Matma jest fajna, czyli proste i wciągające zabawy matematyczne dla dzieci

Ile znacie osób, które deklarują, że „nie są ścisłowcami” i czują ogromny lęk przed matematyką? A może sami do tej grupy należycie? Na pewno część z was macha właśnie potakująco głowami, bowiem spora część społeczeństwa uważa, że matematykę albo się umie albo nie i że nie można z tym nic zrobić tak jak nie można nic zrobić z tym, że się ma niebieskie oczy. Jest to podejście nie tylko mijające się z prawdą, ale też szkodliwe dla maluczkich, bo coraz więcej przesłanek sugeruje, że rodzice mogą przenieść swój lęk przed matematyką na latorośle, zarażając je tym samym matematykofobią.

Drugi problem związany z rodzicami, dziećmi i matmą dotyczy tego, że o ile spora część rodziców czuje się zobowiązana do tego by wprowadzać dziecku literki i podstawy czytania/pisania, to przekazywanie pewnych konceptów i umiejętności matematycznych zostawiamy całkowicie szkole.

Tymczasem wielu badaczy uważa, że to właśnie te pierwsze lata życia – jeszcze zanim dziecię zacznie edukację szkolną są najlepszą i najistotniejszą bazą do budowania kompetencji matematycznych, które będą potem wpływały nie tylko na umiejętność rozumienia matematyki, ale też wielu pokrewnych dziedzin. Tym bardziej przerażają zatem badania z których wynika, że w przedszkolach w których dzieci spędzają średnio 6 godzin dziennie – na kwestie mniej lub bardziej związane z matematyką poświęca się średnio… 58 sekund dziennie. Nawet nie minutę. To oczywiście badania w zagranicznych realiach, ale jakoś mam wrażenie, że w rodzimych placówkach sprawa wygląda podobnie.

Nie pozostaje nam zatem nic innego jak samemu wprowadzić w życie edukacje matematyczną maluchów.

Wbrew jednak waszemu aktualnemu przerażeniu – wprowadzanie konceptów matematycznych nie musi wiązać się z nudnym zakuwaniem i trzaskaniem równań – nie – tu chodzi o proste zmiany, które możemy wprowadzić w codziennym życiu i sprawić, że matematyka będzie nie tylko jego nieodłączną częścią, ale też fajną zabawą. Bo o tym, że takie interakcje matematyczne z rodzicem naprawdę mogą rozwinąć umiejętności dziecka niech świadczy chociażby badanie w którym część rodziców dostała aplikację „matma na dobranoc” dzięki której rodziciele mogli razem z dzieciakami czytać historyjki do których przemycono elementy matematyczne, część natomiast dostała podobną aplikację z podobnymi historyjkami, ale niezawierającymi wstawek matematycznych. Pod koniec roku okazało się, że dzieci, które razem z rodzicami angażowały się w aplikację matma na dobranoc, radziły sobie z matematyką znacznie lepiej niż dzieci z grupy kontrolnej, a największy postęp był widoczny wśród tych, którzy rodzice byli dotychczas bardzo matematyczno-lękliwi!

My jednak nie dysponujemy profesjonalną aplikacją stworzoną przez zespół naukowców, ale nic nie stoi na przeszkodzie by wykorzystać pomysły innych ekspertów i wprowadzić je mimochodem w życie – dlatego poniżej znajdziecie kilka przykładów zabaw, rozmów, interakcji czy aktywności, które pomogą wam w pokazywaniu pewnych konceptów matematycznych dzieciakom w wieku od maluchów do zaawansowanych przedszkolaków. Partnerem wpisu jest serwis allegro.pl którego bogate zasoby przekopywałam przez 3 dni w poszukiwaniu akcesoriów, które mogą się podczas niektórych z tych aktywności przydać 😉

