Złe matki siedzą on line?

Co jakiś czas internet rozpala tłumy nawołując rodziców do porzucenia elektroniki i mediów społecznościowych na rzecz spędzania czasu z dzieckiem. Że źle, niedobrze, zły przykład, zaniedbanie emocjonalne, a w ogóle to beznadzieja bo jak to tak można spędzać czas na fejsie zamiast z dzieckiem.

Sama mam zresztą podobne rozpalenie na sumieniu – umieściłam w sieci grafikę opartą o raport AVG technologies. W raporcie tym stwierdzono m.in. że 32% dzieci czuje się nieistotna gdy rodzice korzystają ze smartfonów i tabletów w trakcie rozmowy/zabawy/posiłku.

Przerażające? Zdecydowanie.

Otrzeźwiające? Jak najbardziej.

Siedzenie z nosem przyklejonym do komórki w trakcie obiadu, zabawy, a tym bardziej rozmowy (?!) z dzieckiem jest zaiste kijowym pomysłem. Więc nie bądź żyła i nie rób tego.

Ale w którymś momencie zaczęliśmy przekraczać granice absurdu w kwestiach użytkowania technologii przez rodziców. Ot chociażby pierwszy z brzegu przykład nagminnego wieszania psów na matkach korzystających z komórki na placu zabaw. Albo samobiczowanie się naszych czytelniczek, które mailowo tłumaczą się dlaczego podczas karmienia noworoda „siedzą na fejsie” jednocześnie pytając czy to bardzo źle czy tylko źle.

Albo, o, ostatni hit sieci, czyli wpis matki, która obserwując swoje bawiące się dzieci (sztuk dwa) zauważyła, że chłopcy w trakcie samodzielnej zabawy 28 razy spoglądali na nią. Obserwację tę kobieta skwitowała smutną konkluzją, że gdyby była w tym czasie wpatrzona w ekran telefonu to chłopcy 28 razy uznaliby, że internet jest ważniejszy od nich i ich emocji (całość TU, fragmenty poniżej):

„Dziś gdy moi synowie bawili się, usiadłam w rogu pokoju i sprawdzałam ile razy chłopcy zerkali na mnie z wielu różnych powodów – by sprawdzić czy zauważyłam ich poczynania, by ujrzeć moją aprobatę lub dezaprobatę, by zobaczyć moją reakcję. Zastanawiam się jaką wiadomość przekazałabym im gdybym w tym czasie korzystała z jakiejś technologii? 28 razy moje aniołki zastanawiałyby się czy sieć jest dla mnie ważniejsza od nich. 28 razy moi chłopcy nie otrzymaliby uwagi o którą zabiega większość dorosłych. 28 razy moi ukochani zastanawialiby się czy są pozostawieni sami sobie na poziomie emocjonalnym. 28 razy moje dzieci utwierdziłyby się w przekonaniu, że ważne jest tylko to kim jesteś on line.”

Dziesiątki tysięcy udostępnień, jeszcze więcej lajków, a wszystko to okraszone setkami poważnych analiz opłakanego stanu rodzicielstwa rozproszonego przez smartfony.

Litości!

Jeżeli moje dzieci są akurat na tyle łaskawe, że zajmują się same sobą to ja z dziką radością wykorzystuję te chwile na to by mieć ich w nosie. Jasne, zerkam na nich od czasu do czasu coby skontrolować stopień demolki domu, ale nie oczekuję w napięciu czy któreś z jaśniepaństwa nie zechce mnie aby zaszczycić spojrzeniem.

Kwintesencją rodzicielstwa nie jest przecież ciągłe wpatrywanie się w poczynania dziecka ani poświęcanie mu bez reszty każdej wolnej chwili. Ba! Dobrze jest by dzieci wiedziały, że nie muszą być w centrum czyjejś uwagi przez każdy moment swego życia, że nie wszystko co robią musi być zauważone i wychwalone przez rodziców czy kogokolwiek bądź. Niech wiedzą, że radość z zabawy i życia można czerpać ot tak po prostu, dla samego siebie, a nie dla aplauzu i uwagi innych.

Co oczywiste spędzanie czasu z dzieckiem jest parszywie ważne, ale czasem trzeba też temu dziecku dać przestrzeń do samodzielnego odkrywania świata – niech samo znajdzie pomysł na zabawę, a może nawet kompana do niej. Niechże w końcu ono się od czasu do czasu PONUDZI. Nuda jest twórcza.

Wiem o tym doskonale bo kiedy zdycham z nudów bawiąc się z moimi dziećmi po raz kolejny w to samo (klik) to naprawdę wznoszę się na wyżyny kreatywności by wymyślić coś co sprawi że będziemy się wszyscy dobrze bawić (klik). I faktycznie czasem bawimy się tak dobrze, że pękamy ze śmiechu.

