Jedzenie w czasie porodu. Można czy nie?

U mnie już niedługo ważny dzień. Narodziny pierwszego dziecka, syna, męskiego potomka rodu naszego. Przygotowania jakoś tak powolutku, swoim własnym rytmem się toczą. Ala pociesza mnie fakt, że na „to” nie da się przygotować – jako powiada Alicja. Gdzieś pomiędzy  tym całym galimatiasem zastanawiam się co będę jeść podczas porodu. I czy w ogóle będę mieć na to ochotę. Na ten moment wydaje mi się że tak *(edit: hahahah, patrz dół strony), więc wolę się zabezpieczyć także i w kwestii jedzeniowej. Generalnie (oprócz krewetek) jestem wszystkożerna i w związku z tym mogę mieć ochotę na wszystko (hahahah). Nie ma gwarancji, że poród będzie dla mnie orgazmicznym doznaniem….klik…(edit: prawda, nie był) dlatego wolę mieć plan B (edit: nie podziałał) .

W moim przypadku planem B jest to jedzenie, które daje mi dużo przyjemności. Nie uważacie, że należy czynić wszystko co możliwe (i co nie szkodzi rzecz jasna) aby polepszyć samopoczucie rodzącej niewiasty? Kto się zgadza, to palec pod budkę. W planie porodu, który otrzymałam od swojej położnej, oprócz siatkowych majtek porodowych, podpasek Bella mama, olejków aromatycznych i innych akcesoriów mam także podpunkt „jedzenie”. Krótko i rzeczowo: ma być lekkostrawnie i zdrowo. Na liście znajdują się m.in.: warzywa, owoce, soki owocowe, miód, jogurty i czekolada. Mogą to być też zupy, płatki zbożowe, jakieś kromeczki i ciastka – najlepiej pełnoziarniste. Zatem nie ma to być obiad z trzech dań tylko zdrowe i lekkie przekąski. Kobiety, które mają wybór w tej kwestii często stawiają na takie właśnie jedzenie. A jak nie mają, to można pozostać przy lizakach. Spójrzcie na punkt 5 o tutaj.

Tacy jesteśmy nieskomplikowani i przewidywalni – my ludzie – że jemy i pijemy w odpowiedzi na głód i pragnienie. Dlatego powstrzymywanie się/zakaz spożywania pokarmów i płynów podczas porodu można uznać za „ingerencję” w naturę. Część szpitali ma swoje wewnętrzne wytyczne czy i co rodząca można jeść.  Czepiam się (ale taka ma rola) ale takie szczegółowe (1 szklanka soku, 1 plasterek sera, 1 kromka itp.) listy także ograniczają wolną wolę i samodzielny wybór kobiety. Niektóre rodzące oczywiście nie mają ochoty w owym trudnym czasie na jedzenie. Innym, restrykcje w diecie mocno ciążą i sprawiają, że poród odbierają jako doświadczenia zgoła nieprzyjemne dla psyche oraz dla żołądka, dzielnie wtórującego wówczas macicy w skurczowym tańcu. Uczucia te mogą skutecznie wybić  z rytmu porodowego. Inaczej jest z kobietami, które w dobie wszech obecnie nam panującej medykalizacji porodu narażone są na stosowanie specjalistycznych leków, procedur medycznych, zabiegów czy u tych chorych, otyłych, z powikłaniami położniczymi typu stan przedrzucawkowy i rzucawka. To jest jednak tylko odsetek porodów. Tym czasem zdecydowanie prościej jest wrzucić wszystkie rodzące do jednego wora z napisem „nic przez usta”. A co z autonomią wyboru rodzącej…?

