Wykończona ale szczęśliwa. Tak, rodzicielstwo jest stresujące.

Pieronie! Że też zachciało mi się takiego tematu przed Świętami. Sorry Was ale musiałam znaleźć jakieś informacje, które potwierdzą lub zaprzeczą że jestem normalna (w miarę).

Moim zdaniem rodzicielstwo jest stresujące. Rodzicielstwo po raz pierwszy to już dopiero. Ba, ono jest stresujące jeszcze zanim pojawi się dziecko, ciąża jest stresująca, poród, noworodek, niemowlak i dalej też. Ten strach o małą istotkę i uczucie odpowiedzialności za nią nieraz wgniata mnie w ziemię i niszczy system (jak temu czemuś ze zdjęcia).

Chociaż na co dzień tego nie odczuwam, zdarzają się momenty kiedy zdaję sobie sprawę, że żyję w jakimś cholernym napięciu, spięciu. Co to jest za świństwo, mówię wam. Jest coś takiego jak bezstresowe rodzicielstwo? O! Na przykład teraz. Usiadłam przed monitorem i już czuję ten piekący ból w okolicach karku. A, nie. To może od mojej zgarbionej pozycji. Ale wiecie o co mi chodzi. Ta wyczuwalna pod palcami gula, która uwiera. Albo taka sytuacja. Młody zasnął. Co mnie cieszy ogromnie, bo jak się obudzi to jest do schrupania. Na czy to skończyłam? A…”młody zasnął”, przez kolejnych kilka minut po tym wydarzeniu serce zaczyna mi walić bowiem zastanawiam się w co tu ręce włożyć. Czy najpierw odgruzować kuchnię, powiesić pranie, wyczyścić kuwetę, zjeść coś, wykąpać się, wstawić obiad, przejrzeć ciekawe badania naukowe, napisać zaległy artykuł dla promotora, napisać coś dla was, odpowiedzieć na mejele, pogłaskać kota, który pozostaje w permanentnym niedopieszczeniu przez ostatnie miesiące i tak dalej. Ostatecznie zazwyczaj decyduję się na zrobienie sobie kawy i przemyślenie wszystkiego na spokojnie i wtedy czas drzemki dobiega końca. Pech chciał, że zbiega się to z pierwszym łykiem kawy. Nie wiem czemu akurat ja mam w sobie ten wścibski gen co nie pozwala mi wyluzować i każe mojemu mózgowi cały czas myśleć, planować, analizować i kontrolować. W końcu mi się styki przepalą.

I co z tego, że są badania (już nawet nie cytuję, dużoo badań) pokazujące, że bardziej zestresowani rodzice częściej są autorytarni, surowi, że stres niekoniecznie dobrze wpływa na relacje z dzieckiem. Jak się pozbyć tego cholerstwa? Jest na to szczepionka?

Jak Lelek był jeszcze jakieś 4 kilo mniejszy to stresowałam się bardziej. Bycie położną ma się nijak do redukcji poziomu lęku i pewności swoich rodzicielskich decyzji. Dla swojego dziecka jestem mamą, aż mamą i tylko mamą. W związku z tym stresowało mnie że śpi za krótko albo za długo. Nawet jak szliśmy na spacer czy do sklepu to musiałam to sumiennie zaplanować. Kiedy ma zjeść, w co go ubrać, kiedy go ubrać żeby się jak najmniej wkurzał i jak go ubrać, żeby nie było za gorąco, za zimno tylko w sam raz. Zazwyczaj najpierw ubierałam siebie a potem zlana potem i umęczona po pachy wytaczałam się z domu. To wszystko pochłania masę energii fizycznej i generuje niepotrzebne stresy. W ogóle te pierwsze miesiące to była ciągła gonitwa. Do tej pory często tak mam. Śpieszę się ze wszystkim. W ciągłym biegu, nie wiem za czym tak gonię a to tylko czas ucieka. Najpiękniejszy czas kiedy moje dziecko jest malutkie, kiedy powinnam się tylko delektować.

