Czy Twoje dziecko choruje statystycznie, czyli jak często chorują dzieci.

Pierworodna do przedszkola pójdzie od września, ale w ramach aktualnie trwającej w Katowicach rekrutacji w niektórych przedszkolach zorganizowano dni otwarte. Oczywiście polazłyśmy na nie z Pierworodną.

Polazłyśmy w środę.
Polazłyśmy w czwartek.
W piątek nigdzie nie polazłyśmy bo… Pierworodna była chora.
W sobotę chory był Drugorodny.
W niedziele padłam ja i Wirgiliusz.

Innymi słowy poszlim do przedszkola, przywleklim zarazę, która położyła całą rodzinę. To nie nastraja pozytywnie bo w mej głowie rodzą się ponure scenariusze katorżniczego maratonu obrzydliwie zielonych glutów, który zacznie się w naszym domu od września gdy Pierworodna na stałe trafi do rzeczonego przybytku zarazy wszelakiej.

Ta wizja mnie przeraża bo do tej pory z chorowaniem było u nas jako tako. Jasne były jakieś tam katary, kaszelki, a nawet zapalenie płuc i antybiotyk, ale częstotliwość chorowania była znośna. Niestety od września to się zmieni – jestem tego w zasadzie pewna bo wiem jak działa układ immunologiczny. Wiem też, że w całej masie badań wykazano, że dzieci które uczęszczają do dużych placówek opieki grupowej chorują znacznie częściej niż ich rówieśnicy, którzy są w tym czasie w domu/u niani/babci lub w klubach malucha w których jest mniej niż 6 dzieci. [1, 2, 3]. Ten wzrost częstotliwości chorowania jest szczególnie widoczny w przypadku dzieci które poszły do przedszkola przed ukończeniem 30 miesiąca życia.

Przedszkolaki/żłobiaki zdecydowanie częściej łapią pospolite przeziębienia, ale też zapalenia ucha i poważniejsze infekcje dróg oddechowych. W kwestii infekcji jelitowych badacze nie są zgodni – jednym wychodzi, że Ci, którzy chodzą do placówek opieki grupowej częściej dają jelitami do wiwatu, innym, że nie ma żadnych różnic pomiędzy dziećmi które do przedszkola chodzą, a tymi które nie chodzą.

Badacze są jednak zgodni co do tego, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Jak już nam się nasza młodzież wychoruje, jak już wetrze w nasze matczyne rękawy hektolitry smarków, jak już nam życie do cna obrzydzi to… najprawdopodobniej chorować (tak często) przestanie. Ze statystyk wynika, że te berbecie, które dużo chorowały w wieku przedszkolnym rzadziej chorują gdy pójdą do szkoły i na odwrót tzn. te które jako kilkulatki były okazami zdrowia bo np. nie chodziły do placówek opieki grupowej w wieku szkolnym chorują więcej. Jako rzecze Sylvana Cote jedna ze współautorek badania w którym przez 8 lat śledzono choróbska dzieci w zależności od tego czy dzieciaki zostawały w domu czy też uczęszczały do placówek opieki grupowej: „najogólniej rzecz ujmując wszystkie dzieci chorowały mniej więcej tyle samo – jedyną różnicą był okres czasu w którym chorowały”.

Pamiętajcie o tym kiedy będziecie akurat na etapie chorowania, a dzieci waszych znajomych będą akurat na etapie bycia okazami zdrowia w związku z czym rzeczeni znajomi zechcą was uraczyć parszywie złotymi radami typu:
– mój nie choruje bo jemy eko-bio-organiczny-amarantus
– mój nie choruje bo jemy suplementy diety
– mój nie choruje bo nie nosi czapki
– mój nie choruje bo nosi czapkę
– mój nie choruje bo tak-wyszło-z-tysiąca-różnych-powodów-ale-i-tak-się-powymądrzam-i-wbiję-Ci-szpilę-mówiąc-że-mój-nie-choruje-bo-coś-tam-coś

Te życzliwe uwagi bywają nader irytujące, ale teraz kiedy już wiecie, że na niemalże każdego Matyska przyjdzie zaraźliwa kryska będzie wam łatwiej je puścić mimo uszu.

