Co mnie czeka po porodzie? Procedury położnicze po porodzie siłami natury.

Ostatnio pisałam o pierwszej godzinie życia noworodka (klik). Można powiedzieć, że dzisiaj pierwsza godzina z życia świeżo upieczonej rodzicielki. Zanim zaczniecie czytać- uprzedzam lojalnie, że pod lupę bierzemy tylko aspekt położniczy, czyli wszystko co dzieje się tam, na dole. Uprzedzam też, że przedstawiony tutaj scenariusz może różnić się w zależności od przebiegu ciąży, porodu czy procedur szpitalnych.

Faktem jest, że jedna z najważniejszych chwil w twoim życiu trwa. Stajesz się mamą, ale już tak namacalnie, realnie. Począwszy od pogłaskania rodzącej się główki do utulenia w ramionach noworodka. Płaczecie z partnerem ze wzruszenia, z odczucia ulgi, ze zmęczenia, ze szczęścia i wszystko razem razy dwa…dzieścia cztery. Zachwycasz się waszym dziełem, całujesz rączki i główeczkę. Dumny tata pstryka zdjęcia rodem z porodówki a maluch zdobywa swoje sutkowe K2. Wydawałoby się, że teraz to powinno być już tylko miło. Tak będzie. Jeszcze tylko chwilka, albowiem:

1. Połóg może przywitać cię solidną porcją wymiotów, trudnymi do opanowania dreszczami i nieziemskim zmęczeniem. Po porodzie twój stan świadomości dalej oscyluje w rejonach niczym z „innych, odległych planet”. Solidnie przyczynia się do tego fakt, że kora nowa- rejon mózgu odpowiedzialny generalnie rzecz ujmując za wyższe czynności poznawcze, jakby to powiedzieć- odpoczywa. Pomimo tego wszystkiego- po porodzie dostajesz dziecko na klatkę piersiową. Po kilku minutach ustaje tętnienie pępowiny, którą drżącą ręką przecina rodzony ojciec dziecka. W tym czasie twój noworodek oceniany jest też w Skali Apgar. Zerknij tutaj.

2. Jeśli urodziłaś dziecko to nie oznacza jeszcze, że to koniec porodu. W ciągu następnych kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu minut urodzisz łożysko. Łożysko ma kształt dysku, średnicę około 20 cm i waży przeciętnie 500g. Dużo? Pomimo średnicy znacznych rozmiarów, poród łożyska to pestka. Kobiety zazwyczaj nie odczuwają tego etapu jako ból. Chlup i jest.

3. Skoro chlup i jest to przez chwilę dadzą ci spokój i zajmą się oceną łożyska. Położna sprawdzi czy jest kompletne i czy żaden, choćby najmniejszy fragment nie pozostał w macicy czy drogach rodnych. Jak zobaczysz, że położna wywija, obraca i ogląda ten tajemniczy narząd to nie znaczy, że jej się nudzi. Zmysłów też nie postradała. Ona dokonuje wnikliwej oceny 🙂  Zazwyczaj wszystko jest ok i łożysko rodzi się kompletne, śliczne i zdrowe.

4. Jeśli jednak łożysko jest niekompletne, to oznacza, że jego fragment pozostał w macicy. Łożysko nie jest już dziecku do niczego potrzebne,  więc, jako weszło teraz musi wyjść. Dlatego na tym etapie poporodowych przebojów do akcji wkracza lekarz. Musi on wykonać tzw. instrumentalną kontrolę jamy macicy. Założy wziernik, specjalnym narzędziem uchwyci szyjkę macicy i drugim specjalnym narzędziem (jakby łyżką) wyciągnie pozostałe fragmenty łożyska. Nieprzyjemna sprawa ale konieczna bowiem pozostawienie resztek łożyska w macicy grozi bardzo poważnymi komplikacjami.

5. Teraz przyszedł czas na ocenę szkód porodowych. Jak to wygląda w praktyce? Położna siada lub stoi naprzeciwko krocza i kawałek po kawałeczku ocenia  tkanki. Mówiąc wprost, to sprawdza czy się coś popruło czy też nie. Jeśli krocze zostało nacięte (epizjotomia), ten etap oceny też cię nie ominie. Niejako przy okazji położna ocenia też krwawienie (ilość) oraz obkurczanie się macicy po porodzie. I to ostatnie, jako że wiąże się z oceną palpacyjną- jak mówią mamy-może boleć. Mnie nie bolało akurat.

6. Tańcowała igła z nitką czyli przyjmujemy gorszą wersję, w której konieczne jest założenie szwów. Do tego celu wjeżdża kolejny zestaw narzędzi, który obejmuje między innymi rękawiczki, środek znieczulający krocze, środek do dezynfekcji, igłę z nićmi, narzędzia do uchwycenia igły (nazwami nie będę nikogo stresować 😉 Szycie poprzedzone jest dezynfekcją i ten etap oceniany jest przez mamy jako dość, dobra-mocno nieprzyjemny. Szczególnie, że w tym momencie nie marzysz o niczym więcej jak o chwili spokoju. Alicja twierdzi, ze to jeden z najpaskudniejszych etapów porodu. Miziają wacikami, pryskają zimnym, osuszają..brr.  I chociaż  na ból jest odporna-to podczas tego etapu musieli ją trzymać na fotelu..:-). Samo zakładanie szwów bywa odbierane różnie, pewnie w zależności od odporności na ból. Jest jeszcze jedna ważna rzecz-podczas szycia nagminnie dochodzi do aktywności zwanej słodko „uciekanie pupy” a w konsekwencji często słychać karcące słowa szyjącego „proszę mi z ta pupą nie uciekać”. Jest Jak było u Was? Bolało to szycie? I w ogóle napiszcie proszę czy byłyście nacinane czy też nie.  Szwy zakłada lekarz bądź położna. Zazwyczaj są to szwy rozpuszczalne (wszystko jednak zależy od placówki). Na „warsztatach krawieckich” prowadzonych przez położne widziałam na własne oczy jakie cuda dziewczyny wyprawiają z igłą i nitką. Sam Armani by tego lepiej nie zrobił. Ale metek nie zostawiamy. Bez obaw:-)

