Wpis jest rezultatem współpracy z marką Lovela
Wiking ten mały, ledwo co przecież urodzony człowiek skończył dziś 16 miesięcy. 16 miesięcy, które zleciało szybciej niż analogiczny okres przy starszakach. 16 miesięcy w trakcie, których powiedział swoje pierwsze słowa i postawił swoje pierwsze kroki.
Jego pierwsze.
Moje ostatnie.
Za każdym razem gdy on otwiera drzwi do nowego etapu swojego rozwoju, jednocześnie zamyka drzwi za kolejnymi etapami mojego macierzyństwa. Drzwi, których nigdy już nie otworzę. To słodko-gorzkie uczucie, bo choć wiem, że z każdymi drzwiami świat otwiera przed nami morze nowych możliwości i cieszę się na nie jak głupia, to maleńka część mnie kurczy się boleśnie gdy pomyślę, że nigdy już nie będę trzymać w ramionach człowieka, który jest na tym świecie od kilku sekund. Że już nigdy nie poczuję tego wzruszenia gdy dziecko mówi po raz pierwszy „mama”. Że te wszystkie pierwsze razy były zarazem ostatnimi.
Wiem, że nie jestem osamotniona w tych emocjach – mam od was bardzo dużo wiadomości z pytaniem czy są „na to” badania. Na to dziwne, trudne do nazwania i zdefiniowania uczucie, które uderza wraz z myślą „to moje ostatnie dziecko – więcej mieć nie będę”. Tę kuriozalną mieszaninę poczucia ulgi, bo nigdy więcej ciążowych mdłości, porodów, nieprzespanych nocy i niekończących się sesji karmienia i poczucia… żalu, bo wiemy, że… nigdy więcej.
Szukałam.
Nie ma.
Nie wiem zatem czy to jest uniwersalne, czy dotyczy ledwie garstki kobiet. Wiem tylko, że czasem się pojawia. Nagle i na chwilę – jak spadająca gwiazda przemyka na wskroś horyzont myśli. Po sekundzie znika z pierwszego planu, ustępując radości z tego, że teraz jest jednak łatwiej, ale od czasu do czasu ukłuje w serce wyłaniając się z czeluści (nie)pamięci. Pojawia się w takich trywialnych momentach – ot na przykład kiedy próbuję ubrać tę moją małą, wijącą się ośmiornice i okazuje się, że kolejne ubranko jest za małe. Albo kiedy ta sama ośmiornica wczepia się we mnie kurczowo jak mała małpka – a mnie uderza myśl, że już za chwilę zamiast się wtulać wygoni mnie, jak parę dni temu jego siostra ze szkoły – „no idź już mamo do domu, przecież ja sobie sama poradzę”.
A przecież jeszcze niedawno to ona wtulała się jak małpka. I to jej nieporadnie nakładałam jej pierwsze ubranko rozmiaru 56, bojąc że urwę jej przy tym nogę. Mam to ubranko do dziś. Ba! Mam taką sekretną szafę w której chowam ulubione ubranka moich dzieci z różnych etapów ich życia. Pierwsze najmniejsze. Pierwsze eleganckie. Pierwsze ich ulubione. Trzymam je, bo moja mama trzymała moją sukieneczkę z czasów niemowlęcych, więc wiem jakie to abstrakcyjne patrzeć na swoje własne ubranko gdy było się małym człowiekiem. I wyjątkowo wzruszające gdy założy się je własnemu dziecku. Trzymam więc te ubranka i lubię co jakiś czas się zakraść do mojej sekretnej szafy by je obejrzeć po raz kolejny mimo że znam je na pamięć. Mam tam zresztą nie tylko ubranka.
Sukienka mamy i sukienka córki. A na dole prawie cały pamiątkowy stosik 🙂
Mam testy ciążowe, zdjęcia z USG i opaski ze szpitala. Mam te kartki z opisem córka/syn tej i tej z sali nr X, które wkładają noworodkom do szpitalnych „mydelniczek”. I kartki z gratulacjami też mam. Pierwsze rysunki i pierwsze naszpikowane błędami oberwane jak byle karteluszki z napisem ‘koham mame i tate tesz”, pierwsze samodzielnie napisane „książki” – także te pełne cierpienia o „dziefczynce i bawłanku co stopniał i nie było go jusz”. Pierwsze rewolucyjne pomysły na biznes życia jak na przykład projekt Misia-Pierdzisia, który pierdzi jak się go naciśnie. Pierwsze pukle włosów ścięte u fryzjera. I pierwsze „wypadniętne” zęby mleczne też. Trzymam wszystko co wydaje mi się ważne i kojarzy z dzieciństwem moich dzieci.
