Jak wygląda przyjaźń po dzieciach?

Lundsay Gallat zdefiniowała ongiś dorosłą przyjaźń jako dwie osoby mówiące (piszące) w kółko i w kółko „ależ dawno się nie widzieliśmy, musimy się zdecydowanie częściej spotykać” i tak bez przerwy aż do czasu gdy jedna z tych osób… umrze. Strasznie mnie to wówczas rozbawiło swą trafnością, zwłaszcza, że ostatnio myśli me krążą dość intensywnie wokół dorosłej przyjaźni po dzieciach właśnie.

Tak się bowiem składa, że przez lata w gronie naszych znajomych to właściwie tylko my byliśmy dzieciaci, a już zwłaszcza dzieciaci tak licznie. Teraz jednak mamy prawdziwy baby boom i znajomi – zarówno ci z lat szkolnych, studenckich, jak i postudenckich masowo oczekują na pierworodne latorośle. Nie ukrywam, że jest to dla mnie bardzo ekscytujące – wszak oni dopiero teraz zrozumieją co nam w głowach gra i nić porozumienia będzie jeszcze większa, ale z drugiej mam pewność, że czasu na spotkania będzie mniej. Wszak nie ma to jak próbować umówić się na ciacho z inną dzieciatą parą – pewnym jest bowiem, że dzień przed planowanym miesiącami spotkaniem jak nie dzieci jednych, to drugich złapią jakąś gruźlicę lub inną szkarlatynę i tak w koło Macieju.

Dość jednak marudzenia – czas na konkrety – tak się bowiem składa, że od strony bardziej nazwijmy to naukowej, temat dorosłej przyjaźni po dzieciach po raz pierwszy zakiełkował w mojej głowie ponad półtora roku temu, na wakacjach. Zrelaksowana w otoczeniu zieleni i słonka, czytałam sobie wywiad w którymś z kobiecych magazynów. I zabijcie mnie ale nijak nie pamiętam kto bohaterem wywiadu był – wiem tylko, że człowiek ów wielce uczonym człekiem był i mówił o relacjach międzyludzkich. Z całego wywiadu najmocniej utkwiła mi jednak informacja o tym, że u małp które zostały matkami obserwuje się bardzo wyraźną redukcję w ilości kontaktów z innymi członkami społeczności. Małpy te zajmują się bowiem całymi dniami noszeniem bachorzastych, próbami ich ucywilizowanie czy też bardziej – umałpienia, karmieniem, ale przede wszystkim poszukiwaniem pożywienia coby laktację utrzymać i wygłodniałe małpiątko nakarmić, więc nie mają już za wiele czasu ani siły na frywolne „gadanie” i beztroskie iskanie z małpimi kumpelami z przedszkola.

Och jaką ja natenczas jedność z małpim rodem poczułam to wy sobie nawet nie wyobrażacie. Byłam bowiem wówczas jak ta karmiąca małpica – bez sił na jakiekolwiek pogaduszki poza rzuconym w eter do męża „papier toaletowy się kończy”. Nic więc dziwnego, że część moich ówczesnych znajomości spadła do piekielnego kręgu towarzyskiego znanego jako „sms raz na sto lat i tyle”.

Zresztą badania przeprowadzone nie tylko wśród małp, ale także wśród ludzi sugerują, że zaiste jest to dość powszechne zjawisko i wraz z pojawieniem się w naszym życiu dzieci, znika część dotychczasowych relacji z ludźmi, którzy są spoza kręgu rodzinnego. Dodatkowo są sugestie, że na obrzeża kręgu towarzyskiego spadają często głównie znajomi bezdzietni, ale też dzietni, którzy nie podzielają naszej filozofii wychowawczej.

Jakby dzieci było mało, okazuje się, że w kategorii życie towarzyskie miesza także wiek – szczyt naszej aktywności przypada bowiem gdzieś między 20 a 30 urodzinami, a potem sobie radośnie i bez trzymanki spada. Czemu? Powodów jest wiele – praca, ogarnianie domu i trochę więcej obowiązków niż wtedy gdy skończyliśmy studia to jedno, ale też wiele z nas dochodzi do takiego etapu w którym musi przyznać, że wiecznie młoda nie będzie, więc wszystko ulega przewartościowaniu i skupiamy się na tym co emocjonalnie jest nam aktualnie najbliższe, czyli zwykle dzieciach właśnie – piątek, piąteczek, piątunio owszem gdzieś tam nam się marzy jako imprezowy dzień, ale jak przyjdzie co do czego to najlepiej nam pod kocykiem, w piżamce i z książką i ukradkowym wsłuchiwaniem się w spokojny oddech latorośli. Inaczej też patrzymy na to czego od przyjaźni oczekujemy – przed dziećmi dla 90% kobiet przyjaciele to ci ludzie z którymi mamy spędzić rozrywkowo i fajnie czas. Po dzieciach dla większości kobiet ważniejsze staje się nie to czy z daną osobą możemy się dobrze bawić, ale to czy jest ona dobrym… słuchaczem.