Bo choć nie ulega wątpliwości, że na odporność ma wpływ wiele czynników to musimy pamiętać, że układ immunologiczny dziecka to taki wesoły ziomal, który dopiero musi się nauczyć rozpoznawać zarazę po to by przy następnym kontakcie szybko ją unicestwić. Niemniej żeby się tego nauczyć musi się najpierw z ową zarazą zetknąć co sprawia, że dzieci są bardziej podatne na infekcje przez co chorują częściej niż dorośli.

Oczywiście dochodzą tu kwestie osobnicze i miliard innych mniej lub bardziej ważnych czynników (jak chociażby posiadanie starszego rodzeństwa), więc jedno dziecko będzie chore trochę częściej drugie trochę rzadziej, ale generalnie prawie wszystkie wcześniej czy później będą trochę chorować. Taki statystyczny kilkulatek łapie rocznie około 6-8 niezbyt ciężkich infekcji górnych dróg oddechowych, do tego dokładamy statystyczne 1-2 infekcje jelitowe i mamy statystyczne 10 chorób na rok. Jeżeli z okresu chorobowego wyłączymy 4 miesiące najfajniejszej pogody kiedy siłą rzeczy choruje się mniej to zostanie nam 8 miesięcy roku i 10 chorób. Więcej niż jedna na miesiąc! Co istotne statystyka ta wygląda nieco inaczej gdy mówimy o pierwszym roku pobytu dziecka w placówce opieki grupowej – wówczas średnia 6-8 podnosi się do… 12, ale żeby się nie dołować nie będę liczyć ile to wychodzi na miesiąc. Przekonam się we wrześniu.

Dodam jedynie, że miesiąc ma coś koło 30 dni, a objawy infekcji czasem utrzymują się nawet przez 14 dni [4], czyli w najgorszym statystycznym scenariuszu nie dość, że chorujemy częściej niż raz w miesiącu to jeszcze te co bardziej parszywe gluty mogą nam towarzyszyć przez niemalże połowę tego miesiąca.

Nic zatem dziwnego, że wydaje wam się, że oni są CIĄGLE chorzy. Nic dziwnego, że was to męczy okrutnie. Niemniej pamiętajcie, że to ciągle normalne dzieci. Przy czym co jasne warto z lekarzem porozmawiać o wszystkim co was niepokoi i jeżeli te choróbska są jakieś upiorne w leczeniu albo zdarzają się częściej niż statystyki przewidują albo nie są byle przeziębieniem tylko trudnymi w przebiegu chorobami albo zapaleniami płuc albo zatok, które się powtórzyły 2 lub więcej razy w ciągu roku to trzeba oczywiście podjąć działania diagnostyczne, ale trzeba też pamiętać, że jak świat długi i szeroki tak dzieciuchy glutem stoją. Dlatego nie trzeba w dzieci prewencyjnie wlewać hektolitrów syropku na „wzmocnienie odporności” którego skuteczności jak na suplement diety przystało nikt nigdy w warunkach klinicznych nie udowodnił – zdecydowanie lepiej po prostu pilnować zdrowej diety, zapewniać dużo ruchu na świeżym powietrzu i sporo snu.

Poza tym trzeba malucha nauczyć porządnie myć ręce – za każdym razem niczym przed operacją chirurgiczną. Można go nauczyć nucenia jakieś 20-30 sekundowej melodii tak żeby mógł kontrolować czas mycia.

Dodatkowo trzeba uczyć go żeby nie dotykał nieumytymi rękami nosa ani oczu – na dłoniach jest masa zarazków, a jak sobie młodzian je zaaplikuje wprost do nosa na śluzóweczkę to zdecydowanie ułatwi mikrobom zasiedlenie swojej skromnej osoby. Oczywiście małe dzieci trudno jest powstrzymać od dłubania w nosie więc nie oczekujmy spektakularnych rezultatów, ale możemy choć próbować nauczyć go że jak go swędzi nosek, a nie ma właśnie umytych rąk to niech podrapie się przez chusteczkę.

