5 sposobów na utrzymanie dobrego związku po pojawieniu się dziecka

Pojawienie się dziecka jest bardzo często jedną z największych prób dla siły związku. Potwierdzają to nie tylko moje własne obserwacje, ale też badania. Dziecko zmienia cały dotychczasowy układ. Brakuje czasu na bycie razem, a być może nie tyle czasu, co sił i ochoty. Brakuje snu i cierpliwości, a filuterne smsy muszą ustąpić miejsca listom zakupów („pieluchy się skończyły”). Przestajemy być ze sobą, a zaczynamy obok siebie. Szczęśliwie jest kilka sposobów, które mogą pomóc w utrzymaniu związku w dobrej kondycji również po dziecku – poniżej mój subiektywny przegląd tychże sposobów.

1. Niechaj waszym wzorem nie będą milczące owce

Wiecie ile czasu taka typowa randkująca para poświęca na konwersację w ciągu godzinnego obiadu? Otóż 50 minut. Ja nie wiem kiedy oni oddychają i jedzą ten obiad, bo zostaje im na to całe 10 minut. No chyba, że mówią z pełnym dziobem, niekulturalne pachruście! A wiecie ile czasu nasi zaświergoleni będą spędzać na konwersacji po roku małżeństwa? 40 minut. Po 10 latach średnia spadnie do 29 minut. A gdy pojawi się dziecko (niezależnie od stażu)? Otóż rodzice małych dzieci będą konwersować calutkie… 10 minut. Pamiętajmy przy tym, że mówimy o godzinnej celebracji posiłku, czyli wydarzeniu, które rzadko trafia się rodzicom małych dzieci. W codziennym życiu to tak realnie posiłek można celebrować przez jakieś 15 sekund, bo potem ktoś zaczyna płakać, ktoś coś wyleje, komuś coś spadanie, ktoś nie lubi tego sosu, komuś położyli ogórka na talerzu a toż to hucpa absolutna, a w ogóle to czołem rodzice idę biegać. I tym sposobem konwersacje pomiędzy rodzicami w pewnym momencie zaczynają się ograniczać do czułych komunikatów w rodzaju: „ja go już przewijałam teraz Twoja kolej”, „weź go potrzymaj, bo zaraz nie wytrzymam” i „kup masło”.

Warto czasem dostać takimi statystykami po oczach – po to by uświadomić sobie skalę zmian. Być może samo to wystarczy by wykrzesać z siebie odrobinę chęci na to by wasz dwuosobowy klub dyskusyjny choć na chwilę powrócił do życia.

2. Za 1 rzuconą na podłogę skarpetkę należy się 5 diamentowych kolii

Dawno, dawno temu w odległej krainie profesor John Gottman badający relacje między małżonkami sformułował zasadę 5 do 1. U jej podstaw stały obserwacje, że aby związek przetrwał i było szczęśliwy proporcje pomiędzy pozytywnymi a negatywnymi interakcjami powinny być większe lub równe 5:1. Według Gottmana jeżeli małżonkom nie udało się utrzymywać tej proporcji w ich relacji pojawiały się problemy, a im bardziej stosunek ten się wyrównywał tym większe było prawdopodobieństwo rozstania. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie oczywiście tego w codziennym życiu liczył, ale rzecz w tym, że faktycznie czasem jedna zadra zostawia trwalszy ślad niż kilka wyjątkowo miłych momentów.

Innymi słowy jedna kłótnia może wyrządzić waszej relacji więcej szkód niż jedna pozytywna interakcja może przynieść pożytku i dlatego by zneutralizować zły wpływ kłótni potrzebujecie co najmniej kilku czułych, radosnych i ciepłych momentów. Kilka lat po tym jak Gottman przedstawił swoją zasadę pojawił się zresztą bardzo ciekawy artykuł pod tytułem „Zło jest silniejsze od dobra”, którego autorzy na różnych przykładach badań związków, rodzicielstwa, relacji w pracy – wywodzą, że to co negatywne ma na nas dużo większy wpływ niż to co pozytywne.

