Przedszkole – przechowalnia małych dzieci, która mało kogo interesuje.

Ostatnio gdzie się nie obrócę tam ktoś dyskutuje o reformie edukacji, o tym jak edukacja wyglądać powinna, czy szkoły są dobre czy do bani i tak dalej, i tak dalej. Powinnam się przyłączyć do tych dyskusji, bo wszak moje dzieci za kilka lat również wkroczą na tę ścieżkę edukacji, ale póki co nie potrafię myśleć o szkole – tym co mnie zajmuje jest bowiem przedszkole.

Przedszkole do którego od ponad roku chodzi moja córka i do którego za kilka miesięcy pójdzie mój syn. Przedszkole małe, publiczne, ze swoimi zaletami i wadami – takie jakich tysiące w Polsce. Przedszkole, które interesuje ogół społeczeństwa jedynie wtedy kiedy trzeba podać ile dzieci przyjmie pod swój dach w następnym roku i czy starczy miejsc dla wszystkich. Poza tym to co się w nim dzieje nie budzi większego zainteresowania niż zeszłoroczny śnieg.

Tymczasem od lat, badanie za badaniem udowadnia, że dobrze stworzone programy wychowania i edukacji wczesnodziecięcej przynoszą ogromną korzyść całemu społeczeństwu wspierając umiejętności socjalne, emocjonalne i akademickie przyszłych pokoleń, a każdy dolar zainwestowany we wdrożenie tychże programów zwraca się z nawiązką – oszacowano bowiem, że 1$ włożony w edukacje i wychowanie przedszkolne generuje średnio 8,68$ zysku dla społeczeństwa [1, 2, 3]. Ile znacie lokat, które są aż tak zyskowne?

Naszą lokatę i przyszłość stanowią zatem te maluchy które w debatach o systemie edukacji są bardzo często pomijane. Przedszkola zwykło się bowiem traktować jak przechowalnie dzieci, a nauczycielki wychowania przedszkolnego jak nieistotnych edukatorów gorszego sortu. A przecież to właśnie one nierzadko przez 9-10 godzin dziennie sprawują opiekę nad dziećmi znajdującymi się w jednym z najbardziej wrażliwych i podatnych na wpływ dorosłych okresów życia. Dlatego to właśnie od przedszkolnych nauczycielek powinno się wymagać ciągłego uaktualniania wiedzy – tak by wiedziały chociażby o takich badaniach jak to randomizowane w którym w którym analizując zachowania niemalże 500 dzieciaków i 40 nauczycieli wykazano, że w przedszkolach w których nie stosuje się sztandarowych, przedszkolnych metod dyscyplinujących typu karne krzesełko czy stanie w kącie, a zamiast tego częściej sięga po bardziej pozytywne i oparte o tłumaczenie metody modelowania dobrych zachowań, dzieci zachowują się lepiej i mają lepiej rozwinięte umiejętności społeczno-emocjonalne [4].

By miały świadomość istnienia badań w których wykazano, że poziom kortyzolu jest niższy u tych przedszkolaków, których relacja z nauczycielem jest oparta o ciepłe i łagodne interakcje, co wspiera tworzenie prawidłowych wzorców dziecięcej reakcji na stres, a także przynosi korzystne efekty na polu późniejszych umiejętności społecznych, emocjonalnych i akademickich [5].

Za jakością edukacji i wychowania przedszkolnego stoi bowiem przede wszystkim stymulująca i wspierająca interakcja nauczyciela z podopiecznymi, połączona z wdrażaniem mądrego, opartego o zabawę i najnowszą wiedzę o rozwoju dzieci programu [6]. Tymi, którzy na dobrej jakościowo opiece przedszkolnej zyskują najbardziej są oczywiście dzieci ze środowisk uznawanych za trudne – niemniej to by to te maluchy otrzymywały wsparcie od najwcześniejszych lat życia jest ważne także dla pozostałych dzieci, bo to na jakich dorosłych wyrosną maluchy z trudnym zapleczem rodzinnym i środowiskowym będzie przecież rzutowało bezpośrednio na to w jakim społeczeństwie będą żyły nasze dorosłe dzieci.

Wymagamy uaktualniania wiedzy i podążania za nowymi trendami od przedstawicieli wielu zawodów, warto wymagać tego samego od ludzi, którzy mają ogromny wpływ na kształtowanie przyszłych pokoleń. Problem w tym, że jeśli chcemy wymagać, musimy też zacząć ich traktować jak osoby, które takowy wpływ mogą wywierać i umożliwić im wykonywanie swoich obowiązków na najwyższym, czyli takim jakbyśmy tego oczekiwali poziomie. Bo to czego wam nie powiedziałam o wymienionych wyżej badaniach to to, że w pierwszym nauczyciele mieli zapewnione profesjonalne, intensywne szkolenia na temat tego jak walczyć z trudnymi zachowaniami w sposób inny niż klasyczne, a w drugim mieli możliwość spędzenia 15 minut tygodniowo na zabawie sam na sam z każdym dzieckiem – podczas której to zabawy mieli podążać za dzieckiem i jego wizją zabawy, obserwować jego zachowanie i objaśniać emocje, a także być dostępnym na poziomie emocjonalnym.

15 minut tygodniowo na dziecko. Niby nic, ale jakim cudem ma to zrobić nauczyciel, który ma pod swoją opieką 25 dzieciaków? Przecież gdyby każdemu z nich miał poświęcić 15 minut całkowitej uwagi tygodniowo to miałby z głowy ponad 6 pełnych godzin – kto w tym czasie ma się zająć resztą grupy? Jak on ma w ogóle stosować jakieś spersonalizowane podejście do dzieci przy tak dużej grupie podopiecznych? A kiedy wypełnić tonę papierów, którą wypełnić trzeba? Wypełnianie papierów poza godzinami pracy, zabiera z kolei czas na poszerzanie wiedzy, kwalifikacji, szkolenia, o takich szkoleniach jak w tamtym badaniu nawet nie wspomnę… Koło się zamyka…

Praca nauczyciela przedszkola jest niedoceniana, niedopłacana i niepoważana, a to w końcu doprowadzi do tego, że Ci którzy mają do tej pracy najlepsze predyspozycje i kwalifikacje będą od niej uciekać jak najdalej się da. Na tej ucieczce stracą kolejne pokolenia małych i dużych ludzi.

