Skąd się biorą niejadki?

Jestem spokojnym człowiekiem o dużym zakresie tolerancji na to jak inni widzą rodzicielstwo, ale jest jedna kwestia, która doprowadza mnie na skraj szaleństwa, a mianowicie przekonanie ogółu ludzkości o tym skąd się biorą niejadki.

Gdyż albowiem ta połowa ludzkości, która ma w domu dzieci jedzące wszystko i dużo zazwyczaj przypisuje sobie wszystkie zasługi na polu nawyków żywieniowych swych dzieci i co gorsza radośnie służy radą co i jak winni zrobić rodzice niejadków, by niejadki jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle ochoczo wtranżalać zaczęły.

O internecie nawet nie wspomnę bo ten informuje nas miłościwie, że dziecko które nie chce jeść to rezultat lenistwa rodziców, ich nadopiekuńczości albo braku wystarczającej uwagi. Po takiej lekturze rodzicom niejadków nie zostaje nic innego jak pogrążyć się w czarnej rozpaczy. Tymczasem oni i bez tego są wystarczająco zestresowani. Wiem, bo sama mam w domu niejadka sztuk jeden.

Dla zachowania równowagi moje drugie dziecko je wszystko i dużo. Prawdę mówiąc nie widzę większych różnic między naszym synem a naszym odkurzaczem i czasem mam ochotę zmienić mu (synowi, nie odkurzaczowi) blogową ksywę na Głodorodny.

To jak to w końcu jest? Czemu moje dzieci są tak różne na polu żywieniowym? Byłam nadopiekuńczym i jednocześnie leniwym rodzicem, dającym zły przykład żywieniowy Pierworodnej, ale przy Drugorodnym się naprawiłam i wszystko gra i buczy? A może to nie jest u licha tak proste jak sugeruje internet i rzesza doradców bo o tym czy dziecko będzie niejadkiem decydują złożone interakcje pomiędzy genami delikwenta a środowiskiem w jakim przyszło mu żyć?

Niejadek, czyli kto?
Ano właśnie. Statystyczna babcia bez mrugnięcia okiem stwierdzi, że niejadkiem jest każdy z jej wnuków. Rodzice nie są aż tak szybcy w szufladkowaniu jak babcie, ale z badań wynika, że odsetek rodziców uznających swoje dziecko za niejadka i tak jest całkiem spory i może sięgać aż 50%. Z kolei z danych naukowych na które się natknęłam wynika, że za niejadka można uznać mniej więcej 15-30% dzieci do lat 5. Z czego wynikają te różnice? Z wielu różnych powodów, ale myślę, że w dużej mierze z definicji.

Bo kto to właściwie jest tak niejadek? Dla jednych będzie to dziecko, które je mniej niż pozostałe dzieci w rodzinie/grupie rówieśniczej. Dla innych będzie to dziecko, które choć zje w zasadzie wszystko co mu się da to nigdy nie zje całej porcji, którą my nałożono.

Dla jeszcze innych niejadek to dziecko, które coś tam je (jedno więcej, drugie mniej), ale je tylko określone produkty i potrawy, jest bardzo wybredne, opornie przyjmuje nowości kulinarne (albo wcale ich nie przyjmuje), przez co czasem/często trzeba mu gotować inne danie niż reszcie rodziny lub dostosowywać posiłki całej familii do jego preferencji. Dziecko może odrzucać określane pokarmy tylko ze względu na ich konsystencję, strukturę, zapachach, a nawet widok. Ba! Taki niejadek może nie zjeść posiłku bo np. chleb który je dotknął ogórka którego nie je.

I choć nie ma jakiejś ścisłej klinicznej definicji niejadka, to większości opracowań najbliższa jest charakterystyka nakreślona w poprzednim akapicie.

Wyuczone czy wrodzone?
Co zatem sprawia, że niektóre dzieci pałaszują ze smakiem wszystko co im się pod nos podstawi, a inne robią rodzicielce domową edycję Hell’s Kitchen? Bardzo możliwe, że niektóre dzieci po prostu rodzą się z predyspozycją do zostania Tadkiem niejadkiem. Z badań wynika bowiem, że część niejadków już w niemowlęctwie prezentowała, inną, znacznie mniej żwawą niż pozostałe maluchy, technikę ssania piersi [1].

Inne badania wykazały, że awersja do gorzkiego smaku, a tym samym kategoryczne odrzucanie z diety chociażby części warzyw ma podłoże genetyczne, a ściślej mówiąc zależy od tego jakie wersje genu TAS2R38 przekazaliśmy swojej latorośli. Nie będziemy się tu zagłębiać w meandry genetyki, ale żeby było jasne – tak, może być tak, że rodzice są smakoszami brukselki, a mimo to sprzedali dziecku takie wersje tego genu, że młodzież na sam dźwięk słowa brukselka zwiewa gdzie pieprz rośnie [2].

Jakby tego było mało, stwierdzono, że ten sam gen determinuje w pewnym stopniu to jak duże będzie zamiłowanie dziecięcia do słodyczy. Im bardziej wrażliwe było dziecko na gorzkie smaki, tym chętniej pałaszowało i tolerowało duże stężenia cukru tak w jedzeniu, jak i w napojach.

Ale najciekawsze jest to, że matki, które same miały takie wersje genu TAS2R38, że smak gorzki je ni ziębił ni grzał postrzegały swoje dzieci jako bardzo emocjonalne (co nie zawsze jest cechą pozytywną) jeżeli latorośle wylosowały w loterii genetycznej  TAS2R38 w wersji ekstremalnie wrażliwej na smak gorzki. Innymi słowy duże różnice w wersjach tego genu pomiędzy matką a dzieckiem mogły wpływać na relacje tej dwójki.

To mogłoby w pewnym stopniu wyjaśniać dlaczego czasem byle brokuł jest zarzewiem długotrwałego konfliktu. Dla matki, która nie czuje przesadnej goryczy, dziecko, odmawiające spożycia choćby kawałeczka tego nieszczęsnego brokuła – po prostu grymasi i marudzi. Być może takiej mamie trudniej jest się wczuć w to jak dziecko odbiera smak warzywa. Ona nie rozumie, że dla dziecka, które jest genetycznie predysponowane do wyczuwania gorzkiego smaku w najmniejszej ilości, to nie jest mały kawałek brokuła, tylko ogromny kawał czegoś obrzydliwego w smaku.

