3 proste sposoby na to jak wpoić dziecku ważne wartości

Kiedy byłam dzieckiem, moja rodzina znalazła się w trudnej sytuacji – pomocna dłoń obcych ludzi była nam wtedy bardzo potrzebna.

Kilka lat później, w liceum, to ja byłam pomagaczką – zostałam wolontariuszką programu „Starszy Brat, Starsza Siostra” i dostałam pod swoje skrzydła „młodszego brata” – kilkuletniego chłopca z wielodzietnej, rozbitej rodziny po przejściach. Mój „brat” mieszkał ze swoją mamą i kilkorgiem rodzeństwa w jednym małym pokoiku w domu samotnej matki. Tam na własne oczy zobaczyłam w jak trudnych warunkach (nie tylko bytowych, ale też emocjonalnych) można żyć. Tam też po raz kolejny, tym razem będąc po drugiej stronie barykady, przekonałam się, że pochylanie się nad innymi ludźmi jest ważne.

Chciałabym by moje dzieci też miały tego świadomość. Założę się, że też tak macie. Badania wydają się to zresztą potwierdzać i wskazują, że znakomita większość, bo aż 96% rodziców przedkłada wychowanie dziecka na dobrego, etycznego i empatycznego człowieka nad jego sukcesy. Tymczasem z raportu opublikowanego pod banderą Harvardu wynika, że aż 80% amerykańskich nastolatków (badania przeprowadzono na próbie 10 000 dzieciaków) uważa, że hierarchia rodzicielskich wartości wygląda odwrotnie – dzieciaki twierdzą, że rodzice zdecydowanie wyżej cenią sobie osiągnięcia niż to, że ktoś jest dobrym i życzliwym człowiekiem [1].

Rezultat? 3 razy bardziej prawdopodobne jest to, że nastolatkowie zgodzą się (niż nie zgodzą rzecz jasna), ze stwierdzeniem „moi rodzice są ze mnie znacznie bardziej dumni kiedy dostaję dobre oceny niż kiedy jestem dobrym i opiekuńczym członkiem społeczeństwa”. Nie mnie lamentować nad takimi wynikami, bo jako matka polskich kilkulatków o amerykańskich nastolatkach i ich postrzeganiu świata nie wiem nic. Nie mogę także wykluczyć, że mimo buńczucznych zapowiedzi moje dzieci w wieku nastoletnim będą postrzegały życie tak samo jak dzieciaki z raportu, niemniej póki co chciałabym zrobić wszystko co w mojej mocy by wpoić w nich to, że osiągnięcia i dobre oceny to nie jedyne liczące się w życiu wartości. Marzy mi się by inni rodzice również zwracali na to uwagę –  wszak to jakie wartości wpoimy naszym dzieciom będzie miało bezpośredni wpływ na to w jakim społeczeństwie będą żyły i na to jak w tym społeczeństwie będzie się żyło.

Ba! Umiejętność dostrzegania innych jest istotna nie tylko na poziomie społecznym, ale też jednostkowym – cytując raport: „Postawmy sprawę jasno: osiągnięcia, ciężka praca i szczęście są w życiu bardzo ważne, ale nic nie stoi na przeszkodzie by być szczęśliwym, odnosić wielkie sukcesy, a jednocześnie być życzliwym, uczciwym i dbającym nie tylko o siebie człowiekiem. Zresztą jak na ironię w dobrze usytuowanych społeczeństwach koncentrowanie się na osiągnięciach nie wydaje się zwiększać ani dziecięcych osiągnięć ani poziomu szczęśliwości. Z badań przeprowadzonych w tychże społeczeństwach przez Suniyę Luthar dzieci, które poddaje się mocnej presji osiągnięć nie wydają się osiągać więcej niż rówieśnicy. Z kolei rodzice, którzy nie kładą nacisku na dostrzeganie innych, mogą pozbawić swoje dziecko podstawowych umiejętności niezbędnych do tworzenia relacji z innymi, a umiejętność tworzenia silnych relacji jest jednym z najbardziej istotnych i działających długofalowo fundamentów szczęścia.”

Co zatem możemy zrobić?

Po pierwsze możemy zwracać dziecięcą uwagę na emocje innych ludzi – w przeprowadzonym w 2012 roku badaniu stwierdzono, że już u półtorarocznych dzieci można zauważyć większą otwartość na dzielenie się i pomaganie innym jeżeli rodzice w trakcie czytania książek prosili maluchy by nazywały i wyjaśniały emocje bohaterów mówiąc np. „jak myślisz czy ta postać jest szczęśliwa?” albo „wskaż postać, która jest smutna” [2]. Podobne wyniki uzyskano również w innych badaniach.

