To nie jest kraj dla matek ludzi…

Zaczyna się wcześnie. Jesteś malutki, masz kilka miesięcy. Dwa, trzy, cztery, osiem – nieważne ile, ważne, że Twoja mama jest z Tobą w sklepie, dużym takim, w centrum dużego miasta, a Ciebie dopada głód więc zaczynasz płakać. Mama rozpoczyna radosny galop w poszukiwaniu toalety, bo pewnie jest tam pokój dla rodzica z dzieckiem. Ty z każdą sekundą płaczesz coraz głośniej, ale mama jest spokojna – znak toalet świeci na horyzoncie – jeszcze 20 metrów i będzie cię mogła nakarmić.

Niestety obok toalety w dużym centrum handlowym w centrum dużego miasta – wisi kartka – „pokój dla matki i dziecka znajduje się na trzecim piętrze”. Peszek, że akurat jesteście na pierwszym. Mama gna więc z Tobą płaczącym coraz głośniej w stronę wind. Są aż dwie na całą wielką galerię, bo komunikacja opiera się przede wszystkim na schodach ruchomych. Czekasz więc na windę kilka dobrych minut, bo jest dość oblegana. W końcu udaje się wam dotrzeć na 3 piętro, a nawet do pokoju dla matki z dzieckiem – Ty wyjesz już jak syrena okrętowa, więc matka rozpaczliwie szarpie za klamkę. Zamknięte.

Ktoś inny korzysta z pokoju? A skąd, na drzwiach widnieje kartka „Klucz znajduje się w punkcie ochrony na parterze budynku – jeśli chcesz skorzystać z pokoju zadzwoń pod numer XXX-XXX-XXX” – ach no tak, to pewnie przez tę mikrofalówkę do podgrzewania jedzenia dla maluchów, co to się nią chwalą, że mają, jeszcze by kto wózkiem wywiózł, trzeba się zabezpieczyć – przemyka przez głowę matki. Ty jednak za nic masz rozważania matki i zanosisz się już płaczem, jesteś mały i jesteś głodny, więc wrzeszczysz jakby Cię ze skóry obdzierano – matka dostaje się więc pod obstrzał karcącego wzroku jakiejś jednej piątej przechodniów – z ich zmarszczonego czoła można wyczytać „drze się to dziecko i drze już nie wiadomo jak długo, uspokoiłaby je jakoś, a jak nie umie, to niech siedzi w domu, a nie spokój w miejscu publicznym zakłóca”.

Zrezygnowana matka wyjmuje cię więc, zanoszącego się już, z wózka, siada na ławeczce zaraz obok toalet i przystawia do piersi. Momentalnie się wyciszasz. Matka jest trochę bardziej spięta, bo reakcjom absolutnie neutralnym oraz uprzejmego zainteresowania, towarzyszą reakcje lumpienia się jakby matka była przedstawicielem obcego gatunku i z ucha wyrastała jej ręka, a także reakcje pełne zniesmaczenia. Tych dwóch ostatnich jest mniej niż tych pierwszych, ale to niczego nie zmienia. Matka wie, że ci od zniesmaczenia napiszą potem gdzieś w sieci, że siedzą takie i wywalają cyca na środku sklepu, a przecież jest pokój do karmienia i że co te baby teraz mają potrzebę wywalania cyca publicznie, bleh, ohyda, nie każdy ma ochotę to widzieć, no szanujmy się. I że znajdą dla swych komentarzy niezwykły poklask.

Nic to, że matka naprawdę wolałaby rozsiąść się z tym dzieckiem wygodnie w fotelu do karmienia, zamiast kulić się żeby przechodnie przypadkiem nie dojrzeli co też tam ona tam ciekawego robi na tym niewygodnym metalowym poddupniku, bo przecież to badziewie w sklepach nawet oparcia nie ma. Nie, w sieci już wiedzą, że to z ekshibicjonistycznych potrzeb matki.

Znaczy przepraszam – madki.

Ten kawałek piersi wystający znad niemowlęcej główki, budzi w niektórych tyle emocji, że nawet nie zauważyli za plecami matuli wielkiego plakatu z reklamą najnowszej linii koronkowej, prześwitującej bielizny ledwo zakrywającej bujny biust modelki. Na panów, którzy radośnie pomykają po mieście bez koszulek, epatując sutkami na prawo i lewo, też nikt nie utyskuje – ot ciepło przecież to niech sobie zdejmą te koszulki, biedaczyska. Ale z tym karmieniem to jednak się szanujmy. Można to jakoś rozplanować żeby ludzi nie gorszyć golizną. Może jeszcze seks uprawiać i defekację w centrach handlowych zaczną – to też przecież normalne i naturalne czynności, rzucą internauci matce w ramach kontrargumentu, zawsze gdy tylko zechce powiedzieć coś na swoją „obronę”.

Motoryzacyjnie też jest fajnie – matka chce pewnie i bez obaw przejść przez ruchliwą ulicę z wózkiem w jednej dłoni i ręką starszaka kurczowo trzymaną w drugiej? Znowu peszek – okazuje się bowiem, że spore grono kierowców to transplantolodzy, którzy pędzą wezwani do pilnego przeszczepu do szpitala więc nie mogą się zatrzymać na pasach – rozumiesz, mały człowieku – tu o życie ludzkie rozchodzi, nie ma czasu do stracenia. Gnać trzeba. A Ty matko stój aż na horyzoncie nie będzie żadnego samochodu, bo przelezienie przez jezdnię z wózkiem chwilę zajmuje więc musisz być pewna, że będziecie bezpieczni.

