Co wpłynęło na to jakim jesteś rodzicem.

Tabula rasa – pamiętacie? W szkole o tym gadali. Mam wrażenie, że często właśnie w ten sposób myślimy o naszym rodzicielstwie – zakładamy sobie najczęściej jeszcze na początku rodzicielskiej drogi jakimi to będziemy rodzicami. Tworzymy nie tylko plan porodu, ale i plan rodzicielstwa. Czytamy poradniki i mądre książki, obserwujemy znajomych i ich dzieci, wspominamy własne dzieciństwo, wyciągamy wnioski i zastrzegamy sobie, że my tak nigdy, przenigdy, bo my przecież będziemy inaczej.

Czasem nam się udaje te założenia zrealizować, a czasem nie. Czasem idzie jak z płatka, a czasem nie rozumiemy dlaczego nasza reakcja była zupełnie inna niż sobie założyliśmy.

Co decyduje o tym jakimi jesteśmy rodzicami? Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Czy wasza ścieżka rodzicielska zależy li tylko od tego czy w trakcie oczekiwania na dziecko pochłonęliście poradnik Tracy Hogg, Bojową pieśń tygrysicy, coś z nurtu bliskościowego albo jeszcze coś innego? Czy naszym rodzicielskim zachowaniem sterują wyłącznie nasze racjonalne założenia czy może jest coś jeszcze? Coś na co nie mamy wielkiego wpływu tak jak nie mamy wielkiego wpływu na kolor oczu albo długość nóg?

Ot weźmy chociażby pod lupę badanie w którym nagrywano interakcje między rodzicem i jego dwuletnim dzieckiem, a następnie po wielu latach ponownie nagrywano interakcje rodzic-dziecko z tym, że tym razem rodzicem był już niegdysiejszy dwulatek, a dzieckiem jego własna dwuletnia latorośl. Gdy badacze porównywali oba nagrania ze zdumieniem zauważali wysokie podobieństwo w zachowaniach rodzicielskich u większości badanych par.

Zapewne wasza pierwsza myśl jest taka, że to żadne zaskoczenie, bo jako dorośli ludzie po prostu odwzorowujemy to co widzieliśmy w domach rodzinnych, powtarzając świadomie znane nam schematy rodzicielskich zachowań. Częściowo macie rację, niemniej najnowsze badania sugerują, że to jednak nie takie proste, a część naszych zachowań wobec potomstwa może zależeć od tego jakie warianty genów przypadły nam w loterii genetycznej.

Jak duży jest udział genów w zachowaniach rodzicielskich? Autorzy kompleksowej metaanalizy skupionej wokół wpływu genów na rodzicielstwo sugerują, że w zakresie rodzicielskiego ciepła (definiowanego jako częstotliwość fizycznego i werbalnego okazywania miłości, poziomu akceptacji, troski, wsparcia, empatii i odpowiedniego reagowania na potrzeby dziecka) i negatywnej postawy rodzicielskiej (definiowanej poprzez poziom wrogości, konfliktów, złości i nadużyć) wpływ genów można oszacować na jakieś 28-37%. Co ciekawe w zakresie rodzicielskiej kontroli obejmującej takie wskaźniki jak poziom dominacji, stanowczości i postawy ochronnej wobec dziecka autorzy istotnych wpływów genetycznych nie stwierdzili.

W tej metaanalizie brano jednak pod uwagę wyłącznie poszlaki tzn. obserwowano zachowanie rodzeństwa, bliźniąt, rodziców i dzieci, rodziców adopcyjnych i tak dalej i na podstawie tych obserwacji wykonywano masę wesołych operacji, które statystycznego internauty nie interesują, więc pozwólcie, że daruję sobie szczegóły.

Są jednak takie badania, które poszły o krok dalej i wykazały na poziomie już czysto molekularnym korelację pomiędzy tym jaki wariant danego genu posiada rodzic, a tym jak się zachowuje. Chcecie przykładów? No ba że chcecie, a skoro chcecie – to macie.

Badacze zaobserwowali m.in. że posiadanie pewnego specyficznego wariantu genu kodującego jeden z receptorów dopaminowych korelował z tym jak często… matki nie zwracały uwagi na dziecko w trakcie 20 minutowej sesji swobodnej zabawy, a także tym jak często kobiety do maluchów mówiły i śpiewały.

