Fight club – jak często kłóci się rodzeństwo? Statystyki.

Kiedy zaszłam w ciążę z Drugorodnym u mojego boku zaczęły się pojawiać same Kasandry wieszczące złowrogo jak to ciężko Pierworodna młodego przyjmie, jak to będą się tłukli, nienawidzili i kłócili. Nie będzie sielanki, mówili, będzie wojna, mówili. I faktycznie częściowo mieli rację. O ile noworodek w domu został przez starszą siostrę przyjęty bardzo poprawnie, to kiedy noworodek urósł, zaczął być mobilny, mieć swoje zdanie (a co jak co, ale Drugorodny jest mistrzem własnego zdania…), a przede wszystkim pożądać siostrzanych zabawek to faktycznie wojenki się zaczęły.

Bo to nie są wojny, to są wojenki. Drobne konflikty w których do rękoczynów dochodzi raczej rzadko, za to zastraszanie przeciwnika odgłosami wydawanymi paszczą jest na porządku dziennym.

Obserwowanie ich relacji stanowi zresztą dla mnie przednią rozrywkę. A to się kochają i minuty bez siebie wytrzymać nie mogą – ściskają się i całują bez przerwy, bawią się razem w pełnej zgodzie, a wieczorem zasypiają trzymając się za rączki.

A to drą się na siebie, pożądają tej samej zabawki w tej samej chwili, a w ogóle to on/ona dostał/ą lepszego ogórka do obiadu (autentyk…). Ba, jak już wiecie, bywają dni, kiedy nawet o dwa identyczne kartony będą się kłócić.

Często wam te konflikty niczym reporter wojenny opisuję w formie anegdotek na FB. Te wieści z frontu cieszą się zawsze ogromną popularnością. Wiecie tysiące lajków i takie tam. Na początku myślałam, że to dlatego, żem taka dowcipna i pióro mam że boki zrywać, ale niestety obawiam się, że prawdziwy powód ich popularności jest zupełnie inny. W sieci łatwo bowiem znaleźć zdjęcia tulących się dzieciaków, ale już opisy targania się za włosy nie są tak chętnie udostępniane.

Tymczasem konflikty między rodzeństwem są raczej powszechną sprawą – z jednego ze starych badań wynika, że średnio do starć między dziećmi dochodzi aż 5 razy dziennie [1]. Średni czas trwania konfliktu to 8,1 minuty, ale kiepskie uczucia towarzyszą dzieciom jeszcze mniej więcej przez 5,8 minuty po zakończeniu konfliktu. Daje nam to razem, średnio rzecz jasna, jakieś 70 skonfliktowanych i naburmuszonych minut w ciągu dnia. Przy czym statystyki te dotyczą rodzeństwa w wieku 8-10 lat, więc już starszych dzieci, które potrafią kontrolować wybuchy emocji nieco lepiej niż taki dwu- czy czterolatek.

W młodszej grupie wiekowej, obejmującej rodzeństwa w wieku mniej więcej 4 i 6 lat zaobserwowano, że ilość konfliktów oscyluje wokół trzech… na godzinę [2]. Tak, dobrze przeczytaliście – 3 razy na godzinę albo raz na 20 minut..

Bardzo zbliżone wyniki uzyskano zresztą w badaniu obejmującym pary rodzeństw w wieku od 3 do 7 lat [3]. Tam w trakcie 45 minutowej sesji zabawy dzieciaki wchodziły w konflikt średnio 2,5 razy. W przeliczeniu na godzinę daje nam to 3,5, czyli średnio co 18 minut następuje jakaś sesyjka wrzeszczenia na siebie. Przy czym żeby wszystko było jasne musicie wiedzieć, że w eksperymencie tym za konflikt nie uznawano byle „mama a on mi…” rzuconego w przestrzeń i zignorowanego przez drugie z dzieci (i mamę…). Nie! To musiały być co najmniej 3 wrogie interakcje pod rząd – prowokacja, odpowiedź i reakcja na odpowiedź.

Przerażeni?

To co powiecie na to, że w przypadku młodszego wiekowo rodzeństwa – u dzieciaków dwu- do czteroletnich obserwowano sytuacje sporne nieco więcej niż 6 razy na godzinę, czyli częściej niż co 10 minut [4, 5]?

