Jak (nie) pomóc przedszkolakowi poradzić sobie z bólem i strachem u lekarza.

Kojarzycie ten moment gdy idzie do lekarza, a waszego berbecia czeka jakaś procedura nie do końca przyjemna typu pobranie krwi, szczepienie, zastrzyk albo chociaż patyczek w gardełko? To zawsze sytuacja niekomfortowa dla rodzica, bo choć każdy z nas próbuje zrobić co może by dziecia uspokoić i sprawić by nie kopał girami całego personelu medycznego, tylko żeby poszło szybko, sprawnie i można było wrócić do domu, to jednak nie zawsze wiemy jak to zrobić.

I tu z pomocą przychodzi pani psor Rebecca Pillai Riddell, która przez lata obserwowała grupę kilkuset dzieci (i ich rodziców) w trakcie kolejnych wizyt szczepiennych – właśnie po to by sprawdzić jaka strategia pozwala dzieciakom znieść to wszystko z jak najmniejszym poziomem lęku, stresu, bólu i nieprzyjemności. Podczas tych wizyt badacze bacznie przyglądali się dziecku – jego reakcji przed, po, w trakcie szczepienia, obserwowali grymasy bólu i niepokoju, a następnie oceniali poziom bólu, stresu i lęku i co jasne przy tym wszystkim bacznie przyglądali się także temu co też wyczynia w tym czasie rodzic – bez żadnego interweniowania w jego poczynania. Ot tak troszkę jak w ukrytej kamerze.

Okazało się, że reakcja i zachowanie rodziców rzeczywiście mogą w pewnym zakresie modulować to jak dziecię przejdzie całą procedurę i w ten oto sposób otrzymaliśmy reakcje, które pomagają poradzić dziecku poradzić sobie z sytuacją do których należy przykładowo (co zresztą każdy średnio rozgarnięty człowiek byłby w stanie przewidzieć) rozpraszanie uwagi dziecka poprzez np. pokazanie mu czegoś na ścianie gabinetu albo rozmowa o tym co będziemy robić jak już wyjdziemy od lekarza. No i humor moi państwo, humor, śmiech i żarty najlepszym lekarstwem na wszystko są.

No wiem oczywiste, oczywistości ale, to nie wszystko moi mili – bowiem wedle autorów badania znacznie ważniejsze jest jednak to czego unikać – są bowiem pewne frazy, które raczej nie pomagają dziecku poradzić sobie z sytuacją i będą bardziej sprzyjały temu by dziecię się zestresowało, zaniepokoiło i by wyszła z tego wszystkiego totalna draka, a nie szybka piłka. Cóż to za frazy? Ano okazuje się, że to dokładnie te, które w gabinetach lekarskich słyszymy dość często. Zapewne nie wynika to ze złej woli czy to rodzica czy personelu medycznego, a ze szczerej chęci pomocy, acz być może to właśnie jeden z tych przypadków typu chciałem dobrze, a wyszło jak zwykle.

Dobra, dobra już nie ględzę, tylko rzucam przykładami.

Otóż jedno z tych zdań to zdania zapewnień typu „jest ok”, „wszystko jest/będzie w porządku” „nie ma się czego obawiać” – tego typu zapewnienia – zwłaszcza jeśli są powtórzone kilkukrotnie – zwykle nie pomagają, dzieci bowiem nie są w ciemię bite i doskonale wiedzą o tym, że rodzice silą się na zapewnienia, że wszystko będzie ok, li tylko wtedy kiedy na pewno nie będzie, więc słysząc takie słowa zawczasu się spinają i przygotowują na opcję będzie źle.

Kolejny przykład to zbytnie – nie wiem jak to nazwać – roztkliwianie się i kajanie poprzez mówienie np. „tak mi przykro, że musisz przez to przechodzić”, „przepraszam, że cię boli” – cóż z badania wynika, że to wcale nie pomagało, bo dziecko słysząc te słowa bardziej odczuwało ból i stres.

Nie pomagały także najpopularniejsze chyba próby zagwarantowania „dzielności” poprzez mówienie „będziesz dzielny, prawda?” albo „taki duży/a chłopiec/dziewczynka na pewno nie będzie płakał/się nie boi zastrzyku”. Równie nieskuteczne było krytykowanie typu „no nie płacz, przecież jesteś już duży/a” i tak dalej.