Ano i przytulajcie się dużo – jest udowodnione naukowo, że ludzie którzy są częściej przytulani rzadziej dają się infekcjom, a jak już się dadzą to łagodniej je przechodzą (zobaczcie na naszym FB – klik).

Niech moc glutów będzie z Wami! Pisałam ja – wciąż zasmarkana matka dwóch smarkaczy.

Zdjęcie przewodnie dzięki uprzejmości Lullalove – mały dziamdziak na fotce okryty jest otulaczem wykonanym w 100% z bambusa. Produkt w całości zaprojektowany i wykonany w Polsce – szczegóły TU.

Spodobał Ci się ten wpis? Interesuje Cię rodzicielstwo oparte na dowodach naukowych? Jeżeli tak to zapisz się to naszego newslettera – zero spamu, za to informacje o nowych wpisach będziesz dostawać jako pierwszy. Polub nas także na FB – tam informujemy nie tylko o nowych wpisach, ale też wrzucamy ciekawostki naukowe, głupie zdjęcia i teksty, a także wymieniamy się doświadczeniami  (klik).

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

32 komentarze

  • Odpowiedz 20 kwietnia, 2015

    Margo

    ekoamarantus, tia….uśmiałam się. Właśnie kończymy zielone gluty, ale u nas wszystko szybko- 3 dni i po krzyku. Póki co (stuk puk) przypałętały się gile i raz jelitówa, ale trwała 24h- 5 wymiotów. A to już półtora miesiąca w żłobie, oby nie były to dobre złego początki 😉 Szczepię, czapki nie zakładam zbyt czesto, tulę ile wlezie no i kp.

    • Odpowiedz 24 kwietnia, 2015

      Ewela

      Możliwe,że do września się uodporni,dzięki kilku takim wizytom 😉
      Uczenie porządnego mycia rąk zawsze na czasie!

  • Odpowiedz 20 kwietnia, 2015

    Matka Kwiatka

    Przyklaskuję. Moje dziecię chorowalo. Z poczatku. Od dawna nie pamietam glutow i tym bardziej kaszlu. Jedyne, co Igiego dopada, to jakis sporadyczny rzyg, zadna tam jelitowka, tylko gora poldniowa niedyspozycja 🙂

  • Odpowiedz 20 kwietnia, 2015

    kometa

    OOo taki wpis był mi właśnie potrzebny. Pozdrawia Justyna z rocznym Drugorodnym, kaszlacym trzeci tydzień 😉

  • Odpowiedz 21 kwietnia, 2015

    Ania

    Mądry wpis, a tak się zarzekalas. Mam pytanie: jak nauczyc ojca dziecka porzadnego mycia rak?! W ciazy w oczekiwaniu i widzac oczami wyobrazni 2 lata naprzod, wyrobilam w nim nawyk (tzn. na zasadzie, ze lepiej to zrobic bo inaczej zona bedzie zla) mycia rak po wejsciu do domu, ktorego o zgrozo nie posiadal. Ale to jest 5 sek max. Tesc (jest lekarzem!) tez za czesto rak nie myje, nie ma u niego w rodzinie nawyku mycia rak przed jedzeniem; niektorych produktow tez sie nie myje (no bo kto by myl maliny na przyklad… Twierdzi rodzina meza, ze buduja sobie odpornosc). Na domiar zlego cala rodzina chlubi sie dobrym zdrowiem, moj maz infekcje przechodzi niezwykle rzadko, na ogol gdy jest przemeczony. Nie zdarzylo mu sie jeszcze opuscic dnia pracy z powodu zdrowia. Ja natomiast pochodze z rodziny ‚francuskich pieskow’, myje rece prawdopodobnie za czesto, tez rzadko choruje (raz w roku, przeziebienie). Dziecko ma 9 miesiecy, zasmarkana byla juz ze 4-5 razy, zazwyczaj po calusku w usta (feee) od wiecznie usmarkanej kuzynki.
    Ech ogolnie cala sprawa ‚czystosci’ na gruncie rodzinnym to moja wielka zgryzota i kosc ewentualnej niezgody, na razie powstrzymuje sie ale nie jest latwo! Aha, do tego dochodzi kwestia, ze ja do malej mowie po polsku, a rodzina jest anglojezyczna, takze ze cos przez osmoze przejdzie to nie mam co liczyc.

