Czy dziecku musi się odbić po karmieniu? TOP 5, czyli jakie pytania najczęściej słyszy doradca laktacyjny

Doradca laktacyjny to człowiek pytajnik – musi zadawać dużo pytań.  Jednak czasem to jedno, właściwie postawione pytanie, decyduje o trafności diagnozy. W drugą stronę też to działa. Doradca każdego dnia pracy bombardowany jest pytaniami. Zrobiłam dla was krótkie podsumowanie tych, które statystycznie najczęściej zadają mi rodzice. I to bynajmniej nie są pytania o cenę konsultacji.

TOP 5, czyli jakie pytania najczęściej słyszy doradca laktacyjny

1.Czy dziecku musi się odbić po karmieniu?

Nie bez kozery to pytanie trafiło na szczyt listy. Słyszę je kilka razy dziennie. Od pacjentek w szpitalu (klik), w poradni (klik i klik), a nawet od przyszłych rodziców podczas zajęć w szkole rodzenia. Śmiem przypuszczać, że jest to temat równie nurtujący i śmiertelnie poważny co kultowa już kupa noworodka. Ludziska pytają więc:

prze Pani, czy mojemu dziecku musi się odbić?
ile mam tak czekać (klepiąc po pleckach) aż dziecku się odbije?
czekam i czekam i się nie odbiło, co robić? W nocy czasem już sił mi nie starcza, bo on strasznie oporny na bekanie.
-czy mogę położyć dziecko do łóżeczka zanim mu się odbije?

Zupełnie poważnie więc wyjaśniam o co z tym odbijaniem chodzi. Odbijanie jest zjawiskiem zupełnie fizjologicznym i daję sobie rękę uciąć, że każdy z nas ma swoje własne doświadczenia w tym zakresie. Podczas odbicia dochodzi do uwolnienia powietrza zalegającego w nadmiarze w przewodzie pokarmowym czemu towarzyszy charakterystyczny dźwięk. Dzieci też tak mają, podobnie jak miewają czkawkę i robią kupy w różnych odcieniach i konsystencjach. W przyrodzie istnieją dzieci, które bekają czasem, sporadycznie, od wielkiego dzwonu jak i te, które robią to często, nawet kilka razy podczas karmienia. Z moich obserwacji z kolei wynika, że rodzice dzielą swoje pociechy średnio na 3 kategorie:
-spóźnione z bekaniem
-oporne na bekanie
-szczęśliwych bekaczy

Wśród rodziców zdecydowanie najbardziej ukontentowaną grupą społeczną są rodzice szczęśliwych bekaczy. Nakarmione dziecko w chwilę po karmieniu wydaje z siebie głośne beknięcie, co wprawia rodziców w miły nastrój, często bawi, bywa powodem zabawnych docinek i tematem do rozmów podczas rodzinnych obiadów. W pozostałych grupach, z powodu wydłużonego w czasie oczekiwania na charakterystyczny odgłos beknięcia może pojawić się frustracja, zniecierpliwienie i zmęczenie. Ciekawe tylko czy dzieciom  sprawia to jakąś wielką różnicę kiedy i czy w ogóle odbije im się po jedzeniu? Czy rytuał pokarmieniowego odbijania, z tym całym unoszeniem i klepaniem po pleckach aż do skutku, można potraktować bardziej indywidualnie i na luzie, czy wręcz przeciwnie,  należy kontynuować wielowiekową tradycję? Próbując rozwikłać tą zagadkę 71 par mama- dziecko losowo przydzielono do grupy „odbijających” po karmieniu i do grupy kontrolnej [1]. Następnie, po 3 miesiącach oceniano jak wygląda sprawa kolek i ulewań u dzieci. Okazało się, że po tym czasie:

– nie było różnic między grupami jeśli chodzi o epizody kolek. Badanie wykazało, że dzieci płaczą, niepokoją się (czy też są spokojne) niezależnie od tego czy odbijają po karmieniu czy nie. Przypominam, że „kolki” choć mega stresujące stanowią normalny fenomen rozwojowy (klik).
– w grupie  „odbijających” częściej zdarzały się epizody ulewań – średnio 8 razy w tygodniu, podczas gdy w grupie kontrolnej było to 3,7 razy w tygodniu.

