Odpowiedzi na pięć ciekawych pytań o rozwój mowy małego dziecka.

Partnerem wpisu jest sieć szkół języka angielskiego Helen Doron English

Dawno, dawno temu – kiedy Pierworodna była małym człowiekiem, miałam takie straszne zmartwienie, że moje dziecko za… dobrze mówi. Bo wiecie – ona nie potrafiła jeszcze chodzić, a już kleciła pierwsze zdania i to takie typu „mamusiu jestem głodna, daj mi bułeckę” a nie „mama am”. Zrobiłam więc to, co każda matka zrobiłaby na moim miejscu… zabrałam ją do neurologa i powiedziałam „ratuj pani moje dziecko, coś z nim nie tak, ono za dobrze mówi – w internecie wyczytałam, że to może być przejaw jakiegoś zaburzenia”. Ogromnie żałuję, że moje zdolności literackie nie są tak dobre, by opisać słowami minę pani doktor po tym, jak opowiedziałam o swoich obawach. To była tak niebywała mieszanina szoku, niedowierzania, rozbawienia, współczucia, pogardy i generalnego „a ta z której choinki się urwała”, że można ją zobaczyć na twarzy innego człowieka chyba tylko raz w życiu.

Podziękowałam więc grzecznie za sugestię bym udała się do lekarza o nieco odmiennej specjalizacji i sprawdziła co jest nie tak, ale ze mną, bo z dzieckiem jest na pewno wszystko w porządku, zabrałam rzeczone dziecko pod pachę i postanowiłam się nie martwić. Nie żeby wyszło, bo kto matce zabroni się martwić, ale przynajmniej próbowałam. 😉

Młoda miała wówczas 16 miesięcy, a my mieszkaliśmy w innej części miasta i zaraz pod domem mieliśmy szkołę angielskiego Helen Doron English – stwierdziłam więc, że w takim razie pójdę tam z nią i ją zapiszę, bo jak i tak już tyle gada i mi tym siwych włosów dodaje (opinia neurologa mnie wcale nie uspokoiła!), to niech chociaż gada w dwóch językach. A że akurat był koniec roku szkolnego, to umówiłam się, że wbijemy na zajęcia we wrześniu. Przy czym ja uparłam się, by ze względu na jej wygadanie dopisali nas do grupy nieco starszej, niźli przypisana byłaby gdybyśmy trzymali się jej wieku. Był to jak się później okazało dobry wybór – młoda znakomicie odnalazła się w grupie, z którą potem chodziła jeszcze dwa lata, czyli aż do momentu naszej przeprowadzki. Dziewczę zajęcia bardzo lubiło – były dla niej fajną zabawą i jedyną szansą na kontakt z dzieciakami w zbliżonym wieku, bo jako dziecię nieżłobkowe i niechodzące do żadnego klubu malucha, miała kontakt z rówieśnikami znikomy.

Kiedy więc ktoś od Helen Doron English zgłosił się do mnie z propozycją stworzenia dla was fajnego merytorycznego wpisu, w którym napiszę przy okazji kilka zdań o szkole – pomyślałam, że czemu nie – w końcu szkołę i jej metody znamy, lubimy i mamy z niej bardzo fajne wspomnienia (i to nie tylko z zajęć, ale też choćby z organizowanych regularnie różnych imprez dla dzieci), ba, sami możecie sprawdzić co 5 (!) lat temu pisałam o zajęciach TU na blogu. A że przy okazji pozwolono mi na pełną dowolność w doborze tematu, to pomyślałam, że wyszukam dla was najciekawsze badania na temat rozwoju dziecięcej mowy. Bo to fascynujące.

Jedna z imprez dla dzieci z naszej lokalnej szkoły Helen Doron English – to małe różowe z zielonym pluszakiem w ręku to maleńka Pierworodna <3

Czy dzieci płaczą w różnych językach i akcentach?

