Ciekawy przypadek dzieciństwa na Madagaskarze

Dzieciństwo to fajna sprawa. Rodzicielstwo też, ale jednocześnie współcześnie i w naszym kręgu kulturowym bardzo stresująca. Mamy mnóstwo lęków, a już szczególnie związanych z rozwojem dziecka. Czy wystarczająco ten rozwój stymulujemy? Czy bawimy się jak trzeba i ile trzeba?

A zastanawialiście się kiedyś jak wygląda rodzicielstwo w innych kulturach? I to nie tylko to niemowlęce dzieciństwo, bo o tym mówi się naprawdę dużo, zwłaszcza w kręgach tzw. „bliskościowych”, ale też to związane z nieco starszymi dziećmi?

Zróbcie zatem herbatkę i siadajcie do lektury – będzie ciekawie, a może i znajdziecie tu coś inspirującego i raczej nieobecnego w mainstreamie dla swojego rodzicielstwa?

Dziś zanurzamy się bowiem w dzieciństwo na Madagaskarze. Ale nie tym turystycznym, hotelowym Madagaskarze, tylko tym ukrytym, położonym z dala od dróg, a nawet pozbawionym elektryczności czy sieci telefonicznej. Temu jak to jest być dzieckiem w takich regionach świata postanowił przyjrzeć się Gabriel Scheidecker antropolog z Zurychu, które swoje badania prowadził w latach 2009-2015.

Co nasz bohater zaobserwował?

Otóż w pierwszych sześciu miesiącach życia – zero zaskoczeń – matki dominowały w życiu swoich dzieci. W okresie miedzy 3 a 6 miesiącem maluchy spędzały ponad 60% czasu w bezpośredniej bliskości matki. Matczyna dominacja była jednak krótkotrwała i przemijająca. W wieku dwóch-trzech lat dzieci spędzały bowiem z matką zaledwie 10% czasu obserwacji, w 80% nie była ona nawet obecna w zasięgu wzroku.

Co interesujące, matule z którymi rozmawiał Scheidecker, wprost deklarowały, że ich intensywna rola w życiu dziecka w pierwszych dwóch latach, wynika wyłącznie z tego, że karmią piersią. Odstawienie dziecka od piersi, przypadające zwykle pod koniec drugiego roku życia malucha (średnio 21 miesięcy), było zakończeniem ich szczególnej roli w życiu dziecka.

Kto zatem spędzał dużo czasu z dziećmi gdy matula poszła w odstawkę? Ojcowie, powiadacie? To na pewno jedna z tych społeczności gdzie ojcowie są bardzo zaangażowani, prawda? Otóż nie – ojcowie w tej społeczności spędzali naprawdę mało czasu z dziećmi.

Dziadkowie, mówicie? Również pudło. Dziadkowie – nawet jeśli żyli – nie udzielali się jakoś mocno.

Wiem, co teraz sobie myślicie – w takim razie byli to inni dorośli – pewnie jakieś ciotki, sąsiadki, koleżanki, „cała wioska”? No niby tak – ciotki, cioteczki faktycznie czasem wyręczały matulę gdy razem z nią pracowały lub odpoczywały. Jednakowoż to wcale nie inni dorośli byli najczęściej w przy dziecku, tylko… inne dzieci.

Zaraz po matce najczęstszymi opiekunami maluchów były dzieci w wieku 10-14 lat. Matki preferowały opiekunów (opiekunki) w tym wieku, bo są bardziej ogarnięte niż młodsze dzieci i można na nich bardziej polegać z uwagi na to, że nie są jeszcze tak zajęte flirtowaniem i randkowaniem jak starsza młodzież. Wszystkie obserwowane przez Scheideckera dzieci w wieku 15 miesięcy miały przynajmniej jednego lub dwóch regularnych opiekunów dziecięcych! Takich opiekunów nazywano mpitanzaza co dosłownie oznacza „trzymacz dziecka”, a ich rolą było zajmowanie się maluchem by matka mogła wywiązać się ze swoich obowiązków lub… odpocząć. Zwykle było to rodzeństwo lub kuzynostwo dziecka.

