Dlaczego niektórzy radzą sobie z czwórką dzieci, a innym z jednym ciężko?

Bo mają pomoc i psychiczne lub fizyczne wsparcie od innych ludzi.

Bo mają dzieci o temperamencie łatwiejszym we współpracy.

Bo sami mają temperamenty, którym łatwiej adaptować się do ciągłych zmian akcji jakie funduje rodzicielstwo.

Bo ich układ nerwowy ma większą tolerancję na bodźce, którymi bombardują nas dzieci od świtu do zmierzchu.

Bo mają zaplecze socjoekonomiczne, które daje większe poczucie bezpieczeństwa i stabilności – pieniądze szczęścia nie dają, ale spokój o byt i owszem.

Bo ich stan psychofizyczny jest aktualnie w lepszej kondycji.

Bo doświadczyli w dzieciństwie innego sposobu traktowania i wsparcia, który daje im inną bazę do radzenia sobie z wyzwaniami.

Bo nie mówią ci wszystkiego.

Bo ich związek jest na etapie ponownego spijania z dzióbków i dogrania się w zakresie tego jak to dzielić by żyło się dobrze.

Bo mamy różne tendencje do porównywania społecznego i niektórym łatwiej olać nierealne obrazki z mediów.

Bo ich droga do rodzicielstwa była mniej wyboista.

Bo wbrew narracji, że rodzeństwo to tylko kłótnie, to oni też się czasem bawią i dają żyć, a jedno choć też może się fajnie samo bawić, to częściej też może polegać z tym na rodzicach.

Bo mają bardziej przyjazne środowisko pracy zawodowej.

Bo wywodzimy się z różnych środowisk i mamy różne przekonania na temat tego jaki powinien być dobry rodzic – dlatego jednemu łatwiej przy przeciążeniu odpuścić, a druga będzie latać na szmacie do 3 w nocy i wyzionięcia ducha, bo „matka powinna”.

Bo im dzieci starsze, tym pod kątem czysto fizycznym zwykle łatwiej. Kilkoro dzieci w wieku szkolnym może być wbrew pozorom „łatwiejsze” niż niemowlę z kolkami lub trzylatek z fochem.

Bo mają większe doświadczenie – większa ilość dzieci z ich przekrojem indywidualności mimo podobnego podejścia z czasem może dać większy spokój – tak jak z praktyką przebierania noworodków, człowiek nabiera przekonania, że jednak nie tak łatwo im odpadają głowy przy zakładaniu bodziaka – tak z czasem dorastania dzieci i patrzenia jak różnymi torami to może lecieć, człowiek wie, że ta schiza, że nadmiarowa bajka puszczona w akcje desperacji 17 grudnia 2014 roku jednak wbrew temu postowi na IG nie zniszczyła dziecku wszystkich szarych komórek i na luzie ogarnia życie, a to ułatwia wzięcie oddechu i czerpanie radości.

Bo… miliony innych powodów. Dorzucisz swój pomysł?

Hejo – moja książka Pierwsze lata życia matki – w całości o matkach, bo ileż można o dzieciach, jest właśnie w promocji! Jak masz nadmiar mamony i nie wiesz co z nią zrobić, to może kup sobie księgę do czytania w długie zimowe wieczory? 🙂 TU POCZYTASZ O NIEJ WIĘCEJ

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

Be first to comment