Kilka dni temu podczas drogi powrotnej z przedszkola Pierworodna ni stąd ni zowąd zaczęła płakać. Powód płaczu był dla mnie wyjątkowo enigmatyczny. Dla niej zresztą też – zapewne była to wypadkowa kilku czynników – zmęczenia, głodu, frustracji konfliktami przedszkolnymi, palącego słońca i ogólnie kiepskiego fengszuja, źle zbilansowanej czakry oraz niekorzystnych prognoz wróża Macieja. Taki klasyczny weltschmerz.
Płaczkę przytuliłam, poczochrałam po łbie, zapytałam czy mogę coś zrobić by ulżyć jej nieludzkim cierpieniom i czy chce usiąść na pobliskiej ławeczce i się potulić czy też woli iść dalej. Wolała iść dalej. Nie uszliśmy więcej jak 200 metrów (wciąż w asyście jej pochlipywania) kiedy mijający nas człowiek płci męskiej wygłosił w kierunku cierpistki flagowe hasło wszystkich przypadkowych przechodniów, czyli:
– A gdzie czapeczka?
A nie sorry, nie tym razem… Tym razem pan ryknął:
– No nie płacz, takie duże i ładne dziewczynki nie mogą tak płakać!
I kiedy ja dopiero koncypowałam nad ciętą ripostą, duża, i ładna, i posmarkana od wycia dziewczynka zdążyła łamiącym się głosem wypalić:
– Mam prawo płakać kiedy mi się chce!
Pan wyglądał jakby po raz pierwszy w życiu usłyszał jak metrowy człowiek odwołuje się do argumentu „mam prawo”, po czym z miną typu „te bachory takie rozpuszczone, a ja tylko chciałem pomóc” oddalił się pospiesznie. Wcale mu się nie dziwię – sama bym się chętnie oddaliła, bo nie ma co ukrywać – dziecięcy płacz świdruje mózgownicę niczym dłutko dentysty i mówiąc delikatnie, irytuje, zwłaszcza jeśli nie potrafimy go przerwać.
Przy czym o ile raczej nikt nie odbiera prawa do płaczu niemowlętom, o tyle płaczący, z powodu innego niż ból kilkulatek jest odbierany jako beksa lala i mazgaj, bo wszak łzy dużym (i ładnym, bo brzydkim wybaczamy, zakładając zapewne, że to z rozpaczy nad swą fizjonomią tak wyją) dzieciom nie przystoją w związku z czym na wszelkie sposoby staramy się maluchy od tego płaczu odwieść. Prośbą, groźbą, zawstydzaniem, nic-się-nie-stałowaniem i nie-ma-o-co-płakaniem.
Tymczasem płacz nie jest taki zły jak go malują. Już w latach 80-tych badania pod dowództwem biochemika Williama Freya zasygnalizowały, że być może we łzach pojawiających się w wyniku emocji znajduje się hormon adrenokortykotropowy (ACTH), stymulujący wydzielanie kortyzolu znanego szerzej jako hormon stresu. Ani we łzach odruchowych powstałych w następstwie np. obierania cebuli ani we łzach podstawowych, czyli tych które nieustannie nawilżają nasze oczy Frey ACTH nie znalazł, co skłoniło go do wysunięcia hipotezy, że być może płacz (ten z emocji) pomaga usunąć z organizmu substancje nagromadzone w następstwie stresu, wiecie, mniej więcej tak jak inne niepotrzebne substancje usuwane są z moczem czy potem.
We łzach emocjonalnych znaleziono ponadto kilka innych interesujących substancji w tym m.in. leu-enkefaliny, czyli neurotransmitery które działają m.in. przeciwbólowo oraz prolaktynę, odgrywającą rolę nie tylko w laktacji, ale też w sytuacjach stresowych. Na podstawie tych odkryć część naukowców (z Freyem na czele) zaczęła postulować, że powstrzymywanie płaczu i łez może nie być najszczęśliwszym pomysłem.