Ale, ale – nie traćcie nadziei! Z tych samych obserwacji wynika, że im dalej w las tym będzie lepiej. Dzieci podrosną, a nam przybędzie zmarszczek i jak obiecują różne mądre głowy – nastanie kolejna era rozkwitu w naszym życiu towarzyskim. Może niekoniecznie w takim modelu na jaki napatrzyłyśmy się w serialu Seks w wielkim mieście czy innych Przyjaciołach, tylko bardziej życiowym, ale i tak mówią, że będzie fajnie 😉

Cóż jednak począć teraz? Teraz kiedy dzieci są małe, a my czasem czujemy się jakbyśmy żyli w totalnej izolacji od świata? Bo przecież niejednokrotnie tak właśnie się czujemy. Z ankiety przeprowadzonej wśród ponad 1300 mam wynika, że 60% z nich deklaruje, że mimo tego że w ciągu dnia bez przerwy wisi na nich mniejszy lub większy człowiek, a o samotności mogą generalnie tylko pomarzyć, to i tak czuje się… wyjątkowo samotnie. Jakby tego było mało aż 4 na 5 mam uważa, że nie ma w ich życiu wystarczającej ilości przyjaciół.

Co robią te kobiety w czasach w których trudniej wyjść przed chałupkę z dziecięciem w ramionach i spotkać inne bliskie nam mamy z naszej „wioski” by z nimi pogadać, pośmiać się, ponarzekać i powspierać, a czasem pokłocić? Cóż – 60% samotnych w życiu, pokonało samotność dzięki… sieci i to właśnie w niej znalazło przyjaźń, a co lepsze 1/3 matul udało się zamienić internetową przyjaźń macierzyńską w taką prawdziwą, żywą, rzeczywistą. Innymi słowy internet owszem czasem wpędza nas w kompleksy i frustracje, ale czasem zapewnia realną pomoc i wsparcie. Dlatego zawsze mi się cieszy papa gdy dostaję od was komentarze, że dzięki moim wpisom jeszcze nie zwariowałyście – zwłaszcza jeśli uzupełnione są o dopisek:

„I jeszcze dzięki czytelniczkom, które w swoich komentarzach utwierdzają mnie tylko w tym, że nie jestem taka beznadziejna ;)”

Abstrahując jednak od mojej radości z tego powodu – to pamiętajcie, że jeśli czujecie, że wasze życie towarzyskie osiągnęło poziom rowu mariańskiego, to nie jesteście sami – nawet małpice tak mają 😉 Ale nie ma się nad tym co skupiać – lepiej skupić się na tym co na danym etapie życia fajne. Bo po pierwsze ten etap życia szybko minie, po drugie nawet jeśli starzy znajomi się ulotnili, to nowy etap pozwala dzięki dzieciom poznać nowych, też fajnych. Bo wiecie – może to nie tylko dzieci, ale też wszystkie inne rzeczy jakie zdarzyły się w naszym życiu mają wpływ na aktualną sytuację towarzyską – jedno z holenderskich badań sugeruje bowiem, że generalnie co jakieś 7 lat połowa naszych starych przyjaciół zostaje wymieciona. Ale bez obaw – na ich miejsce przychodzą nowi. Też fajni.

A jak było u was z przyjaźniami po dzieciach? Pytam nie tylko ze względu na zmiany w rodzinach moich przyjaciół, ale też ze względu na maile w których na samotność się skarżycie.

Netherlands Organization for Scientific Research, 2009 Half Of Your Friends Lost In Seven Years, Social Network Study Finds
Wrzus i wsp., 2013. Social Network Changes and Life Events Across the Life Span:
A Meta-Analysis
Mom Central Consulting, 2009 survey