W rzeczywistości też widać, że są dzieci którym odbicie przynosi rzeczywistą ulgę i rysuje spokój na strudzonym licu. Inne mogą niepokoić się i złościć, gdy wyrwane z krainy snów doświadczają tradycyjnego pionizowania i klepania (czasem solidnie) po pleckach.

Mój młody nigdy nie był celowo, jakoś specjalnie traktowany celem odbicia. Bekanie pozostawiałam najczęściej do jego swobodnej, noworodkowej decyzji. Po prostu. Jak miał beknąć, to beknął. Czasem nas te beknięcia bardzo bawiły.

Sytuację z odbijaniem dzieci po karmieniach można by zatem traktować bardziej indywidualnie (zależnie od sytuacji i od dziecka), a nie sztampowo, szczególnie  w kontekście celowego, czasem kilkugodzinnego nawet oczekiwania na odbicie po każdym, jednym posiłku. Mam wrażenie, że rodzice mogliby w ten sposób zaoszczędzić sobie trochę czasu w ciągu doby i odjąć porcyjkę niepotrzebnych stresów. Z niecierpliwością czekamy natomiast na jeszcze więcej ciekawych badań w tym jakże ciekawym temacie.

2.Ile powinno trwać karmienie?

Nie można postawić tezy, że karmienie 20 minut z jednej piersi i 20 minut z drugiej piersi gwarantuje, że dziecko będzie najedzone. Mało tego, dziecko karmione praktycznie 24 godziny na dobę także może nie pobierać wystarczającej do prawidłowego rozwoju ilości mleka. Karmienie powinno być efektywne! To znaczy, że mama i tata zamiast patrzeć na zegarek powinni nauczyć się obserwować dziecko – to jak jest przystawione do piersi, czy kąt pomiędzy górną, a dolną wargą jest rozwarty, czy większa część otoczki jest w buzi, czy policzki są wypełnione, nie słychać mlaskania i cmokania. Powinni wreszcie potrafić ocenić czy i kiedy dziecko połyka mleko, a w konsekwencji znać wskaźniki skutecznego karmienia. Jeśli dziecko rozwija się prawidłowo, to ostatecznie normalnym jest karmienie, które trwa 5 minuty i takie, które trwa 50 minut. Niektóre dzieci w ciągu kilku minut są w stanie zjeść więcej niż inne w kilkadziesiąt.  Karmienie więc trwa dopóki, dopóty mały ssak jest aktywny przy piersi i efektywnie ssie. Jeśli fajnie pije już 30 minut, to nie przerywamy mu w myśl zasady „20 minut przy jednej piersi i ani minuty dłużej”. Jeśli pił bardzo aktywne kilka minut, a następnie smacznie i spokojnie zasnął, to nie zmuszamy go do trwania przy piersi dłużej w myśl zasady „masz być przy piersi 20 minut”. Karmienia są krótsze i dłuższe, z jednej piersi i z dwóch piersi, ale liczy się dobowa ilość mleka, którą wypija dzieć i która zapewni mu prawidłowy wzrost i rozwój.

3.Czy należy zmieniać piersi podczas karmienia?

Jak wyżej. Liczy się aktywność dziecka i efektywność ssania. To, czy dzieci piją z jednej czy z dwóch piersi na karmienie może się zmieniać w czasie trwania laktacji. Może być  i tak, że dziecko preferuje jedną, bardziej produktywną pierś, a nawet  tak, że przez cały okres laktacji jest karmione tylko z jednej piersi. Uczymy się obserwować swoje dziecko i reagować na jego sygnały świadczące o uczuciu sytości bądź chęci na dokładkę. Karmimy z jednej piersi tak długo jak długo dziecko jest przy niej aktywne i chętne do jedzenia. Na zakończenie możemy zaproponować drugą pierś. W pierwszych dniach po porodzie  szczególnie zwracamy uwagę na to aby ilości piersi jaką dziecko przyjmie na karmienia była duża, aby karmić jak najczęściej – to ważne dla procesu budowania i stabilizacji laktacji. Doradcy laktacyjni czasem zalecają karmienie nie z 1, nie z 2 ale z 3, 4 piersi na jedno karmienie po to, aby dziecko otrzymało jak największą ilość mleka i aby podbić produkcję. Statystycznie rzecz ujmując 13% dzieci pije z dwóch piersi na 1 karmienie, 30% wybiera jedną pierś na karmienie, 57% wybiera jedną bądź dwie piersi na karmienie [2].