7. Szycie również jest zakończone dezynfekcją i oceną „wizualną” efektu końcowego.

8. Czasami w tak zwanym międzyczasie trzeba podać różne leki np. naskurczowe.

Oto krótki skrót wydarzeń. Prawda jest taka, że mimo tych wszystkich czasami nieprzyjemnych czynności kończących poród i tak myślami oraz fizycznie jesteś już gdzie indziej- przy swoim maleństwie. Dodam jeszcze, że na czas tych mocnych, poporodowych wrażeń ojcowie  bardzo ochoczo opuszczają salę porodową aby wykonać telefony do rodziny i przyjaciół Królika.
W tym momencie zawsze przypominam sobie opowieść Ilony rodem z porodówki, gdzie czekający za drzwiami porodówki ojciec dziecięcia i partner- w tym momencie szytej niewiasty, w wysublimowanych słowach rzecze (krzyczy) do telefonu co następuje: „…nieeee- nie było tak źle, całkiem lajtowo było. Spoko. Mogę rodzić kolejne..”    Ot i to.

A nie mówiłam, że pierwsza godzina z życia noworodka jest ciekawsza.

Jeśli po porodzie przytrafiło ci się coś, co zostało pominięte w tekście, to proszę podziel się swoim doświadczeniem.

Przeczytaj jeszcze jak sprawa wygląda z cięciem cesarskim

Zdjęcie wykonała Fotosister

Wreszcie mamą synusia (lipiec 2014)!!! Położna- z wykształcenia i zamiłowania, Certyfikowany Doradca Laktacyjny - CDL Nr. rej. CNoL 482/2015/CDL, doradca noszenia ClauWi®, naukowiec, ostatnio także doktor nauk medycznych. Swoją drogą- najlepsza w pisaniu doktoratu z dzieckiem przy piersi;-) Bierze udział w eksperymencie naukowym mającym na celu dowiedzenie, że bez snu też można żyć. Kontakt: danka@mataja.pl

49 komentarzy

  • Odpowiedz 27 grudnia, 2014

    aga

    Fakt…..uczucie ulgi, że to już, przytulamy bobaska niestety na krótko, jakieś 5 min…potem bobasek poszedł z tatusiem na ważenie, mierzenie i ocenianie, a mnie zostały te „atrakcje”, łożysko nie wyszło w całości….przylazł lekarz, łyrzeczkowanie – zneiczulenia wydaje mi się nie dostałam,. nie byłam na tyle zmęczona, że nie pamiętam (nie czułam?) ale nie bolało (czyli może jednak dostałam?), było nieprzyjemnie, widzialam jak mi chodzi brzuch dziwnie, chwila moment i po krzyku, na szczęscie szycia już nie było 😀 Udało się ocalić krocze w całości, za co jestem ogromnie wdzięczna położnej 😀 Móc usiąść normalnie na łóżku następnego dnia – bezcenne 😉

    • Odpowiedz 27 grudnia, 2014

      Danka

      W sumie to te wszystkie zabiegi nie przeszkadzają w niczym aby bobas został z mamą jeśli chce. Widok skaczącego brzucha rzeczywiście jest dziwny 🙂

      • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

        aga

        No właśnie nie wiem dlaczego, ale akurat w tym szpitalu dzieciaczki zabierają praktycznie od razu od mamy i idą z tatusiami do ogarnięcia, a mamą zajmują się lakarz i położna, osobiście wolałabym od razu 2h spędzić z maluchem

        • Odpowiedz 28 lutego, 2016

          Gabriela

          Przez 2h mama ma prawo nie zgodzic się na zabranie maluszka o ile nic nie zagraża jego życiu 🙂

          • 29 kwietnia, 2020

            Mama Hubcia

            Znałam to prawo, chciałam skorzystać, choć pierwsza moja reakcja to przerażenie i krzyk, byłam oszołomiona i potulna, zabieraj bobasa, bo chcą umyć… „Dobrze” 2 miesiące po porodzie nie mogę rozgryźć, dlaczego personel medyczny niewspierał mnie do promowanych praktyk… (Szpital kliniczny) Maluch 10/10 punktów. Tatę też zniechęcili do kangurowania… „Bo bobas już taki opatulony, zmarźnie, a po co to komu potrzebne” …. 🙁

  • Odpowiedz 27 grudnia, 2014

    Asia

    Byłam mocno nacinana. Szwy wewnątrz pośladka oraz pochwy rozpuszczalne, na zewnątrz nie. Ale połozna na wizycie domowej mówiła, że ładnie zszyte. I chyba szycie najgorzej wspominam. Nie dość że szczypało, to lekarka co rusz mnie strofowała, że uciekam jej z fotela czterema literami. Dłużyło sie okropnie. Trwało chyba dłużej niż poród 😉 Rodzenia łożyska, jego widoku itd. nie pamiętam, nie patrzyłam, nie interesowało mnie w tamtej chwili. Pamiętam za to, że chciałam, by w końcu pozbyli sie pępowiny, bo mnie łaskotała…tam. ;P