Chociaż, zarówno ciąża jak i poród w naszej kulturze to w większości restrykcje wszelakie. Jeden z długiej listy „zakazów” dotyczący spożywania posiłków i płynów w trakcie porodu. Wydaje się, że odmawianie kobietom jedzenia to już  tradycja na porodówkach. „Zwyczaj” ten zakorzenił się w naszych szpitalach ponad 50 lat temu, kiedy to cięcia cesarskie odbywały się podczas znieczulenia ogólnego. Postępowanie takie miało oczywiście swoje naukowe i ważne wytłumaczenie, którego zresztą używa się do dnia dzisiejszego. W 1940 roku amerykański położnik C. Mendelson opublikował raport, w którym opisał zwiększone ryzyko aspiracji kwaśnej treści żołądkowej i resztek pokarmowych do płuc kobiety w trakcie operacji podczas znieczulenia ogólnego. Stąd już niedaleka droga do ciężkich powikłań w postaci zapaleń płuc czy nawet śmierci. Wówczas, znieczulenie ogólne stosowano bardzo często. Nie tylko podczas cięcia cesarskiego ale także w trakcie porodów zabiegowych. W czasach kiedy  Mendelson pisał o aspiracji – 1,5 kobiet na 1000 umierało w wyniku tego powikłania podczas porodu. Obecnie, problem aspiracji nie istnieje. Pomiędzy 2005 a 2013 rokiem w Ameryce odnotowano 1 przypadek aspiracji związany z porodem. Z tym, że kobieta ta nie była zdrowa – była otyła i miała stan przedrzucawkowy. W latach 2000 – 2005 w Anglii nie było ani jednego przypadku śmierci z powodu aspiracji treści pokarmowej do płuc w czasie porodu [3]. Wychodzi na to, że już w latch 90-tych to ryzyko było minimalne – 7 przypadków na 10 milionów urodzeń [2].

W dość obrazowym  artykule na temat dokonano przeglądu 5 badań obejmujących łącznie 3130 rodzących [1]. Brano pod uwagę następujące grupy kobiet ze względu na restrykcje żywieniowe podczas porodu:

1. Całkowity zakaz jedzenia i picia.
2. Tylko woda.
3. Tylko koktajle węglowodanowe.
4. Możliwość jedzenia i picia (określone produkty).
5. Całkowita dowolność w wyborze posiłków i napojów.

Po dokonaniu tego podziału naukowcy przeanalizowali całe spektrum tzw. matczynych (np. cięcia cesarskie, porody zabiegowe, satysfakcja mamy, długość porodu, nudności i wymioty, zastosowanie środków przeciwbólowych i znieczulenia zewnątrzoponowego, syndrom Mendelsona, krwawienia poporodowe, śmiertelność, poczucie bólu, pragnienia, głodu, karmienie piersią i masę innych) i płodowych (wynik punktacji w skali Apgar poniżej 7 w 5 minucie, hipoglikemia noworodkowa, aktywność podczas porodu, konieczność interwencji i hospitalizacji noworodka po porodzie, konieczność karmienia sondą, dożylnej terapii płynami itd.) wyników.

Wnioski  były takie, że u kobiet (u których ryzyko cięcia cesarskiego jest małe) podczas porodu fizjologicznego :
1. Jedzenie nie wpływa na wyniki położnicze (przebieg porodu, czas trwania itp.) ani na stan noworodka.
2. Nie ma zagrożeń ani korzyści wynikających ze stosowania restrykcji żywieniowo – płynowych podczas porodu.

Nie oszukujmy się, ale od 1940 roku wiele się zmieniło w dziedzinie ginekologii, położnictwa operacyjnego i technik anestetycznych; co skutecznie zmniejszyło prawdopodobieństwo wystąpienia takiego powikłania.  Bardziej prawdopodobne jest, że zginiemy od uderzenia piorunem czy od uderzenia BMW na przejściu dla pieszych w biały dzień, niż w wyniku aspiracji treści żołądkowej do płuc w czasie porodu.

Znam rekordzistki, które nie jadły nawet po 20 godzin, a wysuszone w trakcie porodu usta nawilżały wacikiem z wodą. Z obserwacji wynika, że większość kobiet i tak samoistnie ogranicza spożywanie posiłków i napojów w miarę jak poród postępuje.