Ważne aby pozostać otwartym i obserwować dziecko, proponować- a nie zamykać się w schematach. Wciąż często spotykam się z sytuacjami, że mamie zalecono karmienie 20 minut tylko z jednej piersi na jedno karmienie. Następne karmienie, znowu 20 minut, tyle że z drugiej piersi.

4.Ile razy na dobę trzeba karmić?

Tyle ile potrzeba, tyle ile razy chce tego dziecko i mama – jest to karmienie na żądanie. Wszystko pod warunkiem prawidłowego i efektywnego ssania, reszta zrobi się sama.  Noworodek domaga się jedzenia często. Czasem nawet bardzo często. No dobra, można mieć wrażenie, że karmi się 24 h/dobę, częste, nieregularne karmienia w pierwszych tygodniach życia są normalne. Maleńki noworodek może domagać się jedzenia 8-12 razy na dobę i częściej. Może sobie blokować karmienie i domagać się kolejnego w 15 minut po ostatnim. To są potrzeby konkretnego dziecka w konkretnym dniu,  a nie przeciętnego. Pewnego razu badacze poddali analizie 775 aktów karmienia piersią. Z obliczeń wyszło im, że średnia dobowa ilość karmień wynosi 11 ±3 (zakres 6 do 18) [2]. Karmienie noworodka efektywnie, często, na żądanie, w odpowiedzi na wczesne oznaki głodu pozwala zainicjować, zbudować, a potem utrzymać laktację na odpowiednim poziomie. Korzyści z karmienia na żądanie sięgają dalej niż prawidłowo zbudowana laktacja, podobnie jak przyczyny, dla których karmienie na żądanie jest naszą biologiczną normą.

Podsumowując, nie ograniczamy dziecku ani czasu bycia przy piersi ani liczby karmień pod grafik godzinowy. Tym czasem od dawien dawna nasze mamy i babcie podkreślały, że dziecko nie powinno jeść częściej niż co 3h. Do tej pory do poradni trafiają rodzice skupieni bardziej na interwałach czasowych między karmieniami niźli na samym akcie karmienia. Nie idźcie tą drogą.

5.Skąd wiadomo, że dziecko się najada?

Na zakończenie pytanie za milion w Milionerach. Najważniejsze pytanie świata dla młodych rodziców. Pytanie, stojące u podstaw udanego karmienia piersią. Być albo nie być.  Sięgniemy po mieszankę albo nie.
-a jeśli on jest głodny?
-skąd mam wiedzieć ile dziecko zjada z piersi?

Rodzice powinni znać na nie odpowiedź zanim rozpoczną przygodę z laktacją. Pozwoli to uniknąć niepotrzebnych napięć i zwrócić uwagę na realne problemy (jeśli występują). Kluczem do rozwikłania zagadki „czy moje dziecko się najada” jest znajomość prawidłowej techniki ssania piersi. Rodzice, którzy są w stanie ocenić czy dziecko jest prawidłowo przystawione do piersi, a następnie obserwują czy dziecko ssie efektywnie – jak zmienia się rytm ssania, kiedy pojawia się połykanie, jak brzmi odgłos połykania mleka, jak pracuje buzia dziecka, jak aktywizować je do ssania. Ta wiedza to baza. Potem sięgamy po tzw. wskaźniki skutecznego karmienia, które krok po kroku pozwolą nam samodzielnie ocenić skuteczność karmienia piersią. Wskaźniki skutecznego karmienia opisałam tutaj.