I kiedy połowa z was pomyślała właśnie „rany, ale truizmy tu prawią”, a druga połowa oczekuje w napięciu na przedstawienie dowodów naukowych na faktyczne zbawcze i oczyszczające działanie łez lub negatywne działanie ich powstrzymywania, ja zaskoczę wszystkich – bo mimo tego, że postulaty Freya wydają się mieć masę sensu, to jednak wyniki badań nad tym czy płacz rzeczywiście przynosi ulgę i poprawę nastroju są… sprzeczne.
Wypłakanie emocji nie zawsze jest bowiem równoznaczne z poprawą samopoczucia i kresem weltrschmerza. I choć sprawa generalnie jest nawet bardziej niż złożona, to wydaje się, że ważną rolę w decydowaniu o tym czy płacz przyniesie ulgę może odgrywać obecność lub brak wsparcia emocjonalnego.
W bardzo ciekawym badaniu w którym udział wzięło ponad 4000 kobiet i mężczyzn wykazano bowiem, że płacz poprawiał samopoczucie psychiczne i fizyczne uczestników jeśli spotkał się on z pozytywną reakcją otoczenia, które oferowało słowa pocieszenia, ramię do wypłakania, zrozumienie i ciepło, podczas gdy negatywne reakcje takie jak złość, próby zawstydzania, czy brak zrozumienia skutkowały gorszym samopoczuciem psychicznym i fizycznym u badanych [1].
Tak wiem, przewracacie teraz oczyskami, bo znowu oczywiste oczywistości prawię. Problem w tym, że choć to wszystko jest niby oczywiste to jednak w obliczu dziecięcych łez znakomita większość społeczeństwa z jakiegoś powodu wybiera negatywne reakcje właśnie. Bo czym innym jest jak nie brakiem zrozumienia jest powszechne „nic się nie stało” albo „nie ma o co płakać, przecież to tylko xyz”? Albo czy „przestań płakać bo zaraz dam ci prawdziwy powód do płaczu” nie jest przypadkiem złością? A zawstydzanie? U ła! To dopiero powszechne – wszak beczą tylko mazgaje, a ładne dziewczynki ani duzi chłopcy płaczem kalać się nie powinni.
Chłopcy mają zresztą w tej kwestii jeszcze bardziej pod górkę. Mamy bowiem głęboko zakodowane, że mężczyzni płaczą rzadziej niż kobiety. I choć faktycznie wyniki badań wskazują, że kobiety płaczą statystycznie częściej niż mężczyzni, to warto jednak pamiętać, że wyniki te dotyczą wyłącznie osób dorosłych. U dzieci proporcje są wyrównane tzn. dziewczynki i chłopcy płaczą z równie dużą częstotliwością i dopiero w okresie dojrzewania można zauważyć, że to właśnie przedstawicielki płci pięknej częściej zalewają się łzami [2]. Skąd te różnice między płciami?
Pomijając oczywiste aspekty kulturowo-socjologiczne hipotez jest tu co najmniej kilka – począwszy od tego, że kanaliki łzowe kobiet są mniejsze przez co w trudnych chwilach szybciej się z nich wylewa 😉 [3], poprzez różnice w poziomie hormonów (ot chociażby prolaktyna obecna w emocjonalnych łzach uderza dopiero w okresie dojrzewania, wcześniej jej poziom jest zbliżony u dziewcząt i chłopców), na tym, że mężczyźni mocniej się… pocą uwalniając w ten sposób niepotrzebne substancje z organizmu (czytaj to co chłop wypoci kobieta musi wybeczeć) kończąc.
I choć prawda jest taka, że badania nad ludzkimi łzami i wszystkim co z nimi związane są dopiero w powijakach w związku z czym brakuje nam definitywnych odpowiedzi, to mimo wszystko warto chyba tak na wszelki wypadek zdusić w sobie przemożoną chęć by z dziecięcymi łzami radzić sobie za pomocą gróźb, zawstydzania czy bagatelizowania. Być może kilkuletni dumny człowiek w obliczu takich argumentów wykona nadludzki wysiłek i zdławi łzy, otwarte jednak pozostaje pytanie czy takie siłowe zduszenie targających nim emocji rzeczywiście wyjdzie mu na dobre czy może jedynie ukoi nasze własne nerwy i mile połechce ego, że tak gładko poszło nam poskramianie ryczącej bestii?