  • Odpowiedz 21 kwietnia, 2015

    moniowiec

    Prawda. Ja chorowałam w szkole często, syn w żłobku co 2 tygodnie. Wystarczył katar, by kolejnego dnia było już zapalenie oskrzeli. Wychorował się, trafił do pulmunologa i alergologa, dostał wziewy (steryd też), teraz nie pamiętam kiedy ostatnio był chory. Nawet na katar! Teraz córka w przedszkolu. Już 2 zapalenia ucha za nami. Zostało ostanie dziecko. Obecnie zarażane jest przez starszaki (zapalenie ucha).

  • Odpowiedz 21 kwietnia, 2015

    Wcześniak i co dalej

    Ja jestem na etapie żeby zrobić wszystko co można, żeby dziecka nie posyłać teraz do żłobka. Mówisz, że jak teraz nie będzie chorować to odbije w szkole… trudno. Wtedy chociaż będzie umiał wysmarkać nosek 🙂

    • Odpowiedz 6 listopada, 2017

      Karola

      Trafiłam właśnie na ten wątek, bo jestem mamą, która stoi przed decyzja czy posyłać Młodego do żłobka, czy też nie. Wszyscy powtarzają, że jak nie teraz, to później w przedszkolu odchoruje.. No tak, ale powie co go boli i nawet jakąś bajkę obejrzy dla zabicia czasu. A taki roczniak? Mamy za sobą dwa zakażenia układu moczowego i w tym jeden pobyt w szpitalu z 10 miesięcznym maluchem. Koszmar. Jakie rozrywki wymyśleć dla czołgającego się bąbla, który ma podłączoną kroplówkę schodzącą 6 godzin i najlepiej żeby w tym czasie leżał i nie zginał ręki? Oczywiście żłobki mają mnóstwo plusów, ale chyba jednak my w tym roku zrezygnujemy z integracji z innymi dziećmi…

      • Odpowiedz 18 listopada, 2018

        Maria

        Żłobki maja raczej mnóstwo minusów 😉 jeden plus matka ma święty spokój i to by było na tyle.

  • Odpowiedz 21 kwietnia, 2015

    Marta

    Powodzenia od września 🙂

    Dla mnie zetknięcie się z przedszkolem i chorobami było szokujące. Córka przez pierwsze 3,5 roku życia nie miała nawet kataru, jedyne co przechodziła, to trzydniówka i jakaś gorączka przy ząbkowaniu. Po pierwszych dwóch tygodniach w przedszkolu już kaszlała i miała katar, mimo że wciąż był to ciepły wrzesień. Przez kolejne 4 miesiące przez większość czasu kaszlała z różnym natężeniem, katar również występował niemal bezustannie, zmieniał tylko barwę i konsystencję. Szczęśliwie tylko 2 lub 3 razy rozchorowała się tak „prawdziwie”, z gorączką i osłabieniem. Niemniej jednak, ponad połowę tego czasu spędziła w domu, poza tym bardzo wielkodusznie dzieliła się swoimi chorobami z małym braciszkiem, który w momencie kiedy zaczęła przedszkole, miał dopiero 6 tygodni. Braciszek jest więc już dość zaprawiony w bojach z kaszlem i katarem, mimo swoich dopiero 9 miesięcy.
    Najgorsze w tym było to, że kiedy już była w miarę zdrowa i szła do przedszkola, za którym tęskniła okropnie, najpóźniej za 3 dni wracała z nowym katarem lub kaszlem.
    Szczęśliwie po tych 4 miesiącach chorobowej katorgi, sytuacja się jakoś unormowała, może to przez to, że nastała zima i wymroziła wszystkie choroby 😉 W każdym razie teraz przez kolejne 4 miesiące mamy względny spokój, czasem pojawia się jakiś katar lub kaszel, ale nie jest już tak spektakularnie, albo może ja już się przyzwyczaiłam, wycieranie nosa weszło mi w krew i nie wykańcza mnie tak jak na początku.