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

28 komentarzy

  • Odpowiedz 1 marca, 2018

    Ania

    Może i częstotliwość spotkań nie jest zbyt duża ale moja przyjaźń, dziesięcioletnia mniej więcej, wiele zyskała gdy u mojej przyjaciółki pojawiło się dziecko, a jeszcze więcej, gdy i ja dołączyłam do zacnego grona matek. Moja przyjaciółka, mimo licznych obowiązków związanych z opieką nad małoletnią i domem, znajdowała więcej czasu na napisanie sms’a, kilka miesięcy później ja zaszłam w ciążę i musiałam udać się na L4 więc miałyśmy w końcu czas na spotkania w poszerzonym gronie. Teraz ona wróciła już do pracy, ja „siedzę” na macierzyńskim i bardzo często do siebie piszemy, jest dla mnie ogromnym wsparciem i wiem, że zawsze znajdzie czas żeby coś poradzić albo po prostu ojojać 🙂 Ze spotkaniami już trochę gorzej no ale nie można mieć wszystkiego 😉 Także nasza przyjaźń weszła na nowy, lepszy etap. Do tego koleżanki dzieciate i niedzieciate, sąsiadki, grupy fb, Twój cudowny blog i człowiek nie czuje się samotny…no i całkiem niezły egzemplarz męża mi się trafił 😉 Tak sobie myślę, że w dzisiejszych czasach, jak się chce, to towarzystwo się znajdzie (kluby mam, spotkania chustowe, mleczne kręgi wsparcia, jest w czym wybierać) 🙂

    • Odpowiedz 2 marca, 2018

      Basia

      Oj, z tym ostatnim zdaniem nie mogę się zgodzić. Jak się mieszka w mniejszych miejscowościach to naprawdę jest ciężko znaleźć jakiś klub czy grupę wsparcia. Mieszkam w małej miejscowości na Śląsku (20 tyś mieszkańców, 30 km od Katowic) i „z okazji” przedłużającego się doła po porodzie, a mała ma już 5 mcy, szukałam ostatnio jakiejkolwiek grupy wsparcia czy klubu dla mam, cokolwiek byleby pogadać z kimś kto też „siedzi” w domu na macierzyńskim i nie ma nic. Musiałabym jechać do większego miasta a to akurat odpada gdyż jestem mamą przypiersiowego wyjca 😉 tzn. dziecko płacze przy karmieniu, odpycha się itp. (Któraś z was ma może taki problem?) Karmienie takiego egzemplarza przy innych mamach byłoby dla mnie koszmarem. A na spacerach w mojej okolicy trudno kogoś spotkać, może to ta pora roku…?

      • Odpowiedz 2 marca, 2018

        M

        Tez tak miałam w czasie karmienia w tym okresie (około 5 miesięcy). Byliśmy u doradcy, próbowałam roznych sposobów, aż przeszło całkiem samo. Myślę że w sumie to trwało jakiś miesiąc.

      • Odpowiedz 2 marca, 2018

        Ione

        Basia, u mnie tez synek odstawial straszne „sceny” przy piersi i przez pewien czas kazde karmienie bylo dla nas droga przez meke. Karmienie publiczne nie wchodzilo w gre. Nieraz przy tej mojej piersi plakalam i ja, i on. Zeby malego skutecznie nakarmic zaczelam nosic go na rekach, chodzic, spiewac i karmic – wszystko rownoczesnie! Zaczelo sie jak mial 2,5 miesiaca. Teraz ma 3,5 mies.i jest coraz lepiej, samo zaczelo przechodzic. Nie udalo mi sie namierzyc przyczyny jego zachowania, porada laktacyjna tez nic nie dala. Jedynie przyjaciolka wspierala mnie mowiac ze przy swoich dwoch synach tez przerabiala ten problem i tez samo przeszlo (przy jednym po 3 mies. A przy drugim po miesiacu). Wiem ze jest Tobie trudno, ale chcialam Cie pocieszyc i dac nadzieje, ze byc moze i u Ciebie niedlugo problem sam sie rozwiaze.

      • Odpowiedz 2 marca, 2018

        Małgosia

        Cześć Basiu ? też mieszkam na Śląsku ( 20 tys mieszkańców, 30 km od Katowic) ? mieszkasz może w Orzeszu? Mam córkę w wieku prawie 3 lat i synka 14 miesięcy, siedzę jeszcze w domu na zaległym urlopie wypoczynkowym ☺ także jeśli mieszkasz niedaleko możemy się umówić na spacer? Pozdrawiam

        • Odpowiedz 19 marca, 2018

          Basia

          Małgosiu, mieszkam w Bieruniu, do Orzesza mam jeszcze dalej niż do Katowic, a szkoda, bo z chęcią bym się spotkała ? Bardzo wam dziękuję dziewczyny za słowa wsparcia, dobrze wiedzieć że nie jest się jedyną z tego typu problemem. U nas to trwa mniej więcej od drugiego miesiąca życia aż do teraz (mała ma już prawie pół roku) i na okrągło słyszę od mamy/teściowej/ciotek: pewnie nie masz pokarmu, daj butelkę. Ech, z takim wsparciem to nie wiadomo czy śmiać się czy płakać ?

