Rezyliencja – czym jest, jak ją wspierać i co ją buduje u dzieci.

Zwykle kiedy odpalam opcję pytań na Instagramie ktoś pyta o to czy stres i nastrój matki w ciąży wpływają na dziecko. Większość tych pytań pada z perspektywy przerażenia, bo narracja internetowa jest teraz taka, że każdy stres to w zasadzie źródło traumy, i to w ogóle od razu międzypokoleniowej, więc jak się matka w ciąży zestresowała to hashtag: życie zrąbane.

Sęk w tym, że choć takie emocjonalne przekazy w internetach żrą jak złoto, bo strach na nas działa tak, że reagujemy na te treści i one się niosą, wykręcając twórcy zasięgi w opór, to ludziska kochane, gdyby to tak działało, że każdy najzwyklejszy stres dnia codziennego nas tak poniewiera to byśmy jako gatunek już dawno temu wzięli i wyginęli. I by była dziejowa ujma i nawet ameby by darły łacha z naszej wrażliwości, bo dizonaury to chociaż na kometę mogły zwalić, a my na co? Na to, że się matka się spóźniła na autobus do roboty w 5 miesiącu i nas to zestresowało więc dziecię ma żywot zrąbany na wieki?

Oczywiście są stresy toksyczne lub chroniczne (vide wojna, przemoc, głód, ubóstwo, ciężkie choroby, choroby bliskich, mobbing w pracy itd.), ba są sytuacje w których zwykły stres wyzwala w nas z jakiegoś powodu nadmierną reakcję (wtedy śmigamy do terapeuty), bo życie to jest uroczo złożony temat, ale generalnie jako człowieki mamy te moc, że z codziennymi, zwykłymi wyzwaniami jesteśmy w stanie sobie radzić bez uszczerbku na 29 pokoleń do przodu. W kategorii stres to nie trauma polecam zresztą wielce ten oto post na Instagramku (klik).

Jest też takie coś jak rezyliencja – znacie to pojęcie?

Otóż pod tym egzotycznym słowem kryje się nic innego jak pewna odporność/elastyczność psychiczna, która ułatwia radzenie sobie i trwanie nawet w obliczu naprawdę trudnych sytuacji. I pomyślałam sobie, że dziś na postawie dokumentu autorstwa ludzików z Harvardu (National Scientific Council on the Developing Child, 2015. Supportive Relationships and Active Skill-Building Strengthen the Foundations of Resilience: Working Paper) trochę wam o tym jak budować ją u dzieci opowiem.

To co? Gotowi?

Już w pierwszych akapitach dokumentu dowiadujemy się, że cechą najczęściej łączącą dzieci, które zachowały odporność psychiczną w obliczu istotnych przeciwności jest to, że miały choć jedną silną, stabilną i zaangażowaną relację z rodzicem, opiekunem lub dowolnym innym dorosłym. Taka relacja nie tylko zapewnia poczucie bezpieczeństwa i reagowanie na indywidualne potrzeby, ale też pomaga budować umiejętności niezbędne do planowania, monitorowania i regulowania swoich działań i zachowań, które z kolei pomagają radzić sobie z przeciwnościami.

Poza stabilną, wspierająca relacją z przynajmniej jednym dbającym o dziecko i ważnym w jego życiu dorosłym autorzy wymieniają 3 inne czynniki, które w razie natrafienia w życiu na faktyczne trudności i przeciwności pomagają przechylić szalę okoliczności na tę korzystniejszą stronę. Te elementy to:

  • pomaganie dziecku w budowaniu poczucia sprawczości i kontroli nad swoim życiem – ci którzy wierzą, że mają zdolność i umiejętność do tego by pokonać przeciwności z większym prawdopodobieństwem pozytywnie przystosują się do przeciwności losu – ten element kojarzy mi się nieco z tym wpisem więc jeśli macie wolne 10 minut, zerknijcie i poczytajcie (klik)
  • pomaganie dziecku w rozwijaniu funkcji wykonawczych (na Instagramie u mnie znajdziecie w historii feedu różne zabawy dla różnych kategorii wiekowych, które mogą to wspierać) oraz umiejętności samoregulacji. Umiejętności te pozwalają nam kierować własnym zachowaniem i panować nad emocjami, a tym samym rozwijać strategie adaptacyjne, które ułatwiają radzenie sobie z trudnościami. Wspieramy więc chociażby elastyczność poznawczą, wyznaczanie celów, rozwiązywanie problemów i umiejętność opierania się impulsywnym zachowaniom
  • autorzy wskazują też że trzecim czynnikiem wspierającym mogą być kwestie związane z wiarą lub różnymi tradycjami kulturowymi

