Gdy mama sprząta, gotuje i dzieci bawi, a tata… odpoczywa

Odkąd jestem w ciąży w domu generalnie robię… nic. Absolutnie wszystko spadło teraz na barki Wirgiliusza, bo po pierwsze ciążę znoszę jak znoszę, po drugie nawet kiedy mam zryw sprzątaniowo (lub gotowaniowo) wyzwoleńczy to człowieczek zamieszkujący moje wnętrzności ujawnia kumulację genów lenistwa otrzymanych po rodzicach i każdą moją aktywność ucina dość szybko, wywołując spektakularne sensacje w matczynym cielsku i jest ukontentowany li tylko gdy matka leży.

Co jasne nie zawsze tak było, bowiem raczej staraliśmy się dzielić obowiązkami w miarę rozsądnie – nie wychodziło z tego pełne pół na pół, ale ja też nie robiłam z tego problemu, bo generalnie ja jestem w domu 2 godziny wcześniej niż on więc trudno żebym w tym czasie nie zajęła się chociażby przygotowaniem obiadu czy ogarnięciem z grubsza chaty albo sterty prania, zwłaszcza że gdy jesteśmy razem raczej bilansujemy obowiązki. Zauważyłam jednak już jakiś czas temu pewną prawidłowość, która najbardziej wyraźna jest w weekendy. Tak się bowiem składa, że kiedy widzę, że on coś robi, to mam jakieś potworne wyrzuty sumienia, że ja siedzę na 4 literach jak ten truteń, a on odkurza czy robi cokolwiek innego w związku z czym zazwyczaj rzucam książkę/internet/cokolwiek związanego z odpoczywaniem i też zabieram się do roboty. On natomiast… tak nie ma.

Byłam przy tym pewna, że to tylko moja schiza (z tym, że nie potrafię odpoczywać kiedy mój mąż coś robi) i to schiza zupełnie niewytłumaczalna, bo my generalnie tworzymy bardzo partnerski związek i obydwoje dostajemy konwulsji na pytanie czy mąż w domu i przy dzieciach pomaga, bo on kurde nie pomaga, tylko ma dom i dzieci i jego obowiązkiem jest zajmowanie się nimi, bo pomagać to sobie można w ramach wolontariatu w schronisku dla zwierząt czy coś, a nie we własnym domu…

Tym bardziej interesujące wydały mi się zatem wynik świeżo opublikowanego badania przeprowadzonego w, a jakże, USA. W badaniu tym pod lupę wzięto raczej nowoczesne, wykształcone pary z malutkimi, ledwie kilkumiesięcznymi dziećmi w których obydwie strony pracowały zarobkowo w porównywalnym wymiarze godzin (pamiętajmy, że w stanach urlop macierzyński jest ultrakrótki), badacze natomiast analizowali jak wygląda u nich podział obowiązków domowych i związanych z dzieckiem.

Co z tego wyszło?

Otóż o ile w dni robocze podział obowiązków domowych i rodzicielskich był mniej więcej pół na pół (choć to jednak kobiety robiły nieco więcej), to w dni wolne od pracy zanotowano drastyczną różnicę – okazało się bowiem, że w czasie gdy to mężczyzna zajmuje się dzieckiem, domem lub gotowaniem, kobiety poświęcają na własne przyjemności i relaks ledwie 46-49 minut, a przez resztę czasu również coś robią, podczas gdy mężczyźni w czasie gdy ich partnerki popylały na szmacie bądź zabawiały młodsze pokolenie, poświęcali bez wyrzutów sumienia calutkie 101 minut na odpoczynek, relaks i rozrywkę. Różnica jest spora, bo mamy prawie godzinę na dodatkową regenerację sił i mózgownicy, którą to godziną raczej nikt o zdrowych zmysłach nie wzgardziłby świadomie.

A pamiętajmy, że mówimy tu o parach wśród których świadomość partnerstwa jest raczej na wysokim, a nie zatrzymanym w XVIII wieku poziomie – możemy zatem śmiało przypuszczać, że w parach w których dominuje układ bardziej patriarchalny, gdzie to kobieta jest od garów i dzieci, ta różnica jest zapewne jeszcze większa.

Co jasne wyniki te wywołały lawinę oburzenia i utyskiwań na to, że partnerstwo jest wciąż w niektórych wymiarach fikcją, że trzeba coś z tym zrobić, wypracować raz jeszcze pewne standardy.

I choć oczywiście problem jest złożony i nie da się tu każdej pary wcisnąć do jednego worka i tak samo wyjaśnić pewnych wzorów postępowania, to ja sobie jednak myślę, że w niektórych przypadkach – takich jak mój chociażby – my sobie to same robimy. Bo przecież nikt mi u licha nie każe zostawiać tej książki kiedy on szoruje gary i zająć się w ramach małżeńskiej solidarności szorowaniem kibla. Nikt nie ma do mnie o tę książkę pretensji. To ja mam w głowie jakiś absurdalny, nieuzasadniony przymus, który wziął się nie wiadomo skąd, choć najpewniej jest po prostu podświadomym – mimo tego, że generalne żyję według innych wzorców, pokłosiem tego wszystkiego co kiedyś próbowano wciskać do głów kobietom. Że perfekcyjna pani domu, że sprząta, gotuje, dziećmi się zajmuje, a księciunio pomaga czasem w ramach gestu dobrej woli i winniśmy za to wdzięczne być do końca świata i jeden dzień dłużej.

I nie zrozumcie mnie źle – ja doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że w naprawdę wielu, na pozór idących z duchem czasu rodzinach, problem z partnerstwem i normalnym podziałem obowiązków jest bardzo poważny i potrzebne są rozmowy, badania, działania i akcje uświadamiające, które pozwolą to zmienić. Ale myślę też, że bywają takie przypadki w których wystarczy sobie co nieco uświadomić, by uciec od schematów w których nieświadomi zamykamy się… sami.

Jak to widzicie? Czy rzeczywiście w przypadku tej w zasadzie wyłącznie weekendowej nierówności jest to kwestia braku partnerstwa, męskiego lenistwa, kobiecej nadgorliwości, wzorców z którymi walczmy świadomie, a podświadomie czasem im ulegamy czy jeszcze czegoś innego? Jestem bardzo ciekawa jak wy interpretujecie wyniki tego badania?

