Największy kit wciskany matkom.

Wiem, że aktualnie na topie jest bycie mówcą motywacyjnym i sprzedawanie ludziom tekstów o tym, że świat stoi przed nimi otworem, a osiągnąć mogą wszystko, wystarczy tylko, że wyjdą poza swoją strefę komfortu, ale najwyraźniej ja nie lubię być na topie. Lubię natomiast obserwować i opisywać rzeczywistość, zwłaszcza tą matczyną.

Dzięki blogowi mam sprawę ułatwioną, bo każdego dnia mam kontakt z naprawdę sporą ilością kobiet. Rozmawiamy sobie, wymieniamy doświadczeniami, śmiejemy się ze wszystkiego z czego pośmiać się można – z nas samych zwłaszcza. Niemniej zawsze, niezależnie od tematu z którego właśnie rechoczemy, niezależnie od tego czy dotyczy on gotowania obiadu, sprzątania, wychodzenia do fryzjera, na manicure, kosmetyczki, wracania do formy po dzieciach, czasu na książkę, film, randkę z mężem, babskie wyjście, edukację, podróże, godzenie pracy z życiem rodzinnym albo odnajdowanie się w monotonii „siedzenia” w domu z dzieckiem czy cokolwiek innego wam przyjdzie do głowy – zawsze znajdzie się kilka osób, które wparują i rzucą tekstem w stylu „nie ma co narzekać, bo wszystko jest kwestią organizacji i chęci”.

Otóż nie, moi państwo. „Wszystko jest kwestią chęci i dobrej organizacji” to parszywie szkodliwy mit i kłamliwy stereotyp, który może i kogoś zmotywuje na 3 dni, ale potem wpędzi w ogromne poczucie winy i frustrację.

Bo jeśli nie jesteś jedną z 3 szczęściar na świecie, to z naprawdę niewielkim prawdopodobieństwem będziesz z łatwością łączyć rozwijającą się prężnie karierę z posiadaniem małych dzieci i znajdować przy tym czas na ambitną lekturę, codzienny jogging i trening na pośladki jak ta fit-matka z instagrama, przygotowanie obiadu jak z żurnala i zblendowanie zieleniny na smoothie, którego walory smakowe zachwycą całą familię, ale zanim zachwycą ty oczywiście znajdziesz czas na cyknięcie czarodziejskiej fotki, która udokumentuje tę magiczną chwilę serwowania zielonego koktajlu w słoiku, bo kto w dzisiejszych czasach pije ze szklanki.

Fotka będzie ujmująca, bo ty nie jesteś nudną matką-polką, ty jesteś kreatywną matką-polką, która między pracą, dziećmi, gotowaniem i porannym joggingiem, znajduje czas na realizowanie swoich artystycznych pasji i szkoli się w kadrowaniu i doświetlaniu zdjęć, dzięki którym magiczne chwile nie odejdą w zapomnienie. Nie jesteś też jedną z tych okropnych zaniedbanych matek, więc regularnie śmigasz do fryzjera, kosmetyczki, na paznokcie, na rzęsy i na zakupy w celu uzupełnienia braków w garderobie, bo chcieć to móc, więc nie masz problemu ze znalezieniem na ten czas opieki dla dzieci, a jako że wszystko jest kwestią dobrej organizacji, to organizujesz sobie pieniądze na te wyjścia w końcu co to dla Ciebie kilkaset złotych miesięcznie, prawda? Oczywiście w Twoim domu panuje idealny ład i porządek, wszak to żaden problem ogarnąć mieszkanie między jedną a drugą wartościową chwilą spędzoną z dziećmi, wystarczy być systematycznym, no nie?

Łączy nas to że mamy dzieci, ale różni właściwie wszystko – wiek, sytuacja materialna, rodzinna, zawodowa, stan zdrowia, umiejętności, doświadczenia życiowe, miejsce zamieszkania, liczba dzieci, ich wiek i temperament i masa innych rzeczy z których każda w mniejszy lub większy sposób decyduje o tym czy w naszym wypadku coś może być jedynie kwestią chęci i dobrej organizacji.

Zawsze mnie zastanawia czy rzucający tymi frazesami rozumieją, że inne możliwości są w Warszawie, inne w małym mieście, a inne w zapadłej wsi na krańcu Polski. Czy rozumieją, że sytuacja materialna może drastycznie zmienić obraz rzeczywistości i wpłynąć na absolutnie wszystko. Czy wiedzą, że jedna kobieta będzie bez żadnego wysiłku tydzień po porodzie śmigać w obcisłych jeansach rozmiaru 34 mimo opychania się pączkami po czubeczek przełyku, a inna mimo racjonalnego żywienia i rozpaczliwych prób znalezienia czasu na trening nigdy nie wróci do sylwetki sprzed ciąży, bo uwarunkowania genetyczne, metaboliczne i fizjologiczne jej tego nie ułatwiają, a sytuacja życiowo-rodzinna albo stan zdrowia nie pozwalają jej na pokonanie uwarunkowań dzięki regularnym, intensywnym treningom i diecie ułożonej przez specjalistę.

Ba! Czy rozumieją, że czasem przy w miarę jednakowej sytuacji życiowej nawet sam temperament dziecka może w życiu kobiety sporo namieszać i sprawić, że nie wszystko będzie kwestią organizacji i chęci? Bo wiecie ja mam dwójkę dzieci. Przy pierwszym mi się wydawało, że jestem alfą i omegą rodzicielstwa, bo dziecko było wiecznie uśmiechnięte, rzadko płaczące, ugodowe, nigdy nie wisiało na piersi tylko od pierwszych chwil życia jadło 7 minut i cześć pieśni na następne 3-4 godziny, noce przesypiało od 8 tygodnia życia i słodko spało podczas podróży samochodem. Można było wychodzić, relaksować się, podróżować i chodzić do fryzjera, bo dziecko żyło powietrzem, energią słoneczną i od czasu do czasu suchą bułką, więc pieniądze zaoszczędzone na żywieniu latorośli można było radośnie trwonić na przyjemności.

A potem urodziło się nam drugie dziecko – też słodkie i uśmiechnięte, ale przy tym krzykliwe, charakterne, przyklejone do mamy i żądające kilkudziesięcio minutowych sesji picia mleka co godzinę, budzące się w nocy niezliczoną ilość razy przez pierwsze 2 i pół roku życia, drące się jakby go obdzierano ze skóry chwilę po włożeniu do fotelika samochodowego i z apetytem tak wielkim, że byłam bliska wpisaniu w google tekstu „nisko oprocentowany kredyt na wyżywienie półrocznego dziecka”.

Bezrefleksyjnie wciskanie matkom frazesów typu „wszystko jest kwestią dobrej organizacji” sprawia, że prędzej czy później część z nich czuje się jak największy przegrany. Bo skoro innym wychodzi i z taką lekkością mówią, że to tylko kwestia organizacji i wystarczy wstać przed dziećmi o 5 rano żeby zrobić trening na ciało jak ta lala, a my o 5 i owszem wstajemy, ale nie na trening tylko dlatego, że miłościwie nam panujący krasnolud wsadza nam o tej porze palec w oko i żąda śniadania, po czym lata jak króliczek Duracella do 20, kiedy w końcu ładuje się do łóżka i łaskawie zasypia, a my padamy z wycieńczenia na pyszczycho i ze łzami w oczach lustrujemy panujący w mieszkaniu chaos, to znaczy, że z nami coś nie tak, bo jesteśmy leniwi, nieudolni, niezorganizowani i niedostatecznie mocno chcemy.

Stawiamy sobie jakieś nierealne do wykonania w naszej sytuacji cele, bo wierzymy frazesom rzucanym przez ludzi, których sytuacja jest diametralnie różna od naszej. A wiecie w kogo to uderzy najmocniej? Nie w nas, a w nasze dzieci.

Kiedyś napisałam, taki prześmiewczy, jak to zwykle u mnie bywa tekst o różnych typach matek – pod nim pojawił się komentarz, który był jednym z tych komentarzy, które zostają w głowie na zawsze:

„Wiesz Alicja… Ja jestem matką, która się poświęca i wróciła do formy bardzo szybko, a na dodatek nosi swoje dziecko non stoper. I to nie dlatego, że tak sobie wybrałam. Dopiero jak zostałam mama zobaczyłam,  że tkwię w schematach. Że dociska mnie syndrom matki polki, że ciśnie mnie presja, że muszę dać sobie radę. To nie jest tak, że ja tego wszystkiego chciałam. I ja szczerze Ci zazdroszczę, że Ty nie musisz taka być. Że nic Cie we łbie nie ciśnie, że jak nie ugotowałaś, nie posprzątałaś, nie wynosiłas i nie poszłaś jeszcze do roboty na 12h to jesteś beznadziejna. Wiele kobiet ma wdrukowany taki motyw we łbie i mimo lat terapii to nie taka prosta sprawa… mimo dozy poczucia humoru i świetnego tekstu niektóre zdania w nim bolą”

Na moje pytanie skąd wzięła się w tej dziewczynie zgoda na wejście w taki schemat, padło:

„Nie chciałam wchodzić w schemat. Ja tylko się zorientowałam, żę od początku w nim tkwię. Ze wyssałam go z mlekiem matki, tej z kolei wydrukowała babcia i idzie z pokolenia na pokolenie. Cała masa kobiet chce pokazać swoim matkom, że będą lepsze od nich, stawiają sobie to za cel najwyższy i zajeżdżają się, żeby komuś coś udowodnić.”

I choć powyżej mamy chęć udowodnienia czegoś matce, to w mojej opinii w dobie mediów społecznościowych i łatwości wymiany poglądów (i perfekcyjnych zdjęć) on line, dochodzi jeszcze kwestia udowodnienia czegoś sobie samym i połowie internetu. Bo skoro one mogą i piszą, że to jest kwestia organizacji i chęci, to z nami coś nie tak, więc teraz musimy się spiąć, zorganizować i odpowiednio chcieć, a wyjdzie.

I nie zrozumcie mnie źle – nie ma nic złego w tym, że komuś wychodzi ćwiczenie, realizowanie pasji, utrzymywanie domu w perfekcyjnym porządku i opiekowanie się dziećmi. Ale jest coś parszywie okrutnego we wmawianiu innym, że też tak mogą, a może i muszą, bo nie zawsze mogą i niczego nie muszą. A czasem nawet jeśli mogą, to w ich przypadku koszt tej możności daleko przewyższa zyski, bo życie to skomplikowana układanka na która składa się masa małych elementów i nie można własnej miary przykładać do innych.

Znakomita większość matek stara się działać i organizować życie swoje i swojej rodziny najlepiej jak może w sytuacji w której się znajduje. I to jest świetne. To wystarczy. Bo nie wszystko jest kwestią chęci i dobrej organizacji – zwłaszcza przy dzieciach.

Z okazji zbliżającego się dnia matki życzę wam byście nie dały sobie wcisnąć tego internetowego kitu, bo spinanie się i frustracje, odbierają mnóstwo magii i radości z macierzyństwa. Bo w życiu nie liczy się tylko umiejętność dobrego organizowania, ale też odpuszczania.

Polub fanpage mataja.pl na FB (klik)

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

212 komentarzy

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Karolina

    Dziękuję. Przeczytałam Twój tekst akurat w chwili absolutnego zwątpienia w swoje kompetencje rodzica i zrobiło mi się choć ciut lżej.

    • Odpowiedz 24 maja, 2017

      ZAzu

      Ja te „chwile” zwatpienia I spiny mam niemal codziennie. Rowniez dziekuje za świetny tekst.

    • Odpowiedz 24 maja, 2017

      Aga

      Dziękuję 🙂 myślałam,ze tylko mi tak wiele brakuje do ideału. A przecież staram się, robię Dzieciom te piękne zdjęcia,oczywiście z zamiarem pochwalenia się przed znajomymi swoimi pociechami usmiechmietymi, bawiącymi się grzecznie edukacyjnymi zabawkami, w swoich pięknych schludnych ubrankach…i udaje się… w jednym na milion przypadku,że są,że się nie rozbiegly,ze nawet na mnie patrzą i ubranka mają czyste,a nie wybrudzone bo dopiero odbyły walkę z jogurtem. Nie mówiąc o domu,bo przecież dzisiaj sprzątałam (5 razy) odkurzalam,i obiad zrobiłam,jeszcze mozna go spotkac pod stołem. mialam posprzątać, zrobię to…ale dzieci idą spać,już po wieczorynce w końcu jest 23 :/ jeszcze pospiewam córce i pójdzie spać,syn jak dobrze pójdzie też zaśnie w ciągu pół godziny ssania piersi,w końcu ma już rok,szybciej sie najada i może już nie ma takiej potrzeby bliskości.
      posprzatam I będę miała czas dla siebie, dużo czasu…wykąpie się jeśli nie usne na stojąco… bo przecież czeka mnie błogi sen, może nawet pośpią do 6.30… oczywiście minimum dwie pobudki mam zagwarantowane…i tak codziennie.
      Pozdrawiam i spróbujmy nie obarczac się tymi wyrzutami 🙂

      • Odpowiedz 24 maja, 2017

        mayaxandra

        Walka z jogurtem i obiednie spotkanie pod stołem, jak ładnie i obrazowo 🙂

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      matkapolka

      Dziękuję za artykuł i otuchę. Jakież wielkie są moje wyrzuty sumienia kiedy na fb widzę posty ze zdj. znajomych…Uśmiechnięte dzieci, super sesja zdjęciowa, czyste ubranka albo Mama z henna, zrobionymi rzęsami, ubrana u Armaniego i wyczesana przez sztab fryzjerów robiąca selfie ze swoim idealnym bobasem a ja ciężko mam by zrobić „zwykłe” zdj. mojej 2jce razem albo znaleźć czas / fundusze na wyjście do fryzjera;-)
      Wpis o krasnoludzie żądającym śniadania o 5 rano i wyrzuty sumienia, że daleko mi do ideału? Myślałam że tylko ja tak mam a tu ktoś jakby wyczytał moje myśli :-O
      Dziękuję raz jeszcze i wrzucam na luz, rzeczywiscie spina niepotrzebna a z dziećmi warto się cieszyć chwilą i dawać im radość zamiast ustawiać do idealnych fotek – nie dla siebie, a dla znajomych. Nie warto przejmować się „brakiem chęci i organizacji” 😉

      • Odpowiedz 27 maja, 2017

        Dominika

        Z tego właśnie powodu zaglądam na fb i inne głupie stronki jak już nie mam wyjścia bo po co się dodatkowo dołować?
        Ala dziękuję, wspaniały tekst.

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Ozdoba

      Dziękuję za ten tekst. Ja się dałam wciągnąć w oszustwo matek-internautek, instamatek itp. Wymagałam od siebie dużo, czułam presję otoczenia i jeszcze to poczucie winy, że nie potrafię być świetna, że dużo rzeczy bez przekonania robię bo tak trzeba…Odbiło się na małżeństwie i dzieciach. No i trafiłam do psychologa…Mam nadzieję, że pomoże. Dzięki.

      • Odpowiedz 25 maja, 2017

        Alicja

        Ściskam kciuki! Poowdzenia!

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Wojtek

      Ha, jestem ojcem który w pewien sposób objął wiecej obowiązków bo żona robi karierę i kosi pieniądz. Już nie będę opowiadał jak czasem czuję się jak nieudacznik no bo no jak to? macho mówi mi że facet przynosi mięcho do jaskini!?
      U nas w chacie zwykle jest zamęt, no bo jak inaczej. Z krwi moich dzieci robią napoje energetyczne. A faktycznie, to z roboty urobiony wracam i trochę oddechnąć trzeba. Dzieci w wieku 7 (syn) i 5 (córka) wiec po co sprzątać. I tak za pół godziny widac nie będzie, że było sprzątane.
      Na nasze szczęście dzieci już w wieku że ich wykopac można na dwór po szkole więc dupy nie trują o byle co.
      O kłótniach o byle co nie wspomnę.
      Trochę mnie wkurza że często w tygodniu nie mam dla nich tyle cierpliwości ile bym chciał. Oni są naprawdę największym szczęściem jakiego w życiu doznałem. Ale dzień ma tylko 24 godziny. Czasu nie rozciągnę. Najważniejsze to żeby wiedzieli kim jestem i co myślę, i że ich kocham. To czy w domu jest czysto jest sprawą mocno drugorzędna. To jak wyglądam też. Dla nich zawszę będę tatą i jeszcze bardzo długo, ostateczną wyrocznią. Więc na obowiązki drugorzędne jest czas na weekend. Wtedy jest czas i ochota.
      Fajnie że masz takie normalne spojrzenie na temat. Mówisz jak jest. Podoba mi się twój blog.
      A do innych czytelników, Nie sądz innych, doputy w ich butach nie pochodziłeś.

      • Odpowiedz 25 maja, 2017

        m.

        „Nie sądz innych, doputy w ich butach nie pochodziłeś.” Wspaniały tekst! 🙂

      • Odpowiedz 10 kwietnia, 2019

        Sylwia

        o kurde, ale dobre 😀 ;D ;D

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      F

      Oczywiscie ze sa rozne sytuacje. I w miescie jest latwiej. I jak sie ma pieniadze tez. Ale jak sie jest w miescie i z pieniedzmi, to po co cos udowadniac? Za kilkadziesiat PLN studentka z radoscia pojdzie kilka razy w tygodniu na spacer z dzieckiem, a mama przez ten czas zrobi sobie paznokcie, pojdzie do sklepu, albo polezy z brzuchem do gory. Co w tym zlego? Balagan w domu – przyjdzie pani, ktora za stowke lub pol go uprzatnie w oka mgnieniu. Ale nie, trzeba samemu. „Nie po to ma sie dzieci zeby ktos je wychowywal” jako argument przeciw gosposi? Naprawde? Po co cos udowadniac? I co to jest?

      Tekst oczywiscie sluszny i zyciowy, ale jest tez druga strona medalu. I tak, wtedy jest to kwestia checi i organizacji. I kilku zlotych. Jak ktos oczywiscie moze.

    • Odpowiedz 27 maja, 2017

      Bonnie

      Też się z tym spotkałam ale od strony innych „życzliwych” młodych matek. Kobiety jednak potrafią być dla siebie okrutne…Jedne bo wpędzają młode matki w taki głupi sposób myślenia, inne bo w to wierzą i niszczą się same. Mama powiedziała mi, że nawet w pracy zawodowej szalony szef by tyle nie wymagał, ile ja sama od siebie chciałam wymagać, żeby sprostać obrazkowi matki z nierealistyczntch fotek magazynu i opowieści innych kobiet. Jak jej powiedziałam że inne dziewczyny też z małymi dziećmi przecież dają radę (każda z nas ten mit słyszała), to moja mama powiedziała z uśmiechem, że pamięć jest ciekawym zjawiskiem, zwłaszcza jej wybiórczość, i jak wiele rzeczy wydaje się łatwiejszych z perspektywy czasu – bo nie chcemy albo nie potrafimy wszystkiego zapamiętać (choćby ze zmęczenia). Więc w najlepszym przypadku to co słyszę w opowieściach samozwańczych super-matek to miks strzępków z pamięci z kwiecistą twórczością. Alicja, dzięki za super artykuł! Powinnien być obowiązkową lekturą młodych matek – a’la szczepionka przeciw nierealistycznym oczekiwaniom.

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Ania Br

    Jak ja potrzebowalam, żeby ktoś tak napisał i mnie uspokoił. Wiem, że i tak będę się starać być cyborgiem, ale będzie mi trochę lżej. Cmok za ten tekst :*

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Karolina

    Dziękuję za ten tekst!

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Karola

    Ty zawsze piszesz genialne teksty, ale ten kompletnie rozwala system. Najgorsze jest to, że to nie faceci ale my same sobie to robimy 🙁 zamiast wspierać i pomagać.

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Berta

    Oj tak, uwielbiam ten tekst. Jestem mamą dwóch hajnidków (młodszy jest alergikiem i astmatykiem) w trakcie rozwodu. Jak słyszę (lub czytam na forach matkowych), że wszystko jest kwestią organizacji, to mam ochotę komuś wydrapać oczy… 😉

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Sabina

      Wlasnie siedze przy corce w szpitalu ..ostry bol brzucha w nocy pogotowie itp a druga roczna zostala z babcia…w trakcie rozwodu rowniez….pozdrawiam

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Kasia

    Szkoda ze tego tekstu nie napisałaś rok temu, bo sama już jakiś czas temu doszłam do identycznych wniosków, a tak bym miała od razu napisane czarno
    na białym i być może lżej na psychice ? ?