Wniosek: Kobiety powinny mieć wolną wolę czy chcą (i co chcą) jeść w trakcie porodu czy też nie. Restrykcyjne zakazy dotyczące jedzenia i picia w wielu szpitalach świata zdecydowanie nie odzwierciedlają potrzeb kobiet. 

W niektórych krajach lekarze patrzą już  łagodniej na temat jedzenia i picia przez rodzące (chociaż zdania światowych Towarzystw Naukowych nie są jednomyślne). Cieszy mnie to, bo takie postawy lekarzy świadczą o tym, że rozumieją oni potrzeby kobiet  i że kierują się danymi potwierdzającymi bezpieczeństwo stosowania tak wydumanych praktyk jak jedzenie i picie w trakcie porodu.

EDIT: W rodzimym Standardzie Opieki Okołoporodwej mamy zagwarantowaną możliwość spożywania „przejrzystych płynów” podczas porodu. Cokolwiek to znaczy.

EDIT2: * Jak wiecie urodziłam już jakieś 15 miesięcy temu. Pamiętam, że przez 14 godzin porodu nawet nie pomyślałam o jedzeniu. Zmarnowała się cała uczta przygotowana przez moją mamę. W czasie mej męki zjadłam (próbowałam zjeść) pół winogrona i wzięłam jednego liza lizaka. Ale po porodzie zaszalałam.  Już w trakcie kontaktu skóra do skóry obudził się we mnie mój wewnętrzny jamochłon i z dziką pasją wrzucałam w siebie kolejny asortyment dostępny na co dzień w  Tesco w dziale „pieczywa, serów i wędlin”.  I wciąż było mi mało. Tak mam do dziś.

1. Singata M, Tranmer J, Gyte GML. Restricting oral fluid and food intake during labour. Cochrane Database of Systematic Reviews 2013, Issue 8. Art. No.: CD003930. DOI: 10.1002/14651858.CD003930.pub3.

2. Hawkins, J. L., L. M. Koonin, et al. (1997). „Anesthesia-related deaths during obstetric delivery in the United States, 1979-1990.” Anesthesiology 86(2): 277-284.

Wreszcie mamą synusia (lipiec 2014)!!! Położna- z wykształcenia i zamiłowania, Certyfikowany Doradca Laktacyjny - CDL Nr. rej. CNoL 482/2015/CDL, doradca noszenia ClauWi®, naukowiec, ostatnio także doktor nauk medycznych. Swoją drogą- najlepsza w pisaniu doktoratu z dzieckiem przy piersi;-) Bierze udział w eksperymencie naukowym mającym na celu dowiedzenie, że bez snu też można żyć. Kontakt: danka@mataja.pl

21 komentarzy

  • Odpowiedz 18 lipca, 2014

    Alicja Kost

    „Znam rekordzistki, które nie jadły nawet po 20 godzin” taaak 😀 za drugim razem byłam mądrzejsza 😉

  • Odpowiedz 18 lipca, 2014

    Tedi

    Tam gdzie ja rodziłam nie wolno było jeść. Można było mieć ze sobą tylko cukrowe cukierki i wodę, której mi zakazano, bo zrobiło mi się niedobrze. W efekcie większą część porodu nie jadłam i nie piłam. Nie jadłam także po porodzie, bo nikomu nie przyszło do głowy mi to jedzenie przynieść. Posiłki wydawano w stołówce a ja kilka godzin po porodzie nie mogłam ustać na nogach. Ciężko było… oj, ciężko…

  • Odpowiedz 18 lipca, 2014

    Danka Kozłowska-Rup

    Tedi, dlaczego mnie to nie zaskakuje? Musiałaś się nieziemsko wymęczyć. Nie wyobrażam sobie jak można zakazać pić….współczuję. A niedobrze to ci się robiło nie przez wodę,tylko najpewniej w wyniku samego porodu ( rozwierania szyjki macicy). Oj bidulo….dobrze, że miałaś chociaż te cukierki. Z twojej wypowiedzi wynika, że jak się ma pecha to można zejść śmiercią głodową….ech