Dush i wsp., 2017. What Are Men Doing while Women Perform Extra Unpaid Labor? Leisure and Specialization at the Transitions to Parenthood

Zdjęcie: gratisography.com

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

52 komentarze

  • Odpowiedz 16 października, 2017

    emkja

    Zazdroszczę myśli, że można nic nie robić 😉 Nie wiem o co chodzi, ale odkąd mam córkę, nie mogę nie robić nic. Nie wynika to z faktu, że mąż mi każe robić wszystko… nie usiedzę na tyłku widząc, że jest plama po herbacie na stole, paproch na podłodze, zakurzony telewizor, smuga na lustrze, brudna kuchenka. Czy mężczyźnie przeszkadza ten paproch na podłodze? Ykhmm… Nie jest dobrze. 😉 W weekend mam po prostu więcej czasu na… umycie okien.

    • Odpowiedz 17 października, 2017

      Ka Pa

      problem mija przy trojce dzieci 🙂 wtedy juz nie ma czasu na paprochy czy mycie okien 🙂

      • Odpowiedz 20 października, 2017

        Elam

        Najmłodsze zjada paprochy z podłogi. Buduje sobie w ten sposób odporność 😉

        • Odpowiedz 23 października, 2017

          Ania

          Dokladnie.uwielbiam mieć posprzątane w domu ale od nas urodziła się trzecia córką nie jestem w stanie wszystkiego zrobić. Dwie starsze to 4,8 i 2, 8 także też małe. Czasem nie wiem od czego zacząć taki jest bałagan 🙂

  • Odpowiedz 16 października, 2017

    Kleopcia

    Oo a to ciekawe, u mnie chyba podobnie- w tygodniu podział przypomina 50/50 ale weekendy faktycznie moze być już inaczej… Dzięki za uświadomienie!!

  • Odpowiedz 16 października, 2017

    Oo

    Pewnie mój mąż przeczyta tego posta (bo czytuje Cię, owszem 🙂 i mój komentarz, ale co tam – ostatnia nasza większa kłótnia była dokładnie w tym temacie. Czyli sprzątania, ogarniania domostwa, inicjatywy żeby czasem wstać i coś zrobić – czy to zabawiać dziecko, czy umyć gary. Nigdy specjalnie pedantyczni, ekhm, nie byliśmy, ale mi się od startu rodzicielstwa włączył syndrom wicia gniazda i tzw. krzątanie się. Nie mogę patrzeć na nieporządek czy brud. Źle mi z nim. A mężowi wciąż to specjalnie nie przeszkadza, co lepiej – korzystał w ciszy i z godnością ostatnie kilka miesięcy z mojego motorka w tyłku, gdy prałam, zmywałam, chowałam wszystko na swoje miejsce, itp. Zasadniczo zajmował się dzieckiem gdy w domu był, chodził do pracy, dbał o swoje rozrywki. Jeśli coś wskazałam palcem to owszem, robił, ale inicjatorem, mózgiem i najczęściej wykonawcą każdej operacji od kupienia papieru toaletowego po zapłacenie rachunków byłam ja. W końcu pękłam, bo po prostu byłam przemęczona (mimo że jestem na macierzyńskim i do pracy nie chodzę) i z poczuciem, że wszystko jest na mojej głowie, na moich barkach. Z 3-miesięcznym dzieckiem włącznie.
    Sama się wtrybiłam w taką sytuację, a właściwie zrobiły to za mnie hormony i jakiś chory atawizm. Nie zwalałabym tego na wychowanie, nieświadome wzorce kulturowe, blablabla, bo nigdy tak się nie zachowywałam, żeby pucować i biegać na szmacie. To są czyste hormony i tryb macierzyństwa, który zmienił mi mózg w histeryczny organ, zestresowany non stop dobrostanem potomstwa.
    Inna sprawa, że musiałam dostać niemal załamania nerwowego i histerycznie płakać kilka z dni z rzędu, żeby małżonek zauważył problem, no i realnie zaczął coś robić z rzeczy tak prozaicznych jak wywalenie śmieci bez proszenia czy wyładowanie zmywarki.
    Teraz jest ok, wróciliśmy do bardziej partnerskiego układu i przestałam też mieć kompulsywne potrzeby starcia blatu czy uprania. Zaczęłam komunikować się, a nie zaciskać usta w linijkę, z kipiącym poczuciem krzywdy 😀

    • Odpowiedz 17 października, 2017

      Alicja

      Doskonale rozumiem, że może to być powodem nawet kryzysów. Cieszę się, że udało się wam dogadać, bo czasem faktycznie trzeba pogadać, a z własnego doświadczenia wiem, że zamiast pogadać uczciwie, my czasem czekamy aż się domyśli. Trzymajcie się ciepło obydwoje 🙂

      • Odpowiedz 17 października, 2017

        Anka

        Super jak się da pogadać i dojść do porozumienia. Ja czasem słyszałam „Jak Ci przeszkadza, to posprzątaj. Mi nie przeszkadza.” No i ciężko dyskutować jeśli druga osoba nie widzi problemu :/

  • Odpowiedz 16 października, 2017

    Ala

    Właśnie uświadomiłam sobie, ze tez to robię – kiedy ja zajmuje się potomkinią, mąż bez skrupułów wędruje w otchłani internetu. Kiedy on zajmuje się mała, ja … gotuje, zmywam, układam, przenoszę, szykuje, tłumacze, co dziecię ma na myśli poprzez to bądź inne słowo, … Siedzenie i relaksowanie jest wtedy, kiedy osiągnę punkt krytyczny beznadziei i może teraz więcej, z uwagi na ciąże 😉 I faktycznie to chyba wyrzuty sumienia, ze jak on coś robi, to ja solidarnie tez.

    • Odpowiedz 17 października, 2017

      Alicja

      Ty tam w ciąży moja droga odpoczywaj ile wlezie i bez wyrzutów sumienia – ja ten stan zen osiągnęłam dopiero w 3 więc ślę Ci wirtualne nieco natchnienia do ciążowego lenistwa :))

  • Odpowiedz 16 października, 2017

    Magda

    Myślałam, że tylko u nas tak to wygląda… Oczywiście, jak mąż zajmuje się dzieckiem to ja latam, sprzątam, gotuję, ogarniam, utykam… Zamiast odpocząć, chociaż chwilę. A później się wydzieram w stronę męża, że on nic nie robi, a ja muszę wszystko. Nie muszę. Niby nie muszę, ale wiecie, jak to jest. Niby się świat nie zawali… A niechby nawet się czasem zawalił od tych garów, ubrań i zabawek rozwalonych gdzie okiem sięgnąć. Ale mam i ja to samo – on coś robi, to ja też. No nie usiedzę, nie odpuszczę… Sama sobie chyba muszę codziennie udowadniać, że jestem wystarczająco dobrą żoną i matką.