W genach można ponadto upatrywać źródeł czegoś co nazywa fachowo neofobia żywieniowa i jest niczym innym jak stawianiem czynnego oporu przed próbowaniem nowych smaków/produktów/potraw. W codziennej praktyce rodzicielskiej wygląda to tak, że rodzic nastał się przy garach jak ten osioł, włożył całe serce w gotowanie, ofiarnie ułożył żarcie na kształt stateczku albo innej buźki, a na widok rezultatu kucharzenia progenitura z malującym się na twarzy obrzydzeniem pyta:

A co to jest?
– Kapusta
A to nie lubię – orzeka dzieć, który nigdy jeszcze kapusty nie próbował i zamyka otwór gębowy na cztery spusty, dodając ewentualnie, że zjeść to on może co najwyżej suchą bułę.

Jeżeli znacie ten schemat i wiecie, że podanie dziecku czegoś co wykracza poza jego standardowe menu skończy się fiaskiem to niniejszym możecie odetchnąć bo problem raczej nie leży w tym, że beznadziejnie gotujecie. Badania nad nawykami żywieniowymi bliźniąt w wieku od 4 do 7 lat sugerują bowiem, że odziedziczalność czyli najbardziej laicko mówiąc i upraszczając do bólu, stopień w jakim różnice pomiędzy poszczególnymi przedstawicielami populacji można próbować łączyć z czynnikami genetycznymi w przypadku neofobii to 72% [3]. Za resztę odpowiadają czynniki środowiskowe. Podobne wyniki uzyskano zresztą w badaniach nad neofobią dorosłych gdzie zmienność tej cechy, czyli wystrzegania się nowości kulinarnych w populacji można  przypisać w 2/3 czynnikom genetycznym [4].

Na co komu takie geny?
Wiem co teraz myślicie. Zastanawiacie się jaki w ogóle pożytek z genów, które sprawiają, że jedzenie zdrowego przecież brokuła jest niemalże torturą, a próbowanie nowych potraw nie tylko nie sprawia przyjemności, ale wręcz przeraża?

Tak naprawdę nie jesteśmy tego pewni w 100%, ale jedna z ciekawszych hipotez mówi o tym, że to takie pokłosie ewolucji i historii naszego gatunku. Nasi przodkowie, zwłaszcza tacy prowadzący wędrowny tryb życia, musieli być bardzo ostrożni przy próbach zjedzenia czegoś nowego – nigdy przecież nie mogli mieć pewności, że dany owoc, grzyb czy co tam jeszcze jest jadalne czy może jednak trujące. Woleli się zatem posilać czymś co znali.

Innymi słowy bycie podejrzliwym w stosunku do nowości kulinarnych mogło dawać większe szanse na przetrwanie niż zachłanne pożeranie wszystkiego co wyglądało na w miarę zdatne do skonsumowania. Uruchomienie takiego mechanizmu zapobiegającego zjadaniu chociażby wszystkich kolorowych owoców z krzaków było szczególnie ważne w przypadku małych dzieci, które biegając i bawiąc się wokół jaskini/chaty mogłyby się przez to bardzo łatwo otruć. Włączenie w pewnym momencie życia takich mechanizmów ostrożności jest ważne tym bardziej, że dzieci niemobline ładują do paszczy absolutnie wszystko co mają w zasięgu wzroku – coś musi w nich zatem tę chuć zatrzymać zanim zaczną samodzielnie eksplorować otoczenie.

Awersja do gorzkiego także stanowi przejaw zabezpieczenia przed truciznami, które przecież nie zwykły smakować jak czekolada. Kiedy więc taki nasz pocieszny pradziadeczek poczuł, że spożywany właśnie pokarm jest jakiś niepokojąco gorzki to w głowie dzwonił mu alarm „stary weź to wypluj bo to jakieś podejrzane”. Możliwe, że dwulatek plujący po ścianach maminym obiadem słyszy właśnie taki alarm. Geny uruchamiające taki alarm przetrwały bo Ci bardziej wrażliwi na smak gorzki wykrywali takie trucizny szybciej, dzięki czemu nie dali się otruć przez byle grzyba i po posiłku mogli się oddać radosnym aktom przekazywania swych genów następnym pokoleniom.

Supersmakosze
Jakby tego wszystkiego było mało wiemy obecnie, że około 25% naszej populacji to tzw. supersmakosze, czyli ludzie którzy smaki czują znacznie bardziej intensywnie niż cała reszta ludzkości przez co niekoniecznie lubują się oni w smakach intensywnych i unikają wszystkiego co jest mocno kwaśne/ostre/gorzkie/słodkie. Być może zatem jakaś część niejadków to właśnie supersmakosze, którzy owszem zjedzą makaron z białym-mdłym serem, ale już makaronu z parmezanem albo gorgonzolą nie ruszą choćbyśmy nie wiem jak zachwalali.

Geny to nie wszystko
Co oczywiste same geny nie determinują wszystkiego. Środowisko i doświadczenia życiowe też mają duży wpływa na to jak dziecko widzi i odbiera jedzenie. Wydaje się, że na preferencje kulinarne dzieciny może mieć wpływ już samo to co matka jadła w ciąży i w trakcie karmienia piersią, ale o tym pisałyśmy już TU.

Nasza reakcja na dziecięcą niejadkowość też nie jest obojętna, ale o tym napiszę osobny post z perspektywy dorosłego niejadka. Bo ja byłam ekstremalnym niejadkiem. Ot miałam na przykład trwający rok epizod żywienia się li tylko… jajkiem na miękko. Serio.

Nie bez znaczenia jest też to czy dziecko ma zaburzenia przetwarzania bodźców sensorycznych, a nawet to czy często dopadają je… zapalenia ucha. Stwierdzono bowiem, że u dzieci które często zapadają na infekcje uszu dochodzi do zmian w odczuwaniu smaku przez co mniej chętnie jedzą warzywa i owoce [7]. Przyczyn leżących u podłoża niejadkowatości jest jeszcze pewnie masa, ale nie chodzi o to bym pisała tu epopeję na miarę Homera, ale o to by pokazać jak złożona jest ta sprawa.

Zresztą by nie szukać daleko – każdy z nas żyje w innym świecie sensorycznym, każdy przecież inaczej odbiera muzykę, inaczej interpretuje kolory, w inny sposób odbiera zapachy. Dlaczego więc nie pozwalamy dzieciom inaczej odczuwać smaków i kiedy plują na 3 metry szpinakiem uważamy że przesadzają bo to tylko łyżka szpinaku?

Dlatego też – drodzy rodzice jadków – bądźcie łaskawi schować sobie swoje dobre rady i komentarze głęboko do kieszeni. Jeżeli nie macie w domu niejadka to nie wiecie jak to jest. Nie wiecie ile nas to czasem nerwów kosztuje. Nie wiecie, że „jak go przegłodzisz to zje” nie zadziała. Nie wiecie, że wasze „przykład płynie z góry” jest skrajnie idiotyczne bo naprawdę można robić wszystko dobrze i świecić przykładem żywieniowym, tak mocno że Ewa Chodakowska (czy kto tam teraz tym przykładem świeci) się chowa, a i tak mieć w domu małego niejadka.