    • Odpowiedz 19 lipca, 2014

      Tedi

      Ale wiesz… mi się w sumie jeść nie chciało. Tylko ta woda. Generalnie niedługo potem jak mnie zaczęło mdlić poszłam spać. Eh… w sumie nie rozumiem czemu potem na oddziale dawali tam jedzenie w stołówce… Wszystkie musiałyśmy razem z maluszkami tam łazić a tu na stołku nie było jak usiąść. Rozkosze porodów 🙂

      • Widzisz, co kraj to obyczaj:) czytałam twojego bloga ale nie wywnioskowałam czy rodziłaś TAM czy TU? W Polsce stołówek takich nie widziałam:)

  • Odpowiedz 18 lipca, 2014

    PasjoMatka

    Ja musiałam być na czczo (ale wolno mi było pić), gdyż miałam mieć wywoływany poród. Konsekwencją tego było, że raz siedziałam głodna do 14, bo „zapomniano” mi powiedzieć, że przyjechały rodzić nagłe przypadki i dla mnie miejsca nie ma. O 14 pozwolono mi zjeść, a chwilę później wpadła położna z tekstem, że „jednak nie jeść”. Cóż, zdążyłam w tym czasie pochłonąć 2 croissanty i zaległy obiad. Na wywołanie zabrano mnie więc koło 20. Miałam jeszcze dwie próby wywołania porodu, na czczo, też poprzedzone długim czekaniem, ostatecznie syn urodził się przez cesarkę po 3 nieudanych wywoływaniach porodu i ponad tygodniu w szpitalu.

  • Odpowiedz 18 lipca, 2014

    Kamelia

    Jak mi odeszły wody podczas pierwszego porodu (byłam wtedy od kilku dni w szpitalu) to pierwsze co zrobiłam to zjadłam 2 bułki. Potem zadzwoniłam po położną, że rodzę. Byłam przekonana, że to potrwa ze 12 godzin i w międzyczasie zdążę umrzeć z głodu. 😉 Byłam pouczona przez bardziej doświadczone koleżanki, że na porodówce nie pozwolą mi jeść i wiele z nich najgorzej ze wszystkiego wspominało dojmujący głód.
    Zastanawiam się jednak co by było gdybym faktycznie rodziła 12 godzin i w trakcie wyciągnęłabym kanapki i zaczęła je wsuwać? Przecież siłą by mi ich nie wyrwali, nie? Co to w ogóle znaczy zakaz jedzenia? Zakaz, bo co? Wywalą mnie ze szpitala na ulicę? Człowiek jednak im starszy jest tym mądrzejszy. I uczy się zadawać właściwe pytania.
    Jeżeli mogę to mam jedno niezupełnie w dzisiejszym temacie. Mąż mi przypomniał, że po urodzeniu córki, jak nie chciało mi się urodzić łożysko to położna zastosowała na mnie „masaż”. Ja kompletnie tego nie pamiętam, byłam zbyt oszołomiona, osłabiona, itd. „Masaż” wyglądał ponoć jak wpychanie mi łokcia do brzucha. Czy takie coś jest zgodne ze „sztuką”? Jeżeli nie to jak powinna postąpić położna przy problemach z urodzeniem łożyska?

    • Ad1. Potwierdza się to o czym pisałam, że uczucie głodu podczas porodu zdecydowanie rodzeniu nie sprzyja.

      Ad.2. Zazwyczaj taki „masaż’ jest bolesny i nieprzyjemny dla pacjentek więc w sumie dobrze, że dostałaś amnezji w tej kwestii:)
      Jednak chcąc odpowiedzieć rzetelnie na Twoje pytanie potrzebowałabym znacznie więcej informacji odnośnie przebiegu porodu ( ile trwał, co to znaczy wg Ciebie, że łożysko nie chciało się urodzić, jakie problemy zdiagnozowali i co zrobili aby je rozwiązać, ile to trwało i wiele innych). Jeśli chcesz to napisz prywatną wiadomość na naszego maila kontaktowego to w miarę naszej wiedzy odpowiemy. Z tego co piszesz bardzo trudno mi wysunąć jakieś racjonalne wnioski odnośnie tego co się wydarzyło i dlaczego położna postąpiła tak a nie inaczej.