  • Odpowiedz 16 października, 2017

    ew-ek

    Jestem po ślubie ponad 4 lata, córeczka ma 3 latka. Mój mąż pracuje, ja dopiero w lutym kończę urlop wychowawczy i wracam do pracy.
    Mój mąż nie robi w domu KOMPLETNIE nic.
    Proszę, błagam, tłumaczę – jak grochem o ścianę. On uważa, że skoro zarabia pieniądze, to jest zwolniony ze wszystkich obowiązków domowych.
    Opieka nad dzieckiem? Błagam! Nigdy sam z własnej woli/chęci/inicjatywy nie wykąpał córki, nie poszedł z Nią na spacer, nic. Nie chce Mu się, ot co.
    Kilka razy zrobiłam o to awanturę, ale jak zobaczyłam potem Jego pseudo starania, to ręce mi opadły.
    Kiedyś w sobotę byłam u fryzjera, potem u kosmetyczki, na siłowni – słowem, pół dnia nie było. Na pytanie, czy Ola jadła obiad, odparł, że „tak, jadła – pięć pralinek Rafaello, pół puszki kukurydzy, i dwie surowe marchewki”.
    Bo po co podgrzać zupę i drugie danie, skoro można leżeć na kanapie i patrzeć w smartfon, a dziecko samo się nakarmi.
    Szczerze? Mam serdecznie dość, i jestem na skraju załamania psychicznego, bo mój mąż ma WSZYSTKO w d*pie, poza pracą nie obchodzi Go nic.

    • Odpowiedz 17 października, 2017

      Alicja

      Ew-ek – nie daj sobie wcisnąć, że skoro nie pracujesz zawodowo to nie pracujesz – wręcz przeciwnie harujesz jak wół 24/7 i nikt nie daje Ci prawa do urlopu, bo Ty zawsze jesteś w pracy. Mam nadzieję, że jakoś uda się wam dojść do porozumienia, bo mąż ma zdecydowanie nieodpowiednie podejście. Trzymam kciuki byś miała siłę zawalczyć o siebie.

    • Odpowiedz 24 października, 2017

      Kasia

      U nas to samo. Z tym, że mąż jest w pracy po 12 godz. a że ja jestem w drugiej ciąży to babcia lub inaczej moja mama nam pomaga, na tygodniu. Jak mąż wróci to tylko pyta, gdzie obiad. Troszkę pobawi się z małą i zawsze odkąd dowiedzieliśmy się o drugiej ciąży ją usypia. A dowiedziałam się o niej, jak mała miała 8 miesięcy. Teraz w weekendy, jak jesteśmy we trójkę on najchętniej by odpoczywał, albo robił coś przy aucie. Ja nie mam czasu na odpoczynek poza momentami, kiedy mama zajmuje się wnuczką i jak mąż ją usypia. A że walczę o to, to ciągle słyszę, że jestem zołzą, ale co mi tam. Przynajmniej wtedy on zajmuje się małą a ja z czystym sumieniem mogę ugotować obiad, przy okazji usiąść przy necie i odpocząć, bez obaw, że zaraz dziecko gdzieś przytrzaśnie sobie paluszki, albo przewróci się i głowę rozbije – jesteśmy na etapie nauki chodzenia. Sprzątanie olewam, jedynie dywan raz, albo dwa razy na tydzień odkurzę i podłogi. Jak mi się chce to jeszcze je umyję. Kurze wycieram, jak już patrzeć na nie nie mogę.

  • Odpowiedz 16 października, 2017

    kasiabob

    Kobieca nadgorliwość, ot co. Nie potrafimy usiąść na tyłku i nic nie robić, ja też tak mam. Bardzo fajny i mądry tekst, jak zawsze.

    • Odpowiedz 17 października, 2017

      Alicja

      Haha no właśnie tak mi się wydaje. Dzięki!

  • Odpowiedz 16 października, 2017

    Julka

    Wiele moich koleżanek narzeka na mężów, że mało robią w domu. Dzieckiem się nie zajmą, posprzątać nie posprzątają i wszystko na ich glowie. Kiedyś nawet ich żałowałam, do momentu, aż mnie mój mąż uświadomił, że to tylko ich wybór. One na to się godzą, że wszystko jest na ich głowie. Skoro mówię jednej, powiedz mu, aby się ogarnął i zajął synem ( bo biedaczek nie może się przyzwyczaić, ze ma dziecko już od 9 miesięcy i nic przy nim nie robi ) a ona mi odpowiada, że on się na nią obrazi (Hahahaha) to faktycznie tutaj jest jej wina, bo nigdy mu nie powiedziała o swoich oczekiwaniach a on najwyraźniej to wykorzystuje, albo tez nie zdaje sobie sprawy, ze ona oczekuje jego pomocy. Druga z kolei ma podobnie, mówię jej, czy mówiłaś mu aby posprzątał/ pozmywał/ ugotował obiad i słyszę ze i tak on tego by nie zrobił….Także w tych przypadkach panie same się godzą na to, ze wszystko robią bo nie robią nic w kierunku aby to zmienić. A ich mężowie nie wiem, czy nie zdają sobie sprawy z tego, ze kobieta oczekuje podziału obowiązków czy może są tak leniwi i temu nic nie robią. Ja na taki ‚podział’ nigdy się nie zgodziłabym u na szczęście mój mąż o tym wie ?

  • Odpowiedz 16 października, 2017

    Ewela

    Wyniki badania są mi niestety bardzo bliskie! I jest to jedna z tych sytuacji, kiedy odkrywam ze zdziwieniem, że inni na świecie też tak mają. Próbując zyskać do tego dystans i analizując podłoże przychodzi mi do głowy, że my kobiety często stosujemy mechanizmy obsesyjno-kompuslyjne czyli wariacko perfekcyjnie realizujemy obowiązki domowe po to, żeby:

    1) pozbyć się poczucia winy za bycie czasowo nieaktywną zawodowo (z powodu ciązy lub urlopu macierzyńskiego) – nie wypada tak bezczelnie odpoczywać!
    2) dowartościować się inaczej niż przez aktywność zawodową- patrzcie jak ogarniam swoją kuwetę, nie należę do nieudaczników! Bycie słabym i bezradnym nie jest raczej w modzie…
    3) zagłuszyć wątpliwości, lęk, depresyjność związane z czymkolwiek, np. z nową rolą mamy.

    • Odpowiedz 17 października, 2017

      Oo

      O kurcze, trafiłaś w sedno z tymi trzema punktami.
      Tak, tak i tak.