I tak, ja doskonale rozumiem, że czasem w obliczu pochlipywania o „nic” człowieka aż nosi, ale przypomnicie sobie wtedy o hipotezie płaczących potem mężczyzn i od razu zrobi się wam weselej. A jeśli to nie pomoże, to pomyślcie o tym, że większość ludzi płacze dopiero wtedy gdy poczuje się bezpieczna. Gdzieś, choć nijak nie potrafię sobie przypomnieć gdzie, czytałam nawet o teorii głoszącej, że łzy emocji są tak bogate w białka, hormony, enzymy i tego typu substancje również po to by były bardziej lepkie i wolniej spływały po skórze twarzy, stając się dzięki temu bardziej widocznymi dla innych. Część naukowców uważa bowiem, że łzy służą wzmacnianiu więzi międzyludzkich, bo płacząc pokazujemy innym, że mamy problem z którym nie potrafimy sobie sami poradzić i potrzebujemy pomocy i ochrony – być może świadomość tego, że płaczą przy was, bo stanowicie dla nich ostoję bezpieczeństwa pomoże wam podejść do płaczu kilkulatka bardziej empatycznie i nie uciekać się do zawstydzania, gróźb czy bagatelizowania.
Kiedy Drugorodny stracił przytomność (klik) też nie płakałam. Przez caluteńkie 12 minut nie uroniłam ani jednej łzy, ale kiedy tylko usłyszałam, że Wirgiliusz otwiera drzwi ekipie pogotowia, łzy zaczęły mi lecieć ciurkiem. W obecności ratowników poczułam się bezpiecznie. Po raz drugi łzy poczułam w karetce gdy ratowniczka powiedziała:
„Już jest dobrze, słyszy pani?
Płacze.
Lubimy kiedy płaczą, bo to znaczy, że walczą.
Oddychają.
Żyją.”
Łzy są bardzo ludzkie. Jesteśmy jednym z nielicznych gatunków, o ile nie jedynym (!), bo to wciąż przedmiot naukowej debaty, który płacze łzami emocjonalnymi. Skończmy więc z zawstydzaniem dzieci kiedy zachowują się jak… ludzie i dajmy im raz na zawsze prawo do płaczu.
—-
Piękne zdjęcie przewodnie mamy dzięki uprzejmości i talentowi Basi – młodej mamy, która zostawiła korporację by realizować swoje marzenia i pasję do fotografii w Innerself Studio – możecie zajrzyjcie na jej stronę (klik) a nawet pokibicować talentowi Basi na jej profilu na FB (klik)
J.
Matko jedyna… Standardowy tekst, który słyszy moja starsza córka to „Nie płacz, bo KtośTam będzie się z ciebie śmiał”. Z dobrego serca nie napiszę od kogo. Wrrr… A ja od pewnego czasu mądrzeję, nie wściekam się i pytam czy mogę jakoś pomóc, czy chce się przytulić itd. I to działa. A nie zawstydzanie i ośmieszanie.
