NIE – dla rutyny na porodówkach!

Rutyna atakuje. Najpierw wkrada się podstępnie w różne aspekty codziennego żywota a potem skutecznie je dominuje gmyrając w naszych procesach myślowych. Z czasem aktywności, w które wcześniej wkładaliśmy serce lub/i wysiłek intelektualny zastępowane są bezmyślnym automatyzmem, czasem nawet z tępym wyrazem twarzy. Ja tak mam gdy po raz 3 w ciągu dnia sięgam po odkurzacz. Nie żebym kiedyś wkładała w to serce czy niedajboże wysiłek intelektualny ale powiedzmy, że było mi to miło obojętne. Ale to tylko moja codzienna rutyna domowa.

W momencie kiedy rutyna puka do drzwi sali porodowej to wiedz, że coś się dzieje. W momencie kiedy ilość interwencji medycznych i procedur szpitalnych na porodówkach przekracza ilość pozytywnych wzruszeń, dobrych porodów, szczęśliwych rodziców i zadowolonych dzieci to wiedz, że coś się dzieje. W momencie kiedy każda rodząca, jak leci, z automatu wrzucana jest do bębna z napisem:

„rodzi dołem: lewatywa, ogolić, leżeć, przeć, nie oddychać, przeć, nie oddychać, przeć, naciąć, zważyć, zmierzyć, wyrobić się do północy….” – to wiedz, że coś się dzieje.

Standard Opieki Okołoporodowej został stworzony także w oparciu o praktykę medyczną podpartą dowodami. A te wskazują na to, że ilość interwencji medycznych podczas porodu powinna być ograniczona do minimum. Do minimum to znaczy do minimum, czyli do wyjątkowych sytuacji, w których ich zastosowanie jest uzasadnione. Uzasadnione medycznie, a nie żadnymi innymi pobudkami czy rutyną szpitalną.

Jeżeli zachodzi medycznie uzasadniona konieczność wdrożenia danej procedury to winnyśmy o tym wiedzieć w pierwszej kolejności. Mało tego. W ogóle mamy prawo nie wiedzieć co, jak i po co. W związku z czym mamy też prawo pytać aby świadomie podejmować decyzje (czytaj: wyrażać zgodę na zabiegi medyczne). A medycy mają obowiązek nas informować.

NIE – rutynowe procedury medyczne w trakcie porodu fizjologicznego:

  • zabieg amniotomii czyli sztuczne przebicie pęcherza płodowego;
  • stymulacja czynności skurczowej macicy – najczęściej jest to kroplówka z lekiem o nazwie Oxytocyna;
  • podawanie opioidów – zalicza się do nich np. podawany domięśniowo (w pośladek) lub dożylnie lek o nazwie Dolargan;
  • manewr Kristellera – czytaj ucisk na dno macicy, czytaj ucisk na brzuch,
  • nacięcie krocza;
  • cięcie cesarskie.

To był duży kaliber. A teraz średnie i małe koliberki, które też nie są/nie powinny być wykonywane rutynowo  podczas porodu fizjologicznego:

  • golenie krocza,
  • lewatywa,
  • założenie wkłucia dożylnego (wenflonu),
  • badanie wewnętrzne częściej niż co 2 godziny,
  • rodzenie w samotności, bez wsparcia bliskiej osoby
  • rodzenie bez informacji o metodach łagodzenia bólu porodowego
  • ciągły zapis Ktg,
  • leżenie podczas pierwszego i drugiego okresu porodu,
  • parcie kierowane (klik),
  • przecięcie tętniącej jeszcze pępowiny,
  • głodowanie

Dla mamy i dziecka nie może być rutyną:

  • rozdzielenie tych dwoje zaraz po porodzie
  • przerywanie 2-godzinnego kontaktu skóra do skóry
  • dokarmianie/dopajanie dziecka glukozą, wodą, mieszanką mleczną
  • brak wsparcia, nauki, korekty i asysty podczas nauki karmienia piersią

Żeby wszystko było jasne. Medycyna na porodówce jest potrzebna, medycyna ratuje zdrowie i życie. Ale ta medycyna musi być mądra. Musi wiedzieć kiedy ze sceny zejść i kiedy na nią wejść. Udowodniono, że rutynowe stosowanie, a często i nadużywanie procedur medycznych, brak szacunku, przedmiotowe i rutynowe traktowanie kobiety, która właśnie rodzi swoje dziecko może przynieść więcej szkody niż pożytku. Zarówno tych inwazyjnych procedur medycznych jak nacięcie krocza czy amniotomia ale i tych zwykłych, wydawałoby się rzeczy jak golenie krocza każdej jak leci, nakaz leżenia w łóżku czy przerwanie kontaktu skóra do skóry na rzecz np. zważenia dziecka.

„Zdrowa kobieta rodząca spontanicznie swoje dziecko wykonuje pracę, której nie można już udoskonalić”.