I karteluszkę dla małego braciszka gdy miał wysoką gorączkę też trzymam (moja ręka zakrywa imię 😉
Ale i tak to co najcenniejsze kryje się w moich wspomnieniach, w drobnych skojarzeniach, które przywodzą na myśl określone momenty. Jak śnieg sypiący za oknem, który już na zawsze będzie mi się kojarzył z pierwszym uśmiechem mojej córki. Jak mgła, która towarzyszyła nam w drodze do szpitala gdy rodziło się nasze najmłodsze dziecko. I jak ulewny deszcz, który donośnie bębnił o dach szpitala pierwszej nocy po pojawieniu się średniego. Nigdy tego nie zapomnę.
Mam też kilka rzeczy, które nierozłącznie kojarzą mi się z dzieciństwem moich dzieci, bo były w nim obecne stale. Nie wahałam się więc długo kiedy jedna z naprawdę niewielu marek, które budzą we mnie takie skojarzenia poprosiła mnie o napomknięcie wam o konkursie, w którym możecie wygrać wyjątkową pamiątkę z dzieciństwa (profesjonalną sesję zdjęciową, a nawet możliwość by wasze zdjęcia pojawiło się na opakowaniach produktu – wystarczy, że kupicie dowolny produkt Loveli w Biedronce, a potem wrzucicie zdjęcie pokazujące wasze wspólne chwile z dzieckiem TU pod tym linkiem zresztą znajdziecie wszystkie szczegóły). Sami wiecie, że rzadko pojawiają się tu reklamy, bo tak naprawdę wielu produktów dla dzieci nie używam, a kitu wam wciskać nie będę. Ale proszek Lovela jest z nami autentyczne od lat prawie ośmiu bez żadnej przerwy. I budzi jedno z tych cieplejszych skojarzeń, bo jak żywo pamiętam jak w ciąży z Pierworodną przytargałam z ciucholandu/lumpeksu, zwał jak zwał, pierwszy wór maleńkich ciuszków dla dzieci i jak cieszyło mnie, że zaraz je wrzucę do pralki, nasypie z pietyzmem „dzidziusiowego” proszku, a potem będę mogła to wszystko powiesić. Ponapawać się tymi maleńkimi rzeczami. Wziąć w ramiona pajacyka albo inne śpioszki żeby wyobrazić sobie jak to będzie kiedy znajdzie się w nich moje dziecko. Prawdopodobnie to były jedyne chwile w moim życiu kiedy ekscytowałam się robieniem prania :). Tamten moment był dla mnie tak bardzo emocjonalny, że jak zamknę oczy to do dziś mimo upływu czasu widzę tę scenę, pamiętam w co byłam ubrana, gdzie jeszcze w naszym starym lokum ustawiłam suszarkę i jak siedziałam potem na kanapie gapiąc się w te ciuszki. Bo ich pojawienie się w naszym domu nadało tej małej istocie z mojego brzucha znacznie realniejszych kształtów – dosłownie i w przenośni.
Zbieram więc te rzeczy, kolekcjonuje pamiątki. Jak dzieciaki dorosną to przekaże im te pudła – może się ucieszą, a nawet jeśli nie to i tak warto, bo cieszą… mnie. Nie udało mi się jedynie z gazetą – zawsze miałam taki sprytny plan na to by w dniu w którym huncwoty przyjdą na świat kupić gazetę – taki wiecie dziennik z informacjami z tego dnia. Niestety jak z wieloma buńczucznymi planami związanymi z macierzyństwem również i tu było tak samo, czyli nie wyszło. Wiele rzeczy mi bowiem w tym całym rodzicielstwie nie wyszło tak jak chciałam. Ale zupełnie się nie przejmuję. Bo mimo tysiąca błędów, setek porażek i dziesiątek rozterek na które nie znam odpowiedzi – jedno mi wyszło bezbłędnie. Dzieci mi wyszły. Każde inne, niepowtarzalne, wyjątkowe.
Moje.
Porozmawiaj o tym na Facebooku TU.
