Czy edukacyjne zabawki dla niemowląt faktycznie edukują?

W kategorii blogowa rekinica biznesu to ja mam raczej marne szanse gdyż albowiem jestem znana z radosnego wyśmiewania minimalistycznych, naturalnych, skandynawskich i innych -awskich zabawek za miliony monet. Znaczy generalnie nic do nich nie mam poza tym milionem monet i wciskaniem ich na siłę w jakieś górnolotne filozofie. Wszak dzieci kawałkiem drewna bawiły się wyśmienicie od wieków – nawet kiedy rodzice nie wiedzieli, że to sensoryczne i edukacyjne ze wszech miar.

Dziś za to uczepić się chciałam drugiego krańca branży zabawkowej dla niemowląt, czyli grająco-świecących cudów techniki do których często łatka „edukacyjny” jest przyklejona, bo jak prawda, na grajku takim czerwony knefel naciśniesz, to grajek mówi red i to jest właśnie ta edukacyja na całego. I choć spora część rodziców jest sceptyczna wobec edukacyjnych walorów grajków, to zwłaszcza w okresie przedświątecznym, spora część wpada też w amok pod tytułem „o jeny a nasze dziecko nie ma takiego grajka, ale z nas parszywi rodzice, ograniczamy dziecku możliwości, kupić znaczy grajka trza”.

Szczęśliwie naukowcy z Uniwersytetu Północnej Arizony postanowili wziąć tego typu zabawki pod lupę. W tym celu zwerbowali rodziny z dziećmi w wieku od 10 do 16 miesięcy i wręczyli każdej z nich trzy zestawy zabawek składające się z:

  • zabawek typu elektronicznego – zabawkowy laptop, mówiąca farma, zabawkowy telefon komórkowy. Zestaw ten został wybrany ze względu na to, że w reklamach zabawki te były przedstawiane jako promujące rozwój umiejętności językowych u dzieci w badanym przedziale wiekowym
  • zabawek tradycyjnych – drewniane puzzle, sorter kształtów, gumowe klocki z obrazkami – wszystkie, podobnie jak powyższe zabawki elektroniczne, kręcące się tematycznie wokół kolorów, kształtów i zwierzątek
  • pięciu książek dla maluchów, których motywami przewodnimi również były zwierzęta na farmie, kolory lub kształty

Z tymi zestawami rodziny zostały odesłane do domu, gdzie w trakcie piętnastominutowych sesji zabawowych były podsłuchiwane przez naukowców. Okazało się, że trakcie zabawy zestawem zabawek elektronicznych promowanych jako edukacyjne w obszarze mówienia – rodzice używali mniejszej ilości słów, rzadziej odpowiadali dziecku, używali mniejszej ilości słów związanych z tematyką zabawy (zwierzęta, kolory, kształty), rzadsze też były wymiany zdań, słów czy innych wokalizacji (zwroty konwersacyjne) między rodzicem a dzieckiem, a same dzieci rzadziej wokalizowały.

Innymi słowy w trakcie zabawy grająco-święcącymi zabawkami rodzice pozwalali „gadać” zabawce, tymczasem póki co nie dysponujemy badaniami, które pokazywałyby że niemowlęta i tak małe, jak uczestniczące w badaniu, dzieci są w stanie nauczyć się języka/słów z interakcji innego typu niż bezpośrednia interakcja z drugim człowiekiem. Jest tym bardziej niepokojące, że – jak piszą w publikacji autorzy – choć rodzice są zachęcani do tego by czytać i bawić się z niemowlętami w bezpośrednich interakcjach, to równocześnie są bombardowani reklamami „edukacyjnych” zabawek, które mają czynnie wspierać rozwój umiejętności językowych u bardzo małych dzieci, w tym także niemowląt. A jako że w gąszczu tego wszystkiego nie każdemu rodzicowi łatwo się połapać, to mimo że zabawki te są zwykle dość kosztowne, wiele osób inwestuje w nie licząc na ów efekt edukacyjny.