1. Sceduj na malucha księgowość i zakupy

Od początku zwracaj uwagę nie tylko na to czy dziecko poprawnie wymienia kolejne liczby od 1 do 10 czy tam 20, ale po prostu na ilości. Profesor Beth Casey sugeruje by od mniej więcej 3 roku życia co jakiś czas zwracać uwagę młodocianych na to ile czego jest pokazując np. na zakupach „zobacz kupiliśmy 3 kartony mleka” albo prosząc by w sklepie podali wam 4 bułki. Bo choć nam rodzicom trudno w to uwierzyć, to między tym, że dziecko odklepie na pamięć od 1 do 10, a tym czy naprawdę rozumie ilości jest ogromna przepaść – w wielu bowiem wypadkach dziecko, które świetnie liczy do 20 poproszone o podanie 4 sztuk czegokolwiek niekoniecznie spełni naszą prośbę, a przecież nie chodzi nam o to by dziecię recytowało poematy o liczbach tylko potrafiło liczyć i łączyło znane sobie nazwy cyfr z tym co one faktycznie znaczą. Tym bardziej, że badania sugerują, że wczesne rozumienie sensu liczb ma przełożenie na późniejsze osiągnięcia w matematyce, a nie oszukujmy się – niezależnie od tego jaki jest wasz stosunek do tego przedmiotu – to przydaje się on w życiu bardziej niż budowa pantofelka 😉

2. Bądź modny i w każdym sezonie stawiaj na wzory!

Dziecięca zdolność do zauważania, tworzenia i rozumienia wzorów jest niezmiernie ważna, bowiem badania wskazują, że wszelka aktywność związana z wzorami korzystnie wpływa nie tylko na rozwój dziecięcych umiejętności matematycznych, ale też… czytania. I, spokojnie moi mili, nie chodzi o wzory na obwód koła czy pole trójkąta – chodzi o wzory takie jak niebieski, czerwony, zielony, niebieski, czerwony, zielony… widoczne chociażby na koszulce dziecka. Wzory możecie rozpracowywać układając klocki albo kredki (wg kolorów albo kształtów), sztućce przy wyciąganiu ze zmywarki (nóż, łyżka, widelec), tańcząc (krok w bok, krok do tyłu, klaśnięcie łapami), robiąc kanapki, sałatki, posiłki (ser, szynka, ogórek albo makaron, sos, ser, makaron, sos, ser). Jeśli chcecie wyjść poza takie schematyczne zabawy to dla starszaków dobrym sposobem na rozpracowywanie wzorów są łamigłówki od Kapitana Nauki (klik) – które nam towarzyszą chociażby przy wyjściach do restauracji i zajmują pierworodny łepek podczas oczekiwania na posiłek – młodociane dziecię nasze naprawdę bardzo to lubi i poleca.

3. Graj w planszówki.

Jakiś czas temu przeprowadzono badanie w którym poproszono przedszkolaków o to by wymienili wszystkie gry planszowe w jakie kiedykolwiek grali i wskazali gdzie zdarzyło im się w nie grać (w domu, w przedszkolu, u kolegi). Okazało się, że m więcej planszówek znało dziecię i w im większej ilości miejsc w nie grało tym lepsze były jego umiejętności w zakresie identyfikowania liczb, liczenia, szeregowania i porównywania wielkości liczbowych (czyli gdy prosimy dziecko o wskazanie, która z dwóch liczba jest większa). Gier jednak planszowych jest na świecie mnóstwo, a przecież nie wszystkie będą wiązały się z budowaniem pewnych konceptów matematycznych w młodych umysłach, dlatego ja wybrałam dla was przykłady takich, które:

a) pojawiają się w badaniach lub są wspomniane w programach edukacyjnych/organizacjach lub przez ekspertów

b) sprawiają autentyczną radość z grania całej naszej rodzinie (rozpiętość wiekowa 3-5-32 lata).

Pierwsza z moich propozycji to gra na którą gdyby nie to, że przejawia się w kilku badaniach – nigdy w życiu nie zwróciłabym uwagi. Tymczasem okazuje się, że proste, klasyczne i znane od w zasadzie kilku wieków gry typu „węże i drabiny” (klik) z planszami numerycznymi (nie obrazkowymi!) całkiem nieźle wspierają umiejętności matematyczne – zwłaszcza jeśli w trakcie przesuwania pionka dziecko odlicza pola na głos, a w przypadku starszaków, które już trochę obyte z liczeniem są – gdy odliczają ciągle w górę tzn. gdy wyrzucą 3 stojąc na polu nr 20 to przesuwając pionek nie będą liczyły 1, 2, 3 tylko 21, 22, 23 – wykazano, że taka strategia liczenia bardzo służy matematycznemu ogarnięciu. Poza tym gry typu węże i drabiny to przyjemna, szybka rozgrywka z elementami zaskoczenia. Ma też przesłanie nieco życiowe, bo pokazuje, że czasem upadając można w ostatecznym rachunku skończyć lepiej niż bez potknięcia 😉 Dobra na początki – dla naszego trzylatka to aktualnie ukochana gra.