                                                                                                                                                             Aidan MacFarlane

Post powstał dzięki współpracy z Fundacją Rodzić po Ludzku, która zupełnie tak jak my stoi na straży Standardów Opieki Okołoporodowej i też jest za tym aby parcie uwolnić.   Obserwujcie ich profil i stronę. Szczególnie polecamy akcję „Rodzę – mam prawa” (klik).

logo_FRpL_nowe_CMYK

Wreszcie mamą synusia (lipiec 2014)!!! Położna- z wykształcenia i zamiłowania, Certyfikowany Doradca Laktacyjny - CDL Nr. rej. CNoL 482/2015/CDL, doradca noszenia ClauWi®, naukowiec, ostatnio także doktor nauk medycznych. Swoją drogą- najlepsza w pisaniu doktoratu z dzieckiem przy piersi;-) Bierze udział w eksperymencie naukowym mającym na celu dowiedzenie, że bez snu też można żyć. Kontakt: danka@mataja.pl

40 komentarzy

  • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

    hala

    Płakać mi się chce. Chociaż podobał mi się mój poród i myślałam, że jestem do niego dobrze przygotowana. Położna była super. Omówiłyśmy mój plan porodu.

    Rutynie jednak stało się zadość.
    Z dużego kalibru miałan: oxytocynę, opioidy, kristellera (którego nie wymieniacie, a u mnie w szpitalu to standard) i nacięcie.
    Z lekkiego kalibru: leżenie podczas 2 okresu, wenflon, parcie kierowane, ktg podczas drugiego okresu, zakaz jedzenia).

    Dzięki, że jesteście.

    • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

      Danka

      O! Dopisuję uciskanie brzucha. dzięki

      • Odpowiedz 16 grudnia, 2015

        Lili

        …uciskanie brzucha? Jak to „uciskanie brzucha”? … czym „uciskanie brzucha”?

  • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

    Beata

    Nie lubie być zgorzkniała, ale cóż z tego ze mamy te pięknie brzmiące standardy skoro właściwie nie mamy możliwości ich egzekwować w trakcie ani po. Ja dostałam prawie wszystko mimo, ze oponowalam, pytałam, prosiłam, w odpowiedzi byłam nabijaną w butelkę i szantażowana. Sprawa u Rzecznika Praw Pacjenta ciągnie sie prawie rok i szczerze mówiąc nie liczę na pozytywne dla mnie rozstrzygnięcie, ani wogole na jakiekolwiek rozstrzygnięcie. A jak rozmawiam z koleżankami to to co ja dostałam to jest standard i dziwią sie wogole, ze czuje sie poszkodowana i probuje dochodzić jakis praw, bo przecież u nas to norma.

    • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

      redakcja

      też tak kiedyś myślałam. Dopóki nie obudził się we mnie duch zmian. Im więcej z nas tak powstanie z tej rutyny tym więcej zacznie się zmieniać.

  • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

    Piwnooka

    W szpitalu nr 1 lewatywa była w standardzie a już w szkole rodzenia przestrzegano, jak groźne jest rodzenie dziecka razem z „dwójeczką”. W szpitalu nr 2 poprosiłam za wczasu o lewatywę, wlasnie z tego strachu i odmówiono, podając mi w zamian czopek na wsparcie natury. Nie dość, że nie byłam w stanie go zaaplikować przez gabaryty, to w efekcie okazał się niepotrzebny. Zmiany się dzieją 🙂

  • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

    Kas

    A nacięcie krocza podczas porodu wcześniaka to procedura? Mi powiedziano,że to konieczność, żeby chronić główkę.

    • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

      aga

      Też to usłyszałam. Ciekawa jestem

  • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

    M2

    Ale dlaczego ciągły zapis KTG jest nie ok? Ja tam byłam z tego zadowolona. Kable długie, więc spokojnie się mogłam przemieszczać, bujać na piłce itp. A dzięki ciągłemu KTG moje pierwsze dziecko żyje i jest zdrowe. Tętno zaczęło mu znienacka spadać tak szybko, że lekarze ledwo zdążyli z vacuum.

    • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

      redakcja

      ciągły zapis, przez kilkanaście godzin, często przy nakazie leżenia może być dla wielu kobiet mocno uciążliwy. Dlatego stosuje się go ze wskazań medycznych. No i idąc tym tropem wszyscy by musieli mieć cc, tak na wszelki wypadek.

  • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

    Danka

    Miałam rodzić w Domu Narodzin ale nie wyszło, 41+3 i wywoływanie… przyjechałam z akcją która w szpitalu zanikła 🙁 W kolejności: wenflon, lewatywa, królowa z oxytocyną, ciągły zapis ktg z sugestią leżenia na boku, potem po 8h już na moje życzenie zzo, pełne rozwarcie a główka w chmurach, amniotomia, drugie zzo, nadal podłączona do ktg choć od czasu do czasu mogłam chodzić, bujać się na piłce itd. Bez oxy akcja zanikałą, główka wysoko, a ja bez sił… Po 22h porodu i 15h w szpitalu decyzja o cc… po porodzie przytulił mi ją do policzka i zabrali na mycie i ważenie, pozwolili kangurować tacie 🙂 potem 2h dziecko przy mnie na pooperacyjnej, następnie o 2 nad ranem córę zabrali i przywieźli dopiero o 9 rano, nakarmioną mmbo żadna nie pomyślała żeby mi Małą w nocy przynieść 🙁 Ale co tam grunt że mam zdrową córkę i nasza mleczna droga trwa już prawie 18 miesięcy i końca nie widać 🙂

  • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

    em

    Podczas parcia dostałam oksytocynę po tym, jak lekarka weszła i zapytała, dlaczego odpoczywam. Potem nacięcie, bo spieszyła się na obchód…

  • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

    Mała Mi

    Ja bym jeszcze dodała niezwykle bolesny (czyt. gorszy niż skurcze porodowe) masaż szyjki macicy, o którym mnie nie poinformowano. Pan doktor zabrał mnie na „rutynowe badanie” i jak zapytałam, czemu tak boli, powiedział, że to taki okres porodu. Dopiero położna po zakończonej procedurze udzieliła mi informacji.

  • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

    Sylwia

    Mnie najbardziej zdenerwowali, gdy wymuszali cc. Za pierwszym razem z powodu braku postępu przez 2 godziny (choć ja miałam jeszcze dużo sił, a córeczce też z tego co wiem nic nie groziło) po prostu bez pytania wywieźli mnie na inną salę, a po 10 minutach leżałam już w łóżku z maleństwem. Przy drugim porodzie jak się dowiedzieli, że poprzednio (2,5 roku wcześniej) miałam cc, to podali mi kroplówkę zatrzymującą skurcze i znów cc, twierdząc, że inaczej się nie da. Nie miałam żadnego wyboru. Do dziś mam czasem wyrzuty sumienia, że jednak nie zawalczyłam o sn… Tym bardziej, ze ta druga cesarka była strasznie bolesna, dziecko zobaczyłam po kilku godzinach, przez dwa dni głodówka… A już na drugi dzień kazali wstawać z łóżka, co pamiętam jako najgorszy ból w życiu, już ta pierwsza próba porodu sn była lżejsza, a złamana ręka to pikuś… Dobrze, że chociaż dzieci są zdrowe.

  • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

    Karolina

    Przede wszystkim dobrze jest znać swoje prawa. Przy pierwszym porodzie wiedziałam za mało i dlatego dałam się ogolić, przebić pęcherz płodowy, podać oxytocynę, przeciąć zbyt szybko pępowinę, zabrać synka na mierzenie i ubieranie zamiast nieprzerwanego kontaktu. Z braku wiedzy o tym, że mam prawo na coś nie wyrazić zgody (nie mówię o zagrożeniu życia/zdrowia – przecież golenie krocza nie podlega tej kategorii).
    Poza tym wybrać miejsce, o którym wiemy, że będą szanować ciebie i twoje dziecko. Przy drugim porodzie (Dom Narodzin), Położna informowała mnie o wszystkim, co robi, pozostawiała mi decyzję co do pozycji, ewentualnie coś sugerowała. Córeczka została potraktowana z pełnym szacunkiem (bo to przecież pełnoprawny człowiek!), pępowina odcięta później, dzidzia przytulona do mnie, ani razu nie zapłakała. Dwugodzinny kontakt, dopiero później ważenie, mierzenie i ubieranie. Jestem bardzo wdzięczna za ten szacunek do mojego dziecka. Ale wiem, że nie da się takiego porodu przeprowadzić w każdym szpitalu, chyba ze względu na personel i bardzo skostniałe zasady i procedury.
    Mnie pozostały po pierwszym porodzie wyrzuty sumienia, że nie zdołałam synkowi zapewnić spokoju po porodzie w bliskości ze mną, że naraziłam go na większy szok i strach.

  • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

    Sam

    Ja akurat sam poród wspominam w miarę dobrze. Z powodu braku rozwarcia i zanik akcji porodowej, było cc. Natomiast potem, gdy przyszło do przystawiania córeczki do piersi, wspaniałe panie zamiast wytłumaczyć i pomóc, z wielkim fochem i niechęcią udzielały szczątkowych informacji. Piersi mi dosłownie zgniatały rekami aż momentami płakałam, taki ból mi zafundowały, sutki miałam całe popękane, w tym jeden krawiący, bo żeby wymusić laktację, podpieły mnie do elektrycznego laktatora. Najlepszą metodą dla nich był laktator i nakładki na sutki. Więcej to dało szkody niż pożytku, bo Mała była cały czas głodna. Dopiero jak w czwartej dobie dostałam nawału, Mała była najedzona, a ja szczęśliwa, że nikt sie nie będzie znęcał nad moim biustem.

  • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

    MonikaJ

    Patrząc na artykuł stwierdzam, że mam szczęście, bo przy trzech porodach i to kompletnie różnych nie spotkałam się z rutyną. Pierwszy poród w 36 tygodniu ciąży 13 godzin pierwszej fazy (byłam w szpitalu już drugi dzień z powodu sączących się wód) z pełną swobodą ruchu, bez golenia, lewatywy itp, położna proponowała prysznic i znikała, bo wolałam być sama i ten prysznic ratował mi zdrowe zmysły, co prawda w drugiej fazie mnie nacięła, bo jak twierdziła przy wcześniaku tak jest lepiej ale wcześniej zapytała mnie o zgodę i wcale nie mam jej tego za złe. Maleństwo od razu położono mi na brzuchu i tak właściwie to nie mam pojęcia co się dalej działo bo byłam tylko ja i dziecko a świat nie był ważny w tym momencie. Z drugim porodem było gorzej, bo w 39 tygodniu w domu nagle puściły mi się zielone wody więc pędziliśmy do szpitala i w godzinę później córcia była na świecie. Pomimo iż w tym szpitalu absolutnie nie wierzę w chirurgię i żadem inny oddział niż położniczy to cesarka odbyła się szybko, praktycznie od razu po wejściu przygotowywali mnie do cięcia (zero rozwarcia, zero skurczy). Córkę położyli mi na brzuchu po porodzie jeszcze jak mnie zszywali, później wzięli ale po 2 godzinach oddali i pomimo, że nie miałam czucia od pasa w dół zostawili ją ze mną do przytulania i co chwila zaglądali, łącznie z tym, że położna przychodziła ją przewiną lub pomóc przystawić bo ja jeszcze nie mogłam się ruszyć. Trzeci poród to w ogóle był kosmos, dostałam skurczy w 38 tygodniu ciąży i nie mam pojęcia dlaczego tak długo to trwało ale pierwsza faza zaczęła się w nocy z czwartku na piątek i trwała cały piątek i noc na sobotę i w sobotę rano w końcu miałam rozwarcie i pierwsze parte skurcze, po których zaczęła się jazda bez trzymanki, bo na chwilę podłączono mnie do KTG i okazało się, że tętno spada więc od razu telefon na sale i przygotowania do cc ale lekarka uznała, że może zdążę urodzić nim przygotują salę bo nie ma na co czekać, z jednej strony założyli mi wenflon i dali oxy, przebili pęcherz płodowy, golili do cięcia między skurczami, w drzwiach już stali noszowi (tak w naszym szpitalu nie ma windy! i noszą na salę, na noszach, piętro niżej wąskimi schodami) i czekali żeby mnie przenieść, w końcu ogolona i pokuta igłami wylądowałam na noszach i słyszę od lekarki jak będziesz czuła potrzebę to przyj chociaż na schodach, no to parłam i na korytarzu, i na schodach i w sali operacyjnej, a oni mnie nieśli, jak teraz o tym pomyślę to nie wiem jak ja to przeżyłam, w końcu w towarzystwie anestezjologa gotowego mnie uspać (jak sądzę) i tłumu ludzi na operacyjnej lekarka krzyknęła: już widać główkę ale nie wzięłam nożyczek żeby naciąć, musisz przeć ostatni raz! no i się pojawił, cały i zdrowy, chociaż ała druga faza trwała 15 minut to ja byłam nieprzytomna z bólu i zmęczenia, ale dali mi dziecko do nakarmienia pozwolili się poprzytulać a potem wzięli i kazali odpocząć choć godzinkę, jak maleństwo zgłodniało to przynieśli i sami nie dokarmiali.
    Strasznie się rozpisałam ale ten ostatni poród miał miejsce zaledwie trzy miesiące temu i wciąż wszystkie wspomnienia są bardzo świeże, ale muszę pochwalić szpital w Pucku, bo to tam odbyły się wszystkie porody. Porodów jest mało i położne mają czas dla każdej kobiety i każdego dziecka, a salowe to chyba mają jakiś dodatek za pocieszanie rodzących, bo przy każdym porodzie z jakąś rozmawiałam i otrzymywałam wsparcie psychiczne, nadal nie mam pojęcia skąd one się tam brały akurat wtedy kiedy były potrzebne. Żaden poród nie był rutynowy 🙂

  • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

    ALATHI

    Dziewczyny współczuję Wam okropnych i zmedykalizowanych porodów… U mnie był tylko wenflon i to jak pierwszy raz przyjechałam do szpitala przez 7h mimo że sie nie zgadzałam. Potem jak już faktycznie rodziłam to mi nie założono ale położna powiedziała że może dostać naganę za to bo mają obowiązek zakładać wenflon. A poród w 100% zgodny z planem porodu – chciałam jak najbardziej naturalnie i udało się. Ale za to początki karmienia piersią były trudne…

    • Odpowiedz 5 stycznia, 2016

      Karolina

      Rodziłam dwa razy w Anglii i bylo niesamowicie – o wszystko mnie pytali. Pierwszy poród był z komplikacjami, ale nawet wtedy o wszystko mnie informowalini pytali o zdanie jesli tylko mogli. Drugi poród to najlepsze doświadczenie szpitala w moim życiu. Niesamowita komunikacja z położnymi, ktore pozwoliły mu urodzić dokładnie tak jak chciałam – sugerowały, żebym sie ruszała, a tymczasem moje ciało wolało siedzieć w jednej pozycji – miałam pełna kontrole nad wszystkim i urodziłam niemalże bez bólu. Wszystko jest możliwe, zmiany przyjdą i do Polski w końcu.

  • Odpowiedz 7 grudnia, 2015

    Madlena

    Och rany, ile miałam szczęścia, że na mój pierwszy poród zakwalifikowałam się do Domu Narodzin! Zależało mi na jak najbardziej naturalnym przebiegu, bez zbędnych ingerencji i zostało to uszanowane – jedynie już po fakcie zorientowałam się, ze parcie miałam jednak kierowane. Ale żadnego golenia, lewatywy, wenflonu nie było. Była za to ochrona krocza. Środków znieczuleniowych też nikt mi nie podawał na siłę (prawdę mówiąc nie byłoby już nawet kiedy, bo trafiłam do szpitala pod koniec drugiej fazy 😉 ). Po porodzie mieliśmy kontakt skóra do skóry przez 2 godziny, położna tylko dyskretnie zajrzała żeby sprawdzić czy wszystko w porządku i nie potrzebujemy pomocy. A już najbardziej ujęła mnie tym, że po tych 2 godzinach, kiedy szła ważyć małego, a mąż pomagał mi wziąć prysznic, zapytała ile słodzę, bo robi dla mnie gorąca herbatę. <3 każdemu życzę takiego porodu.