A wy rodzice innych niejadków – przestańcie się zadręczać poczuciem winy. Bo to, że wasze dziecko jest niejadkiem jest wypadkową naprawdę wielu czynników. I nie na wszystkie, ba, pewnie nie na większość internetowe proste zero-jedynkowe rozwiązania, zadziałają tak dobrze jak na dziecko cioci wujka sąsiadki koleżanki z pracy 😉

To be continued

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

65 komentarzy

  • Odpowiedz 3 listopada, 2015

    awa

    Jak miło przeczytać taki pocieszający artykuł 🙂 A ja właśnie dziś uprosiłam u pediatry skierowanie na jakieś podstawowe badania dla Synka, który od pewnego czasu żywi się najchętniej suchym chlebem zapijanym wodą.

  • Odpowiedz 3 listopada, 2015

    matka niejadka

    Cos jest z tymi suchymi bułkami, ze nawet moj, bardzo niejedzacy, Potomek na widok suchej bułki potrafi głosno domagac sie „aaammm!!!”, wskazujac raczka przedmiot pozadania, po czym wcina aż miło patrzec…

    • Odpowiedz 11 stycznia, 2016

      Friday

      CUKIER- te bułki to mieszanka do pieczenia głównie cukru i spulchniaczy.

      • Odpowiedz 6 kwietnia, 2021

        Lena

        Mam w domu 3latka który nie chce jeść niczego poza grysikiem z butli, spaghetti, mięsa mielonego bez ziemniaków najlepiej, suchej bułki i ogórka zielonego. Przeżywam wewnętrzny kryzys i jestem załamana tym że nie potrafię go nauczyć jeść normalnego jedzenia. Czuje ze ponoszę porażkę jako matka o czym nieustannie przypomina mi mama i babcia. Dodam tylko że do roku czasu moje dziecko próbowało nowych smaków i uwielbial powidła śliwkowe domowej roboty, jabluszko z bananem, zupy itd, po roku przestał jeść takie rzeczy i nie ma mocy żeby go zmusić. Ma ponad 100cm wzrostu i 28kg wagi, nie wygląda na niejadka, badania ma dobre ale martwi mnie to że najchętniej jadłby tylko mleko… Starsza córka natomiast od małego wszystko jadła i je nadal a on jest strasznie oporny 🙁

  • Odpowiedz 3 listopada, 2015

    Kastrin

    Ja bym chętnie poczytała, skąd się biorą dzieci z obsesją jedzenia. Dla których jedzenie to sens życia, lepszy od zabawy, ludzi itp. Pocieszacz i odreagowywacz. I od razu powiem, że nigdy nie było w żaden sposób zachęcane czy zniechęcane do jedzenia, straszone nim czy proszone, pocieszane, szantażowane czy co tam jeszcze. I jak na ironię oboje z mężem jemy dość mało i na pewno nie daliśmy mu przykładu, że jedzenie to jakiś ważny punkt życia. Bo to też duży problem. Choć tak samo, jak Wasz – niejadkowy, bagatelizowany przez otoczenie. Każą mi się wszyscy cieszyć, że dziecko „ładnie” je i dziękować niebiosom, żenie mam niejadka. Ale jak się cieszyć, kiedy trzeba własnemu zapłakanemu dziecku wydzielać porcje i ograniczać je? Bo inaczej je, aż się pochoruje…

    • Odpowiedz 3 listopada, 2015

      Alicja

      Ciekawe zagadnienie. Prawdę mówiac nie mam o nim pojęcia i poza ewidentnymi zaburzeniami metabolicznymi nie słyszałam. Poszukam jeśli coś znajdę to dam znać.

    • Odpowiedz 16 listopada, 2015

      Anonim

      Obsesja jedzenia- pierwsze skojarzenie- zespół Pradera- Willego

  • Odpowiedz 3 listopada, 2015

    Basia

    jestem mamą jadka
    chłonie jak odkurzacz i nie lubi tylko gotowanej marchewki- przypadek?
    bo ja też nie lubię jej smaku-wolę surową…
    ale o tych genach nie miałam pojęcia! dobrze wiedzieć!

  • Odpowiedz 3 listopada, 2015

    Joanna

    No, z nadzieją czekałam na ten wpis. Ale może jest już późno i nie wszystko zrozumiałam, ale moje dziecko lubi gorgonzolę, parmezan i jeszcze kilka innych gorzkości by się znalazło w jadłospisie, a mimo to w domu je bardzo wybiórczo. W przedszkolu nie pasuje jej najwyżej 10% jadłospisu. W domu buraczków nie tknie. Może mój egzemplarz jest ofiarą moich błędów tylko i wyłącznie. Ale trzeba przyznać – słodycze mogłyby być jej jedynym pożywieniem.

    • Odpowiedz 3 listopada, 2015

      Alicja

      Bo przyczyn odrzucania pewnych konkretnych pokarmów jest dużo – tu nakreśliłam tylko te popularne. Moja też je w przedszkolu – grupa czasem tak działa – dziecko widzi, że inne jedza i trupem nie padają to może i to dobre i bezpieczne. Buraczki mogą jej nie pasować przez konsystencję – bardzo wiele dzieci odrzuca pokarmy nie tlko ze względu na smak, ale jak i wspomniałam gdzieś tam we wpisie również ze względu na ich strukturę – to gdzieś tam sensorycznie im nie pasuje. Ja na przykład nie jem i nie jadłam owoców – właśnie przez ich konsystencję. Słodycze mogłyby i być moim jednym pożywieniem 😉

      • Odpowiedz 3 listopada, 2015

        Berta

        Dokładnie. Mój niejadek (teraz już wiem na 100% że nim jest) lubi np chleb (nie bułki a chleb 😉 ) ale jak poczuje na nim masło to koniec. Bo się nim uciapra a tego nie znosi 😉

  • Odpowiedz 3 listopada, 2015

    Kamil

    Z tymi badaniami bliźniaków i wpływu genów to oczywiście się zgodzę, że tak jest jak piszesz. Jednak może się okazać, że odpowiednie podejście wychowawcze rozwiąże 99% wszystkich problemów żywieniowych, a owo 72% różnic genowych będzie się odnosiło do tego jednego procenta, w który jakiekolwiek różnice są. Prawda? 🙂

    • Odpowiedz 3 listopada, 2015

      Alicja

      Nieprawda 😉

      • Odpowiedz 4 listopada, 2015

        Kamil

        Znaczy jest to prawdopodobne. Mało prawdopodobne, ale prawdopodobne.