Węże i drabiny w wersji na 49 pól (klasyczna ma 100 – ale dla małego fana kolejek i 49 wystarczy)

Druga z propozycji – to coś co chyba każdy z nas zna i lubi z dzieciństwa, ale ja byłam dotychczas pewna, że na granie w tę grę z dziećmi muszę jeszcze trochę poczekać, tymczasem okazało się, że Monopoly istnieje także w wersji junior – która ma ten jeden matematyczny minus w stosunku do wersji dorosłej, że ma tylko jeden nominał banknotów, więc pozbawiamy się przyjemności szkolenia umiejętności poprzez chociażby wydawanie, ale mimo to jest czadowa, bo dla mojej trzy- i pięcioletniej czeladki stanowi doskonałą wprawkę przed wersją dorosłą. Radocha jest dla całej rodziny, a reguły gry w wersji junior są takie, że nie gra się godzinami tylko z reguły po 20-25 minutach ktoś bankrutuje. Przyjemne, fajne, emocjonujące i uczy wykorzystania matematyki w codziennym życiu. Aktualnie ulubiona rozrywka Pierworodnej. Monopoly junior znajdziecie TU.

I wreszcie – choć tym razem nie ćwiczymy ściśle matematyki, ale logikę i rozumowanie (które wszak są z matmą nierozłączne), dochodzimy do mojej ukochanej planszówki. I to ukochanej od lat wielu, bo rozwiązywanie zagadki kto, gdzie i czym zamordował jednego z uczestników przyjęcia dostarcza naprawdę wielu emocji. Tak wiem to nie brzmi jak gra odpowiednia dla małych dzieci, ale szczęśliwie Cluedo, bo to o nim mowa występuje także w wersji junior – gdzie również wcielamy się w rolę detektywa próbującego ustalić kto i gdzie popełnił zbrodnię, ale tym razem zbrodnia ma dużo mniejszy kaliber, bo musimy wykoncypować kto… zjadł tort i czym go popił. Tu nie ma przypadków, tu wygrywa ten kto myśli gdyż albowiem Cluedo to cudowne, fantastyczne, fenomenalne pole do popisu dla logiki, dedukcji i rozumowania. Ba! Są publikacje w których opisano jak fajnie Culedo może się sprawdzić do uczenia logiki studentów uczelni wyższych! Czemuż więc nie sięgnąć po wersję dla juniorów i spędzić fajny, wartościowy czas z rodziną? Jedyny problem leży w tym, że gra jest już nieco bardziej zaawansowana niż proste ruszanie pionkiem po polu, wymaga pomyślunku i wysiłku intelektualnego więc z knypkiem młodszym niż lat 5 nie ma co w ogóle zaczynać, ale potem pomaluśku można próbować. Co nieustannie czynię, bo dla mnie i wersji junior i senior Culedo króluje. Cluedo junior znajdziecie TU.

Do innych gier które również mogą wspierać rozwój pewnych umiejętności związanych z matematyką należy także m.in. klasyczne karciane Uno (TU), które też ma wersję junior w którą gra się fantastycznie (słowo!), szybko i ze względu na małe wymiary można zabrać ze sobą wszędzie, a w sieci znajdziecie też masę belferskich propozycji wykorzystania kart uno do nauki poprzez zabawę oraz moje ukochane z dzieciństwa – Mastermind (TU), które u nas dopiero czeka w kolejce do wprowadzenia w żywot.

4. Przerwij od czasu do czasu zabawę

Gdy bawicie się klockami, pluszakami czy czymkolwiek innym – przerwijcie od czasu do czasu zabawę na chwilę by pokazać matmę w praktyce. Jak? A na przykład pytając „mam 6 klocków, jeśli zabiorę 2 to ile mi zostanie?” albo „miś ma 3 autka jak dostanie jeszcze 2 to ile będzie miał?” albo „jest 6 klocków i dwie lalki – czy możesz podzielić klocki tak by każda z lalek dostała ich tyle samo?”, a potem razem to policzyć. Dziecię zacznie w ten sposób kombinować, estymować, a w jego głowie zaczną się klarować pewne koncepty. Warto też wprowadzić w życie szacowanie pytając o to czego jest więcej (np. w markecie przy koszach ze zróżnicowaną ilością jabłek i gruszek) A wszystko to od czasu do czasu, przy okazji zwykłej zabawy – bez specjalnego ślęczenia.