  • Odpowiedz 8 grudnia, 2015

    Marta Zet

    Pamiętam takiego konowała, który wręcz nie krył się z tym, że cc jest lepsze dla lekarzy, bo po 20 minutach dziecko na świecie i on może iść do domu 😛 Boski kolo.

    Na Żelaznej mjut malina.

    Na Inflanckiej 2 lata później przyszła młoda siksa i że ją nie interesuje zapis KTG z Izby Przyjęć, że mam leżeć 20 min na boku BUAHAHAHA to nawet zabawne nie było wtedy, bo środek nocy, a ja miałam szansę na urodzenie dziecka w godzinę. Przyszła moja położna z Żelaznej, na której dyżur dzikim fartem trafiliśmy (przeniosła się na Inf). Od razu do wanny, światła zgaszone, gaz, ja się „relaksowałam” przy ulubionej muzyce z małżowego telefonu. Przy próbie parcia i tak kupsko było, więc ja akurat lewatywy bym się nie czepiała 😉 Dziecię duże bo 4100, a pęknięcia i otarcia nawet ZERO. I komentarz położnej do lekarza, że przy zgaszonym świetle kobiety nie pękają. Pani Krystyna Komosa MISZCZ! 😀

    Teraz chyba nie mam szans logistycznie dojechać do dobrego szpitala, będzie jak będzie, a będzie bardzo szybko.

  • Odpowiedz 8 grudnia, 2015

    Pati

    Dziewczyny ja jestem tuż przed rozwiązaniem. Stronę fundacji „rodzić po ludzku” znam na pamięć chyba -ale i tak fajnie, że takie teksty jak Twój Danka- powstają. Z uwagi na zagrożoną, leżącą ciążę miałam szkołę rodzenia w domu, no i położna która do mnie przychodzi ostatecznie mnie zniechęciła do szpitala, w którym ona pracuje. Najważniejsza lekcja według niej to: proszę być kulturalną, tam ludzie bardzo ciężko pracują- należy się witać, szanować co mówią i słuchać- ba dodała, że to działa na zasadzie sprzężenia zwrotnego i brak dzień dobry i fochy bo mnie boli mogą spowodować to że personel mnie odbierze negatywnie i się tak wobec mnie nastawi?!!? no i powiedziała że lewatywa to konieczność, chyba że chcę się – za przeproszeniem- wysrać przy mężu i to mnie może mocno żenować że tak nasmrodziłam w trakcie- także fajnie… poza tym mówiła że należy leżeć i słuchać położnej bo ona wie co mówi (nie słuchać siebie tak jak sugerujecie) – no i wszystko to..niby ma miejsce w szpitalu, który w moim mieście uznawany jest za najbardziej „naturalny” więc strach pomyśleć co się dzieje w innych miejscach 🙂 Myślę, że ingerencje medyczne muszą być ale wtedy kiedy trzeba, nie wtedy kiedy ktoś uzna że mu/jej się spieszy. Poza tym jak ktoś nie może to można mu pomóc, ale nie powinno to się odbywać tak taśmowo :/

  • Odpowiedz 8 grudnia, 2015

    Karolina

    Po moim porodzie miało miejsce mistrzostwo świata: po urodzeniu dziecka, zważeniu, zmierzeniu, badaniu i ubraniu wszyscy zabrali się z sali. Przyszła Pani Salowa z mopem i widząc moje nieudolne próby przystawiania dziecka do piersi, odłożyła na chwilę mopa i pokazała mi, jak mam przystawić dziecko. „Bo ja też kiedyś karmiłam piersią, to może bym pomogła” – powiedziała nieśmiało.
    Tylko ta Salowa podeszła do mnie jak do człowieka, a nie jak do kolejnej maszynki w fabryce dzieci.

  • Odpowiedz 8 grudnia, 2015

    ala

    Z tych cięższych kalibrów uniknęłam tylko cc i ucisku na brzuch. Ciekawa jestem czego jeszcze mogłabym uniknąć. Chętnie opowiedziałabym swój poród komuś kto mógłby to ocenić. Lewatywa i golenie mi nie przeszkadzały. Najgorsze było nacięcie. Dopiero po miesiącu usiadłam.

  • Odpowiedz 9 grudnia, 2015

    m.

    Prawie wszystko zależy od wiedzy mamy i personelu na jaki się trafi. Mój pierwszy poród to była ruletka jeśli chodzi o położne i lekarzy; ciągłe straszenie cc, wmawianie mi, że nie mam siły i teksty typu ‚nic z niej nie będzie’, w końcu przebicie pęcherza bez mojej wiedzy, a jak już urodziłam drogami natury to pani doktor prawie oczy wyszły z orbit, bo siłą woli, jednak się udało. Drugi to poród w domu narodzin ze swoją położną, pojawienie się w szpitalu w 9 cm, krótkie ktg, ciągle w ruchu, ochrona krocza mimo rodzącej się rączki przy główce. Było pięknie. Aha. I syn wybrał sobie wyjście na świat równo w 42 tygodniu. Nie dałam się wcześniej ani przyspieszać, ani nawet kłaść w szpitalu. Duża to zasługa takich miejsc jak Wasze. Dziękuję.