  • Odpowiedz 16 października, 2017

    Karo

    Ja polecam przeczytać ten komiks – on pokazuje gdzie jest problem i na czym on polega… Mysle, że w większości domach tak to właśnie wygląda…https://www.facebook.com/pg/grupaponton/photos/?tab=album&album_id=10155795936147052

    • Odpowiedz 18 października, 2017

      matka

      Dokładnie. To samo miałam właśnie przesłać.

  • Odpowiedz 16 października, 2017

    Mama Ewci

    Pamiętam, jak wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim i jedna z koleżanek zapytała: „A z kim została córcia?” Na odpowiedź, że z tatą, bo ma pracę na zmiany i jakoś będziemy to godzić zapanowało zdziwienie i cisza. Potem, gdy córka była chora i znowu została z tatusiem usłyszałam hasło: „To nie została z babcią?! A czy tata wie, jak się podaje czopki?” (bo wg koleżanki mógłby dać je córce do połknięcia!)… No comment, byłam w szoku, jak niektórzy ludzie postrzegają rolę ojca – jako maszynkę do zarabiania pieniędzy i ew. zabawiania dziecka przez chwilę po pracy… Mój Mąż dziś zaraz po pracy (oprócz zjedzenia obiadu), odciążył mnie, bo wyszedł z dzieckiem na 2 godziny z domu. A ja co robiłam? Spałam! I nie jest to pierwszy raz. Owszem, też jestem w ciąży i teraz bardziej takiego odpoczynku potrzebuję, ale nie zmienia to faktu, że gdy w niej nie byłam, to też zawsze mogłam liczyć na jego inicjatywę. I za to mu serdecznie dziękuję. 🙂

    • Odpowiedz 17 października, 2017

      Alicja

      Że ludzie nie wierzą że ociec może sobie poradzić z dzieckiem sam jak mama wyjdzie do ludzi, to wiem aż za dobrze, ale pytanie o czopki mnie rozjechało 😀 . Niemniej tak serio na miejscu mężczyzn byłabym wściekła, przecież tych boroków się za niepełnosprawnych życiowo uważa.

    • Odpowiedz 17 października, 2017

      Awa

      O, ja też się spotkałam z podobnym szokiem koleżanki z pracy. Po moim macierzyńskim akurat trafiło się nam w pracy weekendowe szkolenie. Kiedy wspomniałam, że Mąż został z dziećmi, koleżanka zdziwiona: „z trójką??? Ja musiałam starszego do teściowej zawieźć, żeby mój łaskawie dał radę zająć się młodszym…”

  • Odpowiedz 17 października, 2017

    Żonata

    Fajny wpis. Niby luźny, ale ważny, bo pokazuje, że mechanizm matki polki, która sama pozwala się wtłoczyć w tryb poświęcenia własnym kosztem, nadal istnieje gdzieś głęboko w nas. Ja z pozoru jestem na wyższym etapie tego ewolucyjnego uwalniania, bo bezczelnie korzystam z pieczołowicie zachomikowanego wolnego czasu, a reczej jego ochłapów. Kiedy mąż coś robi w domu lub zajmuje się dziećmi, chowam się i łapie wolne sekundy (niestety zazwyczaj zostaję szybko wytropiona). Niemniej, aby to zrobić muszę najpierw zdusić wyrzuty sumienia w stos. do mojego harującego małżonka. Nie sądzę, żeby takie wyrzuty miał on ani żaden inny przedstawiciel płci męskiej odpoczywający kosztem swojej partnerki 😉

  • Odpowiedz 17 października, 2017

    Ewelina

    To nie tylko moja przypadłość, uff! Już nawet myśleliśmy, że mam poważniejszy problem 😉
    Moim zdaniem, to nie wynika z natury, a z głęboko w nas zakorzenionej kultury. Bo partnera mam świetnego, robotnego i współczującego. Ale jeśli tata w domu nie sprząta (nawet jeśli robi masę innych rzeczy), a dziadek to już olaboga 1100minut odpoczynku, to przecież my współczesne to widzimy! Nam i tak jest lepiej niż babciom było kiedyś i czujemy to, mając wyrzuty sumienia.

    Bo te wyrzuty to raczej wobec babć naszych niż „Wirgiliuszów”. Tak myślę.

  • Odpowiedz 17 października, 2017

    le

    Ja też tak mam, ale raczej dlatego, że zwyczajnie nie umiem odpoczywać jak widzę, że jest bałagan, a nie z poczucia winy wobec mojego lubego. Inną rzeczą jest to, że nasze mieszkanie jest malutkie, więc trudno jest odpoczywać kiedy druga osoba sprząta(ja lubie takie rytułały np. herbatka, książka i muzyka w tle- a nie odkurzacz). A jeszcze inną, że najfajniej jest postrzątać i ogarnąć razem, bo idzie to wtedy szybciej i można odpoczywać razem, co lubimy bardzo. Są sytuacje jednak kiedy podział jest jasny- np sprawy kuchenne- kiedy ktos gotuje, to druga osoba zmywa. Wtedy po obiedzie nie mam jakiś wyrzutów kiedy siedze i pije kawe, a pan mąż zmywa.
    A jeśli, któraś z Pań ma problem z powstrzymaniem niepochamowanej chęci sprzątania, to może dobrym pomysłem jest wyjście na spacer/do kina/na kawe z koleżanką w czasie kiedy Wasz partner sprząta? Wiecie… czasem co z oczu to i z serca.

  • Odpowiedz 17 października, 2017

    Alicja

    To tylko ja jakaś inna jestem? Bo zdecydowanie tak nie mam, może mnie tylko czasem sumienie ugryzie, ale rzadko kiedy skłoni do porzucenia książki czy komputera…

    • Odpowiedz 17 października, 2017

      Alicja

      Ty się ciesz, a nie rozkminiaj 😀

  • Odpowiedz 17 października, 2017

    le

    Hmm. Chyba taki urok tego świata, że każda i każdy jest inaczej ukształtowany. I każdy ma inne granice komfortu i inne przyzwyczajenia. Ja zwyczajnie wole jak jest czysto, bo mi jest lepiej, łatwiej mi się relaksuje. Jakoś łatwiej mi wtedy też przychodzi opanowanie chaosu w głowie, wszystko staje się spokojniejsze.