m_ysz_ka
O jaki fajny artykuł. I żeby to tak na każdym placu zabaw wywiesić i w przedszkolach porozdawać. A za każde „chłopaki nie płaczą” szczypać w tyłek 😉
Ostatnio syn lat 5 nagminnie zdziera sobie kolana. Jeden strupek na drugim. Raz zdarzyło się w przedszkolu „płakałem ale sam się uspokoiłem, nikt mi nie dmuchał ani nie całował kolana, stałem sam i było mi przykro”. Kiedy po kilku dniach zdarzyło się w domu to było bite 30 minut płaczu i lamentu, za obydwa razy. Po cierpliwym pocieszaniu, tuleniu, dmuchaniu dziecko zrobiło się bardzo spokojne, zrelaksowane i takie wesołe. I tak jest po każdym większym płaczu, jeśli go nie przerywam na siłę tylko jestem obok i tulę. Potem dostaję najwięcej buziaków i najpiękniejsze wyznania miłosne. Nie potrzebuję więcej dowodów, że płacz jest dobry 😉
Milka
Czasem mam wrażenie, że mój 20 msc syn płacze o wszystko (że trzeba ubrać pieluchę, założyć ubrania, umyć ręce, wsiąść do auta, zabrać z piaskownicy samochody). dobiło mnie to jak płakał przy układaniu klocków…jak mu pomóc, co zrobić (nie ukrywam, że zaczyna brakować mi cierpliwości). chcę być fajną mamą jak wszytskie blogerki, różne mądre kobiety… Jak mogłabym pomóc mojemu bobasowi, pewnie coś źle robię…
Marta
Hej, Ty jesteś dobrą mamą! Jeśli chcesz dobrze i się starasz, to jesteś 🙂 Serio wierzysz, że blogerki czy inne mamy nie robią nic źle? 😉
Alicja
Blogerki to najgorsze mamy, siedzą i klepią posty zamist się dzieckiem zajmować 😉 Jesteś fajną mamą bo się przejmujesz i starasz. Każdy z nas coś źle robi – słowo honoru.
BellyMummy
Kochana, sama mam 2latka, około 20miesiąca też był płaczliwy, takie dziecko już dużo wie i chce a nie wszystko umie wyrazić dlatego się stresuje i ma do tego prawo, Ty jako matka jesteś przy nim na wypadek jakby chciał się utulić, on to czuje że Ty przy nim jesteś, a nie jesteś nadczłowiekiem żeby się zawsze domyślić o co takiemu maluchowi chodzi. Ja zawsze jak mój ma płaczliwość, pytam czy coś boli, czy uszko, czy brzuszek, pytam czy chce się przytulić, nie, płacze dalej, trudno, siadam obok, mówię mama tu jest i nic więcej nie poradzę, teraz kiedy ma już 25 miesięcy już umie powiedzieć „mama idź” wtedy wiem że chce się wypłakać, potem przychodzi na kolana się przytulić, Jesteś dobrą mamą!!!
Milka
Dziękuę za miłę słowo, tego było mi trzeba! pozdrawiam
Dee
„Już jest dobrze, słyszy pani?
Płacze.
Lubimy kiedy płaczą, bo to znaczy, że walczą.
Oddychają.
Żyją.”
I ja się popłakałam, a potem odetchnęłam.
Dziękuję za ten tekst.
Łapię się na tym, że zdarza się, że oczekuję od mojego dwulatka reakcji adekwatnych do tych, jakie ja, dorosły człowiek, uważam za właściwe.
A potem uświadamiam sobie, że to dwuletnie Życie nie musi jeszcze.
I że to ja jestem od tego by wspierać, przytulać, cierpliwie znosić i pokazywać, że można tak, albo inaczej reagować na trudności.
Z Pani punktem widzenia, z którym czuję, że zgadzam się w wielu momentach, łatwiej będzie powściągnąć swoje złe emocje, by pomóc mojemu dziecku poradzić sobie ze swoimi.
o płaczu | Tosia i Tymek
[…] Sztuka płakania, czyli czy i kiedy płacz kilkulatków jest dobry. […]
Anna Kwiatek-Kucharska
Bardzo ciekawy tekst, niby wiadomo, że płacz jest ważny, ale warto sobie przypominać dlaczego. Dzięki za garść naukowych ciekawostek.