5. Puzzle mają moc.

Nigdy nie byłam fanką puzzli i nie rozumiałam ich fenomenu, więc gdy Pierworodna miała 2-3 lata w ogóle nie myślałam o tym by kupić jej takowe – szczęśliwie dobrzy ludzie dali jej parę zestawów w prezencie dzięki czemu mimo ignorancji matki, młoda nie była całkowicie pozbawiona dostępu do zabawki, która w naprawdę wielu badaniach jest łączona z rozwojem umiejętności związanych z matematyką u dzieci w wieku od 2 do 5 lat (choć u starszaków pewnie też). Puzzle pozwalają bowiem zbudować solidne podłoże do mentalnego przetwarzania i analizowania kształtów, która to umiejętność mocno wiąże się z sukcesem w rozumieniem przedmiotów ścisłych. Także jeśli tak jak ja uważacie puzzle za coś co odpowiada przede wszystkim za dodatkowy bałagan w pokoju dziecięcym, a nie wartościową zabawkę – to warto to raz jeszcze przemyśleć. W puzzlach możecie przebierać TU.

6. Pomyśl o zestawach matematycznych dla dzieci.

Takich zestawów jest teraz na rynku naprawdę sporo i zwykle nie kosztują fortuny – są chociażby pudełka z patyczkami (klik), gry matematyczne, które zawierają także elementy puzzli (klik), specjalne zestawy suchościeralne do nauki cyferek i liczenia, które u nas sprawdziły się np. podczas podróży samolotem acz tu trzymałabym się tego wieku 4 lata, bo dla naszej pięciolatki to już zdecydowanie za proste jest, a ona jak nie ma wyzwań to się nudzi (klik) czy wreszcie zestawy z mówiącymi piórami (klik), które w moim dzieciństwie były obiektem pożądania każdego szanującego się dzieciaka – kiedy więc zobaczyłam, że to jeszcze istnieje z miejsca mi się oczęta zaświeciły i zamówiłam moim berbeciom. I choć obawiałam się czy na dzieciach, które żyją w realiach tabletów i komórek, a nie telefonów na korbkę i z kablem to jeszcze zrobi jakieś wrażenie, to okazało się, że zupełnie niesłusznie – młodociani byli (i są) absolutnie zachwyceni i wyrywają sobie pióro namiętnie rozwiązując zadania. Z elementów humorystycznych – gdy rozpakowaliśmy nasz zestaw byłam wściekła, bo nasze pióro mówiło po hiszpańsku i już chciałam pisać oburzonego maila do sprzedającego, że w kulki sobie leci, ale potem przeczytałam instrukcje w której pisało jak wybrać język…

7. Nie powielaj mitów o tym, że ktoś ma matematyczny umysł, a ktoś inny nie więc nigdy tego nie ogarnie. Nie mów też, że dziewczyny radzą sobie z matmą gorzej niż chłopcy.

Dzieci w których zasiano takie przeświadczenia radzą sobie z matmą gorzej niż te którym mówiono, że to jest coś czego można się po prostu nauczyć – jeśli tylko się chce i ma ochotę. Starajcie się więc pilnować by tego typu teksty nie wychodziły z waszych ust.

Mam nadzieję, że udało mi się choć trochę odczarować matmę i pokazać, że możną ją wprowadzić w życie dzieciny bardzo naturalnie, bez nacisku i spiny, za to z masą dobrej zabawy. Czasem po prostu wystarczy uświadomić sobie pewne rzeczy (jak choćby różnice między liczeniem a rozumieniem ilości albo to że obserwacja wzorów w codziennym życiu jest ciekawa i ważna) i gdzieś tam się otwiera klepka, która pozwoli nam w absolutnie niewymuszony i bezstresowy sposób bawić się matematyką i pokonać strach przed nią – nie tylko ten dziecięcy, ale i nasz. A to jest bardzo ważne, bo może dzięki temu uda nam się poświęcić królowej nauk więcej niż 58 sekund dziennie. 🙂

Jeśli spodobał wam się ten post i uznaliście, że jest dla was pomocny będzie mi miło jeśli go polubicie lubi udostępnicie.

