To co w rodzicielstwie czasem trudno zrozumieć

Miało być dzisiaj o czym innym, ale po ostatnich komentarzach nie wytrzymam i muszę to napisać. Jest bowiem jedna rzecz, której zrozumienie przychodzi rodzicom, krewnym i znajomym królika z ogromnym trudem.

Spróbujcie sobie teraz wyobrazić takiego kilku, załóżmy cztero-, pięcio-, sześciomiesięcznego bobasa. Rodzice bobasa są wniebowzięci kiedy uda mu się przewrócić z plecków na bok czy inny brzuszek. Cieszą się z tego małego, wielkiego kroku w rozwoju, nagrywają filmiki, dzwonią do rodziny cali w skowronkach, że ich dziecko rozwija się „w normie”. Bo normy znają doskonale – każdego tygodnia/miesiąca śledzą w sieci kalendarz rozwoju niemowlęcia – wiedzą co latorośl powinna umieć, co powinno ich niepokoić, a co nie. Wiedzą też, że nie mogą od swojego bobasa oczekiwać umiejętności stania czy chodzenia, bo układ mięśniowy ani kostno-stawowy takiego malucha nie są gotowe na to by zmierzyć się z takim wysiłkiem. Jest to dla wszystkich tak oczywiste, że każdy kto będzie próbował wymagać od tak małego dziecka spacerowania po pokoju zostanie uznany za wariata.

Pójdźmy dalej – mija kilkanaście miesięcy, bobas dorasta i po raz pierwszy mówi pełne zdanie w postaci „mama da” pokazując rączką w kierunku butelki z wodą. Rodziciele są zachwyceni – taki mały, a już zaczyna się tak fajnie komunikować. Nikomu do głowy nie przyjdzie wymagać od takiego dziecka, by prezentowało pełen Wersal i zamiast ordynarnego mama da, mówiło „przepraszam mamusiu, jestem spragniony czy mogłabyś mi podać wodę”. Nie – wszyscy wiedzą bowiem, że kilkunastomiesięczny maluch jest na takim poziomie rozwoju, że mama da stanowi dla niego aktualnie szczyt możliwości, a nie przejaw bucowatości wrodzonej, braku ogłady i manier czy innego niewychowania.

Dlaczego więc u licha niektórym tak trudno zrozumieć, że rozwój emocjonalny i społeczny regulowane są przez układ nerwowy, który tak samo jak układ ruchowy potrzebuje czasu by dojrzeć? Dlaczego reakcją na emocjonalną eksplozję małego człowieka jest tak często uspokój się albo ci przyleję, a pod artykułami na temat tego, że dwulatek nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami, bo mu na to mózgownica jeszcze nie pozwala i w związku z tym co jakiś czas widać w przestrzeni publicznej maluchy odstawiające wrzaskliwy spektakl, masowo czytam komentarze, że co to za pierdoły, że to wszystko wina rodziców, bo od dzieci niczego nie wymagają i rosną potem takie rozwydrzone bachory nieprzystosowane do życia w społeczeństwie. A przylać jednemu z drugim w cztery litery, do kąta postawić, niech się nauczą.

Rozumiemy, że jest coś takiego jak rozwój motoryczny, wiemy, że postępuje on stopniowo i że do opanowania pewnych umiejętności trzeba czasu i żadne krzyki i żadne klapsy tego rozwoju nie przyspieszą. Przydałoby się dołączyć do tego zrozumienie rozwoju emocjonalnego i socjalnego oraz tego, że zależą one w sporej mierze od rozwoju mózgu, który to rozwój wymaga czasu. I choć owszem możemy, ba, powinniśmy wspierać, stymulować i w możliwym zakresie modulować ten rozwój, stając się odpowiedzialnymi przewodnikami po świecie emocji oraz norm społecznych, to jednak bycie odpowiedzialnym przewodnikiem nie oznacza oczekiwania niemożliwego i wymierzania rybie kary za to, że nie potrafi latać. Nie wrzeszczymy przecież na kilkunastomiesięczne dziecko za to, że niecierpliwie pokrzykuje baba am am, zamiast sięgnąć po uprzejme babciu poproszę o coś do jedzenia. Zamiast tego dajemy przykład – samemu wysławiając się w taki sposób w jaki będziemy oczekiwali od dziecka, gdy dorośnie na tyle, że jego aparat gębowy i mózgownica będą w stanie połączyć siły tak by z ust berbecia wypływały li tylko uprzejme, elokwentne prośby.