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Michalinowa matka

    Ja niestety wysssssałam z mlekiem Mamusi bycie Matka kwoka – ta co dba o wszystkich bardziej niż i siebie. I tak : chata posprzatana na błysk, obiad zrobiony, ubrania wyprasowane, młoda wycalowana i wypieszczona A ja? A ja padam na mordkę o godzinie 21:30 orientuje się ze prawie nic nie jadłam. Mąż mnie męczy żebym odpusila, odpoczela itp ale ja chce wszystkim udowodnić ( a zwłaszcza sobie) ze jestem idealna żona i matką. Jak wszyscy będą szczęśliwi to wtedy i ja szczęśliwa będę. Do dupy co? Walczę sama ze sobą i wszyscy mnie w tym wspierają z Tobą włącznie ! Dzięki za teksty i poczucie ze nawet „nie idealna” jestem zajebista!:)

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Anu

    Znam to, ten robak powinności, który zjada od środka i chore „dam radę”, mimo że padam na pysk… Wiedza o „byciu w schematach” nie załatwia sprawy do końca, trzeba mieć też wsparcie rodziny i często dobrego psychoterapeutę ? i CZAS.

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Monika

    Uwielbiam 🙂 Dokładnie! Ale to się wie dopiero jak się zmądrzeje.

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Sonia

    Cudowny tekst- ciepły, pocieszajacy, ale i mobilizujacy do walki o swój komfort. Jako matki, kobiety, osoby. Dzięki 🙂 jaka mądra z Ciebie babka!

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Julita

    Normalnie kocham Cię Kobieto ? bardzo dobrze napisane

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    lorelein

    Amen..
    haha pamietam jak latałam z miotlą w tyłku przed wizytami teściowej… pozbylam sie tesciowej i zabawki walają się po salonie … pierwsze co robiła, to pytała się córki czy ma posprzatane szła do jej pokoju i zaczynała jej układac ciuchy w szafie.. po kilkunastu wizytach dziecko nabawiło się stresu przed jej wizytami i w panice sprzatalo byle by babcia inspekcji nie robila.. wkrecaja nas media spolecznosciowe, matki, tesciowe babki.. ktore oczywiscie ZAWSZE mialy wszystko na tip top.. takze luz.. przy trzecim dziecku mam to już kompletnie w 4 literach.. a na sniadanie daje chrupki na mleku roslinnym hahaha choc przy 2 były owsianki jaglanki zielone koktajle… zreflektowalam sie , gdy moje corka radosna jak swierszczyk przyszla ze szkoly i powiedziala: mamo rób wiecej tej owsianki, Natalce bardzo smakuje.. ja jej daje owsianke a ona mi kanapke z nutellą .. joł joł:)

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      ancia

      Moja tesciowa swojej tesciowej podczas takiej wizytacji wreczyla sciereczke do kurzu. 😀 No coz to zalatwilo wizytacje na dluuuugo, a do spotkan w kawiarniach mieszkania nie trzeba przygotowywac.

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Alexis

      Wlasnie sieć dowiedziałam, ze jestem w 3 ciąży. Radość, płacz, zachwyt, a przez chwile myślałam nawet ze zwariuje (i to nie ze szczęścia) bo czasami nie wyrabiam przy 2 krzyczących, wiszących na cycce dzieci. Ale widzę, ze można i nawet potrafisz sie z tego śmiać. Muszę chyba wrzucić na luz.

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Ibowka

      Nic mnie tak dawno nie rozsmieszylo jak zamiana owsianki na kanapki z nutella???

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    wera

    Dziękuję za ten tekst ??? bardzo dziś potrzebny

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Aga

    Jesteś cudowna:**

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Gosik

    Super tekst! Popieram w 100% każde Twoje słowo!

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Joanna

    Wcale nie uważam, że „Wszystko jest kwestią chęci i dobrej organizacji” to parszywie szkodliwy mit i kłamliwy stereotyp. Jest to po prostu hasło, które jest źle przez kobiety rozumiane. PRzede wszystkim nie rozumieją one, że „dobra organizacja” to min umiejętność odpuszczania sobie niektórych rzeczy a także delegowania zadań. Kobiety tego nie rozumieją, nie wiedzą, że mogą i tego nie robią. Zaharowują sie na umór zamiast inaczej to swoje życie zorganizować.

    • Odpowiedz 24 maja, 2017

      Alicja

      A wiesz, że są takie sytuacje kiedy nie da się inaczej zorganizować? Bo partner pracuje wyjazdowo, bo problemy zdrowotne albo finansowe? Bo mieszka się na zapadłej wsi w Bieszczadach i nie da się zrobić pewnych rzeczy inaczej? Bo mieszka się z teściami i nie ma widoków na zmianę tej sytuacji, za to jest ogromna presja? Bo są problemy z przeszłości z którymi trudno sobie poradzić mimo terapii? Bo są problemy zdrowotne, o których się w sumie nie ma pojęcia, bo nie ma czasu pójść i sprawdzić czy z tą tarczycą wszystko w porządku? Wiesz ile takich kobiet jest?

      • Odpowiedz 25 maja, 2017

        Karolina

        Brawo za tę odpowiedź! 🙂

        • Odpowiedz 30 maja, 2017

          Shigella

          Oczywiście, są samotni rodzice, są sytuacje gdy nie ma wsparcia, bo nie ma kto wspierać bo mąż czy krewni są daleko.
          Tyle tylko, że bardzo często słyszy się „daj, nie umiesz”, „zostaw to, bo zrobisz źle”, kierowane do mężczyzny czy starszych dzieci. W efekcie po kilku próbach mąż czy dzieci przestaną proponować pomoc, bo i po co?
          Nie jest to oczywiście tylko kobieca domena, kolega tłumaczył nam, że musi wstać o piątej i zrobić dzieciom śniadanie i kupić im jedzenie. Dzieci mają od ośmiu do 16 lat, biedne maluszki.

          • 13 grudnia, 2017

            Norencja

            A ile razy można dać komuś spróbować a potem naprawiać totalnie spieprzone zadanie, bo pomocnicy zwyczajnie nie uczą się na błędach, zanim się dostanie etykietkę matki-polki? Śniadanie pół biedy, nie ja je jem, ale np.pranie. Od 5 lat wywalam ubrania zafarbowane na różowo, wyprane w 90°C, bo pokrętło się nie przekręciło, po praniu ręcznym wrzucane do suszarki, prane bez proszku, zostawione w bębnie na 3 dni. MIMO ROZPISANEJ INSTRUKCJI. I chyba właśnie się poddałam. Nerwy i koszty w imię czego? Pranie swoich rzeczy osobno nie rozwiązuje problemu, bo potem trzeba się z kimś takim pokazywać publicznie. Jak dla mnie pomoc na odpieprz to żadna pomoc a większość osób oferuje tylko taką.

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Marta

      I znajdzie się taka, która wszystkie kobiety wrzuci do jednego wora i mimo przeczytania wpisu i zgodzenia się z nim stwierdzi, że jednak organizacja to podstawa.
      Nawet w mojej pracy zawodowej dyrektorzy są świadomi tego, że nawet najlepsza organizacja pracy i delegowanie zadań nie zapewni nam wyrobienia się z robotą w czasie, jeśli brakuje rąk do pracy. Bo czasem po prostu się nie da! I kurde kropka.

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Basia

    O widzisz…a mnie ciśnie moja własna matka. No bo jak Ty z jednym (teraz juź z dwójką dzieci) się nie ogarniasz a ona (jakakolwiek ona) z 3 (zaraz z 4) daje rade, dom (nie tylko mieszkanie) utrzymuje w porządku, gotuje, prasuje i jeszcze do pracy chodzi. No żesz kacza noga ja nie jestem nią. Jestem sobą i mimo, że ciągle mam wrażenie, że tylko sprzątm, gotuje, piore i prasuje to i tak nie zawsze wszystko jest zrobione. Mnie by to zwisało ale w poczucie winy wpędza mnie moja własna rodzicielka.

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Karola

      Znam to doskonale.Tez często mam wyrzuty sumienia, że nie zdażyłąm czegoś, że czegoś mi sie nie chciało, że za mało za rzadko, że nie w sposób pedagogiczny itp. Mama też mi od samego urodzenia nadawała ja miałam was 2 i miałam do godz 12 wszystko zrobione nawet ciasto upieczone wtedy szłam sobie do koleżanki na kawę odpocząć wy sie bawiłyście z dzieciakami później tata wracał z pracy do czysciutkiego mieszkania obiad juz czekał itp. Więc jak ja dałam rade to Ty z 1 sobie nie możesz poradzić jak spi zrób pranie, obiad , pozmywaj podłogi itp. Gdy usłyszała może ja też chcę odpocząć gdy Ona spi ? usłyszałam no jak tak będziesz robic to sie nie dziw że zarośniesz a inne matki w tym czasie będą już dawno na placu zabaw albo gdzieś indziej z dzieciakami. Kwestia figury. Zapuściłas się nic nie robisz z tym oki jak mam robic z dzieckiem na plecach ? gdzie co chwilę jest mama to mama tamto mama weź mama chodź . Istnieją ćwiczenia z dzieckiem wiem ale to nie dla mnie rozprasza mnie to, irytuje i zaraz mam chec wszystko rzucić i zjeść pączka.Zadbaj o siebie ok jak dbałam to padały teksty typu : nie możesz tego póxniej? jak będzie spać? siedzi dzieciak godzine juz sam sie bawi albo bajki a ty dłubiesz się z tymi paznokciami co za matka z ciebie. Oki to mam dbac? czy nie? przecież nie robię tego codziennie tylko raz na 2 tyg. Kolejna sprawa bys jakąs pasje sobie znalazła zainteresowanie ok interesuje mnie stylizacja paznokci hybryda itp, Jak naszła mnie wena brałam wzornik i malowałam zdobiłam ogladałam filmiki. Dziecko najedzone, ubrane itp. no chyba moge poświęcic sobie trochę czasu . Oszalałaś? nie możesz sobie tego w nocy robić np jak juz będzie cisza i spokoj a Mała bedzie spała? wtedy masz tyyyyyle czasu. Wtedy to ja chcę spać…. to wstawaj rano przed nią wtedy też chcę spac bo wstawałąm w nocy 6 razy …. i tak to jest moje drogie Najpierw nam narzucaja rób to tamto bo inni robiią bo ja robiłam… jak juz chcesz się za to wziąć to podcinają Ci skrzydła że zaniedbujesz dziecko obowiązki inne itp. masakra tak źle tak nie dobrze. Nie dajmy się zwariowac idźmy swoim rytmem tylko pamiętajmy żeby nie przesadzić bo w lenistwo i skrajnośc też nie możemy popasć ! 🙂

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Mloda

    Przez chęć udowodnienia całemu światu (a w szczególności mojej mamie z którą mieszkamy pod jednym dachem), że jestem idealną Matką-Polką zapędziłam się w baby bluesa zaraz po porodzie. Niestety przez to źle wspominam początki macierzyństwa.

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Aga

    Dzięki Alicja!
    Naprawdę wielkie dzięki!
    ♡♡♡

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Dagmara

    Świetny tekst, serio ! Przeczytałam to duszkiem 🙂

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Seso

    Serio pozamiatano mnie tym. To jest mój już prawie rok macierzyństwa w pigułce. To o finansach i temperamencie dziecka. I o wgranym programie ‚będę lepsza od mojej matki”. Czasem myślę, że internet to źródło tego zła. Ale dzięki niemu znam Was.

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Dorota

    Trafiłaś w 10. Myślę, że umiejętności odpuszczania sobie powinniśmy się uczyć od dzieciaka, w szkole. Mnie chowano w stylu „szybciej, lepiej, mocniej” więc walczę z tym, że nie wszystko musi być super, żeby było ok

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Justi - mamcia 3 szkodników ?

    Dziękuję za ten tekst.
    Masz całkowitą rację.
    Ja mam trójkę szkodników z czego najmłodszy ma 10 miesięcy i w nocy nadal co 1,5-2 godziny potrzebuje cycucha (ze starszymi było to samo), w ciągu dnia wisi na mnie bardzo często więc z reguły i do toalety chodzimy razem ?.
    Frustruję się (a nawet i zazdroszczę) jak widzę wypindrzone mamuśki, które mają czas na paznokcie, rzęsy, fryzjera, której dziecko przesypia całą noc a w dzień nie robi 30 min drzemk tylko śpi po 2 godziny, a do tego ma pomoc z każdej strony…
    TEŻ BYM TAK CHCIAŁA ALE NIE MAM takij możliwość i staram się cieszyć z tego co mam…choć nie zawsze mi się to(po nie przespanej nocy)udaje ?.

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Ania

    W końcu ktoś o tym napisał!!!! Brawo!!!! Niech mnie któraś matka trójki dzieci oświeci jak wyjść do fryzjera bez stresu? bo jak dla mnie to jest maraton typu: po poł roku po porodzie a półtorej i od ostatniej wizyty jak odrobić się po śniadaniu szybko z dwójką maluchów ?no jeszcze się da bo trzecie już w szkole odręcznie odwiezione przez matkę, jak zrobić obiad? Liczę że jedno z dwójki będzie spać a drugie przyklei się do monitora a nie do matki. Ok obiad zaliczony bez mycia garów, pakuje dwójkę i jadę po trzecią przed szkołą wysiadamy wszyscy a wychodzimy ze szkoły po 30 min ( czas oszczędzony na nie myciu garów) bo drugi zwiedza szkole i trudno go wynieść trzymając trzecią na ręku. A jednak wynoszę obydwa pierwsza na własnych nogach się wynosi. Jedziemy mam 30 min na dojazd na zajęcia dojeżdżamy 5 min przed czasem w aucie przebieram pierwszą na balet wychodzę zamykam auto niemowlak śpi drugi się drze, mam ich na oku bo drzwi na przeciw odprowadzam wzrokiem baletnice i lukam na auto. Wracam drą się obydwa. Zawożę do dziadków wrzucam przez drzwi i lecę do fryzjera oznajmiam że mam 40 min i wierzę w cuda. Fryzjerka kończy po 45 min jest gicior hicior lecę w 5 min po baletnice co beczy że matka się spóźniła a ja jestem happy bo kolejny fryzjer za półtorej roku !!!!! To się nazywa organizacja zjedzcie mnie teraz. That’s​ my life 😉

    • Odpowiedz 24 maja, 2017

      Alicja

      Ania! Love 😀

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Marta

      Przy mojej ostatniej wizycie u fryzjera, z niemowlęciem, fryzjerka pyta: „hmmm… pani u mnie była przed porodem… ale że tak niedawno?! niemozliwe!” A ja na to: „Owszem, byłam przed porodem. Poprzednim. Trzy lata temu…” 😉
      Troje dzieci mam. Wszystko jest kwestią próby przetrwania. Nie zawsze w pełni udanej 😉

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    magda

    Alicja ja nie wierzę że super matki dają radę same. Te super zadbane mają nianie, babcie, ciocie do dyspozycji. Jak moje bąble sie urodzily to zamiast wstac o 5 zeby sie odstawić wolałam dospać… Nadal tak jest. Ostatnio patrzyłam na matkę w przeciętnych ciuchach i kucyku, nie umalowaną i pomyślałam jaka musi być szczęśliwa że ją to „grzeje”, ze nie wygląda jak Mucha czy inna owadomama.

    • Powinnaś poznać moją siostrę. Ma 3 dzieci w odstępach około 2 lat. Zawsze posprzątane, zawsze ubrana, zrobione włosy i paznokcie, piecze, gotuje i zarabia szyjąc ubranka dla dzieci i nie ma do pomocy ani babci ani niani. Tylko męża, który włącza się w życie rodziny po powrocie z pracy, a pracuje też w sobotę. To nie fikcja. Piszę poważnie i nie pytajcie mnie jak ona to robi.

      • Odpowiedz 24 maja, 2017

        Alicja

        Joanna i co z tego, że Twoja siostra tak ma. Ja tydzień po porodzie 2 dziecka wróciłam do wagi sprzed ciąży biegałam w rurkach rozmiaru 34 mimo tego, że przytyłam w ciąży 15 kg i zażerania się toną czekolady i ciastek każdego dnia po porodzie, ale ja jestem wyjątkiem i dziwakiem metabolicznym, a nie regułą, więc nie latam po mieście i nie cisnę matkom kitu, że jak chcą to też tak mogą, bo rozumiem, że ile kobiet tyle sytuacji i metabolizmów i wszystkiego i że to nie jest takie proste. Ja nie rozumiem potrzeby wbijania innym kobietom szpili – zobacz ona może, to ty też spróbuj, coś robisz źle. Czasem można wszystko robić dobrze, a i tak nie wychodzi. Tak w życiu bywa i warto mieć tego świadomość i się nie spalać tym.

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    olala

    W punkt!!! I wlasnie dlatego ide na kanape i wlaczam serial zamiast sprzatac kuchnie. Dzieki!

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Samanta

    Świetny tekst , słowa do których będę często wracać . Dziękuje .

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Karolina

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    MatkaHrabiny

    Kochana jak dobrze, że TY o tym piszesz. Ciężko jest czytać o tym, ze wszystko jest kwestią organizacji gdy dajesz z siebie 200% i widzisz jak świat sypie ci się na miliony kawałków. Nie, nie narzekam ale czasami potrzebuję poklepania po ramieniu. Internet potrafi dobić, teraz rodzic czuje presję, że musi byc swiadomy i oczytany, a wiedza czasami ciąży – karmić wg blw, wiedziec czym jest rb, nvc, zaburzenia SI, podniebienie gotyckie, wędzidełko, opóźnienia mowy, autyzm dziecięcy, skoki rozwojowe, czwarty trymestr, być eko, bio, no waste, a na koniec po 2h snu usmiechnac sie szeroko i powiedziec KOCHAM TEN STAN, to nie jest takie proste.
    BTW uwielbiam twojego bloga ❤

    • Odpowiedz 26 maja, 2017

      Ania

      Dziękuję, ten tekst to najlepszy prezent na urodziny. Tuż przed jego przeczytaniem powiedziałam mężowi, że może nie powinniśmy myśleć o drugim dziecku, skoro nawet jednego nie umiemy ogarnąć. A potem minęła północ i młody wreszcie zasnął, ja otworzyłam Mataję i… wrzucam na luz?

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Ela Elen

    Dziekuje?
    U mnie jest non stop napinka by wszystko było ” perfekt.” i wieczorem rece opadaja i łzy bo obiecałam sobie ze bede dzis lepsza mamą zona kobietą człowiekiem a wyszło przecietnie.
    Ja sobie popuszcze czasem to od razu jest to zauwazone, skrytykowane i najgorsze ze przez meza ktory niewiele jest zostatnio w domu, niewiele poswieca czasu nam i ” domowym” sprawom.
    Nie mam siły i checi sie cieszyc maciezynstwem, życiem. Mam przeswiadczenie, ze nic mi nie wyszło! ?

    • Odpowiedz 24 maja, 2017

      Bbell

      🙁 brzmi jak współczesny stereotyp. Między mężczyzną, który czuje, że kobieta nie czuje jaką presję nakłada na niego obowiązek utrzymania rodziny, a kobietą, która czuje, że mężczyzna nie rozumie trudu wychowywania dziecka – nie ma miejsca na komunikację. Współczuję bardzo tej sytuacji.

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    MamaLublin

    Dziękuję. „Bo w życiu nie liczy się tylko umiejętność dobrego organizowania, ale też odpuszczania.”

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Kurczak

    A miałam iść myc podłogi ale poczytałam sobie i…nie pójdę bo jestem zmęczona! Pozdro dla Was! 🙂

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Bbell

    Zwykle jak słyszę o takich dobrze zorganizowanych kobietach, to od razu się zastanawiam: a jak tam związek z ojcem dziecka? Przyznam, też jestem trochę oceniająca, ale, w całym tym matczynym szale, relacje damsko-męskie są zwykle na samym dole listy priorytetów.

    Ile razy widziałam kobietę, która posprzątała, ugotowała, ogarnęła dzieci i nawet wyszła na zakupy, a potem wydarła mordę na męża.

    I to wpasowuje się we wniosek autorki bloga, że ostatecznie najbardziej cierpią na tym dzieci.

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Marcelina

    Ej, ja mam jakąś wewnątrzna presję dorównania mojej mamie i tesciowej. I mam wrażenie, że popadam w jakąś schize, bo jedna część mnie ma wywalone na wszystko i robi tylko to, co konieczne, a drugie ja się frustruje i panikuje, dlaczego tak mało zrobiłam. Dodatkowo teksty „musisz więcej rzeczy robić przy corci”, gdzie mam wrażenie ona jest innym człowieczkiem z mamą, a aniołkiem z innymi osobami.. ehhh.. Po raz kolejny piszę – blog mataja.pl jest strona godna polecenia!

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Wielorybkaa

    Prawda! Miałam tak, jak Ty – choć w odwrotnej kolejności. Wymagająca była pierwsza córka. Wszyscy wokół nam „doradzali” (grrrr), co i jak mamy robić oraz mówili, że noworodek tylko je i śpi… Długo myślałam, że coś z nami jest nie tak. Szybko jednak urodziła nam się druga córka i była dokładnym zaprzeczeniem swojej siostry. Spała bez problemu, wiecznie zadowolona. Wtedy zrozumiałam, że bardzo, bardzo dużo zależy od samego dziecka. I wiesz co? Dobrze, że Starsza była takim wymagającym maluchem. Pewnie gdyby nie ona, ja też należałabym do tych wymądrzających się matek, dla których wszystko jest kwestią zorganizowania… 😉 Dziękuję za ten wpis. Trafiłam tu po raz pierwszy, ale z tym wpisem zgadzam się w 100%!