  • Odpowiedz 17 października, 2017

    Ola Ca

    Tak sobie czytam i aż mnie w dołku ściska… przed ciążą dzieliliśmy się obowiązkami, może niezbyt równo ale wracałam wcześniej z pracy więc wszystko było ogarnięte w domu i obiad zrobiony. W weekendy to On zabierał się do roboty ale ja i tak coś robiłam bo właśnie nie mogłam siedzieć obojętnie i patrzeć. Gdy zaszłam w ciążę i przestałam pracować wszystko spadło na mnie (a raczej sama to wzięłam na siebie!). Do tego stopnia że nawet w weekend on leżał na łóżku z laptopem a ja w 9mcu jechałam na odkurzaczu i mopie pod tymże łóżkiem, mimo że ciążę znosiłam różnie. Teraz jest jeszcze gorzej… dziecko, dom, zakupy, ubezpieczenia, opłaty i wszystko wszystko inne robię ja! Jedynym obowiązkiem męża jest wykąpać dziecko a i tak często wraca tak późno że tego nie robi ( pracy ciężkiej nie ma, tylko rozciągnięta w czasie plus wyjazdy na motorze z kolegami, odwiedziny u dziecka z poprzedniego związku albo codziennie coś innego , bardzo „ważnego”). Siedzę więc z dzieckiem od 9-10 do 19:30 sama od poniedziałku do niedzieli. Wyjść nigdzie nie mogę bo On sobie zazwyczaj mnie radzi z młodym i kończy się telefonem o 22, że dziecko (13 mcy)się drze i wracam na sygnale. Przychodzi niedziela a ja mam poczucie, że przecież cały tydzień siedzę w domu a on pracuje więc nie robi praktycznie nic i znów ja ogarniam cały bałagan i jeszcze zabieram dziecko na spacer albo do rodziców żeby mógł odpocząć… a gdy raz od wielkiego dzwonu coś zrobi to potem chodzi obrażony że go nie pochwaliłam. Jesteśmy wykształceni (oboje związani z medycyną), ja zarabiam trochę więcej, wychowaliśmy się w dobrych, kochających rodzinach i żyjemy na wysokim standardzie więc nie ma mowy o patologii, ale to chyba jednak jest patologia. Patologia, w którą wpędzam się sama i nie wiem czy pociesza mnie fakt, że nie tylko ja tak mam

    • Odpowiedz 23 października, 2017

      Justyna

      To jest kwestią wychowania, On chłopiec, mężczyzna, chowany na super medyka/adwokata, strażaka… wszystko pod nos podane, każdy przejaw chęci pomocy wychwalany pod niebiosa: jaki dobry, zdolny…

  • Odpowiedz 17 października, 2017

    PaulaEr

    Gorąco polecam komiks udostępniony ostatnio na FB przez Grupę Ponton: https://www.facebook.com/grupaponton/photos/a.10155795936147052.1073741868.40637122051/10155795936172052/?type=3&theater.
    Dotyczy dokładnie podziału obowiązków w domu i mechanizmów. Mi się wydawało, że ktoś narysował ten komiks dokładnie o mnie i że tylko ja tak mam, ale jak widzę tego posta i komentarze pod nim to widzę, że nie jestem sama 🙂 Choć na swojego narzekać nie mogę, bo z pracy wraca dużo później niż ja, więc logicznym jest, że wszystko w tygodniu w domu robię ja. A w weekend ja sprzątam (bo muszę), a on gotuje (bo lubi).

  • Odpowiedz 17 października, 2017

    Ania

    Nawret nie wiesz jaka to ulga że trafiłam na Twój post! Sądziłam, że wyrzuty sumienia podczas gdy mój małżonek dba o dom w ten czy inny sposob, to jakiś mój osobisty defekt, z którym jestem odosobniona. Może to niezbyt koleżeńskie, ale cieszę się że jest nas więcej. To pozwala nabrać dystansu do takiego uczucia i bardziej trzeźwo spojrzeć na cała sytuacje. A co do Panów którzy sprzątają tylko jeśli pokarze im się palcem, a nas szlag trafia że ” on sam nie pomyśli”. Razem z mężem od jakiegps czasu pracujemy w inny sposób: mąż poprosił o grafik minimalnych domowych czynności. Nie jest urodzonym pedantem i nie zauważa przepełnionego kosza na śmieci sam z siebie, ale odkąd wie że codziennie ma go sprawdzić i wynieść jeśli się przesypuje, a co tydzień wyjąć z szafy odkurzacz, to robi to bez proszenia. Ba! Często bez mojej wiedzy – też nie jestem pedantka („Jakoś tak jakby czysciej…”, „Odkurzyłem ? – odpowiada zadowolony). Ponadto po jakimś czasie zaczął zauważać że gdzieś jest bałagan i sprzątać go sam z siebie! Może to nie efekt domina ale coś w tej męskiej głowie zaczyna ” trybić”.
    Mamy grafik głównych powtarzalnych obowiązków i pamiętamy żeby nawzajem się doceniać i podziękować sobie wzajemnie raz na jakiś czas za prowadzenie domu. Wszyscy zadowoleni i kłótnie się skonczyly ?. Bardzo zachęcam do metodycznego podejscia. Mężczyzna to istota zadaniowa. Jest mu wtedy latwiej, a i my możemy odpocząć, bo nie musimy stać mu nad głową i mamy wyjaśnienie dla swojej podświadomości: „Czemu mam mieć wyrzuty sumienia że on odkurza? To jego część umowy, ja swoje zrobiłam, więc mogę poczekać spokojnie aż lakier spokojnie wyschnie „?
    Warunek: Ty też musisz wywiązywać się ze swojej części umowy ?.
    Serio działa.

    • Odpowiedz 17 października, 2017

      Olka

      Twoja odpowiedź jest strzałem w dziesiątkę. Wzruszyłam się. Dzięki za nadzieję na wyrwanie z bezradności.

  • Odpowiedz 17 października, 2017

    Łukasz

    Czasami mam wrażenie, że mężczyźnie tylko „cycków” brakuje, ale prawdopodobnie i tak, to by było za mało. Prawie w ogóle nie mówi się, że swój stres i co tam jeszcze jest, kobieta-matka wylewa prawie w całości na swojego partnera ale również na dzieci. Nie widzi jak wkurwia wszystkich dookoła, bo z narażeniem życia sprząta wszystko (przed macieżyństwem jakoś tak nie miała), bo inaczej nie zazna spokoju ducha – ale już nie widzi, że dzieci są bardziej płaczliwe, bo jest roztrzęsiona. Ona nadal szuka po forach, co im dolega. Te „poświęcenie” często nie tylko nie pomaga, co szkodzi samej kobiecie ale i jej rodzinie, bo w tym znoju nie widzi całego obrazu a jedynie swoje umęczenie dla innych – . Ehh odkąd zostałem tatą zaczynam swoje żale jak baba wylewać 😉
    ps. oczywiście są związki gdzie ojciec tylko poluje (chodzi do pracy), świat jednak nie jest czarno-biały i trzeba by się przyjrzeć każdej relacji bliżej, jak przy zdradzie wina nigdy nie leży po jednej stronie, bo to jest związek/relacja, z czegoś to wynika.