I pal licho jeśli zabawka ta jest jedną z wielu form zabawy z maluchem – bo choć jej walory edukacyjne są wątpliwe, to pewnym jest, że potrafią one jak nic innego zająć małego człowieka na dłużej i są w tym bardzo efektywne (wszystko przez to, że dźwięki i światełka powodują u małego człowieka reakcję orientacyjną). A w końcu każdy rodzic potrzebuje czegoś, dzięki czemu może zyskać chwilę oddechu na wypicie w spokoju kawy/herbaty. Wtedy takie grająco-świecące ustrojstwo może działać zbawiennie dla zmęczonego i zestresowanego rodziciela, pozwalając mu zebrać siły i myśli do dalszych interakcji z maluchem. Gorzej jeśli zawierzymy edukacyjnym walorom elektronicznych grajków na tyle mocno, że stanie się to kosztem innych zabaw i interakcji, uznając, że wszak to właśnie ta jest najbardziej rozwojowa i to ją trzeba „cisnąć”.

Ważne jest zatem to, by zdać sobie sprawę z tego, że zabawa tego typu zabawkami może wiązać się ze zmniejszoną jakością i ilością interakcji językowych z maluchem, dlatego – jak podają w konkluzji autorzy – powinno się zaniechać promowania ich jako tych edukacyjnych i rzekomo przyczyniających się do rozwoju umiejętności językowych u niemowląt. Niby truizm, ale w natłoku przedświątecznych reklam dość łatwo o tym zapomnieć i zainwestować mnóstwo pieniędzy w grajki – jeśli więc inwestujecie w nie po to by złapać w ciągu dnia trochę oddechu od uczepionego nogi małego człowieka – to spoko, jeśli natomiast wasza inwestycja ma na celu zapewnienie dziecku lepszego startu, to chyba lepiej je po prostu przytulić, a za zaoszczędzone pieniądze kupić książkę 😉 Taka dla was też może być – jak trochę poczytacie i poszerzycie zakres słownictwa, to może potem zaprocentować w waszych rozmowach z małym ludziem.

Sosa i wsp., 2016. Association of the Type of Toy Used During Play With the Quantity and Quality of Parent-Infant Communication

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

13 komentarzy

  • Odpowiedz 27 listopada, 2018

    Karolina

    A co zrobić, jeżeli dziecko nie słucha tego co czytam? Kiedy biorę książeczkę to albo mi ją wyrywa i udaje, że czyta sam, albo zajmuje się innymi zabawkami. Nie wiem, czy takie czytanie ma sens? Dziecko ma 3 lata.

    • Odpowiedz 27 listopada, 2018

      Ewelina

      Ja bym czytała, nawet jeśli dziecko nie wydaje się być zainteresowane tym, że się mu czyta. Podobnie działa telewizor włączony w tle. Niby dziecko nie ogląda/nie słucha, a jednak TV oddziałuje na dziecko. Czytanie, nawet jeśli dziecko udaje, że nie słucha, na nie działa. I działa pozytywnie (w odróżnieniu od TV) 🙂 czytać, czytać, czytać. W końcu samo przyjdzie z książką, wgramoli się na kolana i poprosi o czytanie 🙂

    • Odpowiedz 28 listopada, 2018

      Marta

      Jak udaje, że czyta sam albo zajmuje się innymi zabawkami, to skorzystaj z okazji i zrób sobie kawę, usiądź na chwilę albo się połóż. Gwarantowany efekt – dziecko zainteresuje się na powrót Tobą, czy książeczką również, to już nie gwarantuję 😀 A jak się nie zainteresuje, to też dobrze, będziesz miała chwilę dla siebie 😛