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Olga

      Wielki szacun, że zdecydowaliście się na drugie w tej sytuacji. My stwierdziliśmy, że najpierw chcemy odetchnąć przy pierwszym (ma nieco ponad rok i wciąż żyjemy na wdechu), a potem będziemy myśleć. Nie wiem, czy to nastąpi przed moją menopauzą 😉

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    MajaP

    Tekst bardzo mocno ze mną rezonuje, mimo, że nie jestem matką. Powiem więcej – gdy podejmowałam decyzję, że nie będę mieć dzieci, jednym z powodów (nie głównym, ale ważnym) była świadomość, że gdybym została matką, nie sprostałabym tym standardom, które mam w głowie, w wyniku czego nigdy nie potrafiłabym już być naprawdę szczęśliwa, a znając siebie wiem, że efektem byłoby szukanie winnych tej sytuacji (nie jestem dobrym człowiekiem) i ich karanie.

    Coś w tym jest, że schematy zapewne przejmujemy zupełnie nieświadomie do pewnego momentu od matek. Moja urodziła 4 dzieci, jest głównym breadwinnerem rodziny, a dodatkowo sprzątaczką i kucharką (odkąd nie ma mnie w domu rodzinnym). I ona także nie powstrzymała się przed szukaniem winnych sytuacji – i znalazła sobie mnie, pierworodną.

    Także ja po prostu spasowałam. Dobrze wiem, jak się czuje dziecko takiej matki, ale ta świadomość nie impregnuje mnie na powielenie schematu, podobnie jak dziecko alkoholika nie jest impregnowane na alkoholizm.

    Żal mi Was, dziewczyny – nie w złym sensie, ale bardzo ludzkim. Ja stchórzyłam przed tym, co przeżywacie. I nie żałuję, choć wiem też że i Wy nie żałujecie. I to jest dobre.
    Może częścią naszej dzisiejszej wolności jest możność podejmowania decyzji co do obranej drogi. I to może różni nas od naszych matek najbardziej.

    • Odpowiedz 24 maja, 2017

      Alicja

      Dzięki Maja za ten komentarz! Ściskam! 🙂

    • Odpowiedz 24 maja, 2017

      zok

      Ciekawi mnie co porabiasz na tym blogu. I jest to życzliwe pytanie, chciałabym, żebyś tak je odebrała 🙂 Rozumiem Twoje postanowienie o nie posiadaniu dzieci i w pełni je akceptuję. Po prostu, po ludzku, jestem ciekawa co Cię przyciągnęło na Mataję 🙂

      • Odpowiedz 25 maja, 2017

        MajaP

        Koleżanka, którą cenię, wstawiła lin do tego tekstu na fb. Jestem pierwszy i pewnie ostatni raz. 🙂

        • Odpowiedz 25 maja, 2017

          Kasia

          Brawo za odwagę. Macierzyństwo to nie obowiązek, powinien być wyborem 🙂

        • Odpowiedz 25 maja, 2017

          MajaP

          Choć kto wie. Kiedyś śledziłam blog o macierzyństwie, z uwagi na mądrość tekstów, ciepło i piękny język.
          To jak śledzić blog z podróży do kraju, do którego się nie wybieramy, ale na który ktoś nam daje wartościową perspektywę, pozwalając przy tym miło spędzić czas 🙂

          • 26 maja, 2017

            Sylwia

            You made my day!!
            W dobie powszedniego hejtu w internecie i niepohamowanego anonimowego obrażania się nawzajem, twój wpis jest pięknym wyjątkiem. Dziękuję za te piękne słowa, tolerancję dla innych poglądów i dostrzeganie jaki potencjał niesie w sobie możliwość wysłuchania kogoś, kto ma inne zdanie na dany temat i jak to pomaga rozszerzać nasze własne horyzonty.
            Pozdrawiam serdecznie.

    • Odpowiedz 3 czerwca, 2017

      Joanna

      Gratuluję odwagi i wglądu! Pozdrawiam bardzo bardzo ciepło.

    • Odpowiedz 7 maja, 2019

      Karol

      Podziwiam za decyzję! Późno zdecydowalam się na dziecko bo miałam dokładnie te same obawy co Ty ! Lepiej bym tego nie nazwała!!!!!Teraz mam 4 miesięcznego synka i tylko dlatego,że skorzystałam z pomocy psychologicznej jeszcze przed ciążą i nabrałam wglądu w swojej schematy to jakoś powoli chyba dochodzę do siebie….tzn. obawiam się, że byłam na skraju depresji….gdyby nie mój mąż,który to dostrzegł i bardzo odciazył mnie w wielu kwestiach to obawiam się,że byłabym gdzie indziej teraz. Zaczynam się powoli cieszyć macierzyństwem ale przymus bycia idealną we wszystkim skutecznie mi tę radość odbierał….dodatkowo niestety na każdą próbę odpuszczenia sobie,dostałam tekst od matki,koleżanek,Internetu :przesadzasz,nie narzekaj,dasz radę,będzie tylko gorzej więc nie narzekaj teraz bo prawdziwe problemy pojawiają się jak dziecko podrośnie…..
      Po 4 miesiącach zaczynam dostrzegać,że ja tak naprawdę nic nie muszę!!!!!!Nic!!!!!! I teraz dopiero wydaję mi się,że daję radę! 😉 Bardzo dziękuję za tekst i Wasze komentarze! Dobrze wiedzieć,że to jednak nie jest kwestia organizacji! 🙂

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Kasia

    Ha ha!
    Czytam sobie artykuł, linkuję od razu mamie swojej najdroższej, która tyle razy mi o tej dobrej organizacji mówiła, chwalę że dobrze, iż w końcu ktoś głośno powiedział, że to KIT, myślę sobie w tyle głowy ile to rzeczy odpuszczam i że jak nauczyłam się je odpuszczać (przy trzecim małym dziecku dopiero), to stałam się lepszą wersją siebie, a potem czytam pod Twoim wpisem tytuł innego, do którego mnie odsyła link:
    „BLOGI NAUKOWE, KTÓRE POWINIEN ZNAĆ KAŻDY RODZIC”

    I wiesz, pomyślałam sobie, że też dokładasz swoją cegiełkę do presji na rodziców. Tym „powinien”. I zastanawiam się o czym ja myślę, że „powinien” i „każdy”, co ja mam wdrukowane i czym innych punktuję.

    Sorry, że zabrzmiało zgryźliwie, nie miało. Jestem przekonana, że mechanizm tego pouczania i powinnowania innych jest po prostu taaaaaki głęboki i taki mocny, że zawsze wyjdzie. A jakby tak przewrotnie zapytać: czy takim tekstem (jeszcze raz mówię – świetnym tekstem!), jak ten o kicie wciskanym matkom, nie mówimy, że „powinnyśmy być wyluzowane, a jak nie są, to coś z nami źle”?

    Pozdrawiam!

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Alicja

      Wiesz z tym powinien się nie zgodzę – uważam, że te blogi są cholernie ważne, bo w zalewie altmedu, ludzi wciskających kity o toksycznej chemii i straszących szczepionkami, to są blogi racjonalne, które pomagają poukładać pewne sprawy i właśnie odciążają z presji i strachu. To są blogi które walczą o to co jest ważne dla nas wszystkich – tytuł jest oczywistym clicbaitem i jest skierowany dla rodziców, bo mnie czytają rodzice, niemniej powinien je przeczytać każdy. Bo to walka o znacznie większą sprawę niż wciskanie poszczególnym matkom różnych pierdół, to walka o edukację i świadomość społeczną – ważną dla zdrowia i doborstanu nas wszystkich.

      „A jakby tak przewrotnie zapytać: czy takim tekstem (jeszcze raz mówię – świetnym tekstem!), jak ten o kicie wciskanym matkom, nie mówimy, że “powinnyśmy być wyluzowane, a jak nie są, to coś z nami źle”?” – z tym też się nie zgodzę, ten tekst nie jest o tym, że każdy powinien być wyluzowany i że bycie ogarniętym to coś złego (patrz ostatnie akapity), ten tekst jest o tym, że wciskanie innym, że każdy może robić tak jak my, bo nam się udaje, a skoro innym się nie udaje to znaczy że niedostatecznie chcą i nie potrafią się zorganizować.

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    nikt ważny

    Od bardzo dawna nie zaglądałam. Dzisiaj trafiłam tu z zupełnego przypadku… Dziękuję Ci za ten tekst. Dziękuję za to że dzięki niemu przypomniałam sobie że nie jestem beznadziejną niezorganizowaną i tłustą matką dwójki dzieci. Że to że po całym dniu gonitwy i matczynej walki nie mam siły ruszyć 4 liter do ćwiczeń nie jest czymś nienormalnym. będąc z nimi praktycznie sama ja zwyczajnie zrezygnowałam z SIEBIE właśnie przez ogólną presję bycia NAJ / FIT.
    Dziękuję

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Kinia

    Przy mojej szarańczy czasem zapominam czy rano umyłam zęby. 5 lat, 2 lata i bliźnięta 7 miesięcy. Od 5 lat nie przespałam całej nocy i codziennie powtarzam sobie że jeszcze 2 lata i może się wyśpię. Moim zdaniem za dużo wymagany od siebie i nie potrafimy prosić o pomoc. Myślałam, ze dam rade sama (bo przecież mam honor i zasady). Teraz nie mam zahamowań żeby zadzwonić do mamy, babci, przyjaciółki żeby wpadły pomoc w sprzątaniu, karmieniu, przypilnowaniu maluchów. Ą mąż ma pomagać, bo on tak naprawdę odpoczywa w pracy od tego zgiełku, w którym my siedzimy przez 24h. A Jak wyjdę do sklepu nieumalowana i bez skarpetek to myślę że ziemia nie przestanie się kręcić z tego powodu. Trzeba korzystać z bezwarunkowej miłości tych malutkich niewinnych serduszek póki możemy, bo za parę lat będziemy żałować, że szczeniece lata naszych dzieci minęły bezpowrotnie.

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Kasia

    Wreszcie ktoś o tym sensownie napisał. Żeby jeszcze te idealne to przeczytały…

    Myślałam niedawno o Naszej najnowszej matce szołbiznesu, która na zdjęciach kilka dni po porodzie pokazuje idealne ciało (nie wiem czy ono takie idealnie idealne, ale zawsze odpowiednio zamaskowane) i myśle sobie jak ona krzywdzi te wszystkie kobiety, które widza u siebie obwisłe sflaczałe fałdki w miejscu brzucha. Gdyby pokazała ze ona tez ma, ze to normalny fizjologiczny objaw poporodowy zrobiłaby więcej dobrego dla świeżo upieczonych mam, które wrażliwe i rozchwiane emocjonalnie po porodzie wpadają w depresje pt „co ze mną nie tak”. Nie wszyscy „nie w formie” wyglądają tak z zaniedbania i złej woli. Niektórzy ciężko walczą o każdy centymetr. Właśnie dlatego tak bardzo podobało mi się, że Księżna Kate (która też mogła się zrobić na bóstwo) po pierwszym porodzie wyszła do ludzi taka naturalna.
    Jeszcze się we mnie wszystko kotłuje, wiec mam nadzieję, że nadążanie za moim tokiem myślenia 😉 Pozdrawiam 🙂

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    AK

    Kochane, moje dziecię od 2 miesiąca życia musiało być noszone na rękach przez godzinę po każdym posiłku, jadło co 2-3 godziny, a ja w międzyczasie ściągnąłam pokarm. Uwierzcie mi mogłam trenować, gotować i robić zdjęcia… ale umarłabym z wyczerpania, albo co gorsza straciła radość z bycia mamą. Więc tylko nosiłam, tuliłam i karmiłam i przewijałam. Do 8 miesiąca ? Nie wiem jak to przetrwałam. Pierwsze wyjście do fryzjera w ruszyło mnie do łez. Mimo to uwielbiam być mamą. To doświadczenie dało mi wolność, bo ważne jest tylko to na czym nam zależy, a nie opinie innym. Poza tym pamiętajcie: ‚kobiety kobietom zgotowały ten los’

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Magda

    Dlaczego nazywamy, to „wymadrzaniem” sie? Przeciez prawda jest, że organizacja czasu jest niezbędna do ogarnięcia dzieci, domu i pracy. Większa mrzonka wydaje mi się idea „odpuść sobie” i „jakoś to będzie”, bo dzieci mimo wszystko muszą mieć obiad na stole; ja muszę zdążyć do pracy i przygotować prezentacje, bo nie mogę użyć jako wykrętu mojej rodziny; pranie trzeba zrobić, bo nie mam aż tak pelnej szafy, żeby pozwolić sobie na poczekanie na „kiedy indziej”. I naprawdę, jeśli sobie zorganizuje odpowiednio czas, to tak jak blogi mowia, często udaje sie to ogarnąć..

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Akmodzia

      Jest różnica między „dziecko musi zjeść” a „muszę przygotować samodzielnie fit posiłek z koktajlem z owoców, które można dostać tylko w jednym sklepie w Warszawie”. Są rzeczy które trzeba robić, ale nic nie stoi na przeszkodzie w poproszeniu o pomoc. Pranie może zrobić tata (o ile jest w domu, wiem że nie zawsze tak jest). Musisz przygotować prezentację do pracy – ok, to nie jest rzecz którą możesz odpuścić, ale kto zabroni poprosić o pomoc w opiece nad dzieckiem babcię, dziadka, przyjaciół? Dziecko nie zginie, jeśli raz na jakiś czas zje pizzę zamiast domowego obiadu. Tekst nie jest o zupełnym odpuszczaniu, tylko o nie stawianiu sobie nierealnych wymagań gdy masz problem – niezależny od ciebie – by je osiągnąć. I nie wymaganiu od innych, by byli idealni, bo tacy ludzie nie istnieją.
      Piszę to nie jako matka (nie jestem, choć w przyszłości bym chciała), ale jako młoda dziewczyna, która widzi takie zachowania nie tylko wśród matek (jestem studentką na wymagającym dużo nauki kierunku i podziwiam koleżanki z roku, znajdujące czas na fit gotowanie i bieganie kilka razy w tygodniu na siłownię, gdzie ja bez tego mam problem z osiągnięciem ich ocen) i próbuje się też bronić przed takim schematem myślenia 😉

      • Odpowiedz 27 maja, 2017

        Asia

        Jak dla mnie proszenie o pomoc i odpuszczanie też jest elementem organizacji 🙂

    • Odpowiedz 27 maja, 2017

      szczypta

      Taaa. Dzieci mogą też zjeść obiad w świetlicy lub u babci (jeśli takową posiadają) a czasem pierogi z biedry. Mogą też ubrać koszulkę z poprzedniego dnia a nawet niewyprasowany podkoszulek. Większość przeżyje takie wyzwanie. Czasem myślę o tym powiedzeniu o mechanikach. Robi się szybko, dobrze i tanio. Jak chcesz tanio i dobrze to nie szybko. Jak szybko i tanio to raczej niezbyt dobrze. Jak szybko i dobrze to drogo. Tak chyba jest z rodzicielstwem. Nie da się być obecnym , zaangażowanym rodzicem, świetnym pracownikiem, mieć czas dla przyjaciół i życie towarzyskie, krzewić swoje pasje, wysypiać się, dbać na maxa o chatę i co dnia wyglądać jak z żurnala. No chyba, że ma się pierścień Arabelli?

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Megi

    Zebrałaś moje myśli w ten piękny, ciepły uporządkowany tekst. Wierzę, że przeczytają go te wszystkie osoby, które tak lekko oceniają jak i te które są oceniane. I jedne i drugie zatrzymają się nad myślą, która pozwoli być im spokojniejszym, sprawiedliwszym, bliżej siebie i drugiego człowieka.

  • Odpowiedz 24 maja, 2017

    Mama Ewci

    Dobrze powiedziane (a raczej napisane). Moja Mama urodziła trójkę dzieci. Zawsze wydawało mi się normalne, że jest nas dużo oraz, że oprócz niej jest ktoś do pomocy w domu (Babcia i Dziadek nie mieszkali z nami, ale przeszli na wcześniejsze emerytury i często przyjeżdżali, a Tata pracował na zmiany). Pomimo tego Mama wciąż była zagoniona – jako dziecko tego nie rozumiałam. Ale w tym wszystkim (pewnie także dzięki tej pomocy innych) nie było dnia, żeby nie miała takiej chwili tylko dla nas,.A kiedy moja najmłodsza siostra miała 3 latka, Mama wróciła do pracy, co pewnie jej życia (w sensie organizacji) nie ułatwiało.
    Dopiero kiedy urodziło mi się dziecko zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem ona nie zwariowała przy naszej trójce (różnice wiekowe: 1 rok oraz 2 lata), ogarniając dzieci, męża, dom, a potem jeszcze pracę! Po prostu teraz wiem, jakie wielkie ukłony należą się mojej i każdej Matce. I doceniam bardzo mojego Męża, który jest często przy dziecku i nawiązał z córką wspaniałą więź (on też ma pracę zmianową). I właśnie Mąż mi uświadamia, żeby wyluzować, a teraz kiedy jestem w drugiej ciąży stara się wspierać i mnie „oszczędzać”. Więc dajmy sobie czasem odetchnąć, bo żadna z nas codziennie nie musi być Superwoman w lśniącym od czystości domu, z dwudaniowym obiadem, ciastem na deser i dziećmi uśmiechniętymi od ucha do ucha. No i oczywiście z równie zadowolonym Mężczyzną u boku. Choć tego sobie i Wam życzę. 😉

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Iwona

    Jest ich dwóch, niecałe dwa lata różnicy, starszy niedługo skoczńczy cztery, młodszy, dwa. Poziom energetyczny 1000! Wyciagnęłam młodszego z wanny, bo wylał kubełek wody na podłogę, wiedziałam, że to błąd, że lepiej najpierw starszego, ale wyciągnęłam w ramach konsekwencji, wytarłam i pobiegł. Zanim wytarłam starszego, młodszy wylał wiadro z mopa, którego nie sprzątnęłam, bo się bili i musiałam interweniować. Biegiem do mlodszego, który kontynuował kąpiel, ale tym razem już w pomyjach. Zanim go odciągnęłam, starszy, biegnąc, wyłożył się w korytarzu na plecy, bo nie wytarłam mu nóg. Scena jak z horroru, dwóch wyje, jedna wrzeszczy. Pomyślałam sobie ze sporym sarkazmem, jak zwykle, jesteś matką roku. Teściowa powiedziałaby, musisz się lepiej zorganizować, nie możesz odkładać rzeczy na później. Mama powiedziałaby, musisz ich jakoś utemperować, to zależy tylko od ciebie. Dziękuję Ci za ten tekst, sprawił, że może następnym razem (pewnie jutro będzie okazja), pomyślę o sobie trochę lepiej.

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Tapati

    Ja tak mam codziennie i codziennie usiłuję przebić się przez mur jednego zdania – „to ty jesteś matką”. Zdania, które niszczy wszystko – głównie moja samoocenę i poczucie własnej wartości. Zdanie wypowiadane przez moich rodziców niestety. Ja muszę wszystko – zadbać o dzieci (3), ogarnąć dom (250 m2), opłacić rachunki, pamiętać o zadaniach domowych, imprezach szkolnych i przedszkolnych i Bóg wie co jeszcze. A do tego słuchać innych i nie pyszczyć. A jak coś nie wyjdzie to moja wina bo przecież jestem matką. A gdzie do cholery jest ojciec? I gdzie jest napisane że ja muszę, że obiad 2 daniowy, że podłoga lśniąca itp. Nie powiem co mnie trafia. Najgorsze jest to, że (niezależnie od mojej woli) omawiane jest to przy dzieciach a one mimo woli chłoną te wszystkie bzdury

    • Odpowiedz 27 maja, 2017

      szczypta

      Tapati kochana idź na całość. Proponuje od razu powiedzieć … Nie życzę sobie takich komentarzy… Mój teść po pierwszej takiej akcji obraził się i nazwał wstrętną wiedźmą. Z każdą następną było łatwiej. Ja jestem wstrętną babą bo mówię np. To jest mój dom a jak się nie podoba to możesz wyjść. Teraz zanim się odezwie zastanowi się dwa razy. Nie mówię, że to jest łatwe. Trzeba się odważyć. Ale warto. Szkoda życia

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Chili

    Dziękuję.