Wreszcie mamą synusia (lipiec 2014)!!! Położna- z wykształcenia i zamiłowania, Certyfikowany Doradca Laktacyjny - CDL Nr. rej. CNoL 482/2015/CDL, doradca noszenia ClauWi®, naukowiec, ostatnio także doktor nauk medycznych. Swoją drogą- najlepsza w pisaniu doktoratu z dzieckiem przy piersi;-) Bierze udział w eksperymencie naukowym mającym na celu dowiedzenie, że bez snu też można żyć. Kontakt: danka@mataja.pl

13 komentarzy

  • Odpowiedz 8 maja, 2017

    ann_gelica

    A ja jestem ciekawa, jak wybudzanie dziecka przy piersi wpływa na późniejszy apetyt. Bo ja byłam wybudzana, a potem miałam problemy z jedzeniem. W ogóle jestem z tych, co jak się stresują, to nie jedzą.
    A tak na marginesie – jestem chodzącym dowodem na to, że jak się dziecka nie szanuje, to żadne karmienie piersią tego nie zmieni. Bo ten wpis mi uświadomił, że byłam karmiona piersią (przypomniał mi kilka tekstów mamy na ten temat).

  • Odpowiedz 8 maja, 2017

    Algo

    Danko kochana, ale na ostatnie przytoczone o bekaniu pytanie nie odpowiedziałaś. No i szkoda że ten wpis o bekaniu 2 lata za późno 🙂 Moja Mała przez pierwsze miesiące niemal zawsze przy karmieniu zasypiała. Nie chciałam jej budzić na jakieś odbijanie, zwłaszcza w nocy i w obawie, że ja zasne a jej się uleje nie odkładałam jej do łożeczka. I tak śpi z nami do dzisiaj i nie chce się wynieść… A tak właściwie to z kolejnym dzieckiem moje obawy byłyby takie same 🙂

    • Odpowiedz 9 maja, 2017

      Zok

      No właśnie brakuje mi odpowiedzi na podstawową moją wątpliwość: a co jeżeli odłożę noworodka bez bekania, uleje mu się i on się zadławi?

      Odbijanie to była masakra. Zasypiałam przy karmieniu, ale „musiałam” doczekać końca, żeby go odbić. I najgorzej, że rozbudzałam tym podnoszeniem słodko śpiące dziecko. Strach był jednak silniejszy.

      Od 3 czy 4 miesiąca zawsze już zasypiał przy piersi i mu nie przeszkadzałam, ale wcześniej się umęczyliśmy. Niedługo rodzę kolejne dziecko i wiem, że pomimo dwuletniego doświadczenia karmienia na żądanie, samoistnego odstawienia, pełnego luzu w tej naszej przygodzie… znów będę spinać się przy odbijaniu.

      Gdybym miała pewność, że to nie odbijanie w niczym dziecku nie zaszkodzi, chętnie tego zaprzestanę.

      • Odpowiedz 10 maja, 2017

        Olga

        Ja nie odbijałam na początku. Parę razy ktoś mi kazał odbić, ale efektów nie było, więc odkładałam. Dziecko ulewało sporo, po każdym karmieniu aż do ok. 3,5 miesiąca życia. Nie zadławiło się ani razu – ale wiedząc o tym, że ulewa, kładłam z głową wyżej (uniesiony materacyk w łóżeczku i nigdy nie zostawiałam samego.

      • Odpowiedz 23 maja, 2017

        Dominika

        Hej Zok, spokojnie możesz odłożyć noworodka bez odbicia nic mu nie będzie- odkladałam tak moje 2 córki kiarmione piersia i młodszą siostrę karmioną butelką (dużo pomagałam mamie przy siostrze:), pierwszą córkę i siostrę na boczek ( to było dość dawno i takie były „zalecenia”) a drugą córkę już różnie z reguły sama się układała jak jej było wygodniej i żadne ulewania mam się nie przytrafiły, a co najlepsze to obie cory mi ulewały jak je specjalnie podnosiłam do odbicia, może to taka uroda moich dzieci… W każdym razie polecam sprawdzić jak zachowuje się dziecko z odbijaniem i bez i zobaczysz jak Twojemu dziecku jest najlepiej:) Niemowlak na prawdę potrafi wiele nam „powiedzieć ” trzeba tylko chcieć słuchać. Pozdrawiam:)