      Nie, no a serio, to może podziała, jak będzie więcej interakcji w tym czytaniu, zadawanie pytań „co jest na obrazku” albo „gdzie jest xyz”, albo bardziej ambitnie „dlaczego xyz” czy „co się stanie gdy”? Może inny rodzaj książeczki? Nie wiem, co mu czytasz, moja 2,5-latka często ma ochotę na zupełnie inną, niż ja bym jej chciała poczytać 😉 Na szczęście Pucia uwielbiamy obie, został pokochany od początku, jak była mniejsza, a nadal jest w użyciu i się nie nudzi. No, może mnie już trochę się nudzi, więc myślę, czy nie kupić FeFe, cobym miała jakąś odmianę 😉

    • Odpowiedz 28 listopada, 2018

      Ania

      Mój syn tak miał. Szlag mnie trafiał bo ja nie miałam w takiej sytuacji żadnej przyjemności z czytania. Aż tu nagle 2 miesiące temu zaczął spokojnie słuchać i teraz potrafi wysłuchać całej, nawet 30 stronnicowej bajki. Teraz ma 3,5 roku 😉

    • Odpowiedz 28 listopada, 2018

      wisznu

      Obserwuj czy nie ma z nim innych problemów.

      Mój nie był zainteresowany czytaniem – książki oglądał bardzo szybko – strona 1, 2, 3, ostatnia, następna książka 😉 – ale i innymi rzeczami „gadanymi” – nie patrzył nam na twarz, gdy mu coś opowiadaliśmy, zawsze patrzył tylko na resztę świata, nigdy nie chciał, żeby mu śpiewać, puszczać piosenki, cała masa była takich spraw, która go nie interesowała – wszystkie związane z dźwiękami.

      I prawie nie uczył się mówić. Do 3 lat znał tylko może z 10 słów. Ale – paradoksalnie rozumiał wszystko co się do niego mówiło, reagował na głos, szept nawet jak był tyłem odwrócony i był komunikatywny w sposób niewerbalny, i to myliło każdego lekarza, i każdy powtarzał „dziecko rozwija się swoim tempem, dajcie mu czas”.
      W końcu się wkurzyliśmy, trafiliśmy z nim do laryngologa (poszliśmy prywatnie, bo żaden pediatra nie chciał dać skierowania, no bo przecież wymyślamy dziecku chorobę…) i to był strzał w dziesiątkę. Okazało się, że on praktycznie mało co słyszał, bo miał zapchane kanały słuchowe.
      Od tego momentu, i odkąd trafiliśmy na świetną logopedę – jest super.

    • Odpowiedz 28 listopada, 2018

      Beata

      My słuchamy też dużo audiobooków, może spróbuj tego?

  • Odpowiedz 27 listopada, 2018

    Olix Folix

    Nie przejmuj się, czytaj, może Twoje dziecko słucha w sposób niestandardowy 🙂 Moja córka też tak miala i trochę jeszcze ma: kiedy czytam – ogląda inną książkę albo przewala się na dywanie, wspina nad moją głową itd. A potem cytuje, to o czym czytalysmy i ogólnie lubi to 🙂 Ważne, żebyś naprawdę czerpała radość z czytania, żebyś nie traktowała tego jako kolejny obowiązek. No, zresztą jak z każdą zabawą czy w ogóle interakcją z dziećmi.. 🙂

  • Odpowiedz 27 listopada, 2018

    Ingus

    a czy były również wnioski dotyczące drugiej i trzeciej grupy? lepiej radziły sobie dzieciaczki z drewnianymi zabawkami czy z książeczkami?

  • Odpowiedz 28 listopada, 2018

    Emilia

    A czy były jakieś ciekawe wnioski z zabawy tradycyjnymi zabawkami i książkami?

  • Odpowiedz 28 listopada, 2018

    wisznu

    Ależ nie ma się co dziwić – w interaktywności i edukacyjności takich zabawek chodzi tylko o to, by zastąpiły w tej roli rodzica. I żeby rodzic nie miał wyrzutów sumienia, że się dzieckiem nie zajmuje. Bo przecież dał mu edukacyjną zabawkę, więc się bawiąc uczy i ucząc bawi.