Najwyraźniej ci sami transplantolodzy porzucają potem samochody na chodnikach pod domami – pewnie są zmęczeni, po tych ciężkich wielogodzinnych przeszczepach, dlatego nie biorą pod uwagę tego, że po chodniku chodzą nie tylko piesi, ale też ludzie z wózkami, którzy potrzebują nieco więcej miejsca by zmieścić się między autem a płotem/trawnikiem. Cóż, myśli matka, to chyba w sumie miło, że mieszkamy w tak znakomitym sąsiedztwie, wszak na samej sąsiedniej ulicy aż sześć aut było zaparkowanych w taki sposób, że trzeba było zjechać z chodnika na jezdnię by je wózkiem wyminąć. Na kolejnych mieszka równie wielu wziętych chirurgów. Matka oczywiście daje ze wszystkim radę, w końcu od tego jest, tylko tak sobie smutno myśli co jeśli tędy chciałby przejechać ktoś na wózku inwalidzkim? Wysoki krawężnik i tyle przeszkód do pokonania…

A plac zabaw? No niestety – te trzy mniejsze rozsiane po okolicy, które matka znała jeszcze ze swojego dzieciństwa, zniknęły. Zastąpił je jeden, wielki, otwarty z pompą przez włodarzy miasta. Tam zagania się wszystkie dzieciaki z okolicy, bowiem gdzie indziej nie są mile widziane: zakaz grania w piłkę, zakaz biegania po trawniku, zakaz jeżdżenia rowerem, krzyczą na czerwono liczne tabliczki. Kredą też lepiej nie malować, bo estetów dziecięce bazgroły na chodniku w oczy kolą. Ba, na niektórych placach pojawiają się znaki nawołujące do cichszej zabawy.

Bo teraz te dzieci takie rozwydrzone, złe, niedobre, bezstresowe więc trzeba im wydzielić małą przestrzeń, napisać regulamin i trzymać tam aż się nie ucywilizują dzikusy małe – to nie ta kindersztuba co kiedyś, piszą radośnie internauci, zapewne ci sami co masowo widują w galeriach handlowych matki roznegliżowane do samiuśkiego pasa coby ostentacyjnie i „wywalając cyca” nakarmić piersią trzylatka na środku przejścia, tak żeby wszyscy widzieli.

Nie to co my, mówią, my byliśmy grzeczni, cisi, karni i mieliśmy w sobie szacunek dla starszych, a teraz te dzieciaki zawładnęły przestrzenią publiczną i nie da się nad tym zapanować. A te matki teraz? Madki, znaczy. Zero nadzoru nad dzieciarnią, klepią przez telefon albo fejsa przeglądają zamiast dzieci wychowywać.

A matka czytając to myśli sobie tylko czy ona dorastała w takim razie w jakiejś enklawie dzikusów czy jak, bo kiedy ona sama była dzieckiem, to na ulicach nie było takiej ciszy i pustki jak teraz. Wręcz przeciwnie – wielki bandy dzieciarni biegały po całym osiedlu, grały w piłkę gdzie tylko się dało i bez krępacji odbijały ją o mury bloku żeby pograć w króla, wspinały się po drzewach, zadeptywały trawniki, blokowe korytarze i klatki schodowe służyły im do głośnej zabawy w chowanego, a wrzaski „mamoooo, a czy mogę/zrzuć mi” przeszywały osiedle raz po raz do samiuśkiego szpiku wielkiej płyty. Co starsza młódź w ramach rozrywki pasjami wrzucała do pobliskiej rzeczki połamane krzesła, stare wieszaki, potłuczone kineskopowe telewizory i inne przedmioty, które ktoś był łaskaw wyrzucić do śmieci.

Gdzie byli w tym czasie rodzice? Nikt nie wie, ale na pewno dzieciarni nie nadzorowali. Dzieciarnia latała po osiedlu sama. I robiła co chciała.

Ale to teraz dominuje narracja, że matka i dziecko to madka i jej bachor, któremu ta pierwsza pozwala na wszystko i nie sprawuje nadzoru. Matki w sieci opisuje się jako puste, chamskie, bezrefleksyjne, roszczeniowe, głupie istoty, które innych przedstawicieli społeczeństwa mają głęboko w poważaniu. Tymczasem przywary te towarzyszom istotom ludzkim niezależnie od tego czy mają potomstwo czy nie, niezależnie od płci, stanu posiadania, wykształcenia czy pozycji społecznej.

Że to tylko głupie komentarze w sieci i nie warto się nimi przejmować? Komentarze potrafią ponoć mocno namieszać w polityce. Dlaczego więc nie mogą namieszać w tym jak społeczeństwo widzi dzieci, skoro w sieci występują tylko w charakterze czarnych charakterów (bo jakoś nie widuję tekstów typu „Szok! W restauracji były 3 rodziny z małymi dziećmi i nikt nie biegał ani nie przewijał dziecka na stole!” albo „Trzylatek stał z rodzicami w kolejce do kasy i nie kopał nikogo!”). Dziwić się że potem nie są w przestrzeni publicznej mile widziane ani traktowane jako pełnoprawni członkowie społeczeństwa?