Punkt dla Amerykanów, którzy opublikowali duży raport odnośnie „prawdziwych” uczuć rodziców w związku z opieką nad dzieckiem. Raport przedstawia 4 sfery codziennego życia: rozrywkę, opiekę nad dziećmi, pracę zarobkową i prace domowe – czas jaki rodzice na nie poświęcają i ich odczucia z nimi związane. Na uczuciach się skupię bo jak dotąd badaczy interesowało raczej kto ile czasu, czy i co robi. To jak się z TYM czuje było nieistotne. Rodzice z raportu zgodnie uważali, że czynności związane z opieką nad dziećmi są najbardziej męczące. Dołóż do tego nieprzespane noce i klops. 12% z nich (tych czynności) uzyskało najwyższą punktację i tytuł „bardzo męczące”. Jak można się domyślić matki czują się bardziej wykończone niż ojcowie. Spędzają one więcej czasu przy czynnościach związanych z dziećmi – karmienie, pielęgnacja, ubieranie, kąpiele, opieka nad chorym dzieckiem ale też edukacja i zarządzanie całym galimatiasem. Wszystko to wymaga niemal kosmicznej energii. Udaje nam się ją jakimś cudem pozyskać. Co nie?  Z raportu wynika, że pomimo zaharowywania się, to my jesteśmy w tym wszystkim szczęśliwsze niż ojcowie.

Zawsze wiedziałam, że coś w tym jest. Jak to możliwe, że pomimo wyeksploatowania ciała i ducha jestem tak cholernie szczęśliwa. Tak bardzo, że co rusz wstrząsają mną nowe fale miłości. Czyżbyśmy energię kosmosu zamieniały w działanie i miłość oraz czerpały z niej siły na każdy kolejny dzień pełen nowych aczkolwiek cholernie męczących wyzwań?  Nie ma cięższej roboty niż bycie rodzicem. Czas na piosenkę Marty Bizoń. Uwielbiam.


Wg Amerykańskiego raportu tatusiowie są niezastąpionymi kompanami zabaw i tej czynności poświęcają porównywalną ilość czasu co matki rodzicielki. Heheh! Opieka nad dzieckiem była wg Amerykanów najmniej stresująca spośród badanych aktywności. Dla nich nawet rozrywki i czas wolny były bardziej stressful. Tam brali pod lupę jednak dzieci w każdym wieku a nie te najmniejsze, co według mnie mogłoby zmienić nieco obraz. A może oni mają niańki w każdym kącie, nie wiem.

Ale żeby nie było! U mnie jest progres, z każdym dniem jest lepiej. W ogóle już nie stresuje mnie to, że nie mam porządku na święta, że jedyną ozdobą domu będzie kolorowy bukiet z Biedronki. Nie zastanawiam się też za długo (w ogóle to się zastanawiam, ale nie za długo, dlatego progres) jak ubrać małego, nie stresuje mnie już kiedy bawi się sam na podłodze. Miałam tak, że czułam się winna i zestresowana tym, że nie siedzę z nim i nie wymyślam mu rozwojowych gier i zabaw. Nie stresuje mnie jak pożywi się kocią sierścią czy wyliże ojcowskiego buta. Pomału załapuję że nie muszę forsować się ponad siły na każdej drzemce małego, że lepiej nie planować sterty zadań do wykonania bo mój syn zawsze wyczuje to zagrożenie i nie ma wtedy szans na zrobienie czegokolwiek,  że mogę chodzić spać jeszcze wcześniej – co za bardzo nie pomaga bo moje synapsy nie zasypiają tak łatwo. Ale wciąż stresuje mnie katar i wizja chorób wszelakich. Zdecydowanie obserwuję, że mamy drugorodnych, trzeciorodnych i więcejrodnych mają w sobie więcej luzu. Ci pierworodni są wystawieni na ten pierwszy rzut stresu rodzicielskiego. To coś o czym pisała niedawno Marysia z Mamy Gadżety czyli owe wymarzone delektowanie się rodzicielstwem (tu). Do tego dążę!