    • Odpowiedz 30 listopada, 2017

      Kasia

      O, to, to. Długo nie widziałam, że ja wkurwiona, to -30 do atmosfery w domu i -100 do zaangażowania męża w cokolwiek. Obwiniałam głównie jego i w ogóle życie z byciem matką na czele, czułam się strasznie pokrzywdzona i biedniutka, taka zmęczona i niezrozumiana. Komunikowałam oczywiście, spisywaliśmy te wszystkie listy i grafiki, które po tygodniu się rozjeżdżały, i tak w kółko: wybuch – postanowienie poprawy – kolejna metoda, która nie wypala – narastający żal – wybuch – postanowienie poprawy…

      Skończyłam z poświęcaniem się i próbą utrzymania wszystkiego w ryzach. Zastanowiłam się co DLA MNIE jest kluczowe, żebym mogła funkcjonować i godnie przetrwać trudny etap małych dzieci. Ale naprawdę kluczowe, a nie takie, jak się przyzwyczaiłam, że musi być. Dla mnie kluczowe są: sen – posiłki – zadbanie o podstawowe potrzeby dziecka (sen, posiłki, higiena, bezpieczeństwo, zdrowa atmosfera w domu).
      Owszem, przyzwyczaiłam się, że zawsze mam wszystko poprasowane, że dom błyszczy (lubię to, przyznaję), że mam dla siebie dużo czasu. Mąż przywykł, że ma zawsze obiad, że zarządzam domowymi sprawami. Ale to są tylko przyzwyczajenia, wyniesione z czasu przed dziećmi. Jeśli pielęgnowanie tych nawyków sprawia, że nie śpię tyle, ile potrzebuję lub że atmosfera robi się chora, to je ścinam, bo mi kolidują z tym, co uznałam za kluczowe. Po prostu ścinam, bez cedzenia przez zaciśnięte zęby „No tak, zostawiam brudną kuchnię kolejny wieczór z rzędu, bo padam na twarz, ciekawe, czy się domyśli, żeby coś z tym zrobić”. Nic w ogóle nie mówię, bez podtekstów. Sprzątnie to fajnie, nie to nie, też spoko, ktoś to kiedyś w końcu zrobi, ale nie, nie będzie to pierwsza czynność jaką wykonam nazajutrz. Nie wyzywam już męża od leni i olewusów za to, że ma inne podejście do prowadzenia domu niż ja. To nieładnie. Inwestuję swoje starania i energię w to, żebym czuła się dobrze, a nie w to, żeby inni (mąż) zapewniali mi taką codzienność, jaką sobie wymyśliłam.
      To podejście sprawiło, że widzę nagle, ile mój mąż robi. I nie wiem, czy on zaczął robić, bo ja przestałam zrzędzić, czy po prostu jak przestałam zrzędzić, to zaczęłam więcej widzieć 🙂

      Jednego bym nie odpuściła: gdyby mąż unikał spędzania czasu z dziećmi, nie chciał być tatą po prostu. Ale to akurat nie nasz problem, bo oboje uwielbiamy czas spędzony z córką.

  • Odpowiedz 17 października, 2017

    wisznu

    Pani Alicjo, chylę czoła. Wreszcie ktoś poza facetami zauważył, że to kobiety same sobie to robią.

    Każda z kobiet, z którymi mam do czynienia – czy w domu, czy w pracy rzuca się w robotę, w sprzątanie sama z siebie. A potem są pretensje do nas, że nie pomagamy. Dodam, że nierzadko słyszy się „zostaw, ja to zrobię (czasem z dodatkiem: lepiej/szybciej, itp.)”. No a kto przy zdrowych zmysłach wyrywa nieprzyjemną robotę ochotnikowi?
    Dodam jeszcze, że różnimy się definicjami porządku:
    dla mnie porządek jest wtedy, gdy każda rzecz ma swoje miejsce, którego lokalizacja zależy od częstości, wygody i bezpieczeństwa użycia oraz przechowywania – czasem też na wierzchu, jeśli jest często potrzebne.
    Dla kobiet, które znam – porządek jest wtedy, gdy wszystko jest schowane po szafkach i szufladach i nic nie leży na widoku.

    I tak dalej. I naprawdę – jak żona była na macierzyńskim, to sama z siebie mówiła: „odpoczywaj, przecież z pracy wróciłeś”. I nie pomagały tłumaczenia, że właśnie przyzwyczaja mnie do nicnierobienia. A po roku okazało się, że miałem rację i miała do mnie przetensje, że nic nie robię… 🙂

    Ponadto różnimy się też – nie wiem jak to dobrze ująć – chyba spostrzegawczością – kiedy dla mnie jest czysto, dla kobiet jest już brudno nie do zniesienia… Chociaż 3-4 dni temu było sprzątane/odkurzane.

    O, jeszcze dodam jedną sprawę – jak ja miałem wyjazd służbowy, to po prostu szykowałem się do wyjazdu. Ewentualnie zrobiłem większe zakupy, żeby żona w tym czasie miała trochę łatwiej.
    Kiedy ona miała swój pierwszy wyjazd służbowy, to oprócz swoich przygotowań koniecznie chciała jeszcze mi przygotować obiady na te kilka dni jej nieobecności. Ile musiałem się naprzekonywać, że to jest bez sensu, że przecież nie umrę z głodu… Czasem naprawdę łatwiej jest sobie odpuścić.