A matki? Te to dopiero są persona non grata. Bo podobno nie myślą o innych członkach społeczności. Cóż, wydaje mi się, że generalnie tak już jest, że czasem mimo najszczerszych i najlepszych chęci robimy pewne rzeczy wbrew komuś i robimy je zupełnie nieświadomie. Przykładem jest choćby wymieniona wyżej sytuacja z parkującymi na chodnikach – tak wiem że mogłabym robić zdjęcia i wysyłać straży miejskiej, ba, mogłabym naklejać specjalne wlepki z napisem „karny męski narząd kopulacyjny za kijowe parkowanie”, ale, wiecie – ja zawsze sobie myślę, że ten ktoś nie robi tego ze złej woli. Wręcz przeciwnie domyślam się, że większość kierowców staje w ten sposób w dobrych intencjach – chcą ułatwić przejazd innym kierowcom, zamiast zagradzać połowę wąskiej ulicy swoim automobilem. Bo sami są kierowcami i potrafią zrozumieć co może przeszkadzać innym kierowcom, a że sami nie są rodzicami albo byli nimi na tyle dawno temu, że nie pamiętają jak to jest przebijać się z wózkiem, więc nie dostrzegają, że to co ułatwia życie jednym, może utrudniać drugim.

Tak to działa w bardzo wielu wypadkach i sytuacjach. Może wykrzesajmy więc dla siebie odrobinę więcej zrozumienia. I zanim znowu oskarżymy matki o całe zło świata, zastanowimy się dlaczego w tym wszystkim nie dostrzegamy ani ojca, ani całego jej otoczenia. Tak włączając w to siebie. Wiecie, że są badania sugerujące, że jeśli współpracownicy traktują kobietę, która jest matką niegrzecznie, niesprawiedliwie, niefajnie (np. obgadują, lekceważą, obrażają) wiąże się z tym, że zaczyna ona stosować wobec swoich dzieci praktyki wychowawcze, które według aktualnej wiedzy nie dają optymalnych rezultatów? A te dzieci będą potem przecież jakoś traktować innych – nas też, także wtedy kiedy będziemy starzy, niedołężni i zdani na łaskę i niełaskę. Zaklęty krąg relacji społecznych.

Chcesz być na bieżąco? Możesz obserwować blog na Instagramie (klik) lub (FB) klik. Możesz też dołączyć do matajowej grupy wsparcia w nurcie rodzicielstwa opartego na lenistwie (klik – tylko najpierw przeczytaj regulamin i odpowiedz na pytania) albo co jakiś czas wchodzić na bloga bezpośrednio, bo platformy społecznościowe nie pokazują już wszystkiego wszystkim więc wiele wieści o nowych wpisach może wam uciec.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

38 komentarzy

  • Odpowiedz 28 sierpnia, 2018

    An

    Jeszcze do tego dopisalabym dziecko w kościele jako wcielenie wszelkiego zła. Jak na ironię to tu mi najczęściej ludzie zwracają uwagę na zachowanie dziecka czyli np chodzenie boczną nawą dwulatka… Byłam tez świadkiem jak ksiądz przerwał na chwile kazanie jak niemowlę zaczęło płakać. Normalnie ręce w pieści mi się zacisnęły a nawet mamą nie byłam.
    Kolejna myśl: Mam wrażenie ze u nas przestrzeń publiczna nie jest wspólna tylko prywatna, każdego z osobna, użytkownika który jakoś ją sobie wyobraził i sądzi ze ma prawo nią dysponowac i ma gdzies jakie potrzeby mają inni. Egoistami jesteśmy i nie myślimy o innych- starszych, niepełnosprawnych, dzieciach, matkach, zwierzętach.

    • Odpowiedz 29 sierpnia, 2018

      mamaZi

      ja natomiast bylam swiadkiem akcji takiej: ksiadz podczas ogloszen przekazuje komunikat – jezeli jakas starsza pani ma problem z tym, ze dzieci biegaja po kosciele podczas mszy dla dzieci to prosze przychodzic na inne msze, macie do dyspozycji jeszcze dwie w niedziele, nie chce nigdy wiecej uslyszec tego typu skargi. koniec komunikatu… fakt faktem ten ksiadz akurat z nikim sie nie certolil, a w szczegolnosci z dewotkami.

    • Odpowiedz 31 sierpnia, 2018

      Kasia

      A w Ewangelii pisza tak: „Przyprowadzano do Niego dzieci, aby je dotknął. Uczniowie zaczęli je strofować. 14 Gdy Jezus to zauważył, oburzył się i rzekł im: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie, nie zabraniajcie im, bo do takich należy królestwo Boże. 15 O tak, oświadczam wam: kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, nie wejdzie do niego”. 16 Potem obejmował je ramieniem i błogosławił, kładąc na nie ręce.”

      Niewykluczone, ze dzisiaj ktos by Jezusa mogl wyprosic z kosciola.

  • Odpowiedz 28 sierpnia, 2018

    Mrs. Foxiak

    Zgoda stu procentowa. Zdecydowanie tekst odzwierciedla odczucia matek. A przecież wszyscy byliśmy kiedyś dziećmi. Oby tolerancja i akceptacja względem matek rosła.

  • Odpowiedz 28 sierpnia, 2018

    Ania B.

    Madki, bachory i „gowniaki” – kiedy to slysze to mozg mi paruje uszami. Nie wiem jak mozna tak nie szanowac drugiego czlowieka. Ta anonimowosc w sieci jest przerazajaca. Generalnie nie jestem agresywna, ale jakby mi ktos na dziecko powiedzial „gowniak” to tak by dostal w czerep, ze by sie nogami nakryl.
    Ogolnie stwierdzam po ilus tam latach obserwacji, ze najlepiej chyba jak urodzisz dziecko siedziec w domu do jego pelnoletnosci 😉 Slabo mi sie robi jak pomysle w jakim swiecie przyjdzie zyc mojemu potomstwu :/

    • Odpowiedz 7 października, 2018

      alamakota

      „Generalnie nie jestem agresywna, ale jakby mi ktos na dziecko powiedzial “gowniak” to tak by dostal w czerep, ze by sie nogami nakryl.” Zdecydowanie nie jest Pani agresywna. W innych drażni często to, co jest problemem w nas samych. Pozdrawiam nieanonimową panią Anię B.

