Dobro wraca – prosty sposób na lubiane i szczęśliwe dziecko

Czego chcą rodzice dla swych dzieci? Przede wszystkim by były szczęśliwe, dobre i tworzyły fajne relacje z innymi ludźmi aka było lubiane. Nie, nie wymyśliłam sobie tego – tak wychodzi z badań. Temat jest dla mnie podwójnie ciekawy, bo ostatnio bezustannie trafiam na artykuły związane z prześladowaniem dzieci przez dzieci. Takie wiecie, przerażające wieści o tym jak w dobie social mediów, dzieciaki potrafią sobie uprzykrzać żywot, znacznie bardziej niż miało to miejsce w czasach naszej młodości. Kiedy o tym czytam, zwykle czuję fizyczny ból, który wynika nie tyle z wybujałej empatii, co z obawy o los moich dzieci. W końcu one też pójdą do szkoły, też mogą trafić na grupę rówieśniczą, która skaże ich na ostracyzm, ba, one mogą przecież potencjalnie być tymi gnębiącymi – to wszystko mnie autentycznie przeraża, dlatego często myślę o tym co jeszcze mogę zrobić by takim sytuacjom zapobiec.

Dlatego dziś kilka słów o badaniu, które przeprowadzono w 19 klasach obejmujących ponad 400 kanadyjskich uczniów w wieku 9-11 lat. Badanie prowadzono przez 4 tygodnie w trakcie których części dzieciaków zlecono by w ciągu tygodnia przynajmniej 3 razy popełniły „akt dobroci”, części zaś powiedziano by w ciągu tygodnia odwiedziły 3 dowolnie wybrane miejsca – takie, których odwiedzenie sprawi im przyjemność.

Jakież to dobre uczynki popełniali mali uczestnicy badania? Ano były to małe uprzejmości na miarę dziecięcych możliwości, czyli uczynki typu – poniesienie komuś zakupów, przytulenie i pocieszenie mamy gdy wróciła zestresowana z pracy, podzielenie się swoim drugim śniadaniem z dzieckiem, które było głodne itd. Z kolei grupa „turystów”, która miała odwiedzić w każdym tygodniu 3 dowolnie wybrane miejsca – odwiedzała centra sportowe, dziadków, galerie handlowe i inne tego typu przybytki.

Uczestnicy badania regularnie zdawali „raporty” ze zleconych aktywności, a dodatkowo przed rozpoczęciem i po zakończeniu badania analizowano m.in. poziom ich szczęścia i satysfakcji z żywota. Równocześnie dzieciakom rozdawano listy z nazwiskami wszystkich kolegów i koleżanek klasy, na których każdy miał zaznaczyć dowolnie wybraną ilość tych dzieciaków z którymi „chciałby spędzać czas/uczestniczyć w aktywnościach szkolnych”.

Po zakończeniu badania okazało się, że poziom radości i szczęśliwości podniósł się porównywalnie w obu grupach – nie tylko tej, która odwiedzała dla swej przyjemności fajne miejsca, ale też w tej, która robiła coś dobrego i miłego, nie dla siebie, a dla innych. Ale co najciekawsze – po zakończeniu eksperymentu to ci uczestnicy badania, którzy zostali przydzieleni do grupy „aktów dobroci” częściej byli wskazywani przez swoich rówieśników jako te dzieciaki z którymi fajnie jest uczestniczyć w aktywnościach szkolnych i spędzać czas. Innymi słowy to dzieci, które popełniały dobre uczynki uzyskały więcej „nominacji”, czyli stały się popularniejsze, bardziej lubiane/akceptowane przez rówieśników i zyskały więcej przyjaciół.

Badanie to sugeruje zatem, że zachęcanie dzieci do robienia czegoś dobrego dla innych jest dobre także dla czyniącego dobro, bo zwiększa nie tylko poziom radości z żywota, ale też popularność wśród innych. To zaś może mieć przełożenie na to jak dziecię będzie postrzegało i traktowało… innych, wiemy bowiem z badań, że jeśli dziecko w latach poprzedzających okres dojrzewania, jest lubiane i akceptowane przez rówieśników, to w wieku nastoletnim wykazuje mniej zachowań wykluczających (typu gnębienie), a więcej takich, które są otwarte na innych. Wtedy tacy inni czują się akceptowani, więc mogą wykazywać mniej zachowań wykluczających i… spirala fajnych rzeczy nakręca się sama.

Że niby truizm straszny i mogłabym o czymś mniej oczywistym napisać? Może i straszny, ale sami powiedzcie czy nie czujecie się teraz zmotywowani podwójnie do pogadania z dzieciarnią o tym co dobrego udało im się ostatnio zrobić dla innych, a przede wszystkim modelowania fajnych zachowań poprzez zwrócenie uwagi na to ile aktów dobroci sami popełniacie tygodniowo albo dziennie? No właśnie 😉

Czyńmy więc dobro, dla siebie, innych i tych małych, dziecięcych karypli. Wiecie, że już połtoraroczne pachruście z werwą i pasją wykazują akty zachowania altruistycznego i to bez oczekiwania na nagrody, oklaski, chwałę czy cokolwiek bądź? Dbajmy o to by to w nich nie zginęło. Zwłaszcza, że jak sugeruje powyższe, to chyba jedna z niewielu rzeczy na świecie, która jest altruistyczna i egoistyczna jednocześnie.

Layous i wsp., 2006. Kindness Counts: Prompting Prosocial Behavior in Preadolescents Boosts Peer Acceptance and Well-Being

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

5 komentarzy

  • Odpowiedz 9 sierpnia, 2018

    Mania

    Love :-* Fajny tekst i fajne badania!

  • Odpowiedz 9 sierpnia, 2018

    Jedrzej

    Ameryki nie odkryli. Od wieków jest to zapisane w Starym i Nowym Testamencie!

  • Odpowiedz 10 sierpnia, 2018

    Katiusza

    Jak we mnie wybrzmiewały te same obawy niemal na poziomie lękowym, a tu taka wartościowa wskazówka!
    Ja widzę w tej koncepcji jeszcze jeden wymiar: ci, co czynią dobro, będą też z pewnością mniej skłonni, żeby uciekać się do bullyingu i dokuczania. Poczują się ze sobą lepiej w tej pierwszej wersji i będą bardziej skłonni robić to, co podnosi ich poczucie własnej wartości lub samoocenę.

  • Odpowiedz 11 sierpnia, 2018

    Marta

    O zdolności do altruizmu u małych dzieci – moja córeczka przed 2. urodzinami przyrżnąwszy mi kiedyś z główki w zęby, widząc mój wyraz twarzy i łzy z bólu, podmuchała i pocałowała w bolące mnie miejsce, choć ją też musiało boleć. A jeszcze lepsze – w czasie jednej z wielu kryzysowych chwil (dziecko marudzące, nie współpracujące i ciągle czegoś chcące, nie dające czasu na sen, jedzenie, a nawet siku) usiadłam na podłodze i wymamrotałam z bezradnością „Niech mnie ktoś przytuli…” – w odpowiedzi na co ta przyczyna kryzysu podeszła i zarzuciła mi łapki na szyję 🙂 I nie że mam taki wyjątkowy egzemplarz, wszelkimi typowymi dla dwulatków sposobami jednocześnie daje w kość jak wszystkie 😉

  • Odpowiedz 7 września, 2018

    asandris

    Jak na moje, to takie badanie na Kanadyjczykach jest mało wiarygodne. Stereotypy stereotypami, ale tam jest inna kultura jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie 😉

Leave a Reply