Jestem pewna, że nie da się wyeliminować stresu z życia rodzica. Ale są metody, które mogą pomóc np.:

Sieć wsparcia
1. Zorganizowanie sobie własnej mini grupy wsparcia czyli rodzina, znajomi, koleżanka z dzieckiem starszym o kilka miesięcy. Fajnie jest też mieć jakąś większą grupę, która przeżywa aktualnie to co my i spotykać się w sieci i na żywo. W grupie zawsze jest raźniej obgadać najpilniejsze życiowo sprawy dotyczące kupek, pupek, kolek i innych.
2. Nauczenie się przyjmowania pomocy i proszenia o nią! Po co robić z siebie twardzielkę co to wszystko ogarnia sama. Zosieńka nasza. Warto pamiętać, że próżno liczyć na to, że się domyśli jeden z drugim, nawet jeśli to jest bliska rodzina, nawet jeśli jest to rodzony ojciec dziecięcia, że bardzo by nam akurat pomogło jakby ktoś wyprowadził psa na ten przykład.
3. Zorganizowanie sobie wsparcia specjalistów. Psychologów, psychiatrów, pediatrów i wszystkich ÓW, którzy są po to aby Ci pomóc. Weźmy takich doradcÓW laktacyjnych niezastąpionych podczas problemów z laktacją. Wiedza sama w sobie ale też kontakt i telefon do specjalisty pod ręką redukują poziom lęku.

Ułatwiania sobie życia a nie komplikowanie go. Przeczytaj jak ułatwić sobie życie z małym dzieckiem.
Dodałabym do tej listy jeszcze:

1. Systematyczny trening wypowiadania słowa „nie”. Nie, nie chcę spotykać się z ludźmi ani uczestniczyć w aktywnościach, których nie lubię, które nic nie wnoszą do mojego życia oprócz frustracji.
2. Organizację swojej czasoprzestrzeni życiowej co zdecydowanie redukuje stres związany np. z poszukiwaniem rano skarpet do pary czy papieru śniadaniowego. Wypracowanie sobie planu dnia, pewnej rutyny bez której nasze życie może zamienić się w chaos.
3. Szerokie pojęcie fundowania przyjemności sobie i czasu wolnego spędzanego z rodziną (wyjeżdżać, spacerować, bawić się, relaksować)
4. Napawanie się bliskością malucha (najlepiej każdą komórką ciała) póki jest mały bo zaraz urośnie i sobie pójdzie. Czerpać radość i energię z tego, że chce być noszony, całowany, że chce się w nocy przytulać i że teraz potrzebuje nas tak bardzo mocno.
5. Być pozytywnym. Czerpać z życia. Wokół jest pełno dziwnych i złych ludzi, których nie rozumiem ale jest też pełno świetnych, dobrych , poczciwych, których towarzystwa łaknę. Równowaga w przyrodzie jest zachowana.

Wreszcie mamą synusia (lipiec 2014)!!! Położna- z wykształcenia i zamiłowania, Certyfikowany Doradca Laktacyjny - CDL Nr. rej. CNoL 482/2015/CDL, doradca noszenia ClauWi®, naukowiec, ostatnio także doktor nauk medycznych. Swoją drogą- najlepsza w pisaniu doktoratu z dzieckiem przy piersi;-) Bierze udział w eksperymencie naukowym mającym na celu dowiedzenie, że bez snu też można żyć. Kontakt: danka@mataja.pl

27 komentarzy

  • Odpowiedz 31 marca, 2015

    drmamusia

    Danko droga,
    widzę, ze nie tylko łączy nas data urodzenia synów pierworodnych, ale i ten stres, i ta rozkmina podczas drzemki – u nas też się kończy na jednym łyczku kawy!
    Także łączę się w poszukiwaniu luzu i relaksu, i delektowania się chwilą. Pozdrawiam!!!

    • Hehe! Kochana jesteś! Dziś będę się relaksować o ile burza pozwoli bo pioruny walą nieziemsko.