Ale czasem mam po prostu DOŚĆ i wtedy zamiast wpatrywać się w cudowne skądinąd oblicza moich latorośli, wpatruję się w ekran mojego telefonu. Pozwala mi to choć na chwilę przenieść się do równoległego świata w którym ubaw po pachy nie jest rozumiany jako rozsmarowanie całej zupy po stole i potarganie gazety.

To pomaga mi złapać oddech i dystans, odstresować się, naładować baterie i wrócić do dzieci z nowymi pokładami sił i entuzjazmu.

Dlatego nie. Wbrew masowym nawoływaniom na moim feedzie nie zamierzam porzucić internetu i mediów społecznościowych. Lubię je. Paradoksalnie ułatwiają mi rodzicielstwo – fajnie jest dowiedzieć się, że z podobnymi problemami boryka się każdego dnia wiele matek. Fajnie jest razem się z tego ponabijać – to naprawdę redukuje około rodzicielskie stresy.

Wszystko jest kwestią równowagi, a my zaczynamy popadać w kolejną skrajność i wkrótce w macierzyństwie nie będzie miejsca dla… matki. Skończmy więc może z tą martyrologią i przestańmy kobietom wmawiać, że chwilę dla siebie mogą mieć tylko wtedy gdy dzieci śpią. Sugerowanie, że korzystanie z sieci by się odmóżdżyć/dokształcić/załatwić bieżące sprawy w trakcie kiedy dzieci radośnie bawią się samodzielnie zniszczy bezpowrotnie relacje z dzieckiem i zepsuje całe następne pokolenie jest nieco paranoiczne.

Demonizujemy technologie, podkreślając ich destrukcyjny wpływ na wszystko dookoła. I jasne – nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego, że są rodzice przyklejeni do ekranów komórek przez większą cześć dnia i oczywista sprawa, że to nie jest dobre. Ale może to faktycznie jest tak jak napisał jeden z komentujących moją grafikę – może te 32% dzieci, nie tyle czuje się nieistotna, co po prostu jest dla rodziców nieistotna.

Dla całej reszty najważniejsze jest to by dzieci czuły się kochane i akceptowane, a telefon stanowi jedynie narzędzie pracy, planer, ułatwiacz życia i odskocznię od miejscami wyjątkowo nudnej rodzicielskiej rzeczywistości. Czasem zresztą ten diaboliczny telefon stanowi jedyne „sacrum” do którego dzieci nie mają dostępu. Bo nie wiem czy wiecie, ale dzieci tak już mają, że nawet do toalety lezą za matką.

Pozwólmy więc matkom mieć bez wyrzutów sumienia trochę swojego życia, nawet jeśli to będzie tylko życie on-line, dobra? Dzieciom naprawdę nie zaszkodzi jeśli chwilę pobawią się same.

Równowaga – tak.

Paranoja – nie.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

31 komentarzy

  • Odpowiedz 17 listopada, 2015

    m_ysz_ka

    No nie przychodzi mi do głowy odpowiednio dobitne słowo na wyrażenie całkowitej zgody co do jednej najdrobniejszej literki tego wpisu. Ale po prostu: tak, tak, tak!!!

    Ja czasami funduje sobie detoks internetowy i spędzam dłuższy czas z dzieckiem bez komputera, telefonu, ty i jest super. A czasem mam taki nastrój i taki czas, że nawet 15 minut przy piaskownicy patrząc się na taplanie w piasku nie wysiedzę więc siedzę z nosem w fejsie w telefonie, a moje dziecko jest i tak bezpieczne i szczęśliwe.

    • Odpowiedz 25 listopada, 2015

      Anonim

      Po porostu dziękuję za ten wpis. 🙂

  • Odpowiedz 17 listopada, 2015

    mamapediatra

    Równowaga przede wszystkim! we wszystkim 🙂
    pozdrawiam

  • Odpowiedz 17 listopada, 2015

    Agnieszka

    Tak, tak, tak!

  • Odpowiedz 17 listopada, 2015

    mayaxandra

    a moje małe właśnie zajada się kanapkami z serkiem radośnie rozsmarowując tenże na sobie i całej okolicy. A ja bawię się w matkę wyrodną i siedzę w sieci. W końcu do jedzenia kanapek potrzebna bezpośrednio nie jestem, tylko do podawania kolejnej 🙂

  • Odpowiedz 17 listopada, 2015

    Groszek

    Amen.

  • Odpowiedz 17 listopada, 2015

    litermatka

    Fantastyczny artykuł!

