Dwa lata po narodzinach dziecka – zaskoczeń i wyzwań macierzyństwa ciąg dalszy.

Jakiś licha wersja pamiętnika z tych moich dorocznych analiz wychodzi normalnie. Dobre i to bo z ciążowych planów (hahaha) opisywania, dokumentowania i fotografowania  każdego etapu rozwoju syna wyszły wielkie nici. Wraz ze zbliżającymi się drugimi urodzinami znowu jednak czuję zew do podsumowań. Najpierw jednak wróciłam sobie do czasów gdy kończyłam 1 roczek – klik  i trochę się uśmiałam ze swojej młodszej wersji i ówczesnego punktu siedzenia. Taka jednak byłam i to było 100% młodszej mnie.

Cześć, teraz mam dwa latka. Jestem już dużą matką. Jestem już taką dużą matką a wciąż czasem (często) płaczę po kątach, czasem przy ludziach, czasem z miłości, czasem ze złości, czasem z bezsilności. Wciąż kocham i jestem kochana, bywam szczęśliwa, smutna, wkurzona, wypoczęta, zmęczona, mądra i głupia. Pomimo mego wieku wciąż nie ogarniam tej mieszaniny uczuć i emocji. Jestem dużą matką dużego syna, który wciąż potrzebuje smoczka, pije mleko z piersi i robi w pieluchy.  To  mnie akurat w ogóle nie zaskakuje ale …Co mnie zaskoczyło w drugim roku macierzyństwa?  Chyba nic już tak bardzo jak w pierwszym, chociaż kilka z tamtych punktów jest wciąż aktualnych.  Teraz mam kilka nowych matczyno-nostalgiczo-życiowo-metafizyczno- przyziemnych refleksji:

1. Czas, którego nie ma.
Pierwszy rok pomimo „siedzenia w domu na macierzyńskim” śmignął mi przed nosem nie wiadomo kiedy, był szalenie intensywny i w ogóle. Wiadomo. Wszystko Nowe. W drugim roku skończyło się siedzenie w domu i czas zaczął gnać jeszcze prędzej. Panta rhei bardzo bardzo szybko. Nie lubię.

2. Czas, którego nie można cofnąć (i pamięć, która zawodzi)
To zupełnie nowe nowa refleksja, która nawiedza ostatnio moje szare komórki. Łapię się na tym, że wspominam sobie jak to było po narodzinach, jak wróciliśmy do domu, jaki był maleńki, jak karmiłam go większość doby, oglądam zdjęcia sprzed dwóch lat i…

…Ratunku! Nie poznaję własnego dziecka!

P1120772

Nie pamiętam, że on tak wyglądał. Mój to ten po lewej jakby co. Nie wiem czy rozpoznałabym jego facjatę wśród zdjęć innych noworodków. I czasem sobie myślę że chciałabym przeżyć to jeszcze raz (z obecną wiedzą i doświadczeniem rzecz jasna), że może przeżyłabym to mocniej, lepiej, inaczej, nie tak nerwowo, nie tak chaotycznie, nie umęczając się tak bez sensu, za to bardziej celebrując. A czasem sobie myślę, że nie chciałabym, że przeżyłam to tak a nie inaczej ale po swojemu, po naszemu. Z drugiej strony doskonale pamiętam co robiłam w dzień przed porodem i wciąż ze szczegółami pamiętam przebieg porodu – od pęknięcia pęcherza owodniowoego o 24.00 do naszych narodzin o godzinie 14 z kawałkiem (klik). Ból też pamiętam ale przestał mieć już takie znaczenie.

 3. Czas, którego nikt nam nie zastąpi.
Tu chodzi mi o czas, który zajmuje praca zarobkowa. A dokładniej czas, w którym ja pracuję i nie ma Go blisko mnie i mnie blisko Niego przez kilkanaście godzin.  Pracuję dużo, nieregularnie, nocami, dniami, świętami. Praca jest mi potrzebna, daje oddech, męczy „inaczej”,  niż praca w domu, a z drugiej strony mam poczucie, że trochę mnie jednak omija. Gdybym miała taką możliwość skorzystałabym z prawa do urlopu wychowawczego.