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    ancia

    Czasami wydaje mi sie, ze najwiekszym szczesciem (fartem) mojego macierzynstwa byl fakt, ze moja tesciowa jest feministka. To ona i jej syn, jakos tez przypadkiem feminista, byli przy mnie w pierwszych godzinach, dniach, tygodniach. Potem na chwile przyjechala moja mama i zaczelo sie wtlaczanie w schemat – dlaczego tyle karmisz, dlaczego to dziecko nie ma czapeczki, dlaczego jest noszone, czy ono nie mogloby jak normalne dziecko w wozeczku, w foteliku, w lozeczku. Pod koniec jej pobytu wybuchlam, bo dziecko owszem bylo nienormalne, mianowicie w moim systemie opieki praktycznie nieplaczace. Na szczescie odleglosc robi swoje i wiekszosc swietnych rad latwo mi puszczac mimo uszu, szczegolnie ze dziecko nadal jest idealne i wzbudzajace powszechny zachwyt. Bo pozniej ze strony matki slyszalam, czy ja bym nie mogla pracowac, jak dziecko spi, zamiast oddawac roczniaka do zloooooba, oraz zapowiedzi, ze mojego meza szlag trafi, ze znowu pojechalam w delegacje, zostawiajac go z dwulatka. Maz po moim powrocie wreczyl mi cos na ksztalt talizmanu, do zabierania w podroze sluzbowe, zebym miala przypominajke, ze to co robie ma sens. I przypomnial, ze wlasnie po to zdecydowal sie na swoja spokojna, przewidywalna prace bez jakichkolwiek nadgodzin.

    Tak wiec wychodzcie za maz za feministow. Albo przynajmniej ich wychowujcie.

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Mikul

    Sam nie wiem skąd się tu znalazłem. Późno już i przez tego FB zbłądziłem gdzieś w internetach.
    Jestem facetem. 49-letnim facetem. Doświadczenie życiowe: dwóch synów 27 i 17 lat, żona – zawsze ta sama od 28 lat. Młodszy z nami mieszka, starszy niebawem znów wraca do domu – kończy kontrakt na wyjeździe. Starszy szuka miejsca w życiu. Wspaniały chłopak, utalentowany – daje sobie świetnie radę mimo schizofrenii paranoidalnej, czyli wszystkiemu co się z tym wiąże.
    Mieszkamy w Londynie. Ja jestem, jak chyba większość polskich panów, budowlańcem.

    Przeczytałem powyższy tekst. Nie słowo w słowo, ale w większości. Oprócz tego, że się nieźle ubawiłem przed snem, to i refleksje naszły mnie trochę.
    Tekst jest znakomity, prawdziwy i miejmy nadzieję pouczający. Zasługa autorki.

    Odpuście sobie trochę drogie Panie.
    Nie wolno Wam porównywać się z własnymi matkami. One naprawdę żyły w innej rzeczywistości niż Wy. Nie mam czasu żeby to teraz tłumaczyć, ale ich problemy a Wasze to kompletnie nie do porównania.
    W pewnej, tylko Wam znanej chwili, w ciągu dnia (w tej najlepszej), weźcie kilka głębokich i długich oddechów i pomyślcie, że czas na zmiany.
    Wykreujcie w głowie obraz swojej mamy lub teściowej. Jaka ona była jako młoda mama. Z czym się zmagała, kto jej pomagał, jak odpoczywała, co robiła zawodowo i z jaką presją musiała się zmierzać. Zróbcie to dokładnie. Możecie nawet do niej zadzwonić i podpytać szczegóły. Możecie zapisywać żeby Wam nic nie uleciało.
    Następnie zadajcie sobie te same pytania o Was same.
    Powstaną obrazy dwóch Mam.
    Później już tylko, jak quiz z gazety – Znajdź różnicę.
    Będzie ich dużo. Bardzo dużo.
    I wtedy będziesz wiedziała, że nikt nie ma prawa Waszych światów porównywać.

    Z innej beczki:

    Z racji wykonywanego zawodu jestem częstym bywalcem w angielskich domach. Szanuję moich klientów i podziwiam. Widzę jak żyją. Dom jest dla nich, ma im służyć. Nie oni domowi. Precz z muzealnym porządkiem, odprasowanymi na kancik ciuszkami. Dziura w rajstopach – norma. Dwie różne skarpetki nawet na nogach dorosłego – norma.
    Szanuję ich za to, że sobie nawzajem opuścili. W domach gdzie mieszkają dzieci zawsze jest bałagan, i nikt nie zwraca na to uwagi.
    Ktoś pomyśli brudasy, ale to nie jest tak. Odpuszczają, bo gonienie za kruchym ideałem to zbyteczna nadgorliwość. To rodzi stres a za nim konflikty.
    Zróbcie listę: co robię dla siebie, co robię dla partnera, co robię dla swojego dziecka (dzieci), a co z moich rzeczy robię by zadowolić rodziców, sąsiadów, przyjaciółkę? Tak zupełnie szczerze, dla Siebie. Będziecie wiedziały gdzie możecie sobie odpuścić.
    Jak byłem młodym rodzicem też chciałem się przypodobać. Życie okazało się przewrotne. Człowiek ,któremu chciałem zaimponować, mój teść na stare lata wykazał się taką niedojrzałością, że teraz sobie myślę: po co mi była ta cała spina przez lata.

    Bądźcie sobą dziewczyny. Bądźcie szczęśliwymi matkami.

    Pozdrawiam
    Mikul

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Angelika

      Świetnie napisane 😉

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Emi

      Dziękuję Ci za ten komentarz!

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Alicja

      Pozwoliłam sobie zacytować Twój komentarz na naszym FB, bo jest świetny! Dzięki!

      • Odpowiedz 26 maja, 2017

        Mikul

        Witaj Alicjo.

        Przeczytałem komentarze z FB.
        Wygląda na to, że Mamy doskonale wiedzą o co mi chodziło.
        Czasami wystarczy tylko zwrócić uwagę na dany problem i spojrzeć nań z dystansem.
        Ta umiejętność zdystansowania się to bardzo przydatne życiowe narzędzie.
        Można, a nawet należy, ją w sobie wyćwiczyć. Im wcześniej, tym lepiej.
        Jeśli nauczymy się dystansować do własnych problemów, tym bardziej nie będzie nas dotykać zdanie innych na nasz temat.
        Przedstawiłem tylko ogólniki. Wiem jednak, że Panie Mamy rozgryzą to raz-dwa w swojej mądrości.

        W lawinie pozytywnych komentarzy: podziękowań i pochwał; pojawiło się pytanie, które postawiła pani Aga (cytuje):

        „Mądre słowa. Tylko pytanie ile lat w tym związku go żona wychowywała.. sam przyznał ze przez lata spinał się dla teścia. Tylko po co? By ludzie czy rodzina nie gadali? A gdzie w tym radość życia i bycia rodzicami? A gdzie w tym wszystkim my same jesteśmy…”

        To naprawdę dobre pytanie.
        Postaram się odpowiedzieć.

        Jak łatwo wyliczyć, pobraliśmy się jako ludzie bardzo młodzi. Oboje byliśmy niezłymi buntownikami. Z uporem maniaka stawialiśmy na swoim.
        Skutkiem czego dopiero za trzecim podejściem udało nam się zawrzeć małżeństwo. W dwóch poprzednich terminach uściskałem się ze świadkami i rozeszliśmy się do domów. Narzeczona nie miała pewności czy chce za mnie wyjść, bo daleki byłem od ideału ( cóż za dziwne to klasyczne sformułowanie: -wyjść za mąż- ). Doczekałem się jednak za trzecim razem. Tylko publika już nie bardzo dopisała i musiałem kombinować świadków na ostatnią chwilę.
        Jako małżeństwo na dorobku pierwsze miesiące zamieszkaliśmy u teściów.
        Tak się zaczęło.

        A ile lat mnie żona wychowywała? Nie mam pojęcia.
        Moja żona jest szalenie zdolną kobietą więc robiła to tak umiejętnie; że do dziś mi zostało wrażenie, że wychowuję się sam.

        Z drugiej strony zastanawiam się, czy można partnera wychować? Czy to wogóle da się zrobić? Czy to nie dobry temat do blog’owych przemyśleń?

        A z teściem cóż:
        Z natury jestem pokojowo usposobiony i raczej szukam porozumienia niż zwady. Staram się tak działać, aby ludzie w moim najbliższym otoczeniu byli zadowoleni.
        i tu uwaga: w ramach mojej własnej głęboko pojętej autonomii.
        Problem w tym, że zawsze uwielbiałem posługiwać się logiką, a to niekoniecznie zazębiało się motywacjami innych, a zwłaszcza mojego teścia.
        Pierwsze lata to była męka. Rzuty testosteronu i te sprawy…
        Nigdy na dłużej pokój nie potrafił być utrzymany. Zdarzało się dostać cios w samo serce – słowem.
        Minęło sporo lat zanim staliśmy się „partnerami”, mimo ,że juz od dawna byliśmy rodziną. Przynajmniej w moim rozumieniu.
        Choć zawsze towarzyszył chłód i poniżająca trauma.

        Czy się spinałem dla teścia? Niezupełnie.
        Spinałem się na jego widok o własną autonomię.
        Stawiałem na swoim i ciężko się starałem o każdy sukces, byle był mój i według moich zasad. Polewka to była jak przychodziły porażki…..
        Następnie teść zrobił jeden ruch na szachownicy życia,…. i nagle zdałem sobie sprawę, że problem leży po jego stronie, nie mojej.

        – „A gdzie w tym radość z życia i bycia rodzicami?” – W tym co powyżej?

        Nie wiem. Nie widzę związku.
        Radość z życia i bycia rodzicami jest położona dokładnie poza tym obszarem.
        Życie to tak szeroki wachlarz jak tylko uda Ci się go otworzyć. Dlatego cenię sobie życie wielobarwne. By było w nim oprócz miejsca na rozwiązywanie (czasami odpuszczanie) problemów, miejsce na miłość, szacunek, radość, rozrywkę, rozwój (fizyczy i duchowy), poezję, muzykę, teatr, przyjaciół, pracę, naukę nowych umiejętności etc. A w tym wszystkim nasze dzieci, razem z nami.

        A ostatnie pytanie:

        – „Gdzie w tym wszystkim my same jesteśmy…”

        Odpowiedź należy do Was, Drogie Panie.

        Dziekuję za miłe słowa i podjęcie dyskusji w temacie.

        Wybaczcie, że nie laikuję waszych komentarzy na FB, ale to z powodu chęci zachowania prywatności mojej i mojej rodziny. Znacie mnie już wystarczająco dobrze.
        Pozdrawiam
        Mikul

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Aluszka

    Bardzo dobry tekst o tym, co kobiety potrafią zrobić kobietom. Ale zgadzam się z tym, że trzeba nauczyć się odpuścić samej sobie, delegować zadania albo po prostu zrezygnować z niektórych rzeczy, kiedy innej możliwości nie ma. W gruncie rzeczy dzieci rosną szybko i potrafią w wielu rzeczach pomóc. Mój siedmioletni syn lubi smażyć naleśniki, w tym czasie ja na bieżąco zmywam zaległości albo ogarniam kuchnię. Oczywiście jemu po dziesięciu minutach zaczyna się nudzić i koniec końców jest więcej sprzątania i i tak muszę skończyć sama. Ale mam poczucie, że próbowałam i że udało mi się wydrzeć te 10 minut czasu spędzonego wspólnie, zamiast standardowego schematu „nie przeszkadzaj mi, bo gotuję”. Z drugiej strony przeczytałam wszystkie Wasze komentarze o matkach i teściowych terrorystkach i widzę, w jak zupełnie innej sytuacji jestem… Moja teściowa ma niestety problemy z higieną osobistą i wokół siebie i jest bałaganiarą, co nie przeszkadzało jej przychodzić mi przestawiać i podlewać kwiatków albo wieszać moje pranie (w tym moje osobiste majciochy). Trochę czasu mi zajęło, by powiedzieć stanowcze „stop!”, przestać się przejmować i odpuścić sobie. Po prostu zapraszamy babcię rzadziej do nas (kiedyś było to dla mnie nie do pomyślenia, ale i to przepracowałam sobie w głowie), chłopcy – jeśli chcą spędzić czas z babcią – to u niej. Moja mama zmarła, kiedy byłam w ósmym miesiącu z drugim synem… Choć minęły już cztery lata, łezka kręci mi się w oku na myśl, że takie matczyno-córczyne kłótnie to już nie dla mnie, nie teraz, nie tu… Do niedawna jeszcze, widząc na ulicy kłócące się, nadąsane matkę z dorosłą córką, siłą powstrzymywałam się, by nie podejść i nie wykrzyknąć im w twarz: „Kobity! Ogarnijcie się i się kochajcie! Tak mało czasu Wam zostało! Może dziesięć Wigilii, może pięć, a może już ani jedna…” Także kobitki, kochajcie siebie same i kochajcie swoje mamy! Trzymam kciuki za Was, a Wy trzymajcie za mnie, bo niedługo dołączy do nas trzeci syn i wtedy dopiero będzie jazda bez trzymanki – koniec ze smażeniem naleśników, zostaną tylko gotowe pierogi z biedronki:)

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Renata BW

    ❤dziękuję. Wydrukuje, powiesze na lodówce i będę czytała w beznadziejnych sytuacjach (czyt. Co drugi dzien?) Wczorajszy dzień to masakra. Młoda na piersi non stop od 11 do 21. Ona płacze, ja płaczę, starszy syn rowniez, a mąż nie wie kogo ratować. W nocy był spokój i aż boję się dzisiejszego dnia. Schować się pod kołdrę i udawać ze zniknęłam? Dzieci oszukam ale nie siebie. Trzeba wziąć dupsko w garść i zacząć się „organizowac” ?

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Kasiabob

    Amen, kobieto!

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Kasia

    Ciekawy tekst. Nie mam przy sobie od dzieciństwa matki, z którą mogłabym konkurować, nie mam wzorca i nie mam też kompleksów. Dużo poświęciłam, zawsze pamiętając też o sobie. Głęboko w duszy wierzę, że dobrze wybieram i jestem dobrą matką. Perfekcja nie istnieje, można być tylko dostatecznie dobrym rodzicem 🙂

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    elwira

    Ja mam swoją organizację. Tzn że pewne rzeczy są zorganizowane a inne nie. Np łóżko ścielę zawsze o 13 kiedy dzieciak idzie na drzemkę. Obiad robię maluchom raz na kilka dni i mrożę w pojemnikach. Robię mnóstwo rzeczy żeby ułatwić sobie życie,mieć jak najwięcej czasu dla moich chłopców dlatego że właśnie tak lubię 😉

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Turkusowa

    Mamy takie same dzieci! Z pierwszym mogłam wszystko zrobić, z drugim też mogę, ale z nim na sobie lub przy piersi ?

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    ANIA

    Świetny tekst. W 100% sie zgadzam. Mama 3 dzieci – niecałe 3 lata, półtora roku i szczęście nr 3 -dwa tygodnie.
    Cieszę sie ze nie jestem sama 😉

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Olga

    Przed dzieckiem byłam zorganizowana. Nie jakoś powalająco, ale dość mocno. Taki typ, wielokrotnie słyszałam od innych, że jestem „poukładana” i jak ja to robię.

    A potem pojawiło się dziecko. Nie high need (chyba), ale dość absorbujące. W sumie nie wiem, nie mam porównania, bo to moje pierwsze, a za czasów mojej mamy (wychowała troje) nie było takiego określenia. A wraz z dzieckiem pojawił się Stos. Mentalny stos rzeczy do załatwienia, który rośnie i piętrzy się na post-itach. Niektóre rzeczy próbuję ogarnąć od ROKU.

    Nie piszę o tym na blogu. Bo jak raz wspomniałam w sieci, że bywają dni, kiedy nie mam jak zjeść śniadania, bo od rana noszę wrzeszczące hrabiątko, to mi koleżanka (bezdzietna of course) wytknęła, że PRZEZE MNIE i przez moje NARZEKANIE nie chce mieć dzieci.

    Ogromnym wsparciem jest dla mnie mama i mąż. Mama – bo miała trójkę, niewiele pomocy mimo babci piętro wyżej, a do tego zapędy perfekcjonistyczne. Mąż – bo był przez pół roku na urlopie rodzicielskim i po kilku dniach zrozumiał, dlaczego ja czasem o 17 witałam go w piżamie, a na obiad zamawialiśmy pizzę.

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Kasia

    Ja tez 2 tygodnie po porodzie wyglądałam lepiej niz przed ciążą nawet. Wiecie jak? A tak, że prawie 2 tygodnie siedziałam z dzieckiem w szpitalu, gdzie odwiedziny były dozwolone przez 2h dziennie, wiec jakieś 22h byłam sama z córką. A że dziecko kochane, ale z tych wrzeszczących to nie miałam kiedy pójść do toalety, kiedy zjeść, kiedy się napić. W domu juz trocę lepiej, bo mąż pomagał, ale i tak było ostro. Efekt jest taki, że mając niespełna 7miesięczną córkę szykuję się na operację wycięcia pęcherzyka żółciowego i jestem na diecie, bo to jednak przesada bywać co 2 tygodnie na SORze… Lekarz stwierdził, że hormony w ciąży i się odwodniłam, bo za mało piłam, plus stres, itp. Także figura super, ale nie polecam. Wolałabym 30 kilo więcej i brak kamieni żółciowych oraz perspektywy na operację 🙁

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Marysia

    A ja jestem wredna i wyrodna matka według mojej teściowej. Nie daje jej dzieci na wychowanie jak była żona mojego męża, nie latam do niej z każdą pierdołą, nie proszę by mi sprzatala i prasowala czy gotowała bo wolę to wszystko sama zrobić i mieć burdel na kółkach i nie wyprasowane pranie niż potem słuchać po ludziach ze musi wszystko za mnie robić
    Kocham moje mieszkanie i burdel w nim bo widać ze dzieci tutaj się świetnie bawią, pełny zlew ze maja co jeść, brudna kuchnia ze gotuje a sterta prania do poskladania znaczy ze chodzą czysto ubrane. Co z tego ze podłoga czasem jest brudna ze łóżka nie są poscielone ale za to jesteśmy razem szczęśliwi. Dobrze ze mam takiego męża co mi pomoże ? czasem łapie doła ze nie daje rady ze starszemu synowi pozwalam grać na komputerze żeby mieć chwile spokoju młodszemu 5mies pozwalam bawić się pustym workiem po pampersach a pasierb mnie nie znosi bo jako jedyna nie pozwalam mu wejść sobie na głowę ale co z tego i tak jest fajnie bo nasza rodzinka jest mocno nierefolmowalna ?

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    eddaa

    Zawsze myślałam, że jestem dobrze zorganizowana, że potrafię panować nad swoim (wolnym) czasem, że to ja decyduję co i kiedy się dzieje. A później pojawiła się córeczka. Kocham ją nad życie i chciałabym dać jej to co najlepsze. Ale należę do tej grupy kobiet, które z mlekiem matki wyssały poczucie winy jak wszystko nie jest w należytym porządku. Jak kładę się spać to czuję wyrzuty sumienia, że tak wielu rzeczy nie zrobiłam. Dlaczego mężczyźni tego nie czują? Niby pomagają, niby wspierają… Ale co to za problem, że pranie nie zrobione, że przez kuchnię można przejechać spychem w celu jej uprzątnięcia albo co najmniej wpuścić stado głodnych kur w celu zaspokojenia ich głodu. Córunia ma już prawie dwa lata więc zrobiła się w miarę niezależna od mamy, ale jej potrzeby zmieniły się z mamo jeść na mamo: pobaw się, poczytaj, wyjdź na spacer, pohuśtaj, weź na ręce, utul, pobaw się, goń mnie, przebierz bo polałam się soczkiem, zdejmij mnie z parapetu bo wejść potrafię ale zejść już nie i tak w kółko. A ja? A ja praca, zakupy, siłownia (żeby się pozbyć tego co za żadne skarby nie chce zniknąć, pomimo wszelkich starań), obiad, sprzątanie, pranie, prasowanie. A moja mama mówi: nie zabierasz małej na zakupy? Nie dajesz rady? Ja z trójką chodziłam wszędzie. A co ja poradzę, że moja córka jest szybsza od błyskawicy i wyprawa do marketu to pogoń nie za promocją a za nią właśnie! Po zakupach jestem spocona jak po zajęciach fitness i mówię sobie nigdy więcej. A teraz dowiaduje się, że luby leci do USA w delegację… a ja zostanę z tym wszystkim sama :((( Co zrobić, żeby zmienić nastawienie? Da się to przeprogramować? A ja tak bym chciała żeby mała miała rodzeństwo, skąd wziąć siły??? Dzięki za ten tekst. Cieszę się, że nie jestem osamotniona w swoim poczuciu bezsilności.

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      MamiBlizniakow

      Ja mieszkam w De z mezem i jego rodzina (oddzielnie) mamy 3letnich blizniakow. Od poczatku tesciowa mnie wkurzala i przez nia czulam sie zle i gorsza bo bylo nieposprzatane i Moi charakterni chlopacy byli do kuzynki porownywani. Tez mam charakterek wiec ja raz wyrzucilam za drzwi ?. Moj przez ok m-c co tydzien zostawal na kilka dni w hotelu bo mial za daleko do domu jak nie to to szkolenia w Austrii ??‍♀️??‍♀️ Bylam tak wykonczona ze nawet o sprzataniu czy fitnesie nie myslalam

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      eM.