Ale, ale – to wciąż nie wszystko. Dzieci z obserwowanych obszarów spędzały bowiem czas przede wszystkim w otoczeniu innych dzieci, ale takich, które były w podobnym wieku.

Roczniaki spędzały z innymi dziećmi do lat pięciu mniej więcej tyle samo czasu co z matką, u dwulatków była to już połowa czasu, a u trzylatków niemal 70%! To dzieci-rówieśnicy były głównymi towarzyszami czasu.

Dorośli w ogóle nie uważali by zabawa i jakakolwiek stymulacja kognitywna rozwoju dziecka to była ich rola i odpowiedzialność. Odpowiedzialnością dorosłych jest dostarczanie jedzenia i zapewnienie opieki w wymiarze czysto fizycznym. Tyle – o co Ty nas w ogóle dziwny badaczu pytasz!? Reszta to rola rówieśników. Tamtejsi rodzice są przekonani, że umysły dzieci rozwijają się wystarczająco dobrze bez ich pomocy – kiedy dzieci bawią się i eksplorują świat z innymi dziećmi, które nieustannie są ich towarzyszami i które są z natury zainteresowane zabawą.

Zabawa dorosłego z dziećmi była wręcz uważana za coś niestosownego, niemal godzącego w godność dorosłego człeka, o czym dość szybko przekonał się nasz pan badacz gdy zachciało mu się dołączyć do jakiejś 😀

Dzieci po prostu bawiły się z rówieśnikami, a jedną z takich sytuacji autor opisał w swojej analizie:

„Podczas jednej z obserwacji, zauważyłem grupę dzieci, bawiących się drewnianymi drzwiami leżącymi na ziemi. Była to szóstka, spokrewnionych ze sobą dzieci w wieku między 1 a 4. Dzieciaki na zmianę skakały po krańcach drzwi, tak by dzieci siedzące na drugim krańcu się bujały. Dzieciaki razem się śmiały, okazjonalnie na siebie spoglądały i coś do siebie mówiły. Po jakimś czasie do grupy dołączył chłopiec w wieku 10 miesięcy – jego starszy, trzyletni brat zaprosił go do zabawy i choć chłopczyk był bez wątpienia pod wrażeniem zabawy, to nie odważył się usiąść na prowizorycznej huśtawce. Poza mną nie było wokół żadnego dorosłego i nikt z dorosłych nie stworzył celowo tej „huśtawki” dla dzieci.”

Co więcej dzieciaki do wieku lat 5 spędzały większość swojego czasu faktycznie w wioskach i w pobliżu domu, ale już po 5 urodzinach zaczynała się swobodna eksploracja dalszych okolic. Podrostki w wieku 5+ sporą cześć dnia spędzały  na wspólnych wycieczkach poza wioskę – często razem łowiąc, polując, zbierając owoce albo w przypadku starszych chłopców – pasąc bydło.

Ponadto z rozmów Scheideckera z lokalnymi dziećmi wynika, że między 5 a 8 urodzinami, wszystkie zaczynały czasem spędzać noce poza domem z innymi dziećmi (np. nocując w domach przyjaciół). Równie interesujący jest fakt, że dorośli nie ingerowali w konflikty dzieci. Dzieci miały sobie poradzić z nimi same.

Dzieciaki nie wstydziły sobie też okazywać uczuć przez dotyk – np. przytulenie czy trzymanie się za ręce podczas wyprawy (tak, chłopcy też!). Co stanowiło dość duży kontrast do ich relacji z dorosłymi, wobec których miały trzymać dystans fizyczny (dotyczy to też rodziców!).