Przedszkole to nie jest tylko przechowalnia dzieci – to placówka w którym cała rzesza najmłodszych i przez to najbardziej wrażliwych członków naszego społeczeństwa spędza sporą część swojego życia, przez co jej jakość ma ogromne znaczenie da nas wszystkich. Najwyższy zatem czas zacząć przedszkola i ludzi tam pracujących tak właśnie traktować – jak ludzi wykonujących odpowiedzialną, ważną i trudną pracę. I przestać ich pomijać we wszystkich okołoedukacyjnych debatach.

Polub nasz fanpage na FB i bądź na bieżąco – klik

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

43 komentarze

  • Odpowiedz 4 stycznia, 2017

    D.

    Pracuję w przedszkolu dwie godziny tygodniowo (takie dodatkowe zajęcia muzyczne). Mimo czytania blogów, książek polecanych typu „wychowanie bez nagród i kar” i sporej już świadomości kiepskich konsekwencji wychowania „tradycyjnego” jest mi niezwykle trudno cokolwiek wymyślić innego. W przypadku zajęć indywidualnych wszystkie te metody (czyli głównie pełen szacunku dialog z dzieckiem) zdają egzamin i dają satysfakcję obu stronom.

    W przedszkolu (prywatnym) nie mam papierów do wypełniania, mam płacone satysfakcjonująco, jednak absolutnie nie mogę sobie pozwolić na rozmowę o problemie z danym czterolatkiem. Kiedy zaczynam to robić reszta grupy zaczyna brykać stwarzając niebezpieczne sytuacje (włażą na siebie, kopią się, dokuczają sobie). Od razu wtedy czuję na sobie wzrok pań wychowawczyń.

    Karne krzesełko, mimo, że budzi mój wewnętrzny sprzeciw jest stosowane prawie na moich każdych zajęciach przez jakąś tam panią. Czasami dziecko siłą jest zabierane i sadzane na nim, mimo, że Pani wychowawczyni jest przemiłą kobietą, która ma swoje dzieci i z pewnością naprawdę dobre serce.

    Nie znam żadnych innych metod, które można byłoby zastosować w grupie. Współpraca z wychowawczyniami zupełnie mi nie wychodzi, bo jestem młoda i patrzą na mnie z góry. W przedszkolu również są rozdawane naklejki-motywatorki za dobre zachowanie co mi się też nie podoba, ale cóż ja mogę? Co chwila ktoś podkreśla ile ja to się jeszcze muszę nauczyć, choć jestem po studiach edukacji muzycznej (czyli pracuję w absolutnie swojej dziedzinie). Jeśli jest coś, co mogłabym zrobić a na to nie wpadłam to bardzo chciałabym się o tym dowiedzieć. Jeśli jest jakaś książka – przeczytam.

    Jednakże na metody stosowane w przedszkolu (przypuszczam, że nie tylko w tym) jest ogromne przyzwolenie społeczne, a nawet można powiedzieć doping.

    Pozdrawiam

    • Odpowiedz 4 stycznia, 2017

      winia

      Właśnie miałam takie same odczucia:) zaczęłam niedawno pracę 2x2h w przedszkolu – prowadzę gimnastykę i cały czas zastanawiam się jak podejść indywidualnie do dzieci, które ewidentnie potrzebują uwagi,rozmowy, czasu sam na sam i swoim zachowaniem stwarzają zagrożenie dla innych dzieci? Mając mało miejsca – korytarz i 25 dzieci podczas zajęć nie ma opcji bym usiadła i porozmawiała z jedną osobą tyle ile potrzebuje bo nie mam kontroli nad bezpieczeństwem innych dzieci.
      A pytając wychowawczyń o radę słyszę wielokrotnie on/ona tak ma wyślij do maluszków na leżak…I tak też same postępują…

      Podpinam się pod pytanie D. czy jest jakaś książka jak postępować? albo na co zwracać uwagę? Do tej pory zajmowałam się dziećmi indywidualnie bądź starszymi więc każda rada będzie dobra (niestety studia dając uprawnienia nie przewidziały w programie czegokolwiek dotyczącego dzieci w wieku 3-6 lat..taka polska rzeczywistość:)

      • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

        Alicja

        Ode mnie rady nie dostaniesz – ja nie wiem czasem jak ogarnąć dwójkę dzieci, a 25 to jakiś absurd totalny 😛 – dlatego podziwiam pracowników przedszkola bo to praca na ciągłym czuwaniu, odpowiedzialna, niekoniecznie opłacalna finansowo, w trudnych warunkach (gluty, gluty, gluty, jelitówka i ciągły hałas) i absolutnie niedoceniana, chciałbym by to się zmieniło – by społeczeństwo zaczęło postrzegać te placówki jako ważne dla nas wszystkich.

      • Odpowiedz 16 sierpnia, 2017

        Maja

        Polecam książkę T. Gordona „Wychowanie bez porażek” 🙂

      • Odpowiedz 14 listopada, 2018

        Olga

        Może „Pozytywna dyscyplina dla przedszkolaków”? To chyba jedna z niewielu pozycji, która nie jest przeznaczona stricte dla rodziców.

    • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

      Natalia - Laril

      Co prawda nie uczę w przedszkolu, ale jestem związana z pedagogiką na zasadzie ukończonych studiów i aktywnej pracy w żłobku, jednak pozwolę wtrącić swoje cztery grosze.
      Mianowicie mi bardzo wiele dała książką Elaine Mazlish, Adele Faber „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, aby dzieci do nas mówiły.”
      Przyznam szczerze, że było mi niezwykle ciężko przestawić się na nowy tor myślenia i wielokrotnie łapałam się na nieodpowiednim doborze słów. Człowiek jednak jest zdolny do samorozwoju i przy odpowiednim samozaparciu, jest w stanie wypracować nowy sposób rozmowy z dzieckiem. Może wydawać się dziwne, ale zaczęłam stosować niektóre z opisanych w tej książce metod również w żłobku – i zaczęło zdawać egzamin. Zamiast powtarzać 15 razy „Nie suń samochodem po ścianie” wystarczy, że powiem dwa razy „Czy samochody jeżdżą po ścianie czy po dywanie?” lub „Samochody jeżdżą po dywanie, zobacz”. Naprawdę zaczęło zdawać rezultat. Niby nic, ale daje naprawdę bardzo wiele.
      Starajmy się ze wszystkich sił unikać słowa „nie” w jakichkolwiek komunikatach wysyłanych do dzieci. To najgorszy przykład, jaki możemy im przekazać, bo w przyszłości – pójdą na kolejne etapy edukacji i nadal będą słyszeć słowa „nie rób”, „nie wolno”, „nie można tak robić”.
      Naprawdę gorąco polecam pozycję, którą podałam. Pomaga – na każdym etapie edukacji, wychowania i opieki.

      Są również inne pozycje tych samych autorek – skierowane do nastolatków oraz do nauczycieli szkół. Gorąco, gorąco polecam dla osób, które chcą popracować nad swoim warsztatem wychowawczym. Nie tylko nauczycielom, ale też samym rodzicom.

      Pozdrawiam

    • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

      justyna O

      karne krzeselko i podobne metody to fachowy time out jedna z metod terapeutycznych…. bardzo dobra jednak przez wiele osob typu nauczyciele rodxice bardzo zle stosowana a to dzieki Pani Zawdzkiej ktora w prowadzila program w ktorym bawila sie w terapeute behawioralnego robiac bardzo duzo bledow;) proponuje ksiazki z serii ksztaltowanie i modyfikacja zachowan u dzieci;)

    • Odpowiedz 16 sierpnia, 2017

      Marzena

      Powiem ze swojego doświadczenia. Rodzice często myślą, że dzieci mają tylko jedną nauczycielkę przez cały dzień, prawda jest taka, że w ciągu dnia do jednej grupy wchodzi 3 nauczycieli. Każdy nauczyciel ma inne podejście, jedni są konsekwentni, inni wolą pofolgować z dziećmi z kolei niektórzy po ciężkich godzinach z wymagającą grupą, kompletnie odpadają i machają ręką. Wtedy nie dziwi mnie to, że dzieci są rozbrykane w zależności z kim miały zajęcia.

      Ja prowadziłam zajęcia z j.angielskiego i bardzo dobrym sposobem na zapanowaniem nad grupą są rytuały w postaci piosenek. Najzwyczajniej w świecie zaczynam śpiewać, krótką piosenkę o zachowaniu ciszy z elementami pokazywania i to zdaje rezultat kiedy chcemy skupić uwagę dzieci na sobie. Po kilku próbach podnoszenia głosu najzwyczajniej w świecie pada gardło.

      Kolejny sposób to przerywanie zajęć kiedy widzimy, że dzieci nie mają dnia (zdarza się) krótkie ruchowe zabawy, kółeczka po dywanie itd. wracamy do zajęć.

      Polecam bardzooooo książkę:
      1) A. Kołakowski „Sposób na trudne dziecko”.

  • Odpowiedz 4 stycznia, 2017

    Fasol_A

    może niech rządzący lepiej nie dyskutują, jeszcze nie daj Boże wymyślą jakąś autorską idee eukacyjną oi będzie klops. A tak prz okazji moje dziecko edukacje zaczęło już od złobka – teraz śmiga do przedszkola aż miło, a Panie są bardzo zaangażowane, uważne i oddane wszystkim dzieciakom 🙂

  • Odpowiedz 4 stycznia, 2017

    Natalia

    Niestety taka jest rzeczywistość… w przedszkolu nie da się podejść indywidualnie do każdego dziecka. Lepsza opłacalność nauczycieli myślę niewiele by tu zmieniła….

    • Odpowiedz 4 stycznia, 2017

      Ania

      Zwiększenie ilości personelu mogłoby coś zmienić. W takiej np. Skandynawii 1 nauczyciel przypada na kilkoro dzieci a nie kilkanaście jak w Polsce. A w Polsce w ogóle najgorzej mają opiekunki żłobkowe – nie dość że słabo opłacane, to jeszcze nie mają przywilejów wynikających z karty nauczyciela. Naprawdę muszą lubić swoją pracę żęby jej nie rzucić w diabły

    • Odpowiedz 4 stycznia, 2017

      winia

      lepsza opłacalność może nie, ale mniejsze grupy zdecydowanie polepszyły by sytuację… Szczególnie na takich zajęciach jakie prowadzę (gimnastyka ogólnorozwojowa i korekcyjna) mając grupę 25 – 3 latków i będąc samemu jest praktycznie niemożliwe podejście indywidualnie nie mówiąc o sensownych, bezpiecznych zajęciach odbywających się na korytarzu będących na trasie kuchania-sale-schody itp….

      • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

        D.

        Dokładnie, z kilkoma dziećmi naraz da się pracować, i ma to o niebo lepszy efekt niż z całą grupą. U mnie czasem dzieciaki chorują, że zdarza mi się zostawać nawet z szóstką. I ta szóstka przez te pół godziny będzie czerpać z jednych zajęć więcej niż jakbym pracowała cały rok z dwudziestką. W ogóle praca w tak licznych grupach nawet w szkole trochę się mija z celem. Ile dzieci będzie „zaniedbanych” przez nauczyciela? Ile potrzeb niezaspokojonych, ile stłamszonej ciekawości?

