Magia dotyku, o masażu niemowlęcym i tym co daje… rodzicom.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu czuły, rodzicielski dotyk był uznawany za nie tyle zbędny, co w pewnych wypadkach wręcz szkodliwy dla rozwoju dziecka. Autor jednego z popularnych wówczas podręczników rodzicielstwa instruował, by dziecka nie przytulać, nie całować, nie okazywać czułości – wszystko po to by go niepotrzebnie nie „rozmiękczać”. Całus w czoło był dozwolony raz dziennie – na dobranoc, a głaskanie po głowie mogło stanowić jedynie wyjątkową nagrodę za fenomenalne wykonanie jakiegoś trudnego zadania.

Na szczęście z biegiem czasu zaczęliśmy rozumieć, jak ważny dla rozwoju dziecka jest zmysł dotyku i dziś dla większości z nas to, że każdy maluch potrzebuje czułych rodzicielskich gestów, jest tak oczywiste, jak to, że 2 plus 2 to 4. Doskonale zdajemy też sobie sprawę z tego, co czuły kontakt fizyczny daje dziecku, ale czy zastanawialiście się kiedyś, co może dać i jak wygląda z perspektywy… rodziców?

Badania nad rodzicielskim dotykiem są bowiem prowadzone nie tylko w kontekście potencjalnych korzyści dla dzieci, ale też wielu innych zdumiewających aspektach. Ot choćby mnie niezmiennie fascynują badania sugerujące, że pierwszy, poporodowy kontakt fizyczny pomiędzy matką a dzieckiem może przebiegać według stałego schematu – na początku świeżo upieczone matule nieśmiało muskają opuszkami palców rączki, nóżki i paluszki dziecka, by dopiero po kilku minutach dotknąć tułowia malucha, gdzie smyranie opuszkami powoli ustępuje na rzecz głaskania większą powierzchnią dłoni. Matki wcześniaków podążają według tego samego schematu, ale w… wolniejszym tempie. Co prawda nie wszystkie badania to potwierdzają, ale w co najmniej kilku zaobserwowano dokładnie ten schemat.

Co więcej już po 5-79 godzinach od porodu matka jest w stanie rozpoznać swoje dziecko nawet, gdy uniemożliwimy jej rozpoznanie malucha za pomocą wzroku, słuchu i węchu – wystarczy bowiem, że będzie mogła dotknąć dłoni lub policzków małego człowieka i już będzie wiedziała, który maluch jest jej dzieckiem. Panowie też sobie całkiem dobrze radzą z rozpoznawaniem swoich nowo narodzonych latorośli za pomocą li tylko dotyku ale, co interesujące, zdecydowanie łatwiej im to przychodzi, gdy mogą dotknąć dłoni malucha – gdy rozpoznanie miało odbyć się w oparciu o dotknięcie twarzy dziecka – nie szło im już tak dobrze jak matulom.

Czemu? Hipotez jest kilka, a jedna z tych najbardziej, w mojej oczywiście opinii, interesujących mówi o tym, że panowie częściej angażują się z dziećmi, również tymi ledwo-co-narodzonymi, w interakcje o charakterze stymulująco-zabawowym, a jak wykazano w tego typu interakcjach dominuje dotyk typu ręka-ręka, w związku z czym panowie szybko znają skórę na dłoniach dziecka „jak własną kieszeń”, ale już skóra twarzy może dla nich pozostawać zagadką. Kobiety z kolei bardziej angażują się w interakcje pielęgnacyjno-uspokajające, co wymaga od nich częstego dotykania każdej części ciała malucha – włączając w to jego twarzyczkę, w związku z czym będą potrafiły rozpoznać unikalne cechy skóry dziecka na każdym fragmencie jego ciała.

Pozwólcie zatem, że nieco teraz panów zmotywuje, a paniom dodam skrzydeł i zdradzę wam parę sekretów masażu niemowlęcego, wszak to właśnie on ze wszystkich interakcji pielęgnacyjno-uspakajających stanowi kwintesencję czułego rodzicielskiego dotyku.

Co zatem daje masaż rodzicom?