        • Odpowiedz 30 grudnia, 2015

          DC

          Jest to prawdopodobne, otoczenie i my sami mamy ogromny wpływ na ekspresję genów.
          Bruce Lipton – warto zapoznać się z pracą i wnioskami na ile są słuszne lub nie wychodzi nie w teorii lecz w praktyce

          • 31 grudnia, 2015

            admin

            Oczywiście, że na ekspresję genów ma wpływ środowisko ale nie w 99% 😉

    • Odpowiedz 4 listopada, 2015

      Anonim

      To ja poproszę o sprecyzowanie owego „odpowiedniego podejścia wychowawczego” :p

      • Odpowiedz 28 lutego, 2016

        Katarzyna

        polecam książkę Jesper Juul „Uśmiechnij się siadamy do stołu” 🙂 i czy ktoś zna niejadki w rodzinach wielodzietych? Albo dlaczego najczęściej niejadkiem są dzieci pierworodne, jedynaki, kolejne jakoś nie mają problemu z jedzeniem 😉

        • Odpowiedz 1 marca, 2016

          Oli7

          A ja polecam coś dla dzieci Pampi na talerzu. Jedzenie jest fajne. Super książka, bo temat bardzo fajnie przedstawiony: mleczne jezioro, rosołowi piraci i chlebowe miasta? Nawet wyskubaliśmy z dzieciakami jedno chlebowe miasto a potem zatopiła je pomidorowa powódź.

        • Odpowiedz 15 marca, 2016

          Małgorzata

          Dzieci obserwują dzieci 🙂

          • 15 września, 2016

            Ania

            Zgadzam się z tym, że dzieci obserwują dzieci. Sama mam dziecko z neofobia żywieniowa a mam 3 dzieci. Tylko jedno z tą przypadłościa i Bogu dzięki, więcej bym nie zniosla

          • 15 września, 2016

            Ania

            Muszę napisać sprostowanie że wzgedu na słownik automatyczny:
            Dodam, że znajoma ma dziecko z problemem neofobii w bardzo ostrym stadium, a jest to jej koleje już dziecko. To są dwa znane mi przypadki i zaden nie współgra z założeniem -niejadek to najczesniej jedynak lub pierworodny. No niestety nie zawsze generalizowanie jest receptą na wszystko co nieznane…

    • Odpowiedz 3 kwietnia, 2018

      Ada

      Mam w domu 4 letniego niejadka . I nie zgodzę się, że 99% problemów żywieniowych rozwiąże podejście wychowawcze. Nasz syn przestał jeść mając 2 lata, wcześniej jadł, ale też bez szału. natomiast po skończeniu 2 r.ż. jedzenie to dramat, prawie nic nie je. A probowałam wszytkich możliwych metod. Ktoś kto nie ma w domu niejadka nie może wiedzieć co czuje dziecko i rodzice. I nie pomoże tu NIC: ani wpólne posiłki, ani wspólne gotowanie, ani spokój i przyjemna atmosfera przy jedzenie, ani zabawne kontrukcje z posiłków – NIC.

  • Odpowiedz 3 listopada, 2015

    Ania

    Moja córa jadła prawie wszystko do drugiego roku życia. A potem nagle się odwróciło. Presja grupy w przedszkolu i w szkole nie zadziałała, a podobno dobre było i wszystkie dzieci jadły. Ale może fakt, że ja nie jem nabiału i kilku innych rzeczy lub to że w dzieciństwie byłam niejadkiem ma coś do rzeczy? Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis ☺

  • Odpowiedz 3 listopada, 2015

    Ania

    mam w domu Głodorodnego 6 latka i Niejadke lat 2. Sytuacja poprawila sie u jednego i u drugiego wraz z przejsciem na diete bezmleczna, bezcukrowa i bezglutenowa. Starszy ma nietolerancje mleka plus kandydoze w jelitach, corka alergie na gluten plus tęże kandydoze-swinioze w jelitach. U syna efekt – zmienijszone obżarstwo o jakies 50% pochlanianej objetosci. wykluczone buly (no co ty, dziecku bulki nie dasz?) serki tzw bardzo zdrowe z wapniem i kilogramem cukru na 200g, i wszelkiego rodzaju zywnosc przetwozona. corka po zalamaniu z 75 centyla w niemowlectwie spadla do 20 ze wzrostem i 10 (!) z waga, odrabia na diecie powaznie i przyrasta cm na miesiac, odrosly jej wlosy, ktore wypadlu okolo 8 miesiaca, kiedy to wszedl glutenik nasz ukochany pod postacia buleczek i makaronu. corka niejadek, a raczej wciagacz glutenu i tylko tego, no jeszcze banany szly, je wiekszosc produktow spozywczych. mowic zaczela 2 miesiace po odstawieniu glutenu w dniu swych 2 urodzin. kwestie genetyczne sa mega wazne, wsrod nich sklonnosc do grzybicy jelit podlana wspaniala zywnoscia z bialej jak snieg maki pszennej, bezwartosciowego nabialu z cukrem wprosc z marketu, ale co tam, przeciez ma wapn, i zamarynowana kilogramami cukru we wszystkim.

    • Odpowiedz 8 listopada, 2015

      Iza

      moj niejadek (nie chciał jesc naprawdę nic, chyba ze ewentualnie mleko wprost od mamy) tez na diecie bezglutenowej itd. zmienił sie nie do poznania. je, rośnie, przybiera na wadze. oczywiscie pochłaniaczem nie jest i w przedszkolu słabo za to w domu ok. dla mnie to mega. ile ja sie nasłuchałam od rodziny, lekarzy. miałam juz po jednej wizycie w czd takie załamanie. wmówiono mi ze jestem zła matka co meczy dziecko ta woda z cukrem płynąca z piersi i okaleczam tym dziecko. załamałam sie tak silnie bo ile mozna mieć siły słuchać…
      dieta pozwoliła mi uwierzyć ze zasługuje jeszcze na miano rodzica, wiec wiem ze warto szukać i dociekać nie zawsze jednak w sobie.
      Alicjo bardzo dziekuje za ten wpis

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    Paulina

    Moja starsza córka ma różne upodobania, a właściwie nieupodobania. Najczęściej kwestią jest konsystencja, ale nie zawsze. Nie jest w tej kwestii konsekwentna. Szczęśliwie ma już 6 lat, więc zdążyłyśmy się dobrze poznać. Lubi surową paprykę, ale tylko czerwoną, pokrojoną w paski, kalafiora i brokuła uwielbia, ale w zupie, szpinak z makaronem, a jabłka i gruszki tylko zmiksowane w naleśniku, etc. Owoców nie znosi (najbardziej nie cierpi zapachu bananów) Nie nudzę się 😉 Za to młodsza córka przepada za owocami, warzywami, kaszami, strączkowymi, byle można było sobie pogryźć.
    Mam swoje sposoby. Każda mama po pewnym czasie znajdzie swoje 🙂 Tego wszystkim życzę!
    Paulina z bajkaojedzeniu.pl