Dlatego, choć to nie zawsze będzie łatwe, warto się zastanowić nad kolejną kłótnią o to samo, zwłaszcza, że pewnych rzeczy żadna kłótnia nie zmieni. W badaniach prowadzonych przez Gottmana i jego grupę – pary rozwiązywały tylko 31% swoich problemów, 69% stanowiły zaś problemy, które się powtarzały za każdym razem gdy analizowano ich relacje. A żeby było jasne były to analizy wieloletnie. Ci którzy byli w szczęśliwych związkach uczyli się po prostu dostrzegać to co dobre i akceptować/ignorować to czego i tak nie zmienią. Więc, hej, machnijcie ręką na tą torebkę po herbacie zostawioną po raz tysięczny w zlewie, a wtedy on machnie ręką na wasz wacik do demakijażu na umywalce. Ale jeśli naprawdę was nosi to się pokłóćcie, czasem szczere wyrażenie złości też może dobrze wpłynąć na związek (tak są na to badania). Tylko może potem warto się starać choć trochę bardziej, bo, wiecie – 5:1.

3. Ktoś nie śpi by spać mógł ktoś

Jeśli czytacie nas od dawna to wiecie, że są na świecie różne badania, czasem bardzo odkrywcze i zaskakujące, a czasem takie typu ku zaskoczeniu badaczy 99% respondentów odpowiedziało, że zaprezentowany im zielony karton ma kolor zielony. Tak właśnie jest z badaniem, pokazującym, że jedna nieprzespana noc może wygenerować napiętą atmosferę i większą ilość konfliktów nawet wśród par o romantycznym i pokojowym usposobieniu. Jedna noc. A co dopiero kilka lat na ciągłym deficycie snu. Dlatego dajcie się sobie nawzajem dospać – jedno jest z dziećmi, drugie drzemie. Sprzątanie, zakupy i mycie okien mogą poczekać, ale wasz dług wobec banku snu będzie tylko rósł.

4. Ptaszki niezrozumienia

W jednym z badań śledzono losy par przez 6 lat po ślubie. Część z tych par się w tym czasie rozwiodła, część została razem. Analizy wykazały, że Ci którzy zostali razem częściej reagowali na sygnały wysyłane przez partnera. Różnica była ogromna, bo u par nierozwiedzionych partnerzy reagowali średnio w 86% przypadków, podczas gdy w małżeństwach które się rozpadły częstotliwość reakcji wynosiła 33%.

Dobra, dobra, ale o co chodzi z tymi sygnałami myślicie? Otóż sygnały te to nic innego, jak próby zwrócenia uwagi partnera – mogą mieć formę niewerbalną – uśmiechu czy mrugnięcia okiem lub werbalną, czyli np. gdy żona mówi do czytającego gazetę męża ej to chce zwrócić jego uwagę – jeżeli mąż zignoruje pierwsze ej to właśnie nie zareagował na ważny sygnał, ale jeśli podniesie wzrok i podtrzymując żulerski wersal brawurowo rzeknie czego? to już mamy mały krok w kierunku sukcesu, a jak jeszcze potem posłucha tego co ma do powiedzenia żona to już mamy pełen sukces – oklaski dla tego pana.

Albo gdy jesteście na spacerze i mąż mówi zobacz jaki ładny ptaszek – to tak naprawdę nie chodzi tylko o pticę, ale też o to, że najwyraźniej dla chłopa ptak był na tyle istotny, że zdecydował się zwrócić nań uwagę baby i sprawdza teraz czy baba to co dla niego ważne uszanuje i jakoś zareaguje czy też zignoruje albo machnie tylko od niechcenia głową. A wbrew pozorom jeśli taki mąż jest wielkim entuzjastą ornitologii to wcale nie jest trudno machać ze zniecierpliwieniem głową na byle ptaszka. Wiem, bo mam w domu entuzjastę gier, który co jakiś czas pokazuje mi zwiastun czegoś nowego, zachwycając się grafiką i czym tam jeszcze mimo że ja różnicy w grafice pomiędzy tym co mi pokazywał dziś a miesiąc temu wcale, a wcale nie widzę. Po całym dniu spędzonym z dziećmi łatwo w takich momentach rzucić lakoniczne yhy i zająć się dalej swoim życiem i przeglądaniem fejsa, ale jeśli wejdzie nam to w nawyk to zaczniemy niebezpiecznie zbliżać się do tych 33% procent reakcji obserwowanych w związkach rozpadających się.