Po drugie możemy spróbować inaczej reagować na dziecięce konflikty. Kiedy dzieci się biją albo kłócą uwaga rodziców skupia się zwykle na tym który „zaczął”: Czemu znowu jesteś niegrzeczny! No zobacz co narobiłeś – nie umiesz się bawić z innymi to za karę idziemy do domu i inne w ten deseń. W silnych emocjach nie trudno o taką reakcję, bo chcemy gagatka natychmiast poinformować, że narozrabiał. Wielu specjalistów sugeruje jednak, że dużo lepszą strategią jest skupienie uwagi na ofierze i zamiast wrzasków, tyrad o nieuniknionej karze i jesteśniegrzeczniowania – lepiej po prostu powiedzieć: „zobacz uderzając siostrę sprawiłeś jej ból, to chyba nie jest fajne, prawda?” albo „jak myślisz jak poczuł się Twój brat kiedy wyrwałaś mu jego zabawkę, myślisz, że to było dla niego miłe?”.

Tak, wiem, że brzmi jak wyświechtane hasła z natchnionego podręcznika dla nudnych, przemądrzałych i perfekcyjnych rodzicieli, ale sprawdziłam na własnej paszczy i własnych dzieciach – da się to wypracować, a badania wydają się potwierdzać efektywność takiej strategii, bo wykazano w nich że dzieci rodziców postępujących w taki sposób są bardziej skłonne do tego by zwrócić się ku tym którzy potrzebują pomocy.

To jest zresztą powiązane z innym, bardzo ciekawym zagadnieniem, czyli tym jak wstyd i poczucie winy kierują naszym zachowaniem. Część badaczy sugeruje bowiem, że wstydowi bliżej do przeświadczenia „jestem złym człowiekiem”, podczas gdy poczuciu winy do „zrobiłem coś złego”. W związku z czym mimo że tak poczucie winy, jak i wstyd mogą być wywołane przez to samo wydarzenie, to już konsekwencje pojawienia się jednego lub drugiego mogą być różne. Sugeruje się, że wstyd częściej prowadzi do wycofania się i chowania głowy w piasek, natomiast poczucie winy skłania się bardziej ku próbom naprawy poczynionych szkód. W doskonałej pracy przeglądowej na ten temat profesor Nancy Eisenberg postuluje, że w sytuacjach kryzysowych wstyd ustępuje miejsca poczuciu winy gdy rodzice zamiast wrzasków, obelg i arbitralnych kar typu ziumaj do kąta przyznawanych z pozycji siły, stosują podejście polegające na zorientowaniu kata na ofiarę i racjonalnym wyjaśnieniu berbeciowi dlaczego jego postępowanie nie było dobre, jak wpłynęło na innych i wskazując jak może skorygować swe zachowanie [3].

Takie postępowanie ułatwia dzieciakom wytworzenie wewnętrznych standardów koniecznych do oceny własnego zachowania, dostrzegania i odpowiedzialności za innych, tożsamości moralnej i innych bardzo mądrych rzeczy, które są tak jakby niezbędne do tego by dziecię skumało, że wokół są inni ludzie.

Po trzecie według naukowców z tego całego Harvardu dobrze jest wyrobić w dziecku nawyk wyrażania wdzięczności za zwykłe, codzienne życie. Docenianie tego co się ma, ułatwia zwracanie uwagi na innych. I tu pozwolę sobie sięgnąć po historię, która mnie totalnie urzekła. Jakiś czas temu natknęłam się bowiem na artykuł o intrygującym tytule „jak jedno pytanie zadawane przez mamę doprowadziło do powstania biznesu wartego 100 milionów dolarów” – któż by nie kliknął, żeby sprawdzić jak jednym pytaniem załatwić sobie fortunę i willę z basenem na starość? No któż?

W głębi duszy spodziewałam się co prawda nadętego hasłami motywacyjnymi artykułu od którego umrą mi dwie ostatnie szare komórki, ale tym razem głębia duszy mnie oszukała. Artykuł stanowił bowiem historię dwóch braci – Berta i Johna Jacobsów – założycieli firmy Life is Good. Na swojej stronie internetowej, a także w niedawno wydanej autobiograficznej książce bracia na każdym kroku podkreślają, że za ich sukcesem stoi przede wszystkim mama, która odcisnęła ogromne piętno na całej szóstce swoich dzieci. Cytując za wspomnianym artykułem (cały do przeczytania TU – po angielsku):

„Bracia mówią, że to mama nauczyła ich do dostrzegania w życiu dobrych rzeczy. Co więcej, robiła to za pomocą tylko jednego pytania. Co wieczór, rytualnie prosiła ich bowiem: „opowiedzcie mi o tym co dobrego was dziś spotkało?”.