Co jasne to nie jest tak, że jak nam się taka fraza wypsnie to zniszczymy dziecku dzieciństwo i zafundujemy całożyciową traumę okołolekarską, ale tak sobie myślę, że to ważne by o tym jednak mówić. Ze względu na nasze przejścia Drugorodny ma bowiem traumę białego fartucha, która nie wynika wcale z tego, że ktoś go źle, niedelikatnie traktował, bo wszyscy byli raczej całkiem do rzeczy, ale on jakimś cudem zapamiętał karetkę i do dziś mówi, że się tam bardzo bał co sprawia, że absolutnie każda wizyta u nawet najbardziej empatycznego lekarza świata jest dla niego ogromnym przeżyciem, stresem i pasmem niepokoju. I jak myślicie co słyszymy najczęściej w gabinetach? Ano właśnie „taki duży chłopiec chyba się nie boi/nie będzie płakał”. Zatem proszę bardzo moi państwo – macie na papierze, czarno na białym, że to nie pomaga. Dajmy sobie więc proszę wszyscy raz na zawsze spokój z tym tekstem 🙂

Cambpell i wsp., 2017. Preschool childrenʼs coping responses and outcomes in the vaccination context.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

21 komentarzy

  • Odpowiedz 27 listopada, 2017

    Angelika

    Moje dziecko za naklejkę da sobie zrobić chyba wszystko. Nasz pediatra juz to wie i od wejścia daje naklejkę a po badaniu druga. Ja zawsze tłumaczę ze trzeba czasami iść do lekarza,że mama i tata czasami też chodzą i próbuje właśnie odwrócić uwagę mojej trzylatki. No i książeczka „Kicia kocia jest chora” zawsze pomaga. W ogóle super seria tych książeczek,często stosuje Kicie jako przykład 🙂

    • Odpowiedz 12 grudnia, 2017

      Skarb

      U mnie też pomogły książeczki – seria mądra mysz o Zuzi (Maksie) – kupilam w szpitalu, u dentysty, fryzjera, mam przyjaciolke pielegniarke i wałkowaliśmy je na zmiane z lżejszymi pozycjami z serii. Mamy dużo tych książeczek, dzieci je lubią, bo są o ich rówieśnikach i dają pogląd na nowe sytuacje i wyjaśnienie wielu kwestii. Ja też nie lubię przykrych niespodzianek z zakresu: szczepienie nie boli, albo nic sie nie stało. Dziecko też człowiek, o tym często zapominamy, i jeszcze wrzeszczymy „bo pójdziesz do szpitala!!” itp. jednoznacznie dając do zrozumienia, że nic dobrego go tam nie spotka, a później zdziwieni, że ryk nieziemski.
      Efekty uboczne książeczek: musi być pani dentystka, pani fryzjerka – jak w książeczce. Przed wizytą mówię, co będzie robił lekarz, że szczepienie dziś, troszkę zaboli, ale szybko przestanie – na ostatnim radość, bo było dokładnie jak powiedziałam. Ostatnio szpikulcem do kasztanowych ludzików zrobił lalce zastrzyk i skwitował, że już nie boli, albo chce gardło oglądać z patyczkiem do lodów.

  • Odpowiedz 27 listopada, 2017

    Aggatka

    Uwielbiam „nie bój się”, zamiennie z „nie ma się czego bać”.
    Ostatnio mi się dziecko przeraziło potwornie. Masakra. Panika, wycie – pełen przekrój. Teściowa leci w sukurs z jednym z powyższych tekstów, ja się na nią patrzę i mówię „Nie ma co się bać wody! Pomogło? Już się nie będziesz bała rzeki i jeziora?” (boi się tak panicznie, że po kostki nie wejdzie). Pomyślała, stwierdziła, że to faktycznie nie pomaga. Ponieważ wycie nie ustało, za chwilę wyszła z tekstem „nie płacz, nie bój się!”. Ma ktoś patent na takie pomaganie ze strony babć, cioć, osób postronnych na ulicy? :-p Bo ja po prostu odchodzę z dzieckiem na bok i robię swoje, niestety niektórzy mają ciągoty do pójścia za mną.