Dorośli tworzyli tutaj bowiem kompletnie odrębną strukturę społeczną – daleką od dziecięcego świata, mniej egalitarną, a bardziej hierarchiczną. Obie te struktury – świat dorosłych i świat dzieci – uzupełniały się w budowaniu kompetencji społecznych. Autor analizy postuluje zaś, że nasza zachodnia optyka patrzenia na dzieciństwo, wyłącznie przez pryzmat tego jak ważni są rodzice jest niekompletna. Bo nie bierzemy pod uwagę udziału rówieśników i ich roli w rozwoju dziecka. I że to nieco smuteczek.

To są oczywiście spory akademickie (choć komentarze innych badaczy dzieciństwa i antropologów do tej pracy bardzo przyklaskują postulatom Scheideckera), ale gdy czytam takie prace, to i tak widzę jakieś tam przełożenie na nasz żywot. Bo jasne trudno porównywać warunki w jakich wychowuje się dzieci w tamtej społeczności do naszej codzienności (a i nie jest to umówmy się w pełni sielankowe dzieciństwo i to czego chcemy 1:1 dla naszych dzieci, wszak tamte choćby nie mają edukacji), ale z drugiej strony, to wszystko rzuca fajne nowe światło na chociażby:

– nasze podejście do kontaktów z rówieśnikami – my je bardzo, bardzo kontrolujemy, a może więcej swobody dałoby i nam i dzieciom nieco oddechu? Może nie aż tak dużo swobody jak w tamtych wioskach, bo jednak umówmy się oni pokicali ze swoją wolnością i brakiem nadzoru w bardzo daleki koniec tego spektrum, ale to też bardzo rześki powiew czyż nie? My pozamykaliśmy dzieci w domach, ale sami jeszcze nie tak dawno własne dzieciństwo wspominamy jako spędzone w gronie rówieśników, na dworze, bez nadzoru dorosłych. Może to nie było takie złe? 😉 Powpadaliśmy też w pułapkę nieustannego organizowania dzieciom czasu, a gdy bawią się w swoim gronie animowania ich. Ja sama wpadłam w pułapkę animacji – robiąc dla dziecka urodziny na sali zabaw dokupiłam za duży piniodz godzinę animacji rodem z ulubionej przez przedszkolaków bajki. Bidny dorosły przebrany za jakiegoś stwora z TV pocił się w tym ustrojstwie okrutnie usiłując dojść do ładu i składu z bandą przedszkolaków. I co? I po urodzinach własne dziecko powiedziało mi, że urodziny były super, tylko ta animacja bezsensu, bo oni by woleli całe 2.5h biegać po swojemu. Wszędzie mają nadzór i instrukcje od dorosłych, tam choć chwilę byli wolni. Nie popełniłam więcej tego błędu 😉

– nasze podejście do zabaw z dziećmi – wielokrotnie podnosiłam już temat tego, że dorośli raczej nie lubią zabaw z dziećmi – to jest raczej uniwersalne, choć budzi w nas duże wyrzuty sumienia, ale oni tam nie uznają zabawy z dziećmi za jakąkolwiek odpowiedzialność rodzica, a my i tak już zastępując „całą wioskę” leżymy wieczorem po całym dniu spędzonym na pracy zawodowej i/lub w domu na podłodze pośród rozrzuconych legosów, autek i edukacyjnych pomocy rozwojowych, próbując udawać entuzjastycznych trzylatków w zabawie i jeszcze się biczujemy, że coś ten entuzjazm mało nam wychodzi. W naszych nuklearnych rodzinach próbujemy być wszystkimi na raz – od dziadków, przez ciotki, po dzieci kompanów zabawy. To sporo ról do udźwignięcia.