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    ola szary

    Dziękuję. Wczoraj po raz n-ty rwałam włosy z głowy i mamrotalam wszelkie wulgaryzmy świata gdy jak co dzień Młody lat niecałe dwa i pół nie chciał jeść obiadu. Co by to nie było poza nalesnikami, jest śmiercionośne… czasem jużnie umiem spokojnie podejść do tematu, dzień w dzien to samo. Takie kurde nerverending story :/

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    Ila

    Mam w domu takiego jednego, który od kilku miesięcy je tylko frytki… No teraz udało mi się podmienić na ziemniaki z majerankiem. To sprawia, że jego starszy brat, który jadl do 2 roku życia głównie produkty płynne, a resztę konsekwentnie wypluwal już mi się nie jawi jako niejedek ( zresztą teraz wcina prawie wszystko i mieliśmy problemy sensoryczne właśnie ). Pocieszające,że jadłas tylko jajko i jesteś dziś jaka jesteś, tzn zdrowa i super babka 😉 ciekawi mnie dlaczego u większości dzieci problemy nasilają się w okolicy 2 roku życia? U nas( młodszy syn, brak problemów sensorycznych, zdrowy okaz dziecka) były zawsze od dnia narodzin, ale po 1,5 roku zaczął się kosmos ziemniaczany.ponoć to mija. Musi, skoro jak widać inni ekstremalni nirjadkowie żyją i piszą artykuły.. 😉

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    Kamila

    Geny genami, ale czy w wielu przypadkach nie jest tak, ze dziecko, ktore nie zje prawdziwego posilku, za to potem nafutruje sie cukrem w roznej postaci, nie bedzie mialo apetytu (i miejsca) na zdrowe jedzenie wlasnie przez ten cukier? Ile jest dzieci, ktore nie zjedza sniadania, za to batonika potem chetnie. Obiadu nie, ale czekolade nawet cala. Sama pamietam, kiedy jeszcze pare lat temu potrafilam jesc same slodycze i w ogole nie czuc glodu na nic poza nimi. Kiedy calkowicie przestalam jesc bialy cukier i wysokoprzetworzona zywnosc apetyt nagle wrocil. Teraz znowu jem slodycze i z apetytem nie bardzo. Czytalam gdzies (akademia witalnosci?), ze organizm struty takimi produktami jest od nich uzalezniony i nie chce przyjmowac zdrowych.

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    m_ysz_ka

    A sposób rozszerzania diety też ma znaczenie, nie?

    Zastanawiam się, gdzie ja w swojej niejadkowości jestem i najbardziej podoba mi się supersmakosz 🙂 To brzmi najlepiej. Co ciekawe moje dziecko już teraz je więcej potraw niż ja jako dorosła osoba (chociaż w porównaniu do dzieciństwa to jem o niebo więcej i różnego). I śmiesznie jest jak mu daję tego ohydnego ananasa z posmakiem czegoś paskudnego (tak ananas mi nie pasi całe życie), on sobie je, a ja żeby mu było miło udaję i wyczyniam różne kombinacje, żeby moją porcję gdzieś dyskretnie schować – jak w przedszkolu normalnie, ech.

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    Ania

    Chciałam zapytać o rolę karmienia piersią w tym temacie. Karmię synka wciąż piersią (skończył 14 mscy) i czasem myślę, że gdyby nie pierś to może lepiej by jadł? Nad ranem pije raczej dużo mleka w łóżku (takie mam wrażenie) po wstaniu, zanim przygotuję kaszkę (na wodzie, tak wyczytałam, że nie trzeba na mleku modyfikowanym, ale może się mylę) to czasem zje, czasem nie, ale ogólnie ok. Poźniej idziemy na spacer i często na spacerze karmię synka piersią i młody zasypia i budzi się po 1,5h i ja wtedy przygotowuję szybko obiad na parze, róże warzywa, sama jem, by dać dobry przykład (mamy to samo na talerzu). Czasem synek je, czasem nie, zabieram go z fotelika jak już naprawdę widzę, że nie ma szans by zjadł, rozrzuca mocno i wierci się, jęczy itd. Później gdy kończę swój obiad, czasem podejdzie i ode mnie chciałby troszkę i czasem mu daję z jego talerza lub mojego, lecz bardzo często kończy się to kp, bo synek jęczy i pokazuje, że chce mleko… Czasem myślę, że może ograniczyć mleko, że przegłodzić tzn. zwiększyć odstępy między posiłkami, ale i tak są dość spore. Pamiętam, też, że karmienie powinno być w foteliku, czasem się nie udaje i synek je na kolanach, obok mnie, chodzi obok stołu…Kolacja tak różnie, synek je to co my i czasem zjada, czasem nie, albo znowu kp. Pocieszam się, że kiedyś gdzieś wyczytała, że jakiś lekarz powiedział, że nie zdarzyło się by dziecko zmarło z głodu przy suto zastawionym stole, ale jakiś niepokój pozostaje. Moje pytanie jest więc takie: czy powinnam ograniczyć kp?czy to dlatego tak synek różnie je? Nie dajemy słodyczy, ale słodkie owoce synek chętnie by wcinał i czasem zjadł chrupki kukurydziane to całe opakowanie by wciągnął:)Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam serdecznie:) super blog

    • Odpowiedz 4 listopada, 2015

      Joanna

      ja bym nie ograniczała, jeśli podstawą miałoby być wyłącznie odniesienie do jakichś odgórnych zaleceń (bez odniesienia do Waszej sytuacji) albo porównywanie do innych.. Najlepsza, myślę, mamina intuicja, no i intuicja Malca, który wie, co najlepsze i czego jego organizm potrzebuje! Jeśli jest zdrowy i nie ma wskazań do modyfikacji diety, to czemu ograniczać mu to, co jest pigułą zdrowia? Karmienie uzupełniające (czyli przechodzenie od piersi do kuchni domowej) trwa do drugiego roku życia i ma być przecież stopniowe i płynne.. Ja mam 13miesięczniaka, który raz pałaszuje co się da ze stołu, a potem ma znów takie dni, że tylko cycek i cycek.. Może Twoje obawy uspokoją relacje mam starszych dzieci, które na początku bały się, ze ich dziecko nigdy nie zamieni piersi na „normalne” jedzenie, a potem następuje jakiś skok rozwojowy i dzieje się to bardzo szybko. Można ewentualnie skonsultować się z mądrym pediatrą lub doradcą laktacyjnym, ale jeśli dzieć zdrowy, to może warto zaufać, że wie, co robi? 🙂 A, polecam też artykuł, na który przed chwilą trafiłam http://www.bialskamama.pl/2015/11/03/czym-sie-rozni-mleko-mamy-od-sztucznej-mieszanki-dla-niemowlat/ Pozdrawiam:)