    • Odpowiedz 3 stycznia, 2018

      Kats

      Chyba najlepszym sposobem byłoby powiedzenie wprost „nie pomagaj bo ci nie wychodzi” ale wiem jak jest :/ mój teść lubi brać na ręce mojego 10-miesięczniaka, mimo że młody się go panicznie boi. Biedny zalewa sie złami i dławi własnym płaczem. Próbuje dać mu delikatnie do zrozumienia, że może jednak odda mi dziecko, a ten „nie, dzieci musza sobie czasem popłakac”. No szlag jasny mnie trafia po prostu. Nie lubie też jak obcy ludzie rzucają tekstami „taki ładny, a tak płacze”. Albo raz w sklepie facet uspokajał wnuczkę tekstem „nie placz, bo chłopczyk (mój synek) się z ciebie śmieje”. Biedne dziecko… Żaluję, że jej nie powiedziałam wtedy, że niech sobie płacze jak czuje taką potrzebę i chłopczyk wcale się nie śmieje, bo nie ma z czego. Następnym razem chyba zareaguje, bo trzeba tępić takie podejście. Sorry za przydługi komentarz, bulwersuję się natłokiem głupoty ludzkiej :/

  • Odpowiedz 27 listopada, 2017

    Ania

    My tych tekstow nie uzywamy ..wrecz przeciwnie odwracam uwage w poczekalni typu ogladami ksiazeczki itd.. wchodzac do gabinety jest taki ryk ze trojka doroslych srednio daje rade…

    Takze mysle ze w duzym stopniu to kwestia indywidualna dziecka

    • Odpowiedz 1 grudnia, 2017

      mama 4letniej

      U nas jest dokładnie tak samo… Może nie ryk, ale płacz tak, łzy kapią na podłogę jak tylko córka przekracza próg gabinetu. Gdybym tylko wiedziała skąd wynika ten jej strach, bo nie mamy żadnej traumy. Ale ostatnio była inna pani pediatra w pudroworóżowym fartuchu i płaczu nie było, więc może chodzi o ten biały kolor fartucha? Córka ma ponad 4 lata i odkąd poszła do przedszkola to u pediatry jesteśmy średnio co 3 tygodnie, a pani w różowym fartuchu jest tylko we wtorki więc jak żyć ja się pytam??? Pozdrawiam wszystkich z podobnymi problemami:-)

      • Odpowiedz 3 stycznia, 2018

        mama kiwoszka

        na szczepienia musicie się umawiać „do tej pani w różowym fartuchu poproszę” albo przynosić przebrania dla personelu ;D fajnie, że jest jakiś sposób 🙂 mnie musiały trzymać 3 pielęgniarki a strach przed igłą mam do dziś. moja mama wciąż mi te cyrki wypomina 😀

  • Odpowiedz 27 listopada, 2017

    Małgorzata

    Moje młodsze dziecko o dziwo u lekarza zamienia się w szmacianą laleczkę i daje się zbadać bez problemu, szczepienie kwituje krótkim płaczem (jak kończę go ubierać, to synek kończy płakać). Starszy syn z jakiegoś powodu miał traumę białego fartucha od urodzenia, szczepienia były dramatem, przeszło mu w okolicach 3 urodzin jak poszedł z mężem i misiem do lekarza (wtedy wszędzie brał misia). Przypuszczam że zbawienne działanie miało to, że najpierw badanie zniósł dzielnie misio (włącznie z badaniem uszu i mierzeniem ciśnienia) i że mnie tam nie było – chodziliśmy do tej pediatry prawie od początku i nigdy jak ja byłam w gabinecie lekarka nie wykazała się taką kreatywnością w odwracaniu uwagi dziecka 😉 Ostatnio na badanie krwi (na szczęście tylko z paluszka) syn poszedł także z mężem i nawet się nie skrzywił jak pani „zbierała biedronki” 🙂

  • Odpowiedz 27 listopada, 2017

    Ela

    Moja 3latka wchodzi do pediarty z tekstem „cześć, to znowu ja” i pakuje się na leżankę. Na szczepieniu daje drugą rękę. Przed każdą wizytą mówimy co będzie robił lekarz,w domu ma zestaw małego lekarza, robi zastrzyki, podaje niedobre leki bleee…i dużo tulenia- u nas to działa.