I nie mam tu na myśli masażu dla rodziców, podczas którego można się zrelaksować i napawać uszy relaksacyjną… ciszą, bo korzyści płynące z tegoż są oczywiste. Nie, ja mam na myśli masowanie dziecka i korzyści z niego płynące dla rodziców właśnie, z których pierwszą i chyba najważniejszą jest sen – wydaje się bowiem, że czuły masaż zaaplikowany dziecięciu przed snem może wiązać się lepszym, spokojniejszym snem malucha, co oczywiście bezpośrednio przekłada się na lepszy, spokojniejszy sen rodzica.

I choć doprawdy trudno przebić taką korzyść, to na tym lista się nie kończy – tak się bowiem składa, że matki, które masują swoje maluchy, deklarują mniejszą ilość lęków, obaw i trudnych nastrojów, które jak wiadomo w pierwszych miesiącach macierzyństwa potrafią odebrać sporo radości i mocno przytłoczyć. Jednocześnie mamy te deklarują, że ich interakcje z dzieckiem zyskały dzięki masażowi na jakości. Są też przesłanki sugerujące, że w przypadku kobiet zmagających się z depresją poporodową uczestnictwo w kursach masażu niemowlęcego i masowanie własnych latorośli, pomaga im lepiej rozumieć i reagować na sygnały wysyłane przez malucha.

Panowie i ich relacja z dzieckiem również skorzystają na masażu, stwierdzono bowiem, że tatusiowie, którzy przez miesiąc masowali swoje pociechy w ramach rytuału przedsennego, zaczynali być bardziej ekspresyjni i okazywali więcej wyrozumiałości, entuzjazmu, radości i ciepła w trakcie interakcji z maluchami w porównaniu do ojców, którzy masażu nie stosowali. Co więcej – wykazano, że trzymiesięczne niemowlęta, które były masowane przez tatusiów na ich widok częściej się uśmiechają i witają wokalizacjami, chętniej łapią kontakt wzrokowy i generalnie stają się na tatę bardziej otwarte i rzadziej wykazują na jego widok reakcje unikowe. Korzyść jest zatem oczywista, bo naprawdę nie wiem czy istnieje coś co bardziej poprawiającego humor i rozwiewającego stresy dnia codziennego, niż wielki bezzębny uśmiech pojawiający się na obliczu berbecia na nasz widok.

Z badań wynika też, że panowie czują się ośmieleni i mniej zestresowani rodzicielstwem, gdy uczestniczą w kursach masażu dla niemowląt i choć profesjonalnego kursu zapewnić wam nie mogę, to poniżej – zainteresowani rodzice znajdą kilka wskazówek.

Kiedy masować?

Biorąc pod uwagę to, że masaż może działać na malucha wyciszająco to najlepszym momentem będzie zapewne okres po kąpieli, ale przed snem. Ważne jest by dziecko było wtedy co najmniej 45-60 minut po ostatnim posiłku, bo jeśli zaczniemy masować wcześniej, może mu się ulewać. Dziecko powinno też być spokojne i nie płakać – gdy płacze, a nasz dotyk go nie uspokaja – przerywamy. Nic na siłę.

Jak masować?

Przede wszystkim należy zadbać o otoczenie – powinno być ciepło, cicho, a jeśli chcemy potem malucha położyć spać na noc, to oświetlenie winno być przygaszone. Co do samej techniki masowania, to w badaniach najbardziej popularne są metody Field i Mathai’a – obie stosowane głównie w terapii wcześniaków i przebiegające w piętnastominutowych sesjach podzielonych na trzy części – masażu w leżeniu na plecach, na brzuchu i części kinestetycznej, czyli czegoś przypominającego… aerobik dla niemowląt, w którym to rodzic macha kończynami dzieciny, niemniej bez profesjonalnego przeszkolenia ja bym sobie tę część odpuściła, by nie wyrządzić dziecku krzywdy.