Tak! Dzieci jeszcze w odmętach wód płodowych podłapują pewne cechy charakterystyczne dla języka ojczystego ich matki i to do tego stopnia, że potem czułe analizy badaczy są w stanie wychwycić subtelne różnice w płaczu noworodków. Porównywano przy tym nie tylko płacz maluchów z tak odległych i językowo, i geograficznie, krain jak Chiny i Kamerun, ale też leżących nieco bliżej i niebrzmiących dla europejskiego ucha aż tak drastycznie różnie i egzotycznie języków – jak np. francuski i niemiecki. W każdym z tych badań zauważono pewne różnice w „melodii” płaczu małych ludzi. Takie małe stworzenia z jeszcze mniejszymi uszkami, a takie subtelne różnice chwytają!

Czy dziewczynki mówią szybciej niż chłopcy?

Prośbę o rozprawienie się z tym twierdzeniem dostałam niedawno od jednej z czytelniczek i pomyślałam, że to wyborny pomysł. Bo sama słyszałam to zdanie wielokrotnie, ale jakoś nie wpadłam na to, by to sprawdzić. Nasz średni syn mówił co prawda nieco później niż jego siostra, ale po pierwsze to nie było trudne, bo ona pobiła wszelkie znane mi i nie tylko mi rekordy, po drugie on i tak mówił szybko, jak na obowiązujące normy. Pogrzebałam więc w bazach i okazało się, że twierdzenie to nie jest pozbawione podstaw.

Z danych do których dotarłam wynika, że dziewczynki zwykle szybciej mówią pierwsze słowa, zdania i mają bardziej zróżnicowanie słownictwo na tych pierwszych etapach werbalnej komunikacji niźli chłopcy w tym samym wieku. ALE. To nie oznacza, że chłopcy są „opóźnieni”, bo nie są. Różnica wynosi ledwie kilka miesięcy (średnio oczywiście) i nie zmienia faktu, że chłopcy również zaczynają mówić w okresach wyznaczonych przez pewne ramy czasowe rozwoju mowy. Po prostu jeśli przykładowo założymy, że zakres świadomego mówienia mama/tata przypada gdzieś między 9 a 14 miesiącem życia – to dziewczynki będą miały tendencję do trzymania się bliżej początku zakresu, a chłopcy bliżej końca. Średnio oczywiście. Dlatego jeśli ramy czasowe na osiągnięcie pewnych kamieni milowych rozwoju mowy minęły, to nie powinniśmy jednak mówić „że to chłopiec, a chłopcy mówią później” i olać sprawę, tylko udać się do specjalisty, który oceni, czy potrzebna jest jakaś interwencja, czy jeszcze jest ok.

A to kolejna zabawa w szkole Helen Doron English – młoda tu nawet dwóch lat jeszcze nie ma, ale fioletowy kochała najwyraźniej od zawsze 😉

Czy pierworodne dzieci mówią lepiej i wcześniej niż kolejne dzieci?

Taka teoria też po świecie krąży i wbrew pozorom nie jest całkiem od czapy, bo często uzasadnia się ją tym, że dla pierwszego berbecia rodzice mają masę czasu, rozmawiają z nim, czytają, a drugie, no wiadomo – jest drugie. 😉 Badania jednak tego nie potwierdzają – tzn. owszem w jednym zauważono, że pierworodni wcześniej osiągają próg pierwszych 50 słów niż kolejne dzieci w rodzinie, ale po przekroczeniu tego progu już różnic nie obserwowano. Ba, starsze rodzeństwo może szkolić mowę w innych zakresach, bo w niektórych badaniach wykazano przykładowo, że ci kolejni wypadają lepiej w zakresie używania pewnych części mowy (np. zaimków) i mają lepsze umiejętności konwersacyjne. Także jeśli macie wyrzuty sumienia, że z młodszym nie wchodzicie w tyle interakcji werbalnych co ze starszym, to może odpuście – interakcje w jakie wchodzą starszy z młodszym też są cenne i ważne w życiu 😉

Czy telefon przeszkadza w poznawaniu nowych słów?