      Już chciałam napisać „oczywiście, że się da, Kochana!” (i wpędzić Cię w dodatkową frustrację), ale napiszę inaczej 🙂 Mi się prawie udało, po czterech latach terapii, pracy nad sobą i starania się, aby zrozumieć skąd mi się bierze to obrzydliwe poczucie, że jestem nie dość dobra. Lekko nie było… I wiesz co? Bardzo mocno kciuki trzymam, żeby i Tobie się udało. Łatwiej się żyje, kiedy „nic nie musisz, wszystko możesz” (chociaż zerojedynkowe określenia zazwyczaj wywołują we mnie opór, to akurat staram się przyjąć w całości :)) Buziaki i uszka do góry!

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Małgosia

    Moja mama jak większość matek Polek też zawsze próbowała mnie ustawiać po swojemu i narzucać presję. Ja nie pozwoliłam na to. Opowiadałam, że i owszem w domu było wszystko wypucowane, Świeży zdrowy obiad, w każdą sobotę upieczone ciasto, warkoczyki z kokardkami, ale co ja pamiętam z tego dzieciństwa? Nerwy pośpiech i zestresowaną, sfrustrowaną zmęczoną mamę. Ja pracuję na inne wspomnienia dla moich dzieci.
    To nie jest kwestia organizacji tylko priorytetów

    • Odpowiedz 29 maja, 2017

      Kasia

      Całkowicie się zgadzam z tym, co piszesz. Ja któregoś dnia powiedziałam sobie, że moje dzieci nie będą pamiętały, że w domu była czysta podłoga, a obiad był dwudaniowy, ale że mama była uśmiechnięta i całe popołudnia spędzały z nią na wygłupach na dywanie. Moja mama sprzątała, pucowała, gotowała, piekła, ale ja nie pamiętam zabaw z nią, nie pamiętam spacerów, tylko maratony po zakupy na obiad/kolację. Pamiętam za to ciągle spiętą, nerwową kobietę, która ciągle czuła się niewystarczająco dobra matką i gospodynią. Odpuściła dosłownie parę lat temu, jest dużo lepszą babcią niż była mamą. Ja spraw domowych nie ogarniam, uświadomiłam to sobie niedawno. No nie umiem, nie daję rady, robię, co muszę, a i tak jest średnio. Za to potrafię rozmawiać z moim autystycznym synkiem, dogadujemy się, bawimy, spędzam godziny z moją malutką córeczką na zabawie, śmiechu, przytulaniu. Gospodynią jestem pożal się Boże, mamą – całkiem niezłą 😉 .

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    też Alicja

    Dziękuję, Alucjo. Przepadam za Twoimi tekstami i wiele razy pomogły mi one przemyśleć to i owo albo po prostu dawały wsparcie, gdy wątpiłam w swoją wiedzę i intuicję. Ten tekst wpadł mi w ręce w chwili kryzysu, gdy sterta niewyprasowanego prania wygląda z pojemnika, córa marudzi, bo chce, by się z nią ciągle bawić, a ciało nie wygląda w sukience tak, jak bym chciała. A ja już nie mogę, bo przecież staram się na maksa… Po przeczytaniu odetchnęłam, jakby jakaś dobra kumpela poklepała mnie wspierająco po plecach. I lepiej mi 🙂 Dziękuję.

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Basia

    Ten tekst powinien być rozdawany kobietom na porodowkach ?

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Ewa

    Eh, jak dobrze , że ja z tych co nie mają tej spiny 😉 Poprostu odpuszczam. Dobrze mieć w sobie taki mały ułamek ulewactwa/spokoju ( czy jak to nazwać) który poprostu mówi ci „wyluzuj” .
    Fakt faktem, że mam męża – partnera, w równym stopniu sprząta i opiekuje się dziećmi – to napewno ułatwia.
    Niestety wiem, że on po przeczytaniu tego tekstu stwierdziłby :” ot pitolenie, szuknie wymówki”

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    MamiBlizniakow

    Tak Moi chlopcy jeszcze m-c i maja 3lata (blizniaki D&F). Cale szczescie mam wokolo mamy nieperfekcyjne, ktore nie boja sie o tym mowic. Moi sa bardzo charakterni od samego poczatku i to sie tylko nasila ??‍♀️. Trzeba pamietac o matkach, ktore mialy odwage urodzic i poswiecic sie swoim niepelnosprawnym i bardzo chorym dzieciom. Zycze wszystkim udanego dnia ps. chlopaki chodza do przeczkola od roku, bylo ciezko bo niepotrafili sie tam odnalezc (mieszkamy w De) teraz mam czas raz na 4ry tyg paznokcie zrobic i po wakacjach bede szukac pracy na 400€ stawke.

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Hania

    Jak ja dziś potrzebowałam takiego tekstu. Dziękuję

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    eM.

    Dziękuję! Jezu, jak bardzo dziękuję – i za tekst i za wszystkie Wasze komentarze.

  • Super, że poruszasz ten temat! To, co działa u jednych niekoniecznie działa u drugich, a matki niepotrzebnie wpędzają się w tych kwestiach w poczucie winy. Warto zaufać swojemu instynktowi i nie przejmować się tym, co inni sądzą, i jeśli coś u ciebie się sprawdza i działa, tak trzymać. Polacy sa narodem urodzonych wszystkowiedzących ekspertów, których jedyną silną stroną jest pokazywanie innym swojej wyższości. Widać to świetnie w polskiej polityce względem kobiet – nie muszę chyba pisać, jacy panowie wypowiadają się w kwestiach kobiecych, bo gdyby przynajmniej mieli żony i rodziny, większość z tych bzdur nie przeszła by im przez usta.

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Monika

    Uwielbiam Cie czytać <3. I dziękuję za ten tekst :). Ja sama mam raczej wyluzowany stosunek do rodzicielstwa, do tej całej 'organizacji'. Ale zależy mi na tym, żeby mieć te pół godziny choć dziennie na ćwiczenia. I kiedy już je mam, to jest godzina 21 i nic mi się nie chce (poza położeniem się przed tv z lodami lub czekoladą dla zlapania oddechu :p). I wtedy czasami łapie mnie 'dolek' że przecież jedna z drugą cwicza po nocach i wyglądają. A ja nie daje rady ;/.
    Na szczęście lody szybko przelamuja ten dolek i dalej jest ok. Tylko gdyby takiego gadania nie było to i mojego chwilowego dołka też by nie było 😉

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Ania

    Właśnie odpuściłam…. zrezygnowałam z pracy, która karmiła moje ego…. żeby cieszyć się tym czasem z dziećmi kiedy są jeszcze małe, żeby poczuć się znowu matką a nie robotem…. nie udało się połączyć wszystkiego w jeden idealny obraz, w rzeczywistości zawsze gdzieś czegoś brakowało, czułam się jak złodziej z wyrzutami sumienia kradnąc ciągle czas… dzieciom, pracy, domowi, małżeństwu i sobie. Jak teraz będzie… zobaczymy. Choć wiem że to właściwy krok, zmagam sie z ogromnym poczuciem porażki.
    Kiedyś znajdę w sobie spokój…. dzięki za ten tekst!

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Bożena

    Dzięki op stokroć dzięki

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Marysia

    Dziękuję ci za ten wpis! Jak urodziłam córkę to czułam się okropnie… ja nie wyspana, nie uczesana, obiad nie zrobiony a w koło tyle pięknych chudych zadbanych matek, wiec po nocach sprzątalam, układałam w szafkach itp… zaszłam w druga ciążę i wtedy coś we mnie pękło… wrzuciłam na luz… córka teraz ma 22 miesiace wychowuje ja w myśl zasady „brudne dziecko szczęśliwe dziecko” synek ma 2 mc I ciesze się każda chwila, tym ze puścił banke ze śliny albo zagruchal, tym ze córka przelała wodę z kubka do kubka połowę wylewajac a potem wytarla to moja bluzka zdjęta z suszarki… nie interesuje mnie to że podłogę mylam 3 tyg temu, a okna na boże narodzenie… interesuje mnie to że moje dzieci mają uśmiech na twarzy i nie taki do zdjęcia ale taki prawdziwy na widok uśmiechniętej mamy!

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    M.

    Mam jednego synka 1,5 rocznego. Od dwudziestu kilku lat mam też depresję endogenną. Dla mnie kazdy dzień, to walka bycia mamą i walka ze swoimi demonami. Nieraz siedziałam udreczona przez matczyne obowiązki myśląc nawet o najgorszym. Bo bylam tak zmęczona… A mam 39 lat.
    Jak synek miał ok. 10 miesięcy zwiałam od teściów i męża (mąż ok,ale musiałam zadbać o siebie a nie żyć w toksycznych relacjach z teściową). I zostalam prawie sama z po pomagajacym mężem, ale to było za mało, chorym zwierzątkiem (zapalenie trzustki i cukrzyca), chorą mamą.
    Przeszłam niedawno poważne załamanie nerwowe. Leki, które miały pomoc, wywołały silną agresję, brak uczuć do synka. Odstawiłam je. Ciągle walczę dla niego.
    Matki należy wspierać, a nie wmawiać ciągle, ze one mają robić to czy tamto.
    Ciężko nawet zrobic makijaz i zdjac piżamę przy tylu obowiazkach.
    Sen, to najlepszy przyjaciel. Prasowanie poczeka, na obiad mogą być klopsiki ze słoika a zamiast zdrowej przekąski można zjeść czekoladę.
    Niewarto się obwiniać. Zdrowe kobiety wysiadają. A wiele ma też depresję i co one mogą powiedzieć? Czesto muszą ukrywać chorobę…
    Pozdrawiam 🙂

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Asik

    W sedno. Chociaż każdego dnia staram się zrobić więcej i lepiej to nie zawsze to wychodzi. Nawet nie wiem kiedy sama postawiłam sobie tak wysoko poprzeczkę, że trudno sprostać wymaganiom stawianym przez siebie. Dobrze że jest nas więcej, takich MAM które mają dni bez planów i w totalnym chaosie, a do tego nie wstydzą się do tego przyznać.

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Ewi

    Jestem mamą od 6 tygodni … szczęśliwą mamą karmiącą piersią co za tym idzie wstającą w nocy więc nie zawsze wyspaną. Kiedy Michasia w dzień spi ja sprzątam piorę prasuje i gotuje, zakupy robie podczas spaceru Kiedy Misia nie śpi ćwiczymy bioderka wszystko oczywiści pomiędzy „cyckowaniem” 😀 pod wieczór wraca z pracy tata kończy obiad wtedy Misia ma czas kąpania chwile zabawy z tatą ja spacer z psiną. Dochodzi 21 córka zasypia ( przy dobrych wiatrach bo czasem lubi sobie wieczory przeciągnąć do 24 ) my jemy obiad i … ja padam … na prysznic brak już sił i czasu szybo spac bo za 3 godziny pobudka … Nadrabiam zabiegi pielęgnacyjne i sen w weekendy kiedy mąż bierze córkę na spacery Niby sie da ale jeszcze kilka tygodni i kawa przestanie pomagać … Na razie Michasia sporo śpi w dzień ale już z dnia na dzień potrzebuje coraz więcej uwagi myślę że jeszcze 2 max 3 miesiące i lepiej żeby goście zapisywali się na wizyty z conajmniej tygodniowym wyprzedzeniem żebym zdążyła ogarnąć dom po troszku 🙂
    Pozdrowiam wszystkie NIEPERFEKCYJNE mamy 🙂 Cieszmy się chwilą nie brudną podłogą 🙂

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Karolina

    Nie jestem matką (za to z matkami na co dzień pracuję w szpitalu). Czytając ten tekst uświadomiłam sobie mechanizm… w którym sama funkcjonowałam. Powoli z tego wychodzę, ale tekst „Wszystko jest kwestią chęci i dobrej organizacji” – stosowałam do samej siebie. Zakładając, że tej organizacji właśnie mi brak.
    Ostatnio jednak częściej powtarzam: „nie da się zrobić wszystkiego na raz. I to normalne. Trzeba mieć priorytety.”
    Dziękuję. Po przeczytaniu tekstu co nieco układa mi się w logiczną całość… Że jednego stwierdzenia z drugim nie można połączyć. 😉

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Asi

    Zgadzam się i nie….. Faktem jest, że społeczeństwo i my same narzucamy sobie nierealny model bycia matką. Ale prawda jest taka, że gdy się nie spełnia tych wyimaginowanych norm- zawsze kobieta czuje się ZŁĄ MATKĄ. I będzie to wdrukowane w głowę, choćby nie wiem co. Ja się pogodziłam z myślą, że jestem kiepską matką, bo nie spełniam współczesnych norm, ale powolutku się uczę i szukam możliwości i mam nadzieję, że kiedyś będę choć trochę lepszą – patrz spełnię więcej społecznych i tych własnych oczekiwań. Wiem, że nie wyglądam jak powinnam. Wiem, że mogłabym o te piętnaście minut więcej poświęcić na fryzurę, a nawet robić makijaż, bo cera, podkrążone oczy to nie to. Wiem, że mogłabym lepiej się ubierać, a ja z uporem maniaka wybieram wygodę zamiast mody….Wiem, że zamiast szczotki, farby i szamponu, mogłabym częściej wybierać fryzjera, ale na razie nie wychodzi. Wiem, że córka powinna być odpieluchowana, a tv wyłączona. Wiem, ale na razie mi nie wychodzi. Tak, to moja porażka. Nie sukces. Mogłabym nie krzyczeć na dzieciaki za duperele, ale nie umieć opanować emocji. To też moja porażka. I mogłabym przed 6 rano mieć posprzątane, a nie koło 14. A tak przed odczytem prądu/ wodomierzy biegam jak oparzona, bo boję się, że za bałagan ktoś naśle na mnie kontrolę opieki społecznej….To też porażka. Nie będę udawała. Idzie mi średnio. Są lepsi ode mnie.

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Emilia

    Amen!

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Karolina

    Wspaniale to napisałaś! Okropnie mnie denerwują te „motywujące” wpisy… Powinnaś wyjść z przyjaciółką, pójść na randkę z mężem, może jakiś shopping, przeczytać książkę najlepiej minimum jedną w miesiącu, wyjechać gdzieś bez dzieci żeby odpocząć itp itd… Dla mnie to tak jakby szukanie możliwości żeby się wyrwać z codzienności. A co jeśli się tą swoją codzienność lubi i nie ma się potrzeby od niej uwalniać? A może to jest tak, że osoby, które tak nas nakłaniają do zmian tak naprawdę szukają usprawiedliwienia dla swoich poczynań? Może mają wyrzuty sumienia, że za mało czasu poświęcają dzieciom, mężowi? I w jakiś sposób próbują same przed sobą się usprawiedliwić pisząc, że tak powinno się właśnie robić, nakłaniając​ tym samym do tego innych? Dla mnie sprawa jest prosta-jak mam ochotę na coś (wyjście do kina, restauracji…) to sobie pójdę i nie potrzebuje do tego żadnego motywującego mnie wpisu! Ehhh… Podsumowując-cieszę się, że są takie wpisy jak Twój 🙂

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    MARY

    tekst tak dobry, że muszę skomentować…przerobiłam to wszystko…mam dwójkę…teraz to już luksus bo mają 4,5 i 7 lat…obie karmiłam po 1,5 roku…w ciążach przytyłam 40 kg i 30 kg…pracuję, ćwiczę 5 razy w tygodniu, gotuję, mam 250 m dom i sama sprzątam…chodzę z dziewczynkami na zajęcia popołudniowe, na basen, jeździmy na rowerach, aktywnie staramy się spędzać czas….nie mam babć do pomocy…kiedyś wszystkich o wszytko obwiniałam, dlaczego ja jestem taka gruba?, dlaczego nie mam tego czy tamtego?, dlaczego innym rodzice pomagają przy dzieciach? dlaczego mało zarabiam?…teraz się już nie spinam…temat jest głębszy…ja…wykształcona prawniczka po urodzeniu dzieci miałam pretensje do państwa, że nie ma żadnego wsparcia dla kobiet, że trzeba szybko wrócić do pracy… że kiedy mówiłam mamie, że nie spełniam się jako matka i powinnam teraz pracować, że poświeciłam 10 lat na naukę, koleżanki robią karierę, a ja tu w tych pieluchach…mama mnie nie rozumiała…byłam z tym sama…z nadwagą, depresją, niezrozumieniem…jednak życie, czas i dziewczynki nauczyły mnie co ważne, że na wszystko przyjdzie czas, że jeszcze się w tym życiu napracuje, że większe zarobki, to większe wydatki i w sumie po co…teraz pogodziłam się z sobą…nie muszę mieć super czysto… nie muszę biegać, bo wszyscy biegają… moje dzieci nie muszą chodzić na fortepian, bo wszyscy chodzą…ćwiczę, bo to kocham…czasem o 21…ale jednak…za to nie czytam…bo wolę poćwiczyć…robię to, na co mam ochotę, a przede wszystkim staram się spędzać czas z dziećmi…nauczyłam się nie oceniać, nie patrzeć na innych…moja rodzina, dzieci są dla mnie najważniejsze…to każda z nas powinna zrozumieć…

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Agnieszka

    A mnie się marzy świat, w którym pozostałe matki zajmą się swoimi problemami i się ode mnie odczepią. Matki, matki matek i jeszcze nie matki albo dopiero co matki. Wszyscy zusammen do kupy. Gdybym miała tylko jedną, to może bym dała radę, ale one się mnożą. Matki, które łypią na mnie jak wracam z pracy o 18 i nadymają się jakto tak z dzieciem nie siedzę w domu tylko pracuje. To przecież z dzieciem nie chcę siedzieć. Matki matek, co to wkurza fakt, że poza pracą nie ma czasu na ogarnięcie wszystkiego (pamiętając swoje odległe czasy, kiedy to z pracy wracało się o 15 ) Synowie matek, którzy tak wrośli w tę sytuację, że kiedy ogarnęłam dziecko z rana, nakarmiłam, pobawiłam się, odwiozłam dziecko do przedszkola, przygotowałam się do pracy (i nie mówię tu o makijażu i ubraniu) i już mam wychodzić z wyrzutem siedząc przed telewizorem pytają,… a co zjemy dziś na obiad…… tego wyrzutu nie znoszę, tego zapędzenia z pokolenia w pokolenie, że jestem zła, niezorganizowana, nieidealna. Pewnie… mąż bez pracy, mieszkamy w wybździnowie górnym, jestem jedynym pracownikiem w firmie jednoosobowej, SIC! Marzę o tym, by więcej czasu spędzić z dzieckiem, ale jeszcze bardziej marzę o tym, żeby nikt nie wbijał mi szpili w serce, bo ja sama robię to wystarczająco mocno i głębiej niż każdy z nich z osobna. Nie zawsze się da, każdy jest inny, każdy ma inną sytuację i inne możliwości, inną wrażliwość i psychikę i to co dla mnie dobre, nie musi być dobre dla wszystkich. Kobiety kobietom zgotowały ten los. Mój małż przecież w tym spojrzeniu też był trenowany i chociaż zreflektował się i bił w piersi, że obiad jakoś udźwignie (pomimo ohydności tej obrzydliwej czynności), to spojrzenie i wyrzut był i pewnie jeszcze nie raz będzie. Podziwiam ten kobiety, które mogą wszystko, ja nie mogę. AMEN

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Misia

    Oczyma duszy wciąż widzę swoje dzieci ze smakiem wciągające ten płynny szpinak, ale ale nawet jabłka z gruszką wciągnąć nie chcą chyba ze ze swiezo otwartej butelki ze sklepu. Myślę więc, że może gdybym miała wysokoobrotowy blender i moje smoothies były gładsze…

    Obecnie mam trójkę i w planach jeszcze czwarte (a oczyma duszy najchętniej dziewczynkę i to niekłopotliwą :D) i uważam, że ogarniam całkiem przyzwoicie. Nie to, żeby błysk i obiad z dwóch dań, bo dzieci i tak nie zjedzą, chyba ze im podam. Trzylatkowi czasem podam, bo mi zależy żeby zjadł coś zdrowego, ale sześciolatek potrafi siedzieć nad gładką zupą 70 minut i szargać moje nerwy! Jeśli robię gofry, to częściowo orkiszowe i jaglankę na szczęście tez lubią. I mentosy też 🙂 Zlew nam czasem zarasta, ale potrafię go sobie odpuścić:) Za to mam wielki wyrzut sumienia, bo nie bawię się z nimi. Zajmuję się niemowlaczką, a nawet gdy się nie zajmuję, to potrzebuję poczytać dla siebie. Cieszę się tymi dziećmi, ale nie potrafię im poczytać, bo denerwuje mnie, że nie obsiadają mnie zasłuchane. Ból mi sprawia, że starszak woli teściową, która się z nim bawi i go karmi. Ale co ja mogę mu zaoferować, skoro nie chcę go karmić a bawić nie mam jak z powodu niemowlaczki?