    • Odpowiedz 27 grudnia, 2014

      Danka

      To nieźle cię nacięli. Mam nadzieję, że się ładnie zagoiło i nic ci nie przeszkadza. A łaskotającą pępowiną mnie rozbawiłaś nieziemsko:-)

  • Odpowiedz 27 grudnia, 2014

    Alya

    znieczulenie do rewizji ścianek? hahaha- gdzie? u mnie nie znieczulali, ot wsadzili wziernik, pogrzebali i tyle. miejscami bolesne, miejscami nieprzyjemne, w jednym miejscu …ciekawe 😉 co do szycia – pękłam malutko na jeden szew – też nie znieczulane, nic a nic nie czułam (a bałam się tego szycia strasznie). wydaje mi się że po porodzie skóra była tak wymęczona i porozciągana że czucie uciekło gdzieś w okolicę kolan 🙂

  • Odpowiedz 27 grudnia, 2014

    Mamuszka

    ostatnie badanie palpacyjne okrutne! chciałam ich wszystkich wystrzelac choć poród był przepiękny:) pęknięcie jedynie w środku na dwa szwy – nic nigdy mnie tak nie bolało jak ich zakładanie. Myślałam, że mnie położna drapie czymś po ściankach pochwy…
    łożysko wielkie, czerwono-bordowe nie mogłam uwierzyć, że chlup i już. To chyba nie moje? 😉
    A jak położono mi Antuana na piersiach – poczułam wezbrana falę miłości, dreszcze i eksplozję endorfin. Myślę, choć długo nie umiałam się do tego przyznać, że miałam wtedy… no wiecie. Orgazm po prostu 😀
    Na dniach drugi poród. Czekam z utęsknieniem ♡

    • Odpowiedz 27 grudnia, 2014

      Mamuszka

      o właśnie, uciekło mi słowo (ciąża, ciąża…) ja nie mialam pęknięcia tylko otarcia na ściankach 😀

      • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

        Ilona

        🙂 W takim razie trzymamy kciuki za piękny poród 😉

  • Odpowiedz 27 grudnia, 2014

    moniks

    Tez musze sie zgodzic ze moment szycia jest dosc nieprzyjemny. Trzymajac dziecko musialam uwazac by jej nie zrobic krzywdy jak mnie szyli… A mialam tylko jedno male pekniecie…

  • Odpowiedz 27 grudnia, 2014

    Karolina

    mnie nacięli, a potem szyli, ale nie czułam tego za bardzo, zajęta byłam dzieckiem i pamiętam to przez mgłę. potem dopytywałam męża, jak to było z łożyskiem i z szyciem, bo – przysięgam – przypominam sobie tylko fragmenty. poród łożyska na pewno jest „chlup”, zero bólu 🙂 nie jest źle, nie ma się czego bać! 🙂

  • Odpowiedz 27 grudnia, 2014

    Olga

    U mnie wyglądało to dokładnie tak jak piszesz… bez pominięcia punktu 6 niestety.
    jest kilka rzeczy, które jednak były niestandardowe:
    To ja mówiłam partnerowi, aby już zadzwonił do mojej mamy, braci, swojej siostry… bo maludek urodził się 00:09 po 16 godzinach i już nie mogli się wieści doczekać.
    Bobasa przytulalam krótko z własnego wyboru. Poprosiłam partnera aby się rozebrał i przytulił bobasa do piersi zamiast mnie bo podczas szycia było we mnie zbyt dużo bólu i złości i nie chciałam, aby maluszek to czuł.
    Synek był dokładnie badany dopiero gdy skończono się mną zajmować czyli po ok godzinie, a przez ten czas chlopaki kangurowali.

    A to wszystko mialo miejsce w szpitalu w Reykjaviku na Islandii ponad 8msc temu 🙂

  • Odpowiedz 27 grudnia, 2014

    Matka Polka

    mnie szyła położna i niby miałam powiedziane ze to lekkie pęknięcie pierwszego stopnia a szyła mnie ta Pani az 40min. na początku nie było zle ale w połowie zaprotestowałam. Powiedziałam ze boleśnie mnie ciągnie. Nic to nie dało. czułam sie jakby ktoś na sile chciał zrobic ze mnie dziewice i sprawiło ze był czułam sie jakby to był odwet za moje początkowe krzyki, jakby mi chciała powiedzieć tak Cię zszyje ze juz nie będziesz rodzic.wiem ze to głupie ale przez gatki niemile tej położnej miałam takie poczucie ze ja juz nigdy nie powinnam rodzic bo fatalna… eh.w każdym razie ciągnęło mnie długo, bolało w toalecie i miałam ogromny ból gdy wracałam do prób wspołżycia, az sie pokrwawilo i rozciągnęło i wtedy w toalecie juz mnie nie bolało. czy to możliwe by zamocno mnie zszyto?boje sie szycia przy kolejnym porodzie?czy szycie jest konieczne jak nie ma ciecia?moze to durny wpis,ale to naprawdę utrudniało mi połóg i po połogu życie.

    • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

      Ilona

      Nie ma „durnych” wpisów 😉 To smutne, że trafiłaś na niemiłą położną… Każde nacięcie krocza czy pęknięcie trzeba zeszyć. Czasami pęknięcie szyje się dłużej niż nacięcie. Natomiast jeżeli nie ma obrażeń to oczywiście nie trzeba szyć. Może dlatego tak Cię mocno bolało krocze w połogu, bo źle się goiło? Po 6 tygodniach po porodzie zaleca się wizytę kontrolną u ginekologa, żeby sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Być może przy kolejnym porodzie wcale nie będzie trzeba znowu nacinać krocza 🙂

  • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

    Iza

    Łyżeczkowanie macicy odczuwałam jakby wsadzili mi gumową przyssawkę taką to przepychania zlewu, żadnego bólu tylko takie skrobanie i podciśnienie 😉 uciekanie pupy podczas zszywania też było. Przy drugim porodzie obyło się bez łyżeczkowania i zszywania ale za to było sprawdzanie obkurczania macicy nazwanym pieszczotliwie przez położną masażem: „Mąż przytuli teraz maleństwo i się na chwilkę odwróci bo my się tu troszkę pomasujemy”. Złapała mnie kilka razy za fałdę na brzuchu i tak jakby wyżymała 😉 Z każdym jej ruchem czułam chluśnięcia krwi. Myślę, że dzięki temu krwawienie połogowe trwało krócej niż po pierwszej ciąży, ale nie zmienia to faktu że było to po męczącym porodzie bardzo nieprzyjemne. Pozdrawiam!

  • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

    mother of appointment

    Ja miałam dwa porody. Pierwszy z napieciem krocza i szybciej. Szwy rozpuszczalne? Nie. Do zdjęcia, a szwów przynajmniej z 20lacznie. Ten etap wspominam źle a szczególnie szew dla męża. Do drugiego porodu podchodzilam z rezerwa i nastawieniem bojowym do szycia. Już położnej w trakcie mówiłam żadnego szwa dla męża 😉 położna bardzo się zlitowala po wysłuchaniu historii z szycia i pomogła mi urodzić bez nacięcia. Szycia nie było 🙂 poród bajka i wracanie do siebie bajka. Po czasie okazało się że pękła mi szyjka macicy. Ale juz nic z tym nie zrobimy teraz. Do obserwacji. A tak wogole jak się ma szycie do 2h z Maluszkiem? Szycie najpierw? Pytam bo przy pierwszym porodzie była kolejka na porodowce i nie miałam tych 2h a przy drugim nie miałam szycia. Dostalam córkę na brzuch i nikt mi jej nie ruszal przez 2h 🙂 nawet ważenie było pozniej.

    • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

      Danka Kozłowska-Rup

      Fakt, dochodzenie do siebie po porodzie bez nacięcia krocza jest zdecydowanie przyjemniejsze. A szycie ma się tak do 2 godzin z maluszkiem, że w niczym nie przeszkadza. To jest ten sam czas, który leci wam obojgu- tzn dziecko przytula sie do mamy albo stara się wyssać pierwsze krople siary a mama w tym czasie znosi swoje. Oczywiście ten czas (zabiegów) można doliczyć:-) do sam na sam z maluszkiem. To nie musi być 2 godziny przecież. Tu nie trzeba ograniczać się zegarkiem. A nawet jeśli jest kolejka na porodówce- bo zazwyczaj jest, to kontakt skóra do skóry powinien być zapewniony w miejscu, do którego mamę przewiozą. Przecież to tez bez znaczenia gdzie spędzacie te chwile- byle razem. Mnie np wywieźli do takiego małego korytarzyka ciemnego-super tam było:-)

  • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

    Jerma

    Ja miałam zestaw „atrakcji”. Najpierw łyżeczkowanie, potem szycie pękniętej szyjki macicy, a na koniec szycie naciętego krocza, które nie chciało dać się zszyć, bo ciągle pękały naczynka. Dlatego mam mnóstwo szwów, które sprawiły, że czas połogu był dla mnie o wiele gorszy niż sam poród. Wszystko to trwało dwie godziny. Na szczęście położyli mi synka na brzuchu od razu po porodzie i byłam razem z nim mimo tego wszystkiego. Jeżeli będę planowała drugie dziecko, to postaram się lepiej przygotować, żeby uniknąć nacinania.

    • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

      Danka Kozłowska-Rup

      Ło, rzeczywiście dostał Ci się pełen pakiet. Dobrze, że miałaś synka przy sobie bo inaczej to ja bym się już chyba poryczała. Nie zarzucaj sobie brak przygotowania bo na pewne rzeczy przecież nie mamy wpływu. Owszem są jakieś metody aby przygotować krocze (kiedyś opiszę). Ważna jest dobra współpraca z położną. Ale pomimo tego zawsze może się wydarzyć coś nieplanowanego.

      • Odpowiedz 28 stycznia, 2015

        Alicja

        Danka proszę, opisz te metody. Sen z powiek spędza mi sama myśl o cięciu, szyciu i późniejszym połogu, a to dopiero początek ciąży. Słyszałam o olejku ze słodkich migdałów, ale żadna ze znajomych mam nie stosowała.