Nie brzmi to za dobrze, prawda? Ale z drugiej strony – mieliście kiedyś okazję obserwować szczeniaczki albo kocięta w akcji? Też się to niby bawi ze sobą, ale tu się niezobowiązująco ugryzie, tam od niechcenia pacnie łapką…

Wracając jednak do ludzkiego potomstwa – o co grzmule kłócą się najczęściej? O ogórki. A nie, przepraszam, to moi tylko… Otóż statystycznie rzecz ujmując w przypadku młodszych berbeci konflikty najczęściej dotyczą (uwaga, będą truizmy) przedmiotów co do których młodzież rości sobie prawo własności tudzież dostępu do głównego opiekuna. No co? Przecież uprzedzałam, że będą truizmy. Natomiast począwszy od szóstego roku życia obserwuje się powolną zmianę – konflikty częściej zaczynają dotyczyć życia społecznego i ogólnie pojmowanej relacji między rodzeństwem i rówieśnikami [6] Co więcej starsze dzieciaki stają się biegłe w dryfowaniu ku innym podłożom konfliktu, przez co kłótnia niekoniecznie kończy się na tej kwestii na której się zaczęła.

I choć te wszystkie konflikty niesamowicie drażnią łamane przez martwią rodziców to część badaczy sugeruje, że dzieciaki mogą wynieść z tych scysji nieco korzyści [7]. Ta słodko-gorzka relacja między rodzeństwem stanowi bowiem dla dzieciaków doskonałe pole doświadczalne na którym mogą ćwiczyć kompetencje socjalne i emocjonalne, sztukę samokontroli, negocjacji i przegrywania (a jakże!), uczyć się jak pielęgnować relację mimo trudności, odkrywać swoje słabe i mocne strony, a wreszcie tworzyć własną tożsamość. Innymi słowy uczenie się jak dojść do porozumienia z bratem/siostrą może nam dać posag na całe życie, wyposażając nas w umiejętności, które przydadzą się w szkole, pracy, relacjach z bliskimi i dalszymi. Ba! Niektórzy sugerują, że umiejętności zdobyte w ten sposób mogą przełożyć się także na umiejętności rodzicielskie niezbędne przy wychowaniu własnego potomstwa.

Chcecie przykładów?

Proszę bardzo – w jednym z badań stwierdzono chociażby, że w porównaniu do dzieci z rodzeństwa o relacji typu sielnakowego, czyli takiej w której ciepło dominuje nad konfliktami to właśnie dzieci z rodzeństwa typu zaangażowanego, czyli mające relację w której poziom konfliktów i ciepła jest bardziej wyrównany częściej oceniane są przez swoich nauczycieli jako te o lepiej rozwiniętych kompetencjach socjalnych oraz większej biegłości w regulowaniu własnych emocji i koncentrowaniu się.

Tylko żeby mi tu teraz nikt nie nad interpretował i jął biegiem dzieci zachęcać do częstszych kłótni. Co to, to nie! Po pierwsze, jak się słusznie domyślacie posiadanie takich a nie innych kompetencji socjalnych jest wypadkową wielu czynników, a nie tylko konfliktów z rodzeństwem więc rodzice dzieci typu sielankowego biorą teraz głęboki oddech i nie siwieją ze zmartwienia, że dzieci się nie kłócą. Po drugie logika nakazuje założyć, że dzieci typ sielankowego górują nad dziećmi zaangażowanymi w jakiejś innej kategorii życiowej, tylko po prostu nie sprawdzili tego w tym badaniu. Po trzecie, to zawsze jest na zasadzie dylematu co było pierwsze jajko czy kura, nie możemy więc wykluczyć, że dzieci typu zaangażowanego po prostu generalnie tak już mają. Po czwarte i najważniejsze, jak ze wszystkim, także i tu obowiązuje zasada co za dużo to niezdrowo. Wrogość dominująca nad ciepłem i przyjaznymi zachowaniami lub ostre i pełne agresji albo nawet przemocy konflikty, a także narastająca wrogość między dziećmi nie prowadzą do niczego dobrego i sądzę, że nikt nie potrzebuje na to dowodów naukowych – choć gwoli ścisłości dodam, że takowych mamy w bród.

Dlatego choć jak wynika z powyższych statystyk konflikty między rodzeństwem są częste i naturalne (choć co jasne są takie rodzeństwa, które nigdy się nie kłócą), a w dodatku mogą stanowić cenne życiowe doświadczenie, to (uwaga, truizm alert) warto pilnować by one nie eskalowały i nie dominowały w relacji między dziećmi. No i by były rozwiązywane konstruktywnie, a nie na zasadzie „jak nie ustąpisz to ci cyrkiel w oko wsadzę”. Nie napiszę wam jednak teraz jak i czy rozwiązywać trwające konflikty, bo moje doświadczenie jeszcze na to nie pozwala – owszem czasem mam ochotę przyznać sobie pokojowego Nobla za zręcznie poprowadzone mediacje, czasem stoję z boku i z dumą obserwuję jak obłędnie radzą sobie z trudną sytuacją sami, ale czasem jedynym pomysłem jaki przychodzi mi do głowy jest „a gdyby ich tak zamknąć w piwnicy?”.