      • Odpowiedz 4 marca, 2018

        Malgosia

        Czesc Basiu,
        Tak sie sklada, ze rowniez mieszkam w małej miejscowości na Śląsku (20 tyś mieszkańców, 30 km od Katowic). Jestes moze z Orzesza? Siedze w domu na zaleglym urlopie wypoczynkowym. Mam trzyletnia corke i rocznego synka. Wiec jak mieszkasz niedaleko mozemy umowic sie na spacer 🙂
        Pozdrawiam

      • Odpowiedz 5 marca, 2018

        Kasia M.

        Ja jestem mamą byłego wyjca. Zaczęło się po 4 miesiącu, przeszło po 9 miesiącu. Przez te 5 miesięcy karmiłam wyłącznie leżąc na boku w zaciemnionym i wyciszonym pokoju, nie mogłam w tym czasie nic czytać, no w ogóle nic robić, a przede wszystkim z nikim rozmawiać. Przeszło samo, choć nie do końca, da radę już nakarmić bez zasłaniania okna, ale nadal karmienie w zatłoczonej kawiarni nie wchodzi w grę, mam ten sam problem ze spotkaniami „mamowymi”.

  • Odpowiedz 1 marca, 2018

    Dorota

    Hmmm… u mnie bardziej ograniczyły się właśnie relacje rodzinne i to bardzo. Mamy też dość chorowite dzieci. Ale mam przyjaciółki z którymi staram się raz na kilka miesięcy spotkać. Mamy częsty kontakt smsowy 🙂 Nie mam sił na imprezowe towarzystwo. Zresztą nigdy nie byłam zbytnio imprezowa

    • Odpowiedz 2 marca, 2018

      Basia

      Z tymi chorobami to racja – siostra mojego męża ma dzieci w tym samym wieku co ja, mieszka 15 minut samochodem od nas a widujemy się raz na 2 miesiące bo wiecznie któreś dziecko jest chore ;). Co do przyjaciółek sprzed ciąży to jest ciężko, co pare miesięcy, siedzę na tych spotkaniach jak na tureckim kazaniu, nigdy nie jestem w temacie i wszystko trzeba mi w skrócie tłumaczyć. A przyjaciółki też jakoś nie silą się na zrozumienie mojego położenia. Liczę że któraś w końcu zajdzie w ciążę 😉

  • Odpowiedz 2 marca, 2018

    Kasia

    A jamam fajnie, bo na naszym osiedlu jest mnostwo mlodych mam, ktore codziennie wychodza z dziecmi, wiec jest z kim pogadac ? a co do starych przyjaciolek z liceum, ktore widuje raz na pare miesiecy widze miedzy nami wiele roznic co do filozofii wychowania, wynikajacych pewnie z tego ze mieszkamy w roznych krajach i na dodatek ja juz jestem mama i to podwojna od 3 lat, wiec obecnie “jaraja” juz inne macierzynskie tematy niz je przy niemowlakach ? ale wsrod znajomych mamy tez kilka par z dziecmi, z ktorymi sie spotykamy w miare regularnie (jak nie szkarlatyna czy inna ospa?) i tak jest najfajniej ?

  • Odpowiedz 2 marca, 2018

    Sylwia

    Miło mi się przyznać, że jestem szczęśliwym wyjątkiem od tej reguły!

  • Odpowiedz 2 marca, 2018

    Karolina

    O, jaki aktualny dla mnie temat! Właśnie wczoraj wieczorem wzięło mnie na refleksje, jak to nam się zamarły wszystkie przyjaźnie i znajomości z czasów „przed dziećmi”. I tak smutno o tym myślałam, bo chyba gdzieś tam mamy wydrukowany taki schemat, że jak przyjaźń, to forever i jak przyjaźń, to bycie w nieustającym kontakcie. Natomiast po przeczytaniu tego artykułu trochę mi się raźniej zrobiło. Bo z częścią tych starych przyjaciół jeszcze się spotkamy, raz na rok nieraz, ale wciąż mamy o czym gadać i trudno się rozejść. Po drugie mocno odżyły kontakty z rodziną: z rodzicami, jeszcze żyjącymi dziadkami, z rodzeństwem. Po trzecie: mamy szczęście mieszkać na „młodym” osiedlu, gdzie większośc ludzi to młodzi rodzice, jak my i gdzie sieć kontaktów sąsiedzkich działa naprawdę fajnie. Ja mam swoją grupę najlepszych sąsiadek na Messengerze, to jest moja wioska: widujemy się na podwórku, gdy jest lepsza pogoda, czasem na kawie, a na co dzień po prostu nadajemy na komunikatorze. Śmieszne jest to, że chyba w pierwszym momencie żadna z nas nie nazywałaby reszty „przyjaciółkami”, tak silna jest u nas definicja przyjaźni jako takiego bardzo głębokiego związku. Ale może przyjaźń jednak nie jedno ma imię i jej postać też się zmienia z wiekiem? Albo w zależności od okoliczności? Może przyjacielem będzie i ten, kto wie o nas wszystko i do kogo możemy zadzwonić w środku nocy (dla mnie to chyba tylko mój mąż), i ten, z kim nam się po prostu miło gada na wspólne tematy bez zbędnej spiny i kto nas często poklepie po plecach i powie „rozumiem Cię, mam tak samo”?