Jak zwykle chętnie poznam wasze opinie, odczucia i odbiór w komentarzach – tam na dole na blogasie takie funkcjonuje nadal 😀

Scheidecker, 2023. Parents, Caregivers, and Peers: Patterns of Complementarity in the Social World of Children in Rural Madagascar

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

14 komentarzy

  • Odpowiedz 18 marca, 2025

    Ela

    Kiedy byłam dzieckiem, nikt ze znanych mi dzieci nie miał takiego matczynego klosza nad sobą jak ja. Wyszykowanie do szkoły, uprasowane ubrania, codziennie rano śniadanie na stole, codziennie świeżo przygotowany obiad podany na stół w momencie mojego powrotu ze szkoły. Teraz ja jestem mamą. Uchodzę w moim otoczeniu i w oczach moich dzieci za matkę dającą swobodę i minimum kontroli. A co w tym jest dziwne? Że jestem bardziej kontrolująca niż moja mama! A pomimo tego jestem postrzegana niemal jakbym była jakąś hipisowską matką

  • Odpowiedz 18 marca, 2025

    Ku mojemu zdziwieniu mało zdziwienia ;)

    Czy się zastanawiałam jak kwestię opieki nad dziećmi rozwiązują ludzie w innych kulturach? Oczywiście! Czy wnioski pana badacza mnie zaskoczyły? No nie bardzo. Może dlatego że są mi bardzo na rękę, może dlatego że są bardzo logiczne, bo przecież jak już człowieka nie trzeba nosić bo jest samobieżny a instytucji opiekuńczych brak to ktoś musi się dziecięciem zająć, a dorośli przecież mają swoje zajęcia. Zresztą z opowieści rodziców ich dzieciństwo też raczej tak wyglądało że spędzali czas na dworze z rówieśnikami i zajmowali się przy okazji maluchami. Plus to serio ma sens bo nic tak nie uczy i nie motywuje upiornych, znaczy no, upartych 2-3 latków do zachowywania się ciutkę jak ludzie tudzież podłapania nowych skilli jak inny 3,4 czy 5 latek pod ręką (wiadomo że najszybciej idą żarty o kupie, ale inne rzeczy też).
    Jako matka dzieciom która z zabaw to chętnie się powygłupia przez max 5 minut, wysyłała 4 latka na nocowanki, a animowania zabawy z rówieśnikami unika jak zarazy (przez co niektórzy koledzy syna nie lubią wpadać, no trudno, jakoś przeżyję ten fakt 😆 ale ja serio oczekuje że oni się zamkną w pokoju i będą sobie tam uskuteczniać demolkę i nie będą przyłazić że się nudzą) czuję się absolutnie podbudowana tego typu obserwacjami 🤩

  • Odpowiedz 18 marca, 2025

    Parka

    No to będę pierwsza 🙂 mam dwie córki 6 lat i 2 latka, super się ze sobą dogadują, dbają o siebie i pocieszają gdy jedna płacze (tak, ta młodsza starszą też :)) co do bezustannego animowania dzieci też myślę że to bez sensu, córka nawet nie chce urodzin w sali zabaw bo „żadna pani nie będzie im mówić co mają robić” za to uwielbia zapraszać do siebie czy iść do kogoś i się po prostu bawić. Trochę swobody dajmy dzieciom, a wszystkim to dobrze zrobi

    • Odpowiedz 19 marca, 2025

      Allicja

      Tak to z animacjami w sali zabaw to w ogóle jest fajny case, bo w moim odczuciu bardzo często dorśli postrzegają to jako takie „fajniej zorganizowane urodziny”, tymczasem dzieci jak widać niekoniecznie 😀

  • Odpowiedz 18 marca, 2025

    Paulina

    Mi to trochę przypomina rzeczywistość opisana w Polsce w 20leciu międzywojennym w książce „Chlopki”. Czyli jak nasze babcie i prababcie zajmowały się swoim rodzeństwem i innymi dziecmi na podwórku, jak dzieci miały już swoje obowiązki w obejściu, a wszystkie barbecie z okolicy latały razem po polach.

    • Odpowiedz 19 marca, 2025

      Alicja

      Tak zdecydowanie pod tym kątem tak! I o ile fantastycznie, że dużo sie u nas zmieniło na lepsze, to pytanie w którym momencie przegieliśmy, że mamy wypalonych rodziców i lękowe dzieci?