Pozdrowienia dla mistrzyni ciętej riposty 😀
Babs
swietny tekst! co prawda to prawda…ludzie sami nie wiedza jak sie zachowac w sytuacji kryzysowej, kiedy to mlode, ot tak, zanosza sie placzem w miejscach publicznych. Najczesciej spotykam sie z blyskawicznym cichaniem, potrzasaniem, podnoszeniem glosu, grozba a pare razy nawet z zatykaniem buzi a wszystko po to, zeby odwrocic od siebie wzrok ‚innych’ bo… co ludzie powiedza. Moze kiedys wyjdziemy na ludzi 🙂 pozdrawiam
Attis
Tylko „weltschmerz” a nie „weltshmerz” 😉
Melodia
Ale trafiłaś z tekstem. Dziś starsza odkąd odebrałam ją z przedszkola chlipie…
i u mnie młodszy jest bardziej płaczliwy 😉
Fanka
Na koniec się poplakalam. Dziękuję za kolejny mądry tekst
nobowiepani
Mnie tafia, gdy słyszę jak ktoś mówi do mojego dziecka by przestało płakać, bo NIE WOLNO! Choć ostatnio pani w tramwaju mnie zaskoczyła mówiąc: popłacz dziecko, to pomaga 🙂
Fajny tekst!
Mama Ewci
Wspaniale powiedziane, tj. napisane. Czasem to aż by się chciało wywiesić gdzieś tekst Pierworodnej – każdy „ma prawo płakać!”. Niezależnie, czy mamy rok, dwa, 30 czy 90 lat. A to niestety jakieś nagminne się robi, że tym najmłodszym i najstarszym odbieramy prawo do łez. Dziękuję za ten tekst.
Jola
Całkowicie zgadzam się z treścią (na szczęście zgodnie z nią wychowałam swoje dzieci), zachwyca mnie dodatkowo język artykułu! Uwielbiam poczucie humoru i takie „nowo-słowie” jak np. „nic-się-nie-stałowaniem i nie-ma-o-co-płakaniem”.
A a’propos płaczu… dawno, dawno temu, na obozie wędrownym z liceum, zaczął mnie boleć ząb. Bolał całą noc. Ledwie rana dożyłam. Rano poszukiwania dentysty w małym miasteczku na Mazurach. Dentystka próbowała go jeszcze leczyć (tak zdrowo wyglądał). Wytrzymałam 3 godziny z lekarstwem i oszalała z bólu wróciłam z kategorycznym – proszę rwać. Przez cały ten czas nie uroniłam ani jednej łzy. Ale gdy dentystka pokazała mi wyrwanego zęba do mojego mózgu dotarło – już nie będzie boleć! I wtedy się zaczęło! Jak się rozryczałam, to nie było takiej siły na świecie, która zdołałaby mnie uspokoić… Ryczałam bitą godzinę, nie patrząc na to, co może myśleć o mnie otoczenie i znajomi. Próbowałam się powstrzymać, ale się nie dało. Musiałam wypłakać całe swoje cierpienie i już! 😀
Michalina
Tęskniłam ! Świetny tekst (jak zawsze:))
MATKA :)
O jak ja lubię 😀 wydrukuję i rozdam ciotkom i babciom. Moje dziecko podczas tygodniowego pobytu u swojej babci miało wielką ochotę sobie pochlipać, na co babcia zawsze „nie płacz, nie płacz, bo babci serce pęka. patrz tam kotek, ciii o piesek idzie” itp. oczywiście piesek i kotek nie istniały. Dzieciak jeszcze bardziej rozdrażniony, bo babcia obiecała kotka a kotka tam nie było! Byle tylko babci serce nie pękło… Na nic się zdały moje prośby, żeby odpuściła, bo dziecko musi popłakać tak jak każdy człowiek, w jakiś sposób wyzbywa się złych emocji. „Nie, nie, nie, w moim domu dziecko nie będzie płakać”. Skończyło się na tym że syn wyjeżdżał roztrzęsiony, być może lekko zastraszony, wtulony we mnie i szczęśliwy że wraca do domu. A babcia na to , że pewnie chory będzie, on za malutki na takie podróże. I mąż opr dostał za to, że „jak tak można dziecko wychowywać! to jest chore! co Ty robisz! Ty nigdy u mnie nie płakałeś! ja was inaczej wychowywałam!” Ręce i cycki opadają. Mów do słupa… Babcia encyklopedia chodząca i matka najlepsza, co nigdy błędów nie popełniała. Nie wstydzę się kiedy moje dziecko płacze. To mały człowiek, który nie potrafi słowami wyrazić co czuje, co go boli, denerwuje. Ma prawo płakać kiedy chce 🙂 Dziękuje Alicjo!