  • Odpowiedz 2 marca, 2018

    Klaudia

    Jakoś mnie to podniosło na duchu. Czasami się mi wydaje, że chyba jesteśmy jedynym małżeństwem z dzieckiem w Krakowie, które ma czas przez weekend. Nawet nie wiem jak i kiedy jakoś wszyscy znajomi odeszli w siną dal. Mam jedną przyjaciółkę którą znam 30 lat! i mieszka w Londynie. Piszemy do siebie praktycznie codziennie. Ona nie ma dzieci, ja mam dwulatka i nic to nie zmieniło. Jedni znajomi wykreślili nas ze swojego życia. Po prostu któregoś dnia przestali odpowiadać na nasze telefony, smsy, wszelkie próby kontaktu. Było to niedługo po urodzeniu się małego. Sami nie mają dzieci, mówili że się starają, ona już jest po 40-tce, więc może za bardzo ich bolał widok niemowlaka? Przyjaciółka ze studiów związała się z ponad 20 lat starszym facetem, który niestety 2 lata temu zmarł na raka. Starałam się ją wspierać, nie odbierała telefonów, więc słałam liczne smsy. Nie poinformowała mnie nawet o pogrzebie. Teraz co weekend urządza imprezki dla znajomych i rodziny zmarłego partnera, ma synka 6 letniego. Dla mnie nie ma miejsca w jej życiu. Takie smuteczki 🙁 Czasem mi brak, żeby kogoś odwiedzić, wziąć małego ze sobą i pojechać gdzieś i pogadać o wszystkim i o niczym. Bardzo pomaga mi również internet. Czasami youtube to jak namiastka spotkania się z przyjaciółką 😀 Dobrze wiedzieć, że nie jestem sama. Czasami wątpię czy jeszcze kiedyś trafi się mi w życiu jakaś przyjaźń, bo im jestem starsza tym mi się to wydaje trudniejsze. Jestem introwertyczką co nie ułatwia życia

    • Odpowiedz 2 marca, 2018

      Beata

      Hej Klaudio, mieszkam w Krakowie i również mam dwuletniego synka. Jeśli miałabyś ochotę się spotkać, pogadać, to daj znać:) mój adres mailowy to ata137@o2.pl 🙂

  • Odpowiedz 2 marca, 2018

    Ania

    Właśnie od dłuższego czasu zastanawiam się jak to jest z tą”dorosłą” przyjaźnią? Czy jest jeszcze szansa się z kimś zaprzyjaźnić jako człowiek dorosły już, gdzie szukać i jak znaleźć? Jestem mamą trójki dzieci i moja najstarsza pociecha ma swoją ukochaną przyjaciółkę z przedszkola. Tak się poskładało, że z rodzicami się świetnie dogadujemy i czasem nawet uda się spotkać. Natomiast mam takie wrażenie, że ja, jako ta bardziej spragniona nowej przyjaźni, staram się to wszystko utrzymać. Bo z ich strony mało jakoś inicjatywy. Tak bardzo całą swoją uwagę koncentrują na jedynej córce. Nawet mam takie wrażenie, że jak już dziewczyny podrosną, pójdą do innych szkół lub przestaną się lubić, to ta nasza „przyjaźń” też się skończy. I tak mi jakoś przykro.
    A co do tematu przyjaźni z przed dzieci, o jakiś tam ułamek pozostał. Ale z tymi bezdzietnymi czasem ciężko na jeden tor wjechać z tematem do rozmów i rodzajem radości i problemów. A z tymi dzieciatymi to faktycznie, ze trzy miesiące w roku są takie, że absolutnie wszyscy zdrowi i można się spotkać. Czyli ogólnie rzadko 😉
    Ktoś kiedyś też podzielił, że zanim masz dzieci spotykasz się z tymi których lubisz, a jak masz dzieci to spotykasz się z tymi których lubisz mnie, ale też mają dzieci. Bo przynajmniej te dzieci się sobą zajmą…i wtedy też w sumie jakieś nowe przyjaźnie się zacieśniają.
    Sorry za przydługawy komentarz… musiałam się gdzie wyżalić 😉