      • Odpowiedz 31 marca, 2015

        drmamusia

        W razie czego podpowiadam, że na Polsat Romans jest „I kto to mówi 3” – ogląda się to z zupełnie innym nastawieniem, gdy ma się swoje własne dziecko 🙂

    • Odpowiedz 31 marca, 2015

      pAnna Krystyna

      Ha, jakbym o sobie czytała! Dodam jeszcze, że rodzicielstwo bliskości i wychowanie bez przemocy też we mnie dużo stresu budują – bo naprawdę są momenty, gdy czuję, że zostawienie dziecka samego w pokoju by się mu pomogło uspokoić – mówi mama dwumiesięczniaka i dwuipółlatki. I tak, z drugim jest 90% mniej stresu, stres zostaje przy rzeczach ważnych, jak choroba 😉 To swoich kompetencji ma się już więcej zaufania!

    • Odpowiedz 1 kwietnia, 2015

      Kamila

      Jakie to pomocne,że człowiek nie jest sam w swojej gonitwie myślowej;)tylko,że ja nie tylko układam sobie wszystko w głowir podczas drzemki małej,ale też w nocy gdy powinnam spać:/bo tego snu mało…a choroba to moja zmora i bycie lekarzem tu stanowczo nie pomaga:/ale w paru kwestiach wrzuciłam już na luz;P

  • Odpowiedz 31 marca, 2015

    MalaMo

    Ja juz „pracuje” z dwojka i ten luz to koniecznosc aby przetrwac 🙂 Bez niego nie wiem jak dalabym rade nie wyczerpac baterii 😉 Kocham moje dzieci tak mocno, ze nie jestem w stanie tego wyrazic ale rodzicielstwo to w duzej mierze ciezka robota 😉 Z kazdym dniem bedzie lepiej a przy drugim pomysli Pani, ze z jednym Maluchem to dopiero byl raj jesli chodzi o ilosc wolnego czasu 😀 Uslyszalam to kiedys od mojej Przyjaciolki (mamy trojki dzieci) przy okazji narzekania na brak czasu przy starszej Coreczce 🙂 Pozdrawiamy!

  • Odpowiedz 31 marca, 2015

    hala

    Jedynym, chyba, co mnie nie stresuje w byciu mamą, to karmienie piersią.
    Tutaj wiem, że robię to absolutnie przewspaniale i jest git (i mogę przy tym leżeć!). Ale Mały skończył już sześć miesięcy i trzeba dawać inne jedzenie (przy którym nie leżę, a po którym mam sporo sprzątania).
    I tu zaczynają się schody. Co podawać? BLW czy papki? Jak często, jak dużo, czy mu się nie znudzi ten ziemniak i marchewka od tygodnia?

    • my tez niedawno zaczęliśmy ze stałymi pokarmami. Była oczekiwanie , podniecenia ale i stres. Sprzątania jest za każdym razem mnóstwo, chyba że są jakieś techniki, których jeszcze nie znam. BLW vs papki? Do BLW musi siedzieć ładnie. U nas widzę, że samo to ewoluuje. Teraz mały ma 8 mcy. Najpierw dostawał papki i nadal je dostaje. Ale o ile wcześniej jadł po parę łyżeczek i tyle to teraz dopiero na serio zafascynował się jedzeniem. Pomału zmieniam mu konsystencję i coraz więcej sam sobie bierze do jedzenia. Także jakoś tak naturalnie to wychodzi bez większego planowania.

  • Odpowiedz 31 marca, 2015

    Anonim

    Świetny art!

  • Odpowiedz 31 marca, 2015

    Beatusia

    Rany! Myślałam, że tylko ja stresuję się tym, że nie wymyślam synkowi rozwojowych zabaw 😉

  • Odpowiedz 1 kwietnia, 2015

    najladniejsza

    tia… Nieduży Człowiek to też lipcowe dziecię.
    wyjście z domu-ubranie go tak żeby nie wierzgał i samemu nie spłynąć potem to nie lada wyzwanie.
    ostatnio kontynuuje uciekanie z przewijaka więc już nawet zmiana pieluchy jest stresująca!
    papkami nie umiem go karmić (wciskam słomkę i niech ciągnie) za to do ręki daję jabłaka, melony i ogórki i jest blw.
    jego drzemki…. albo na spacerze albo w nosidle więc nawet nie mam co planować.
    rodzicielstwo bliskości? czasem chciałoby się uciec ale… jak się taki maciupki człowiek przytuli to już nawet 8 pobudka nocna mniej boli! 🙂