Szczęśliwie moje doświadczenia i tak nie mają znaczenia, bo nauka ma do powiedzenia w kwestii konfliktów między rodzeństwem znacznie więcej ciekawych rzeczy, niemniej pozwólcie, że do tego wrócę w następnym odcinku, a do tego czasu w trudnych chwilach przypomnijcie sobie ile fajnych momentów miały wasze dzieci w ciągu dnia. Bo miały na pewno. I to więcej niż tych złych.

Albo takich jak choćby, wczoraj kiedy moje latorośle dostały małe latareczki – ona w kształcie króliczka, on w kształcie autka. Bawiąc się nimi zdążyli się o coś posprzeczać. Po godzinie on, jak to on, zgubił swoje autko i gdy tylko się zorientował zaczął przeraźliwie płakać. Co zrobiła ona – naczelna aferzystka ogórkowa? Najpierw pomogła mu szukać, ale po chwili bezskutecznego przeczesywania przybiegła do mnie i ze łzami w oczach powiedziała „mamo ja nie mogę słuchać jak on cierpi” po czym… oddała mu swojego króliczka i przytuliła. A ja nie wiedziałam czy najpierw się popłakać ze wzruszenia i dumy czy też może jednak zacząć od mocnego stuknięcia się młotkiem w ten łeb, który 10 minut wcześniej chciał zamykać ich w piwnicy za to że kłócili się o sama-nie-wiem-co.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

21 komentarzy

  • Odpowiedz 2 marca, 2016

    Julia

    Ale ja mimo wszystko się przeraziłam tą ilością konfliktów. Aż się zaczynam zastanawiać czy nie zweryfikować naszych planów dotyczących starania się o rodzeństwo dla syna. 😉 Bo zanim dzieci rozwiną w sobie te wszystkie zdolności społeczne, to ja zdążę osiwieć i wybić głową dziurę w ścianie… Kłótnia co dwadzieścia minut!
    Mam nadzieję, że chwile, kiedy dzieci bawią się razem i dają matce trochę spokoju, trochę to rekompensują… Bo zdarzają się takie chwile, prawda?
    Chociaż moja mama dała radę i nie oszalała z szóstką dzieci. Może to dziedziczne 😉

  • Odpowiedz 2 marca, 2016

    Aga

    kurcze moje 4 letnie i 5 miesięczne jeszcze przechodzą fazę miłości bezgranicznej. Młody daje siostrze non stop zabawki, „czyta” książeczki i w ogóle bajka. Wszystko przede mną…

  • Odpowiedz 2 marca, 2016

    Madzik

    Ja mam rocznikowo taki sam rozstrzal – 2012 i 2014 ( tylko końcówka roku) i konfliktów co niemiara. . . Oczywiście powody takie jak podajesz – zabawki i dostęp do mamy. Czekam z niecierpliwością na wpis o tym jak sobie z nimi radzić bo też mam piwnice i nie zawaham się jej użyć. ..

  • Odpowiedz 2 marca, 2016

    GN

    Ja (3 lata) pokłóciłem się kiedyś z bratem (4 lata) o to, który ma mniejszego siusiaka.
    No wiecie, za duży jest niezdrowy.

    Rodzice musieli mieć ubaw.

    • Odpowiedz 2 marca, 2016

      GN

      A innym razem pokłóciliśmy się o pójście do sklepu z mamą. Ja chciałem iść. Brat nie chciał iść. Mama powiedziała, że pójdzie z nią ten co chce. Teraz nie rozumiem tej kłótni, ale wtedy na pewno miała jakiś sens. 😉

  • Odpowiedz 2 marca, 2016

    Kasia

    „owszem czasem mam ochotę przyznać sobie pokojowego Nobla za zręcznie poprowadzone mediacje” 😀 <3 Jak się z Blogiem Roku nie uda, to może chociaż to 😀

    • Odpowiedz 2 marca, 2016

      Alicja

      No to by było coś. Ale Blogiem Roku też nie pogardzę. Nie chcę być jak Leonardo Dicaprio – co roku nominowana a bez nagrody 😛 A przed dziećmi to marzyłam sobie o Noblu z medycyny za lek na raka 😀

  • Też jestem ciekawa tych sposobów na ogarnianie konflitków. Moje dzieci też 2012 i 2014, standardowo od miłości do rękoczynów dzielą ich sekundy. Generalnie moim celem jest nie ingerowanie i nie stawianie się w pozycji sprawiedliwego rozjemcy, bo tych społecznych umiejętności nie nabędą. Ale kiedy zacząć to nie ingerowanie? Młodsza jeszcze średnio mówi, więc nie przedyskutują problemu;)

  • Odpowiedz 2 marca, 2016

    MARZENA

    Moja trzylatka warczy na rocznego brata, gdy tylko zbliża się do jej zabawek. Dziś chciała go zamknąć w klatce (zagrodzila go zabawkami – ot taką cele mu zrobiła). Dzięki za ten tekst – usmialam się ale proszę napisz jak sobie z tym radzić. Czasem otwieram piwnicę 😉