        • Odpowiedz 28 stycznia, 2015

          danka

          🙂 Śpij spokojnie. Postaram się do twojego porodu zdążyć z postem;-)

          • 25 lutego, 2016

            Dita

            Dołączam się do prośby! Bo nie widziałam artykułu na ten temat, zakładam, że nie ma, a pęknięcie krocza to jedyna rzecz, która mnie w porodzie odstrasza…

          • 26 lutego, 2016

            Danka

            nie ma jeszcze ;-( Przepraszam ale nie wyrabiam ze wszystkim

  • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

    piwnooka

    Podczas pierwszego porodu byłam nacięta i w tym szpitalu robi się to (a przynajmniej robiło) rutynowo. Za drugim razem, już w innym szpitalu decyzję o nacięciu podejmował lekarz (i zazwyczaj się tego nie robi). Miałam lekkie pęknięcie i coś tam lekarz zszywał. Szczypało i piekło strasznie, czy to możliwe, że nie znieczulono krocza? Zapomniałam zapytać mojego lekarza. Równie niemiło wspominam sprawdzanie krwawienia i dość brutalne duszenie pięścią na brzuch. Kiedy podczas któregoś razu jakoś tak bezwiednie zasłaniałam się rękoma, położna bezpardonowo oznajmiła: „Weź te ręce, bo i tak naduszę”. Brrr …

    • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

      Ilona

      Powinno znieczulić się krocze. Może za mało było tego znieczulenia. Faktycznie po porodzie sprawdzamy na jakiej wysokości jest dno macicy (jest to ważna informacja dotycząca inwolucji, czyli obkurczania macicy)i jest to nieprzyjemne, ale można to zrobić zdecydowanie delikatniej.Bez „duszenia” nikogo i niczego 😉

  • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

    marysia

    Ialam akupunkture zeby szybciej urodzic lozysko. Naciecie bolalo, szycie bolalo, lozysko by sie tez bez akupunktury urodzilo, bo 30min nie minelo. Ot, klinika uniwersytecka 😉

  • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

    Martyna

    Czy tak powinno być, że krocze zszywa się bez znieczulenia? Przecież jeśli rozetniemy palec, to do szycia dostaniemy znieczulenie… Może po porodzie personel wychodzi z założenia, że skoro urodziłyśmy, to już żaden ból nie straszny? Pierwsze dziecko rodziłam z zzo, nacięto mi krocze, do szycia dostałam kolejną dawkę znieczulenia, ale zszyto mnie zanim zaczęło ono działać, więc bolało. Drugi poród bez znieczulenia, trzeba było założyć 2 szwy rozpuszczalne na śluzówkę, zrobiła to położna bez znieczulenia, znowu bolało. Na dodatek szwy puściły jeszcze w szpitalu, nikt nie sprawdził, ja brałam to jako konieczną niewygodę po porodzie, po tygodniu nie dało się wytrzymać bólu, pojechałam do szpitala zdjąć te rozpuszczalne szwy – okazało się, że szwy już nie trzymały i zostałam z pięknym wcięciem „tam” 🙂 Nie planuję już kolejnych dzieci, ale następnym razem nie zgodziłabym się na szycia krocza przez położną… i bez znieczulenia.

    • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

      Ilona

      Absolutnie tak nie powinno być. Nie ma znaczenia czy to małe pęknięcie, czy duże nacięcie – należy znieczulić krocze zawsze. Przykro mi,że masz takie doświadczenia…Są „ludzie” i ludzie, jak wszędzie. Miłe i kompetentne położne też są 😉

  • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

    Olga

    Przypomniałaś mi tym wpisem o kilku faktach z samiutkiego początku mojego połogu 😉 Zupełnie wyleciało mi z głowy, że miałam dreszcze. Po urodzeniu dziecka przestałam odczuwać jakiekolwiek skurcze, więc położna wyciągała nie chcące mnie opuścić łożysko niczym główkę noworodka… No i potem było łyżeczkowanie. Nie sprawiło mi bólu – w przeciwieństwie do szycia krocza przez lekarza, który komentował nie tylko „wiercenie pupy”, ale też stosowanie pieluch jednorazowych, używanie chust do noszenia dzieci…
    W procedury położnicze to się już nie wpisuje, ale wspomnę o moich doznaniach na samym początku połogu, bo byłam tym bardzo zaskoczona: 1) miałam potworne trudności z „normalnym” oddychaniem bez dziecka uciskającego na przeponę; 2) pojawiły mi się na twarzy wybroczyny od wysiłku; 3) podczas prysznica „po” zasłabłam ze zmęczenia i utraty krwi… Mimo wszystko, polecam poród siłami natury – było fajnie 🙂

  • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

    hala

    Dziękuję za ten wpis, miło tak powspominać wszystko :*

    Mnie zdziwiło/wystraszyło użycie jakiegoś tampona przy szyciu. Nie miałam pojęcia, co to i po co. Najpierw to się wystraszyłam, że coś chcą mi do środka wkładać, skoro dopiero co przez 1h40min wypierałam dziecko. Położna przyłożyła ten tampon do dziecka, żeby pokazać mi, że on wcale nie jest taki duży. 😉 Myślałam, że to po to, żeby mnie jakoś ładnie zszyć, kształt zachować, żeby nie było za ciasno czy coś – nie wiem, to chyba to poporodowe odłączenie kory mózgowej 🙂 (Dopiero na popołogowej wizycie mi lekarz wyjaśnił, że to po to, żeby krew nie leciała na pole szycia. No tak, tampon, logiczne ;-))

    Zdziwiło mnie, że kompletnie nic nie czułam przy badaniu po porodzie. Fakt, dziecko jest trochę większe niż dłoń. 😉

    Do szycia miałam znieczulenie. Całe szczęście. Szczerze – imo to bestialstwo szyć bez. Straszne. Cięcie niestety czułam. Położna chyba w szczyt skórczu nie trafiła. Na szczęście potem mnie znieczuliła i ciachnęła w przerwie. Trzeba było, nic to.
    Nóż mi się w kieszeniu otwiera, jak ktoś beztrosko mówi o zaletach rutynowego cięcia.