A i zapomniałam – rzucone od niechcenia „trzeba by położyć dzieciaki spać” to też sygnał, tylko bardziej skomplikowany i podstępny, bo prawdopodobnie oznaczający – „te wstawaj i pomóż mi z tym”.

5. Celebruj małe zwycięstwa

Przyjaciół poznaje się w biedzie powiadają, a podobny pogląd dotyczy związków. Tymczasem zignorowanie kogoś kto ma tarapaty jest trudne, ale już ignorowanie czyiś sukcesów, zwłaszcza tych małych, codziennych przychodzi nam z łatwością. Warto o tym pamiętać, bo w badaniach z 2006 roku wykazano, że to jak partner zareaguje na nasz sukces ma spore znaczenie dla przyszłości związku. A co tu dużo mówić – reagowanie na sukcesy po pojawieniu się dziecka zwłaszcza w sytuacji gdy jedno zostaje z dzieckiem w domu, a drugie wraca do pracy jest trudne. To które chodzi do pracy zwykle nie docenia małych sukcesów tego, które siedzi w domu („udało mi się dziś posprzątać mimo że młody nie chciał spać” – „aha” – brzmi lakoniczna odpowiedź), a to które siedzi w domu czasem zżera frustracja, że tamten może się rozwijać zawodowo i przez to domowy umniejsza sukcesom pracowego przyjmując informacje typu „udało mi się dziś pozyskać nowego klienta” tekstem „to fajnie” rzuconym bez choćby chwilowego przerywania mieszania zupy w garze. Celebrujmy więc małe zwycięstwa. Całusem, radością, czekoladą. Potrafimy wznieść się na wyżyny ekscytacji jak nam dziecko krzywego ludzika-patyczaka namaluje, potrafmy to samo przy partnerze 😉

Podsumowując:

  • rozmawiajcie –  nie tylko o tym co trzeba kupić
  • 5:1 – po tym jak już wybuchniecie i wyrzucicie sobie niekoniecznie sprawiedliwe „bo Ty to zawsze” warto się jednak trochę bardziej postarać przez jakiś czas
  • dajcie sobie dospać, pamiętając o tym, że w pierwszych lata rodzicielstwa i jedno i drugie chodzi niewyspane (klik)
  • zwracajcie uwagę na sygnały wysyłane przez partnera – te drobnostki są bardzo ważne
  • świętujcie nawet małe sukcesy i niewielkie osiągnięcia

ale przede wszystkim dbajcie o waszą relację równie mocno jak dbacie o tę z dzieckiem.

 

 

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

18 komentarzy

  • Odpowiedz 28 września, 2016

    Malwa

    Udało mi się dziś posprzątać mimo że młody nie chciał spać…aha…nawet nie widać – to myyyyy 🙂 awantura gotowa po takim „komplemencie”.

    Dziś weszłam na wyżyny olewactwa/spadek formy/ przesilenie/ czy coś:
    On: A pościel gdzie? Nie wypralas?
    Ja (z dumą ): Wyprałam! Tylko nie chciało mi się rozwiesić 😀

    Pierwsza taka akcja zakończona wybuchem śmiechu obojga a nie aferą połączoną z litanią kto nawalił i czemu 😉

  • Odpowiedz 29 września, 2016

    A

    Fajny wpis… Wszystko jakby o mnie? O nas? ja z dzieckiem w domu wg stereotypu skupiam sie na Młodym olewam męża. Ale nie ja jemu dziubdziuje, uśmiecham sie, tknę tu albo tam a on? Ja czuje sie jakby miał mnie gdzies… 5:1 marzenie. Jak potrzebuje pomocy przy dziecku to mąż zachowuje sie jakby pierwszy dzień miał dziecko. nie wie gdzie co leży, nic nie wie. a jak daje rade to jeszcze poucza uważaj bo sie uderzy??? Heloł!!! Nie czaje tego!!! Ptaszki nie porozumienia… Zarzuca mi że mało rozmawiamy ale jak maly zaśnie i mam czas to On juz spi albo powie no ok gadamy i zasypia ? no oszaleję co mu się porobiło? Zgoda nie był idealny ale to co się dzieje teraz to całkowita odwrotność z jego strony. Co ja mam zrobić?? Dom na mojej glowie mały 12 miesięczniak tez potrzebuje wsparcia a mąż tylko syna widzi….(do zabawy, bo przeciez nie do zmiany pampersa czy przebrania) czemu mu się tak poprzestawiało? po narodzinach to zazwyczaj matki skupiają sie na dziecku a olewają partnerów a u nas na odwrót… Sorry musiałam się wyżalić. Moze dam mu do przeczytania Twój wpis, może pomoże.