  • Odpowiedz 4 stycznia, 2017

    Ivett

    Niestety czasami mamy większy a czasami mniejszy wybór przedszkola…ja jakbym mogła to w ogóle bym dzieci nie dawała do przedszkola , ale niestety nie stać mnie na siedzenie z nimi do czasu szkolnego…więc staram się skracać im czas na ile mogę i pytam o wszystko i w razie jakiś wątpliwości rozmawiam z Paniami…ale temat ciężki , dużo zależy na kogo się trafi, Panie też się zmieniają…a do pracy trzeba chodzić…?

    • Odpowiedz 13 listopada, 2018

      Kats

      jak ja Cie rozumiem, nawet nie wiesz.. Nie oddałam i nie oddam dziecka do żłobka. Tzn chodziliśmy na tydzień adaptacyjny, ale razem z synem dostaliśmy traumy. W czwarty dzien wieczorem wypłakiwałam sie mężowi, że tam już nie wracam. podjeliśmy decyzje, że biore wychowawczy do końca. a co do przedszkola to też mam mieszane odczucia. ja nie chodziłam, bo strasznie sie bałam, do klasy zerowej szłam z wrzaskiem i panicznym strachem, do dzisiaj mam przed oczami jak mama znika za drzwiami bez słowa. Boje sie, że synek nie bedzie chciał isc, bedzie niegotowy, a przecież kiedys musze isc do pracy… sorry za dlugi komentarz 🙁

      • Odpowiedz 14 listopada, 2018

        Asia

        Kats, myślę, że bardzo ważne jest przepracowanie przez Ciebie swojej przedszkolnej traumy. Zastanów się z czego ona wynikała, poczytaj jak dobrze podejść do dziecka w momencie zostawiania go w przedszkolu. Jeśli Ty będziesz pełna lęku, to prawdopodobnie Twoje Dziecko je odbierze i zareaguje tak, jak się spodziewasz w czarnych myślach.

  • Odpowiedz 4 stycznia, 2017

    Aga

    Da się podejść indywidualnie do każdego dziecka. Dzieje się to w przedszkolach montessoriańskich. Nie ma tam też karnych krzeseł czy stania w kącie. Jest tak, aby szanować dziecko, jako człowieka, a ono też szanuje nas. Tylko to musi być placówka Montessori nie tylko z nazwy. Polecam każdemu. A wiele problemów same się rozwiążą.

  • Odpowiedz 4 stycznia, 2017

    PedaGorzka

    Uciekinierka z przedszkola pozdrawia i dziękuje za dostrzeżenie…

  • Odpowiedz 4 stycznia, 2017

    Dawid

    Najgorsza jest papierologia… tak jak pisałaś, zabiera czas, i nic nie wnosi… a praca z dziećmi to rewelacja 🙂

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    Kama

    Jeszcze gorsza jest sytuacja w żłobkach…

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    M.D.

    Dlatego w przedszkolu i zerówce, moim zdaniem, rewelacyjnym rozwiązaniem jest dodatkowa osoba w klasie oprócz nauczycielki, czyli pomoc nauczyciela – czyli to, co jest akurat moją rolą. Jedno to jest wychowawczyni, która uczy i ma największy autorytet, a drugie to osoba, która stale jest z dziećmi i do pilnowania, i do zabawy, i do pomocy – wtedy każde dziecko ma wystarczającą ilość uwagi w tygodniu. W mojej pracy tak jest i odnoszę wrażenie, że poświęcam podopiecznym na prawdę tyle, ile zdołam, rozwiązuję konflikty, bawiąc-uczę, opiekuję się, podczas gdy nauczycielka może spokojnie zająć się dziennikiem itd. Można by dużo na ten temat mówić, ale myślę, że każdy już widzi, o co chodzi.

    • Odpowiedz 16 sierpnia, 2017

      Marzena

      Zależy jaka pomoc i jaka współpraca i jakie dodatkowe obowiązki ma pomoc. U nas było tak:
      1)Starsza pani, która chorowała na biodra, druga na serce – ja młoda, skoczna i z szacunkiem do osób starszych. Właściwie nie odczułam pomocy, bo wyręczałam we wszystkim starsze panie.
      2) Panie te, oprócz pomocy w sali musiały pomagać na kuchni, obierać ziemniaki itd. wychodzimy na spacer, słyszę „Nie mogę, bo muszę pomóc na kuchni” u dyrektorki słyszę zarzuty, że nie wychodzę z dziećmi, na nic moje wyjaśnienia. Taki system.
      3) Miałam pomoc, która nic tylko na tel. siedziała, łatwo mnie wyczuła, bo wiedziała, że nie jestem z tych nauczycielek, co to zadzierają nosa i zlewała swoje obowiązki.
      Postawcie się w mojej syt. zwracam uwagę grzecznie i już robi się kwas. Ja nie jestem pracodawcą i nie czuję się w poważaniu aby zwracać uwagę i mówić co Panie mają robić a ez nie jestem typem donosiciela i nie lubię takich sytuacji.
      4) Pomoc, która rozpieszcza dzieci, jest ich ciocią, faworyzuje uczniów i pozwala im na wszystko. Wtedy o konsekwencji i zapanowaniu nad grupą nie ma mowy.
      5) Pomoc, która wrzeszczy na dzieci i znowu, jak zwrócić uwagę, przecież nie jestem od tego.
      6) Pomoc, która rozmawia z rodzicami o zachowaniu dzieci.