      Abstrahujac od tego konkretnego porodu (mało danych) mogę powiedzieć, że jeśli nie ma krwotoku nie zaleca się wykonywania ucisku, masowania macicy ani tym bardziej pociągania za pępowinę. Jest taka podstawowa zasada prowadzenia trzeciego okresu porodu, która mówi aby nie dotykać macicy przed oddzieleniem się łożyska. Wszystkie te czynności mogą zakończyć się nieciekawie np. zaburzeniem czynności skurczowej macicy, zwiększonym krwawieniem a nawet wynicowaniem (wywróceniem na drugą stronę) macicy. Masaż zalecają wykonywać wtedy kiedy stwierdzi się już krwotok spowodowany najczęściej atonią (niedowład, zanik zdolności do kurczenia się mięśni macicy). Ale wcześniej należy wykluczyć inne możliwe przyczyny krwotoku.

      W większości przypadków łożysko rodzi się po około 10-30 minutach od urodzenia dziecka. Ale może to trwać godzinę i dłużej. W szpitalach zazwyczaj nie czekają. Jeśli łożysko nie rodzi się średnio po 30 minutach to sprawdza się najpierw możliwe przyczyny jak np. stan wypełnienia pęcherza moczowego. Pełny pęcherz utrudnia skurcze macicy. W szpitalach często praktykuje się aktywne prowadzenie (podaż syntetycznej oksytocyny) trzeciego okresu porodu, które zazwyczaj kończy się szybszym porodem łożyska niż miałoby to przebiegać fizjologicznie. Wiadomo, że im szybciej tym mniej stresu i obaw związanych z ryzykiem krwotoku. Proste.

      Jeszcze ważnych słów kilka na temat fizjologii porodu łożyska, który rozpoczyna się na długo zanim urodzi się dziecko. Jednym kluczowych hormonów, które odgrywają rolę w tym procesie jest oksytocyna, dzięki której macica się kurczy i rodzi się maluch a potem łożysko. Po porodzie dziecka skurcze macicy stają się mniej jednorodne. Pobudza je ponownie (poprzez uwalnianie oksytocyny) np. kontakt mamy z dzieckiem. Mam tu na myśli wzajemną grę zmysłów: zapach maluszka, kontakt skóra do skóry, dźwięki. Maluszek wspinający się po brzuchu mamy aby dorwać się do sutka tez stymuluje macicę do skurczy. Łożysko zaczyna się oddzielać, obniżać, (i wtedy może pojawić się krew) i rodzi się. w wielkim skrócie.

      Co może pójść źle?

      Poród łożyska opiera się na skurczach macicy, które muszą być efektywne. Dlaczego macica może nie chcieć współpracować i odmówić kurczenia się?
      1. Z przyczyn hormonalnych- kiedy we krwi mamy jest zbyt mało krążącej oksytocyny lub kiedy odpowiedź macicy na jej działanie jest zbyt słaba (np. w wyniku dużych dawek syntetycznej oksytocyny podawanej w czasie indukcji porodu).
      2. Z przyczyn mechanicznych, kiedy „coś” fizycznie przeszkadza macicy w kurczeniu się (np. pełny pęcherz)

      Przepraszam, ale robi mi się post z tej odpowiedzi. Chciałam jeszcze coś napisać , ale chyba rzeczywiście zostawię te informacje na później. Jakby co to pisz śmiało, bo tak jak mówię temat nie jest oczywisty i nie można wyciągać jednoznacznych wniosków.