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Ania

    Bardzo ,bardzo dziękuje że to ktoś powiedział głośno! Dziękuję, bo w dobie super-matek, matek-celebrytek i matek-cyborgów już zaczynałam wpadać w kompleksy! Aż tu ten tekst- przecież moja sytuacja jest inna, nie mam pomocy rodziny, po ciąży schudłam ile mogłam, w domu panuje zrównoważony nieład, obiad zazwyczaj jest świeży, dziecko zadowolone o ile robi co chce. Nie umiem ogarnąć więcej. I brawo ja!!! ?

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Aga35

    Jak dla mnie trochę przesądzony ten tekst, jestem mamą dwójki dzieciaczkow o skrajnie odmiennych charakterach 4lata i 1,5 roku i twierdzę że wszystko jest kwestia organizacji!! Realuzuje się zawodowo, nie korzystam z instytucji babci, niani, sami opiekujemy się dziećmi,chodzą do publ.zlobka i przedszkola, gdy chorują nie korzystam z l4 Mam wrażenie że usprawiedliwiacie trochę swój brak zorganizowania a może i lenistwa?? Nikogo nie chce obrazić ale jak widzicie w moim przypadku, można wszystko pogodzić, lacznie z byciem „fit mamą, spotkania z przyjaciółmi bez dzieci itp.bywa ciężko ale skoro zdecydowaliśmy się na posiadanie dzieci to te sile trzeba znaleźć… Pozdrawiam

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Alicja

      A teraz przeczytaj ten tekst jeszcze raz, ze zrozumieniem i zrozum, że w Twojej styuacji jest to możliwe, ale są takie sytuacje w których nie jest. Po prostu.

    • Odpowiedz 13 czerwca, 2017

      Mary

      Zapytam z ciekawości – a co robisz, gdy dzieci chorują, skoro nie chodzisz na zwolnienia? Bierzesz wtedy urlop? A ile masz rocznie urlopu? Pytam, bo może znasz jakiś dobry sposób i skorzystam z niego. Moje dziecko poszło pierwszy rok do przedszkola i choruje średnio 1-2 tygodnie w każdym miesiącu i muszę wtedy brać zwolnienie, bo urlopu mam 26 dni w roku (10 dni biorę w wakacje, reszta idzie na różne niespodziewane zdarzenia, opiekę nad starszą i schorowaną mamą).

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Teagan

    No właśnie. Nie wszyscy wszystko mogą. Jeden może, drugi nie może.

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Niedoskonała

    Właśnie zje…..łam swoją święta trójce męską rzecz jasna za to że mnie nie szanują. Trzaskając drzwiami i rzucając różnymi epitetami usiadłam przed domem i czytam. Tekst jakby z mojego serca lub raczej na nie. Nie daje już sobie z nimi rady, mam dość obsesji mojej obsesji bycia fit, cool, czliaut, etc. Dobrze że nie mam książkotwarzy, instalacji lub co tam jeszcze. Ale to nie uwalnia od frustracji.

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Kaska

    Moj dzienny rozklad 5.30 pobudka.Szykowanie sniadanka dla Babli do szkoly ubrania i szybki prysznic.Pobudka dzieci.Zawiesc do przedszkola.Potem szybko do pracy.Konce o 5.30.szybko odbior dzieci.W domu kolo 18 lub 18.30.Nie wiem co wtedy niby mam robic pierwsze bo troche trzeba ogarnac wykapac maluchu.Naszykowac ubrania na kolejny dzien.I juz 8ma trzeba dzieci klasc spac.I niech juz bedzie 9 ta musze przegldac raporty z pracy lub sie doksztalcac bo taka mam prace.Sobote nazyeam rodzinna bo z reguly statam sie jak najwiecej dac dziecia ale sa tez zakupy obiad itd.Rolki mam w aucie juz miesiac ale nie wiem kiedy niby mam nawet do parku wyskoczyc moze miedzy 4 a 5.30 albo 22 a 23.Wiec jesli ktos ma status tak dobry ze nie musi pracowac to moze wtedy mozna cuda wianki robic cwiczyc diety robic zdjecia i czytac ksiazki ktore bardzo lubie obejrzec film itd ja ogladam jak prasuje bo z czytaniem juz mialabym gorzej?.Mam blizniaki ktore sa tak rozne jak dzien i noc.Jedno lubi pomidora drugie ogorka jedno kakao drugie mleko.Jedno chce sie bawic samo drugie domaga sie towarzystwa i z tego powodu sa ciagle konflikty.Cisza jest gdy sa bajki no ale przeciez nie mozna wlaczac bajek dzien w dzien.Tak wiec jak wchodze na posty to szukam jakiegos konkretnego artykulu a organizacji nie ma w ogole bo nalue da sie.Co jak szef domaga sie by zostac po godzinach.Zmiana planow.Jak dzieciak zachoruje zmiana planow jak auto sie popsuje.I tak ustalone plany mozna miec bedac samym a z rodzina i praca w dodatku dosc wymagajaca to abstrakcja.Moze sie innym udaje gratulacje.Ja dalaczam sie do mam gdzie dzienna rutyna to pobudka 5.30 i praca przez 8 do 9h.Wiec jeszcze mam to szczescie ze weekendy mam wolne ale maz juz nie bo ma taka prace.Jeszcze wczesniej byl psiak wiec kolejny obowiazek.Chodz go stracilismy i jest wiecej czasu to i tak jest cyrk na kolkach.???

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    BB

    Cudowny tekst! Aż mi się lżej na duszy zrobiło, że nie tylko ja czule na sobie „tę” powinność obowiązków. Mając trójkę dzieci, brak pomocy rodzinny i kogokolwiek, walczę z każdym dniem i prawie każdego dnia dopada mnie ta sama frustracja. Znów zaplanowane, „te moje sprawy”, po prostu nie wyszły. Znów poczucie izolacji i braku zrozumienia. A do tego teksty najbliższych, tych przy mnie i tych przez skaypa, że powinnam, że muszę, że inni to i tamto… Wielkie dzieki za te słowa bo myślałam, że wpadłam w krater „bytu-nie bytu” egzystencjinalnego i tkwię w nim są na dnie… Pozdrawiam 😉

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Judomama

      Z każdego krateru można wyjść! Głowa do góry – też nie mam rodziny przy sobie, mąż dwoi się i troi – jednak staramy się nie frustrować. A kiedy przychodzi zwątpienie śpiewam dziękczynną piosenkę – Jestem wdzięczna za….(tu wstaw to, za co Ty jesteś wdzięczna). Zobaczysz ile wspaniałych rzeczy Cię otacza!

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Kuba

    jako facet, gdy przeczytałem komentarz że kobiety chcą być lepsze od swoich matek to wreszcie zrozumiałem czemu spotykane przez mnie Panie miały różne dziwne zachowania. Otóż właśnie te matki często sabotują własne córki, rzucają im kłody pod nogi, że ciągle źle coś robią, szczepią poczucie winy itd i co ciekawe te córki mają zwykle lepszy kontakt z ojcem niż z takim matkami. Niestety to przechodzi na nie bo przecież tak zostały wychowane i podobnie będą traktowały własne córki.
    Pozdrawiam, świetny tekst

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Mimbla

    Ciesze się, że mogłam przeczytać ten tekst teraz, kiedy jeszcze nie jestem matką. Zamierzam nią jednak być w nieodległej przyszłości, i to co tutaj znalzałam skłania mnie do zachowania większej uwagi i czujności wobec tego, co próbują wmówić nam inni, oraz jakie schematy mogłaby powielić „zabierając się” do bycia mamą.
    Dzięki serdeczne.

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Judomama

      Dobrymi radami piekło wydrukowane. A Ty i tak zrobisz jak uważasz! Bycie mamą to piękny czas, więc warto skupić się na dziecku a nie na wszystkich dookoła. Czasami uważam naszą rodzinę za „patologiczną” aczkolwiek nic nam nie brakuje. Jednak w oczach „Matek-polek” moja Zośka biegająca boso po placu zabaw powinna zostać zabrana przez MOPS…

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    doma

    Ja gdzieś kiedyś przeczytałam: „done is better than perfect” („zrobione jest lepsze niż perfekcyjne” w wolnym tłumaczeniu) i zawsze sobie to powtarzam, jak zaczynam się frustrować i fiksować nad tym, aby wszystko było idealnie. Poza tym łatwo w Internecie jest kreować się na kogoś super, my widzimy tylko 1 perfekcyjne zdjęcie i łapiemy doła, a nie widzimy całego kontekstu i reszty ukrytej poza kadrem. Tak, że kobiety i faceci głowa do góry, są ważniejsze i fajniejsze rzeczy na tym świecie niż kaloryfer na brzuchu i błysk w domu. 🙂

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Magda

    Dzieki za madry post. Udostepnilam dalej moim kolezankom mamom… i odetchnelam z ulga. Do wagi sprzed ciazy nie wrocilam i jestem zalamana „wykreowanym” obrazem matki fit. Zdaje sobie z tego sprawe, ze to „nacisk”, ale z drugiej strony mysle sobie, ze fajnie byloby tak wygladac… tylko kiedy? Dwoch synow, w tym jeden niepelnopsrawny, praca zawodowa, zajecia pozalekcyjne, i ogarniecie domu. Szczesliwe maz mi pomaga i razem dzielimy obowiazki, ale doba nadal ma 24h. Jesli pracuje dluzej, czy przygotowuje obiad na kolejny dzien lub dwa, to czas nie zatrzymuje sie w miejscu. A kiedy syn ma zly dzien, to odbija sie to na nas psychicznie, to ja juz na nic nie mam ochoty. Staram sie spedzac aktywnie czas, kiedy dzieci sa w tym samym czasie na zajeciach, np. plywam na basenie, kiedy one maja lekcje nauki plywania z intruktorem. Poki co taki mam sposob. Probuje. Coraz czesciej robie to, na co JA mam ochote. I na przyklad zamiast treningu wybieram robienie na drutach. 🙂 Trzymajcie sie! Nie jestescie same!

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Judomama

      W moim przypadku mąż jest na wagę złota 😉 Chęci i przysłowiowe „wyjście z domu”, które jest najtrudniejsze, a reszta będzie z górki! Trzymam kciuki, aby sił starczyło jak najdłużej!

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    justyna

    A ja mysle ze jak za bardzo sie staramy to nie wychodzi. Ja tak mam i zaczelam wrzucac na luz. Przestalam sie przejmowac, ze nie posprzatane, ze nie zjemy obiadu, ze czegos nie zrobimy. Po co sie tak spinac i brac wszystko da siebie i swoje barki. Wyluzujmy!!! Tego wam zycze kobiety, wiecej luzu. Pozdrowka

    • Odpowiedz 25 maja, 2017

      Judomama

      Dokładnie – miej wyj****ane a będzie Ci dane! Może wulgarne, ale jakże prawdziwe!

  • Odpowiedz 25 maja, 2017

    Judomama

    Dlatego warto mieć pomocnika, o którym pisałam tu http://judomama.pl/2017/04/27/jak-uporzadkowac-sobie-zycie-nozbe/ Nikt nie jest idealny, a autorka postu słusznie zauważa, że każda z nas jest inna, w innej sytuacji życiowej. Jednak z perspektywy czasu i doświadczenia w roli mamy, widzę ile czasu poświęcam dzieciom, sobie, domowi, pracy i reszcie jakże ważnych „rzeczy”. I TYLKO ODE MNIE TO ZALEŻY. Więc nie zgodzę się do końca z tezą postawioną w tekście, bo każda z nas jest odpowiedzialna za swoje życie. Nie można swoich frustracji zrzucać na dzieci, wieś, matkę czy inne „brak czasu”. Pozdrawiam.

  • Odpowiedz 26 maja, 2017

    gaax'y

    A jak frazes zmiękczymy to będzie już ok? Obalasz tym tekstem tezę absolutną, że WSZYSTKO zależy od chęci. A jak powiemy, że nie wszystko, tylko dużo? Czasem więcej, czasem mniej, ale mimo wszystko nasza motywacja ma znaczenie. Wystarczy żebyś zamiast pisać ten tekst poszła pobiegać i po problemie. To nie jest kwestia temperamentu Twojego dziecka, genetyki, czy sytuacji materialnej. To jest Twoja decyzja! O to chodzi w tym frazesie, nic więcej.

    • Odpowiedz 26 maja, 2017

      Alicja

      To jest doskonały komentarz, który wybornie podsumowuje cel całego wpisu. Ten blog i tworzenie tekstów to moja praca – właśnie wzorem każdego internauty rzucającego ten tekst dałaś mi radę nie znając mojej sytuacji i zupełnie do niej nieadekwatną, czyli poradziłaś mi bym poszła pobiegać zamiast do pracy i problem z głowy. Łatwizna! I właśnie to jest idiotyczne w rzucaniu tym tekstem do każdej matki. Bo widzisz Tobie się wydawało, że ja sobie mogę coś zrobić, bo dla Ciebie to jest oczywiste w Twojej sytuacji. A w mojej jest inne i niemożliwe. I za każdym razem kiedy ktoś rzuca takim tekstem powstaje właśnie taka sytuacja.

    • Odpowiedz 26 maja, 2017

      Judomama

      Dokładnie!

      • Odpowiedz 26 maja, 2017

        Judomama

        Alicjo, popieram przedmówcę. Sama piszesz o sobie: „Jak na matkę małych dzieci przystało nie ma absolutnie żadnego hobby.” Bardzo Ci zatem współczuję. Mam wrażenie, że tekst powstał pod „publikę” a w tym przypadku Kobiety – Matki, które szukają winowajcy swojego niezadowolenia i frustracji brakiem czasu. Wiadomo – czasu brakuje, dzieci są absorbujące ale TYLKO od Ciebie zależy czy masz hobby czy nie, czy masz na to czas czy nie. Życzę Ci jednak odnalezienie nieco czasu dla siebie, bo to również wpływa na zdrowie Twoje i Twojego dziecka!

        • Odpowiedz 26 maja, 2017

          Alicja

          Sarkazm w bio taki niezrozumiały ;))))

          • 26 maja, 2017

            Judomama

            Zmień bio! 😉

          • 26 maja, 2017

            Alicja

            Nie mam zamiaru. Sarkazm moją częścią od lat 30stu. Sarkazmem ten blog od 3 lat stoi i w dużej mierze to jego siła bo przyciąga podobnych sobie a nam razem dobrze 😉

          • 26 maja, 2017

            Alicja

            ps. A zarzut o pisaniu pod publiczkę… cóż, powiem tak – autorka komentarza który cytuję w tekście pisała go ze szpitala, do którego trafiła, bo chciała sprostać frazesom rzucanym jej pod nogi „wszystko jest kwestią chęci i organizacji…” no to chciała i się organizowała aż się zajechała tak, że wylądowała w szpitalu. Takich kobiet jest więcej, dużo więcej – piszą do mnie, korespondują. Więc waż proszę słowa, zanim rzucisz oskarżenie, że piszę pod publiczkę, bo nie masz pojęcia o czym piszesz.

  • Odpowiedz 26 maja, 2017

    tom

    Nie rozumiem o co ten płacz. Kobiety są mało zaradne i tyle. Każdy przeciętnie rozgarnięty gość by spokojnie ogarnął dwójkę dzieci i jeszcze pograł na konsoli w wolnym czasie. I właśnie dlaczego to mężczyźni rządzą światem.

    • Odpowiedz 26 maja, 2017

      Alicja

      Dobry troll jest dobry! ?

  • Odpowiedz 26 maja, 2017

    Olina

    Kocham Cie! Tego mi było trzeba! Właśnie usłyszeć od kogoś że to nie tylko ja tak mam że nie ogarniam. Już tak po prostu jest. Nie jestem beznadziejna, to po prostu jest życie. Dziękuję.

  • Odpowiedz 26 maja, 2017

    Kasia K.

    Dziękuję.
    I zostaję tu na dłużej 🙂

    • Odpowiedz 26 maja, 2017

      Kasia K.

      A teraz sobie poczytałam komentarze. MATKOKOCHANA!!! Jak to cudownie mieć świadomość, że nie tylko moje dzieci takie nie żurnalowe! Najlepszy prezent na dzień matki, serio. Chyba pobił to otrzymane z rana pudełko prince polo 😉

  • Odpowiedz 26 maja, 2017

    beti

    Dziękuję za świetny, realny wpis:)
    Moja decyzja o macierzyństwie była świadoma, o ile świadomie można zdecydować o kolejnych latach swojego życia z jeszcze nieznanymi ludźmi;) Zostałam mamą mając 30 lat, a po raz drugi mając 32, czyli będą osobą jako-tako poukładaną. Staram się mieć dystans do kanapy zalewanej regularnie sokiem, piachu w kieszeniach, zabawek wędrujących samodzielnie z pokoju dziecięcego wszędzie i całej tony rzeczy, które wywracają każdy dzień do góry nogami:) Czasem chce mi się po prostu usiąść na środku pokoju i płakać, czasem wrzeszczeć na całe gardło z frustracji o kolejny dzień świstaka, gdzie po raz dwutysięczny zbieram zabawki, piorę świeżo wyprane rzeczy założone przez moje pociechy na 5 minut ze świadomością, że to się chyba nigdy nie skończy… Ale z drugiej strony, mam w nosie idealny dom, gdzie mama uśmiechnięta na fotkach serwuje dzieciom własnoręcznie upieczone ciasto, które upiekła w 3 minuty po powrocie z morderczego dnia w pracy. To są bajki i tak trzeba to traktować, z dystansem. Na dłuższą metę tak się nie da i świadomość tego jest cudownie wyzwalająca:) Wolę mieć prawo do chwili załamki na całej linii, gdzie najchętniej wystawiłabym dzieci na allegro. Mam prawo do bycia nieidealną i jest mi z tym bardzo dobrze. No i jeszcze jedna rzecz, żeby nie było – nie zamieniłabym moich dzieciaków i tego sajgonu w domu który tworzą, tej całej czarnej dziury czasowej na nic innego:))))

  • Odpowiedz 26 maja, 2017

    Izabela

    W punkt !!!
    Mam 3 chłopaków 2, 5, 7 od 8 lat w domu….obecnie od miesiaca kazde w innej instytucji panstwowej…2h ich odbieram 2h szykuje odprowadzam…Tata wraca na 19…weekendy czesto pracuje a w sobote każdą….staram sie nie zwariować choc bylam bliska w lutym.
    Pozdrawiam wszystkie normalne mamy kochajace swoje dzieciaki a przedewszystkim siebie bo wiem jak trudno jest sie w tym pedzie zatracic.
    Dziekuje ci za ten wpis…sciskam jak najmocniej za te słowa i pędzę wywieszac pranie i wstawiac nowe bo pralka chodzi przynajmniej raz dziennie to wiecej niz ja na fitness ? Kobiety pamietajcie ten domowy na szmacie tez sie liczy ? u mnie cala trójka alergików….chyba w oczyszczacz powietrza zainwestuje…stanie sie moim kumplem od zbierania kurzu ?? cud techniki wszystkim bedzie lżej.
    Wszystkiego najlepszego dla kazdej z nas mamusie ❤

  • Odpowiedz 26 maja, 2017

    Zenobia

    Dziękuję! Już dawno zauważyłam takie zjawisko, nawet je sobie skrótowo nazwałam komunokapitalizmem (mentalna komuna w gospodarce kapitalistycznej) :-P. Jakoś tak się teraz przyjęło, że niezależnie od zasobów jakimi dysponujemy (nie tylko finansowych, chodzi o pochodzenie, rodzinę, zdrowie, pracę, odległość od pracy, dostęp do żłobka, mieszkanie, znajomości, cechy osobowości) KAŻDY może dojść do tego samego, wystarczy, że chce.
    Ewentualnie jest opcja druga: jak Twój samozwańczy coach się ocknie, że niektóre cele przy Twoich warunkach rzeczywiście mogą być ciut trudniejsze w realizacji to atakuje: trzeba było o tym myśleć ZANIM pojawiło się dziecko. A przepraszam, zapomniałam o opcji trzeciej: narzekasz na pracę? Zostań programistką (to nic, że dajmy na to jesteś kwiaciarką :-P).
    Jakieś takie podejście, że nic w życiu nie zależy od losu/szczęścia/szczęśliwych zbiegów okoliczności/korelacji czasoprzestrzennej tylko zawsze zastana sytuacja to zasługa/wina danej osoby.
    A ja się wtedy zastanawiam czym zawinił i w którym wcieleniu dajmy na to Pan Chang, który po 10 h dziennie skręca zabawki (i pewnie skręca go z głodu) w jakiejś fabryce hen hen stąd, i czym sobie zasłużył pan Smith (i w którym wcieleniu), który przy zachowaniu wszelkich praw pracowniczych żyje sobie godnie sprzedając te zabawki.
    Wyszło mało dzieciowo, ale to zjawisko nie dotyczy tylko matek (choć dopadło mnie poważnie właśnie dopiero, gdy zostałam matką).
    Jeszcze raz dziękuję za ten wpis :-).

    • Odpowiedz 26 maja, 2017

      Alicja

      Zenobia, rany julek, tyś tu nagryzmoliła dokładnie to co mi siedzi w głowie!! Dokładnie o to chodzi. Dziękuję!!