    Łożysko się fajnie rodziło, ot położna pociągnęła za pępowinę, ja się lekko napięłam i wyskoczyło. Obejrzałam je potem, żałuję, że zdjęcia nie mam.

    Po urodzeniu Małego mieliśmy 2h skóra do skóry, podczas szycia leżał u mnie na klatce piersiowej. Dopiero potem były pomiary wszystkie. Zdziwiłam się, że on wcale nie śmierdział. Wydawało mi się, że jak siedział 9 miesięcy w brzuchu, pływał we własnych sikach, to musi na bank śmierdzieć. A on nic. 😉

    Pierwsze karmienie na sali porodowej – ja karmiłam Małego, mąż karmił mnie, bo dzień cały nic nie jadłam i głodna byłam przeokrutnie.

    Po porodzie sobie zaczęłam jęczeć-miauczeć-mruczeć. I też mną strasznie telepało. Myślałam, że nie wyleżę na tym łożu.

    U mnie to pieszczotliwie zwane „uciekanie pupy” było łaskawe trwać cały poród, a uczucie powodujące to zjawisko położna opisała tak: „jakby miał granat tyłek rozerwać”.

    Nie pamiętam, żeby dezynfekcja była nieprzyjemna. Chyba wręcz przeciwnie, bo przyłożenie po porodzie mokrych chusteczek do krocza było jedną z najmilszych rzeczy na sali. 😉

    Byłam też nastawiona na mękę przy pierwszym korzystaniu z toalety. I znów miłe zdziwienie – bez problemu.

    Rety, fajnie było 🙂

    BTW – co to jest ten „szew dla męża”?

  • Odpowiedz 28 grudnia, 2014

    Iza

    Ja rodziłam trzy razy i trzy razy byłam zszywana: raz po nacięciu, dwa po pęknięciu. Pierwszego szycia w ogóle nie pamiętam, drugie bolało i dłużyło się w nieskończoność, przy trzecim tak skrupulatnie zaciągałam się entonoxem, że praktycznie nic nie czułam. A w pewnym momencie nawet udało mi się przysnąć i do dziś mam trochę za złe położnej, że wypełniając jakieś dokumenty obudziła mnie z tej przemiłej drzemki pytaniem czy palę!
    Oczywiście wszystkim, którzy mają możliwość skorzystać z entonoxu bardzo go polecam! (Choć tak na marginesie dodam, że przy po porodzie nie pomógł mi ani odrobinę – trzeci poród bolał najbardziej!)

  • Odpowiedz 29 grudnia, 2014

    Dziangva

    Szycie najgorsze… W końcu zapytałam, czy one mi tam haftują imię dziecka? A było tylko małe pęknięcie. Mały leżał obok i płakał, tata bał się wziąć – impas taki…
    Ja-Przytul go – Mąż, że się boi… I w końcu położna rozbawiona tą sytuacją bez wyjścia podała mi małego na brzuch na cały czas szycia – najlepsze znieczulenie 😀

  • Odpowiedz 30 grudnia, 2014

    Paula

    Mi się na prawdę udało! 2 wspaniałe porody. Za każdym razem większość porodu odbyło się w domu, a w szpitalu byłam po ok 40 min. Dodatkowo cały personel dla mnie bo byłam jedyną rodzącą (w dużym wojewódzkim szpitalu) Pierwszego syna rodziłam do wody w wannie przeznaczonej do porodu i pękłam w pochwie na 2 szwy, ale nie bolało szycie, trochę piekło w połogu. Oczywiście położna naciskała na macice i to było trochę bolesne i wielkie krwawe chłop. A porodu łożyska nie zauważyłam.2 poród równie szybko i łatwo i bez pęknięć .i żadnych znieczuleń. Dziecko po porodzie na chwilę dodamy, potem ważenie i z powrotem do mamy.

  • Odpowiedz 3 stycznia, 2015

    Anna

    Nie pozwoliłam się naciąć ani przy pierwszym, ani przy drugim dziecku. Przy pierwszym wręcz NIE POZWOLIŁAM, choć naciskano, namawiano, straszono… że chłopiec, że duża główka, że pierworódka, że pęknie (wyrwany z kontekstu, manipulacyjny i… durny argument, ponieważ nacięcie wcale nie daje gwarancji, że nic nie pęknie dalej; najwięcej pęknięć III i VI stopnia zdarza się w konsekwencji nacięcia; w dodatku nacięcie jest równoważne z pęknięciem drugiego stopnia, zatem logika nacięcia jako „ochrony” przed pęknięciem jest taka, jak zdania „stłukę tę szklankę, żeby się sama przypadkiem nie zbiła.”) Jeśli nic niepokojącego się nie dzieje z dzieckiem lub matką, co nakazywałoby szybkie zakończenie porodu, to naprawdę nie warto poddawać się bez walki. W dalszym ciągu nacina się rutynowo. Mamy całkiem fajny Standard Opieki Okołoporodowej z 2012 roku, który… jest z pełną premedytacją ignorowany w wielu aspektach. Cóż… szpitalna rzeczywistość, pieniążki za każdą ingerencję do wynagrodzenia pana doktora, bezkarność personelu i… niewiedza rodzących. Warto przygotować się do porodu porządnie merytorycznie oraz fizycznie (masaż krocza! ćwiczenia Kegla). Co do efektów mojego nie pozwalania na nacięcie: tyłek cały. Zarówno za pierwszym jak i drugim razem. Za drugim nie było nawet otarć. Można? Można! Oczywiście, że nikt nie da gwarancji, że nic nie pęknie, ale warto spróbować. Jaka logika jest w nacinaniu 100% kobiet, skoro znaczna część z nich zachowałaby krocze całe? A część naturalnych pęknięć byłaby wyłącznie I stopnia. (przypominam – nacięcie obejmuje również mięśnie, tak jak pęknięcie II stopnia i nie dość, że nacięcie nie chroni przed dalszym pękaniem, to wręcz zwiększa prawdopodobieństwo poważniejszych urazów. Każda z nas ma krocze, więc warto o nie dbać. Uszkodzenia w tych okolicach to nie tylko gorsza jakość połogu, ból i ryzyko zakażeń, lecz przede wszystkim ryzyko dyspaurenii (bolesność przy stosunku), osłabienie mięśni dna miednicy, a tym samym możliwość nietrzymania… no same wiecie czego. Dziewczyny, nie dajcie się porobić 😉 i powodzenia!