  • Świetny post! Ja mam termin na listopad i jeszcze nie zdążyłam nawet zastanowić się nad kwestią jedzenia w trakcie porodu. Mam tylko nadzieję, że nie będę musiała spędzić 2 dni bez jedzenia 😉 A po porodzie wsunę pół karpatki i tort czekoladowy… Wielkie dzięki za cały stos przydatnych informacji 🙂

    • Masz jeszcze trochę czasu. W miejscu gdzie będziesz rodzić (o ile masz już takie wybrane) nie zaszkodzi zapytać jak zapatrują się na takie „wymysły”. Jak dadzą ci jednoznacznie do zrozumienia, że nie popierają, to zawsze zdążysz zaopatrzyć się w jakieś cukierki czy lizaki na „lewo”. W ogóle watro wcześniej odwiedzić miejsce, w którym będziemy rodzić- popytać co i jak

    • A co do oleju ze słodkich migdałów, to zmieszany w odpowiednich proporcjach z innymi składnikami sprawdza się świetnie w masażu adaptującym tkanki krocza do porodu.

  • Odpowiedz 29 sierpnia, 2014

    Betakobieta

    Przygotowywałam się do porodu w szpitalu, w którym pozwalano jeść. Nawet nie było specjalnych obostrzeń na to co. Położne zalecały tylko, żeby były to raczej produkty, które ‚równie dobrze wchodzą jak i wychodzą’ i sugerowały serki, jogurty, czekoladę. Pić też można było bez ograniczeń, a polecano butelki z ustnikiem, bo łatwiej. Ogólnie duża swoboda – łącznie z moim wymarzonym boksem porodowym bez łóżka 🙂
    Zgodnie z tymi wytycznymi w torbie wylądowały biszkopty, serek, jogurt i czekolada bez orzechów.

    W wyniku powikłań na koniec ciąży wylądowałam na oddziale patologii w innym szpitalu. Nie przyszło mi do głowy, że może się to wiązać z innymi wytycznymi.
    Do porodu mąż przyjechał dodatkowo z kanapkami, a ja byłam z oddziału, więc liczyłam na szpitalny posiłek. W porze obiadowej jedzenie nie było mi w głowie. Potem jednak sięgnęliśmy po czekoladę. Położna widząc to… zrugała nas i ostrzegła, że JA mogę jeść najwyżej ‚szkloki’ (cukierki typu landrynka). I była skrajnie zaskoczona, że takowych nie mamy.
    Kolejne zdziwienie czekało nas jakieś 2h po porodzie, gdy położna uznała, że ja muszę coś zjeść (zaczynałam tracić przytomność) i oczekiwała, że po 12h na porodówce mąż wyjmie z torby kanapkę dla mnie. Oburzeniu nie było końca, a nasz nabiał został zbyty ledwie prychnięciem.

    Zastanawiam się co zatem powinnam mieć przy sobie do następnego porodu…

    • Odpowiedz 29 sierpnia, 2014

      Danka Kozłowska-Rup

      Hehehe…jak widać co szpital to obyczaj. Nie ma reguły. Fajnie, że w tym pierwszym szpitalu miałabyś taką możliwość i super, że przewidziałaś jedzenie w twoim planie porodu. Ja też planowałam i ostatecznie nie miałam powiedzmy delikatnie „ochoty”. Ważne jednak aby mieć ten wybór.
      Historie z „utratą przytomności” z głodu po porodzie są u nas nagminne. Przy następnym razie znowu musiałabyś podpytać w miejscu gdzie chciałabyś rodzić….i jak widać, lepiej mieć ze sobą więcej niż mniej. A nuż się przyda:-)

  • Odpowiedz 30 sierpnia, 2014

    Betakobieta

    Przyznam szczerze, że jestem zaskoczona, ale informacja o powszechności utraty świadomości z braku jedzenia usprawiedliwia w moich oczach zachowanie położnych i lekarzy.
    U mnie problem był daleko poważniejszy i został potem określony mianem zapaści (spadające ciśnienie krwi plus przebyty krwotok itp), więc posiadanie kanapki, na którą i tak nie miałam ochoty, mogłoby nie pomóc. Dotychczas uważałam jednak, że reakcja położnych w postaci suchego nakazu zjedzenia czegoś była nie na miejscu. Teraz stała się zrozumiała…