Podkreślono również to co podkreśliłam już na wstępie – to jest fakt, że nie każdy stres jest szkodliwy. Każde dziecko doświadcza różnego rodzaju codziennych stresorów w ciągu żywota swego – czy są to problemy zdrowotne, drobne wypadki (np. rozwalenie kolana na rowerze), zawiłości społecznego życia towarzyskiego w grupie rówieśniczej albo zawalenie sprawdzianu. Każda z tych okoliczności to możliwość na naukę radzenia sobie z tym jak poradzić sobie ze stresem – przy zaangażowaniu wspierającego dorosłego młodzi ludzie nauczą się jak postrzegać tego typu sytuacje i radzić sobie ze stresami dnia codziennego. To buduje świadomość, że jesteśmy w stanie sobie poradzić z rozmaitymi wybojami żywota i mamy wsparcie. Dopiero gdy przeciwność losu przytłacza, a wspierające relacje nie są dostępne/wystarczające stres może się przerodzić w toksyczną wersję i przechylić szale na negatywną stronę. Ale nie jest tak że każda trudność jest toksyczna i nas zmiata z powierzchni ziemi niczym kometa nieszczęsne dinozaury.

Wydaje mi się, że z punktu widzenia rodzica ciekawą kwestią podniesioną w dokumencie jest to, że wzmacnianie umiejętności wspierających elastyczność można prowadzić w każdym wieku – od niemowlęctwa, przez dojrzewanie, po dorosłość. I co więcej wspierające wydają się też tak trywialne rzeczy jak dbanie o… aktywność fizyczną – wciąż nie doceniamy roli ruchu w budowaniu zdrowia nie tylko fizycznego ale też psychicznego więc pamiętajmy o codziennej dawce ruchu w tej całej pogoni za wszystkim w rodzicielstwie 😉 Potwierdza to zresztą zupełnie nowiutkie, opulikowane we wrześniu 2023 roku badanko z udziałem dzieci w wieku 10-13 lat, które wykazało, że te z nich, które regularnie są aktywne fizycznie co najmniej godzinę dziennie wywalają z siebie mniej kortyzolu i są mniej reaktywni w odpowiedzi na sytuacje stresowe niż ich mniej aktywni koledzy. Ważne dla życia umiejętności można wspierać nie tylko przez karty pracy i budowanie kompetencji przyszłości, ale też przez stare dobre wspinanie po drabinkach i fikanie koziołków.

W niemowlęctwie z kolei wspierające są również trywialne interakcje z dzieckiem typu „serve and return”, czyli akcja-reakcja. Znaczy gdy dziecko coś robi (uśmiecha się do nas, zaczepia, mówi po swojemu, cokolwiek) my reagujemy i czekamy na reakcję z jego strony. Ot zwyczajna, codzienna, normalna, zdrowa interakcja między maluchem a dorosłym. Nic do czego trzeba skończyć siedem fakultetów i przeczytać piętnaście podręczników 😉 Trzeba po prostu być i budować relację.

Trzeba w tym wszystkim pamiętać również o tym, że jako rodzice czy opiekunowie możemy dużo, ale nie możemy wszystkiego. Nasze dziecko to nie jest biała kartka, którą zapisujemy wedle uznania, ono przychodzi na świat jakieś pod względem biologicznym i choć my możemy i powinniśmy dawać z naszej strony pewne narzędzia i wsparcie, to indywidualnie między sobą ludzie po prostu różnią się i w tej kwestii. Stąd w dokumencie wskazano, że dzieci które dobrze radzą sobie w obliczu naprawdę poważnych i ciężkich przeciwności losu (poważny i ciężki nie znaczy normalny i codzienny, że tak przypomnę) – zazwyczaj mają to szczęście w nieszczęściu, że posiadają kombo tj. wrodzone biologiczne cechy, które ułatwiają trwanie w obliczu trudności i silną relację z kimś bliskim lub społecznością. Interakcja biologii ze środowiskiem zwiększa szanse na zbudowanie w dziecku możliwość poradzenia sobie z toksycznym i chronicznym stresem.

Te biologiczne różnice między poszczególnymi człowiekami, które mogą modulować naszą odpowiedź na bodźce silnie stresowe wynikać mogą choćby z różnic w obrębie tego co kto z nas dostał w loterii genetycznej prowadzonej w układach rozrodczych naszych rodziców, a potem fuzji ich materiału genetycznego, której unikalnym rezultatem jesteśmy my 😉. Wiemy przykładowo że posiadanie pewnych określonych wariantów genetycznych wiąże się z produkcją białek, które wpływają na to jak zareagujemy na chroniczny stres, mogąc zwiększać lub wręcz przeciwnie tłumić negatywne skutki narażenia na przeciwności losu. Oczywiście nie ma czegoś takiego jak gen rezyliencji – to wypadkowa wielu układów, ale to jakie warianty określonych genów ulegają ekspresji w naszym ciałku nie pozostaje tu bez znaczenia. Stąd jak piszą autorzy w obliczu naprawdę trudnych okoliczności ani samo środowisko (aka wychowanie, postawa bliskich) ani samo zaplecze biologiczne raczej nie zapewnią trwania i spokoju – to ich kombo zwiększa prawdopodobieństwo, że przezwyciężmy ciężką burzę i napór.