      • Odpowiedz 5 listopada, 2015

        Ania

        dzięki, może masz racje:) choć czasem mnie martwi, że tak mało je, choć słodycze to zawsze i chętnie widząc po tym jak lubi słodkie banany, chrupki kukurydziane i inne słodkie rzeczy:)

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    Sosnowa 11

    Spotkałam się kiedyś z teorią, że smaki zjadanych przez kobietę w ciąży a potem karmiąca piersią mają wpływ na późniejsze upodobania smakowe dzieci. Co o tym myślisz? Przy Miśku (starszym) bardzo „uważałam na to, co jem”, tzn jakieś mdłe papki i byle nie uczulało. Przy Miśce postukałam się w głowę i jadłam wszystko, w szczególności ostre rzeczy, bo miałam na ostre straszliwą ochotę. Efekt (a może jednak przypadek?) jest taki, że Misiek ma neofobię żywieniową (uczę się nowych wyrażeń 😉 ) i je jeden rodzaj wędliny, jeden rodzaj sera itp, a jeśli nie serwuję czegoś uznanego przez długo czas, to może zapomnieć, że to jada i przestać jadać. Miśka natomiast już w niemowlęctwie nazywana była Błękitkiem, choć tylko nieliczni wiedzieli, że to zdrobnienie od żarłacza błękitnego.

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    Aga m

    Ziemniaki zje oprocz tego, ktory lezy najblizej sosu, chociaz go nie dotyka. To jest ziemniak ZARAZONY sosem. Niejadalny. Co 5 sekund go pokazuje i przypomina: ten nie

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    Anessa

    A ja pare dni temu mialam taka systuacje…
    Domowy, swiezy hamburger – pyszniutki! Syn – lat 4.5 – lubi, ale tylko z keczapem, troszke majonezu i oczywiscie w bulce. Zaryzykowalam i polozylam plasterek swiezego ogorka – ktory raz na miesiac zdaza mu sie przelknac – i powiedzialam, ze ogoreczek sprawi, ze miesko bedzie jeszcze smaczniejsze i nie takie suche. Wyjal z obrzydzeniem ogorka, zjadl tylko bulke z sosami a hamburgera porzucil na talerzu, bo – cytuje: „smierdzi ogorkiem”.
    Oficjalnie informuje, ze wszystko mi juz opadlo… Probowalam wszystkiego, aby zachecic go do warzyw. Nic.
    Lapie sie wiec teorii o genie, bo inaczej zwariuje…

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    Iwona

    Ciekawa jestem jak się te badania i naukowe mądrości mają do BLW, które rzekomo działa cuda i sprawia, że dziecko poznając różne smaki, konsystencje itp. nie staje się niejadkiem:) Nawet na okładce BLW-owej książki jak wół postawione pytanie „Nie chcesz wychować niejadka?” To jednak wychowanie czy geny i predyspozycja?

    A z cyklu tego jak dziecko może odrzucić posiłek ze względu na kształt: podałam wczoraj córce placki. Ona placków nie będzie jadła, bo placków nie chce. Placki nie i już! Pokroiłam więc placki na kawałki i…placki zniknęły. Cudowna przemiana placków w nieplacki:)

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    ela

    Ja mam teorię, że niejadkami są pierwsze dzieci 😉 Drugie i kolejne muszą walczyć o przetrwanie, więc jedzą dużo i chętniej 😉 Ale to moja teoria, choć znam całe mnóstwo rodzin, gdzie ona się potwierdza. Także i pośród moich pociech 😉
    Pozdrawiam!

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    Kasia

    Dziękuję.
    Ja mam w domu totalnego niejadka mięsa wszelakiego. I ok nie to nie….ja to rozumiem mąż też….ale kochana matajo poproszę o artykuł poparty badaniami jak przekonać babcie że dziecko z braku mięsa nie umrze z głodu…..

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    Magda /dwa plus dwa

    Ja też obstaję przy zdaniu, że dzieci albo są „niejadkami” albo są „jadkami”. Przy pierwszym dziecku faktycznie myślałam, że to moja jakaś tam zasługa, że wcinał absolutnie wszystko, warzywa, owoce, każdy obiadek i kanapeczkę z apetytem. No i wcinał do czasu, gdy skończył 2,5 roku i niemalże z dnia na dzień zaczął grymasić, jak typowe dziecko. Nic się w jego życiu nie zmieniło, ale on sam tak nagle zmienił nawyki żywieniowe, że sama zwątpiłam w siebie. Chyba po prostu tak był „zaprogramowany”. Jego młodsza siostra na razie też jest absolutnie wszystkożerna, ale bazując na doświadczeniu, pewnie do czasu. Ciekawe kiedy jej się odwidzi 😉

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    Prudencja

    Już się nie mogę doczekać wpisu o reakcjach na niejadkowość. Rok na jajku? Nieźle…:)) Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za fantastyczne artykuły.

  • Odpowiedz 4 listopada, 2015

    Kasia

    No to zdiagnozowałam męża – neofobia żywieniowa 😀 mam nadzieję, że pod tym względem młodzież się do niego nie przyda 😉

  • Odpowiedz 5 listopada, 2015

    Mama Puchatka

    Mój Synek jest dokładnie w wieku Twojej córeczki Alicjo i jak się okazuje to nie jedyne podobieństwo między nimi – jego ulubioną potrawą jest ketchup, a lista rzeczy, których nie zje lub nawet nie tknie (odruch wymiotny!) jest dłuższa niż dozwolona liczba znaków przy pisaniu tego komentarza. Wg większości osób postronnych jestem przesadnie tolerancyjną matką, bo przecież bez jedzenia moje dziecko niebawem padnie z wyczerpania. Dziękuję za ten artykuł. Zmuszanie kogokolwiek do jedzenia jest nieludzkie.

  • Odpowiedz 6 listopada, 2015

    Monika

    Problematyczna tez z niejadkami tez jest anoreksja bulimiczna, chociaż to juz u starszych dzieci w wieku szkolnym. Przez cały dzien nic nie jeśc tylko woda herbata i jak ktos zmusi to cos zjeść. Al e i tak to się kończy najcześciej bólami brzucha i złym samopoczuciem.