  • Odpowiedz 1 kwietnia, 2015

    m_ysz_ka

    Ja miałam jeszcze jedną swoją teorię (zupełnie nienaukową) to co mnie tak wykańcza to taka wieczna czujność. Kiedy dziecko śpi, a ja się niby relaksuję to gdzieś tam kawałkiem siebie nasłuchuje czy nie płacze. Jak się bawi, a ja gotuję (powiedzmy, że to się zdarza ;)) to kontrolnie odwracam się co pewien czas i zerkam i ciągle ciągle mam włączone te nasłuchiwanie. Jak go tulę to od razu widzę i czuję, kiedy jest za ciepły, zauważam nowe zadrapania, w ogóle jakimś innym kawałkiem siebie zauważam wszelkie objawy chorobowe (a to jest też bardzo ciekawe, o tym chyba nie było jeszcze: jak to jest, że matki przewidują choroby dzieci, u mnie mnóstwo razy było tak, że mierzyłam mu temperaturę jakąś dobę przed wystąpieniem gorączki, już myślałam że mój termometr jest jakiś zainfekowany, ale chyba po prostu zauważam podświadomie pierwsze oznaki choroby, chociaż nie jestem w stanie powiedzieć jakie). Wracając do tematu mnie zdecydowanie najbardziej męczy ta czujność (której mąż nie ma prawie wcale 😉 i nie włącza mi się to nawet kiedy idzie do przedszkola. Wtedy czekam na telefon od przedszkolanek, że synek źle się poczuł. Co oczywiście nie przeszkadza w tym samym momencie być całkowiecie szczęśliwym 🙂

  • Odpowiedz 1 kwietnia, 2015

    Małgosia

    Stawiam śmiałą tezę, że wszystko co wartościowe, wymaga wysiłku… a macierzyństwo jest jedną z największych wartości, i największych wysiłków w moim życiu:)
    Czytałam też kiedyś o badaniach psychologicznych, w których wyszło, że szóstka w totka wcale nie zwiększa długoterminowo poczucia szczęścia. Pozdrawiam, i idę cieszyć się chwilą w towarzystwie ząbkującego marudy:)

    • Odpowiedz 1 kwietnia, 2015

      Danka Kozłowska-Rup

      Ooo! Dlatego nawet nie gram w lotka:-) Moje szczęście teraz zaczęło wstawać samodzielnie i na tym się skupiam na razie:-) Buźka dla marudy

  • Odpowiedz 1 kwietnia, 2015

    Berta

    A najgorsze jest to, że syn mój ma już prawie 20 mies, a ja nie przestaję się stresować… Innymi sprawami, co prawda, ale wciąż pojawiają się nowe

    • Odpowiedz 1 kwietnia, 2015

      Danka Kozłowska-Rup

      Musimy się skusić na drugie. Wszyscy polecają. Podobno zmienia się punk widzenia wtedy. Chociaż trudno mi w to uwierzyć. Ale w to, że można się stresować małym dzieckiem też nie wierzyłam. Do czasu 😉

  • Odpowiedz 1 kwietnia, 2015

    Mamamagda

    U nas problem ‚co zrobić podczas drzemki’ nie istnieje, bo Mała spi przy cycu na mnie wiec mogę sie ewentualnie pozastanawiać czy poczytać książkę czy Mataje 😉
    I jakoś nie mam parcia, zeby ja uczyć spać samej 😛
    PS. Tez jest z lipca 2014 🙂

    • Odpowiedz 1 kwietnia, 2015

      Danka Kozłowska-Rup

      Ale mądra mama! W życiu bym nie uczyła spać samej w takim wypadku:-) Musisz mieć dużo spokoju w sobie. Zazdroszczę

      • Odpowiedz 2 kwietnia, 2015

        Mamamagda

        Spokoju jak spokoju, ale mam tez ten luz, ze nie muszę mieć wszystkiego na tip top w domu, obiad może byc niewymyślny (gotuje codziennie z Mała w krzesełku albo na ręku albo na podłodze), a tata Małej tez robi ile sie da wiec jakoś ciągniemy 🙂 no i nie mam pracy tak jak Ty, wiec mogę sobie czytać (Kindle my love) i spac z dzieciem 🙂 wlasnie mam zamiar to uskutecznić teraz 🙂 Aha, wyznaje zasadę ze szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko, i tego sie trzymam jako priorytetu