  • Odpowiedz 9 grudnia, 2015

    Wiki

    Moim zdaniem kobiety powinny znac prawde: większość „rutynowych” zabiegow wymyslil personel medyczny DLA WLASNEJ WYGODY, nie dla dobra czy tez wygody kobiety bądź zdrowia rodzącego się dziecka.
    Oczywiscie mowie tu o sytuacjach kiedy wszystko idzie zgodnie w naturalnym planem, nie ma stanu zagrozenia zycia itp. Oczywiście keidy jest stan zagrozenia zycia, można uzywac farmakologicznych, nie fizjologicznych, ingerujących srodkow. Ale nie w większości przypadkow, bo „tak latwiej i wygodniej”. ! Bo wtedy traktuje się kazda kobiete tak samo, jak paczke na tasmie produkcyjnej, obciac, przyciąć, nakluc, zapakować, itp., wybaczcie porównanie.

    Konkrety?
    Pozycja lezaca – najgorsze co może być dla KOBIETY, najwygodniejsze dla personelu, gdyż wtedy można sobie wygodnie przysiasc przed kroczem i kontrolować rodzenie się glowki & ciala. Zerknijcie na zdjęcia, na filmy – polozna sobie siedzi, po co ma się wysilać. A kobieta przybiera najbardziej chyba nienaturalna dla porodu pozycje! Nie zgodna z prawem grawitacji, ciążenia, niezgodne z budowa kobiecego ciala względem sytuacji porodowej, itp. Najlepsze pozycje to wszystkie tylko nie lezace. Jest pelen wybor, można obejrzeć zdjęcia i rysunki w internecie.

    Naciecie krocza – masakra. Bo latwiej POLOZNEJ zszyć jedna kreche niż kilka, kilkanaście dookoła ujścia pochwy małych popękanych kresek? To jest skrot, latwizna na jaka się nie godze. Poza tym rana cieta gorzej i dluzej się goi niż rany naturalnie pekane! A wiele kobiet dalo się zastraszyć, ze nie daj boze jak popeka to uuuu.. Przeciez kazda z nas ma na tyle elastyczna pochwe, żeby urodzić dziecko. Czy natura by się mylila? bylaby glupia? żeby zrobić nas niezdolne do przepchnięcia malej glowki? Glowa noworodka to nie jest żaden arbuz, jak się to powtarza w powszechnych „mitach” i w straszeniu. Ja tez kiedyś tak myslalam, dopóki nie …zmadrzalam 😉

    Przyspieszanie porodu – bo koniec zmiany personelu, po szybciej się porod zakończy, bo mniej bolu, bo to bo tamto. Przeciez tez srodki farmakologiczne nie sa obojętne dla dziecka. Jak ktoś czyta po angielsku, zapraszam po troche orzeźwienia https://doulamomma.wordpress.com/2009/06/09/the-truth-about-pitocin-and-labor-induction/

  • Odpowiedz 12 grudnia, 2015

    Janka

    Dziewczyny rodzę początkiem roku. Pierwszy poród zakończony cc. Dziecko nie schodziło do kanału rodnego, ja nie miałam partych. Okstytocyna i małej leci tętno, ale leci tylko na wymuszonym parciu i uspokaja się, gdy mała się cofa. Zadecydowali cc, bo rzekomo nie umiałam przeć… Okazało się, że miałam krótką pępowinę, którą mała była dwukrotonie owinięte – nie dziwne, że nie schodziła w dół i traciła tętno, gdy się to wymuszało.

    Teraz chciałabym spróbować rodzić z własną położną, ale… koleżanki, które rodziły zachwalają, że wypchano im dziecko czy kazano pchać na kupę w pozycji leżącej…

    Nie chcę tak drugi raz rodzić. Chcę spróbować naturalnie, jeśli nie wyjdzie trudno, ale nie chce być na siłę zmuszana do leżenia i parcia na sucho…
    Możecie kogoś poradzić w Bielsku – Białej?

    • Odpowiedz 14 grudnia, 2015

      Mela

      Mam podobny problem. Termin z drugim dzieciątkiem mam na 1.1 2016 w Bielsku. Jak czytam przy pierwszym dziecku dostałam cały komplecik , ‚profesjonalnej” opieki szpitalnej. Cóż młodość i niewiedza zrobiły swoje. Teraz marzy mi się żeby było bardziej po ludzku 🙂 Janko znalazłaś już kogoś?

      • Odpowiedz 15 grudnia, 2015

        Janka

        Niestety nie i powiem szczerze, że zaczynam się coraz bardziej tego obawiać… Niestety mam wrażenie, że brak świadomości kobiet jest personelowi na rękę…
        Niedawno w babskim gronie dziewczyny zaczeły wyśmiewać jedną nieobecną, że wpisała sobie w plan porodu ochronę krocza, że głupia jakaś, popęka jak nie wiadomo co i będzie do końca życia chodzić z pampersami – powiem szczerze, szczęka mi opadła. Te same dziewczyny zachwalały swoje położne. Skoro ich położne nic im nie powiedziały o ochronie krocza, na czym to polega, jak się przygotować do porodu to skąd mam pewność, ze taka położna ma w ogóle wiedzę w tym temacie?

  • Odpowiedz 13 grudnia, 2015

    karola

    A ja rodziłam w domu. Bo to JA chciałam rodzić. Tak jak JA czułam. I tak było. Bez golenia, bez nacięcia, bez pęknięcia, bez oksytocyny… za to z szacunkiem i miłością. Cudowne chwile!!! Od początku ciąży wiedziałam, że nie chcę rodzić w szpitalu bo najzwyczajniej w świecie bałam się rutynowego traktowania i niepotrzebnych ingerencji.