W innym badaniu w którym parom matka-pięcioletnie dziecko kazano wykonywać zadania o umiarkowanym stopniu trudności, stwierdzono, że matki, które miały jeden ze specyficznych wariantów genu DAT1 były w trakcie wykonywania zadania bardziej skłonne do krytykowania dziecka i wygłaszania w jego kierunku negatywnych uwag niż posiadaczki innych wariantów DAT1. Matki te łączyło również to, że częściej wydawały dziecku komendy i instrukcje.

Przykładów jest oczywiście więcej, ale żeby się nie rozpisywać ograniczmy się tylko do tego, że określone genotypy próbuje się łączyć m.in. także z poziomem rodzicielskiego ciepła, tym jak często matki dotykają i przytulają niemowlę, a nawet tym czy matki w sytuacjach stresowych podchodzą do dziecka z ciepłem i łagodnością oraz tym w jaki sposób matczyne serce reaguje na dźwięk płaczu dziecka.

Co jasne geny to jeszcze nie wszystko, zwłaszcza, że już od jakiegoś czasu wiemy, że ekspresja genów zależy także od środowiska w jakim przyszło nam żyć i jak twierdzą autorzy innej pracy przeglądowej analizującej wpływ genów na rodzicielstwo – to właśnie zależności między genami a środowiskiem wydają się być ważniejsze dla kształtowania naszych rodzicielskich zachowań.

I choć przykładów takich zależności jest wiele i opierają się one na bardzo zróżnicowanych mechanizmach, to jednak ja chciałabym się dziś skupić tylko na jednym – moim skromnym zdaniem najciekawszym przykładzie, czyli hipotezie zróżnicowanej wrażliwości – którą w monstrualnym i zupełnie nienaukowym skrócie można opisać tak, że być może niektórzy ludzie, posiadający pewne specyficznej warianty określonych genów są bardziej podatni na wpływy środowiska w jakim przyszło im żyć. Innymi słowy ludzie ci w sprzyjających warunkach rozkwitają w bujną, piękną i miłującą pokój orchideę czy inne wypasione zielsko, ale już w niesprzyjających robi się z nich wysuszone, zgryźliwe, kłujące kaktusisko.

Flagowym statkiem hipotezy zróżnicowanej wrażliwości jest gen DRD4, którego fragment występuje u każdego z nas w określonej ilości powtórzeń – tych powtórzeń może być od 2 do 10, ale wydaje się, że tylko te osoby u których tych powtórzeń jest dokładnie 7 są bardziej podatne na wpływy zewnętrzne i jak sugerują badania przeprowadzone w Izraelu te 7 powtórzeń może także maczać genetyczne paluszki w rodzicielstwie.

W badaniu tym zaobserwowano, że kobiety u których występuje 7 powtórzeń wznoszą się na wyżyny łagodności rodzicielskiej i wyprzedzają inne matule (łącznie z tymi które mają inną ilość powtórzeń) jeśli ich start w macierzyństwo był łatwy i obarczony niewielką ilością stresu, ale jeśli ich doświadczenia startowe były stresujące i trudne, bo np. dziecko było wcześniakiem, miało niską masę urodzeniową albo z jakiś względów musiało pozostać na oddziale intensywnej opieki medycznej po porodzie to już zachowanie łagodności wobec dziecka nastręcza im nieco trudności i to na tyle, że w ostatecznym rozrachunku wypadają one gorzej niż matki, które mają inną niż 7 ilość powtórzeń. Co szczególnie interesujące w badaniu tym różnice w poziomie łagodności w zależności od startowych doświadczeń badano dopiero… 3,5 roku po porodzie.

Uwaga dla ciekawskich i głowiących się właśnie nad tym jaka jest szansa na to czy sami mają 7 powtórzeń – w badaniu tym 7 powtórzeń występowało u 28% matek, a grupa badawcza obejmowała 104 matule. Nie wiem jak to ma się do całej populacji – miałam sprawdzić, ale brakło mi czasu 😉

Inne badania tym razem już pod dowództwem hamerykańskich naukowców nieśmiało zasugerowały, że matki posiadające pewien wariant genu ANKK1 mogą być wrażliwe na sytuację… ekonomiczną kraju – im była ona gorsza większa była ich szorstkość wobec dzieci i na odwrót – im lepiej tym mniej szorstkie się stawały. U posiadaczek pozostałych wariantów ANKK1 sytuacja makroekonomiczna nie modulowała istotnie poziomu szorstkości wobec dzieciarni.