Dużo się teraz mówi o rozproszonym (przez nowe technologie) rodzicielstwie i z jednej strony dobrze, a z drugiej bardzo mnie to gnębi, bo zwykle w tych dyskusjach wszystko jest albo białe albo czarne i nie daje rodzicowi czasu na robienie dorosłych rzeczy, a zamiast tego naciska by każdą chwilę spędzać z dzieckiem i poświęcać jemu i tylko jemu. Daleka jestem od tego ostatniego, denerwują mnie narzekania na matki co na placach zabaw siedzą z telefonem w rękach zamiast z zachwytem patrzeć jak dziecko się huśta, ale mam taką koncepcję, że dobrze jest wprowadzić podział. To znaczy jak już bawimy się z dzieckiem to się bawimy bez telefonu po to żeby potem móc sobie z tym telefonem spokojnie posiedzieć. I w tym kontekście znalazłam ciekawe zadanie w którym matki miały w określonym czasie (60 sekund) nauczyć swoje dwuletnie dzieci dwóch nowych słów. Szkopuł w tym, że w trakcie uczenia jednego z nich niedobre naukowce przerywały naukę dzwoniąc na matczyny telefon (czas na nauczenie nowego słowa oczywiście wydłużono o czas rozmowy). Cóż się okazało? Ano że dzieci nauczyły się jedynie tego słowa, którego nauki nie przerwano telefonem. I to mimo tego, że w obu wypadkach ilość powtórzeń słowa i czas przeznaczony na naukę były identyczne.

Oczywiście to tylko jedno badanie i nie ma co tego przekładać na codzienne życie z maluchem ani tym bardziej jego zasób słownictwa, bo przecież i tak nie mamy wpływu na to kiedy nam telefon zadzwoni, już nie mówiąc o tym, że mowy uczy się cały czas, a nie w określonym czasie w laboratorium, ale jednak jest w tym badaniu coś na tyle intrygującego, że chciałam się nim z wami podzielić.

Czy rozmawianie z niespełna dwulatkiem może wpływać na to co będzie 10 lat później?

Pod koniec zeszłego roku opublikowano wyniki jednego z najdłużej chyba trwających badań nad tym czy istnieje jakiś związek pomiędzy językiem jakiego używamy w interakcjach z dzieckiem w drugim roku jego życia, a jego późniejszymi osiągnięciami. W badaniu tym dzięki urządzeniom, które można porównać do popularnych krokomierzy – tylko w tym wypadku pomiarom i automatycznej analizie podlegała ilość słów wypowiadanych przez rodzica oraz częstotliwość wymiany zdań (aka konwersacji) między dzieckiem i rodzicem w ciągu dnia – zauważono, że ilość słów jaką wypowiadamy do dziecka jest oczywiście ważna, ale nawet ważniejsze, jest to by z nim konwersować, rozmawiać, traktować jak równorzędnego partnera do dyskusji nawet jeśli jest jeszcze tylko małym człowiekiem. Stwierdzono bowiem, że im częściej dochodziło do takich zwrotów konwersacyjnych między rodzicem a dzieckiem w wieku ledwie 18-24 miesięcy, tym lepiej wypadały dzieciaki calutkie 10 lat później w testach sprawdzających ich umiejętności nie tylko językowe, ale też kognitywne. Badanie to obiło się zresztą szerokim echem w kręgach eksperckich, bowiem wykazanie, że werbalne interakcje rodzica z dzieckiem we wczesnym dzieciństwie mogą być potencjalnym prognostykiem tego jak będzie radziło sobie dziecko z ważnymi umiejętnościami dekadę później ma spore implikacje dla rekomendacji dla rodziców i opiekunów.

Bo choć świadomość tego że mówienie do dzieci jest ważne jest duża, to świadomość tego by mówić nie tylko do nich, ale też – mówić z nimi (czytaj rozmawiać) jest nieco mniejsza.