Dorota
Ja Cie bardzo przepraszam, ale mój mąż się przyczepił do tego, że węższe kanaliki łzowe u kobiet powodują szybsze wylewanie się, bo nie szybsze, ale pod większym ciśnieniem… więc wlazłam w ten artykuł i mi sie z niego wydaje, że większe znaczenie ma długość tychże kanalików – mniejsza u kobiet, większa u mężczyzn. No wiem, że się czepiamy, ale czasem tak wychodzi… wybacz 🙂
Alicja
Tam generalnie powinno być mniejsze kanaliki łzowe tak w średnicy jak długości, natomiast że szybciej wylata to specjalnie tak napisane żeby być obrazowym bez wdawania się w szczegóły – to jak porównanie łez do siuśków 😉
Alicja
Aha i powiedz mężowi że w tym wypadku szybciej nie oznacza prędkości, tylko że szybciej w sensie czasoym się z nich wyleje 😛 tak jak masz małą miseczkę i dużą michę i nalejesz wody to z tej małej się szybciej wyleje 😀
Marysia
To ja też się czepię, jeśli już w taką mechanikę płynów wchodzimy 😛
Otóż niekoniecznie pod większym ciśnieniem, a właśnie szybciej. Oczywiście przy założeniu, że ilość łez do wypłakania jest taka sama (a to już chyba w tym miejscu robimy błąd). Jeśli ilość tych łez zmierzymy w m3/s, czyli to inaczej iloczyn prędkości i przekroju kanału, to wyjdzie nam, że przekrój mniejszy, to trzeba prędkością nadrobić.
A ciśnienie wynika z czegoś innego, a na ten temat akurat brak danych w tym artykule. Wynika z tego jaką „pompkę” mamy do dyspozycji i z tego jakie straty ciśnienia powoduje sam kanalik, czyli z jego długości, krętości, no i w ogóle budowy. A co więcej: Jeśli przyjmiemy, że mamy nie tylko taką samą ilość łez do wypłakania, ale też taką samą „pompkę” do łez, a kanalik różni się tylko przekrojem, to wtedy straty ciśnienia są większe w węższym kanaliku (bo większa prędkość), czyli łzy wypływają pod niższym ciśnieniem niż w szerszym kanaliku.
Ale to wszystko przy założeniu, że to natężenie przepływu łez jest takie samo u obu płci, co jest bez sensu wg mnie już na dzień dobry. No ale jeśli założymy, że faceci mają jednak mniejszą ilość tych łez, to w sumie już od razu wszystko jasne i niepotrzebne te wszystkie rozważania o budowie kanalików 🙂
Dziękuję za uwagę, przepraszam, że tak się mądrzę, ale poczułam się wywołana do tablicy tym komentarzem 😛
CHCĘ BYŚ WIEDZIAŁA - Mamine Skarby by Magda Jasińska
[…] P.S. Wiecie, że płacz dziecka pozwala „wylać z siebie” złe emocje ale tylko obecność i wsparcie emocjonalne bliskiej osoby mogą sprawić, by płacz przyniósł ulgę. Więcej na ten temat znajdziecie w naukowym artykule u Mataja (TUTAJ). […]
Jamama
DZIĘKUJĘ.
Dziś rycze od samego rana, rycze ja, moja cora i wspólnie tak mam się placze. Uciszalam Mała i siebie, bo jak to przy ludziach plakac. Ale nie będę, w końcu sytuacja ciężka (właśnie badamy się w szpitalu – swoja droga to chore czekac tydzien na jedno badanie )i dla niej i dla mnie i jakoś sobie że stresem poradzić musimy.