Generalnie przy zdrowych, urodzonych w terminie dzieciach, dla których ten masaż ma być tylko elementem rytuału przedsennego i/lub przyjemnym czasem spędzonym z rodzicem, to myślę, że nie trzeba się stresować i kurczowo trzymać ściśle określonych wytycznych, zwłaszcza, że jak wiadomo, teoria jest zawsze prosta, ale praktykę i tak trzeba na bieżąco dostosowywać do okoliczności i aktualnego humoru miłościwie nam panującego berbecia. Naczelną zasadą jest to by obserwować reakcje dziecka – bo są dzieci, które nie lubią, gdy dotyka się ich po główce (moja córka) albo brzuszku i to byście po prostu byli razem – bez przeszkadzaczy w postaci TV, komórek i innych takich. To jest czas dla waszej dwójki. W trakcie masażu łapcie z dzieckiem kontakt wzrokowy, śpiewajcie kołysanki, szeptajcie i słuchajcie tego, co stara wam się zakomunikować dziecko.

Dla tych jednak, którzy nie chcą masować zgodnie z własną koncepcją albo chcieliby o jakiś dokładniejszy instruktaż oprzeć swoje działania, poniżej opisałam pokrótce metodę Mathai’a:

Pierwszy etap to położenie dzieciny na brzuszku i wykonanie 12 głasków (każdy po około 5 sekund) w następujących obszarach:

  • od linii włosków na czubku głowy do szyi – naprzemiennie obiema rękami
  • szyja od środka na boki obiema rękami symultanicznie
  • ramiona od środka na boki obiema dłońmi symultanicznie
  • plecki od szyjki aż do pośladków długimi ruchami wykonywanymi obiema rękami naprzemiennie

Drugi etap to położenie malucha na brzuszku i wykonanie kolejnych 12 głasków w każdym z poniższych obszarów:

  • czółko od środka na boki obiema rękami jednocześnie
  • symultanicznie obiema rękami policzki od skrzydełek nosa do zewnątrz, kulistymi ruchami zgodnymi z ruchem wskazówek zegara
  • klatka piersiowa – rysujemy dłońmi „motylka”
  • brzuszek – delikatne koliste ruchy zgodne z ruchem wskazówek zegara
  • rączki – każda oddzielnie od ramion aż do nadgarstków naprzemiennie obiema rękami
  • nóżki – każda oddzielnie od bioder do kostek naprzemiennie obiema rękami
  • dłonie – od nadgarstków aż do czubków paluszków naprzemiennie obiema rękami
  • stópki – od stopy do czubków paluszków naprzemiennie obiema rękami

Nie bierzcie sobie jednak tej instrukcji mocno do serca – to nie jest schemat budowy rakiety kosmicznej, który musi być wykonany co do joty ściśle wg planu. W badaniach muszą stosować schematy i określone procedury, by zachować pewne standardy dobrej praktyki badawczej. Wy nie uczestniczycie w badaniu – wy spędzacie wartościowy czas z dzieckiem, więc bez stresu, a powyższe traktujcie jedynie jako jedną z wielu inspiracji, a nie prawdę objawioną. Możecie też wybrać się na kurs masażu dla niemowląt – pełno teraz tego typu usług, a wy zyskacie większą pewność siebie.

Jak mocno?

Badana sugerują, że siła nacisku powinna być średnia. To dość istotne, bo o ile znakomita większość rodziców rozumie, że to nie powinien być silny, intensywny masaż sportowy, wszak masujemy małą, kruchą istotkę, to jednak właśnie ze względu na to wiele osób ośmiela się jedynie wyjątkowo delikatnie muskać opuszkami palców skórę malucha. Tymczasem taki ekstremalnie delikatny dotyk nie pobudza w mózgach kilkumiesięcznych niemowląt ośrodków odpowiedzialnych za odczuwanie przyjemności (klik). Dopiero dziesięciomiesięczne maluchy czuły, że muskanie miękkim aksamitem to coś przyjemnego – przy czym tu po raz kolejny warto zwracać uwagę na reakcje wasze, osobistego berbecia, bo nigdy nie wiadomo, czy nie jest ono tym jednym rodzynkiem, który do średniej obserwowanej w badaniach ma się jak kwiatek do kożucha. Trzeba jednak przy tym pamiętać, że niezależnie od wszystkiego w obszarach szczególnie wrażliwych i delikatnych – jak brzuszek, klatka piersiowa, szyjka siła nacisku powinna być mniejsza niż np. w obszarze kończyn.