  • Odpowiedz 28 sierpnia, 2018

    Aga

    Kościoł dla wielu osób jest miejscem na skupienie, dla niektórych spotkanie z Bogiem, niektórzy ida po modlitwę, pocieszenie w żałobie,w ciężkiej sytuacji itd. Oprócz np jednej mszy gdzie zaprasza się dzieci i rozne zachowania dzieci nie powinny budzić zgorszenia, uważam ze nie jest to miejsce dla rozrabiajacych dzieci. Sama dawno temu wyszłam z kościoła, msza o 16, gdzie widziałam kilkoro zle zachowujących się dzieci, już wszystkich nie pamietam ale pamietam dziecko co rusz walące książka w ławkę a tatuś nie reagował. Nie było to miejsce dobre na mój ówczesny stan umysłu, kiedy potrzebowałam ciszy i skupienia. Nie popadajmy w szaleństwo w druga stronę: niech dzieci robią co chcą, bo tak najlżej rodzicom, bo wychowywać nie trzeba. Mam dziecko ale nie widzę powodu, aby wtryniac się z nim absolutnie wszędzie „bo takie moje prawo”.

    • Odpowiedz 30 sierpnia, 2018

      Kasia

      Zgodzę się, że mszę dla dzieci są cóż, mszami dla dzieci. Nie mniej ostatnio byłam światkiem sytuacji NA MSZY DLA DZIECI jak starsza pani syknęła ze złością do jednej matki by zrobiła porządek ze swoim 2letnim dzieckiem, ktore śmiało powiedzieć coś do swojej matki nie-szeptem. Cóż, matka grzecznie odpowiedziała, że to msza dla dzieci i jak jej nie pasuje to niech chodzi na inną. Ale jak widać nawet „mszę dla dzieci” są złym miejscem dla dzieci wg. niektórych

  • Odpowiedz 28 sierpnia, 2018

    Reska

    Jakbym czytała swoje myśli.Przyjechałam na wakacje zza granicy z małym 6-miesięcznym dzieckiem i starsza córką .Pierwsza przeprawa miała miejsce w centrum handlowym.Mała płacze, jestem na 1 piętrze, szukam pokoiku dla matki. 3 piętro, znajdź windę , wjedź, szukaj pokoika(w ciemnym szarym rogu za sznurem restauracji), jest, dziecko nakarmione.Po 2 godzinach szperania po wyprzedazach znowu płacz i głodna. Patrzę, jestem na parterze.Nie, myślę sobie, siadam na ławkę i karmię.Jakiś uprzejmy Pan podszedł i mówi, że jest pokoik z dzieckiem.Podziękowałam i swoje przemilczalam.
    Na ulicy wyścig z czasem, czy moja rodzina zdąży przejść czy jednak kierowca samochodu wygra.Czasami w biegu, czasami narażając życie z dwójką małych dzieci próbowałam się przedostać na drugą stronę ulicy.Mało kto zwalniał, hamował, każdemu się spieszy.
    I wszędzie, doslownie wszędzie utrudnienia dla wózka. Schody, wysokie podjazdy, krawęźniki, brak wind.Refleksja mi się jedna nasunęła, w jaki sposób poruszają się ludzie niepełnosprawni skoro ja się tyle nadźwigalam wózka?
    Zmarnowane wakacje, dzieci wystraszone i wymèczone.To nie jest kraj dla matek, matek z dziećmi…

    • Odpowiedz 29 sierpnia, 2018

      Pimposhka

      Oj uważaj, uważaj. Ja po każdym pobycie w Polsce pisze, jaki to zły kraj jest dla matek z dziećmi i jakże inaczej jest za granicą. I co? Wtedy okazuje się, że Polska jest jednak super fajna, zajebista wręcz a ja się czepiam. A jak mi się nie podoba to niech sobie wrócę do tej Norwegii czy innej Irlandii a nie będę to psuć Matkom Polkom humor ;).

    • Odpowiedz 24 lipca, 2019

      Dagmara

      Polska to nie kraj dla matek z dziecmi? Proszę to powiedziec mojej siostrze ktora w Wielkiej Brytanii w ciąży pracowała w hotelu jako sprzataczka do 7 miesiaca ciazy i dojezdzala metrem prawie godzinę w jedna strone. Myslisz ze zawsze ktos jej miejsca ustępowal? Ludzie udawali ze nie widza. A miala specjalna przypinke ze jest w ciazy. Po drugie mieszka w takiej dzielnicy gdzie na trasie nie ma lawkek by usiasc i nakarmic i codziennie sisotra biegnie do domu by nakarmic malego

  • Odpowiedz 28 sierpnia, 2018

    Ika

    Bolało mnie coś, jak czytałam…

  • Odpowiedz 29 sierpnia, 2018

    Katiusza

    A do tego ogrodnicy w samochodach, co na pasach skrobią matce marchewkę, kiedy ta zatrzymuje się przed krawężnikiem, żeby podbić wózek, a oni już obliczyli, że w danym tempie, to ona opuści już pasy i wykrzykują frustrację, że śmiała się zatrzymać i przez nią, by ją przejechali. Wykrzyczą też na dwulatka, który trafi zaraz do szpitala, po tym, jak upadł mu miś i się nagle na pasach zatrzymał, a nie zszedł w tempie, w którym zobligowany był.