      Panie,które pomagają i nauczyciel muszą tworzyć zgrany duet. Jeżeli tego nie ma to pozamiatane.
      Proszę nie odbierać tego jako ataku. Bo ja pracowałam wcześniej wszędzie i mam szacunek do każdego zawodu. Prawda jest taka, że panie te są obarczane innymi obowiązkami i tak naprawdę nie ma się tej pomocy. Są różni nauczyciele i są różne panie do pomocy. Niestety bywa tak, że nie ma nad tym żadnej kontroli.

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    ita88

    Jako nauczycielka z przedszkola i mama za chwilę przedszkolaka, bardzo dziękuję za ten tekst.

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    Wi

    Szukam również takich metod. Pracuję w przedszkolu i rzeczywiście jesteśmy gorzej traktowani niż inni nauczyciele, choć nie rozumiem dlaczego, bo pracujemy dłużej, mniej płatne na nadgodziny, dodatkowe zajęcia za które nie mamy płacone i codzienne siedzenie nad przygotowywaniem się do Zajęć i opracowywanie dokumentacji. W przedszkolu jest dużo uroczystości, wycieczek, realizowania wielu programów oprócz podstawy programowej. Proszę mi uwierzyć nie mam możliwości podejść indywidualnie do każdego dziecka choć b.się staram. Nigdy nie postawiłem żadnego dziecka do kąta, choć stoją lub siedzą na krzesełka ale po to żeby przemyśleć swoje zachowanie i zawsze ich pytam do jakich wniosków doszli? bbb.chciałabym stosować inne metody..

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    kalina

    Nie wiem gdzie są tacy nauczyciele, którzy nie aktualizują swojej wiedzy. Osobiście z obserwacji mojego śeodowiska nauczyciel to zawód, w którym spędzamy mnóstwo czasu na sokształcaniu. Wielu naucycieli posiada kilka fakultetów. Stwierdzenie, że od nauczycieli powinno się tego wymagać to jakiś absurd. Tego się wymaga….

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    zią

    D.- bo to całe gadanie o metodach nauczania i tak sprowadza się do tego, że na pewne dzieci nie działa nic innego, jak kara. Karne krzeseło nie jest niczym złym, dziecku krzywda się nie dzieje. A motywatorki ma każdy. Ty też dostajesz pieniądze za wykonaną pracę. Waidomo, że nie można przesadzać, ale raz na jakiś czas, można ucieszyć dziecko naklejką, czy czymś innym. Spróbuj mieć dzieci na cały dzień i nie stosuj systemu kar i nagród- powodzenia. Wychowasz bezstresowo gromadę dzieci, którym wydaje się, że wszystko wolno. Racja, może z edukacji muzycznej nie musisz się dokształcać, ale w pedagogice brakuje Ci po prostu doświadczenia. I żeby nie było, ja moim dzieciom poswięcam dużo czasu indywidualnego, rozmawiam, gram, bawię się. Dyscyplina jednak musi być.

    • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

      Vic

      Dyscyplina nie musi oznaczać stawiania do kąta czy przekupywania dzieci naklejkami. O pozytywnej dyscyplinie Pani słyszała? A co do motywatorków to jeszcze dzieci zdążą się wdrożyć w system, w którym zawsze jest coś za coś, ale fajnie, kiedy człowiek robi coś dla wewnętrznej satysfakcji a nie dla nagrody, prawda? Mam przykład przedszkola Montessori, w którym dzieci tak funkcjonują i to naprawdę fascynujące oglądać dziecięce interakcje na poziomie, którego niektórzy dorośli, wychowywani metodą kija i marchewki, prawdopodobnie nigdy nie osiągną. Natomiast prawdą jest, że w grupie 25 osób/ jeden wychowawca jest to nie do zrobienia.

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    AGNIESZKA

    Z owym dokształcaniem, o którym piszesz to mam wrażenie, że jest tak, że to właśnie w przedszkolach wymaga się od nauczyciela więcej niż na wyższych szczeblach edukacji. Przynajmniej tak to funkcjonuje u nas. W placówce, w której pracuję i w zaprzyjaźnionych z nami przedszkolach praktycznie każda z nauczycielek ma skończone conajmniej dwa kierunki studiów (sama kończę właśnie 6 podyplomowkę), wymaga się od nas również systematycznego uczestnictwa w kursach doskonalących, jesteśmy z tego rozliczane. Koleżanki pracujące jako przedmiotowcy np. w podstawówce aż tak intensywnie się nie doszkalają.

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    Kasia

    My mieszkamy w Szwecji i tu rownież sa różne przedszkola i z racji ostatniego dopływu dzieci poziom sie rownież zmienił. Moje dzieci maja to szczęście chodzić do przedszkola społecznego tzw. Föräldrakooperativ w którym rodzice pracują ok 4 godz. Na miesiąc, do tego działają w różnych kółkach organizując przyjęcia, budując plac zabaw, uaktualniając stronę www tak aby panie mogły zająć sie wychowaniem dzieci. Warto wspomnieć ze większość dzieci pochodzi z rodzin patchworkowych z tabunem babć, dziadków, bonusowego rodzeństwa, kilku dodatkowych rodzicow wiec wychowanie przejmuje państwo. Mam dziecko 1,5 R które jest w grupie 9 osobowej z jednym pedagogiem i 2 przedszkolankami. Dziecko 4,5 w grupie 15 osobowej gdzie jest 2 pedagogów i pomoc-mężczyzna który super sobie radzi i sprowadza bardzo zdrowa atmosferę i zróżnicowane zabawy. Dzieci sa przynajmniej raz dziennie na dworzu, nawet dziś przy -15, bo maja odpowiednie ubrania (wyprawka kosztuje majątek ale duzo osób kupuje bardzo dobrej jakości ubrania używane, np. Didrikson). Latem raz w tygodniu jeżdżą do lasu i tam uczą sie o przyrodzie i często jedzą lunch.