4. Czasu, którego nie mam dla siebie i dla innych
Wiem, wiem, tendencyjna wymówka z tym brakiem czasu „dla siebie”. Trudno, jestem tendencyjna – nie mam czasu dla siebie. Mam za mało czasu żeby iść na fitness, żeby pisać bloga, żeby zastanowić się nad życiowo- ważnymi sprawami, żeby zadzwonić do przyjaciółki. Czasem nie mam czasu żeby odebrać telefon od siostry. Może za kolejny rok uznam to za dziwactwo.  Może jestem głupia ale poza czasem na pracę nie chcę dodatkowo zostawiać syna „pod opieką”. Wciąż mam poczucie, że nie ma mnie zbyt często.  Chciałabym być fit, ukulturalnioną, oczytaną mamą z dużą grupą przyjaciół. Na ten moment nie potrafię jeszcze tego ogarnąć (a może nie chcę wystarczająco mocno).

5. Co mnie u licha tak męczyło rok wcześniej?
No tak. Z moich zeszłorocznych wypocin wyłania się obraz bardzo zmęczonej kobiety. Intensywnie główkuję  dlaczego rok temu  byłam taka  zmęczona skoro nie pracowałam jeszcze zarobkowo. No i przez kilka pierwszych miesięcy życia ON nie potrafił przecież jeszcze chodzić/biegać/skakać z wysokości/robić fikołków/stać na rękach i głowie/biegać po schodach/nie umiał otwierać furtki i uciekać na ulicę/ nie wkładał sobie pestek do nosa.  Ba, kiedyś nawet nie potrafił raczkować, a wcześniej nawet pełzać. Ba, przez pierwsze pół roku nie musiałam dla niego gotować, myśleć o kolejnych posiłkach, zakupach. Nie pamiętam, serio, nie pamiętam czym ja byłam wtedy tak strasznie umęczona. To znaczy nie pamiętam co ja robiłam jak on leżał w łóżeczku, na macie, kocu, podłodze czy innym leżaczku. Nie pamiętam ale pamiętam, że mnie to męczyło 😉 A może to ten doktorat….

6. Coraz częściej wiem, że nic nie wiem
Moje dziecko ma dopiero (albo już) 2 lata a ja jestem na etapie, w którym często nie wiem co zrobić, powiedzieć, jak zareagować, jak zadecydować.  Co ze mną nie tak? Jestem wykształcona, dużo czytam, przeglądam źródła, rozmawiam z Alicją, z mamą, z siostrą, z koleżankami – matkami i wciąż nie wiem. Nie wiem czy nie siedzi za długo siedzi przed telewizorem, co zrobić, żeby nie szarpał dzieci za włosy, co z tymi histeriami, dlaczego on tak często ryczy, czy nie poświęcam mu za mało czasu, a może za dużo, może powinnam olać pracę…..stukropek. Wiem, że choćbym zjadła wszystkie rozumy nigdy nie znajdę jednej, dobrej odpowiedzi na moje pytania i wątpliwości. To przecież moje – jedynetakienaświecie dziecko, moja jedynataka rodzina, jedynataka babcia, dzidek, praca, koty, nasz jedynytaki świat. Wiem, że nie ma jednej recepty  na wychownie, wiem że na własnych błędach muszę się uczyć żyć w naszym jedynymtakimświecie. Wiem, że jeszcze wielokrotnie będę się szarpać, że nie raz będę rozdarta, będę krzyczeć i płakać. I wiem, że te uczucia nasilają się wraz z wiekiem. Mimo wszystko jednak wiem, że nasze dziecko wyjdzie z tego cało.

7. Sen, którego nie ma ciąg dalszy
Przyzwyczaiłam się już. Nawet nie chce mi się o tym pisać. 2 lata i ani jednej przespanej nocy w całości. Byłam pewna, że dla takiego chojraka w niespaniu jak ja, powrót na nocne dyżury to będzie błahostka. Ależ się myliłam. Nocki w pracy mnie wykańczają. Szczególnie, że po powrocie do domu synu jest już gotów do zdobywania świata na nowo i mogę zapomnieć o „odsypianiu” dyżuru. Suma sumarum jestem wtedy ciągle ziewającą gadziną z niską dozą cierpliwości.

8. Błahostki
Bałagany, brudne ciuchy, ilość prania, rany cielesne – mam wrażenie, że to wraz z wiekiem się nasila. Wraz z wiekiem spada też moja wrażliwość na te sprawy. Jeśli chodzi o picie ciepłej kawy w spokoju, to aktualnie nie ma z tym żadnego problemu. Z natury pijam 2 – 3 duże czarne z kapką mleczka i jestem happy.