  • Odpowiedz 2 marca, 2016

    Diana

    Jako jedna z trzech sióstr wiem coś o konfliktach rodzeństwa ale rozstrzał wiekowy u nas taki, że wynikały one bardziej z tego, niż z powodu zabawek. No nic to, nie tęskni mi się za kłótniami i bójkami dzieci, ale chciałabym by moja córa miała możliwość takowych w domu. Jestem ciekawa, na jakich wyżynach mediacji ja bym stanęła 😉

  • Odpowiedz 3 marca, 2016

    Kasia

    U nas (5,5 i 1,5 roku dwoch chlopcow) tak samo utarczki na porzadku dziennym,
    chodzi glownie o zabawki i zabawe z rodzicami 🙂 a to sie pocieszylam ta iloscia starc na godzine 🙂

  • Odpowiedz 3 marca, 2016

    Mama Ewci

    Wszystko przede mną. Na razie mam jedną słodką dziewczynkę, ale zastanawiamy się powoli nad drugą latoroślą. A dziś nawet śniło mi się, że urodziło się nam kolejne maleństwo – w dodatku chłopiec. Byłoby więc jak u Ciebie, Alicjo. 😉 Tylko jak ja bym sobie poradziła z tymi damsko-męskimi konfliktami, skoro pochodzę z raczej zgodnego rodzeństwa i w dodatku mam 2 siostry?

  • Odpowiedz 4 marca, 2016

    IZASMILE

    Masz rację, że są dobre i złe momenty. Do wczoraj, nie wiedziałam, że można się pokłócić o przystawianie niewidzialnych pieczątek w książeczce. On przystawił (na niby), ona mu starła, bo nie w tym miejscu przystawił. On przystawił znowu. Ona starła. To co się rozpętało było straszne :)))

  • Ja jestem jedynaczką, a synka obdarzyłam cztery lata młodszą siostrą. Pierwszy rok było po prostu sielankowy: mała była jeszcze niemobilna, czasu dla starszego też było sporo, więc dziecię nie poczuło się w żaden sposób poszkodowane, a wręcz się cieszyło z potencjalnego towarzystwa do zabawy. Teraz wciąż się bardzo lubią, ale jednak ciekawski i wszędobylski niemowlak już jakieś zagrożenie dla zabawek starszego stanowi i często słyszę „mamo!, zabierz ją , ona mi zburzy!!!”. Ale podziwiam mojego synka, bo ja na jego miejscu chciałabym się siostry pozbyć, bo przez to, że teraz trzeba ją cały czas pilnować, nie mogę się z nim bawić, a on się z tym jakoś godzi i siostrzyczkę dalej uwielbia 🙂

  • Odpowiedz 8 marca, 2016

    Melodia

    no to u mnie więcej jest konfliktów niż spokojnych i fajnych chwil
    wszystko co mały ma w rękach jest interesujące niezależnie od tego kogo to jest i miewam chwile, że chciałabym uciec 😀

  • Odpowiedz 15 marca, 2016

    Paweł

    Moi się kłócą o wszystko, o co tylko się da – nawet o miejsce w kajaku jak spływamy Pilica..

  • Odpowiedz 4 kwietnia, 2016

    Aneta

    wszystko zależy chyba od konkretnego dziecka… Moje ma początku nie mogło znieść towarzystwa małej siostrzyczki, a teraz są nierozłączni 😉

  • Odpowiedz 18 maja, 2017

    Aga

    Jestem w tej grupie co 10 min, młodsza właśnie od starszej uczy się darcie paszczy, bo kopniaka już zapodac umie…nie mogę pić tyle wina wieczorami przecież…

  • Odpowiedz 19 maja, 2017

    Daga

    No i wiem, konflikty są normalne, w zależności od wieku i zaawansowania rozwoju częstotliwość się zmienia. Ok. Tylko że ja ostatnio czuję się sama, jakby mi ktoś wyłączył kontrolę emocji. No od 0 do 100 rozpędzam się zdecydowanie za szybko. Mam dość bycia mediatorem i rozjemcą. Bez interwencji (próbowałam taktyki „nie wtrącać się”) eskalacja jest gwałtowna i brutalna. Ale widzę po statystyce, że za dwa-trzy lata będzie ciut lepiej. A jeszcze później będę kombinowała, dlaczego każdy siedzi w swoim pokoju i jest taka ogromna cisza, no pewnie się nie znoszą, bo nawet nie rozmawiają ze sobą. 🙂

  • […] pocieszający jest wpis, który czytałam na mataja.pl – O kłótniach rodzeństwa, że konflikty są normalne i zdarzają się wśród rodzeństwa bardzo […]

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj Madzik Anuluj pisanie odpowiedzi