  • Odpowiedz 31 sierpnia, 2014

    Ilona Kuczerawy

    Bardzo często o jedzeniu podczas porodu decydują…anestezjolodzy. Jedzenie zdaniem całkiem licznej grupy anestezjologów ma wpływ na znieczulenie.A wiadomo poród w każdym momencie może zakończyć się cesarskim cięciem. Z drugiej srony przecież wykonuje się operacje z nagłych wskazań i nie ma znaczenia wtedy kiedy pacjent jadł.Co szpital to obyczaj cytuję po Dance. Również bardzo często po porodzie kobieta nie ma nawet siły żeby podnieść rękę, nie mówiąc o jedzeniu.Poród to ogromny wysiłek i trzeba stratę energii uzupełnić. Chociaż są kobiety,które niemal rzucają się na jedzenie po porodzie:)

  • Odpowiedz 14 października, 2014

    Justyna

    Miałam batony, miałam banany, mąż przez cały poród (14h) chodził za mną i próbował mnie nakarmić a ja nie mogłam patrzeć na jedzenie. Jak już urodziłam i leżałam sobie z synkiem przy piersi to zjadłam banana 😉
    Jedynie co to piłam wodę. Następnym razem też zaopatrzę się w jedzenie, może będzie inaczej, lepiej żeby mi w brzuchu nie burczało.

    • Odpowiedz 14 października, 2014

      redakcja

      Też tak miałam. Tylko po porodzie to już nie byłam taka skromna jak ty-zjadłam chyba tonę. Jadłam wszystko co się dało.

  • Odpowiedz 16 kwietnia, 2015

    Alathi

    Ja z tego całego bólu i częstych skurczy zapomniałam o piciu wody i zwilżaniu ust. Za to jak wróciłam do domu w trakcie porodu to udało się zjeść parówki 🙂 W szpitalu gdzie rodziłam można jeść do momentu podania znieczulenia.

  • Odpowiedz 1 sierpnia, 2015

    Anta

    Moim zdaniem lewatywa to nie jest do końca taka zła rzecz … raczej daje komfort w końcowej fazie porodu rodzącej… mnie jej nie zrobiono i podczas parcia mialam bardzo niekomfortową i wstydliwą sytuację popuszczania zawartości jelit (ładnie pisząc) …. naprawdę wolałabym mieć lewatywę ..

  • Odpowiedz 8 lutego, 2016

    awa

    Ja mialam planowane cc i dzien przed anestezjolog zapowiedziala mi, ze mam nie jesc nic od kolacji (ok.17tej) i nie pic wody od polnocy, bo rano ide a stół. Tylko nikt mnie nie uswiadomil, ze rano tzn ok.12tej… Zwijalam sie cale przedpoludnie nie tyle z glodu, co z ogromnego pragnienia. Kiedy przysnęłam ok.10rano, przyśnił mi się taki wieeeeelki kubek, z jakiego piłam w dzieciństwie mleko prosto od krowy. I to mleko, ktore wlewalo sie wprost do moich ust… Córka urodziła się 13.15. Za drugim razem nie byłam już taka głupia. Wstając w nocy do toalety piłam do 6tej rano. Synek urodził się 11.15. Za okolo dwa tygodnie trzeci poród…

  • Odpowiedz 3 sierpnia, 2018

    Honorata

    Mój poród trwał ponad 20 godzin (rodziłam w domu z położną). W tym czasie wypiłam ze 3 litry rosołu, chyba drugie tyle wody z miodem i cytryną, sok pomarańczowy. Jadłam melona, chleb z masłem, ulubione ciastka, jabłka, kawałek gołąbka, maliny… A na mdłości najlepszy był ten rosół. Gdybym nie jadła, to nie była bym w stanie, z fizycznego wyczerpania, urodzić mojego synka. Poród był długi, ale raczej łagodny.

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj awa Anuluj pisanie odpowiedzi