    • Odpowiedz 29 sierpnia, 2018

      zok

      Od kiedy oglądam na youtubie „polskie drogi” chodzę po ulicach znacznie ostrożniej.

    • Odpowiedz 29 sierpnia, 2018

      J

      Wydaje się, że to mała rzecz, ale ja się strasznie stresowałam, że ten kierowca, który zamiast się zatrzymać, tylko zwalnia nie ujął w swoich obliczeniach, że na końcu pasów będę musiała zwolnić, żeby podnieść przednie kółka nad krawężnik. Wiele razy obudziłam córkę potrząsaniem, bo wobec samochodu metr ode mnie wolałam już na ten krawężnik wjechać i niż dać się przejechać.

  • Odpowiedz 29 sierpnia, 2018

    Dora

    Mnie się ostatnio oberwałam jak stanęłam w sklepie troszkę w przejściu ( ale można było mnie spokojnie obejść ), bo musiałam zapiąć córeczkę, która usilnie chciała wyjść z wózka i kładąc z boku zakupy. Po wymianie zdań ( było kulturalnie ) usłyszałam że jestem mało zorganizowana. Myślałam że mnie szlag trafi. Ale trzeba było przy dziecku być opanowanym. Ludzie w sklepie stanęli w mojej obronie i powiedzieli babie żeby się odczepiła.

  • Odpowiedz 29 sierpnia, 2018

    zok

    Kiedyś już to pisałam w komentarzu pod artykułem o karmieniu. Moje podejście do karmienia zmieniło się właśnie przez wszechobecny internetowy hejt na karmienie ‚cycem’. Przy pierwszym dziecku byłam wyluzowana, karmiłam młodego gdzie chciałam, zawsze zasłaniałam się pieluszką, bo taki miałam pomysł, nie przyszło mi do głowy nawet nakarmić inaczej. A już 3 lata później miałam opory przed karmieniem drugiego dziecka. Może nie opory, ale raczej świadomość, że OTO KARMIĘ. Hejt bowiem wylał się z matek wyciągających całą piersi na widok publiczny, bo łamało pewne tabu w przestrzeni wspólnej (widziałam to 3 razy w życiu i też poczułam się skrępowana, ale po prostu przestałam się gapić uznając, że to nie moja sprawa) na matki, które karmią pod pieluszką, lub jakoś inaczej, ‚dyskretnie’, albo po prostu karmią piersią dłużej niż 3 miesiące.
    I wkurza mnie, że postawy wobec karmienia się polaryzują. Od niechęci do, że tak ujmę to roboczo, wyznawstwa.
    Wszyscy muszą być ekspertami od cudzego życia.

    • Odpowiedz 29 sierpnia, 2018

      zok

      Przepraszam, źle napisałam. Ten hejt nie wylał się oczywiście Z MATEK, tylko został przeniesiony z tych mam karmiących odsłoniętą piersią na wszystkie matki karmiące.
      KP to zło, po prostu, no 😉 Za mało kawy dzisiaj, pardon.

    • Odpowiedz 2 września, 2018

      An

      Dokładnie takie mam tez przemyślenia. Starszą córkę (3,5) karmiłam gdzie i kiedy chciałam w ogóle nie zastanawiając się czy mogę, czy wypada. Teraz jest taka nagonka i taka (jak to doskonale ujęłaś) polaryzacja społeczeństwa ze nie wiadomo czy od przechodnia dostanie się w pysk czy zostanie poklepany po plecach za karmienie w miejscu publicznym. Chociaż w lutym rodzę to już się boję. Każdy musi kurde mieć swoje zdanie na ten temat jak by matki całymi dniami i stadami wysiadywały w centrach handlowych karmiąc dzieci.

  • Odpowiedz 29 sierpnia, 2018

    rz

    Kurczę, nie czuję tego, to raczej wyjątkowe sytuacje, nikt się nie lompi, ludzie podchodzą do tego normalnie. Co do takich osób to wiadomo, że zawsze będą i to jest jakieś wyzwanie, ale trzeba uczyć, zwracać uwagę. Nie miałbym oporu zwrócić uwagę księdzu w trakcie kazania, och jak ja lubię piętnować takie niepoprawne zachowania 😀

  • Odpowiedz 29 sierpnia, 2018

    Rainha

    Karmię juz drugie dziecko. W prawdzie dopiero niecałe 3 m-ce ale jest. Pierwsze karmiłam ponad 2 lata. Wszędzie. I NIGDY nie spotkałam się z czymś złym w temacie kp. Na ulicach czy w galerii też nie spotkałam się z jakimś specjalnym chamstwem. No ale może mam szczęście? A może nie zwracam na to uwagi? Nie wiem, ale aż mi się nie chcę wierzyć w to co czytam, że jest tak źle…

    • Odpowiedz 29 sierpnia, 2018

      Shushi

      Podobnie…nie zauważyłam, żeby ktoś mnie zauważał gdy karmię, ot – karmię poprostu, żadne hejty. Pierwsze ponad rok, drugie dwa lata i już nawet będąc w ciąży z trzecim, hmm teraz już pół roku kolejne i nadal nie czuję pocisku. Karmię gdzie chce i jak chce, na żądanie rzecz jasna ale nie spotkałam się z komentarzami negatywnymi a wręcz przeciwnie. W parku na ławce czy nad Wisłą, jakaś pani „o jak miło” „jaka dobra mama”.