  • Odpowiedz 26 maja, 2017

    Iza

    Organizacja to jedno, ale drugi ważny element to priorytety. Może ktoś patrzy na mnie i myśli, że np. po porodzie jestem zaniedbana. Ok, może jestem – mam odrosty tak wielkie, że życzliwa przyjaciółka poradziła mi udawać, że to nie odrost, ale ombre 😉 Ale jak już znajdzie się dla mnie ta godzina, dwie czy trzy i mam wybór: fryzjer czy wyjście na rower? fryzjer czy grill ze znajomymi? fryzjer czy kawa z przyjaciółką? to jakoś ten fryzjer zawsze u mnie przegrywa 😛 To chyba też warto brać pod uwagę, że każda matka organizuje się w miarę możliwości i po swojemu.

  • Odpowiedz 26 maja, 2017

    Joanna

    BRAWO!!! Świetny tekst..trafiłaś w sedno!!! Naprawdę brawo !

    U nas pierworodny zrobił nam chrzest wszech czasów przez pierwsze 2 lata swojego życia (mąż nie chciał myśleć o drugim długi czas..) Nasze drugie dziecko–córka (3 lata różnicy) przez pierwszy rok było istnym aniołem ( a w porównaniu a bratem to archaniołem;), ale potem wyszło z niej genetyczne podobieństwo gdy skończyła roczek…. ech..i co poradze? Niby jest super, niby wszystko gra i się zgadza, ale ten jeden czynnik temperamentu moich dzieci po prostu wali wszystko w gruz…

    Jedyne co pocieszające ze z takim charakterem oboje sobie poradzi w życiu..tylko matka będzie siwa (dobrze, że jestem naturalną blondynką jasną;)..

    Dziękuję za tekst :*

  • Odpowiedz 26 maja, 2017

    A67

    Świetny tekst!!!To że my wciskamy się w stereotypy to jedno.Druga sprawa to mamusie -celebrytki,które uczą nas jak wychowywać dzieci,pakować walizki , sprzątać hacjendy, zapełniać dom gadżetami bez których nasze dziecko wyrośnie na zakompleksionego imbecyla.Młode matki albo się frustrują bo nie dościgną albo traktują wózek i dziecko jak tarczę(czasami dosłownie),bo przecież tylko ona jedyna ma dziecko.
    Takie teksty powinno się czytać do śniadania codziennie-może wtedy trochę wyprostowałybyśmy się.Życzę wszystkiego dobrego!!!

  • Odpowiedz 26 maja, 2017

    Aga

    Cześć,
    Nie rozumiem skąd tyle jadu. Wiele prawd w Twoim tekście ale osobiście uważam, ze nie wszystkich należy szufladkować , nikt nikomu nic nie wmawia. Każdy ma swój rozum i jeżeli czuje się spełniony jako rodzic to się nie porównuje do innych. Wybacz, ale dla mnie to absurd pisać o micie. Nie trzeba mieć multum pieniędzy by wyjść z dzieckiem do parku , pogonić kaczki, jechać nad wodę, pójść pooglądać COKOLWIEK by i dziecko i mama miały ruch – i porobić te piękne wspaniałe zdjęcia. Myśle, ze ten tekst jest trochę sfrustrowany. Trochę. Nie zapominaj o ludziach, których napędza działanie. Ja np nie umiem odpoczywać i uwielbiam coś robić, wymyślać. Czytać , ćwiczyć – gotować nieeeeee 🙁 , jeździć z młodym na rowerze, spacerować. Wieczorem jak mam czas wolny to sprzątam, ale lubię to. Nie robię tego, bo ‚coś tam’ , bo jakaś wyssana z palca presja.

    • Odpowiedz 26 maja, 2017

      Alicja

      Ale wiele matek robi „bo presja”. To nie jest tekst o mnie. To jest tekst o matkach, wielu matkach z którymi mam kontakt.

  • Odpowiedz 26 maja, 2017

    Magda 33

    Hej , ja też jestem mamą. 8letniej jedynaczki. I też jestem krytykowana za to , że jedynaczki, no ale cóż: lubię pospac, lubię porządek, nie jestem idealną kucharka i nie uwielbiam stac w kuchni i pichcic dla moich bliskich. Lubie natomiast sporkania ze znajomymi , czytanie ksiazek , ogladanie filmow na cda wieczorami itp. Dlatego nie decyduje sie na drugie dziecko. Bo mi tak dobrze! A nasza córcia nie chce słyszeć o rodzenstwie:-) a do tego: nie robię codziennie prania, nie sprzątam co sobotę, nie prasuje ubrań zaraz po upraniu. Kurz ścieram gdy już go widać, nie wcześniej. Chodzę do kosmetyczki , do fryzjera itp. Po prostu układamy sobie życie tak jak nam się podoba, bez stresu , bez dodatkowych często zbędnych obowiązków. I jesteśmy szczęśliwi ale przez to krytykowani no bo jak to tak nie zarobić się na śmierć?!? Dlatego moim zdaniem kobiety same często dodają sobie trudności i wszystko chcą ulepszać. Ale nie dla siebie . Dla innych. Albo bo tak trzeba. I Ja nie mówię tu o lenistwie, nie o to mi chodzi ale mówię o mądrym planowaniu o nierobieniu codziennie tych wszystkich czynności . A i tak dom mam czysty , ubrania też, brzuchy mamy najedzone. Jesteśmy zadowoleni. Ale kiedyś tak nie było. Chciałam być idealna matka, kucharka, gospodynia, synowa itp. Efekt był odwrotny. Płakałam że stresu. Teraz jest super:-)

  • Odpowiedz 26 maja, 2017

    kl

    Ja mam dwoje mocno różnych prawie 8 i prawie 6. Jedno chce w lewo, drugie w prawo; jedno na śniadanie naleśniki, drugie gofry; jedno na rower, drugie na piknik… Rozdwoić się nie da, babcie daleko… Praca zadaniowa… Ale ponoć brud powyżej 1cm sam odpada… 🙂

  • Odpowiedz 27 maja, 2017

    Mama piątki :)

    Dziękuję za ten wpis.

  • Odpowiedz 27 maja, 2017

    C3P0

    Największy kit wciskany ojcom – możesz być dla dziecka jak matka. Frustracja ojca gwarantowana.

  • Odpowiedz 27 maja, 2017

    Katka14

    Świetny tekst. Ja mam mega szczęście bo mam męża który mi bardzo pomaga. Dzielimy się wszystkimi obowiązkami bo każde z nas chce się spełniać także w pracy. Odpuszczamy kiedy widzimy że coś jest ponad nasze siły. Mobilizujemy się do wychodzenia na fitness (ja) i koszykówkę (mój maz) bo wiemy że jeśli tego nie zrobimy to zwarjujemy. Ze musimy chociaż na 1h raz w tygodniu wyjść z domu żeby się zdystansowac, patrzymy później na problem chłodnym okiem. Wspieramy się i wiem że bez niego nie dałabym rady. Olewamy co mówią inni, bo to jest nasze życie i żyjemy po swojemu i nikt nie ma prawa nam mówić co jest dobre a co nie. A te blogowe mamusie to gów….wiedzą o zyciu. I wmawianie że wszystko to kwestia organizacji jest idiotyzmem. Owszem jeśli wszystko przebiega pomyślnie, masz dużo pieniędzy, dzieci grzeczne, żadnych chorób i problemów, sztab ludzi to wszystko jest możliwe, ale niech nikt nie wmawia nam że jesteśmy gorsze jeśli nie potrafimy dobrze zorganizować naszego życia. To jest nasza sprawa. Przestałam czytać blogi, twarzoksiażki, ćwierki i inne popierdułki tzw celebrytek. Nie mam konta na twarzoksiażce i jestem zdrowsza. Nikomu nie pokazuje publicznie zdjęć dzieci…i sama innych nie oglądam i nie mam problemu że ktoś będzie mnie oceniał.
    Wychodze z założenia że szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci!

  • Odpowiedz 28 maja, 2017

    Bel

    Czytam te komentarze, czytam i stwierdzam: przeraża mnie to, w jakiej presji żyjecie. Jak dajecie się stłamsić, obcym ludziom nie mającym pojęcia o Was czy też własnym matkom (!) którym powinno na Waszym szczęściu zależeć. Masakra!
    „Miej wyj**ane a będzie Ci dane!” to moja dewiza od 14 miesięcy, jeśli nawet nie od lat przedmacierzyńskich. Należy to jednak prawidłowo rozumieć – nie mam wywalone na swoje dziecko, dom, męża, a na wszystko co poza nami. Nie obchodzi mnie kurz do notatek na szafkach (jeśli byłam zdechła albo zwyczajnie nie chciało mi się go wytrzeć) , wzrok teściowej zawieszający się na zalanej wodą z ryżu kuchence (bo po tym jak ryż wykipiał, dziecko go zjadło i poszliśmy puszczać bańki albo wyło bo chciało na ręce), uwagi mamy „no smaruj go, smaruj!” (Mlody ma azs – tak jakbym go nie smarowała pierdylion razy dziennie).
    To wszystko nie obchodzi mnie dlatego właśnie, że JESTEM super mamą, chcę mieć czas dla dziecka, o zgrozo dla siebie też bo chcę być szczęśliwa zwyczajnie, dla siebie i dla moich chłopaków. Odnosząc się do cytatu – to wszystko jest kwestią chęci i organizacji. Ja chcę organizować się tak by być zadowoloną ze swojego macierzyństwa a nie rzygać na myśl o kolejnym dniu. Zupa za słona, pieluchy do wycierania wymiocin nie bielusieńkie i wyprasowaniutkie, fryzjer przepadł, pani w mięsnym zobaczyła mnie zaspaną i bez makijażu, nie zdążyłam umyć podłogi a przecież dzieciak raczkuje i zżera upadnięty kawałek zeschłego chleba, biegać nie lubię a z fitnessu mam podnoszenie ok. 11 kg w seriach nieregularnych 17 razy iks powtórzeń co 24h. No i?
    Nie muszę być perfekcyjna jak z obrazka żeby moje dziecko mnie kochało. Ja je kocham bezgranicznie. I tylko na to liczę w tym całym rodzicielskim szaleństwie.

  • Odpowiedz 29 maja, 2017

    Dorothy

    odłączyłam się od wszystkich stron na fejsie oprócz mataja i blogojciec, właśnie z tego powodu że zaobserwowałam, że spada moja satysfakcja z bycia matką, Wy przywracacie wiarę i chęci w moje macierzyństwo, odzyskuję cierpliwość do moich dzieci, bo oczywiście frustracja z tego, że nie jest tak jakby mogło być w wyobrażeniach przenosi się na dzieci. W momentach zwątpienia ten artykuł będzie mnie wzmacniał. Dziękuję 🙂

    • Odpowiedz 30 maja, 2017

      Kamil

      My również dziękujemy za wiarę w nas 🙂

  • Odpowiedz 30 maja, 2017

    wisznu

    Piękny tekst. Podrzuciłem go żonie, bo ona ma właśnie taką tendencję do robienia wszystkiego na siłę na błysk. I jak się nie udaje, jak się nie wyrabia, to czuje się nieudaczna.

    I nie mogę jej przekonać, że lepiej jak zamiast tego pobawi się z dzieckiem. Bo i ona i dziecko będą dzięki temu szczęśliwsi.

    A teściowe obie robią krecią robotę. Ostatnio od mojej matki żona usłyszała, krótko po operacji kolana, że przecież kolano nie jest potrzebne przy przygotowywaniu posiłków. No ręce opadają…

  • Odpowiedz 30 maja, 2017

    Robert

    Fajny tekst 🙂 Nie widziałem tylko, że teraz w żurnalach są przepisy kulinarne ;D

  • Odpowiedz 31 maja, 2017

    Kasia

    Ja mam akurat w tym temacie „chorobę dwubiegunową”. Są momenty, kiedy kompletnie mi nie przeszkadza, że zabawki, że naczynia brudne, że ja kolejny dzień odkładam golenie nóg, bo może wieczorem poprasuję, to szybki prysznic, a nie siedzenie w wodzie. A potem przychodzi moment, kiedy niedobrze mi jak tylko patrzę na własne mieszkanie. Miało być tak ładnie, tak czysto, tak poukładane, a dwa małe czorty to rujnują na spółę z szanownym panem tatą.
    I dzisiaj czarno na białym, Alicja objaśnia mi, że to wcale nie jest tak, że ja coś muszę, że nie ma możliwości, żeby każdego dnia nasz dom wyglądał jak ze zdjęć w internecie, a raczej na codzień przypomina mieszkanie Molly z filmu „I kto to mówi”. I dzięki temu, przypominam sobie, że tak naprawdę moja mama, „idealna matka – polka” też z nami nie wychodziła codziennie na spacerek, też miała pobazgrane kredkami ściany, choć dziś tego nie pamięta i śmie krytykować. A szanowne mamy z instagramów i innych internetów, może i chodzą na jogging, może i mają białą, czystą chałupę, ale zapominają dodać, że tylko raz w tygodniu na sesję zdjęciową 😀 Pozostałe 6 dni to ciągła nierówna walka matki – polki o jakikolwiek ład w domu!

  • Odpowiedz 1 czerwca, 2017

    Ewa

    Dziękuję za ten wpis!

  • Odpowiedz 1 czerwca, 2017

    WAID

    Tekst super. Ja akurat jestem leń i mam często wyrzuty , ze nie posprzątane albo porzadnego obiadu nie ma, ale…Na początku małżenstwa starałam sie praca na dwóch etatach, pomaganie siostrze w pilnowaniu dziecka, obiadki, sprzątanie bo przecież musi być prefekt. I wiecie co jakoś mąż nie zauważał :/ a ja na pysk padałam Teraz dwójka dzieci, w domu bałagan, obiadu dla męża taż czasmi nie ma i jakoś dzieci szczęśliwe bo po podwórku biegają, maż umie sam sie nakarmić a nawet z odkurzacza skorzystać a ja znajduję chwilkę na ukochane czytanie.

  • Odpowiedz 1 czerwca, 2017

    Katia

    Wiem, że teraz mnie zaatakujecie co ja powiem. Są kobiety, które nie mają instynktu maci-żeńskiego. Nie mają pragnienia posiadania dzieci. To jest normalne, że są osoby, które chcą mieć dzieci, a są osoby, które nie chcą mieć dzieci. ,,Jak to nie chcesz mieć dzieci?! Przecież one są piękne, fajne”. Tak, tylko ja tego nie czuję. Mnie na przykład dzieci brzydzą. ,,Jesteś egoistyczna i głupia”. Ja nie mam dzieci i nie chcę mieć dzieci. Było by pięknie, jakby każdy z nas uszanował czyjeś zdanie. Ja próbuje uszanować to. Ciągle o tym się napotyka ze strony rodziny, znajomych, a nawet w pracy mi się zdarza. Człowiek poświęca całe swoje życie, dla drugiej osoby, aby ta druga osoba poświęciła swoje życie dalej. Ja nie uważam, że dzietność to zła rzecz. Ludzie, zwłaszcza matki poświęcają czas, pieniądze, a przed wszystkim cała siebie. Nie dbają się o siebie, porzucają często swoją karierę. Wiele matek mówi, że jak bym urodziła, to bym się przekonała jak to jest piękne mieć własne dziecko. Mi się zmieni. Ja od dziecka, miałam wstręt do dzieci. Często mówię na czepnego.,,Jak zechcę mieć dzieci, to adoptuję chińskie dziecko, które jest tanie w utrzymaniu i będzie mi sklejać aphony”. Po czym nie daje odpowiedzi, czy to był żarty, czy prawda.
    Uważam, że : 1. Kobieta bardzo się sypie po macierzyńskim, 2. Dziecko dodaje kolejne problemy finansowe, 3. Brak czasu dla siebie i dla męża, 4. Mnie dzieci brzydzą i denerwują (była bym okropną matką), 5. Brak gwarancji, że dziecko w przyszłości tobą się zajmie na starość. 6. Człowiek utrudnia sobie, życie. Ale znajdą się kobiety, które powiedzą, że warto. Ja nie chcę się spierać, tylko współczuje matkom polkom, że przeważnie prawie wszystko jest na ich głowie. Denerwują mnie taka mamy. Nazwę ja na przykład Ania. I ona już nie nazywa się Ania, tylko mama Pawełka, która nie widzi świata po za nim. ,,Moja dziecko jest najpiękniejsze i nie ma takiego drugiego”. Często zachowują się jak fanatyczki. Tak są normalne matki, które nie mają pieluszkowego zapalenia opon mózgowych. Wiecie co, nie mam żadnych wyrzutów sumienia, że nie będę mieć dzieci. Jak zechcę to adoptuje biedne dziecko z domu dziecka, którego nikt nie chcę.

    Muszę dać, żarcik wymyślony przez ze mnie ,,Dobrze gada! Polać jej”. Pięknie to ujęłaś ,,Czy rozumieją, że sytuacja materialna może drastycznie zmienić obraz rzeczywistości i wpłynąć na absolutnie wszystko”. Muszę się do tego odwołać. Moja koleżanka matka dwójki dzieci. Jak pracowała w Polsce, to nic, zero dbała o siebie. Dom, rodzina, praca. Teraz jest inną całkiem osobą, kiedy przeprowadziła sie zagranicę, absolutnie się zmieniła. Można porównać ją do podlanego kwiatuszka, który odżył na pustyni.

  • Odpowiedz 1 czerwca, 2017

    Melodia

    Tak jakby o mnie tekst. Z pierwszym dzieciem było różowo i kolorowo. Starsza mogła godzinami wpatrywać się w sufit. Budziła się w nocy raz. Poza tym wróciłam do wagi sprzed ciąży, a i miałam – 2 kg dodatkowo. Siły na sprzątanie, realizacje pasji. Nawet jak wróciłam do pracy to wszystko było idyllą prawie. Potem zaczęły się choroby 3 tygodnie chora i tydzień w żłobku. Potem kolejna ciąża, poronienie kolejne i kolejne dziecko. Cała ciąża była katastrofalna i zagrożona. Nie mogłam poświęcić się, zająć dzieckiem. Zagrożeniem było nawet branie dziecka na kolana. A Starsza nadal ciągle chorowała. Miałam leżeć w szpitalu od 5 miesiąca, ale nie było takiej możliwości. Młodszy urodził się za wcześnie. Wymagał ciągłej uwagi. Nie miałam czasu na nic i sił… Choroby Starszej dobijały mnie, brak czasu dla siebie również. Młodszy był ciągle uwiązany u nogi. Przesiadywanie z dzieciakami wcale nie było przyjemnością. Powrót do pracy był zbawienny. Ciężko było bycie idealną w pracy, w domu, weekendy… Popadałam w rozpacz, depresja. I dotarło do mnie, że muszę odpuszczać.

  • Odpowiedz 4 czerwca, 2017

    Wionsa

    Wszystko jest do zorganizowania i ogarnięcia ? kwestia tylko tego czy obieramy swoje priorytety czy cudze ? czy mierzymy sily na zamiary czy slepo staramy sie robic to co ” modne „. Kazdy jest inny i kazdy cieszy sie zyciem w inny sposób. Wazne by umiec sie nim cieszyć

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    Róża

    Mnie wiele uświadomiła lektura „Jak pokochać centra handlowe” Natalii Fiedorczuk i wywiadu z autorką. Zrozumiałam że w dobie, kiedy wzorce czerpiemy nie od starszych pokoleń, ale z rozmaitych mniej lub bardziej wiarygodnych źródeł internetowych, bardzo łatwo się pogubić i wpaść w radykalizm. Sama też się naczytałam mnóstwo rad typu nigdy nie rób tego a tego, zawsze rób tak a tak i myślałam, że to słuszne, że ta niezlomnosc jest potrzebna. A potem dotarło do mnie, że nie ma uniwersalnych reguł i realne dziecko wszystko weryfikuje, zwłaszcza gdy – jak u mnie – jest w typie Twojego drugorodnego. Zrozumiałam też, że macierzyństwo to najbardziej izolujący i narażony na osamotnienie stan i rady typu „idź na gordonki/wyjedź z dzieckiem” itp. też nie pomagają. Bo ja nie tęsknię za pogaduszkami o nosidłach i pieluchach tylko za dyskusjami zawodowymi, za starymi znajomymi, za wyjściem na tańce. I choć rozumiem, że to musi poczekać i doceniam macierzyństwo, bo bardzo chciałam mieć dziecko, to wiem też, że mam do takich uczuć prawo i nie muszę czuć się wyrodną matką, która zamiast poświęcić każdą wolną chwilę na pucowanie domu lub choćby tego fryzjera i paznokcie, po prostu czyta, żeby zachować choć resztki sprawności intelektualnej 😉

  • Odpowiedz 7 czerwca, 2017

    Wdzieczna

    Bardzo dziękuje za ten tekst!!! Gdzieś i w mojej podświadomości tkwi, ze „muszę dać radę” ZE WSZYSTKIM! Z organizacja domu, finansów, jadłospisu, dziecka,szkoły, lekcji, ze powinnam wreszcie schudnąć, bo przecież „popatrz jak ty wyglądasz!!!”.
    Patrzyłam z lekka zazdrością na te zaradne mamy, które są wiecznie uśmiechnięte i zadowolone z życia, które maja piękna sylwetkę najmodniejsze ciuchy, super fryzury i najmodniejszy manicure… a ja z rozczochranym włosami, paznokciami ściętymi na krótko, w starych gaciach na za dużym tyłku… zasobność portfela tez niestety odbiegała od normy tych uśmiechniętych pań, które nie myślały o tym jak załatać dziurę w budżecie domowym, tylko mogły sobie pozwolić na wszystkie widzimisia…
    Niestety świat rzuca nas w różne miejsca i tam nam przychodzi sobie radzić. Pomimo wszystko i tak uważam ze udało mi się jakoś wyjść z podniesionym czołem. Choć wychowanie mojego krnabnego syna nie było łatwe, dziś jestem z nogi dumna, a koniec z końcem nadal trudno powiazac.
    Pozdrawiam

  • Odpowiedz 13 czerwca, 2017

    Ładna Pani

    Ten tekst to DNO…
    A większość komentarzy pod nim to już DNO i pół kilometra mułu!!!