  • Odpowiedz 9 maja, 2017

    Alicja

    Zawsze mnie ta „większa część otoczki” martwiła, bo mam duże piersi i duże brodawki. Ze starszakiem to nie problem, ale za noworodka cieszyłam się, gdy miał w buźce chociaż część otoczki. Obserwowałam uważnie wszelkie inne wskaźniki i wyszliśmy na prostą, a z otoczką wrzuciłam na luz… Niemniej przy karmieniu duże piersi mogą stanowić duży kłopot…

    Młody generalnie nie bekał, ale nie przejmowałam się tym (zwłaszcza w nocy, wolałam spać) 🙂

    • Odpowiedz 6 kwietnia, 2020

      Agata

      Dokładnie o tym samym myślę, gdy wszędzie czytam o tej „większej części brodawki”. Moje brodawki są naprawdę ogromne, ich średnica jest praktycznie taka, jak twarz mojej córeczki (bardzo nie lubię przez to moich brzydkich piersi). Więc to jest fizycznie niemożliwe, żeby większa część zmieściła się do takiej małej buźki. Drażni mnie, że nigdzie w żadnych artykułach się o takiej możliwości nie wspomina. W takich przypadkach jak nasze, zasada „większa część brodawki w buzi” to bzdura. Dlaczego nikt z piszących artykuły nie bierze tego pod uwagę?

  • Odpowiedz 9 maja, 2017

    Asia

    Też miałam tragedie z tym prawidłowym chwytaniem piersi przez dziecko. Też mam duże otoczki i wg wszystkich wytycznych mały łapał za płytko. Myślałam, że osiwieje ?

  • Odpowiedz 9 maja, 2017

    Agata

    Ten post przypomniał mi ile namęczyliśmy się z mężem przy odbijaniu synka! Mały był z tych dzieci, które po jedzeniu można było nosić godzinami, klepać, przekładać – beknięcie było świętem. Konsultowaliśmy metody odbijania z pediatrą, położną – żadne rady, zmiany pozycji odbijania nic nie dawały. Dodatkowo nasze dziecko do końca 3 miesiąca baaardzo ulewało – bywało, że w ciągu doby przebierałam jego 10 razy, a siebie przynajmniej 4. W końcu zauważyliśmy, że bekanie, w przypadku naszego dziecka, ma się nijak do ulewania: mały potrafił pięknie beknąć i ulać nawet godzinę po karmieniu, albo nie bekać wcale i nie ulewać przez kilka godzin. Taki typ. Wtedy przestaliśmy odbijać go na siłę – zwłaszcza w nocy. Stosowaliśmy zasadę taką, że nosiliśmy kilka minut po karmieniu i jeśli mały odbił, to ok., ale jeśli nie – odkładaliśmy go i obserwowaliśmy. Kiedy spokojnie leżał/zasypiał dawaliśmy mu spokój, a kiedy wiercił się i wydawało się, że coś mu „przeszkadza”, próbowaliśmy odbijać ponownie. I tyle. Na początku bałam się, że w nocy synek zakrztusi się po ulaniu, ale w pewnym momencie dałam spokój. Musiałabym w ogóle nie spać i pilnować go całą dobę. Jedynie podnieśliśmy przednie nogi łóżeczka, żeby mały spał pod kątem i staraliśmy się układać go na prawym boczku, żeby zminimalizować ryzyko. Dziś dziecko ma skończone 6 miesięcy, z ulewania – na szczęście ! – wyrasta i ogólnie ma się świetnie.

  • Odpowiedz 12 maja, 2017

    PaulaEr

    Z tym bekaniem, to mi się nie podoba. My w szkole rodzenia właśnie dostaliśmy taką wskazówkę – że nie ma nigdzie napisane że dziecku musi się odbić. Więc na początku nawet nie próbowaliśmy jej odbijać. Bo myśleliśmy, że w ogóle nie trzeba i że to jest jakiś wymysł. Skończyło się to kilkoma spektakularnymi wymiotami. Później nauczeni doświadczeniem trzymaliśmy Młodą chwilę w pozycji spionizowanej do odbicia, ale jeśli jej się nie odbiło w przeciągu kilku minut to nie robiliśmy z tego żadnej tragedii. I tak trzeba by to było przedstawiać: że powinno się spróbować dziecko odbić, a jak nie to trudno. Bo my byliśmy przekonani, że w ogóle nie trzeba.