    Mnie to bardzo irytują zabawki „kreatywne”. Wielkimi literami napisane na pudełku, jak to świetnie rozwija tą kreatywność – a w praktyce można zrobić z zabawki tylko i wyłącznie to co jest na obrazku i w instrukcji. Nie dając – de facto – możliwości rozwoju tejże kreatywności – czyli twórczego i pomysłowego stworzenia czegoś nowego.
    Taki przykład, który mnie mocno zirytował:
    https://fanlidla.pl/gazetka/2015.11.30.prezenty/25320,Zestaw,malego,elektronika
    były 4 zestawy do wyboru, i w każdym zestawie dokładnie tyle części, żeby można było zrobić tylko daną jedną rzecz.
    W wykonywaniu poleceń wypisanych na kartce nie ma nic kreatywnego.

  • Odpowiedz 28 listopada, 2018

    Kinga

    Broniłem z tymi grający-śpiewająco skaczącymi zabawkami jest taki, ze często dzieci maja ich mnóstwo i są przestymulowane. Nie mogą się skupić na poznawaniu jednej rzeczy, bo bombardują je bodźce świetlne, dźwiękowe. Mało tez w tym różnorodnych walutę do poznawania struktury i możliwości realnej manipulacji mniejszymi elementami.

    Ja tam się cieszę na trendy montessorianskich zabawek aka skandynawskich kawałków drewna, bo często w parze idzie z nimi większy minimalizm ilości zabawek, naturalne materiały (drewno, jakieś miękkie rzeczy) i z racji ze toto grać, śpiewać, wyć i skakać nie może, są to elementy najczęściej do łączenia, układania i cześć poznawania praw fizyki – spada jak złe położę, jak chce wcisnąć i nie pasuje to nie wejdzie ni kij.

    Fakt, potrafią być drogie i tez potrafią ludzie do nich dopisywać niesamowicie rozwijające właściwości, ale tego nie przeskoczymy… zwłaszcza, ze jak człowiek wyszuka zabawki bez tytułu „edukacyjne, montessori, skandynawskie” to już ceny robią się bardziej normalne.

  • Odpowiedz 29 listopada, 2018

    Angelika

    My z grająco wkurzających mamy szczeniaczka uczniaczka (juz 11lat w rodzinie po kolei,dzialaja tylko łapki :)) i uciekajaca pszczółke skip hop ale ona tylko gra a nie gada wiec nie wiem czy sie liczy 🙂 byla jeszcze jakas grzechotka ale tak wkurzajaca że wyciagnelam baterie. I te 2zabawki sa ok myślę ale tez nie caly czas,pozatym szczeniaczek spiewa razem ze starsza siostrą więc jakas tam komunikacja z czlowiekiem jest 🙂
    Ja jak corka nie chciala sluchac to w dialogach zmienialam glos,zawsze ja to zaciekawilo 🙂

  • Odpowiedz 2 grudnia, 2018

    An

    chyba nie mamy w domu mówiących zabawek z tej prostej przyczyny ze iż ponieważ my z mężem nie widzimy potrzeby kupowania takich, a rodzina jak coś córce kupuje to raczej grająco-błyszczące badziewie z którego szybko wyjmuje baterie albo chowam i po kłopocie. Natomiast chwale sobie pare mocno zużytych zabawek z fisher price bo są niezniszczalne (zemek, wózek do pchania przy nauce chodzenia i pociąg). Dostałam je już jako używane przez dwójkę lub trójek dzieci. To to może stać cały rok na tarasie i nadal gra swoje przyjemne ciche melodyjki. Nawet baterii nie zmieniałam a mam je 3 lata. Podejrzewam ze zrzucone z 2 piętra by przetrwały bez uszczerbku.

Leave a Reply