9. Czas na Drugiego
Fizycznie i psychicznie jestem gotowa na drugiego potomką/potomkinię. Oł je!

Największe wyzwania w drugim roku nowego życia to:

1.Powrót do pracy
To zdecydowanie największe wyzwanie minionego roku. Urlop macierzyński plus zaległy urlop dały mi jakieś 14 miesięcy spokoju ducha. Miałam duże obawy jak to będzie kiedy wrócę do pracy, czy wszystko ogarniemy, co z nockami, z karmieniem, z tęsknotą, jak sobie poradzą dziadkowie podczas wielogodzinnej opieki i tak dalej. Oczywiście wszystko się jakoś poukładało. Nawet noce bez mamy wyglądają lepiej niż jakoś. Niemniej jednak w pracy czuję, że jestem już zupełnie innym człowiekiem niż wcześniej. I pomału czuję, że czas na zmiany.

1a. A może zmienić zawód?
Wiem, że praca którą wykonuję jest bardzo potrzebna. Wiem też, że lubię pracować z wcześniakami i ich rodzicami. Lubię adrenalinę, która paruje uszami gdy czekam na poród małego człowieka albo i czterech człowieków na raz. Lubię pomagać. Lubię pielęgnować i leczyć.  Mam satysfakcję z tego co robię.  Wzruszam się niemiłosiernie, kiedy po latach odwiedzają nas nasi dawni pacjenci. Widzę wtedy, że moja praca ma sens. Dlatego pracuję i daję z siebie wszystko. Z drugiej jednak strony, kto pracuje na oddziale intensywnej terapii ten wie jak bardzo ciężka fizycznie i psychicznie jest to praca. Choroby, tragedie, strach, śmierć mieszają  się z radością i szczęściem. Tej pracy towarzyszą ogromne emocje. Są dyżury podczas których chce się człowiekowi ryczeć, są takie na których się ryczy, są takie po których ryczy się jeszcze w domu. I żeby nie było – nie tylko ja tak mam. Trzeba umieć pracować pod ogromnym napięciem, trzeba umieć logicznie myśleć i działać w chwilach niewyobrażalnego stresu. Nie potrafię znaleźć żadnej metafory, która w bardziej literacki sposób obrazowałby to co mam na myśli. Po prostu pracuję ze świadomością, że od naszej pracy zależy bardzo wiele – życie i zdrowie kilkusetgramowych dzieci. Zmęczenie, praca w nocy, w święta, w specyficznych warunkach, kołowrotek emocjonalny są do przejścia. Praca w szpitalu na etacie ma niestety bardzo wiele innych, bardziej przyziemnych minusów, które teraz zaczynają mi już doskwierać. Co z kolei popycha do szukania alternatyw.

2. Poradnia laktacyjna
Takich jak poradnia laktacyjna (strona, facebook). Ciężko było mi świadomie pchać się w kolejne godziny pracy poza domem, w kolejne rozłąki z synem, w rosnące sterty brudnych naczyń i rozmnażającego się bałaganu. Pomimo braku czasu udało nam się jednak stworzyć fajne, przyjazne miejsce, w którym realizuję się jako certyfikowany doradca laktacyjny. Mam nadzieję, że za rok wciąż będziemy istnieć tylko jeszcze bardziej i lepiej. Trzymajta kciuki.

Mam nadzieję, że za rok dalej będę się z Wami spotykać, że będę mamą po raz drugi, że będę kochać i będę kochaną. A jaki zawód będę wykonywać, gdzie pracować? Zobaczymy.

A poza tym dalej podtrzymuję, że:

  • Każdego dnia można umierać z miłości a jednak żyć;
  • można mieć ochotę pożreć własne dziecko (klik);
  • można się tak bać o drugiego człowieka;
  • można się stęsknić za kimś po 3 godzinach od rozstania;
  • można poryczeć się po spojrzeniu w oczy własnego dziecka.

Wszystkiego dobrego syneczku. Kocham cię najmocniej na świecie. A teraz muszę wracać do moich mojego toru bezowego bo jutro imprezka. Mniam, mniam. Jak mi wyjdzie to wrzucę na naszego instagrama.