  • Odpowiedz 29 sierpnia, 2018

    asiaem

    Podoba mi się ten wniosek o potrzebie wykrzesania z siebie zrozumienia! Tyle się mówi i pisze o rodzicielstwie bliskości, o wsłuchiwaniu się w słowa dziecka (a nawet nie w słowa, tylko w to, co w werbalny i niewerbalny sposób mówi o swoich potrzebach i emocjach)… Bardzo to piękne, ale dlaczego nie możemy tego zastosować też do innych (młodzieży, dorosłych) i właśnie zamiast przypisywać im z definicji złą wolę spróbować zrozumieć, co stoi za takimi a nie innymi ich zachowaniami? Jasne, to jeszcze trudniejsze niż zrozumienie własnego dziecka, poza tym dorośli powinni już trochę lepiej panować nad swoimi emocjami i uwzględniać potrzeby innych… ale zaraz, jacy to są dorośli? Przecież wielu z nich to tacy, którzy za przewinienia dostawali pasem, których rodzice nie byli raczej emocjonalnie dostępni, którzy od małego uczyli się, że krzyk i pięść to najlepsze argumenty… Ja wierzę, że warto próbować rozwijać swoją empatię i w ten sposób pomalutku zmieniać świat.

    • Odpowiedz 29 sierpnia, 2018

      Alicja

      Asiaem – dokladnie o tym czesto myślę dziękuję za ten komentarz ❤

  • Odpowiedz 30 sierpnia, 2018

    Anna

    Ja nie mam dzieci, zatem nie wiem jak to jest z karmieniem. Natomiast obserwuję sobie z boku pewne sytuacje życiowe. Nie mam nic do tego, że dziecko jest karmione/przewijane lub inne jego potrzeby są zaspokajane w miejscu publicznym. To jest normalne i naturalne. Ale jak jadę wagonem sypialnym z dzieckiem w jednym przedziale i ono się drze całą noc, a szanowna pani mama nie podejmuje żadnych kroków w celu złagodzenia sytuacji, uspokojenia dziecka, żadnych! Nie było to niemowlę, tylko kilkulatek, to już coś mam przeciwko. Jeśli widzę w zoo, jak dzieci biegają bez ładu i składu, krzyczą, pukają w szyby i o zgrozo rzucają śmieci na wybiegi, przy pełnej aprobacie rodzicieli, to już coś do takiego zachowania mam. Wydaje się Wam, że społeczeństwo się zrobiło jakieś takie nietolerancyjne. Nie wzięło się to jednak znikąd. Jesteśmy jako naród zmęczeni, smutni i zestresowani. Owszem, kiedyś takiego nadzoru nie było, ale nie było też galerii handlowych, gdzie rodzice by nas zabierali na wiele godzin podczas, których nie możemy spalić nadmiaru energii. Latało się kiedyś po podwórku od rana do wieczora. A dzisiaj co, w weekend od rana do południa zakupy, później rodzice są zmęczeni to dzieciak komputer albo telefon. Nie dziwne, że później jest jak jest. Na placu zabaw obok mojego domu dzieci zwykle jest niewiele. Mamusie siedzą na ławkach zatopione w smartfonach. Mnie nie przeszkadza, że dziecko krzyczy i biega w parku, szaleje na basenie. Nawet w autobusie, pociągu czy tramwaju może sobie głośno rozmawiać, śmiać się czy nawet popłakać, ale jeśli idzie to w parze z reakcją rodzica. Ale takich obrazków jak opisałam wyżej, albo jeszcze jeden przykład – rodzice kupili dziecku żywą zabawkę, szczeniaka, którego on ciągnie na smyczy, rzuca nim i zostawia na słońcu choć jest upał. Rodzice jakby nie widzą, może się cieszą, że mają dziecko z głowy. Na takie zachowanie mojej zgody nie ma i nie będzie. I myślę, że każdy powinien się czasem nad swoim zachowaniem zastanowić, a posiadanie dzieci akurat niewiele z szeroko pojętą kulturą osobistą ma wspólnego.

    • Odpowiedz 7 października, 2018

      alamakota

      Podpisuję się pod tym obiema rękami.

  • Odpowiedz 30 sierpnia, 2018

    Monilip

    Byłam ostatnio na badaniu bioderek mojej córeczki. Rejestruje się, pytam grzecznie gdzie mam iść. „Pokój 14, pierwsze piętro”. Pytam grzecznie „Gdzie są windy”. Odpowiedz? „Nie ma, można zostawić tutaj wózek, jest monitoring”. Odwracam się i widzę pełno wozkow. A na piętrze przed pokojem 14? Armagedon. Kilkutygodniowe dzieci, wszystkie na rekach zmęczonych matek lub ojców, totalny upał, brak okna i przewiewu… I wszystkie 50 dzieci umówionych na tę samą godzinę. Myślałam że szlag mnie trafi. A wystarczyło by przenieść urządzenie doc
    USG na parter i umawiać dzieci na konkretną godzinę, a nie „kto pierwszy ten lepszy”. Ale po, niech się dziecko męczy w tlumie, nie mogąc nawet w wózku pospać.