  • Odpowiedz 14 grudnia, 2015

    Monika

    Dziewczyny, dzięki za ten wpis i za komentarze – ułatwiają mi uwierzenie, że to nie ze mną jest coś nie teges, bo mój poród mi „dalece nie odpowiadał”. Rodziłam miesiąc temu, w szpitalu, który na stronie internetowej i przy wejściu ma wypisane mnóstwo wzniosłych haseł o naturalnych porodach, naturalnym karmieniu itd. Szłam do porodu całkowicie spokojna, przekonana, że damy radę, że wszyscy mamy na celu poród możliwie naturalny i że jak czegoś nie będę wiedziała, to mogę zaufać ekipie, że położne i lekarze po prostu pomogą mi urodzić. Z zabiegów grubszego kalibru dostało mi się wszystko poza opioidami (chyba…) i cc; z kalibru lżejszego – właściwie wszystko, choć wenflon i lewatywa mi nie przeszkadzały i się zgodziłam.

    Do niemal pełnego rozwarcia wszystko szło pięknie, panowałam nad skurczami, moczyłam się w wannie, czułam się bezpiecznie i było dobrze. Oksytocynę dostałam w międzyczasie bez pytania, bo mała „latała w kosmosie” i nie chciała zejść niżej, ale nie oponowałam, bo do tej pory było wszystko dobrze, więc widać tak trzeba. Potem przyszła II zmiana i pani położnej zaczęło się spieszyć, więc podkręciła kroplówkę, bo „co tak wolno leci, ile to będzie trwało?”… Wraz z II zmianą pojawiła się 4-osobowa ekipa lekarzy i położnych. Przychodzili do mnie co jakieś 15-20 minut i – gdy skurcze były już takie, że nie panowałam nad niczym – KAŻDE z nich badało mnie „od dołu” w trakcie skurczów, żeby każdy miał „obraz sytuacji”. Z rozbawionym zdumieniem kręcili głowami, że dziecko coś nie chce wychodzić… Po 2h takiej zabawy mdlałam z bólu i drżałam jak osika, więc poprosiłam o znieczulenie. Zakładanie go trwało ponad godzinę, przy skurczach położna musiała mnie trzymać, bo trzęsłam się jak w febrze. Ostatecznie ból jaki był, taki został, za to nie byłam w stanie przeć – nie wiem: zła dawka, za późno podane? Położna szarpała mnie za koszulę, aż szwy strzelały, i darła się, żeby przeć, a ja zwyczajnie nie byłam w stanie. Gdy córce zaczęło spadać tętno, przyszedł kolejny lekarz, który zdecydował o przebiciu pęcherza, a potem z drugim lekarzem wycisnęli małą ze mnie, oczywiście z nacięciem krocza itd. Do dziś próbuję się zagoić. Pobytu w szpitalu po porodzie opisywać już nie będę, tyle tylko, że spędziłyśmy tam 4 dni i jakby nas wtedy nie wypisali, wyszłabym na żądanie.

    Jeszcze raz dzięki za ten wpis, mam nadzieję, że wielu dziewczynom pomoże uniknąć takich atrakcji 🙂

  • Odpowiedz 14 grudnia, 2015

    GosiaK

    Jeszcze jedno – podpisać zgodę na uczestnictwo studentów przy porodzie bo ordynator nie przyjmie na oddział… Tak usłyszałam… A wcześniej gdy chodziłam na ktg brak szacunku do mnie i męża gdyż chciałam być przy każdym badaniu z nim… Miałam traumę po pierwszej ciąży i poronieniu gdy lekarz podczas badania powiedziała „gdyby był jeszcze inny doktor na dyżurze to juz można by było wpisać w kartę zgon płodu” (co sie okazało była bradykardia serduszko jeszcze biło przez kilka dni ale i tak skończyło sie poronieniem). Za to pielegniarka dyżurna miała jeszcze bardziej wyszukane komentarze ” zły moment sobie pani wybrała na poronienie bo juz nie ma nikogo w biurze”. Nie wspomnę jak mnie przyjmowała też na dzien dobry otrzymałam tekst „w tym tygodniu krwawienie, a to poronienie będzie”. Przy kolejnej ciąży z córka na początku wystąpiły krwawienia zgłosiłam sie do szpitala, a tam tylko usłyszałam „to to to jeszcze nie ciąża”. No jak nie pytam przedstawiając papiery beta HCG, USG… Wiem, ze to dopiero sam początek ciąży ale przecież zawsze sie to jakoś zaczyna… Kolejne komentarze personelu nie mniej wybredne… Po tak traumatycznych przeżyciach nigdy nie chciałam być sama przy jakiejkolwiek wizycie w szpitalu szkoda, ze personel zawsze robił pod górkę i ciagle musiałam o to sie wykłócać i wysłuchiwać bezosobowo rzucanych komentarzy. Podczas porodu oświadczyłam mężowi, ze jesli ktoś będzie łamał moje prawa zeby sie nie zdziwił, ze chwycę za telefon i będę dzwonić na policję.