    • Odpowiedz 4 stycznia, 2015

      Danka

      Dzięki za szczegółowe rozwinięcie wątku nacinania krocza

  • Odpowiedz 7 stycznia, 2015

    sylwik

    Ja rodziłam w domu, więc było na luzie 😉 Rodziłam w basenie, zaraz po ja małego trzymałam na rękach, położne wycierały go ręcznikiem. Potem jakoś znalazłam się w łóżku (wyjścia z basenu nie pamiętam) z małym na brzuchu i mężem za mną, tuliliśmy się jakoś ponad pół godziny to na pewno. No i oczywiście zaczynaliśmy karmienie piersią. Położna poprosiła tylko żeby ją zawołać jak poczuję łożysko. Poczułam – było duże i ciepłe 😉 Potem ona je sobie oglądała, my się dalej tuliliśmy. Zajrzała mi w krocze najwcześniej godzinę po porodzie. A może nawet było później? Nic nie czułam, żadnych pęknięć (robiłam w ciąży masaż i smarowałam się olejkiem migdałowym). Potem zważyła małego. Poród wspominam bardzo dobrze, było tak jak chciałam 😉

  • Odpowiedz 7 stycznia, 2015

    sylwik

    Jeszcze dodam że ogólnie po porodzie czułam się spoko. Nie bardzo pamiętam jak minął dzień – głównie na spaniu i mąż zrobił jakiś obiad – nie pamiętam co, on też sprzątnął basen i ręczniki, nic mi nie dolegało, wieczorem pojechaliśmy do kościoła jak gdyby nigdy nic w niedzielę (tyle że we trójkę.. ;)).

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2015

    Iwona

    Rodziłam bliźniaki. Pierwszy poród był… no nie był łatwy. Drugi 4 minuty po pierwszym – syn pierwszy przetarł szlaki, więc było mniej bólu. Na szycie byłam w narkozie – i dzięki za to lekarzom 🙂

  • Odpowiedz 17 stycznia, 2015

    Justyna

    Miałam nacięte krocze, nie czułam tego na szczęście, oględzin po porodzie też nie, dezynfekcji, znieczulenia, szycia również nie 😉 dopiero po trzech dniach chyba zeszły ze mnie emocje i krocze zaczęło boleć 😉 a w nocy, 12 godzin po porodzie nie mogłam z łóżka wstać, takie miałam zakwasy 😉

  • Odpowiedz 8 maja, 2015

    betakobieta

    U mnie niestandardowo. Zaraz po urodzeniu malucha lekarz w panice zakładał szwy, bo ‚ ma tu pani nietypowe naczynia, które tryskają jak sikawka’. Bez znieczulenia i czuć było ten pośpiech, lekarz nawet przepraszał, że nie znieczula. I właśnie to wspominam najgorzej, ale musiało być bardzo źle, bo i tak nie uniknąć dalszych atrakcji związanych z utratą krwi. Na szczęście maluch był wtedy na moim brzuchu i uciekać sie bałam.
    Dopiero potem łożysko, które się nie chciało odkleic, czyszczenie i szycie właściwe juz w znieczuleniu. Tej części, pomimo że maluch był z tatą na wadze itp (zza moją zgodą!), nie wspominam juz źle. Nic nie bolało i nikt nic ode mnie nie chciał:)

  • Odpowiedz 13 maja, 2015

    Natalia

    Rodziłam prawie 6 tygodni temu. Ze znieczuleniem zewnątrzoponowym. Od podania znieczulenia do skurczy partych minęła godzina, potem 45 minut i córa była na świecie. Niestety miałam nacinane krocze bo zaczęłam się pruć ale nigdzie w środku nie popękałam. Łożyska w ogóle nie czułam. Położyli mi córcię na brzuchu, mąż przeciął pępowinę. Potem ją zabrali do sali obok, ja dostałam drugą dawkę znieczulenia i mnie zszywali, przy czym też pękałam. Ale w ogól nic nie czułam. jak skończyli przynieśli córcię, wsadzili pod koszulkę a malutka się dossała 😉 Poród wspominam pięknie. Gorzej dwie -trzy doby po porodzie przez tą ranę krocza. Ale tak jak w tekście :mogę już rodzić kolejne 😀