Wreszcie mamą synusia (lipiec 2014)!!! Położna- z wykształcenia i zamiłowania, Certyfikowany Doradca Laktacyjny - CDL Nr. rej. CNoL 482/2015/CDL, doradca noszenia ClauWi®, naukowiec, ostatnio także doktor nauk medycznych. Swoją drogą- najlepsza w pisaniu doktoratu z dzieckiem przy piersi;-) Bierze udział w eksperymencie naukowym mającym na celu dowiedzenie, że bez snu też można żyć. Kontakt: danka@mataja.pl

29 komentarzy

  • Odpowiedz 28 lipca, 2016

    Anna Kwiatek-Kucharska

    Gratuluję!
    Mój syn ma prawie dwa lata i też się zastanawiam, co mnie tak wtedy męczyło?
    Życzę wielu lat do wspólnego podsumowywania 🙂

  • Odpowiedz 28 lipca, 2016

    Magdalena

    Najlepszego Dankowy Synu!

  • Odpowiedz 28 lipca, 2016

    Marta

    Wszystkiego najlepszego dla Ciebie i Twojego Synka! Udanej imprezki 🙂

    Mój niedługo skończy rok, a ja już nie poznaję go na zdjęciach z pierwszych 3 miesięcy jego/naszego życia.

  • Odpowiedz 28 lipca, 2016

    Ezena

    Ja wspominam sobie siebie sprzed 2 lat.. też byłam zmęczona i taka jakaś smetna momentami. A od roku jest już nas więcej i już tylko radość i zmęczenie, ale głównie radość 🙂 i dużo wychodzimy z dzieciakami do ludzi… Bo dzieci powinna chować cała wioska, wtedy macierzyństwo jest przyjemnością! 🙂

  • Odpowiedz 28 lipca, 2016

    Angie

    Moja córka 17 sierpnia kończy dwa lata a ja już zaczynam podumowanie jak myślę że aż dwa lata jest z nami.Ja jeszcze „siedząca” w domu,mniej lub więcej chwilami chce mi się wrócić do pracy,którą w sumie muszę sobie najpierw znależć.Ale myśląc o tych dwóch latach zmieniłabym parę rzeczy:
    -mniej spiny.Czytałam o rozwoju dziecka i bardzo chciałam aby moje dziecko było książkowe.Albo nawet lepsze niż te z książki.Później co prawda mi przeszło,ale pamiętam te nieprzespane noce i myślenie co jeszcze mogę zrobić aby przyśpieszyć naukę chodzenia,jedzenia,siedzenia itp.
    -nie rezygnowałabym z karmienia piersią.Karmiłam półtora roku i jakoś chyba za namową światka rodzinnego i obietnicą przespania całych nocy odstawiłam Hanię,ona chyba mniej to przeżyła niż ja.Do tej pory żałuje i czasami popłakuje jak widzę jak mama i dziecko się karmią a my już nie
    -Trochę oddałabym ją w ręce taty.Widzę że Hania mimo że jest bardzo za tatą,czeka na jego powrót z pracy to jednak to zawsze ja jestem numerem jeden dla niej.Niby rozumiem,w końcu to ja jestem zawsze,ale chciałabym aby to do taty czasami zwróciła się o pić,jeść,siku itp
    Ale mama to mama,nie jestem idealna,tata Hani też nie ale jak patrzę na tą naszą śpiącą królewnę to i tak twierdzę że kawal dobrej roboty wykonaliśmy,

  • Odpowiedz 28 lipca, 2016

    Angie

    I chciałam jeszcze dodać że podziwiam to co robisz,że łączysz pracę z wychowywaniem synka i w obu przypadkach radzisz sobie super!Jesteś dla mnie wzorem i motywatorem 🙂
    I STO LAT DLA SYNUSIA 🙂

  • Odpowiedz 28 lipca, 2016

    Julkowo-Tymkowa

    eech a ja każdego dnia rozczulam się, że tak szybko rosną mi te syny… zwłaszcza teraz, jak na świecie pojawił się Drugi- to Pierwszy mimo niespełna dwóch lat wydaje się, jakby miał pięć… masakra jakaś…

  • Odpowiedz 28 lipca, 2016

    Agnieszka

    Wszystkiego najlepszego dla synka :* Pięknie to wszystko opisałas! Mi niedługo kończy się macierzyński i chyba oleje prace i zostane na wychowawczym. Jeszcze trochę.. żeby pobyć blisko.. bo czuję że mnie potrzebuje, a finansowo sobie jakoś poradzimy;) Zakochałam się w byciu mamą, myślę po cichu o drugim bobasku. Mimo, że momentami bywa ciężko jestem cholernie szczęśliwa.