Hamowanie impulsów, panowanie nad emocjami, umiejętność odraczania gratyfikacji albo dzielenia się, przewidywanie konsekwencji własnych działań, baza słownictwa pozwalająca na werbalne, a nie wrzaskliwe wyrażenie swojej frustracji i wiele, wiele innych – to wszystko także przychodzi z czasem – z czasem dojrzewania i rozwoju mózgu. I choć bez dwóch zdań jest to bardziej skomplikowane niż rozwój ruchowy, bo rozwój społeczno-emocjonalny, podobnie jak rozwój mowy jest w dużo większym stopniu modulowany przez interakcje ze środowiskiem, to jednak świadomość tego, że ten oto młody człowiek po prostu nie dysponuje jeszcze narzędziami, które pozwolą mu na opanowanie wybuchu trudnych emocji jest ważna. Trzeźwe, chłodne i realistyczne spojrzenie na możliwości dziecka, zamiast oczekiwania cudów na miarę zdań złożonych w ustach rocznego dziecka, umiejętności chodzenia u półroczniaka czy panowania nad emocjami u dwulatka często bowiem ułatwia zachowanie spokoju, a tym samym czerpanie radości, a nie frustracji z bycia rodzicem.

Kiedy zatem po raz kolejny widzę komentarz negujący osiągnięcia nauki na polu poznawania rozwoju emocjonalnego dziecka, bo nie będą nam hamerykańskie mądralińskie naukowce mówić, co też dzieci potrafią (albo nie), wystarczy przecież dyscyplinę porządną wprowadzić, zastanawiam się czy autorzy tychże komentarzy negują w ten sam sposób wiedzę o rozwoju motorycznym dziecka? Bo oczekiwanie, że dwu-, trzyletnie będzie umiało w pełni panować nad tą częścią swojego umysłu, która pozwala na sprawowanie kontroli nad emocjami i inne tego typu dojrzałe zachowania, ma mniej więcej tyle samo sensu co oczekiwanie, że kilkumiesięczne dziecko będzie panować nad swoim ciałem.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

26 komentarzy

  • Odpowiedz 2 stycznia, 2017

    Karolina

    Święta racja! Zbyt wiele osób uważa, że dziecko nie ma prawa do przeżywania złych emocji, ma być słodkie i (tu słowo klucz) grzeczne. W ogóle w moim odczuciu zrozumienie dla wszystkiego co związane z rozwojem emocjonalnym jest na dość niskim poziomie.

    • Odpowiedz 2 stycznia, 2017

      stara matka

      Zgadzam się Karola, uważam, że w liceach/technikach powinny być obowiązkowe lektury typu „Inteligencja emocjonalna” itp.

    • Odpowiedz 3 stycznia, 2017

      Joanna

      „Grzeczne” – mam alergię na to słowo.

  • Odpowiedz 2 stycznia, 2017

    martyna

    akurat wczoraj miałam taką małą konfrontację z teściową i jej matką, które notorycznie krytykują moje metody wychowawcze. jak słyszę hasła w stylu „nie płacz, uspokój się bo przyjdzie pan i cie zabierze” to mi się nóż w kieszeni otwiera. już nie mówiąc o metodach „jak nie dostanie klapsa to się nie nauczy”. jak mamy mieć dobre relacje rodzinne i jak mam zostawić moje dziecko pod ich opieką jeśli między nami jest tak niesamowita przepaść jeśli chodzi o świadomość niektórych spraw związanych z wychowywaniem dzieci… bo dzieci się wychowuje a nie hoduje!

