ale przyjac na klate te trudne emocje jak odmowimy dziecku (mimo ze juz zaspokoilismy jegi potrzebe konkretnej zabawy wg nas, ono ciagnie dalej po raz enty i ma prawo wpasc w zlosc/histerie)

  • Odpowiedz 10 lutego, 2016

    Gaba

    Chyba jest nas trochę więcej niż tylko trzech…. 🙂 Dobrze, że blogowanie stało się modne i że tak wiele osób nie boi się mówić o takich rzeczach. Dzięki takim ludziom jak Ty nie czuję się złą matką:) Dzięki!

  • Odpowiedz 7 maja, 2016

    Katarzyna

    Fajnie, że ktoś pisze o takich sprawach! A zatem dołączam do grona wyrodnych matek 😉 Też nienawidzę staczać bitew figurkami lego, albo bawić się dinozaurami, albo grać w gry planszowe, albo w karty itp. – nienawidzę! Ale coś ze mnie chyba jeszcze będzie, bo za to chętnie gram z małym w piłkę, jeżdżę na hulajnodze czy organizuję wycieczki. Pozdrawiam wszystkie „wyrodne matki” 🙂 Zawsze w głębi ducha wiedziałam, że to nie jest tak prosta sprawa, jakby się mogło zdawać.

  • Odpowiedz 24 maja, 2016

    Hosting

    swietny tekst szczery ale z przymruzeniem oka ?? ja nie lubie, gdy moj synek zdaje sobie sprawe, ze chce mleka, gdy wlasnie ja siadam do stolu, lub gdy tylko sie obok niego poloze, to automatycznie dobiera sie do piersi a balagan to temat rzeka

  • […] już wiecie nie przepadam za bawieniem się z moimi dziećmi (klik), a jednak zazdroszczę Wirgiliuszowi tego, że kiedy on się z nimi bawi, to bawi się totalnie. […]

  • Odpowiedz 4 listopada, 2016

    magda

    kocham Cię zupełnie obca kobieto za ten tekst. Jak mam ganiać plastikowym lego ninja i walczyć zr złem to mam ochote go połknąć i sie nim udławić.. no ale, dzieci chcą – matka walczy 😉

  • Odpowiedz 2 czerwca, 2017

    PannaAnna

    Naprawde dziekuje Bogu, ze nie mam dzieci. Kiedys balam sie, ze jakis zegar we mnie zacznie tykac i ze ich zapragne, ale bedzie za pozno. Na szczescie a mam juz 50 lat, nic we mnie nie tyla. Za to mam zęby w perfekcyjnym stanie. I taka szczesliwa jestem, ze nie zdecydowalam sie na maciezynstwo. To najlepsza decyzja w moim zyciu. Nie kazda kobieta nadaje sie na matke.

  • Odpowiedz 21 sierpnia, 2017

    Karoł

    Ze łzami w oczach powiem: Dziękuję Ci za ten artykuł. Z depresja po dwóch porodach, z agresywnym zbuntowanym i zazdrosnym o rodzeństwo dwulatkiem, z anemia, nerwica, niestabilną działalnością gospodarczą i mężem z którym się nawet nie lubimy, z nadwagą, oceniającą teściową z którą mieszkam, z samą sobą jest mi tak bardzo ciężko że czasem marzę żeby już się nie obudzić i wtedy każdy byłby szczęśliwszy :(. A jak czytam Twój blog to lepiej mi. Dzięki!

  • Odpowiedz 23 grudnia, 2017

    Pobaw się że mną mamo

    Kocham Was! Właśnie dzisiaj potrzebny był mi ten artykuł i te wszystkie komentarze! Dzisiaj miałam pierwszy dzień „pobaw się ze mną mamo”. Moja córeczka powtarzała to cały dzień i wykonczyla mnie psychicznie… jak ja się cieszę że wszyscy mają takie „problemy” ?