  • Odpowiedz 28 lipca, 2016

    Ksia

    Moja córa ma dwa lata i dwa miesiące i mam bardzo podobne przemyślenia. Dodam jeszcze, że dla mnie największym zaskoczeniem tego drugiego roku było to, że mogę się tak na moje ukochane dziecko złościć. Jak Karola była malutka mignęły mi gdzieś warsztaty „Moje dziecko mnie złości” i nie wiedziałam o co chodzi. Moje dziecko? Złości? No way! A potem się zaczęły takie karuzele emocjonalne młodej, że zdarzało mi się za złości zgrzytać zębami i walić przedmiotami w stół (na szczęście jak byłam sama w kuchni). Ale i z tym nauczyłam się żyć. I też jestem gotowa na ‚number two’, więc chyba nie jest tak źle 😉

  • Odpowiedz 28 lipca, 2016

    Ania

    Popłakałam się. Piękny wpis. Brak mi słów.
    Dużo z tego i u mnie się zgadza …
    Życzę Wam. Tobie i synkowi wielu wspólnych, dalszych urodzin 🙂 abyście byli razem i kochali się najmocniej jak tylko możecie.

  • Odpowiedz 28 lipca, 2016

    Beata

    Ja również się poplakalam… Cudowne słowa, wspaniały tekst ❤ Ja jestem mamą prawie rocznego synka, więc wiele jeszcze przede mną. Danka, Tobie i Twojemu Syneczkowi życzę ogromu miłości i szczęścia! Wiem jak bardzo go kochasz ☺❤

  • Odpowiedz 28 lipca, 2016

    Malwa

    Danuśka, czuję w Tobie emocjonalnego drucha! Takie to macierzyństwo właśnie, jazda na całego! Spełnienia marzeń na nowy roczek, a młodemu zdrówka.

    P.S: co Cię męczyło (i mnie i tryliard innych)? Zajmowanie się domem, żeby nie było widać że bałagan; dzieckiem, żeby nie było, że leży samo sobie; sobą, żeby jakoś przetrwać, po prostu proza życia, kochana, jest nużąco-męcząca. Dla pociechy przy 2 dziecku organizacja osiąga poziom Mistrz i grasz na hardzie, wymiatając.

    Udanej imprezki!

  • Odpowiedz 28 lipca, 2016

    Anita

    Moja ma 20 m-cy. Wszystko to przeżywałam. Żłobek od 9-ego miesiąca życia. Powrót do pracy już 2 tygodnie po porodzie (sic!), chociaż to praca w domu więc zarwane noce i weekendy. W między czasie napisałam doktorat, założyłam firmę. Jednego tylko nie mam – Twojego poczucia, że daję dziecku za mało czasu. Moja Ulcia jest w żłobku po 7 godzin dziennie. Tam są jej ukochane ciocie, przyjaciele. Gdy ją odbieram, jeszcze przez dłuższy czas opowiada co tam się działo. Po swojemu: „Ada”, „Marcel tu!” (pokazuje wymownie policzek i wiem, że dziś ją znowu pocałował ;)), „ciocia ciacho!”, „ja chcę basen” (to znaczy że dziś się pluskali w sali)… od 15:00 do pory snu jestem w 100% tylko dla niej. Bez tej chwili przerwy nie byłabym taka. Mam czas dla siebie (praca to mój czas dla siebie, na spotkania z ludźmi, życie bez maleństwa, które też jest potrzebne, na złapanie oddechu). W weekend kiedy przebywamy ze sobą całe dwa dni często mamy siebie dość (obie!), kłócimy się pod wieczór, obie wyczerpane. Nie taką matką chcę być. Po żłobku mamy swój zwyczaj – idziemy na ciacho lub lody jeśli jest gorąco. Ulcia zajmuje pospiesznie krzesełko w kawiarni. Nie jemy na wynos – to musi być celebrowane. Siedzimy tak obie i cały czas rozmawiamy, śmiejemy się, brudzimy kremem, muskamy noskami. Moja córka nie musi być ze mną 24h na dobę, żeby wiedzieć że ja to mama, że ją kocham, że oddałabym za nią wszystko. A to chyba dlatego, że jesteśmy podobne. Każda potrzebuje mieć swoją przestrzeń, SWOICH przyjaciół, swoje zabawki, swoje książeczki, swój czas. Polecam nie przejmować się czasem spędzonym oddzielnie i nie traktować go jako zło konieczne. Ten czas jest bardzo cenny i bardzo potrzebny. I Pani i dziecku. Pozdrawiam serdecznie!