  • Odpowiedz 2 stycznia, 2017

    stara matka

    Moja Olka ma 10 lat i nadal potrzebuje wyładowania emocji w postaci krzyku, trzaśnięciem drzwiami, czy stwierdzeniem, ze ona/on/ten/to jest głupie. My dorośli też potrzebujemy sporej wprawy do opanowania gniewu, czy rozpaczy. Jest to dla mnie tak naturalne jak spożywanie pokarmu i wydalanie resztek 🙂
    Niestety spotykam się z niechcianymi reakcjami nadąsanych, nieszczęśliwych i nieoczytanych w tej dziedzinie ludzi, którzy oczekują od maluchów cudów, a rodzice w oczach tych ludzisk to nieudacznicy 🙂
    Możemy się na to denerwować i ubolewać, ale nie zmienimy podejścia ludzi, którzy sami nie chcą go zmienić.
    Myślę tylko z żalem o tych dzieciach, które mają rodziców „ludzisków” to jest dopiero dramat…

  • Odpowiedz 2 stycznia, 2017

    Patrycja

    Myślę, że emocje dziecka dlatego są dla nas trudne i chcielibyśmy, żeby dziecko jak najszybciej nauczyło się regulować, bo dla wielu z nas emocje generalnie są trudne – emocje dziecka, innych ludzi, czy wreszcie… swoje… 😉

  • Odpowiedz 2 stycznia, 2017

    Utemperowana

    To ja mam pytanie do fachowców. Bo staram się pozwalać dziecku na przeżywanie emocji. No i tu pojawia się konflikt z dziadkami (moi rodzice), którzy widząc emocjonalne reakcje mojej 20-miesięcznej córki, mówią „Oj, widać, że ma charakterek. Nie będzie łatwo nad nią zapanować. Musisz ją temperować”. Być może te słowa nie działałyby na mnie jak płachta na byka, gdyby nie to, że mówili tak zawsze o mnie. I temperowali. Nie powiem- udało się. Jestem bardzo utemperowana, mam problemy z wyrażaniem własnego zdania itp itd.
    Niemniej, nie wiem, gdzie powinnam stawiać granice tak małemu dziecku, które wszak bardzo dużo rozumie.
    Bo córka, jak się zeźli to ciska przedmiotami i patrzy na mnie wyczekująco. Co wtedy robię? Też ciskam jakimś bezpiecznym przedmiotem, po czym uderzam łapą w poduszkę, co ona chętnie naśladuje. Pokrzykujemy sobie razem i uderzamy w różne rzeczy przez jakiś czas, po czym ona wybucha śmiechem i jest ok.
    No ale właśnie nie do końca wiem, czy jest. Bo to, co w moim mniemaniu jest pozwoleniem dziecku na bezpieczne wyładowanie złości, nie jest niewychowawcze? Czy nie zacieram jej granic?

  • Odpowiedz 2 stycznia, 2017

    Marta

    A ja bym chętnie poczytała o rozwoju emocjonalnym i społecznym dziecka coś merytorycznego. Ktoś coś poleci? To proszę nie poradniki w stylu, co umie roczne dziecko w punktach etc.

    • Odpowiedz 2 stycznia, 2017

      Doris

      Właśnie wspomniana wyżej „Inteligencja emocjonalna” -lektura obowiązkowa na studiach pedagogicznych – super książka! Polecam również „Toksyczni rodzice” – potrafi dać do myślenia!

    • Odpowiedz 3 stycznia, 2017

      Ania

      Polecam książkę „Jak mówić żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać żeby dzieci do nas mówiły”. Nie jest konkretnie o rozwoju ale super pozycja.

    • Odpowiedz 3 stycznia, 2017

      Jadwiga

      Polecam Brazelton, Sparrow, „Rozwój dziecka od 0 do 3 lat”, kompleksowa książka o rozwoju dziecka.

    • Odpowiedz 3 stycznia, 2017

      Li

      Jesper Juul „Moje kompetentne dziecko” pozdrawiam 🙂

      • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

        Marta

        Dzięki wszystkim za podpowiedzi!

        Swoją drogą ciekawe, czemu Alicja odpowiada na wszystkie komentarze na fejsie, a na swojej stronie po macoszemu.