Nie mam pojęcia co wy sobie o tym myślicie, ale ja myślę, że to jest fascynujące. W tym wszystkim musimy jednak pamiętać, że to dopiero raczkujący dział badań i wciąż nie mamy pełnego obrazu, który jest zapewne dużo bardziej skomplikowany, wciąż też wielu rzeczy nie rozumiemy, no i przede wszystkim wciąż niczego nie wiemy na pewno – to dopiero wstępne wyniki – sugestie ledwie, które mogą, ale nie muszą się potwierdzić w toku dalszych i dokładniejszych badań.

Musicie też pamiętać, że nasze rodzicielstwo kształtują nie tylko geny, ale też… geny – tylko tym razem nie wasze a waszego dziecka. Bo chcąc nie chcąc naiwnie zakładamy, że nasze dziecię też przyjdzie na świat w formie czystej kartki, którą my zabazgrolimy – tymczasem tak nie jest. Dzieci nie są tylko pasywnymi odbiorcami naszego sposobu wychowania – one go w pewnym stopniu kształtują, a przynajmniej takie wnioski płyną ze wspomnianej powyżej metaanalizy. Jestem przy tym pewna, że rodzice sprawujący pieczę nad większą niż jedno ilością dzieci wiedzą o tym i bez wielkich analiz.

Tak mi jakoś wyszło bardzo genetycznie i może się złudnie wydawać, że to geny przede wszystkim determinują nasze podejście do dziecka, niemniej pamiętajcie, że tak nie jest – one po prostu mogą mieć w pewnych aspektach rodzicielstwa coś tam do powiedzenia, niemniej ostateczny rezultat nie zależy wyłącznie od genów tylko jest wypadkową masy czynników takich jak: środowisko, drugi rodzic i nasza relacja z nim, historia rodzinna, chorobowa, status socjoekonomiczny, wykształcenie, znajomi, przyjaciele i krewni królika, kultura, narodowość, sąsiedztwo, ilość dzieci, okres życia w jakim one przyszły na świat, grupa rówieśnicza dziecka, wkurzający szef i deadline w pracy, strony które lubimy na FB, postanowienia i plany, książki, które przeczytaliśmy, ba, pewnie i pora roku nawet i mogłabym tak długo wymieniać, ale zamiast tego zacytuję autorów jednego z badań:

Biorąc pod uwagę wagę rodzicielstwa i to jakie są zarówno jednostkowe, jak i społeczne konsekwencje kiepskiego rodzicielstwa, zaskakującym jest jak niewiele badań podjęło próby zrozumienia skąd biorą się indywidualne różnice w podejściu do bycia rodzicem czy też innymi słowy zaskakuje jak bardzo mało wiemy o tym dlaczego ludzie obierają taką a nie inną ścieżkę rodzicielską

A wy jak sądzicie? Co ukształtowało i wciąż kształtuje waszą rodzicielską drogę?

Źródła:
Mileva-Seitz i wsp., 2016. Genetic mechanisms of parenting.
Klahr i Burt, 2014. Elucidating the etiology of individual differences in parenting: A meta-analysis of behavioral genetic research.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

15 komentarzy

  • Odpowiedz 4 sierpnia, 2016

    Marta

    Od Was dowiedziałam się, że nie da się rozpieścić noworodka noszeniem go, gdy płacze, czy w ogóle niemowlaka częstym przytulaniem i szybkim reagowaniem na jego potrzeby. Od Was dowiedziałam się, że to wszystko pozytywnie wpływa na jego pewność siebie w przyszłości. Dzięki temu ani chwili nie zastanawiam się czy dobrze robię, gdy go tulę, gdy mu źle i za nic mam komentarze prababć, babć, rodziców i teściów, że go rozpieszczę, że sama zobaczę jak będzie mi później ciężko, bo będzie rozpieszczony…

    Teraz ma 10 miesięcy, a ja już widzę efekty takiego postępowania.

    Zaczęłam je opisywać w komentarzu, ale dużo tego wyszło, a poza mną/matką nikogo pewnie to nie interesuje jakie moje dziecko jest cudowne, niepłaczliwe i najwspanialsze, więc napiszę tylko, że setki czynników wpływają na to jaką jestem mamą i jakim tatą jest mój partner. Jednym z tych czynników jest Wasz blog.