  • Odpowiedz 19 grudnia, 2015

    ufz

    To ja wam opowiem: patologia ciazy, 8 dzień po terminie.Badanie po przyjęciu na oddzial.Lekarz: Czego pani jeszcze nie rodzi (z oburzeniem).W trakcie badania podchodzi pielegniarka,także z oburzeniem, nikt pani na dole (przy przyjeciu) nie zaproponował golenia? Ja panią ogóle bo JAK TO WYGLĄDA. Po tym mi się chciało śmiac, po masakrycznie bolesnym badaniu rozwarcia juz się nie śmiałam.(pan doktor z braku rozwarcia ” rozepchal” mi 3 cm rozwarcie.)

  • Odpowiedz 21 grudnia, 2015

    Ag

    Ja rodziłam w Domu Narodzin i żadna z opisanych sytuacji nie miała miejsca przy moim porodzie dzięki czemu słowo poród mimo wielkiego bólu jaki mu towarzyszył nie budzi mojego strachu. Jest niestety takich miejsc niewiele i poki co tylko w Warszawie.

  • Odpowiedz 22 grudnia, 2015

    Ewa

  • Odpowiedz 3 lutego, 2016

    Kasia

    Na co mi sie zdala swiadomosc i wiedza jak w czasie 2 fazy spadalo tetno u Mlodej ja bylam w takiej panice ze trzeslam sie ze strachu i ten strach mnie sparalizowal ze nie mialam sily sie bronic. Uciskanie brzucha, naciecie bez pytania komentarze w stylu dusi pani swoje dziecko itd. Potem pretensje, ze jak to szyjka mi nie pekla?! Dziecko nie plakalo wiec stres dla mnie trzese sie ze strachu. Potem okazalo sie, ze miala niski cukier bo przeciez matke trzymano glodem. Mloda dokarmiona. Tyle dobrze ze tata kangurowal. Sam bol porodowy dla mnie nie byl straszny. Gojenie sie okaleczonej czesci ciala bolalo miesiac. Lazenie okrakiem bo szwy tak pieknie szarpia. Wszystko niepotrzebne bo dziecko mialo mala glowke a ja bylam przygotowana .To poczucie, ktore towarzyszy mi od tych 3 miesiecy, ze ktos podeptal moje prawa jest straszne. Jedyny plus, ze mam wspaniale dziecko, ktore rzadko placze, spi w nocy, pieknie je i przybiera na wadze. To jedyny jasny punkt tej historii ale ja sie pytam do cholery dlaczego?! Jesli kiedykolwiek zdecyduje sie na kolejne to rodze w domu. Nawet po terminie nie pojde do szpitala poniewaz przekraczajac jego prog skonczy sie traktowanie mnie jako swiadomego czlowieka-parntera w tej sytuacji. Juz mnie raz straszyli. Wiecej na to nie pozwole

  • Odpowiedz 10 lutego, 2016

    Oliwka

    Jedyne co może ochronić nas przed niepotrzebnymi, rutynowymi zabiegami jest wiedza. Znajomość swoich praw, celu danego zabiegu itp. Dlatego fajnie że szerzysz dobrą wiedzę 🙂

  • Odpowiedz 2 marca, 2016

    Ilona

    Standardy miałam w małym paluszku, wszystkie swoje prawa znałam na pamięć. I co z tego? Wystarczyło, że przekroczylam próg szpitala, potraktowano mnie jak śmiecia… Od dnia,w którym podeptano mnie jako kobietę i zaserwowano traumę, mija dokładnie 5 miesięcy. Mam ochotę pójść i podłożyć ogień pod budynek, z którym wiazalam nadzieje na przeżycie najpiękniejszego doświadczenia w życiu. Zaserwowali mi strach, poniżenie, poczucie osamotnienia i tego,ze jestem smieciem. Musze urodzić drugie dziecko i zmazac to,co doświadczyłam przy pierwszym, bo czuję, że jeżeli nie urodze tak,jak to powinno wyglądać, to czeka mnie psychiatryk. Nie można życzyć nikomu źle ale tym babom,które miały wtedy dyżur, życzę żeby zdechly.

    • Odpowiedz 22 kwietnia, 2016

      Iwona

      To jakbym czytała o sobie. Dokładnie takie same uczucia mi towarzyszą. Ja zawsze wiedziałam że szpital to nie jest miejsce do rodzenia dzieci. Jako dziecko jak słyszałam że ktoś jest na porodówce to współczułam tej kobiecie i nie chciałam się tam nigdy znaleźć, ale przez własną głupotę dałam się namówić. Mimo, iż placówkę wybrałam świadomie (tak mi się wydawało) i opłaciłam prywatną położną to skończyło się traumą i jeszcze na dodatek cesarką. Będę szukać położnej która zgodzi się przyjąć poród w domu bo tylko wtedy zdecyduję się na drugie dziecko.

  • Odpowiedz 19 września, 2016

    Kasia

    A ja mam pytanie do Was kochanych dziewczyn bo oba porody szybkie i przyjemne ale w drugim przypadku dziecko urodzone z wrodzonym zapaleniem płuc. Gdybym urodziła w domu to niestety miejsc na szpitalnym lozku na oddziale noworodkowym bym nie miała a dziecko dostało kurację antybiotykowa. Czy macie naukowe badania jakies statystyki czy takie noworodki przy wadze prawie 4 kilo i urodzone o czasie mogą sobie poradzić z takim stanem zapalym bez antybiotyku?

Leave a Reply