Pamiętajmy więc by nie tylko zalewać dziecko mową, ale też dać mu okazję na odpowiadanie i poczekać na jego reakcję. Bo komunikacja opiera się na dwóch stronach – monologi są spoko, ale w teatrze 😉 Co więcej tę zmianowość i czekanie na odpowiedź – można wprowadzić już od początku – gdy dziecko jeszcze tylko głuży albo gaworzy. Gdy wstanie a my spytamy „wyspałeś się”, czekamy chwilę na odpowiedź – gdy powie „aguu” – my mówimy „naprawdę? To super”. Ba! Możemy próbować w tym co dzidzia mówi odnaleźć analogie do prawdziwych słów i wykorzystać to w konwersacji i tak gdy czteromiesięczniak zacznie nagle mówić „tatatata baaa” to możemy powtórzyć „Tata? Tata jest teraz w pracy”. Takie konwersacje wejdą nam szybko w krew i zaowocują później. Są na to badania 😉

A gdybyście chcieli dorzucić do tego konwersacje po angielsku to pamiętajcie, że można się pouczyć choćby w szkołach Helen Doron English 😉

ps. Patrzę na to zdjęcie i nie wierzę, że była taka mała <3

Mampe i wsp., 2019. Newborns’ Cry Melody Is Shaped by Their Native Language

Wermke i wsp., 2016. Fundamental frequency variation within neonatal crying: Does ambient language matter?

Gilkerson i wsp., 2018. Language Experience in the Second Year of Life and Language Outcomes in Late Childhood

Özçalişkan i Goldin-Meadow, 2011. Sex differences in language first appear in gesture

Krawczyński M. Harmonogram prawidłowego rozwoju na pierwsze 2 lata życia dziecka – na portalu www.mp.pl

Oshima-Takane i wsp., 1996. Birth Order Effects on Early Language Development: Do Second Born Children Learn from Overheard Speech?

Erika Hoff-Ginsberg,1998. The relation of birth order and socioeconomic status to children’s language experience and language development. The relation of birth order and socioeconomic status to children’s language experience and language development. Applied Psycholinguistics, 19, pp 603-629.

Berglund i wsp., 2005. Communicative skills in relation to gender, birth order, childcare and socioeconomic status in 18-month-old children. Scandinavian Journal of Psychology, 46, 485-491.

www.hanen.org

Reed i wsp., 2017. Learning on Hold: Cell Phones Sidetrack Parent-Child Interactions.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

3 komentarze

  • Odpowiedz 18 maja, 2019

    Moocha.pl

    Dla przykładu nasz synek miał 8 miesięcy i pięknie mówił tata i mama, natomiast córka ma już 9 miesięczy idalej dadada, tra, brrrr 🙂 Każde dziecko rozwija się indywidualnie

  • Odpowiedz 18 maja, 2019

    Wisznu

    A to zmartwienie o to że gada a nie chce chodzić nie było bezpodstawne. Myśmy też mieli podobny problem ale w drugą stronę: samodzielnie chodził bez trzymanki jak miał 9 miesięcy ale za cholerę nie szło go namówić, żeby zaczął gadać coś więcej niż 4 słowa. I nawet w wieku 3 lat lekarze mowili, że wszystko jest ok. „Po prostu rozwija się w swoim tempie.” Każdy jeden, jak mantra. I pediatra i neurolog. W końcu poszlismy prywatnie (bo przecież nie ma powodu do skierowania) do laryngologa. I się okazało, że prawie nic nie słyszał prze zapchane kanały słuchowe.
    Także niebezpodstawnie podejrzewa się związek między rozwojem mowy a ruchliwością niemowląt (i wiem, że to tylko dowód anegdotyczny)

  • Odpowiedz 10 czerwca, 2019

    Ela

    No to u nas Młodszy łamie wszelkie zasady 🙂 świadomie „mama” i „tata” zaczął mówić jakieś 3 miesiące wcześniej od starszej siostry. Do tego jest drugi i naprawdę nie mamy za dużo czasu dla niego. Obydwoje mamy firmy. Na macierzyńskim byłam przez…. tydzień. Ale bardzo dużo rozmawiamy przez telefon, mój mąż gaduła w kółko z nim rozmawia i regularnie bawi się z naszymi starczymi dziećmi, więc jakby czai więcej

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj Wisznu Anuluj pisanie odpowiedzi