    Z jednej strony „idealne” instagramowe Mamusie a z drugiej strony zaniedbane, zatyrane, wyglądające o 10 lat starzej i sprzątające 5 razy dziennie dom Matki Polki – nie ma nic pomiędzy?

    Słowa o fryzjerze, kosmetyczce i ciuchach mówiące że trzeba mieć nie wiadomo ile pieniędzy żeby dobrze wyglądać i być zadbaną już przemilczę bo nie znajduję skali idiotyzmu…

    Jak większość z Was zauważyła…codziennie na ulicy mijacie zadbane, seksowne i dobrze ubrane MATKI….czy naprawdę myślicie że to FIT-milionerki w ciuchach Armaniego korzystające z fryzjera i kosmetyczki trzy razy w miesiącu…? Serio? Dlaczego One potrafią a Wy nie? Dlaczego JA potrafię wyglądać świetnie na co dzień i mieć „ogarnięty dom” a Wy nie? W czym ja jestem lepsza od Was?

    Potem dziwić się że jest tyle rozwodów i opuszczonych kobiet….ile można tolerować niechlujstwo, lenistwo, zaniedbanie i bylejakość wiecznie tłumaczone skurczonymi horyzontami do terminu „Mam dziecko”…?!

    A to nie można wyglądać kobieco i kwitnącą w rozmiarze 42 XL…? Zawsze trzeba wrócić do rozmiaru „34 XS” sprzed ciąży?! Poważnie?!

    Jakbyście tyle czasu co oglądanie instagramowych i facebookowych „idealnych fit MAM” i ich dzieci (których życie codzienne NIE wygląda tak jak na zdjęciach) i porównywanie się do nich poświęciły na zastanowienie się jak ułatwić sobie życie przy małych dzieciach to nie byłybyście takie NIESZCZĘŚLIWE…Tak, z Waszych komentarzy aż razi smutek i bezradność…Macierzyństwo to nie żaden heroiczny czyn i nie ma potrzeby poświęcania się…

    Zapomniałyście że oprócz MATKAMI jesteście również KOBIETAMI!!!!!

    Tak trudno nastawić w piekarniku 10 udek (które się same pieką) na dwa dni? Tak ciężko zrobić szybkie spaghetti ze słoika? Niemożliwym jest zamówić na obiad pizze? Zawsze musi być dwudaniowy obiad…?

    Tak ciężko ogarnąć dom mniej więcej żeby nie „zabić” się przez leżące na podłodze rzeczy? Zawsze musi być BŁYSK…?!!!

    Tak ciężko utrzeć latorośli marchewkę z jabłkiem na deser jak Nasze mamy to robiły…?! Zawsze musi być wyszukany „koktajl z cholera wie czego dostępnego tylko na drugim końcu miasta”…?!

    REASUMUJĄC: absolutnie nie zgadzam się z treścią artykułu…
    Tak – wszystko zależy od chęci, organizacji,podejścia i priorytetów i to nie jest żaden MIT!!! Ale skoro wolicie żyć fikcyjnym życiem z facebooka i instagrama obcych ludzi zamiast swoim własnym oraz czytać kłamliwe artykuły jak TEN to jest jak jest…

  • Odpowiedz 3 lipca, 2017

    Moninka

    Przynam się, że i mi zdarzyło się spojrzeć na strój koleżanki z trójką dzieci krytycznym okiem. A potem razem z mężem i w 7m-cu ciąży odwiedziliśmy ich w domu. Dwóch chłopców 6 i 4 plus 2-letnia dziewczynka. Siedzieliśmy przy stole kiedy chłopcy bawiąc się klockami zaczęli kłótnię, a malutka w tym samym momencie zeszła na dół po mało udanym spaniu i marudziła już od 10min na kolanach mamy. Ja wzięłam jednego chłopca na stronę, mąż drugiego, a mama tuliła marudę. Było po kłopocie w 5min ale i nas było troje! I ja widziałam ten radosny uśmiech wdzięczności na twarzy koleżanki. Jakby była sama to ileż więcej energii i czasu kosztowało by opanowanie sytuacji. A to tylko jedno z codziennych wyzwań bycia mamą! Chwała wam dziewczyny za bycie matkami i życzę nam wszystkim życzliwości otoczenia, które nie pogania konia batem i ocenia rezultaty, tylko zakasa rękawy i oferuje pomocną dłoń!
    I jeszcze jedno! Dom to nie muzeum, że wszystko ma być na swoim miejscu gotowe do zaprezentowania światu. Szczęśliwe mamy mają szczęśliwsze dzieci, a tego nie da się kupić za żadne skarby świata. Gdybym ja mogła cofnąć czas to 30 lat temu powiedziała bym mojej mamie, że nie obchodzi mnie czy mam brudny podkoszulek i czy jem organiczne warzywa z działki która sama obrabia, bo tata na kontrakcie od dwóch lat za granicą, ale że wolę zafajdana jeść razem z nią przy stole i widzieć jej uśmiech zamiast spracowanych rąk i twarzy i ledwo trzymającej głowę w pionie!

  • Odpowiedz 14 lipca, 2017

    Weronika

    Mnie koleżanka z pracy, która niedawno urodziła 6 dziecko też powiedziała, żebym się nie przejmowała i nie słuchała narzekań tych wszystkich, co mnie straszą dziećmi. Bo wszystko to kwestia podejścia i organizacji.
    Ale ona miała na myśli przede wszystkim obniżenie wymagań i odpuszczenie (nie wszystko musi być zrobione idealnie), jak też maksymalne korzystanie z pomocy innych (starszych dzieci, rodziny, instytucji) zamiast udowadniania, że jest się super-człowiekiem i robienia wszystkiego samemu.
    Myślę, że te dwie rzeczy są najważniejsze, chociaż wcale niełatwe do zrealizowania 🙂

  • Odpowiedz 26 lipca, 2017

    ABC

    Świetny tekst trafiłaś w samo sedno!

  • Odpowiedz 3 sierpnia, 2017

    ed

    Kilka razy spotkałam się już z naklejkami lub plakatami o niniejszej treści:
    „Brudne naczynia dowodzą
    że moja rodzina jest nakarmiona.
    Pełny kosz oznacza ze sprzątałam.
    Zabałaganiona podłoga że dzieci dobrze się bawią.
    Stos prania świadczy o tym że moja rodzina ma czystą odzież.
    Mokra podłoga w łazience że dzieci właśnie brały prysznic.
    Więc następnym razem,
    Kiedy przyjdziesz do nas,
    zastanów się zanim ocenisz !
    Jeśli przychodzisz zobaczyć się z nami zapraszamy.”

    I choć nie mam takiego plakatu, to wychodzę z tego samego założenia. Lubię mieć porządek w domu, ale dom jest przede wszystkim do mieszkania, a nie sprzątania – sprzątam kiedy mam czas, a jak nie mam to po prostu nie wszystko jest idealne, ale grunt że dzieci szczęśliwe:)

  • Odpowiedz 12 września, 2017

    Waldemar Lipiński

    Czytam, te teksty i wciąż zastanawiam się KIEDY pójdziecie po rozum do głowy.
    KIEDY zrozumiecie że programy biologiczne zostały rozregulowane.
    Dziecko potrzebuje być przez co najmniej 4-5 lat jedynakiem. Tak jest dla dobra jego rozwoju i zdrowia matki.
    Rodzicie co rok lub dwa a później niszczycie (nieświadomie) życie sobie i swoim dzieciom. Ich mózgi zawsze dostosują się do zaistniałej sytuacji. Różnicy nie zobaczycie ponieważ nie możecie zobaczyć jak rozwinęłoby się Wasze dziecko w warunkach wyłącznego dostępu do Głównej Figury Przywiązania.
    Zewnętrzny płód i jego czas trwania ok 4 lat to fakt.
    Wasze dążenie do urodzenia kolejnych dzieci to albo efekt wdrukowanego wzorca społecznego albo jednego z programów biologicznych (ewolucyjnych).

    • Odpowiedz 17 marca, 2018

      Izula

      A po tych czterech latach, gdy pojawi się rodzenstwo, to ten drugi młodszy nie będzie jedynakiem tylko będzie młodszym bratem. To co zrobić aby drugi był jedynakiem przez kolejne cztery lata? Oddać starszego.. ja tak wnioskuje z tej wypowiedzi. Pozdrawiam

  • Odpowiedz 10 października, 2017

    Mamuśka

    Dziękuję ogromnie za ten tekst!! Niesamowite jest to że znalazł go mój mąż, wysłał mi go i mnie przeprosił! Płakałam jak czytałam to wszystko. Tak bardzo staram się każdego dnia żeby było w domu jak należy i żeby mieć jeszcze czas dla dzieci( mamy ich trójkę) i dla męża, nie mówiąc już o czasie dla siebie ….. Kiedy się nie udaje, czuje że zawiodłam​ wszystkich. A jako usłyszę ten tekst o organizacji to ręce opadają…
    Dzięki jeszcze raz, mam nadzieję że długo będę pamiętać o tym co tu przeczytałam i da mi to choć trochę poczuć luzzaa na codzien ?
    Pozdrawiam

  • Odpowiedz 11 listopada, 2017

    KaroLina

    ..jak dobrze, że do Ciebie trafiłam.. 🙂 Po stokroć dzięki Ci za ten tekst! 🙂
    Pozdrawiam ciepło!

  • Odpowiedz 1 stycznia, 2018

    Gosia

    Jakie to prawdziwe! Szkoda że nie ma na to prostego lekarstwa i recepty. A kobitki różne rzeczy wbijają sobie do głowy. Ja nie mam czasu, bo kiepsko z kasą, kredyt się sam nie spłaci, więc sama piekę, farbuję włosy, sprzątam itd bo niestety mnie nie stać na fryzjera co 3 tygodnie i całą resztę zachcianek. Coś za coś. Na szczęście za uśmiech swojego dziecka nie zapłacisz kartą Visa ???

  • Odpowiedz 13 lutego, 2018

    koko

    Wydaje mi się, że nie do końca obrzucanie błotem matek, które pokazują kolorowe i „idealne” życie, jest zasadne. To ich praca, pisanie blogów, zarabianie na reklamach, tworzenie wizerunku, przyciąganie czytelników czy widzów. Tak naprawdę to jest tylko do pooglądania i zobaczenia inspiracji dla siebie. Przecież nikt nie każe każdej matce tak wyglądać, robić super fotek na fejsa, po to, żeby inne myślały, że to jest nowy trend i wytyczne do bycia dobrym rodzicem. Każdy rodzic ma prawo być takim, jakim chce, dziecku potrzebne jest tylko dużo miłości i uwagi, a nie drogie dizajnerskie dekoracje i fit mama. Takie blogi moim zdaniem są dla nas odskocznią od „szarego” życia, które tak naprawdę jest piękne jakie jest, tylko my tego nie dostrzegamy. Bądźmy tolerancyjni dla tych, których życia tak naprawdę nie znamy. Dla nas to są tylko obrazki w internecie, ale nie wiemy jakimi rodzicami tak naprawdę są te osoby. Nie bierzmy wszystkiego jako wyroczni, bez której nie możemy przeżyć naszego życia ciesząc się macierzyństwem na swój sposób. Może akurat te „super” matki marzą o tym, żeby nie musieć być idealnymi? Dla nich to ciężka praca, a dla nas ich blogi i zdjęcia to powinna być rozrywka 🙂 Nie zachowujmy się jak dzieci w szkole, gdzie jak ktoś przyszedł w butach Nike, to był kimś lepszym. Po prostu rodzice mu dali więcej na buty, ale za to może my umieliśmy szybciej biegać w sandałkach 😉 Wiele jest też komentarzy innych matek, które krytykują te „gorsze”, że one nie potrafią ogarnąć się jak matki z insta. I to jest najgorsze w internecie, zwłaszcza dla kobiet podatnych na krytykę i nie znających swojej wartości. Każdy człowiek jest inny i to jest piękne, nie możemy być wszyscy tacy sami, jak wtedy wyglądałby świat? Czy zastanawialiście się nad tym? Porzygalibyście się z nudów, i nawet to co teraz widzicie jako interesujące, wtedy stałoby się nudną rutyną. Nie ma nic gorszego jak nuda.

  • Odpowiedz 20 lutego, 2018

    Monika

    Moje dziecko takie było, też tak do około 2,5 roku życia miało problem ze snem w nocy. Spałam po 3, czasem po 4 godziny na dobę, w sumie, a potem szłam do pracy ledwo żywa. W pracy miałam ogromny problem ze skupieniem się nad papierkami. Potem wracałam do domu i nie wiedziałam w co ręce włożyć, na dodatek taka potwornie zmęczona wiecznym niewyspaniem. Zbliżające się noce ogromnie mnie przerażały. A potem to minęło i teraz już w miarę wyrabiam się z ogarnianiem domu, no i najważniejsze: trochę więcej sypiam :).

  • Odpowiedz 21 sierpnia, 2018

    Tata Łukasz

    Super tekst! Znalazłem go akurat w samą porę, za chwilę u nas wielkie zmiany – żona wraca do pracy, a opiekę nad Stasiem przejmuje niania. Zobaczymy, na ile ja będę mógł jeszcze bardziej się zaangażować. Fajnie, że komentują też ojcowie! My naprawdę chcemy być aktywną częścią tego układu, tylko czasami nie do końca wiemy, jak!

  • Odpowiedz 19 listopada, 2018

    Magda

    Mogłabym się podpisać pod tym artykułem. Walka ze spiną to moja codzienność. Raz wygrywam tę walkę a raz przegrywam. I wtedy siadam i szukam gdzieś wsparcia i motywacji. Tak jak dzisiaj. I myśl: „odpalę mataja.pl”. Dzięki. Naprawdę.

  • Odpowiedz 29 grudnia, 2018

    https://ragus.pl/

    Piękny tekst. Cieszę się, że jest ktoś taki co myśli podobnie jak ja. Pozdrawiam

  • Odpowiedz 8 marca, 2019

    Miłejwiosny

    Omg, jak ja się cieszę, że jestem mega asertywna i generalnie mi zwisa, no i mam normalnego partnera, a nie królewicza;) całkiem 180° rośnie od moich babć, mamy, czy teściowej. Jest bałagan? To nie muzeum, tu się żyje i mieszka, sprzątamy (razem) raz w tygodniu. Dziecko ma brudne ciuszki? Życie! Zaraz znowu zje i się ubrudzi po raz kolejny.
    Nie mam instagrama, nie obserwuję żadnych fit matek, blogerek, blogów (twój to jedyny na liście wyjątek).
    Generalnie mam w de, co sobie inne kobiety pomyślą, bo to im zawsze coś przeszkadza.
    Uff… Jak mi z tym dobrze. Jakbym jeszcze miała mieć jakieś wyrzuty sumienia, że brudne, że słoiczek a nie ugotowane, że nie schudłam, że bałagan, to bym zwariowała. Po co sobie życie utrudniać?

  • Odpowiedz 6 maja, 2019

    Lilaina

    Moja sytuacja jest trochę inna, byłam super matką która zdała architekta z 9 miesiecznym dzieckiem u boku. Super tylko problemy pojawiły sie później. Co z tego że mam architekta skoro mieszkam w zapizdowie i nie ma tu ani jednego biura, na zlecenie nikt nie chce przyjąć do pracy a w najblizszym wiekszym mieście płacą mniej niz na kasie w Lidlu. Dodatkowo partner (i ja sama) wywieramy na mnie presję żebym zarabiała. Musialabym jeszcze zrobic magisterke bo pozniej nie zrobie bez tego uprawnień (ale nie ma z kim zostawic bebecia). A na koniec odpalasz instagrama widzisz te wszystkie idealne instamatki w drogich ciuchach z drogimi dodatkami w drogich wnetrzach na idealnych fotkach i naprawde chce Ci sie wyc.

  • Odpowiedz 7 maja, 2019

    Monika F

    Mam troje dzieci. Rok po roku, i potem 3 tala różnicy. Ciągle sama, mąż ciągle w pracy. Rodzina męża wpędzała mnie w schemat bycia ciągle z dzieckiem, ciągle gotowa, ale i aktywna, i oczywiście uśmiechnięta. Bywałam… Mniej więcej po 7 latach zaczęłam myśleć. Nie tylko o sobie (bo uważam, że tzw. zdrowy egoizm szybko sie przeradza w beznadziejny egoizm). Zaczęłam zmieniać schemat w mojej głowie- bo w innych głowach się to nie uda, jeśli nie chcą. Myślę o sobie jako matce, która uwielbia być z dziećmi. I jestem! Bo to kocham 🙂 Zaczęłam studia, pracuję, i daję radę, bo JA tak chcę. Jeśli mam deadline w pracy i zawalę, trudno (postanowiłam tak edukować szefa, siebie, rodzinę; że czasem sie nie da wszystkiego zrobić BO TAK. I słuchajcie, to nawet działa!). Czasy są ciężkie dla nas, matek. Ale i dla ojców. Ciągły pośpiech, wydajność, stres jest niemożliwy. Uważam, że pora sie obudzić. Zobaczyć świat (w tym rodzicielstwo) w szerszej perspektywie. Tak właśnie ja strajkuję! Przeciwko wszystkiemu na szybko! Przeciwko kasie kontra jakości! Patrzę na te matki, które mnie niestety w większości otaczają i czuję, że jest źle. Ładne ubranko, markowe, dobre stopnie…. I tu sie kończy wychowanie. Absolutnie nie oceniam, ani nie generalizuję! Jak niby bym mogła? Nie znam wszystkich dzieci na całym świecie, ani sytuacji rodziców. Uważam, że powinniśmy się starać. Na tyle, na ile możemy. Bez mentalnego samobójstwa, i chorób psychicznych.

  • Odpowiedz 8 maja, 2019

    Hanna

    Też sama siebie wrzuciłam w schemat i to nawet bez słuchania opowieści innych. Ze sprzątniętej kuchni cieszę się niemal jak z olimpijskiego medalu, co mnie tylko utwierdza w dalszym gonieniu za wyrabianiem się na idealną matkę…
    Tekst świetny, a komentarze budują jak mało co! 🙂 Dzięki!

  • Odpowiedz 19 sierpnia, 2019

    Ania

    Fajny tekst. Miło poczytać coś mądrego e trakcie usypiania prawie-dwulatka modląc się by to dwumiesięczne jeszcze się nie obudziło. Idzie dobrze, jeszcze nie chcę wyć, a tu ktoś dzwoni do drzwi jak opętany. Lecę ze starszym i mega misiem na rękach do drzwi. Jezu co się stało, pożar?! Nie, kurier przyjechał 2h szybciej chociaż miał być między 14 a 17. Bo miał po drodze. A dzieci już ryczą… I po drzemce…

  • Odpowiedz 1 stycznia, 2020

    Judyta

    Świetny, bardzo prawdziwy tekst. Też jestem matką i nie raz mam wrażenie, że jestem do niczego a przecież staram się, staję na uszach żeby moje dzieci miały wszystko. Obiecałam sobie, że w tym roku odpuszczę gonitwę po tytuł matki roku.

  • Odpowiedz 13 stycznia, 2020

    Paweł

    Jako tatuś powiem, że warto inwestować w rozwój dziecka już od najmłodszych lat. Staram się być dobrym Ojcem, który nie karze ani nie bije. Już odkładam pieniądze na edukację syna. To ważna sprawa.

  • Odpowiedz 23 listopada, 2022

    Magdalena

    Świetny tekst i bardzo prawdziwy 🙂 Z własnego doświadczenia wiem już, że to mija 🙂 Jako szczęśliwa i wreszcie mająca więcej czasu mama dwójki synów szkolnych trzymam kciuki za wszystkie mamy i ojców, którzy jeszcze na ten moment czekają. „Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie!” 🙂

Leave a Reply