  • Odpowiedz 17 listopada, 2015

    Ewa

    Dzięki Ci za ten wpis! 🙂

  • Odpowiedz 17 listopada, 2015

    Monika

    To ja za Groszkiem AMEN. Bo to od razu przyszło mi do głowy po przeczytaniu artykułu. Dodam, że czuję się rozgrzeszona

  • Odpowiedz 17 listopada, 2015

    Prudencja

    Takie wpisy wzbudzają mój prawdziwie dziki entuzjazm. Każda skrajność jest zła.

  • Odpowiedz 17 listopada, 2015

    MartaM

    moje dziecko czuje się odtrącone i niekochane, kiedy robię obiad. Wisi mi wtedy na nodze i wyje ;p zła i wyrodna matka ze mnie.

    • Odpowiedz 17 listopada, 2015

      Anonim

      Hehe, to tak jak moje;)

  • Odpowiedz 17 listopada, 2015

    Katarzyna

    Dzięki Ci wielkie cudowna, mądra kobieto za ten artykuł. Z radością przykleiłam się do mojego smartfona żeby go przeczytać a gaworzące dziecię usadowiłam wśód sterty zabawek na podłodze. Spokojnie dał radę przez te 5 minut zająć się garnuszkiem z klockami. Mam nadzieję, że nie dewastuję jego rozwijającej się osobowości, kradnąc kolejne 5 minut na napisanie komentarza.
    Pozdrawiam serdecznie.

  • Odpowiedz 17 listopada, 2015

    Marta

    W punkt! 🙂

  • Odpowiedz 18 listopada, 2015

    Nawiedzona Ula la

    Dokładnie do takich wniosków doszłam ostatnio. Jakiś temat główny ostatniego miesiąca- dwóch. Gdzieś proponują detoks, gdzieś w serialu scena jak matka patrząca w telefon nie zauważyła, gdy jej synek wjechał na drogę pod samochód…Jezu… No trzeba znaleźć winnego, więc oberwie się matce. Tak, bo statystycznie MATKA spędza z dzieckiem najwięcej czasu, bo MATKA mam wdrukowane, że jej potrzeby to na końcu. Tak jak napisałaś, czas dla siebie jak dziecko śpi. LITOŚCI. Dziecko nie jest pępkiem świata! Dopóki ludzie tego nie zrozumieją, to młode kobiety nie zechcą mieć dzieci. Nie dziwię się, skoro macierzyństwo to terror?
    Temat rzeka, ale to kolejna „moda” i nie zamierzam jej się poddawać. Każdy swój rozum ma…
    Pozdrawiam i udostępniam post, bo może jakaś matka przestanie się samobiczować.

  • Odpowiedz 18 listopada, 2015

    Małgorzata

    Złoty środek. Dokładnie. Demonizowanie internetu, tabletów i komórek urasta do rangi kuriozum. Kiedyś książka jawiła się ludziom jako dzieło szatana bo czytelnik zatapiał się w fotelu, czytał i niknął dla reszty świata. Ludzie tak muszą mieć wroga publicznego?

  • Odpowiedz 20 listopada, 2015

    Joanna

    Moim zdaniem przerażające są dwie kwestie współczesnego rodzicielstwa: po pierwsze jest ono przeintelektualizowane, czego dowodem są te wszystkie wątpliwości, czy nie krzywdzę dziecka czytając SMSy na placu zabaw i druga: stawianie dziecka zawsze i wszędzie na pierwszym miejscu. „wkrótce w macierzyństwie nie będzie miejsca dla… matki” – puenta doskonała.
    Pozdrawiam, mama bliźniaków układających klocki na dywanie, siedząca tymczasem online:)
    (Dzięki Bogu za tablety i internety i klocki:)

  • Odpowiedz 20 listopada, 2015

    AlergiczneDziecko

    Podpisuję się pod tekstem obiema rękami. Super napisane!

  • Odpowiedz 23 listopada, 2015

    Groszek z Marchewką

    Dziękuję! Dziś było mi to potrzebne bardziej, niż kiedykolwiek…

  • Odpowiedz 25 listopada, 2015

    Kruk23

    Zgadzam się zwłaszcza z tym, że dzieci powinny umieć czerpać radość z tego,co robią, bez potwierdzania tego stanu u dorosłego. Sama mam z tym problem i wiem, że to często blokuje mi drogę do poczucia szczęścia.