Marta Nefertari
Dziękuję za ten tekst. Ostatnio jest mi o wiele trudniej zachować cierpliwość w stosunku do prawie czteroletniego synka, którym targają ostatnio dość mocne emocje… Budzi się w nocy z płaczem (obstawiamy nocne lęki – dzięki lekturze o nich zaczęłam stosować zasadę albo przytulania i dawania poczucia, że jestem, albo wybudzanie, gdy naprawdę jest źle – wiem mniej więcej, o co chodzi, więc się tak nie denerwuję, a synek uspokaja), w ciągu dnia potrafi też „z niczego” się rozpłakać… I o ile staram się zachować spokój, po prostu być i wspierać, dać się wypłakać, o tyle to przestaje być dla mnie „proste” czy „zabawne”, gdy np. mąż rano spieszy się do pracy, a synek koniecznie chce z nim jechać (podwozi mąż go do przedszkola) albo gdy młodsza córcia (4 miesiące) dopiero co usnęła, a tu zawodzenie starszaka o „nic”. Wiem, że pewnie o coś, ale czasami nie jestem w stanie logicznie sobie tego wytłumaczyć i zaczyna brakować cierpliwości… Bo mąż już spóźniony, a hasło, że synek pójdzie z babcią pieszo, jeśli nie wyjdzie z tatą o odpowiedniej porze (czyt. próba dania wyboru i potem lekcja konsekwencji wynikających z tego wyboru) przynoszą jeszcze gorszy skutek… Bo córcia się obudziła i zanosi płaczem, bo brat płacze, a ona empatyczna… W takich chwilach mam szczerze dość, a że pojawiają się ostatnio częściej, coraz częściej brakuje mi już siły… Dzisiaj rano na moment straciłam cierpliwość i ubraliśmy buty w dość nerwowej atmosferze, z płaczem dziecka i moim zdenerwowanym uciszaniem włącznie. Co wtedy robić? Gdy nie ma za bardzo czasu na to, by w spokoju przytulać i czekać – czasem długo – na „wypłakanie się”? Mam z tym problem… 🙁
matka
No właśnie, przydałby się artykuł na Mataja.pl na ten temat – co robić w sytuacji, gdy rodzic traci cierpliwość? Wiem jak się zachować w czasie, gdy moje dziecko płacze (zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś w tym artykule). Ale co robić, gdy kilkulatek płacze po raz n-ty danego dnia, a rodzic akurat jest niewsypany/zmęczony/zestresowany itp. i nie ma siły słuchać już płaczu własnego dziecka? Ja miałam w sobie zawsze dużo cierpliwości do mojego high need baby, ale do high need child już czasem tracę siły (zwłaszcza, że w międzyczasie pojawiło się drugie dziecko). Takie artykuły pomagają znów wykrzesać z siebie trochę cierpliwości, ale jednak czasami niektórzy rodzice cierpią na jej deficyt… Pomóżcie 🙂
Pola - Odpoczywalnia
I ja generalnie zgadzam się z tym, co piszesz. Trzeba się czasem wypłakać i koniec i najlepsze, co możemy zrobić, to przytulić, pocałować i powiedzieć jestem przy tobie.
Ale. Mam czasem wrażenie, że takie własnie empatycznie podejście jakby… hmmm… wzmaga rozczulenie nad sobą? Na zasadzie „a, faktycznie jaki ja jestem nieszczęśliwy”
Np. Widzę, że synek jest nie w humorze i zgodnie z mądrymi radami Faber i Mazlish mówię :”Widzę, że jest ci smutno”. I wtedy następuje rozklejenie totalne i taka eksplozja żałości, jakbym mu własnie uświadomiła, że teraz właśnie ma płakać. No masakra, a zaznaczę, że jestem daleko przy tym od użalania się na zasadzie „ojejej, jaki jesteś biedny, i och to naprawdę straszne”
I wiadomo, że każdy ma prawo do złego humoru itd, ale kurde, czasem płacz powoduje wszystko – krzywo ustawiony stolik pod umywalką, nie taki kubek z wodą, klocek, który się źle ustawił…
An
Pola, tak przeczytałam Twój kom. I wydaje mi się to naturalne ze skoro zwróciłas uwagę na samopoczucie dziecka to ono w tym momencie pękło i pozwoliło sobie na płacz. Pamiętam z dzieciństwa ze tez tak miałam.