  • Odpowiedz 6 listopada, 2015

    Magda

    W tym temacie polecam książkę „Moje dziecko nie chce jeść” -Carlos Gonzalez. Bardzo uspokaja:)

  • Odpowiedz 12 listopada, 2015

    Melodia

    Mimo, że moje dziecia raczej są jadkami niż niejadkami to przeczytałam z ciekawości cały artykuł. Starsza od kilku miesięcy zaczęła sobie wybierać z warzyw ew.kiszone, a z owoców banany czy jabłka. Młody musi mieć odpowiednią konsystencje. Gorzej u niego z piciem. Pewnie biegam za dzieckiem z piciem jak niejedna mama z jedzeniem.
    Ja też jestem wybredna i nie wszystko zjem 😉

  • Odpowiedz 25 listopada, 2015

    Mama niejadka czterolatka :)

    Jak bym czytała własną historie , wszystko co napisałaś jest prawdą, trochę naukowego uzasadnienia mnie uspokaja Już dawno nie słucham rad ludzi którzy nigdy nie mieli do czynienia z niejadkami. Długo nie mogłam się z tym pogodzić, że starsza córka zjada wszystko co się jej da a młodsza tylko niektóre rzeczy i to w ilości wystarczającej do przeżycia :). Z genami nie wygram ale postanowiłam posłuchać rady jednej dobrej kobiety 🙂 i się tym nie stresować, ” nie chce jeść kiedy Ty jej karzesz niech je kiedy sama zechce” okazało się bardzo dobrą radą. Amelka ma zupełnie inny czas kiedy głodnieje , je mniej ale częściej. Nie gonie jej do zjadania wszystkiego na siłę, wyleczył mnie kiedyś z tego Pan Makłowicz mówiąc w radiowej audycji ” jak byś się czuł gdyby kelner w restauracji zauważył że nie zjadłeś wszystkiego i kazał Ci to natychmiast dojeść.” ubawił mnie do łez ale od tego czasu nie denerwuje się niedojedzonym obiadem.
    Amelka nie jest też taka oporna do próbowania nowych rzeczy od czasu jak jej przyjaciółka zarzekała się że drożdżówki z makiem to ona nie cierpi po czym za godzinę wpałaszowała całą i zapytała o jeszcze :), Amelka sama to zauważyła w końcu chodziło o jej drożdżówkę :). Od tego czasu zawsze próbuje zanim powie że jej nie smakuje. Wyniki zadziwiają ją samą. 🙂 .Powodzenia !

  • Odpowiedz 17 grudnia, 2015

    mama niejadkow

    Geny powiadasz??? Mam dwa niejadki w domu 4 lata i rok. Ten mlodszy gorszy. Przez to obu karmilam odciaganym mlekiem bo cyca to za duży wysilek. Męka okrutna. Teraz boje sie tworzyć kolejne dziecko bo jak będzie takim niejadkiem to strzelę sobie w łeb

  • Odpowiedz 7 stycznia, 2016

    OLA

    Mojej córki, która na rok ważyła 6,5 (!!!) kg to chyba nikt nie przebije. Teraz ma 1,5 roku i jest mała poprawa, choc są takie dni, że żyłaby jedynie powietrzem, ale i to pewnie jest dla niej zbyt kaloryczne :/

    • Odpowiedz 26 lipca, 2016

      ewelina

      W tej chwili mija corka ma 13 miesiecy i 6.450. Wszystkie wyniki w normie i ganialiby o winogronach tylko.ciekawa jestem czy u was sie cos poprawilo od stycznia 🙂

  • Odpowiedz 26 stycznia, 2016

    Ewa

    Ajlowju do bólu.

    Właśnie przechodzę podobne katusze rodzica niejadka. Mój niejadek do momentu skończenia roku jadł wszystko chętnie i dużo, chętnie próbował nowości. Aż miło było patrzeć. Kiedy skończył rok to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki się skończyło. To znaczy skończyło się jedzenie wszystkiego, bo je nadal, czasem nawet dużo ale tylko wybrane rzeczy w wąskiej palecie wyboru. A ja przechodzę katusze stając na wyżynach kulinarnych w wymyślaniu co jeszcze mogłoby mu podejść. I nie raz już słyszałam że jak się przegłodzi to zje (guzik prawda, żeby go nawet brzuch z głodu miał rozboleć a nie lubi to nie zje), insynuacje że to moja wina, bo tak go „rozdziadowałam” itd itp. Ileż mnie to nerwów kosztowało… do dziś i momentu kiedy trafiłam na ten artykuł 😀
    Dziękuję

  • Odpowiedz 20 lutego, 2016

    B.

    O matko zgadzam się !
    Dzięki dzięki za ten artykuł.
    Tak dobrze wiedzieć, że inni też tak mają w domach.
    Jakbym czytała o sobie: starszy niejadek na granicy niedożywienia, młodsza fenomenalna, przy jedzeniu jak odkurzacz.
    Przerabiałam już tak wiele a my wciąż tak kulejemy. Ale jest lepiej ! Odrobinę.
    Teraz ide za radą: dajcie mu dużo tego co lubi, niech powiększy mu się żołądek, potem sam zacznie prosić o jedzenie.
    Dodam że po paskudnym okresie zimowych choróbsk z biegunkami wymiotami itede mój 2,5 letni syn waży poniżej 10 kg. Dobrze wiem co to jest niejadek w domu. A roczna dziewczynka 11,5. W tym samym domu wychowywani.
    Jeśli to genetyka to chyba ojcu należy się jakiś kopniak w zad za takie geny bo podobno on też był strasznym niejadkiem.
    B.

  • Odpowiedz 28 lutego, 2016

    SKM

    Ja jestem mega sfrustrowana przez mojego niejadka, moj syn potrafi caly dzien nic nie jesc, nie mam juz sily probowalam wszystkiego, wycinanie samochodow kotow z jedzenia, syropy na apetyt, nawet przekupstwo, moj syn jak sie urodzil wisial na cycu i byl wielik naprawde jak ludzik z reklamy opon, jadl wszystko z apetytem.. do 2 lat, a potem koniec nic przez ten rok bo zaraz konczy trzy lata jest masakra codziennie na obiad pomidorowa, rosol, i jajko i tak w kolko bo tylko to jada wazywa owoce zero, dla mnie to jest meka bo niewiem czy on jest zdrowy, no i oczywiscie „ciocie dobra rada” a dziecko jak niejadlo tak nieje a ja mam ochote mu czasem lejek wcisnac do buzi i wlac chociaz pol miski zupy

  • Odpowiedz 3 marca, 2016

    czytajka

    Czemu z tym jedzeniem są wiecznie takie problemy u dzieciaków? Już się nawet posuwam do podstępów, jakieś piosenki jedzeniowe, wierszyki. Bardzo smaczna jest pietruszka, zaproś ją do swego brzuszka To np cytat z książeczki Pampi na talerzu, który moja Zocha podśpiewuje od rana i udało mi sie ją przekonać, żeby pietruszkę wrzucić do rosołku… Jest to jakiś po(d)stęp.