  • Odpowiedz 1 kwietnia, 2015

    Aneta

    Tak, macierzyństwo jest najpiękniejszym stanem jaki może dotknąć kobietę. Ale stres jest faktycznie – to zaglądanie do łóżeczka i nasłuchiwanie, czy dziecko oddycha, zrobiło kilka wolnych kupek, czy to już biegunka, czy wszystko ok?, nie zrobiło kupki już pół dnia!, znowu płacze, niech już śpi, niech już się obudzi, bo chce je przytulić, w co mam ręce włożyć jak śpi i żeby się nie obudziło przy tym?! Na razie nie mam jeszcze większych stresów, bo dzidzia ma 4 i pół miesiąca, ale czasami, aż mnie przeraża ta świadomość, że uczucia strachu o własne dziecko spotęgują się wraz z jego dorastaniem.. ech, i jak tu żyć panie premierze??

  • Odpowiedz 1 kwietnia, 2015

    Wcześniak i co dalej

    Nie stresuj się tym, że sam się bawi. Tak zdrowe dziecko rozwija się najlepiej i najbardziej naturalnie. Ale dziękuję Ci za ten post. Myślałam, że tylko ja tak miałam nie poukładane w głowie. Ale u mnie też się wszystko układa i ja też jakiegoś luzu nabrałam. Może to dzięki temu, że już nie muszę go aż tyle rehabilitować… A co do proszenia o pomoc to u mnie jest tak, że jak przychodzi jakaś przyjaciółka a młodego trzeba położyć spać to ja idę go położyć a ona sprząta. Kocham te kobiety 🙂

  • Odpowiedz 2 kwietnia, 2015

    radoSHE

    Również się podpisuję. Świetnie ogarnęłaś ten temat 🙂

  • Odpowiedz 14 kwietnia, 2015

    SYLWIA

    Ja to nawet jak do sklepu sama (tzn bez moich dwuch synów ) jade to się stresuje ze coś może im się sta, choć są pod opieką babci. Także o dłuższym wyjeździe nawet nie marze bo pewnie bym jednego dnia nie wytrzymała bez dzieci albo zamęczyłabym ich ciągłymi telefonam.

  • Odpowiedz 15 kwietnia, 2015

    Blisko Dziecka

    Moje rodzicielstwo ostatnio stoi pod znakiem pośpiechu. Ponieważ jest Starsza i Młodsza, to i dwa razy więcej roboty. Poranny pośpiech najgorszy, następny w kolejce pośpiech przy ubieraniu się na spacer (może niedługo zrobi się cieplej to nieco się na pewno ta strefa zredukuje…), pośpiech przy gotowaniu, nie wspominając o pośpiechu, kiedy wychodzę gdzieś bez dzieci, żeby wrócić na karmienie, choć Młodsza wyczuwa jak mnie nie ma i budzi się, jak tylko przekroczę próg 🙁 Czy da się zredukować ten pośpiech? Przy tak małych dzieciach? Jednocześnie zachowując rutynę dnia, która i tak chwiejną bywa? No ja nie potrafię. Staram się i nijak mi to nie wychodzi. Za dużo tego wszystkiego. Dom-praca-dzieci-dom-praca… Ale za nic bym nie zamieniła tego wszystkiego na stan: dom-praca-dom. Tak, jak piszesz… Energia bierze się… Z całowania tego malutkiego ciałka, które tak szybko rośnie 🙂

  • Odpowiedz 10 lipca, 2015

    Kasia

    Dziękuję za tę piosenkę. Poprawiła mi humor z rana, który został zrąbany przez mojego ślubnego 😉 DZIĘKI!!!

  • Odpowiedz 15 października, 2017

    Gaga

    Jesteś cudowna! Wszystko to było i jest jak piszesz. Zgadzam się co do kropki (nie mamy jednynie kota). Dziękuję za wpis!

Leave a Reply