    Mam kuzyna, który jest harcerzem – na obozach robi wszystko co potrzeba, umie wszystko co potrzeba, ale w domu – nawet nie próbuje. Matka wyręcza go we wszystkim…
    Także to nie tylko kobiety same sobie to robią, ale i swoim dzieciom i swoim synowym…

  • Odpowiedz 17 października, 2017

    Aggatka

    To ja powiem, że wpis pokazuje zjawisko dla mnie egzotyczne. Nigdy nie miałam wyrzutów sumienia, że on coś robi, a ja odpoczywam w tym czasie. Myślę, że za taką swoją postawę mogę podziękować mamie i babci, które pomogły mi ją wypracować w następujący sposób:
    MAMA: Aż do opuszczenia domu praktycznie codziennie mama narzekała na bałagan, na to, że nikt jej nie pomaga i musi wszystko robić sama, a jednocześnie jak byliśmy jeszcze mali i chcieliśmy pomagać, to kazała nam nie ruszać, bo ona zrobi lepiej, a jak podrośliśmy – nagle zaczęła nas ochrzaniać. Próbowałam więc sprzątać tak, żeby jej pomóc, ale zawsze spotykałam się tylko z krytyką, że jest nie dość dobrze, że powinnam była zrobić jeszcze to to i to. Tata zawsze podlegał takiej samej krytyce. Nie było ważne czy i co zrobiło się w temacie sprzątania – i tak był ochrzan, więc odpuściłam sobie ten temat całkowicie. Zupełnie się zdystansowałam emocjonalnie od sprzątania. A, przy tym jeszcze mama zawsze jęczała, że nie może odpocząć, bo sprząta, ale przestać sprzątać nie chciała, bo „ona tak nie wypocznie”. Postanowiłam nigdy w życiu nie iść tą drogą 🙂
    BABCIA: Nie mogąc patrzeć na wnuczkę, która nie sprząta babcia przy każdej okazji udzielała mi wykładów umoralniających, że bałagan na chacie źle świadczy o kobiecie. Mimo, że miałam dopiero jakieś 11-12 lat, nie mogłam tego słuchać. Myślałam sobie „a to ta kobieta sama mieszka, że bałagan jest tylko jej? Ja tego nie kupuję.”. Dodać należy, że babcia i dziadek to kompulsywni zbieracze i o porządku w ich mieszkaniu raczej nie słyszano 😉 więc autorytet słaby. Gdy już dorosłam, babcia upodobała sobie dzwonić do mnie i pytać co dziś ugotowałam chłopu na obiad. Nie obchodziło jej, że studiujemy na różnych kierunkach i on ma tak ze trzy razy mniej zajęć ode mnie, je na stołówce itp., potem nie bardzo ją obchodziło, że on je obiady w pracy. Robiła mi kazania, że powinnam gotować, bo to powinność kobiety. No i znów babcia okazała się słabym autorytetem, gdyż mama doniosła mi uprzejmie, że u nich w domu ZAWSZE obiady robił dziadek 😀
    Koniec końców, napatrzywszy się na sprzątaniowe rozdwojenie jaźni panujące na moim poletku rodzinnym doszłam dość wcześnie do wniosku, że nie będę powielać wzorców z domu, bo są one do kitu i muszę wypracować własny schemat.
    Teraz mam męża i dziecko, jestem w kolejnej ciąży i nie mam wyrzutów sumienia, że nie przejechałam odkurzaczem, a w zlewie pełno (mamy zmywarkę, ale bolą mnie plecy jak mam ją rozładować, więc czeka na męża). Ogarniamy każdy tyle ile może i jest dobrze. Nie idealnie, ale dobrze, a najważniejsze, że ja mam spokój ducha 😀

    • Odpowiedz 19 października, 2017

      Joanna

      To chyba niestety bardzo częste podejście w pokoleniu naszych matek. Moja też robiła bardzo podobnie: wyrzuty, że nikt nie pomaga, ale gdy chcieliśmy pomóc to zawsze robiliśmy to nie tak jakby sobie tego życzyła. Czyli i tak źle i tak nie dobrze 😉 a swoją drogą to zupełnie nie ogarniam dlaczego i w jakim celu ktoś udziela Ci wskazówek jak masz żyć kiedy sam robił zupełnie odwrotnie (niegotująca babcia). Przypomina mi się sytuacja z moją teściową, która była święcie oburzona i zniesmaczona faktem, że już(!) po prawie 2,5 latach od urodzenia chłopców chcę wrócić do pracy i oddać takie maluszki komuś pod opiekę (do tej pory 95% spędzanego z dziećmi należał do mnie) Tymczasem sama przyznała kiedyś, że wróciła do pracy bardzo szybko (po jakiś 3-4 miesiącach) po urodzeniu mojego męża i w ogóle to, jak to ujęła była taką weekendową mamą….. także ten. Pozdrawiam 🙂

  • Odpowiedz 17 października, 2017

    Małgorzata

    W którymś wpisie wspominałaś, że mąż zaofiarował zatrudnienie kogoś do sprzątania przy trzecim dziecku, może warto mu już teraz o tym przypomnieć? 😉 Mi się wydaje, że – mimo że to faceci mają być niby tacy zadaniowi – to my kobiety musimy sobie zaplanować że odpoczywamy i nie potrafimy tak odpoczywać „z doskoku” jak jest akurat chwila spokoju. Za to mężczyzna bez problemu jak tylko ma chwilę to wsiąka w sport na smartfonie albo inny reset. Ja się często łapię na tym że mam włączony non stop taki tryb jak robotnica w ulu.. 🙂 Pozdrawiam!

  • Odpowiedz 17 października, 2017

    Ania

    Mechanizm jest mi dokładnie znany acz osobiście obcy, ale ja też uchodzę w rodzinie za czarną owcę, czarną bo leniwą. Która nie zrywa się po obiedzie wraz z resztą kobiet i nie leci zanieść naczyń do kuchni, zrobić herbatki i czego tam jeszcze. I ogólnie nie mam problemu z siedzeniem i odpoczywaniem, podczas gdy koło mnie ktoś szaleje, jak szaleje to jego sprawa, jak poprosi o pomoc, to pomogę, ale sama się do roboty nie rzucam. W gronie rodzinnym wiąże się to napiętnowaniem, ale tutaj mamy rykoszet bycia odrzuconą przez klasę i doświadczenia, że nie warto robić czegoś tylko po to, żeby się podobać innym.
    Swoją drogą jedną ze stałych metod przymuszania mnie do większego zaangażowania w obowiązki był argument o kłopotach ze znalezieniem faceta i byciem zaakceptowaną przez rodzinę męża, bo kto by chciał leniwą babę. W realnym życiu okazało się, że fakt, że kocham dziecko mojej teściowej rzetelną miłością i ono przy mnie rozkwita jak jabłonka na wiosnę, jest znacznie ważniejsze od braku latania po kuchni.

    Przechodząc do uogólnień, podziękujcie patriarchatowi oraz jego strażniczkom. I zastanówcie się co mówicie swoim córkom, które rzucane mimochodem zdanka spowodują, że nie będą umiały odpocząć.