  • Odpowiedz 30 sierpnia, 2018

    Regi

    Ja w takim razie mam póki co dużo szczęścia. Tylko kilka razy zdarzyło mi się, żebym musiała czekać przed przejściem – a prowadzę wózek ósmy miesiąc. Kierowcy prawie zawsze zatrzymują się i nie gazują. Odwiedzam też małe sklepiki i duże sklepy i nigdy nikt mi nie zwrócił uwagi, że syn płacze albo zajmujemy za dużo miejsca. Czasem nawet miła ekspedientka albo przechodzień pomogą sami z siebie otworzyć drzwi czy wnieść wózek po schodach:) Oby tak było wszędzie i nie pokarało mnie za chwalenie 😀

  • Odpowiedz 30 sierpnia, 2018

    Mama Ewci i Maciusia

    O to, to. A jak już dojdziesz do tego pokoju matki z dzieckiem w centrum handlowym, to… zajęte. I wytłumacz niemowląkowi, że musi poczekać. Raz w „Ikei” moja córka była już tak głodna, że nie doczekałam, aż takie pomieszczenie będzie wolne i karmiłam na ławce przed drzwiami. Niektóre osoby robiły dziwne miny, no bo przecież jest pokój dla matek i dzieci… 😛 Zabawne jest też to, jak w nowej przychodni przyjmującej dzieci nikt nie wpadł na to, ze przydałby się nie tylko pokój do karmienia, ale też przewijak… Musimy czasem dawać ludziom do zrozumienia, że potrzeba to i tamto. Ale równocześnie (jak napisano wcześniej) trzeba też spojrzeć z drugiej strony, żeby się nie okazało, że nie mamy sobie nic do zarzucenia, ale „reszta świata” nas nie obchodzi. 😉

  • Odpowiedz 31 sierpnia, 2018

    Pola

    Chyba nie spotkałam się nigdy z czymś taki i aż ciężko w to uwierzyć 😮 dla mnie zwykle ludzie byli wyrozumiali i pomocni ale oczywiście zdarzały się pojedyncze przypadki chamstwa

  • Odpowiedz 1 września, 2018

    A.

    Na całe moje trzyletnie dotychczasowe macierzyństwo miałam tylko dwie sytuacje, że komuś przeszkadzałam. Raz byłam typową ‚mamuśka z wózkiem’ na środku ścieżki rowerowej. Z tym, że ścieżka rowerowa została w tym miejscu zlikwidowana kilka lat wcześniej i zamieniona na chodnik. Bardzo żałuję, że pani rowerzystka nie skorzystała z mojej propozycji odwiedzenia pobliskiego posterunku policji. Drugi raz przeszkadzałam za wolno przemieszczając się z wózkiem w centrum handlowym w kierunku łazienek (w poszukiwaniu pokoju dla matki z dzieckiem). Panie uważały, że wybrałam się tam na spacer. Co nie było prawdą. Z przyczyn ode mnie niezależnych wylądowałam z dzieckiem w warszawskim zagłębiu biurowym, ponieważ byłam niezbędna zawodowo. Bez samochodu, w kiepską pogodę i niestety mąż się spóźnił z odbieraniem nas. Po tym doświadczeniu przestałam szukać pokoi dla matek z dzieckiem i karmiłam publicznie wszędzie. Nie spotkałam się z żadnym hejtem na tym tle. Widocznie źle mi z oczu patrzy:)
    Zawsze biorę pod uwagę potrzeby i odczucia drugiej strony. I poza tymi dwoma przypadkami spotykałam się z pomocą, uprzejmością abo zwykłym nie zwracaniem uwagi. Przepuszczali mnie na przejściach dla pieszych z wózkiem (w ciąży mnie chcieli rozjechać, wózek działał jakoś pozytywnie). Ustąpiono mi miejsca w zatłoczonym pociągu żebym mogła nakarmić i spotkałam się tam z samymi pozytywnymi komentarzami. Przepuszczano mnie w kolejce chociaż nie prosiłam a dziecko nie marudziło. Ludzie się uśmiechali i do tej pory się do nas uśmiechają. Pracodawcy nie przeszkadzała przerwa na karmienie. Kolejnemu nie przeszkadza, że ustaliłam sobie dziwne godziny pracy i czasami pracuję zdalnie.

  • Odpowiedz 2 września, 2018

    Milena

    Mnie najbardziej irytują jednak samochody, nieraz miałam ochotę wyjąć klucz i przejechać po całej długości.. ups 😉 ale lustereczko nie raz stuknęłam, ot tak niechcący. Żadnej szkody dla kierowcy a mi na duchu jakoś lżej. Co do karmienia piersią, ciężki to temat.. co powiddziałybyscie w takiej sytuacji. Grill u znajomych, dzieciaki biegają radośnie i raptem jedna z dziewczynek (lat 3-4) pobiega do mamy po kiełbaskę i mleczko.. z piersi. Mama niczym nie wzruszona wyciąga swą wysuszoną już nieco pierś na wierzch i karmi „niemowlęcie”. Mój biedny mąż i kilkoro innych uczestników owej biesiady nie wiedzieli gdzie podziać wzrok. I powiem Wam że w tamtej chwili poczułam niesmak i zażenowanie, wszak nie wiedząc czemu bo sama jestem matką i karmiłam piersią.
    P.S Pamiętam jak przyjechałam na wakacje z półroczny juz dzieckiem do mojej rodzinnej miejscowości. Uwierzcie mi lub nie ale z wózkiem mogłam wejść tylk na pocztę, do Pepco ( yes, yes, yes) I do drogerii. Cała reszta, apteki, banki, sklepy o dziwo również zabawkowe była dla mnie niedostępna ze względu na schody. aa zapomniałabym o Biedronce, tam mogłam wejść 😉