    Dzięki Wam jestem lepszą mamą niż bym była bez Was. Dzięki 🙂

    • Odpowiedz 4 sierpnia, 2016

      Patuniaka

      Podpisuję się – jednym z czynników jest Wasz blog 🙂

    • Odpowiedz 6 sierpnia, 2016

      PodkarpackaMama

      Geny bez wątpienia mają tu znaczenie… Pamiętam jak w dzieciństwie, słuchałam mamy pipiskującej nienaturalnie wysokim głosem, rozczulającej się nad wrodzoną słodkością mojej młodszej siostry „Mooja, mooja maleńska, kochana, słodziuuutka, taaak! taaak! śliczniuuutka” itede. I myślałam sobie wtedy, taka dziesięcioletnia przemądrzała ja, że po co tak popiskiwać i że ja, rzecz jasna, kiedy już będę miała dzieci, tak bez sensu dziwacznie popiskiwać nie będę. 16 lat później słyszę dokładnie TO SAMO popiskiwanie, z TĄ SAMĄ dziwaczną manierą w głosie. Tylko teraz wychodzi z moich ust, do mojego synka 😀

  • Odpowiedz 4 sierpnia, 2016

    marianna

    Ja zawsze wiedziałam, że chcę z szanować odczucia dziecka od samego początku. Ale dopiero po urodzeniu córki puste słowa nabrały sensu. Zaskoczyło mnie wszystko! Brakowało mi pewności siebie, a w koło byli „życzliwi”, którzy zdawali się wiedzieć lepiej. Moje dziecko dużo płakało, a ja szukałam winy w sobie. Ponad pół roku dochodziłam do akceptacji wrażliwości mojej córki (obaliłam teorię tabula rasa). Moje rodzicielstwo można nazwać bliskościowym. Przy czym pierwsze półrocze to była walka z godziny na godzinę, po omacku… A jednak coś (geny?) nie pozwalało mi zostawić płaczącego dziecka… Z czasem zaczęłam zgłębiać temat rodzicielstwa bliskości i do intuicji doszło silne przekonanie, że to ma sens. Mam też duże wsparcie męża i swoich rodziców. Reszta rodziny jest nastawiona sceptycznie.

  • Odpowiedz 4 sierpnia, 2016

    Mama Ewci

    Co wpłynęło na moje rodzicielstwo? Na pewno przykład mojej siostry, która ma tylko rok starsze dziecko ode mnie. Poza tym to, jak wychowywała nas Mama (choć niektóre rzeczy mnie dziwią/śmieszą – do tych się nie stosuję :-P). Ale też czerpię od bratowej męża. To ona zapoznała mnie z rodzicielstwem bliskości.
    I okazało się, że wiele z tego stosowałam intuicyjnie. A MATAJA (a raczej Alicja) mnie uświadomiła jak karmić, żeby się wyspać. 😉 i oczywiście inne rzeczy też mi pokazałyście. Dzięki! I wciąż się uczę czegoś nowego…

  • Odpowiedz 4 sierpnia, 2016

    Algo

    Mataja ma duży wpływ na rodzicielstwo. Przynajmniej moje. Więc ważcie słowa 😉 Zaskkczyło mnie też jak wiele dzeczy robię podobnie jak moja mama: mówię, śpiewam, nawet wycieram po kąpieli podobnie.

  • Odpowiedz 4 sierpnia, 2016

    Basia

    Na moje rodzicielstwo spory wpływ ma samoświadomość – znam siebie, swoje możliwości i granice, wady i zalety, poukładałam też sobie w głowie zanim zdecydowałam się na dziecko. Dzięki temu ojcem został świadomie wybrany partner, z którym jestem szczęśliwa.Dzięki temu mam gdzieś krytykę, że chcę karmić piersią 2 lata. Dzięki temu jestem po prostu świadomą, kochającą, przytulającą matką (szukającą informacji m.in. na Waszym blogu :)). Dzięki temu też nie złościłam się na córkę kiedy dużo płakała jak była bardzo malutka. Innymi słowy na moje rodzicielstwo największy wpływ miało to, że do niego dojrzałam.