    • Odpowiedz 30 lipca, 2016

      Kasia

      Wzruszyłam się. Chyba jeszcze bardziej niż po Dankowym wpisie 🙂

    • Odpowiedz 31 lipca, 2016

      Danka

      Właśnie tego mi brakuje na co dzień – regularności i powtarzalności. Gdyby mój synek chodził do żłobka to zawsze odbierany i zaprowadzany byłby przez kogoś innego. To mi doskwiera, że my nie mamy żadnego rytmu dnia. Mój grafik życiowy jest chaotyczny, niewiele można zaplanować. Czasem mnie nie ma w nocy , czasem cały dzień, czasem pół dnia. Bardzo mi się podoba Twoje podejście i to jak sobie to wszystko fajnie ułożyłyście. Pozdrawiam

  • Odpowiedz 28 lipca, 2016

    edyta

    Gratuluję i wszystkiego najlepszego dla Pierworodnego Syna i Pierworodnej Mamy ☺ świetny tekst, dziękuję za takie słowa i życzę pomyślności na dalszej drodze kariery zawodowej i macierzyńskiej ?

  • Odpowiedz 28 lipca, 2016

    Ilona

    Przeczytałam i pomyślałam sobie, że fajna z Ciebie kobieta. Życzę Wam wszystkiego dobrego w dniu Waszych urodzin 🙂

  • Odpowiedz 29 lipca, 2016

    Groszek

    A jak bedziesz miala dwojke,czego Ci zycze,to napiszesz : czym ja bylam taka zmeczona? Przy jednym to nie bylo roboty! 😉 znam z autopsji 🙂 Duzo dobrego dla Was!

  • Odpowiedz 29 lipca, 2016

    Ciocia Bożena

    Najlepszego dla syna i Jego dzielnej Mamy:) Dla Taty zresztą też:)

  • Odpowiedz 29 lipca, 2016

    k

    Gratulacje!! Tez czesto chwytam sie na wspominaniu i co jak by wogole tych chwil nie bylo. Co do twojej pracy to podziwiam! Slyszalas moze o akcji osmiorniczki dla wczesniakow?

  • Odpowiedz 29 lipca, 2016

    Iza

    Dziekuje za ten wpis. Doskonale wpisuje sie w to, co ja mam dzisiaj w głowie. Moj Synek za 3 miesiace konczy 2 latka a ja dokladnie tak jak Ty sie zastanawiam jak to mozliwe ze go nie poznaje, nie pamietam jak byl taki malenki. Ze teraz to inaczej bym ten porod przeżyła. Ze jestem gotowa na drugie. Ze obecna praca juz mi nie sprawia tyle satysfakcji, ze chyba ptrzebuje zmiany… Ze ciagle brakuje mi czasu dla siebie, na sen. Jeszcze raz dziekuje:)

  • Odpowiedz 29 lipca, 2016

    Dusia

    Świetny tekst. Ty masz chyba szklaną kulę i czytasz w naszych myślach;)? Bo to tekst również o mnie, o nas, o moich przemyśleniach, trochę o moim życiu:) raz się uśmiechałam, a raz miałam łezkę w oku. Też nie pamiętam co robiłam będąc na macierzyńskim i kiedy ten czas minął. Na szczęście sypiać zaczęliśmy wcześniej, bo po roku, kiedy Młody poszedł do żłobka, dotknął nas ten luksus i pełne 7 godzin snu. A teraz Młodzieniec ma 3 lata i myślę, że chyba będzie mu w życiu smutno bez rodzeństwa… ;). Tylko jak to wszystko ogarnąć kiedy nie ma Dziadków pod ręką?