  • Odpowiedz 25 maja, 2015

    aga

    Rodziłam trzy razy w dość szybkim tempie (4h, 2h, 2h ale prawdziwych skorczy 20 minut). Nigdy nie potrafiłam sobie wyobrazić porodu bez uszkodzenia(mimo masaży, olejków itp.). Przy pierwszym porodzie położna znieczulila mnie do nacięcia. Pękła mi szyjka. Przy drugim byłam nacieta przy skorczu. Przy trzecim położna nie zdążyła. Czułam jak pęka wszystko dookoła we wszystkich kierunkach(tego moja wyobraźnia nie przewidziała). Ostatnie szycie koszmar. Na początku krzyczałam (mmusiałam nadrobić wcześniejszy brak krzyków) potem płakała i myślałam że już nie skorzystam z żadnej potrzeby w toalecie. Po porodzie przy karmieniu, macica obkurczala się tak w pierwszej dobie że było widać!! i czuć kulę wielkości pięści przez brzuch, ból jak przy porodzie…

  • […] Może Cię też zainteresować: 1. Jak palenie w ciąży wpływa na płód 2. Dlaczego głupiejemy w ciąży 3. Procedury położnicze po porodzie siłami natury […]

  • Odpowiedz 26 czerwca, 2015

    Justyna

    Czy standardową procedurą jest cewnikowanie przed urodzeniem łożyska? Ja tak właśnie miałam.

    • Odpowiedz 26 czerwca, 2015

      Danka Kozłowska-Rup

      Nie, to nie jest standardowa procedura. Niemniej jednak polityka wewnętrzna oddziałów jest różna i wiele placówek ma swoje wewnętrzne regulacje i standardy wg których postępuje w danej sytuacji.

  • Odpowiedz 15 sierpnia, 2015

    kamamama

    U mnie zarówno poród, jak i procedury po nim przebiegły sprawnie i przyjemnie (to możliwe?? :)). Akcja była przyspieszona oksytocyną i dolarganem podanym domięśniowo. Tego drugiego bardzo nie chciałam, miałam to z resztą zapisane w planie porodu, którego z wrażenia nie zabrałam, ale o mojej decyzji były poinformowane obie zmiany położnych. Nie chciałam go dlatego, że słyszałam o jego otumaniającym działaniu, a chciałam być w pełni świadoma całego procesu i przeżyć go na maksa. Położna zapewniała, że podany domięśniowo w żaden sposób nie wpłynie na moja świadomość, a zadziała tylko na mięśnie gładkie i rozkurczy szyjkę macicy, ktora mimo potężnych skurczy, za nic nie chciała się rozwierać. I tutaj przekonalam się, że warto zaufać doświadczonemu personelowi, a nie upierać sie przy swoim za wszelka cene, bo ten dolargan, który jawił mi się jako największe zło, w krótkim czasie zdziałał cuda i niewiele później, w pełni świadoma, trzymałam w ramionach moja córcię. Co do procedur po: łożysko miałam wrażenie, że urodziło się samo i było na szczęście kompletne. Jeśli chodzi o ocenę szkód, to nie było to bolesne, jedynie przy ucisku brzucha czułam wyplyw porodowych pozostałości. Gorzej ten etap wspomina mąż, ktory twierdzi, że wciskali mi macicę w kręgosłup, mnie za to fascynowała galareta, która zastąpiła ciążowy brzuszek 😉 Byłam nacinana, a z kilku relacji słyszałam, że szycie to najgorszy etap, ja natomiast tak go nie wspominam. Czułam lekkie szczypanie, bólem nawet tego nazwać nie można. Tutaj też mąż lekko dramatyzował i wspominał, jak to cięli mnie „na cztery razy”. Aaach Ci faceci 😉 W każdym razie zarówno naciecie, jak i szycie pierwsza klasa, a ja dwa dni po porodzie siedziałam po turecku na szpitalnym łóżku. Córkę dostałam od razu po porodzie, a po ok. 10min. zapytano mnie, czy można zabrać Ją do ważenia i badania. Zgodziłam się, a wszystkie procedury zostaly wykonane na sali porodowej, pod czujnym (acz lekko spłakanym) okiem męża. Po wszystkim córka znowu trafila do mnie i jeszcze3 na porodówce odbyło się nasze pierwsze cycusianie, a następnie zostałyśmy zawiezione na sale poporodową i było już tylko piękniej 🙂 Moja ogólna refleksja jest taka, że stanowczo za mało mówi się o pozytywnych doświadczeniach porodowych. Moj poród był piękny i wiem, że zawdzięczam to cudownemu i wykwalifikowanemu personelowi, mężowi memu, który dzielnie mnie wspierał, no i samej sobie oczywiście, a konkretnie ‚myśleniu zadaniowemu’, czyli: jestem tu po to, żeby urodzić, a chwila bolu i wysiłku jest niczym, w porownaniu do ogromu szczęścia, które mnie po tym wszystkim czeka. Amen.

  • Odpowiedz 26 października, 2015

    Mama Emilii

    Poród osobiście wspominam całkiem nieźle 8 godzin (gorzej po porodzie) najpierw odeszły mi wody czyli cały poród monitorowany bo wszystko na odwrót. Kiedy malutka juz wyszła żeby w końcu zobaczyć świat dostałam ją może na 5 minut potem z tatusiem przeszli dalej a ja te nieszczęsne łożysko rodziłam nie bolało ale potem położna musiała jak to sama powiedziała wyczyścic mnie jodyna i to była już tragedia ból nie do opisania aż się podniosłam cała do góry. Szwy 1 tez bolało bez znieczulenia… Byłam już bardzo zmęczona i obolała tak to pamiętam. Chcemy z mężem 2 dziecko i mimo bólu i fatalnych wspomnień juz nie mogę się doczekać.

Leave a Reply