Co warte podkreślenia tata Jacobsów był człowiekiem o trudnym temperamencie – i jak sami twierdzą – łatwo było ich życie rodzinne określić jako „niezbyt dobre”.

Jednak jak piszą w swojej książce: „to proste, wydawałoby się pytanie mamy, momentalnie zmieniało atmosferę i zanim się zorientowaliśmy wszyscy przekrzykiwaliśmy się w opowiadaniu o najfajniejszych, najzabawniejszych czy najdziwniejszych rzeczach jakie nas w danym dniu spotkały.

To dzięki mamie nawet w najgorszych, najtrudniejszych momentach naszego życia mieliśmy narzędzia, które pozwalały nam przetrwać te chwile.”

Fajne? To teraz słuchajcie najlepszego – poza firmą bracia powołali do życia także fundację, a 10% firmowych zysków regularnie przeznaczają na pomoc dzieciom w trudnej sytuacji. Za cel stawiają sobie także promowanie optymistycznego podejścia do życia – również wśród podopiecznych swojej fundacji.

Po czwarte – zdradzę wam sekret! Jest jeszcze jeden prosty i udowodniony naukowo trik, który bije wszystkie poprzednie na głowę – trzeba być dla dziecka po prostu wzorem – nasza hierarchia wartości w postaci czynów a nie pustych słów odciska na dzieciach ogromne piętno. Truizm taki, ale bez tego wielce prawdopodobnym jest, że jeśli za kilka lat Harvard opublikuje bliźniaczy raport osadzony tym razem w naszych realiach to również i my będziemy lamentować, a media masowo będą podnosić alarm nad wartościami przyświecającymi „dzisiejszej młodzieży”.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

6 komentarzy

  • Odpowiedz 21 lipca, 2016

    Mamuszka

    Ten rytuał jest mi znany pod nazwą #syndrompollyanny 🙂 Taka gra w szczęście 🙂 Gram i mam się dobrze, jestem szczęśliwa dzięki temu 😀

  • Odpowiedz 21 lipca, 2016

    Pru

    A my, każdego wieczora modląc się, dziękujemy za wszelkie Dobro, którego doświadczamy. Tylko pilnujemy, by każdy precyzował o jakie konkretnie Dobro mu chodzi. Borys aktualnie najczęściej dziękuje za lody i lowelek;))

  • Odpowiedz 21 lipca, 2016

    Mama Ewci

    Piekna idea! A co do akapitu odnośnie tego, że rodzice nie zwracają uwagi na życzliwość i inne tego typu cechy, ale na oceny: musze powiedzieć, że dziękuję mojej Mamie. Bo nawet, kiedy dostałam pałę, czy inną niższą ocenę zawsze mi powtarzala, że poprawię, lub mówiła, że szkoła nie jest najważniejsza, tylko to, co mam w głowie i kim jestem. Dodam, że Mama jest pedagogiem szkolnym. 😉 A Tata przy kłótni nigdy nie chciał wiedzieć, kto zaczął, ale pokazywał nam krzywdę, którą się wyrządziło drugiej osobie.

  • Odpowiedz 21 lipca, 2016

    Melodia

    Chyba muszę jeszcze raz przeczytać jutro 🙂 A pytanie świetne 🙂 Tylko córka często szybciej zasypia i idzie spać nim zdąże ją np.przytulić do snu 😉

  • Odpowiedz 22 lipca, 2016

    Marysia

    Ja właśnie niedawno opowiadałam mężowi jak zawsze kiedy odmawiałam tzw „paciorek” przy babci i tam był taki wierszyk w stylu, że „dziękuję ci boziu za dobry dzień” czy coś w ten deseń. I jak ja mając te parę lat, powiedziałam przy babci, że „nie dziękuję, bo to nie był zbyt dobry dzień”, to babcia mało ze swoich lokówek nie wyskoczyła tak się oburzyła 😛 wtedy mi wytłumaczyła, że zawsze jest coś dobrego w dniu i za to się dziękuje. Od tamtej pory codziennie wieczorem wymieniałam przy babci albo już przy mamie co mi się dzisiaj dobrego przydarzyło.
    Ale kurde milionów nie zrobiłam 😛

  • Odpowiedz 12 kwietnia, 2017

    Ka Pa

    Wow! Dzieki za artykul, my juz prawie od roku z nasza 3,5 latka rozmawiamy i modlimy sie co wieczor. Zawsze padaja 2 pytania: ‚Co dzisiaj cie fajnego spotkalo?’ lub ‚Co dzisiaj fajnego robilas?’ i ‚Czy bylo dzisiaj cos co ci sprawilo przykrosc?’ Chcemy w ten sposob nauczyc ja rozmawiac o uczuciach i doceniac to co ma 🙂

Leave a Reply