  • Odpowiedz 27 listopada, 2017

    Klara

    Mój dwuipollatek byl dzieckiem, ktore na kazdej wizycie tak wrzeszczało, że az wymiotowalo. Kupilismy zestaw lekarza, odpowiednie ksiazeczki, naklejki Dzielny Pacjent, ogladalismy bajki o tej tematyce. Poczatkowo nic nie pomagalo. Kazda wizyta w przychodni to byl prawdziwy dramat. Az tu nagle, bez zadnego wyraznego powodu cos kliknelo i mlody zostal fanem lekarzy!doslownie pozwala ze soba zrobic wszystko. Po ostatniej wizycie w szpitalu dzien pozniej pytal kiedy tam wrocimy. Gdyby ktos mi powiedzial pol roku temu, ze tak bedzie popukalabym sie w czolo…aha nie pamietam czy mowilam NIE BOJ SIE, ale raczej cos w stylu: mama jest z Toba.

  • Odpowiedz 27 listopada, 2017

    Montana

    A ja nie okłamuję dziecka – mówię „będzie trochę bolało, ale da się to wytrzymać”, staram się nie udawać, a potem tulę mocno 🙂 I zawsze po wszystkim jakoś wynagradzam 🙂

  • Odpowiedz 27 listopada, 2017

    Sylwia

    Moj wowczas 1,5 latek po pobycie w szpitalu (chodzilo w sumie o wenflony) mial potem jeszcze przez pare miesiecy taka traume, ze jak tylko widzial pania w bialym fartuchu, to byla totalna panika (nawet jesli to byla tylko pani sprzatajaca ^^’). Na szczescie zdaje sie, ze juz zapomnial.

  • Odpowiedz 27 listopada, 2017

    ita88

    Córka ma 3 lara. U nas wystarczyła zwykła rozmowa przed szczepieniem, po co to robimy, że będzie przez chwilę bolało, ale nie zachoruje dzięki temu na ospę. Jak lekarz będzie robił, przećwiczone na rodzicach i na niej. I badanie i później szczepienie przeszły nawet bez jednej łzy za to z ciekawością o stetoskop i strzykawki.

  • Odpowiedz 27 listopada, 2017

    Ewa

    Zanim zostałam mamą zapamiętałam dobrze przeczytaną/usłyszaną psychologiczną mądrość – by nie zaprzeczać uczuciom dziecka. To znaczy np gdy dziecko stłucze kolano i płacze to nie wmawiać dziecku że go przecież nie boli. W takich sytuacjach potwierdzam że wiem że boli, ale zaraz przestanie. Podobnie w przypadku np szczepienia- mówię że będzie małe ukłucie, trochę będzie bolało ale krótko. Oczywiście po wizycie w przychodni jakaś atrakcja np wizyta w cukierni.Moje dzieci bardzo lubią wizyty u lekarza.Traktują to jak rozrywka.

  • Odpowiedz 28 listopada, 2017

    Alicja

    O, mnie zawsze denerwuje, gdy mi rodzina wyskakuje z tekstem „nic się nie stało”, kiedy synek zrobi sobie jakąś krzywdę i płacze. No jak to nic się nie stało? Gdybym to ja się przewróciła, to też by mnie bolało. W takich wypadkach najlepiej sprawdza się u nas przytulanie i słowa, że „jest mamusia” 🙂

    • Odpowiedz 28 listopada, 2017

      Ewa

      Żeby nie było że zawsze jest tak u mnie idealnie-początki szczepień z synem były bardzo ciężkie. Wychodziłam z nich cała zlana potem i bardzo zmęczona. Ale z biegiem czasu było coraz lepiej.