  • Odpowiedz 18 października, 2017

    Sylwka

    Znam to uczucie i ja, przy czym u mnie wyrzuty sumienia są spowodowane mieszkaniem z teściami. Mama mojego męża jest typową matką-polką, do tego perfekcyjną panią domu. Zawsze ma być ugotowane, sprzątnięte i wyprasowane (do tego stopnia, że mój teść nie zje obiadu, dopóki ktoś mu talerza nie podłoży pod nos, poważnie!!!). Mój mąż wychowany w ten sposób, że kobieta jest od ogarniania domu i dzieci,a on od zarabiania pieniędzy. Tyle że ja też pracuję i nie zawsze mam siłę/ochotę na zapieprzanie na drugim i trzecim etacie w domu i przy dziecku. A teściowie patrzą. Teść jest takim inspektorem – wejdzie do pokoju czy kuchni, rozejrzy się, nie skomentuje co prawda, ale minę zrobi…

  • Odpowiedz 18 października, 2017

    Joanka

    Ja na każde wskazanie mężowi co trzeba zrobić (staram się ładnie prosić!), np. podaj syrop, wykąp, spakuj wodę do plecaka, kup chleb, słyszę co jakiś czas, że znowu rozkazuję! Szlag mnie trafia, krew zalewa i cała się gotuję, bo czy ktoś mnie prosi: upierz, ugotuj, posprzataj, itd…? Awantury średnio co tydzień mam w tym temacie, ale nie odpuszczę, kropla drąży skałę… 🙂 pozdrawiam!

  • Odpowiedz 19 października, 2017

    Agata

    Ciekawy jest temat tzw. pomagania przy dzieciach lub sprzątaniu. Mój mąż np. nie rozumie mojego poirytowania, kiedy opowiada jak to on POMAGA. „No przecież ci POMAGAM”. Parę razy mówiłam mu, że dzieci i ogarnianie chaty to nasze wspólne obowiązki tak więc on mi nie pomaga, tylko robi co do niego należy. I zawsze jakoś tak bez zrozumienia na mnie patrzy…

  • Odpowiedz 20 października, 2017

    Melodia

    Ja mam zryw przed przyjściem gości 😀 Przed dziećmi byłam perfekcyjną panią domu ścieranie kurzy na 50m2 zajmowało mi prawie 2h, bo musiałam wszystko doszorować. Gdy jednak pojawiły się dzieci, a jeszcze powrót do pracy to trzeba było zmienić szybko priorytety. Mąż kąpie, czasem przebiera dzieci, zmieniał pieluchy, odkurza, szoruje łazienkę i kabinę, bo osobna czynność 😀 Ja gotuję, przygotowuje dzieci do przedszkola, ścieram kurze, myję podłogi… a jak dopadło mnie hobby to całkiem przymykam oczy na ogólny bajzel 🙂

  • Odpowiedz 23 października, 2017

    Anna

    Hej Alicja,
    a jaka Ty masz prace?

  • Odpowiedz 23 października, 2017

    Michalina

    Dziękuję za ten wpis! U mnie w domu temat jest bardzo często wałkowany. W tej chwili starszak chodzi do przedszkola, młodszy będzie na świecie za miesiąc i zauważyłam dziwną prawidłowość. Gdy syn jest w przedszkolu lub z babcią, ja jestem dużo mniej zmęczona niż gdy zajmuje się nim mąż. To chyba nie przypadek…
    I jeszcze jedna sprawa: Mąż wraca z pracy i zajmuje się dzieckiem. To zajmuje mu 100% uwagi. Ja gdy zajmuję się dzieckiem to nie potrafię wyłączyć myślenia i podczas zabawy robię też tysiąc innych rzeczy.

  • Odpowiedz 29 października, 2017

    Socjologia

    Socjologia

    Jeśli będziesz przykładnie pracował osiem godzin dziennie, może ci się kiedyś uda zostać kierownikiem i pracować dwanaście. R. Frost

  • Odpowiedz 2 listopada, 2017

    Mateusz

    U nas sytuacja wygląda trochę inaczej. Przed narodzinami dziecka był podział obowiązków, ją sprzątam, a żona robi zakupy oraz obiad/ jedzenie do pracy. I nie ważne czy weekend czy nie, każdy miał swoje rzeczy do zrobienia, co nie znaczy że nie pomagaliśmy sobie nawzajem. I raczej nie było takich sytuacji gdzie jedno „motywuje” do działania to drugie. Ona po swojemu gotuje, a ja po swojemu sprzątam i w takim układzie oboje jesteśmy zadowoleni z jakości jedzenia oraz porządku w kuchni ( nie, nie jestem niedbały w swoim sprzątaniu, nikt też nie musi mnie poganiac). Po porodzie dużo się zmieniło. Żona przejęła części moich obowiązków, gdyż „zwariowała by” jakby miała tak tylko siedzieć z małą i nic nie robić. Lecz z drugiej strony ja zyskałem nowe, budowa domu pochłania dużo siły. Co nie oznacza że nie zajmuje się mała czy naszym obecnym mieszkaniem, po prostu mniej jestem w domu. Najgorzej czuje się z nocnym wstawaniem. Jeśli chodzę do pracy/ na budowę to muszę wstać o danej godzinie i ciężko byłoby jeszcze wstawać do małej. Co innego dzień wolny, w sensie taki całkowity od wszystkiego oprócz moich dziewczyn – wtedy mogę w końcu odciążyć moja żonę:)

  • Odpowiedz 17 listopada, 2017

    Sylwia

    Mam to samo! A myślałam, że to on jest dziwny, że tak nie m. Trzeba by to jakoś zdefiniować i opublikować w jakieś mądrej książce, czy cus? Proponuję: pęd do roboty, albo syndrom robotnicy-niewolnicy lub nadgorliwość matki Polki

  • Odpowiedz 30 maja, 2018

    Kasia

    Jesteśmy bezdzietna para póki co, obydwoje pracujemy po ok. 80 godzin tygodniowo (ten sam zawód) i ja mam dokładnie to samo. Nawet jesli miałam cięższy dzień w pracy, to i tak czuje się winna ze on gotuje czy sprząta, a ja się obijam. Nie za bardzo wiem jak nad tym zapanować, i nawet jesli się powstrzymam od pomagania to muszę go chociaż przeprosić ze nic nie robię (mimo ze on nie ma z tym problemu żadnego). Wręcz obawiam się czasu kiedy będziemy mieć dzieci, ze to uczucie tylko się pogłębi.

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj Joanna Anuluj pisanie odpowiedzi