  • Odpowiedz 4 marca, 2018

    Sylwia

    Ja myślę, że dużo zależy od tego, na czym ta przyjaźń się opiera, np. od około 15 lat mam dwójkę najlepszych przyjaciół. Ja mam z mężem 2 dzieci. Przyjaciel nie ma dzieci i jest singlem, ale przez te wszystkie lata spotkaliśmy się parę razy w miesiącu żeby obejrzeć jakiś film, zrobić grilla, pograć na kompie a ostatnio gramy w planszówki. Dzieci nie mają wpływu na tą przyjaźń. Za to z przyjaciółką było inaczej. Chodziłyśmy razem do liceum, na studiach razem mieszkałyśmy, ale gdy pojawiło się u niej pierwsze dziecko, to kontakt się nam urwał na parę lat… Kiedy udało nam się go odnowić, ona miała już 2 dzieci a ja 2 koty 😉 Więc ona opowiadała mi co tam te dzieci wyprawiają, a ja jej na to, że to tak jak moje koty 😀 Nie rozumiała jak mogę koty do dzieci porównywać, aż do momentu kiedy to ona przygarnęła kota, haha. Potem ja urodziłam dziecko i już kontakt był lepszy, więcej wspólnych tematów, rozumiałyśmy się doskonale. I od tego czasu nam ta nasza przyjaźń kwitnie ^^.

  • Odpowiedz 4 marca, 2018

    Beata

    A ja mam inne doświadczenia. Mamy znajomych którzy nie mają dzieci ale nie przeszkadza im nasza córka. Spędzamy razem wakacje i weekendy mimo że mieszkamy daleko od siebie. Moja przyjaciółka mimo że bezdzietna też znajdzie czas parę razy w miesiącu żeby wpaść wypić kawę i polecieć dalej;) I mimo to że nie mamy z kim córki zostawić to też udaje się żeby mąż pojechał na ryby, a ja czasami wyszła na ploty, bo on równie dobrze się nią zajmuje. Uważam, że my same zamykamy się w tym domu z dziećmi, bo nikt tak nie uśpi jak mamusia…

    • Odpowiedz 4 marca, 2018

      Pati

      Zgadzam się bardzo z ostatnim zdaniem 🙂

    • Odpowiedz 5 marca, 2018

      Angelika

      Moja siostra ma 9msc synka,nie jest na piersi. Chciałam ja wyciągnąć do kina ale mogła tylko o 13 bo nikt go nie umie nakarmić i wieczorem nie dadzą rady….a mieszka z facetem i teściowa.

  • Odpowiedz 4 marca, 2018

    Dorota

    Dla mnie pojawienie sie dzieci bylo czasem weryfikacji wielu znajomości i dbania o te, które są faktycznie budujące dla obu stron. Ale przede wszystkim desperackiego poszukiwania znajomości z osobami w podobnej sytuacji:) Po okresie samotności po urodzeniu pierwszego dziecka dużo energii włożyłam w zadbanie o relacje z innymi mamami- teraz są z tego świetne przyjaźnie, z których wszystkie bardzo czerpiemy. Polecam zmierzyć się z samotnością w macierzyństwie!

  • Odpowiedz 5 marca, 2018

    Angelika

    A ja miałam jedną przyjaciółkę ale wyjechała na studia i kontakt się urwał juz dawno temu a przyjaznilysmy się 13lat.
    Nie mam przyjaciółek ale parę znajomych,prawie wszystkie z dziećmi a jak nie mają to lubią i dzieci im nie przeszkadzają. Czasami umawiamy się a później nic nie wychodzi ale widzimy się raz na jakiś czas,na jakąś kawę. Łatwiej,wiadomo latem bo mniej dzieciaki chorują.Chcialabym mieć przyjaciółkę ale nic na siłę,często widzę ze jak ja się nie odezwę to niestety cicho,do mnie też nikt nawet SMS nie napisze.A tez mam dziecko,prace a potrafiłam zapytać głupie „Hej,co tam?”. Ale mam swojego faceta, dziecko,niedługo drugie wiec nie narzekam.