Czym masować?

Rencami, a czym innym? No i we wszystkich badaniach zgodnie twierdzą, że jeśli nie mówimy o głaskaniu przez ubranko tylko takim rzeczywistym masażu, to nawilżacz jest wskazany co by tarcie zmniejszyć i dziecku miłe doznania zapewnić, a jednocześnie nawilżyć jego skórę. W badaniach rozstrzał jest od Sasa do Lasa od oleju kokosowego, musztardowego, migdałowego przez wazelinę, oliwki kosmetyczne, po mleczka i balsamy dla dzieci. Tu moim zdaniem najważniejsza jest kwestia indywidualnych upodobań i reakcji skóry (alergie), warto jednak wiedzieć, że często polecana do masażu oliwa z oliwek (a także olej słonecznikowy) w świetle ostatnich randomizowanych, maskowanych badań może budzić kontrowersje ze względu na jej nie do końca poznany i być może niekoniecznie dobroczynny wpływ na skórę dziecka.

My przygodę z nawilżaniem i masowaniem skóry Pierworodnej zaczęliśmy od sztandarowego elementu każdej ówczesnej wyprawki, czyli oliwki kosmetycznej dla dzieci i cóż… ja i oliwka zdecydowanie nie byłyśmy sobie przeznaczone. Nie pasowała mi konsystencja i tłusta, dość specyficznie pachnąca warstwa, która zostawała na skórze mojego dziecka, szybko zatem przerzuciłam się na balsamy dla dzieci, które zresztą stosujemy przy masażach naszej „dużej” już przecież czeladki do dziś. Podkreślam tę „dużość” intencjonalnie, bo zawsze, gdy czytam o zbawiennym wpływie dotyku na tyle aspektów rozwoju małych ludzi, zaczynają mnie dręczyć wyrzuty sumienia, że zwłaszcza starszą teraz tak rzadko tulę, a to przecież wciąż dzieciak mały.

Od kilku miesięcy „naszym” balsamem jest – jak już zapewne część z was wie – balsam z linii Baby Dove, dokładnie przebadanej, testowanej dermatologiczne i zatwierdzonej przez pediatrów, a ja jeszcze przed premierą marki na polskim rynku miałam ogromną przyjemność porozmawiać i przemaglować osobiście pracowników działu badań i rozwoju linii. Sama zresztą też podkradam balsam dzieciakom, bo ja mam mocno wrażliwą skórę i w gratisie parę nadwrażliwości sensorycznych, więc wszelkie olejki mnie do szału doprowadzają i konsystencją i zapachem, a ten balsam fajnie się wchłania bez zostawiania takiego wrażenia, że wszystko się lepi, a do tego ma subtelny zapach, który mnie nie przytłacza, czego nie można powiedzieć o sporej części balsamów dla dorosłych.

A wiecie kto zrobił to zdjęcie? Drugorodny! Sam jeden swoimi małymi łapkami chwycił wielką lustrzankę i po raz pierwszy w życiu trafił kadrem w coś co nie było moim udem bądź stopą!

Na co zwrócić szczególną uwagę?

Bardzo istotne jest także, by w czasie gdy dziecię oddaje się zabiegom w domowym spa, drugi z rodziców nie zajmował się praniem, sprzątaniem, gotowaniem, tylko odpoczął i zajął się tym, co go relaksuje i dodaje sił tak koniecznych by zmierzyć się nie tylko z cudem, ale też trudem rodzicielstwa. A kiedy maluch zaśnie warto poświecić kilka chwil na to by pomasować siebie nawzajem, bowiem często pojawienie się w związku dziecka sprawia, że relacje trzeba poukładać sobie od nowa, co bywa – nie czarujmy się – miejscami trudne i stresujące, a taki zwykły, najzwyklejszy na świecie masaż, może nam w tym układaniu wybornie pomóc. Nowe badania wykazały bowiem, że wśród par którym zalecono wzajemny masaż (taki naprawdę zwykły – bez podtekstów, choć te na pewno w niczym nie zaszkodzą 😉 ) i które stosowały go 2-3 razy w tygodniu, zaobserwowano poprawę satysfakcji z żywota i związku.