    • Odpowiedz 9 stycznia, 2017

      Emilia Kustra

      Agnieszka Stein „Dziecko z bliska”, tam jest sporo o tym również

  • Odpowiedz 2 stycznia, 2017

    Ayayaya

    To jest szufladkowanie na podstawie przyjętych schematów.
    To tak jak z testami na inteligencję, które stworzył ktoś tam. Nie wpadniesz na tok myślenia kogoś tam, nie jesteś inteligentny.
    Nie myślisz jak reszta, jesteś inny. Nie chcesz tego co inni, jesteś dziwny. Ci inne, niepojęte jest i budzi strach. Dlatego cięźko podążać własnym tokiem.

  • Odpowiedz 2 stycznia, 2017

    Karolina

    Nie znam ani jednej dorosłej osoby, która potrafi w pełni panować nad swoimi emocjami. I to jest normalne. Nie jesteśmy jak Spock ze Star Treka 🙂 Nie wymagajmy tego od dzieci 🙂
    Fajnej i sensownie napisanej książki o rozwoju emocjonalnym niestety nie znam (Alicja, może coś podpowiesz?), ale czytam teraz ciekawą moim zdaniem książkę „Pozytywna dyscyplina” Jane Nelsen. Trochę luźno nawiązuje do tematu, ale tu również bazuje się na szacunku do dziecka i jego możliwości poznawczych.

  • Odpowiedz 3 stycznia, 2017

    Eliza

    Amen!

  • Odpowiedz 3 stycznia, 2017

    GROSZKOWA MAMA

    Zgadzam się w 200%. Mój maluch powoli zaczyna okazywać złość i inne skrajne emocje, staram się uczyć go co może z nimi zrobić, ale przyznam się że czuję się głupia w tym temacie i jedyne za czym podążam to serce i intuicja. (i zachodzę w głowę skąd nasze mamy brały tą swoją matczyną mądrość?:) ) Z chęcią przeczytałabym jakąś mądrą książkę która mogłaby być drogowskazem lub przewodnikiem dla rodzica rocznego dziecka. Matajo, polecisz coś?

  • Odpowiedz 3 stycznia, 2017

    Jadwiga

    „Hamowanie impulsów, panowanie nad emocjami, umiejętność odraczania gratyfikacji albo dzielenia się, przewidywanie konsekwencji własnych działań, baza słownictwa pozwalająca na werbalne, a nie wrzaskliwe wyrażenie swojej frustracji i wiele, wiele innych – to wszystko także przychodzi z czasem – z czasem dojrzewania i rozwoju mózgu” – Wielu dorosłych, tego nie potrafi, a nikt nie proponuje aby im strzelić w tyłek. Szef wrzeszczący na podwładnych – brak panowania nad emocjami. Kibice wyjący i klnący na meczu – brak bazy słownictwa. Drink na rozładowanie zmęczenia i frustracji. Trzaskanie drzwiami. Pokazywanie faka i pukanie się w czoło w reakcji na błąd innego kierowcy na drodze – brak hamowania impulsów.
    Do dzieci jednak przykładamy zupełnie inną miarkę. Niestety.

    • Odpowiedz 20 stycznia, 2017

      aki

      Oczywiście, ale Ci dorośli byli kiedyś dziećmi i najwyraźniej przegapiono ten moment, w którym można już było od nich wymagać, uczyć i pomagać panowania nad sobą. Faktycznie warto by uzupełnić tego typu artykuł o wskazówki kiedy i jak zatem zaczynać pracować nad tą sferą życia dziecka.

  • Odpowiedz 3 stycznia, 2017

    See

    Myślę że paradoksalnie najtrudniejsze jest panować nad sobą. Wszystko pięknie, wiemy o rozwoju dziecka, inteligencji emocjanalnej… ale mnie samej trudno panować nad emocjami po 20 wybuchu i 23 razie wymierzonym mlodszemu bratu… ale uczymy się każdego dnia 🙂 dorośli też krzyczą, zloszcza się, często bez powodu, a co dopiero nasze maluchy…

  • Odpowiedz 4 stycznia, 2017

    aga

    Alicja – uwielbiam cię ? i również proszę o wskazanie literatury fachowej (ale najlepiej pisanej jakimś ludzkim językiem) dotyczącej pomocy dziecku w rozwoju społeczno emocjonalnym, ze szczególnym wskazaniem rodzicowi jak się kurka wodna zachować żeby pomóc… Moja 14sto miesięczna pociecha będzie niezmiernie wdzięczna najprawdopodobniej, a matka na pewno 😛