Post powstał w ramach współpracy z allegro.pl

Lista źródeł merytorycznych
Casey i wsp., 2016. Maternal Support of Children’s Early Numerical Concept Learning Predicts Preschool and First-Grade Math Achievement.
Fyfe i wsp., 2015. Easy as ABCABC: Abstract Language Facilitates Performance on a Concrete Patterning Task.
Berkowitz i wsp., 2015. Math at home adds up to achievement in school
Laski i Siegler, 2014. Learning From Number Board Games: You Learn What You Encode
Whyte i wsp., 2008. Number games, magnitude representation, and basic number skills in preschoolers.
Strom i Barolo, 2011. Using the Game of Mastermind to Teach, Practice, and Discuss Scientific Reasoning Skills
Neller i wsp., 2006. Clue Deduction: Professor Plum Teaches Logic.
Nurturing STEM Skills in Young Learners.
Ramani i Siegler, 2008. Promoting broad and stable improvements in low-income children’s numerical knowledge through playing with number board games.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

22 komentarze

  • Odpowiedz 19 października, 2017

    Kasia Wu

    Kochana! Dzięki, dzięki i po stokroć dzięki!! Wyrosłam w przekonaniu , że” nie jestem ścisłowcem”, pół życia męcząc się i płacząc nad zeszytem do matmy. Będę moim synom wszystkie te zalecenia przemycać. I bardzo gratuluję Ci z okazji tego omylnego testu, który jednak zdałaś 😉 ? wielgachne buziory. A masternind kooocham!!!!

    • Odpowiedz 19 października, 2017

      Alicja

      Hahaha dziękuję! I cieszę się że był przydatny wpis:))

  • Odpowiedz 19 października, 2017

    Mama Ewci

    Oj, ile ja się namęczyłam nad matmą wie każdy w mojej rodzinie… Nikt mi nie wmawiał, że nie jestem „ścisłowcem”, ale zawsze potrzebowałam więcej tłumaczenia i czasu na ćwiczenia. Póki w podstawówce miałam dobrego nauczyciela było ok, ale w gimnazjum i liceum było mi ciężko. Zawsze będę też powtarzać słowa mojego taty, że uczymy się dla życia, a nie dla ocen. ? Ja uparłam się, że swoje dzieci będę wspierać, aby się matmy nie bały. Obym w tym postanowieniu wytrwała. Dziękuję za super pomysły! P.s. Cluedo i Monopoly uwielbiam! 🙂

    • Odpowiedz 20 października, 2017

      Alicja

      I właśnie o to wspieranie chodzi – nie chodzi o to że mają mieć z matmy 5 i 6, ale o to by im dać bazę do tego by się matmy nie bali i by jeśli chcą – mogli w niej fajnie rozwinąć :))

  • Odpowiedz 19 października, 2017

    Jamama

    Popatrz, a ja puzzle kocham odkąd pamięta i namiętnie układałam i układam, a matma to dla mnie koszmar :(.

    • Odpowiedz 20 października, 2017

      Alicja

      Jak znam życie to ktoś Ci kiedyś wmówił że nie jesteś matematyczna i tak zostało. Bo jasne nie każdy będzie ogarniał całki w pamięci, ale generalnie z matmą większość radzi sobie całkiem dobrze w codziennym życiu, tylko nie jest tego świadoma nawet 😉

      • Odpowiedz 20 października, 2017

        Jamama

        Wiesz, ja jestem z rodziny scislowcow, tylko ja się wyrodzilam :/. A męża scislowca też mam :). Jak matma i fizyka to czarna magia, za to chemia szła mi jak po maśle ( siostra tlukla mi podstawy, a potem poleciało, bo okazało się banalne;D). Taki paradoks ze mnie :D.
        A z młodą ćwiczyć będę i jak gdzieś w naszych pięknych Katowicach znajdę fajne zajęcia dla 3 latków to będziemy jeździć 😀

        • Odpowiedz 20 października, 2017

          Alicja

          A nauczyciele mamty i fizyki? Bo jak ogarniałaś chemię to i z resztą powinnaś dać radę, ale czasem jak nauczyciel cienki to nie przeskoczysz 😀 W Kato jest math riders, zastanawiam się czy ich nie wysłać, choć bardziej bym chciała na programowanie jakieś 😉