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    Kasia

    Nauki jako takiej jest niewiele, panie obserwują zainteresowania dziecka i stymulują do nauki jesli dziecko jest gotowe. Mój syn nie lubi zadań plastycznych wiec w tym czasie buduje Lego. Teraz zainteresował sie literkami wiec codziennie przynosi kartki z imionami które pani mu dyktuje. Mały, który ma 1,5 chodzi upaprany farbkami i modelina robiona samemu i uśmiech mu z Buzi nie schodzi. Jedzenie gotuje kucharka która chętnie zaprasza dzieci do kuchni i gotują razem, na święta piekli pierniki. Jesli jest konflikt, panie rozmawiają z dziećmi, pokazują książki i omawiają problem. Inne dzieci tez maja okazje sie wypowiedzieć. Nie ma kar i nagród, wszyscy dostają po równo. Jesli chodzi o edukacje, opinie sa różne, raczej negatywne i poziom podobno niski, ale patrząc na kolegów w pracy jestem pełna podziwu ich podejścia do problemów, zorientowania na wyniki i współpracy…czegoś ich tam w końcu uczą 😉 pozdrawiam Kasia

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    Kasia

    Jeszcze komentarz co do zabawek i pomocy naukowych na które w Polsce wydaje sie duzo a niekoniecznie maja jakaś wartość. Turaj wykorzystujemy wszystko co jest pod ręka: patyczki z lasu, rolki od papieru, wytłaczankę, kamyki, rodzice zbierają w domu i przynoszą do przedszkola. Na placu zabaw jest ogródek z ziołami i owocami które dzieci pielęgnują a same konstrukcje budują rodzice z drewna, lub innych materiałów. Zima dzieci jeżdżą na sankach i materacach, przedszkole ma szafy suszarki do suszenia butów i kombinezonów.

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    bea

    a ja pracuje w przedszkolu, w ktorym stosujemy NVC i przede wszystkim dialog. uwazam ze nie ma niegrzecznych dzieci, sa tylko niezrozumiane. czesto pod przykrywka agresywnego lub „nieokrzesanego” zachowania jest problem, z ktorym maluch sie zmaga.
    nie jestem pedagogiem z wyksztalcenia, to prywatne przedszkole ale pracuje tu 8h dziennie i z kazdym tygodniem ucze sie czegos nowego – o sobie i o tych pod moja opieka 🙂
    pisze z komorki na szybko stad brak duzych liter i pl znakow.

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    Anna

    Pracuję w przedszkolu, może całkiem niedługo, bo od września, ale zdążyłam się juz wdrążyć i znaleźć rozwiązanie na wiele bolączek. Chociaż może mi się przyfarciło, bo mam naprawdę fajną grupę, gdzie krzesełko kary, to jest naprawdę ostateczność, bo wszystkie inne metody nie pomagają. Choć w wielu wypadkach nie pomaga nawet ono. Prawda jest taka, że gdyby zdjąć z nas nauczycieli chociaż połowę tej naprawdę durnej papierkowej roboty, nawet dzieciom żyłoby się lepiej. Bo nie ukrywajmy, doba ma tylko 24 godziny, a jak nauczyciel ma do wyboru lepsze przygotowanie się do zajęć z dziećmi, za które nawet nie usłyszy dziękuje, tylko będzie ewentualnie widział, że dzieciom się podobało (choć nie zawsze), a uzupełnieni papierków, za brak których mu poleci z pensji, a dyrekcja będzie naciskać, to co wybierze? Dodatkowo dyrektorzy też są zawaleni papierkami, więc też rzadko kiedy skupiają się na tym, co dzieje się w ich placówce. A ostatnia sprawa to pogląd rodziców. Nie raz słyszałam wyrzuty: „Bo Pani pracuje pięć godzin, to co się Pani buntuje”. Rodzice nawet nie mogą sobie wyobrazić, jak ta nasza praca naprawdę wygląda. Pięć godzin fakt, z dziećmi w sali. Ale do tego dochodzi jeszcze przygotowanie się na zajęcia, wypełnienie większej ilości dokumentów niż mają księgowe, zebrania z rodzicami i rady pedagogiczne, które są po godzinach naszej pracy i nie raz ciągną się do późnych godzin wieczornych. Nie mówiąc już o tym, że jak jest jakieś wyjście z dziećmi to muszą iść obie nauczycielki z grupy i często jedna przychodzi dużo wcześniej niż powinna przyjść i siedzi dużo dłużej niż pensum. (np. wyjście do teatru o 8, a nauczycielka powinna przyjść na 11 – trzy godziny nadgodzin za które nie będzie miała zapłacone). I gdzie tu znaleźć czas na samorozwój? To nierealne. Więc tak jak tu zostało poruszone: praca nauczyciela przedszkola jest kompletnie niedoceniona i niedopłacona.

    • Odpowiedz 16 sierpnia, 2017

      kasia

      Jeszcze zapomniała Pani wspomnieć o nadgodzinach w przypadku, kiedy ktoś jest na L4. Nie ma wtedy pracy 4h. U nas były sytuacje, kiedy to nauczycielki jedna po drugiej chorowały i nie było to tygodniowe L4, czasami po 3 a nawet pół roku. Dyrekcja nikogo nie zatrudnia i wtedy się zaczyna.
      Ja często, gęsto pracowałam po 10h 3 razy w tyg. i musiałam przygotować się jeszcze do zajęć. Nie ma nauczyciela, który nie zarazi się od dzieci, to jest wpisane w ten zawód.

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    Marta

    Pracuję w przedszkolu od ponad 6 lat z przerwą na macierzyński:)…to co najbardziej mnie boli to fakt, że ludzie postrzegają mnie jako Panią Przedszkolankę,nie Nauczycielkę.”no przecież Ty się ciągle bawisz z Dziećmi”-najpopularniejszy komentarz na moją pracę. I przez takie postrzeganie mojej pracy mało kto szanuje i bierze sobie do serca moje rady,spostrzeżenia.a niestety z roku na rok coraz więcej Dzieci wymaga pomocy specjalistów (psycholog,logopeda,rehabilitant)i im szybciej się zadziała tym lepiej…
    Drugi problem to pensja. Nawet gdybym chciała sama się dokształcać w weekndy to po prostu,mając własną rodzinę,nie stać mnie na to.