Weronika
Ale żeby się wzruszyć przed 11? Piękny tekst. Ja też tworzę pudełka wspomnień moim dzieciom, z ubrankami, kartkami, opaskami szpitalnymi i nawet gazetę udało się dołożyć 🙂 i czasem ta nostalgia kłuje bardziej i podpowiada a może by jeszcze raz to przeżyć 😉
Ppp
Można gdzieś zobaczyć skan książki o dziefczynce i bawłanku co stopniał i nie było go jusz?
Alicja
Można ale tylko oryginał u nas w domu 🙂 Zafoliowany żeby się nie zniszczył. Polecam też komiks o rodzinie serc, która ma niezwykłe przygody ale głównie to je ciastki!
Wisznu
Z tymi gazetami – pewnie złośliwie urodziły się w niedzielę?
😉
Ech, tak na poziomie intelektualnym rozumiem. Żona też często mówi o tym, że czuję taki abstrakcyjny ból, pustkę, że to już koniec, już nigdy więcej to wszystko się nie zdarzy…
Ale emocjonalnie to jakoś mi bliżej do ulgi, że teraz jest coraz łatwiej, że już więcej można z dzieckiem zrobić. I coraz bliżej strach przed okresem dojrzewania…
Alicja
No własnie nie w niedzielę, a i tak nie wyszło – nieogarów mają za rodziców 😉 A co do reszty – tak ja też czuję ulgę, i wcale nie chcę wracać do tego co było, ale gdzieś tam coś czasem robi takie pik i aua przy okazji 🙂
Dona
Też mam dwa kartoniki a za chwilę chyba jakies kartony czy walizki bede musiala poszukac. Oprócz ubranek w tym tych recznie szytych, czy robionych na drutach, pierwszych butach, zabawkach mam też dla każdego pamiętnik pisany od dnia kiedy dowiedzialam się ze jestem w ciąży. Nie wiem czy to moje ostatnie czy nie dziecko, ale przy każdym mam poczucie ze za szybko czas mija, że tyle umyka uwadze a potem pamięci… próbuje łapać co się da.
Aga Sz
Badania w kierunku tych uczuć trzeba zrobić… Też tak miałam będąc w 3ciej ciąży, tuż przed porodem glaskalam brzuszek i mówiłam do męża : Nie mów, że to moja ostatnia ciąża, ostatni duży brzuch… I się rozwyłam z tęsknoty za tym co miałam.. Właśnie z tej tęsknoty, że to już ostatnie..
Teraz gdy dzieci”odchowane” 10,8, 6 lat to same mówią, że chcą dzidziusia w domu, że tęsknią za maluszkami i wszystkim co małe i nie jest to tylko chemisie tylko takie głębokie pragnienie… Kto wie… ?
Gorąco pozdrawiam
Magda
Przepiękny tekst. Zryczałam się!
Mama nieidealna
Po ślubnym pudełku, musiało powstać nowodkowe-nie było innej opcji ? gazeta była w planach ale na planach się jak zwykle skończyło. Mamy za to mnóstwo innych rzeczy:ubranko, smoczek, opaskę ze szpitala, szatkę od chrztu, odcisk rączki, ulubioną grzechotkę itp. A teraz dorzucam do tego pierwsze samodzielne prace, będą też dyplomy z przedszkola i mleczaki.
Uwielbiam te klimaty ❤️
P. S. Do dzisiaj zachowały się moje ulubione zabawki z dzieciństwa. W przyszłości chcę je pokazać moim dzieciom ?
Sonia
Oj jakie to prawdziwe, smutnej radosne zarazem. Jestem właśnie na tym etapie gdy moje ostatnie wychuchane najmniejsze maleńkie kruszynka poszła kilka dni temu do żłobka.. i te ostatnie momenty czuje tak bardzo okno ze az zatyka. Jednocześnie patrze na starszego (7l) i się zastanawiam gdzie mi umknął ten czas.. ja mam pamiątki pierwszego w „niebieskim” pudełku ze szpitala a drugiego w pudełku, w który zapakowałam pierwsze rzeczy i test ciążowy do przekazania niespodzianki przyszłemu tatusiowi 😉 ♥️ Dziękuje Ci za ten tekst!