  • Odpowiedz 16 stycznia, 2018

    tola

    nobel za ten tekst!!! szkoda ze jakos dopiero teraz do mnie dotarł…Boze a ja bylam pewna, ze kto jak kt ale Ty ubielbiasz karmic plastikowe bydło! 😀 i teraz wiem, ze nie jestem sama i ze tyle nas jest :)))

  • Odpowiedz 16 stycznia, 2018

    MamaJiNa

    Nie masz pojęcia jak wielki kamień z serca mi spadł po przeczytaniu tego tekstu.. zżerały mnie wyrzuty sumienia, bo też kocham moje dzieci i nienawidzę się z nimi bawić. D Z I Ę K I Ci bardzo. Za ten tekst i pozostałe też

  • Odpowiedz 26 stycznia, 2018

    Ola

    Super wpis. Zabawnie napisany. Ja nie cierpię bawić się z dziećmi i tego nie ukrywam. Syn od urodzenia nie umial się sobą zająć. Było to uciążliwe. Ma 8 lat i wciąż nie umie się normalnie sam bawić. Całe szczęście jest szkoła i jest mało czasu na te zabawę. Córka świetnie się bawi sama i z koleżankami, które dla niej zapraszamy. Jak syn mnie woła do zabawy to bez owijania w bawełnę mówię, że matka nie jest od tego.

  • Odpowiedz 26 stycznia, 2018

    Ola

    Ja się uspokoilam i przestałam mieć wyrzuty sumienia po tym jak przeczytałam ksiazke „W Paryżu dzieci nie grymaszą.” Bardzo polecam.

  • Odpowiedz 29 kwietnia, 2018

    Vintarr

    O, jak dobrze wiedzieć, że myślących podobnie jest co najmniej 120-ścia!

    Jak lubię edukować 2-letniego syna, uczyć go liter, cyfer, składania wyrazòw, nazw planet, cząstek elementarnych, czy państw Europy, tak kiedy ciągnie mnie za spòdnicę i skamle: budujemy? Akcja ratunkowa minionka? Etc. Udaję, że mam tysiąc ważniejszych rzeczy do zrobienia, bo przy tych nudnych jak flaki z olejem zabawach, zmywanie garòw, podłòg i wieszanie prania to szczyt wysublimowanej rozrywki :/

  • Odpowiedz 12 sierpnia, 2018

    Matka nie polka

    Nie jesteś sama ! Moje dziecko już kilka lat ryje mi beret tymi zabawkami … Boże !!! Please !!! Chciałabym czasami dostać amnezji i obudzić się jak młody będzie miał już swoją rodzinę …

  • Odpowiedz 21 maja, 2019

    Ula

    Zaczęłam szukać tego wątku bo chciałam zobaczyć relacje innych rodziców. U nas było fajnie do czasu , jak słysze od mojej prawie 4letniej corki „Mamo pobawisz się ze mną????????” w momencie kiedy nawet nie zdąrzyłam kurtki i butów ściągnąć, albo dopiero co w sobote zwlekliśmy się z łóżka i czeka śniadanie , chociaż szklanka wody to dostaje białej gorączki. Jasne zabawy sa super, zabawy w chowanego, układanie Lego (moge godzinami bo to moja zabawka nr one z dzieciństwa), berek… ale córka w tym wieku zazwyczaj wymyśla zabawy w stylu: „Ty jestes czarownica i masz mnie gonic, masz stac tu konkretnie w tym miejscu i masz ten walek i masz mnie gonic, a tu (i pokazuje gdzie konkretnie), upadasz”……zero improwizacji, każdą moja czy meza improwizacje neguje, ma byc tak jak ona sobie wymyslila – i to nas okropnie wkurza, konczy sie to tak ze w koncu ktores z nas sie wkurza i przestaje sie bawic, albo staramy sie odwrocic uwage i zaczac jakas inna zabawe. Okropnie to denerwujace 🙁 Ja jestem jeszcze w zaawansowanej ciazy i najnormalniej nie mam sily juz latac za nia , ganiac sie w te czarwnice i wrozki… a w zabawy typu puzzle, ukladanki, nawet osatnio kredki – mała nie chce sie bawic. Chyba trzeba to jakos przeczekac. I wiecie, mimo ze jestesmy rodzicami ktorzy z dzieckiem spedzaja czas non stop, nie wysylaja do dziadkow kolezanek itd, to trzeba w domu jeszcze posprzatac, ogarnac, ugotowac, i zrobic milion innych waznych rzeczy. Takze , rozumiem ta niechec i wydaje mi sie ze to naturalne. Ja nie pamietam zeby sie ze mna rodzice bawili. Rzeczywiscie na podworku bylo stado dziaciakow i swietnie sie razem bawilismy.

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj ja Anuluj pisanie odpowiedzi