  • […] początek polecam tekst o złych matkach siedzących online i temat bardzo pokrewny w szafie Tosi – czy tego chcemy czy nie, nowe technologie […]

  • Odpowiedz 1 grudnia, 2015

    Zosia

    Moja mama siedziała z nosem w książce, ja w kindlu… Taka kolej rzeczy 🙂

  • Odpowiedz 14 grudnia, 2015

    Viola

    padło w tym wpisie piękne słowo RÓWNOWAGA !!!!
    Jestem aktywna mama, spędzam ze woja pociechą masę czasu jednak potrzebuję chwili dla siebie ( nie mówię tu konkretnie o internecie, ale np. książce)!! Gdy śpi ale sam się bawi korzystam z tego.

  • Odpowiedz 15 grudnia, 2015

    kasia

    super wpis !!! ja to mam wrażenie, że matki są wogole jakos za wszystko nieustannie krytykowane i oceniane

  • Odpowiedz 3 stycznia, 2016

    dita

    Mi się wydaje, że ludziom to się w tyłkach przewraca i szukają ciągle byle czego, żeby tylko się czepić. Jestem z pokolenia rodzin wielodzietnych. Mam 3 starsze siostry i fantastyczną matkę, która mnie kochała jak nikt inny i z kim nie rozmawiam, to 30 lat temu w dużej mierze wychowywaliśmy się sami, albo raczej wychowywało nas (lub my wychowywaliśmy młodsze) rodzeństwo, bo rodzice pracowali i nawet jak wrócili z pracy to ogarnięcie domu, ogrodu i wszystkiego dookoła nie pozwalało radośnie siedzieć i pokazywać jak świat wygląda i rozprawianie o każdej przeżytej emocji. Piękne chwile jakie pamiętam to popołudniowe drzemki, kiedy wtulałam się w mamę i razem kimałyśmy kilka minut każdego dnia i cieszyłam się że jesteśmy tylko dla siebie. Nie było komputerów, nie było bajek 24h/dobę, zajmowaliśmy się tym co było dookoła, piaskiem, trzepakiem i za przeproszeniem g_nem na drodze i wyrośliśmy na ludzi, mimo że mama nie patrzyła na nas 28 razy na godzinę;)
    Osobiście do kompa staram się nie podchodzić, kiedy dziecko się bawi, bo może szybko zmienić obiekt zainteresowania, za to mam nadzieję, że akapity książek, które próbuję połykać w międzyczasie zabawy, zaowocują za kilka lat tym samym.
    Pozdrawiam ciepło

  • Odpowiedz 7 stycznia, 2016

    PaulaEr

    Doskonały tekst!! Jak zwykle zresztą… 🙂 I oczywiście w punkt. Mnie jeszcze w tym wszystkim uderza przede wszystkim to, że nikt nie wytknie błędów rodzicielskich matce jak inna matka. Każda jest mądrzejsza i gotowa potępiać Twoje działania. Ot prosty przykład: wpis gdzieś w internecie na temat spacerów. I głos: Nie mogę patrzeć na te durne matki przyklejone do telefonów podczas spacerów z dzieckiem w wózku podczas, gdy to dziecko wzrokiem błaga matkę o uwagę! (?!). Paranoja. Oczywiście pomijając fakt, że dziecko rzeczywiście może domagać się uwagi, to po prostu już strach wyciągnąć telefon na ulicy żeby inne matki nie przeprowadziły na nas linczu, bo przecież wyrządzamy dziecku nieodwracalną krzywdę. BTW: spaceruję po lesie, ze śpiącym dzieckiem, więc nie grozi mu niebezpieczeństwo i nie próbuje przykuć mej uwagi 🙂

  • Odpowiedz 12 września, 2016

    Ania

    A moje dziecko nam nie daje przy sobie używać komputera i komórki. Do komputera przychodzi i od razu wali w klawiaturę i coś mi przełącza, a telefon wyrywa z rąk lub krzyczy żeby jej dać. A ma 11 miesięcy. Nauczyła nas nie używać tych sprzętów przy niej 😛

    • Odpowiedz 14 września, 2016

      Też Ania

      Haha nasza podobnie 🙂 jak widzi telefon, od razu domaga się rozmowy z babą, a komputer i tablet kojarzą jej się z filmikiem o pawiu (pierwszy, jaki widziała na jutiubie) i zaczyna wydaje dzikie, pawie okrzyki, dopóki nie pokaże jej się tego nagrania 🙂

  • Odpowiedz 7 lipca, 2019

    Agnieszka

    Uspokoił mnie ten post bo juz myślałam, że siedzenie nosem w telefonie spowoduje nieodwracalne skutki w rozwoju psychicznym mojego dziecka i wywoła chorobę sierocą…ufff

  • Like!! Really appreciate you sharing this blog post.Really thank you! Keep writing.

Leave a Reply