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2020

    Joanna

    Po mleczku córkę trzymam chwilkę w pionie poklepując po plecach. Czasem beknie, czasem nie. Jeśli nie to układam ją na boczku owiniętą w beciku. Jeśli uleje, to mleczko leci kącikiem ust na prześcieradło. Nie ma szans na zakrztuszenie.

  • Odpowiedz 7 lutego, 2020

    Tatka

    Kiedy odkryłem, że żona 90% czasu poświęca na karmienie i oczekiwanie na beknięcie, wziąłem się do dzieła (zwłaszcza, że córka i tak jest przede wszystkim (niestety) karmiona Babilonem 😉
    Gdy córka przysypia i nie chce już jeść, kładę ją na tetrową pieluchę rozłożoną na udzie, kilka minut głaszczę i delikatnie poklepuję jej plecki i pupala, po czym próbuję ją jeszcze trochę dokarmić do „ustawowej” miarki. Jeśli chce, to ssie, jeśli nie, to do łóżeczka. Jeśli po chwili w łóżeczku się budzi, to ponownie próbuję ją dokarmić itd. Bekanie… Raczej go nie słyszę, co nie oznacza, że dziecku stale się ulewa. A jeśli nawet uleje się jej z 5 ml, to doszedłem do wniosku, że to nie jest żadna tragedia. Ważne by się dziecko nie zakrztusiło, dlatego w łóżeczku kładę ją na boku, z buzią na tetrowej pielusze. Przeważnie dziecko śpi spokojnie przez kolejne 2,5-3,5 h.
    Cieszę się, że autorka potwierdza moje przypuszczenia, że z tym bekaniem, to spora przesada. Moim zdaniem najważniejsze jest wyczucie chwili i bycie elastycznym. Pozdrawiam, Tatka

  • Odpowiedz 29 kwietnia, 2020

    Michał

    Jak wynika z mojego doświadczenia i de facto czystej fizyki, wystarczy do odbicia dziecko lekko spionizować, trzymając je pod lekkim kątem do pionu (nie całkiem pionowo), czyli np. kąt 60-80 stopni, przytulone i przylegające do siebie, aby tym samym nie obciążać kręgosłupa i główki. Dobrze jest zmieniać poziom tego wychylenia, przód-tył i na boki, regulując to własnym tułowiem. To jest czysta fizyka, powietrze samo będzie dążyć do wydostania się do góry. W przypadku mojego dziecka wystarczy ok. 10 sekund takiej pozycji. Nie odbija się, do max 30 sek to odkładam bobasa do normalnej pozycji i próbuję później, lub uznaję że się nie zapowietrzyło. W moim przypadku dobrze jest też być przygotowanym pod odbiciu się, na lekkie ulanie się (śliniaczek wcześniej, albo papier od razu pod ręką).

    Jak dla mnie pukanie po pleckach to jakaś logiczna bzdura, która bardziej niepokoi dziecko, niż pomaga – to nie jest wykrztuszanie czegoś co stoi i tamuje jak ciało stałe.
    BTW Przy zakrztuszeniu, też sobie trzeba pomagać grawitacją (dziecko na przedramieniu lub przez kolano, tułw i główka lekko w dół).

    Bez odbijania dziecko miało gazy (powietrze musi którędy przecież wyjść) i irytowało się tym mocno. Po odbiciu ma się dużo lepiej po karmieniu i wiadomo może zjeść nieco więcej pokarmu. W pozycji leżącej i przy mniejszych kątach samo się mu nie odbijało, więc moim zdaniem dobrze jest mu w tym pomagać.

    Pozdrowienia i dużo zdrowia wszystkim 😉

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj Dominika Anuluj pisanie odpowiedzi