A poza tym tulcie się dużo, wszak nie tylko dziecko potrzebuje dotyku – wy też. Przy tuleniu zwróćcie jednak uwagę czy tulicie się tak naprawdę czy tylko na tak szybko na „dzień dobry i do widzenia”. Jeśli wasze tulenie ogranicza się tylko do ekspresowych uścisków, to zmieńcie taktykę i tulcie się tak by wasz tulas trwał co najmniej 6, a najlepiej kilkanaście sekund – serio mówię, zróbcie tak i sprawdźcie jak wasze ciała relaksują się dzięki takiemu trwającemu dłużej uściskowi! To naprawdę działa, a różnica jest diametralna. Oksytocyna moi państwo!

A na zakończenie – usystematyzujmy informacje:

Źródła

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

6 komentarzy

  • Odpowiedz 29 maja, 2017

    Beata

    Ja stosuję masaż Shantala na mojej Cesarzowej i rezultaty są już widoczne 🙂 z omówionym masażem w artykule nie miałam styczności, jednak uważam, że każde „smyranko” jest dla dziecia fajne 🙂

  • Odpowiedz 31 maja, 2017

    Monika

    Przeczytajcie skład tych kosmetykow… W kazdym phenoxyetanol 🙁

    • Odpowiedz 31 maja, 2017

      Alicja

      Znam doskonale całe składy 😉 a phenoxyethanol jest od wielu, wielu lat stosowany jako konserwant w produktach kosmetycznych ma aprobatę CIR i SCCS, czyli organizacji zajmujących się bezpieczeństwem kosmetyków, które swoje ekspertyzy wydają w oparciu o dowody naukowe – ostatni update w kwestii opinii nad phenoxyethanolem Scienticic Commitee on Consumer Safety pochodzi z października 2016 i nadal uznawany jest za bezpieczny. Więc nie bardzo rozumiem w czym rzecz 😉

  • Odpowiedz 1 czerwca, 2017

    Ewka

    Wpis sponsorowany, to kto by sie tam składami przejmował 😉

    • Odpowiedz 1 czerwca, 2017

      Alicja

      Ewka naprawdę? Naprawdę? Nie pojmuję jak można z taką lekkością wydawać takie opinie – zwłaszcza kiedy się nie ma pojęcia o tym jaka selekcja czeka partnerów chętnych do współpracy na blogu, bo jeśli podpisuję coś swoim nazwiskiem to muszę to naprawdę zaaprobować. A co do składów, to cóż… znam je doskonale, ba, znałam je jeszcze zanim linia weszła na polski rynek. Znam też wytyczne i znam procedury weryfikacji bezpieczeństwa, które muszą przejść takie produkty. Więc tak przejmuję się składami. Tak jak przejmuje się chemofobią i strachem jaki budzą w ludziach nazwy chemiczne – bo to właśnie jest tym co nam szkodzi. I już naprawdę pal licho, że ktoś uważa, że ja się nie przejmuje, ale uważanie, że CIR i SCCS nie przejmują się składami jest doprawdy niezrozumiałe, bo w takiej sytuacji trudno dociec na czym opierasz swoje opinie o składach i bezpieczeństwie kosmetyków, wszak to właśnie CIR i SCCS to są zaufane źródła, które opierają swoje ekspertyzy nie o irracjonalne lęki tylko o dowody. I które w dodatku swoje ekspertyzy regularnie uaktualniają w oparciu o coraz to nowsze dowody naukowe…

  • Odpowiedz 5 czerwca, 2017

    meg

    Jestem instruktorką niemowlęcego masażu Shantala ja akurat używam albo zwykłej oliwy albo oleju kokosowego. Nie potrzebujemy kosmetyków nawilżających bo małego kąpiemy w uzdatnionej wodzie bez chloru i fluoru i już filtr prysznicowy z systemem kdf dba o to by skóra nie była narażona na przesuszenie.

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj Monika Anuluj pisanie odpowiedzi