      • Odpowiedz 28 października, 2017

        AgaW

        „Jak znam życie to ktoś Ci kiedyś wmówił że nie jesteś matematyczna i tak zostało.” Podpisuję się pod tym, jak najbardziej!
        Mój promotor mówił nam na zajęciach, że tak naprawdę to jest bardzo mały procent dzieci w szkole, którym naprawdę będzie trudno zrozumieć matematykę. Większości z tych „niematematycznych” po prostu wmówiono itd. 🙂

  • Odpowiedz 20 października, 2017

    Ewe

    Tak, tak, tak!!! Dzieci lubią matmę…a przynajmniej moje lubi ? Liczenie takich właśnie przypadkowych rzeczy, zabawy klockami – czy to drewniane, plastikowe czy lego – też bardzo wiele uczą w tej dziedzinie ( kształty, kolory, wzory, symetrie). Gra, najprostsza chociażby, z kostką powtórzona x razy i wystarczy, że dziecko spojrzy i wie ile oczek. Węże i drabiny wyszukałam właśnie przy pierwszym podejściu do liczenia do 100, super się sprawdziły. Teraz dodajemy, więc myślę o jakiejś grze biznesowej lub kasie i pieniążkach, zabawę w sklep też przecież większość dzieci lubi.
    Oby szkoła tej przyjemności w zabawę z matmą nie zabiła…

  • Odpowiedz 20 października, 2017

    Agata

    Ja jestem 100% ścisłowcem, a mimo wszystko znalazłam w twoim artykule pomysły na które w życiu bym nie wpadła. Dzięki.
    Potwierdzam, że nawet bardzo małe dzieciaki są w stanie wiele ogarnąć. U nas np. 2.5-latka elegancko liczy paluszkiem wszystko co napotka i to do iluśtamnastu (zabawki, kwiatki na bluzce, gwiazdki w książeczce).

    • Odpowiedz 20 października, 2017

      Alicja

      Super! Bardzo się cieszę że udało mi się znaleźć coś ciekawego 🙂

  • Odpowiedz 20 października, 2017

    nutkka

    Z gier polecam też klasyk tematu – Superfarmer. Liczenie, mnożenie, logika itp wchodzi samo. I zabawa dla całej rodziny.

  • Odpowiedz 20 października, 2017

    Ania

    pracuję z dziećmi metodą M.Montessori i na etapie przedszkolnym dzieci liczą operując dziesiątkami, setkami i tysiącami i… mają z tego frajdę:) ja zrozumiałam wiele rzeczy właśnie na materiale MM. Pozdro i dzięki za różne inspiracje 🙂

  • Odpowiedz 20 października, 2017

    Awa

    Wow, to moje dzieciaki mają w takim razie bardzo elitarne przedszkole: mają codziennie elementy matematyki metodą Gruszczyk-Kolczyńskiej. Efekt taki, że najstarsza w wieku 6lat błagała, żeby jej tabliczki mnożenia nauczyć. Mieliśmy więc super zajęcie na podróże samochodem 😉

  • Odpowiedz 21 października, 2017

    Asia

    Ja chętnie polecę książkę „Niedźwiadki na podwórku”. Tata mi ją czytał jak byłam w przedszkolu i dobrze ją wspominam. Na tyle dobrze, że kupiłam jak córka się urodziła 😉 Matematykę uwielbiam do dzisiaj, więc chyba zadziałało dobrze 🙂
    Jest to historia dwójki dzieci (chłopiec ma bodajże 7 lat, dziewczynka chyba 5), którym tata tłumaczy podstawy matematyki. Są cyfry, zbiory, porównania (wyższy/niższy). Nie mam teraz książki przy sobie, żeby powiedzieć coś więcej 🙁
    Niestety z jakiegoś powodu nie ma nowych wydań – książkę można dostać tylko w antykwariatach (i na portalach typu allegro)

  • Odpowiedz 24 października, 2017

    Kasiabob

    A ja oprócz planszówek gram z moją pięciolatką w „wojnę” – wydaje mi się że też fajnie uczy, która liczba jest większa, itp.

  • Odpowiedz 24 października, 2017

    Michalina

    Świetne pomysły, już wiem co syn dostanie na trzecie urodziny jako fan ciuchci ? Jakieś pół roku temu próbowaliśmy nauki liczenia metodą Glenna Domana, ale nie wypaliło. Chyba za mocno się spinaliśmy albo było na to trochę za późno, ale dzięki temu doświadczeniu wiem jaka jest różnica między dostrzeganiem ilości a liczeniem elementów.