  • […] sto lat temu napisałam o biologicznych podstawach niejadkowatości (tu), obiecując wam rychłą kontynuację cyklu i wpis o sposobach na niejadka. Z tą rychłością […]

  • Odpowiedz 28 sierpnia, 2016

    aniuleczka1202

    Jak to jest że przeważnie pierwsze dziecko niejadek , a drugie pałaszuje co widzi? U nas i w otoczeniu naszym jest taka kolejność 🙂

  • Odpowiedz 30 sierpnia, 2016

    Maria

    Fajny tekst. Dzieci często mają swoje powody by nie jeść i warto im zaufać. Polecam książkę: „Moje dziecko nie chce jeść” Carlosa Gonzalesa Na prawdę warto przeczytać.

  • Odpowiedz 4 listopada, 2016

    JK

    Świetnie Pani pisze!!! 😉

  • Odpowiedz 12 listopada, 2016

    Wiola

    Moja Ola (3,8) też niejadek. Mimo że chodzi do przedszkola to prawie nic tam nie je. Brak mi cierpliwości do tego stopnia że krzykiem zmuszam ją do zjedzenia czegokolwiek. Wiem, że to nieprawidłowo, ale już nie mam do niej siły. Moja mama miała ze mną ten sam problem.

  • Odpowiedz 2 lutego, 2017

    Patrycja

    A ja mam pytanie do wszystkich rodziców niejadkow jak ich dzieci rosły i rosną? Moja córka (13,5 msca) jest na 3 centylu. Malutka i drobna. Nie je praktycznie nic i najchętniej nadal tylko moje mleko.. W zlobku też brak apetytu. Tak jak to wszystko frustruje ale da się przeżyć tak ten brak wzrostu mnie martwi. No i kwestia niedoborów?

  • Odpowiedz 25 lipca, 2019

    Olka

    „I choć nie ma jakiejś ścisłej klinicznej definicji niejadka… ”

    Jest w klasyfikacji zaburzeń psychicznych w DMS-V od 2013, zgoogluj ARFID.

  • Odpowiedz 10 września, 2019

    Kasia

    Witam,
    Gcialam serdecznie podziękować za wpisy dotyczace niejadkow. Całe życie byłam niejadkiem I to takim skrajnym, też przez rok zywilam się tylko jajkiem ale na twardo, nienawidzę nowych rzeczy, moje menu jest bardzo skromne. Nie jadam wędlin, kiełbasek, parowek itd, nie jadam serów ani białych ani żółtych ani żadnych, nie jadam ryb, ogólnie uważam że 90% dań jest nie zaakceptowania. Całe życie wyrzucalam sobie ze mam słaby charakter że nie potrafię tego zmienić, teraz uważam że moje dziecko (jedno z bliźniąt) też jest niejadkiem przezemnie. To ogromne poczucie winy jest przytlaczajace i tu nagle taki post. Post który mnie rozumie, w końcu ktoś kto naprawdę wie o czym mówię. Pierwszy raz w życiu spotykam kogoś kto tak dokładnie zna ten problem, pierwszy raz w życiu spotykam kogoś kto był lub jest w takiej sytuacji jak ja. Czułam się w tym bardzo samotna. Dziękuję jeszcze raz! Świetny tekst, super się czyta, treść wpłynie chyba na całą resztę mojego życia! Dzięki!

  • Odpowiedz 20 maja, 2020

    Agata

    W swoim otoczeniu zauważyłam, że w większości przypadków niejadkiem jest pierworodne dziecko za to drugie je za siebie, rodzeństwo i rodziców. U mnie też tak jest.

  • Odpowiedz 29 czerwca, 2020

    A.

    Jestem matką trójki dzieci: 7,5 i prawie 3 lata. Kazde z nich mnien wiecej do osiemnastego miesiąca jadło niczym odkurzacz – nie nylo takiego warzywa, owocu lub potrawy którego by nie zjadly. Owszem, było widac ze coś barfziej smakuje a coś mniej ale nie było sytuacji, że odmawia zjedzenia nowości. Zawsze chociaż spróbowało.
    Ale im bliżej drugich urodzin tym sie zaczynało… Potrawy, ktore jeszcze kilka dni temu zjadane były aż sie uszy trzęsą teraz są bleeeee. Na początku jeszcze sobie z tym radziłam: brałam talerz i po prostu zaczynałam jeść. Po chwili dziec przyłączał się do mnie i zjadal. Ale to trwslo moze z tydzień lub dwa. Potem kategorycznie nie będzie jeść.
    I tak stopniowo menu robilo sie coraz krótsze i krótsze.
    Najstarsza córka zaczęła powoli wracać do normalności zara, po czwartych urodzinach. Teraz w wieku 7 lat nie wróciła do tego co bylo w okolicach pierwszych urodzin ale jest lepiej niż w okolicach drugich.
    Gdy syn zaczął tak samo wybrzydzać to juz wiedziałam co mnie czeka, więc podeszlam do tego o wiele spokojniej. Jakos przetrwamy te dwa lata i pewnie tak samo po czwartych urodzinach powoli zacznie byc lepiej. Niestety nie 🙁 jest absolutna tragedia i nie zapowiada się by było lepiej. Nawet nie chcę wchodzić w szczegóły ale gdy widzę jak wystają mu zebra, ze jego mlodsza siostra zaraz bedzie wieksza od niego to często po prostu płaczę z bezsilności. Zadne sposoby nie działają – pomoc w przygotowywaniu posiłków, szwedzki stół, wspolne celebrowanie posiłków…. Nie bedzie jadł. W przedszkolu czasamj zjada samą kromke z maslem na sniadanie i to jest jego jedyny posiłek za caly dzien. Drugiego śniadania nie tknie, zupy nie tknie, obiadu nie tknie. I tak caly tydzień. W domu potem rzuca się na bułki lub chleb, nie zje niczego sensownego.
    Najmłodsza weszła niestety juz w kiepskie jedzenie ake jeszcze tragedii nie ma. Ma dni gdy je ok, ma dni gdy je tragicznie ale wiem, że w żłobku w towarzystwie dzieci jada lepiej niz w domu. Więc chociaż tyle. Ale o syna cholernie się martwię i już nie wiem co robić 🙁

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj ela Anuluj pisanie odpowiedzi