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    Marta

    Pracuję w przedszkolu. Przynajmniej 3 – 4 razy w roku odbywają się u nas warsztaty i szkolenia wewnętrzne. Oprócz tego nauczycielki uczestniczą w warsztatach, szkoleniach zewnętrznych. Często także kontynuują naukę robiąc studia podyplomowe. Ale… kto o tym wie? Kto to docenia? Podobnie jest z podejściem indywidualnym do każdego dziecka. W grupie 25 osobowej jest to trudne. Ale czy nawet krótka rozmowa, przytulenie, spędzenie wspólnie czasu przy stoliku czytając książeczkę lub układając puzzle itp. nie jest podejściem indywidualnym? Uważam, że tak. I doceniają to… dzieci 🙂 (niestety często tylko i wyłącznie one). Oczywiście najwięcej uwagi poświęca się tzw. kłopotliwym dzieciom. I tu jest nieodzowna współpraca nauczyciela z rodzicami. Jednak często bywa tak, że rodzice nie chcą „widzieć” problemów swoich dzieci, lub też nie chcą uwierzyć nauczycielowi, gdyż w domu dziecko zachowuje się idealnie. Rodzice oczekują wciąż więcej od nauczycieli, w zamian nie dając nic (nie podejmując współpracy), a gdy dostrzegają problem, lub ten się nasila winni są oczywiście nauczyciele. Bo przecież nauczyciel w przedszkolu nie robi nic, tylko pije kawę i bawi się z dziećmi. Nikt, kto choć przez chwilę nie pracował w przedszkolu nie wie ile czasu zajmuje przygotowanie się do zajęć, tak, aby były one atrakcyjne dla dzieci (robimy to w domu i nikt nam za to nie płaci). Gdzie, jak nie w przedszkolu rodzice i dziadkowie mogą uczestniczyć nawet kilka razy do roku w różnych spotkaniach?
    Jedno jest pewne. Nauczyciele pracujący w przedszkolu są gorzej traktowani, często pomijani i mało kto docenia naszą pracę 🙁 Jest jeszcze coś, na co też niewiele osób zwraca uwagę. Zasadnicza różnica pomiędzy przedszkolem i szkołą jest taka: – my nie mamy przerwy świątecznej – pracujemy nawet w Wigilię i sylwestra, w ferie i w wakacje; – nie mamy przerw w pracy, – pracujemy pełną godzinę zegarową (rok pracy nauczyciela w przedszkolu to dwa lata pracy nauczyciela w szkole). A niestety pensja taka sama.
    Cieszę się, że ktoś w końcu zwrócił uwagę na to, jak ważna i potrzebna jest nasza praca.

    • Odpowiedz 6 lutego, 2017

      Nadal idealistka

      Nikt nie zwraca również uwagi na nauczycieli, którzy pracują w prywatnych placówkach na umowę o pracę. Czyli 8 godzin z dziećmi każdego dnia, dodatkowe godziny na przygotowanie zajęć w domu, urlop 26 dni możliwy do wybrania, kiedy placówka ma przerwę wakacyjną. A dodatkowo czas przeznaczony na zebrania rodziców, rady, itp. Nie mogę słuchać, kiedy mówią o zniesieniu Karty Nauczyciela, bo nauczyciel powinien pracować 40 godzin w tygodniu. Tyle pracuję i nie zauważyłam, żeby to zmniejszyło roszczenia rodziców. Kiedy ustalałam godziny konsultacji do zapoznania się z wynikami obserwacji (i tak zostawałam po pół godziny po pracy, żeby każdy miał szansę się ze mną spotkać ), to i tak słyszałam narzekania. Choćbyśmy pracowali po 150 godzin w tygodniu, to nikomu nie dogodzisz. Najlepsze przedszkole to byłoby takie: otwarte 24 godziny na dobę, nauczyciele pracujący za darmo, a oddane dziecko wychowane na gotowo.

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    Mar_ta

    Właściwie wszystko, o czym napisały moje poprzedniczki to prawda. Dla mnie największą trudnością związaną z pracą w przedszkolu jest liczba dzieci. Sama muszę ogarnąć 25. Staram się podchodzić indywidualnie, unikam karnych krzesełek i innych wynalazków, bo widzę, że nie przynoszą absolutnie żadnego efektu, niemniej jednak zdarza się, że korzystam z takich „metod”. Siła wyższa, kiedy chcę przeprowadzić zajęcia, niekiedy nie mam lepszego pomysłu, ale wcale nie jestem z tego dumna. Bardzo chciałabym mieć więcej czasu dla każdego dziecka. Widzę też, że dzieci, jeśli jest ich mniej (bo część np. choruje) funkcjonują znacznie lepiej, czują się bardziej zaopiekowane. Każde chciałoby choć chwilę uwagi, a niekiedy bardzo trudno. Nie wyobrażam sobie swoich dzieci w przedszkolu, widzę jak postępują niektórzy nauczyciele – wysyłanie do maluchów, notoryczne sadzanie na ławce, porównywanie do maluszków, straszenie żłobkiem, ocenianie na forum grupy – i jestem przekonana, że wynika to po części z bezsilności, po części pewnie z przyzwyczajenia, niekiedy z niedokształcenia, bo to, że ktoś kończy ileś fakultetów i kursów o niczym jeszcze nie świadczy, bo wiedzę nam prezentowaną musimy przetrawić i uwewnętrznić. Nie wiem czy stać mnie będzie na siedzenie z własnymi dziećmi w domu, nie ma też w pobliżu mojego miejsca zamieszkania alternatywy dla zwykłej masówki. Kocham dzieci i uwielbiam z nimi pracować, ale chciałabym, aby ktoś przedszkolny problem dostrzegł.