  • Odpowiedz 5 marca, 2018

    Algo

    A ja myślałam, że to tylko ja taką samotna się czuję. Nawet mi się trochę lepiej zrobiło 🙂 w czasach na macierzyńskim, kiedy spotykałam inne pchające wózki było spoko. Ale po powrocie do pracy, gdzie mam mały kontakt z ludźmi plus mieszkanie na odludziu jest dosyć dołująco. Internet to jedyne okno na świat.

  • Odpowiedz 6 marca, 2018

    Justyna

    U mnie się stała rzecz „śmieszna” – już jako „dwu-dzieciata” odzyskałam (po 10 latach ciszy w eterze) 2 przyjaciółki z dawnych lat, obie niedzieciate i nawet dzieci nieplanujące, żeby było śmieszniej 🙂 Poza tym trochę ludzi też odeszło, trochę zostało… Ale zawsze można wejść na Mataja i się dowartościować ;p

  • Odpowiedz 8 marca, 2018

    chocolate_puma

    Od strony praktycznej w utrzymywaniu kontaktów mi osobiście pomaga bezprzewodowy zestaw słuchawkowy. Dzięki niemu mniej znajomych wpada do kręgu „sms raz na 100 lat”, a więcej do „rozmowa telefoniczna raz na tydzień przy okazji opieki nad dziećmi czy obowiązków domowych”. Długie trzymanie telefonu przy głowie nie służyło mi już w czasach panieńskich, a teraz bez wolnych rąk ani rusz. Z zestawem mogę swobodnie budować wieżę z klocków i rozmawiać z koleżanką bez poczucia unieruchomienia i „straty czasu” (bo mogłabym, np. akurat zapragnąć na mopie polatać, a tu nie mam rąk). Żałuję jedynie, że nie namówiłam jeszcze na niego niektórych moich znajomych, bo domyślam się, że dla nich taka tradycyjna rozmowa byłaby uciążliwa.

    Czy naprawdę przyjaźnie po dzieciach czy przed umierają śmiercią naturalną? Czy aby nie przez wybór, zmianę priorytetów, zaniedbanie? Owszem, czasu mniej i trudno myśleć o pielęgnacji przyjaźni, kiedy jedyne, o czym marzysz, to pielęgnacja resztek zdrowego rozumu i nieprzerwana chociaż jedna godzina snu, ale podtrzymanie przyjaźni w dalszym ciągu pozostaje wyborem i naszą odpowiedzialnością. Mogę napisać sms-a, że jest ciężko, że potrzebuję czasu na dojście do siebie, ale jak już tam choć trochę dojdę, można przyjaźń reaktywować. W innej formie, ale popracować nad nią, a w zasadzie wrócić do tej drugiej osoby na tyle, na ile możemy, bo to chyba nie o samą abstrakcyjną relację i korzyści z niej płynące chodzi, a o drugą osobę. Nie musi być całym naszym życiem i nie będzie, ale można wykazać troskę o nią, o to, czym żyje, co ją zajmuje, boli. A niekoniecznie tylko, co tam słychać i czy dzieci zdrowe. Przyjaciel to cały kosmos, a my pytamy, czy dzieci gile mają 😉 Jasne, to też ważne, ale ja lubię wspólnotę myśli, a dopiero na 10. miejscu relację z kupek i zupek czy stanu zdrowia.
    Form kontaktu jest wiele: może być mail nocną porą pisany, sms przelotny i zwykle mało znaczący czy ta rozmowa wreszcie najcenniejsza (kiedy spotkanie w cztery oczy niemożliwe), szczególnie kiedy wiemy, że ktoś z chorymi dziećmi uziemiony czy że pewnie mu ciężko z innych powodów.

    Na samotność polecam też dociekliwość, szukanie pożywki dla mózgu w internetach chociażby, bo w morzu gniotów trafiają się perełki, jak np. poradnik parentingowy Korczaka sprzed 100 lat („Jak kochać dziecko?”, pdf dostępny bezpłatnie na stronie Rzecznika praw dziecka), zaskakująco trafny, trochę poetycki, a mimo to zdroworozsądkowy, napisany z dystansem. Przy karmieniu zawsze znajdę chwilę na poczytanie smartfonów, TV-nianią też nie pogardzam, bo zdrowy rozum sobie cenię.
    Wyznaczam sobie też cele artystyczno-społeczno-naukowe (dobra, zakupowe też), których zwykle nie realizuję, ale zapał podtrzymuje chęci do życia w ogóle.

    Z zajęć dla matek, tfuu! znaczy dla dzieci, też korzystam, jak się trafi kilka dni przerwy od choroby. Aktywnie poszukuję też sąsiadek na urlopach macierzyńskich i wychowawczych. I tak to.