  • Odpowiedz 29 września, 2016

    Novincza

    Daj ać ja pobruszę a ty poczywaj. Prawie wszystko tu jest! Rozmowa, docenienie, zwrocenie uwagi na drugą osobę, empatia. Jakby na koncu bylo „hurra”, to byłby komplet.

  • Odpowiedz 29 września, 2016

    wisznu

    A najgorzej to jest jak dziecko wejdzie do pary z wieloletnim stażem… Bo dorośli zdążyli się do siebie wpasować jak 2 puzzle a tu pomiędzy wciska się jeszcze taki trzeci… i zabiera dla siebie cały wolny czas (+ kawał zajętego czasu), całą dostępną przestrzeń… 😉

  • Odpowiedz 30 września, 2016

    Marta

    Tak sobie usiadłam, przeczytałam i zaczęłam analizować. I o ile z ostatnimi trzema punktami nie mamy większych problemów, to nad milczeniem przy posiłkach i zasadą 5:1 musimy jeszcze popracować 🙂 (zaraz dam mu do przeczytania to przeanalizujemy wspólnie). Jak się widzi takie statystyki to rzeczywiście inaczej postrzega się tą naszą codzienność i łatwiej zauważyć problem. Ja np. przemyślałam punkt o ptaszkach i widzę, że oj źle robię, że czasem zlewam, bo mi się coś mało interesujące wydaje i mówię to „yhy” na odczepnego. Synowi czas i uwagę poświęcam, a swojego faceta w taki świadomy sposób (ale nieświadomy pod kątem – jak On się może z tym czuć) ignoruję.

    Lubię, gdy te Wasze wpisy wzbudzają we mnie chęć drążenia tematu, zastanawiania się, wyciągania wniosków, analizowania itd. To trochę jak z dobrym filmem, po obejrzeniu którego siedzisz jeszcze w tym świecie parę godzin po obejrzeniu.

  • Odpowiedz 30 września, 2016

    Roberta

    O! – mamy dokładnie te same obrączki! 🙂

    Zgadzam się z wpisem: dbajmy o relacje z partnerem!
    Dzieci kiedyś dorosną, odejdą, a my z parterem zostaniemy.
    Warto dbać, alby mieć o czym na starość rozmawiać 🙂

  • Odpowiedz 30 września, 2016

    matka

    Świetny tekst!

  • Odpowiedz 30 września, 2016

    Kasia

    z tymi syganlami wysyłanymi przez pratnera trafiłaś w mój czuły punkt. Jak sobie zdałam sprawę z tych wszystkich yhm, i aha to aż mi głupio.

  • Odpowiedz 1 października, 2016

    ela

    Doskonały tekst?

  • Odpowiedz 3 października, 2016

    Lilly

    A u nas co by się nie działo to wszystko dla męża krręci się w koło seksu… Nie chce rozmawiać bo seks, to bo seks… Gdzie najgorsze, że ochoty zero, ba.. nawet ochota jest na poziomie ujemnym… Nie chce mi się o „tym” nawet myśleć, nie mam fantazji, nie mam włochatych myśli… A sam stosunek sprawia ogromny ból (pomimo porodu cc, gdzie „tam” zostałam nienaruszona)… Jeśli jakaś kłótnia to zwykle z tego powodu bo on „chce”. A ja jestem zmęczona, że na dobrą sprawę to mogłabym się położyć i rozkraczyć, zacisnąć zęby i przetrwać ból… Ale on chce aktywnej kobiety. Gdzie ja padam na pysk 🙁
    On pracuje, ja w domu z dzieckiem siedzę. Tyle że w domu zrobione wszystko, a on jak ma parę dni wolnego czy urlop to nie ruszy się z kanapy 🙁 Bo zmęczony i ma prawo odpocząć…

    • Odpowiedz 14 lutego, 2017

      Ayayaya

      Smutno.
      A czy interesuje go jsk Ty się czujesz?