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    Pani przedszkolanka

    Wszystko co przeczytałam w komentarzach to prawda. Najgorsze dla mnie są zarobki, tak niskie,że ledwie starcza na życie. Na szkolenia i podyplomówki niestety już nie. Kocham to co robię i staram się nie zwracać uwagi na niedogodności i minusy tej pracy. W tym roku ucieszyłam się,że będzie mała grupa. Niestety połowa to dzieci z zaburzeniami i problemami, także po zajęciach jestem bardziej wymęczona niż z grupą 25 trzylatków. Staram się poświęcać im czas na zabawy i zajęcia indywidualne, widzę jak wtedy promienieją z radości. Praca z dziećmi to jedno, współpraca z rodzicami to drugie a atmosfera w kadrze to trzecie. W każdym bądź razie,moje zarobki są podle niskie w stosunku do czasu, poświęcenia i zaangażowania w pracę.

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    Ania

    Mam jedno dziecko w przedszkolu państwowym, drugie w prywatnym. 1 pani na 12 dzieci (lub 2 na 25, zależy od grupy, w zeszłym roku był w większej) kontra 3 panie na 10 dzieci… Pierwotnie to prywatne miało być tymczasowym rozwiązaniem póki nie zwolni się miejsce w państwowym, ale coraz częściej zastanawiam się, czy nie zdecydować się na przejście w drugą stronę, bo jakość opieki jest widoczna gołym okiem (pani starszego syna jest bardzo sympatyczna i na pewno się stara, ale nie jest chyba fizycznie w stanie zapanować nad grupą rozbrykanych i niekoniecznie grzecznych czterolatków).

  • Odpowiedz 6 stycznia, 2017

    Ewa- ozabawie.pl

    Fajnie, że takie artykuły powstają. Dobrze jest zwiększać świadomość tego, jak ważny jest rozwój dzieci w tym wieku, jak duży jest wpływ dorosłych na dzieci i jak ważne jest docenianie nauczycieli przedszkolnych. Za mało zdecydowanie takich głosów w naszym społeczeństwie- mówiąc górnolotnie 🙂 Dzięki!

  • Odpowiedz 29 marca, 2017

    Agnieszka Peru

    Ja tez polecam placowki montessorianskie. Moj syn od prawie roku chodzi do takiego zlobka, a pozniej przejdzie do przedszkola. Nie stosuje sie tutaj kar ani nagrod, a kazde dziecko ma mozliwosc wyboru, czym sie bedzie w danej chwili zajmowac. Co wcale nie znaczy, ze moze robic co mu sie zywnie podoba, bo tez istnieja reguly i granice. Sa tez zajecia w grupach, angielski, muzyka, czytanie bajek, nauka na dany temat, ale zawsze dziecko ma wybor w tych zajeciach nie uczestniczyc, i np. rysowac na stoliku obok, albo bawic sie ciastolina. Jestesmy bardzo zadowoleni, a zlobek znalezlismy zupelnie przypadkiem… bo jeszcze wtedy nie wiedzielismy, co to jest Montessori. Traktuje sie tutaj dziecko z szacunkiem, jak indywidualnosc, nie ma ocen ani rywalizacji. Starsze dzieci pomagaja mlodszym i sa dla nich przykladem. Super sprawa! Naprawde polecam.
    My akurat jestesmy w Peru, ale wlasnie w Polsce jest o wiele wiekszy wybor placowek, tylko zwracajcie uwage, czy to naprawde sa placowki Montessorianskie, czy tylko maja „elementy” metody Montessori. To nie to samo.

  • Odpowiedz 8 lutego, 2018

    Monia

    Zaczynałam pracę w przedszkolu jako młodziutka nauczycielka bezpośrednio po studiach. Trafiłam do miejsca, gdzie nie było ustalonej górnej granicy liczby dzieci w grupie, a jeszcze wtedy nie wiedziałam, ze to ważne. Dzieci w ciągu roku wciąż przybywało, tak, że kończyłam rok z grupą 30-sto osobową. Wychodząc z pracy płakałam czekając na autobus: z wyczerpania fizycznego i psychicznego, przeciążenia emocjonalnego i percepcyjnego. Dodam, że to przedszkole prywatne, więc 8 godz pracy w grupie. Dziś, po siedmiu przepracowanych latach mogę powiedzieć że: optymalna grupa do pracy to 13-15 dzieci i dwoje nauczycieli/ metoda Montessori naprawdę działa/ można bardzo skutecznie pracować z dziećmi nie stosując kar, nagród, naklejek, krzesełek, jeżyków itp/ dzieci szanowane odwzajemniają szacunek/ i wiele innych rzeczy:) niestety moje spostrzeżenie jest też takie, że w edukacji również rządzą prawa rynku i nauczyciele z najlepszymi kwalifikacjami (specjalizacja w metodzie, płynne posługiwanie się językiem obcym, osobiste osiągnięcia- autorskie programy itp) są zasysani do drogich przedszkoli prywatnych, gdzie najzwyczajniej mogą zarobić znacznie więcej. Choć oczywiście pracuje się też więcej: 8 godz pracy w klasie a spotkania z rodzicami i wszelkie zebrania to dodatkowe godziny. Kwestia osobistego wyboru. Nie wiem jak nauczyciele na dłuższą metę wytrzymują pracę w grupie ponad 20 dzieci. Przy całej miłości do tej pracy- człowiek ma ograniczone możliwości przetwarzania bodźców i jest to prosta droga do wyczerpania. Nie bez przyczyny nauczyciel to jeden z zawodów najbardziej narażonych na wypalenie zawodowe.

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj M.D. Anuluj pisanie odpowiedzi