  • Odpowiedz 21 marca, 2018

    MP

    Nam się trafił bardzo towarzyski egzemplarz którego ciągamy po wielu spotkaniach wśród starych znajomych, wspolnych wyjazdach czy nawet małych wycieczkach rowerowych. Do tego stopnia, że dostał własną małą karimtę, bo głupio już było któryś raz go kłaść spać na kilku kocykach gdzieś w cichym kącie lub pod stołem ?.
    Ciekawe jaki będzie drugi… Więc na razie korzystamy i spotykamy się z kim tylko się da. Gorzej że wiele planów psują jakieś krztusce, rota i inne (ś)wirusy po obu planujących spotkanie stronach. Ale ostatecznie zawsze uda nam się spotkać choć czasem trzeba mieć cierpliwość.

  • Odpowiedz 5 kwietnia, 2018

    Zośka

    Temat bardzo prawdziwy. U mnie koniec przyjaźni nastąpił wcześniej. Na studiach o dziwo. Każdy gnał po zajęciach do pracy. Jedynie w przerwach między wykładami – często kilkugodzinnych – miło spędzaliśmy czas. Każdy był z innego krańca kraju po studiach większość wróciła do siebie lub pojechała „za chłopakiem”. Tak to był „babski” kierunek. Ja też wróciłam do rodzinnej miejscowości choć po 8latach. Niemal wszystkie koleżanki licealne były za granicą – trafilo na bum emigracyjny – lub kontakt się urwal i to tak na amen.
    Praca zawsze była w sąsiednim mieście, czyli dojazd. Zresztą większość dojeżdża więc żadne piwko po pracy nie wchodziło nigdy w grę.
    Obecnie czuje się obca w swoim rodzinnym mieście – bardzo to przykre byc obcym u siebie.
    Wychodząc do miasta nie spotykam juz ani jednej osoby która znam, z którą mogłabym nawet chwilę na chodniku zagadać o pogodzie.! Ale zazdroszczę mijanym grupkom chichoczacej młodzieży. Zazdroszczę też tym którzy zamiast robić studia i karierę nigdy nie wyjechali na 8lat wyrywając samych siebie z korzeniami ze swojej małej społeczności. Cóż może sama jestem sobie winna. Miałam ofertę pracy w tym miasteczku ale stabilizacja i finanse kiepścizna. Czasem myślę że trzeba było brać, byle nie być tak obcym.

    Obca jestem też naturalnie w mieście gdzie pracuje. Latwiej może by było gdybym tam zamieszkała. Ale Miasta nie lubię nie chce tam mieszkać, wolę miasteczko z lasem za oknem. Zresztą tu mam rodziców którzy odbiorą dziecko z przedszkola kiedy będę miec drugą zmianę a mąż znow na wyjeździe. Przeprowadzka nie wchodzi w grę.

    Ale przykro że nie ma nawet z kim wypić kawy. Próby zaproszenia koleżanek z pracy na miasto nie wypalały – każdy prowadzi auto i spieszy się do domu. Wyrażały chęć wpaść do mnie na „wieś” na weekend ale na tym się kończyło. Na chęci. W bloku pełno młodych kobiet ale plac zabaw pusty. Nawet tu nie ma jak kogoś poznać. I tak już parę lat.

    Teraz siedząc w domu drugi miesiąc na chorobowym piszą do mnie czasem tylko 2 koleżanki z pracy. Początkowo odzew był większy a teraz…. Eh. Nawet jak do kogoś zagadać to odpiszą ze dwa lakoniczne zdania i tyle. Pewnie gdy minie jeszcze więcej czasu i dziecko się urodzi telefon całkiem zamilknie. Beda wogole pamiętać o moim istnieniu za rok po macierzyńskim? Czasem watpie. Czasem boje się myśleć jak to będzie w przyszłości. Czy jeszcze bardziej samotnie?
    Jest jeszcze licealna koleżanka z Londynu. Piszemy rzadko ale jakość tych rozmów jest super. Raz w roku uda się nam spotkać. Może to i tak dużo??

  • Odpowiedz 4 września, 2019

    Kasia

    U mnie macierzyństwo zweryfikowało przyjaźnie, nie wiem czemu szczególnie damskie… Tak o 50%. Co najśmieszniejsze ostala mi się 1 przyjaciółka, jest daleko ode mnie, ale ze wszystkim jesteśmy na bieżąco… I co ciekawe ona jest właśnie niedzieciata ? za to zawiodłam się na „przyjaciółkach” , które byly bliski i byly blisko. Kiedy zostałam matka stałam się dla nich niewidzialna.

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj Ione Anuluj pisanie odpowiedzi