Są też w dziecięcym świecie osobistości, które reagują bardziej spektakularnie zarówno na pozytywne jak i negatywne doświadczenia. Takie mocno wrażliwe misiaki wykazują zwiększoną podatność i wrażliwość na wpływ negatywnych okoliczności życiowych, ale równocześnie reagują niesamowicie dobrze na środowiska, które oferują ciepło i wsparcie. W trudnym środowisku (np. w problematycznej rodzinie, w wypadku chronicznego konfliktu rodziców, ubóstwa itd.) ich problemy – także behawioralne nasilają się, we wspierającym i dobrym ci mali ludzie rozkwitają i mogą radzić sobie nawet lepiej niż ich nazwijmy to metaforycznie „biologicznie stabilniejsi” rówieśnicy.

Warto też wiedzieć, że może być tak, że rezyliencja będzie zależna od sytuacji. Wydaje się, że może być tak, że czasami ma się silniejszą rezyliencję w jednym obszarze (np. w wypadku dręczenia rówieśniczego w szkole) ale słabszą w innym (np. w obliczu konfliktu rodziców).

Z tym wszystkim jest więc troszkę jak z taką wagą czy tam szalą. Na jednej stronie gromadzą się negatywne doświadczenia i jeśli one przeważają to waga przechyla się na ciemną stronę mocy, ale my mamy możliwość balansowania tych negatywnych pozytywnymi – wsparciem, relacją, odpowiadaniem na potrzeby dziecka, budowaniem w nim odpowiednich umiejętności i dzięki temu nawet w obliczu pojawienia się tych trudniejszych okoliczności życiowych możemy te szalę przeważać na jasną stronę mocy.

Jednocześnie każda waga ma punkt podparcia (taka klasyczna na ciężarki, nie ta elektroniczna) – i tu wbijają nam te indywidualne predyspozycje – część dzieci z uwagi na temperament i predyspozycje biologiczne będzie miała ten punkt podparcia bliżej jednej lub drugiej strony, dzięki czemu łatwiej też będzie przechylić wagę na jedną albo drugą stronę. O tu macie poglądowy rysunek w pejncie najlepszym programie graficznym w historii cywilizacji.

ALE JEDNOCZEŚNIE mimo tego że umiejscowienie tego punktu ma pewne podłoże biologiczne to uwaga – jego pozycja nie jest stała na wieki wieków. W zależności od trajektorii żywota dziecka – jego doświadczeń i środowiska w jakim żyje – z czasem akumulacja sumy doświadczeń tych pozytywnych lub tych negatywnych może nabrać mocy, która może w pewnym stopniu przesunąć punkt podparcia z jego początkowego położenia. Bo biologia na nas wpływa, ale też środowisko i doświadczenia mogą wpływać na biologię i modulować naszą reaktywność. To jest wspaniale fascynujące i złożone. Autorzy wskazują też, że choć nigdy nie nadchodzi moment w którym pozycja punktu podparcia jest ostatecznie ustalona, to jednocześnie im jesteśmy starsi tym nasz mózg mniej podatny na zmiany, stąd i trudniej go potem przesunąć.

Co z tego wszystkiego wynika? Pierwsze i najważniejsze – cały ten wpis traktujcie jak ciekawostkę, nie jak instrukcje czy poradę. Bo jak widzicie z tego wszystkiego wynika głównie to, że to skomplikowane. Po drugie w życiu liczą się dobre relacje i wsparcie bliskich osób, a my jesteśmy różni z wielu różnych powodów i nie na wszystkie mamy pełen wpływ. Po trzecie to, że zwykłe, codzienne trudności dotyczą każdego z nas i nie da się ich uniknąć – rezyliencji nie budujemy zamykając dzieci w pokoju w którym żadne trudności ich do dorosłości nie dosięgną, tylko dając im narzędzia do ich przezwyciężania.

Natomiast pamiętajcie, że w razie niemocy, wątpliwości czy trudności z którymi sobie jako rodzice nie radzimy tym co powinniśmy zrobić jest udanie się do specjalisty od zdrowia psychicznego – to on na podstawie oceny unikalnych cech naszego dziecka i naszych będzie w stanie podpowiedzieć jak dalej budować rezyliencję, jak radzić sobie z trudnymi sytuacjami.

Hanke i wsp., 2023. Moderate-to-vigorous physical activity and reactivity to acute psychosocial stress in preadolescent children.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

Be first to comment