    A najbardziej podoba mi się końcówka:

    Każdego dnia można umierać z miłości a jednak żyć;
    można mieć ochotę pożreć własne dziecko;
    można poryczeć się po spojrzeniu w oczy własnego dziecka.

    Czysta poezja. Zapisuję:)

  • Odpowiedz 29 lipca, 2016

    Beti

    Bardzo ciekawe. Odnalazłam tu sporo siebie :-). Tylko… wiem, że to nie o tym, ale taty tu nie widzę…..

  • Odpowiedz 29 lipca, 2016

    Joanna

    Co za tekst! Bez paczki chusteczek nie da się przeczytać. Wzruszasz bardzo. Jesteś piękną Mamą i Położną.

  • Odpowiedz 29 lipca, 2016

    See

    A przy drugim to dopiero się zaczniesz zastanawiać… Starszy syn ma 2 lata i 4 miesiące, młodszy pół roku. I też nie wiem, co mnie tak wykanczało… Teraz jak zdarza mi się zostać z małym sam na sam to dla mnie wczasy! Zrobię wszytko i jeszcze wypoczeta jestem ( no bez przesady, jak na matkę a nie według standardów ogólnych)! Większy luz jest oczywisty, jak upadnie w domu smoczek nie wyparzam, jak jestem w toalecie to nie biegnę bo słyszę jakiś niezidentyfikowany dźwięk. Staram się do tego przekonać znane mi młode mamy, że początek nie jest taki trudny! Po drugim cc w szpitalu od razu powiedziałam że kazda matka powinna mieć od razu drugi poród i drugie dziecko! 🙂
    Najlepszego dla Syna!

  • Odpowiedz 2 sierpnia, 2016

    BellyMummy

    u nas też 2 latka niedawno minęły, i nie wiem co mnie tak męczyło w zajmowaniu się noworodkiem, niemowlakiem 🙂 bo nocne spanie razem i karmienie piersią w nocy na pewno nie(no może pierwsze miesiące męczyły) ale już roczniak przy piersi to sama wygoda była, przypełzał sobie w nocy posilał się i spał obok albo wracał na swój materacyk, po 2 latach odstawiony w nocy, a ja nie widzę różnicy w wysypianiu się, rano cycuś obowiązkowo, choć ledwo co leci, bo jestem w 2 ciąży i zmniejszyła mi się ilość pokarmu, co mega pomogło w odstawieniu cześciowym- bezproblemowym 🙂

  • Odpowiedz 6 sierpnia, 2016

    PaulaEr

    Oczywiście się popłakałam.
    Czytając ten tekst miałam wrażenie, że ktoś mi go wyciągnął z głowy i przelał na ekran. Wszystkie Twoje obawy i strachy dnia codziennego wyglądają zupełnie jak u mnie. Też tak często jestem tym wszystkim zmęczona, przestraszona i bezsilna. I nic. Wstaję, uśmiecham się i idę dalej. Jesteśmy dzielne. I takie musimy być nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla nich, bo wiemy że to kiedyś zaprocentuje. Ściskam Cię Danko z całego serca!

  • Odpowiedz 10 sierpnia, 2016

    Dominika

    Też jestem dwuletnią mamą. Tylko z maja 🙂 I też jestem gotowa na drugie. Ale przeraża mnie, że mogłabym dać ciała z kp, jak za pierwszym razem. Jestem mądrzejsza o kilka książek w tym temacie i czasem doradzam innym mamom, ale i tak się boję. Nie zniosłabym psychicznie drugiej porażki. Już pierwszą bardzo odchorowałam, dosłownie. Przeczytałam Twój artykuł o drugiej szansie i trochę mi lepiej. Może, może…

  • Odpowiedz 11 listopada, 2016

    Anna

    Danka, przede wszystkim ogromny szacunek dla Ciebie i Twojej pracy niestety przez wielu ludzi tak niedocenianej. W Twoich postów wnioskuję, że wkładasz w pracę całe serce i takie właśnie powinny być położne. I współczuję Tobie tych nieregularnych godzin pracy. Może się uda coś zmienić. Ale pomyśl sobie, że jak synek będzie juz chodził do szkoły to w pewnym sensie będziesz miała łatwiej (przynajmniej odeśpisz dyżur :)) Pozdrawiam Cię serdecznie i trochę żałuję, że nie mogłam rodzić z taką super babką jak TY!!!

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj edyta Anuluj pisanie odpowiedzi