Myszamysza
Hmmm. Nie mam pamiatek (gdzies sa opaski i test ciazowy, ale nie wiem gdzie….) mam dzieci. prawie 10, prawie 7 i najmlodsze w brzuchu. Wymarzona, wymodlona wyczekana ostatnia ciaza, ostatnie macierzystwo, ostatnia cesarka – chociaz, kto wie? 12 lat temu nie sadzilam, ze w ogole bede miec dzieci. A tu trojeczka! 🙂
Nie mam pamiatek materialych. Najmlodszemu musialam (i chcialam) wszystko kupowac od nowa – ubranka po moich dzieciach byly jeszcze u dwojgu innych, rozlecialy sie. Mam zdjecia. I mam dzieci – zywe, rosnace, moje. Juz uderza mnie, ze za 10-15 lat oni beda dorosli, bede patrzec na ich DOROSLOSC, trzymac w ramionach dzieci mojej corki…
Mam za to pukiel wlosow mojego psa (wspolne 16 lat) i duzo jego zdjec. Wiecej jego zdjec, niz dzieci – ktore biegaja po mieszkaniu.
carpie diem – lapmy chwile, nie pamiatki 🙂
Dominika
Jeju, jakie mi to bliskie co napisałaś. Mam dwójkę dzieci i rozsądek mówi, że więcej już nie, ale nie wiem, czy tęsknota za tym, co mija nie okaże się silniejsza. W każdym razie wzrusz ogromny przy czytaniu tego tekstu.
Anet
Wow mocno mnie wzruszyłaś! Dziękuję??
Mama Ewci i Maciusia
Alicjo, właśnie spodziewamy się trzeciego dziecka a mówimy z Mężem, że przecież dopiero co się nasza Pierworodna urodziła (a ona ma już 4 lata). I mam te same sprzeczne uczucia: „O nie, to ostatnia ciąża, więcej tego nie poczuję!/uff, na szczęście ostatnia ciąża i już nie będę musiała się męczyć z tymi dolegliwościami!”. Patrzę też na swojego prawie 2-letniego już synka i też myślę: kiedy mi to przeleciało?! Dopiero co był taki malutki… Tymczasem moja młodsza siostra za kilka tygodni ma termin porodu pierwszego dziecka. I mam takie myśli: „Jej to się dopiero zacznie… Ale ma super, bo jeszcze jej to wszystko nie uciekło!”. Z drugiej strony będziemy mieć między swoimi dziećmi kilka miesięcy różnicy i to dopiero będzie fascynujące – obserwować dwa takie maluszki-kuzynostwo. U siostry pierwsze macierzyństwo, u mnie ostatnie. 🙂 P.s. ja też chowam pukle włosów itd, a z gazetą to mam inaczej: córka ma pamiątkowe wydanie ze swoim zdjęciem ze szpitala (jest u nas w lokalnej gazecie taka rubryka, gdzie są noworodki). Niestety syn gdy były robione takie zdjęcia miał żółtaczkę i był na naświetlaniach, więc takiej pamiątki nie ma.
Barbara
Ja mam dopiero jedno dziecko niespełna dwuletnie i mam nadzieję że nie ostatnie, ale jak doszłam do fragmentu o pierwszym praniu ciuszkow to łzy mi w oczach stanęły że wzruszenia bo sobie przypomniałam siebie robiąca pierwsze
pranie i to mieszkanie pachnące dzieckiem 🙂
Zosia
Piękne. Żałuję że nie wiedziałam że mój pierwszy jest moim ostatnim. Parę rzeczy pewnie zrobiłabym wtedy inaczej. O tym że jest pierwszy i ostatni uświadomiłam sobie w okolicy roczku. Wcześniej zawsze myślałam o dwójce ale po prostu nie dalibyśmy z mężem rady gdyby drugi był choć w połowie tak wymagający jak pierwszy. Musiałam więc w końcu uczciwie sama przed sobą powiedzieć „dość wahania się, drugiego nie będzie”. I wtedy uderzyła mnie nostalgia…
Justyna