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    Ola

    świetny artykuł! Bardzo ulatwia mi rodzicielstwo, gdy slysze, ze moje dziecko nie jest jescze w stanie np. panowac nad swoja zloscia, czy np. czekac na cos cierpliwie przez dluzszy czas.
    Zastanawiam sie rowniez, czy to nie jest tak, ze czujemy sie jako rodzcie odpowiedzialni za emocje naszych dzeci i przez to bardzo przez nie dotknieci. Gdy nasze dziecko wpada w zlosc, bo czegos nie moze zrobic, istnieje ryzyko, ze pomyslimy sobie „Przeciez nic za to nie moge, ze tego sie nie da zrobic” czyli, ze poczujemy sie jakgdyby nasze dziecko na nas bylo zle. Byc moze tez czujemy sie w obowiazku uszczesliwic nasze dziecko i gdy ono zaczyna sie zloscic, myslismy sobie „Tak sie staram, a Ty i tak znajdziesz powod zeby marudzic” i sami zaczynamy byc rozzloszczeni przez taka sytuacje. Z tymi myslami czy bez emocje sa zarazliwe i nikt nie lubi byc w towarzystwie kogos, kto sie zlosci, rzuca przedmiotami itp. Mysle, ze dlatego jest nam tak bardzo trudno cierpliwie znosic to rowniez u naszych dzieci i szybko mowimy zdania w stylu „uspokoj sie bo xy..”.

  • Odpowiedz 5 stycznia, 2017

    Kasia

    Też bym była wdzięczna za konkretne wskazówki. Mój syn rok i 9 miesięcy od jakiegoś czasu nas bije i kopie, a jak mu się mówi, żeby przestał, bo to boli, to cieszy się i kopie mocniej. Niestety cierpliwość to moja słaba strona. Płakać mi się chce z powodu tej mojej bezradności…

    • Odpowiedz 14 stycznia, 2017

      mayaxandra

      Kasia, specem nie jestem, ale o ile tolerowałam i nadal spokojnie czekam aż miną napady rozpaczy (bęc na ziemię plackiem i szlochy), po prostu po chwili pytam czy już i teraz już mówi, że już, wstaje i idzie dalej eksplorować. O tyle na agresję zgody nie ma. Były etapy gryzienia, chyba ze trzy. Do tej pory w pełnej histerii zmeczeniowej zdarzają sie próby, ale wtedy łapię małą i ja odstawiam od siebie. Informuję, że nie wolno, nie bijemy/gryziemy/rzucamy w kogoś. Początki były trudne, zwykle wtedy wpadała w czarną rozpacz, wtedy patrz punkt 1 🙂
      Każdy musi znaleźć swój sposób, my wyszliśmy z założenia, że są rzeczy, których nie robimy i już (nie wolno wyrzucać jedzenia z talerza, jak się najemy, nie wchodzimy do zmywarki, nie wychodzimy be butów na klatkę, nie bijemy i nie gryziemy innych)
      Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam 😉

  • Odpowiedz 12 stycznia, 2017

    Dominika

    Święta racja!!! Fantastyczny artykuł! Nie wiem skąd ta chęć w rodzicach do dosłownego TRESOWANIA dzieci – mają być grzeczne, ciche, posłuszne i jednocześnie pewne siebie i przebojowe gdy trzeba… oczywiście od niemowlaka wprost muszą umieć się zachować i panować nad sobą, tylko że większość dorosłych rodziców tego nie potrafi… no ręce opadają! Jestem mamą 2 dzieci i mi bardzo pomogła zasada że wymagając czegoś od dziecka w pierwszej kolejności wymagam tego od siebie! Przykład idzie z góry, po prostu. Druga rzecz to nie należy oczekiwać natychmiastowych efektów tylko dać dziecku czas, w końcu załapie i ostatnia rzecz to rozmawiać z dzieckiem, opowiadać historie przy okazji tłumacząc co i jak, najlepiej na własnym przykładzie a nie wydawać rozkazy, gderać i przypinać dziecku łatki…

Leave a Reply