  • Odpowiedz 29 listopada, 2017

    Aga

    Super, że poruszasz takie kwestie, bo mam wrażenie, że nadal brakuje info w tym temacie. Dodatkowo mam wrażenie, że lęk dziecka przed lekarzem czy procedurami medycznymi nadal jest bagatelizowany przez rodzinę czy nawet (o zgrozo) personel medyczny.
    W weekend mieliśmy taką sytuację, że małego bolało ucho i strasznie płakał (już przed wizytą) i nie chciał się dać przebadać na dyżurze pani dr, więc kazała nam dziecko siłą przytrzymać (bo i tak się nie uspokoi) na co nie chcieliśmy się zgodzić- próbowaliśmy dalej tłumaczyć, zagadać, odwrócić uwagę małego. No i usłyszeliśmy, że dajemy sobą rządzić dziecku i widać, że jedynak 🙂

    Macie jakieś pomysły jak wesprzeć dziecko już w gabinecie? Zwłaszcza, gdy to nagła sytuacja i nie zna lekarza.

  • Odpowiedz 29 listopada, 2017

    Kinga

    Ech… my wczoraj byliśmy z naszym półtoraroczniakiem na pobieraniu krwi z palca i kompletnie się nie spodziewałam, że tak to się skończy. Byliśmy razem z małżem, ale stwierdziłam „a niech chłop poczeka w poczekalni, co tam pobieranie krwi z paluszka” tym bardziej, że młody dośc dobrze znosi szczepienia i wizyty u lekarza. Wchodzimy, a on od razu zaczął grymasić, pani pielęgniarka nie pomagała specjalnie krzycząc na mnie i na niego… zdębiałam, zwłaszcza, że ja sama mam traume. Pani nie zrobiła nic by uspokoić małego pacjenta, a wręcz była oburzona jego zachowaniem i tym, że ja jak najdelikatniej staram się go przekonać do współpracy, a nie na siłę. W końcu i tak trzeba było na siłe… ale kilka tekstów jakie rzuciła w naszą strone to porażka. Naprawdę. Zero empatii, podejścia do człowieka. Żałuję tylko, że naraziłam na to syna, a nie wyszłam w porę i że mi języka w gębie zabrakło. Wyszliśmy i cycuś go uspokoił, ale ja się rozwyłam z nerwów. Wiem, że już tam nie wrócimy, ale mam nadzieję, że Młody sie nie zrazi na amen.

    • Odpowiedz 30 listopada, 2017

      iwona

      O kurcze…. bardzo Wam wspolczuje.

  • Odpowiedz 28 stycznia, 2018

    Matula

    Moja córą jak była mała miała „hopla” na punkcie zestawów lekarskich. I jakoś łatwo jej było „pokazać” co pani doktor będzie robić. Za to wizyta u dentysty z kilkulatką – masakra. Za to jak zaczęły śmierci chodzić „do studentów” okazało się że ośmioletnie dziecko da sobie zrobić wszystko otoczona wianuszkiem studentów.

  • Odpowiedz 3 maja, 2018

    MamaZo

    U mnie sprawdza sie prosta zasada – zawsze wprost i szczerze!
    Oczywiście komunikat dostosowany do wieku, ale mówiący o CELU wizyty.
    Pobranie krwi? 4latek zrozumie ze pani bierze trochę krwi żeby pooglądać pod mikroskopem dlaczego ostatnio tak bardzo kaszlales.
    Pobranie wymazu z gardła (na czczo!) – teraz nie bedziemy jeść śniadania, super przygoda, pani musi pędzelkiem wziąć trochę tych zarazków i dać ci syrop na kaszel!
    Dentysta? Zobacz, policzymy ile zębów mama ma z zaklejonymi dziurkami. Teraz ty sobie zakleisz, bo nie będzie robaczek zjadał takiego ładnego zabka!

    Za każdym każdym razem bez wyjątku mówimy o celu zabiegu. Nigdy nie mowię o bólu, strachu i – co najważniejsze- nigdy nie okazuje strachu rodzica! Jeśli sami sobie z nim nie radzimy to zachęcam do uśmiechu, łaskotania, czegokolwiek co pozwoli NAM zachować humor na 102! To największe wyzwanie nawet jak sie boimy sami (często bardziej o wyniki niż o zabieg) ale taka role odgrywamy jako mama i tata, rola życiowa i nie do porównania z żadna inna!! 🙂

Leave a Reply