  • Odpowiedz 4 września, 2018

    Anna

    No szkoda, że mój komentarz wcześniejszy, który sprawę opisywał z drugiej strony – osoby bez dzieci nie przeszedł selekcji. Po urodzeniu dziecka przekraczacie jakiś rubikon. I mnie się też ulewa jak czytam dziwaczne postulaty czego mam nie mówić do kobiety w ciąży bo jej może być przykro, albo jak mam się zachować jak przyjdę odwiedzić mamę z niemowlęciem przy piersi. Kulturalnych ludzi nie trzeba uczyć kultury.
    Żyj i pozwól żyć innym. Jakby większość z nas kierowała się taką zasadą nie potrzebne byłyby tego rodzaju posty. I ponownie napiszę to co wcześniej – to się nie wzięło znikąd. Tylko z obserwacji mamusiek wlepionych w smartfon zamiast w ryczące dziecko, mamusiek chodzących godzinami po galerii z rozwrzeszczanymi dziećmi, które nie mają gdzie wyładować swojej energii to się drą gdzie popadnie. I tak, przeszkadza mi to, że dzieci krzyczą w przestrzeni wspólnej np. w pociągu jeśli nie idzie za tym reakcja rodzica, która ma na celu uspokojenie sytuacji. Niech sobie szaleją w parku, na basenie, na placu zabaw, na polanie, na wakacyjnym kempingu, na plaży. Ale nie w galerii handlowej, nie w kinie, nie w pociągu, autobusie, tramwaju. Bo to jest właśnie brak szacunku dla innych osób, ale nie ze strony dziecka, bo ono nie rozumie i próbuje zwrócić na siebie uwagę, tylko z waszej strony. I oczywiście, są sytuacje awaryjne, i nie czepiam się jeśli widzę, że rodzic coś robi w kierunku opanowania sytuacji, ale jak ma to kompletnie w 4 literach no to sorry. Miejcie na uwadze, że nie jesteście jednymi osobami, które gdzieś jadą, które mogą się czuć zmęczone, są chore, mają jakiś problem i są nim zestresowane. Życie w społeczeństwie to nieustanny kompromis. Karmienie w przestrzeni publicznej też mi nie przeszkadza, bo rozumiem, że jest taka potrzeba. Ale na wiele zachowań rodziców jestem uczulona, przykładów przytaczać nie będę.

    • Odpowiedz 23 lipca, 2019

      Alicja

      Przecież Twój komentarz jest wyżej.

  • Odpowiedz 5 września, 2018

    Karolina

    A ja jestem właśnie tą, która wszędzie widzi madki i gówniaki. Bo nie oszukujmy się – są „normalne” matki, o których piszesz w tym tekście, które jak mogą sobie radzą, i są kobiety, które same siebie ogłosiły świętymi krowami i mam przykrość na nie trafiać dość często.
    To wszystko działa w dwie strony. Tak jak więcej osób powinno wykrzesać z siebie zrozumienie wobec matek i ich sytuacji, tak więcej matek (czy jednak madek) powinno wyjrzeć poza koniec własnego nosa. Nie dalej jak wczoraj weszłam do swojej malutkiej, osiedlowej Żabki i nie miałam się jak ruszyć, bo w wąskim przejściu stał wózek. Pusty, bo dziecko się rozpełzło po sklepie. Znalazłam obejście, a tam znowu – droga zablokowana, dwie mamy sobie gadu gadu, a ich w sumie trzyosobowe stadko plącze się pod nogami. Powiedziałam tylko uprzejme „przepraszam” choć przyznaję, że coś innego cisnęło mi się na usta, a w odpowiedzi usłyszałam fuknięcie. „Nie może pani przejść tamtędy?” „Nie, bo wózek”. Milczenie. Panie wróciły do rozmowy i stoją jak stały. Ja dalej nie mam jak przejść, za mną już spory tłumek. Komu tu zabrakło zrozumienia?
    Ja wiem, że nie wszystkie matki są takie. Ale nie udawajmy, że madki nie istnieją, bo tak odbieram ten tekst – jakby były wymysłem anonimowych użytkowników internetu. Istnieją madki, i przewrażliwieni bezdzietni (albo i dzietni), co matkom żyć nie dają.

    • Odpowiedz 13 września, 2018

      Alicja

      „Matki w sieci opisuje się jako puste, chamskie, bezrefleksyjne, roszczeniowe, głupie istoty, które innych przedstawicieli społeczeństwa mają głęboko w poważaniu. Tymczasem przywary te towarzyszom istotom ludzkim niezależnie od tego czy mają potomstwo czy nie, niezależnie od płci, stanu posiadania, wykształcenia czy pozycji społecznej.” to nie bycie matką sprawiło że te kobiety nie widzą innych ludzi w przestrzeni wspóllnej – one ich nigdy nie widziały, tymczasem większość uważa jak Anna wyżej (której komentarz wyżej też jest więc nie wiem o co jej chodzi z selekcja) czyli że: „Po urodzeniu dziecka przekraczacie jakiś rubikon” a takie stawianie sprawy już stawia w złym świetle matki jako takie które i tak mają przekichane chociazby w miejscu pracy, i o ile zgadzam się że sa ludzie którzy w nosie mają innych, to nie zgadzam się na narrację że tak mają tylko matki i że to dzieje się z kobietami po urodzeniu dziecka

  • Odpowiedz 11 września, 2018

    Dominika

    Aaaach! Jaki ten Wiking jest słodziutki i tak cudnie wyglądają z Pierworodna. Cudne dzieciaki!!! A tekst jak zwykle w dyche. Pozdrawiam, Madka wywalająca cyca gdzie popadnie;)

  • Odpowiedz 16 października, 2018

    Getson

    Miałam bardzo podobne przemyślenia mieszkając w dużym mieście. Po przeniesieniu się do małego miasteczka i to bardzo przyjaznego dzieciom odżyłam.

Leave a Reply