  • Odpowiedz 25 października, 2017

    xpil

    Matematyka, chociaż niezwykle ważna, ma jedną wielką wadę: jeżeli jej nie znamy w ogóle, będziemy mieli w życiu mocno pod górkę. Jeżeli natomiast spróbujemy się w nią wgryźć za mocno, będziemy sfrustrowani ogromem własnej niewiedzy. Albowiem prawda jest taka, że to, czego się obecnie uczy na lekcjach matematyki w podstawówkach i szkołach średnich, to wiedza z okolic końca osiemnastego wieku. Współczesna matematyka jest dla 99.9% ludzi kompletnie niezrozumiała, choćby nawet mieli w szkole na jej punkcie kompletnego zajoba. Ja sam zawsze uważałem się (nieskromnie) za niezłego giganta w tej kwestii, z cyferkami zawsze mi było po drodze, ale jak tylko próbowałem się wgryźć w jakieś zagadnienie współczesne (choćby dowód WTF Wilesa czy też dowód hipotezy ABC Mochizukiego), natrafiałem na twardą ścianę od razu w pierwszym akapicie.

    Oczywiście powyższe w żadne sposób nie neguje konieczności tresowania gówniaków w zakresie podstaw cyferek 😉 Staramy się nasze dzieci uświadamiać matematycznie na ile sami dajemy radę. I z powodzeniem stosujemy niektóre podane przez Ciebie tutaj metody.

    Pozdrawiam zza blogowej miedzy 😉

  • Odpowiedz 13 listopada, 2017

    PaulaEr

    Fajny wpis i u mnie na czasie. Ostatnio doszłam do wniosku że moje 3-letnie dziecię jest już na tyle kumate, że może w końcu będziemy mogli pograć z nią w nasze ukochane planszówki. I właśnie zaczynam się rozglądać z czymś, co będzie dostosowane do jej wieku, ale nas przy okazji nie zamorduje nudą 😉
    Ja jestem ścisłowcem i nie-mąż też. Mała uwielbia cyferki i większość tych zabaw prowadzimy od dawna, a mimo to znalazłam u Ciebie kilka fajnych pomysłów 🙂
    Do tego ja uwielbiam puzzle i Młodej od samego początku kupuję jak szalona puzzle wszelkiej maści 🙂

  • Odpowiedz 20 grudnia, 2017

    Marti

    Po Twoim wpisie zaczęłam drążyć temat (zwłaszcza, że mój niespełna czterolatek zapałała gwałtowną miłością do liczb) i znalazłam fantastyczną książkę: https://www.amazon.com/Lets-Play-Math-Families-Together-ebook/dp/B0095POAX4/ref=sr_1_3?ie=UTF8&qid=1513769151&sr=8-3&keywords=denise+gaskins – może bardziej dla rodziców nieco starszych dzieci, ale baaardzo polecam 🙂
    PS Autorka jest mamą piątki dzieci wykształconych w edukacji domowej 🙂

  • Odpowiedz 28 maja, 2018

    Astrea

    Ja z dzieciństwa pamiętam książkę „Zerko żeglarz” – ten artykuł mi uświadomił że trzeba będzie przegrzebać pudła na strychu rodziców i odszukać tę perełkę. Czytałam to mając chyba z sześć czy siedem lat i rozumiejąc może połowę zagadnień, ale potem przez całą karierę edukacyjną (aż po studia!) trafiały się tematy na które od razu wyświetlały mi się w głowie obrazki z tej książki.

    A korzystając z okazji, Alicjo, dziękuję Ci za ten blog! Znalazłam go dzisiaj (podążając za linkiem pod Twoim artykułem na Rodzić Po Ludzku) i przeczytałam już prawie cały. Mam wrażenie że wyrosłyśmy na podobnym gruncie – używasz sformułowań i przeróbek słownych które jak dotąd uważałam za typowe tylko dla mojej rodziny 😀
    Oczywiście wpisy Danki też wartościowe, ale przy Twoich boki zrywam!

    Sama właśnie czekam na pierworodnego – ma być czerwcowy – i te artykuły ratują moją psychikę. Sprawcy pierworodnego też podesłałam, niech wie czego się spodziewać!

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj Alicja Anuluj pisanie odpowiedzi