  • Odpowiedz 3 października, 2016

    Lilly

    I tak oto związek mi się sypie…. ;(

    • Odpowiedz 14 lutego, 2017

      Justyś

      Lilly, bardzo nie zazdroszczę… A co do bólu podczas stosunku – poczytaj sobie o wulwodynii i jej odmianach, czasem pojawia się po porodzie. Nie chcę Cię oczywiście straszyć, bo przyczyn bólu może być bardzo wiele, wystarczy brak nawilżenia (i po prostu brak podniecenia…) ale może na skutek ciąży mogło coś się w twoim ciele zmienić. Piszę o tym, bo sama zmagam się od wielu lat z westibulodynią (nie związaną z ciążą. bo jeszcze nie mam dzieci), ale wiem, jak straszny może być ból przy współżyciu i jak dramatycznie wpływa na związek. W dodatku w Polsce jest baardzo mało specjalistów w ogóle zajmujących się tym schorzeniem – zdecydowana większość lekarzy problem bagatelizuje lub mówi, że to siedzi w głowie. Zdaję sobie sprawę, że przy totalnym braku czasu ciężko Ci zająć się tym problemem, ale radziłabym Ci porozmawiać o tym ze swoim ginekologiem – również dla dobra Twojego związku… Pozdrawiam:)

  • Odpowiedz 14 lutego, 2017

    Kirkjan

    Czytam od dawna ale komentuję pierwszy raz bo pierwszy raz widzę, że dotyczy to personalnie mnie. Czytając ten artykuł uświadomiłem sobie, że każdy z tych punktów był u mnie po tej negatywnej stronie… Taaaa było napisać ten artykuł ze 3 lata temu :/

  • Odpowiedz 14 lutego, 2017

    Ayayaya

    Wszystko jest fajnie jeśli nie ma obojętności. Wszystko jest fajnie jeśli jest chęć. Jeśli partner reaguje na znaki, na najmniejsze sygnały oznacza to, że nie jest obojętny. Oznacza to, że się nami interesuje. Świadczy to też zapewne o miłosci.
    Słyszy się nie raz jak ktoś mówi, że nas kocha, ale nic za tym bie idzie.
    Te sygnały o których mowa w tym wpisie są kluczowe dla relacji dwojga ludzi.

  • Odpowiedz 16 lutego, 2017

    zośka

    1,5 roku po urodzeniu dziecka z ogromnym smutkiem stwierdzam, że nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Przecież byliśmy małżeństwem idealnym?? Dopasowanym, wyważonym, radosnym, a przede wszystkim byliśmy dla siebie przyjaciółmi. Dużo się śmialiśmy, przekomarzaliśmy i żartowaliśmy, po prostu lubiliśmy być ze sobą, mimo długiego stażu związku (10 lat). A później mieliśmy dziecko. I nagle okazało się, że się mijamy. „Yhm” jest standardową odpowiedzią na wszystko, więc rozmowa się nie klei. Mąż niespecjalnie chce się po pracy bawić z dzieciakiem, a mi wieczorem po całym dniu beblania do potomka niespecjalnie się chce bawić z mężem. I wiecie w czym tkwi problem? Nie w tym, że chcę czasu dla siebie, bo to jest łatwe do zrobienia- można nająć opiekunkę raz na jakiś czas. Jestem rozżalona, bo on przecież też chciał dziecka i niecierpliwie czekał, kiedy będzie można się z nim bawić. A tymczasem jako ojciec jest leniwy i mu się nie chce. Kto z Was to zna?

  • Odpowiedz 18 września, 2018

    Donna

    Witam, czy mozna prosić o link do artykułu o tym, czy zielone jest zielone?

  • Odpowiedz 4 października, 2018

    Terenia Tekścik

    Dziękuję za ten artykuł! W moim przypadku wszystko jeszcze przede mną – ale dobrze, że mogę zawczasu dowiedzieć się, na co zwrócić uwagę. Obawiam się tylko, czy w ferworze zajmowania się dzieckiem nie zapomina się o takich, wydawałoby się, podstawowych kwestiach… Nie chciałabym zaprzepaścić świetnie funkcjonującej relacji. Ta perspektywa trochę mnie zniechęca do macierzyństwa. Mam jednak świadomość, że dużo zależy od nas samych, od naszej inicjatywy i chęci. To daje nadzieję :). Pozdrawiam!

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj Ayayaya Anuluj pisanie odpowiedzi