Zastanawiam się natomiast nad inną kwestią, czy próba odwrócenia uwagi gdy dziecko płacze jest ok? Czy dać się wypłacać? Mówię o rocznym dziecku i sytuacji typu coś zabolało. Też chyba nie chodzi o to żeby dziecko płakało za każdym razem jak stanie na klocek, ale czy to kwestia charakteru dziecka czy reakcji rodzica na zdarzenie? Czy rodzic ma realnie wpływ na to jak dziecko będzie reagowalo jak coś się stanie czy nie, czy dziecko obserwuje reakcjie i dostosowuje swoje zachowanie do niej? Np przewróciłem się, mama biegnie to zaczynam płakać. Czy dzieci nie są tak wyrachowane?
„Pani nie będzie nic robiła” – czyli skończmy w końcu z głupotami mówionymi dzieciom w przychodniach/szpitalach/punktach pobrań!
[…] do płaczu nawet się nie siliłam, bo mistrzowsko opracowały temat dziewczyny z mataja.pl w TYM […]
Ola
Często tracę cierpliwość do mojej trzylatki, która często nie płacze, tylko wyje. Takie opadające: Aaaaa!…. Aaaaa!…. Aaaaa!….. Aaaaa!….. I potrafi tak długo. I z bardzo różnych, powiedziałabym błahych powodów. A jak jest chora, to w ogóle masakra. Na pewno duży wpływ na tę „histeryczność” ma to, że od niedawna ma młodszą siostrę i dużo innych zmian w życiu. Wiem, że emocje ją przerastają, ale czasem naprawdę nie mogę tego znieść. Zwłaszcza kiedy np. wyje „zuuuupaaaaa!…. zuuuupaaaaaaa!…” kiedy jej tę zupę nalewam. I przyznaję się, że zdarzało mi się zostawić ją tak wyjącą albo powiedzieć „przestań krzyczeć” (o dziwo skutkuje). Pomyślałam też jednak (sądząc z różnych jej zachowań), że ona sądzi, że musi płakać, żebym ją przytuliła… Smutno mi się zrobiło. Zaczęłyśmy ćwiczyć komunikację (mówię za nią: „mamo, przytul mnie!” „mamo, pomóż!”, pytam: czy chcesz…, chwalę za wyartykułowanie prośby) i zaczęła mówić, że chce się przytulić albo żebym jej w czymś pomogła. I staram się więcej ją przytulać, bo przy niemowlaku gdzieś mi się to zgubiło…
W
Kwestia dotyczy odróżnienia płaczu emocjonalnego od… (Pani wymieniła – płaczu przy cebuli czy łez nawilżających)… od właśnie płaczu tzw. wymuszanego – czy jeśli i tu pojawiają się łzy, to mają one charakter podstawowy czy emocjonalny?
I co w sytuacji, gdy z tego „wymuszonego jęku” ;P pojawia się w końcu płacz najprawdziwszy?
Jak wspierać dziecko przy bolesnych procedurach medycznych?
[…] Jako rodzice mamy prawo towarzyszyć dzieciom cały czas, gdy przebywają w szpitalu. Nie dajmy sobie wmówić, że dziecko MUSI być poddane jakimś procedurom bez nas. Sama obecność bliskiej osoby jest kojąca i może być pomocna w zmniejszaniu odczuwania bólu. Poczytać o tym można szczegółowo na naukowo-życiowym blogu, o tu (klik) […]
Agata
O kurczę, przeczytałam i się popłakałam…
Katsumi
A ciekawe skąd łzy wzruszenia 😉