  • Odpowiedz 18 marca, 2025

    Joanna

    Tylko skąd wziąć tych rówieśników do zabawy jeśli poza przedszkolem, w okolicy takowych brak 🙁 no i co począć kiedy dziecko twierdzi, że najlepiej bawi się z mamą i jak już uda się zaprosić kogoś z przedszkola do domu to razem ochoczo intonują „baw się z nami” i nie ma się gdzie ukryć i trzeba zacząć prasować, żeby się choć trochę odczepiły…

    • Odpowiedz 19 marca, 2025

      Alicja

      Ano właśnie świetne pytanie. To jest też fajna sprawa, bo my wszyscy znamy powiedzenie, że do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska, tylko większość z nas interpretuje to jako – potrzebni są inni dorośli do wsparcia w wychowaniu. Tymczasem sporo antropologów już od dekad przyjmuje, że z tej wioski potrzebujemy też dzieci, które będą się bawić z dziećmi właśnie. No a my nie mamy ani tych dorosłych ani tych dzieci. I klops.

  • Odpowiedz 18 marca, 2025

    Ewa

    I nagle oddanie dziecka do żłobka czy przedszkola to po prostu madagaskariański styl wychowania, byle się Panie za bardzo dzieciom nie wtrącały 😉

  • Odpowiedz 18 marca, 2025

    Ada

    Totalnie najlepiej! Rozważam emigrację na Madagaskar!
    na poważnie, widzę bardzo to jak odbieram/y dziś dzieciom wolność, samodzielność i poniekąd robimy z nich niemoty bez poczucia własnej wartości i tak staram się na codzień dawać moim 4 i 7 lat tyle swobody ile mogę ( w granicach rozsądku i mojego komfortu psychicznego 🤪) ale to i tak pewnie o wiele mniej niż mają kuzyni z Madagaskaru.
    U nas najlepsza opiekunka dzieci to moja bratanica lat 11. Jest świetna pobawi się z nimi, ale też wytłumaczy sensownie różne rzeczy, miło spędzi z nimi czas ♥️
    Sprawa przytulasów jest ciekawa, czy te dzisiaj już tak się wyprzytulają z rówieśnikami, że nie potrzebują tego z rodzicem? Całkiem inna struktura … tu nie wyobrażam sobie nie mieć tej bliskości z dzieciakami, ale każdemu według potrzeb 😉
    Bardzo mi się podoba aspekt rozwiązywania konfliktów bez starych, tego powinniśmy jako rodzice się uczyć, nie wtrącać się i dawać przestrzeń.

    Dzięki za ten tekst! Uziemia mnie na zasadzie heloł można też tak, że nie trzeba od rana do wieczora animować i wymyślać 🙂 niech się ogarniają sami- to też jest ok 👍
    👋 pozdrawiam

    • Odpowiedz 19 marca, 2025

      Alicja

      Co do przytulasów nie jest to wyjaśnione w analizie, ale wydaje mi się, że bliskość z innymi dziecmi, kompensuje brak bliskości z dorosłymi – tam tak jak napisałam od dorosłych trzeba się trzymać na fizyczny dystans – nie ma przytulasów, siadania na kolankach i tak dalej. Zupełnie inne podejście.

  • Odpowiedz 18 marca, 2025

    Ania

    Mi też od razu przyszło na myśl straszenie, jak to żłobek niszczy dzieciństwo, a to chyba spoko alternatywa dla zostawienia 2-latka samopas z 10 latkiem w dżungli 🤪

  • Odpowiedz 18 marca, 2025

    Kasia

    I zabawy swobodne w żłobku w grupie 1-2 lata też nabierają innego światła 🙂 bardzo bliski jest mi Madagskar i aż z ciekawości podpytam Malgaszy jak to u nich jest 🙂

Leave a Reply