  • Odpowiedz 6 sierpnia, 2016

    PaulaEr

    Na moje rodzicielstwo (w mojej subiektywnej ocenie) miały wpływ przede wszystkim dwa czynniki (choć jak się okazuje dość zbieżne):
    – niechęć powielania zachowań mojej matko wobec mnie i rodzeństwa, co skutkuje tym, że obecnie mamy słaby kontakt – ona po prostu całe życie uważała (i nadal uważa), że rodzicielstwo bliskości to bzdura (tak, tak, jest pedagogiem z 30-letnim stażem),
    – oraz przeczytanie książki Summerhill A.S.Neilla – zrozumienie tego, że dziecko w każdym wieku jest takim samym człowiekiem jak każdy z nas i zawsze zasługuje na szacunek i zrozumienie.
    Daję swojej Klusce to wszystko – cierpliwość, zrozumienie, bliskość i miłość. Mam nadzieję, że zaprocentuje to zdrową, bliską relacją na całe życie.

  • Odpowiedz 6 sierpnia, 2016

    Marta

    Moj plan rodzicielski zakłada z kolei, co stosuję od 9 lat na trójce moich potomnych, że w okresie tzw pieluszkowym wzorcem jest moja mama i jej absolutny reżim : dzidek nie może płakać, no weź go/ ją i przytul, ponos go/ją przez godzinę jeszcze to na pewno pomoże itp.

  • Odpowiedz 6 sierpnia, 2016

    Marta

    Ale juz dla starszych pociech moich to matula moja własna jest już w większości sytuacji antywzorcem, co sobie zresztą bardzo cenię, bo to też przecież wzorzec 🙂 i jako taki ułatwia mi podejmowanie rodzicielskich wyborów.

  • Odpowiedz 6 sierpnia, 2016

    Ksia

    Fascynujące. Ostatnio czytałam świetną książkę o przewodzie pokarmowym człowieka – „Historia wewnętrzna”. Autorka przekonywała, że to jakimi jesteśmy ludźmi, jakie mamy usposobienie, itp jest w dużej mierze zależne od tego jakie bakterie kolonizują nasze jelita. Może mają też wpływ na to, jakimi jesteśmy rodzicami. Ktoś to powinien zbadać!

  • Odpowiedz 9 sierpnia, 2016

    wisznu

    No cóż – co na mnie wpłynęło?
    Oprócz oczywiście rodziców, dzieki którym oczywiście obiecywałem sobie, że nie chcę być taki jak oni, co oczywiście nie wyszlo, oprócz obejrzanych książek i przczytanych filmów 😉 …

    To przede wszystkm samo dziecko wpływa na to jakim jestem rodzicem. Bo ni cholery nie zamierza być takim dzieckiem jak myslałem, że będzie, co umozliwiłoby bycie takim rodzicem jak myślałem, że będę… 😉
    W zasadzie to mnie zmusza do tego, bym przede wszystkim reagował na zaistniałe sytuacje, a nie realizowal jakieś wydumane pomysły wychowawcze…

  • Odpowiedz 10 sierpnia, 2016

    An

    Samo posiadanie dziecka na pewno ma wpływ na moje bycie mamą, bo zupełnie co innego wyobrażałam sobie na temat swojego rodzicielstwa przed porodem. Dużo rzeczy robiłam na początku intuicyjne (geny, hormony, nie wiem) później znalazłam Wasz blog i dowiedziałam się, że to jak zajmuje się dzieckiem ma nazwę 🙂 Dzieki że jesteście dziewczyny!

  • Odpowiedz 12 października, 2016

    Kasia

    Bardzo ciekawe badania.

    Myślę, że odkrywcze i bardzo prawdziwe jest to jaki kobiety mają start w macierzyństwo. Jak radzą sobie z sytuacją stresową itd. Nie mniej myślę, że warto stworzyć swój ideał rodzicielstwa i do niego dążyć 😉 Co nie znaczy, że czasami nie zbłądzimy 😉

  • Odpowiedz 3 listopada, 2016

    pd

    Ani badań ani wniosków… Wychowania dzieci powinnismy sie uczyć na jakis kursach obowiązkowych. Lista lektur, wykłady i dyskusje. I egzamin teoretyczny. Ci co nie zdali – mieliby nadzór jakis i dodatkowa pomoc. Zeby nie krzywdzić. To jakis błąd w naszej cywilizacji ze wiedza w tej dziedzinie tak mało jest rozpowszechniana. Znajdują tylko Ci co szukają. A tych jest raczej garstka.

Leave a Reply