W tych pierwszych ubrankach faktycznie jest coś magicznego. Sama też pamiętam z jakim namaszczeniem je prasowałam, jak co tydzień zmieniałam ułożenie na „bardziej przyjazne” tylko po to, żeby jeszcze raz i jeszcze raz je obejrzeć, dotknąć… Pamiętam jak kupowałam ubranka dla drugiej córy i jak żałowałam że przy 2-latce w domu nie mam czasu co tydzień ich układać. I jaka frajdę sprawiało mi to uwielbienie w oczach starszej gdy opowiadałam jej które ubranka są po niej, które od kogo dostała i jej radość z tego, że teraz „dzidzi” będzie je nosić… Teraz w trzeciej ciąży śmieje się tylko że moje dziewczyny (teraz 4 i 2 latka) same w kółko przekładają te dzidziusiowe ubranka i co chwila latają i pytają po kim to, od kogo… I śmiać mi się chce, że wszystkie ciuszki z których wyrosną każą mi odłożyć „bo bobas do nich dorośnie przecież” 🙂 I chociaż trzecie dziecko jeszcze się nie urodziło, to i tak ciągle mówią mi, że jest w domu miejsce na jeszcze dwa dzidziusie (poza tym w brzuchu) i kiedy one będą w moim brzuchu?, co jest zabawne bo sama zawsze marzyłam o 5 dzieci, ale ze względów zdrowotnych musze z tego zrezygnować. I tak pół żartem, pół serio zastanawiam się jak my to przeżyjemy, że jest nas tak mało? …
mmm
Bueeee, mnie to niespecjalnie rusza. Trzymam jakieś tam rysunki, ale nie mam głowy do tego, żeby to jakoś posegregować czy wybrać, więc nie wiem co i gdzie jest. Ubranek nie trzymam, poza tymi co córka sobie wzięła do zabawy. Organicznych pamiątek w stylu zęby i paznokcie w życiu bym nie trzymała, fuj. Generalnie dzieci to lubię w wieku, w jakim jest obecnie moja córka, więc nawet na zdjęciach ta dwulatka W. wydaje mi się trochę kosmitką. A jak mi mama dawała takie trzymane pamiątkowe ubranka to potem był foch, bo ich nie założyłam – a nie założyłam, bo były kompletnie niepraktycznie, w pierwszych miesiącach życia córki nie miałam zupełnie zacięcia żeby ją ubierać tylko do zdjęć.
Może to reakcja na denerwujący mnie ogólnie sentymentalizm mojej mamy, ale nie kupuję, nie czuję, nie praktykuję. Hej!
Agnieszka
My mamy gazetę, na pierwszej stronie jest o morderstwie na cmentarzu. Teść wybierał ?
Kasia
Czytam jakbym to sama napisała. Ze łzami w oczach. Moje ostatnie dziecko za chwilę skonczy rok. Pierwsze ma 7 lat. Po niej mam już 4 kartony rysunków. Jego tule, chłonę i nagrywam milion filmów. Wącham co chwilę i całuję stopę. Taka 40-letnia matka ?
Kasia Be
Poplakalam sie czytajac ten tekst, a jestem swiezo po porodzie mojego drugiego dziecka… <3
Kamila
Wiem co czujesz, bo sama przeżywam dokładnie to samo w tym momencie. Miłosz jest moim trzecim dzieckiem i wiem, że na więcej nie będę mogła się zdecydować ze względu na chorobę. Z każdym kroczkiem który robi naprzód, ja czuję że muszę chwile zostać w tyle i trochę się posmucić w środku. Ciąża w moim przypadku też była niezywkle trudna ze względu na moją przypadłość (zapowiadano mi że nigdy nie zajde już w ciążę) musiałam mieć wszelkie badania łącznie z prenatalnymi i być pod stałą kontrolą w szpitalu ostatnie tygodnie. Codziennie dziękuję Bogu i doktor Wioletcie Rozmus-Warcholińskiej za trafną diagnozę i uratownie mojego synczeczka. Jednak wiem że to już ostatnie razy, kiedy tak cieszę się z małych postępów małego człowieka.
Ewa
Mialam tak… jeszcze pol roku temu… zaczelo sie juz w ciazy z czwartym… OSTATNIM… ostatnie karmienie piersia, ostatnie gawozenie, ostatnie pierwsze slowa, pierwsze kroki, ostatnie przytulania slodkiego dwulatka… ostatnie oddawanie rzeczy, wywalenie lozeczka. Czulam cala soba i mowilam glosno ze teraz nadchodzi zmiana, to jest moj czas, czas na rozwoj i dbanie o siebie kiedy najmlodszy ma 3,5 roku… az tu nagle… ciaza. Piąta. I znow zaczynam swoj ostatni raz 😉