    W ogóle przedszkolne choroby są jakimś fenomenem. Mam wrażenie, że o ile dzieci dość szybko sobie z nimi radzą, to dorośli przechodzą je zdecydowanie gorzej. Razem z mężem cieszyliśmy się zawsze dobrą odpornością, nawet w sezonach chorobowych byliśmy zdrowi, a w zetknięciu ze zmutowanymi przedszkolnymi wirusami byliśmy bezbronni i nie mogliśmy się po nich pozbierać. Podobne doświadczenia mają moi znajomi. Dzieci potrzebują 2-3 dni i są prawie zdrowe (pomijając katar i ewentualnie lekki kaszel), a dorośli męczą się po 2 tygodnie i w tym czasie ledwo żyją, nie mogąc podnieść ręki. O co chodzi?

  • Odpowiedz 21 kwietnia, 2015

    Kosmetomama

    No to całe szczęście nieco to pocieszające. Moja Zośka nie chorowała wcale do prawie trzeciego roku życia, teraz jak zaczęła chodzić do przedszkola to zabiera ze sobą ziomoali glutali i przynosi do domu i wszyscy po kolei leżymy. Młodsza potem mąż a na końcu i reguły najciężej Ja. Ostatnia infekcja ledwie się skończyła, Zosia poszła do przedszkola na 2 tygodnie i znowu ma gluta,którego podejrzewam sprzeda młodszej i w taką spiralę wpadamy… Pozdrawiam i życzę mimo wszystko nie chorowania !

  • Odpowiedz 21 kwietnia, 2015

    Leeni

    Było nas troje: ja, mój brat bliźniak i młodszy nieco ponad rok (ale rocznikowo dwa lata) Mały. Nasz pediatra po południu przyjmował tylko w poniedziałki.
    Pamiętam bardzo wyraźnie, że w poniedziałek po południu mamusia nieodmiennie, jak w zegarku, wciskała nas w ciuchy i zawoziła do poradni xD
    A jeszcze jak to było systematycznie: pierwszy zawsze chorował astmatyczny bliźniak, następna ja, a ostatni Mały o żelaznym zdrowiu. Ja zdrowiałam pierwsza, Bliźniak drugi, Mały ostatni.
    Ale spokojnie, w szkole częstotliwość męczenia pediatry nieco osłabła 😀

  • Odpowiedz 21 kwietnia, 2015

    Tedi

    U nas je się dużo imbiru i trochę pomaga to w odporności i w leczeniu ewentualnych infekcji. Gdy przeprowadziliśmy się do Polski moje dziecko było ciągle chore. Miał ledwo ponad rok i nie chodził do żłobka. Warto naturalnie wspomagać odporność, ale i tak dziecko musi się wychorować. Jednak zawsze lepiej, żeby miało te 6 infekcji, niż 8 w roku 🙂

  • Odpowiedz 21 kwietnia, 2015

    MaMorkowa mama Monika

    No proszę, ale się czasowo wmontowałyście z tym wpisem. Moja mamorkowa Madzia właśnie choruje. Nie napiszę znowu, bo ma za sobą CAŁE 1,5 miesiąca w żłobku bez przerwy (zaczęłyśmy w połowie stycznia i różowo nie było), więc tak właściwie to jestem z niej dumna! Nawet na wieszak odłożyliśmy plany o zatrudnieniu jakiejś dorywczej niani dla Młodej. Każdy dzieciak swoje odchoruje, gdy w końcu wyfrunie sam/zostanie wypuszczony/zmuszony przez system szkolnictwa do opuszczenia bezpiecznej przystani jaką jest dom/niania/babcia/ciocia i ktokolwiek jeszcze. Ja, choć teraz się martwię, bo młoda mała, tak również się cieszę, że ten etap będziemy mieć wcześniej za sobą. Zostaną potem statystyki i pełna frekwencja w szkole. A póki co, siedzę i zerkam mojego malucha, jak „przesypia” obecną zarazę!

  • Odpowiedz 21 kwietnia, 2015

    m_ysz_ka

    Pięknie powiedziane. Szczególnie ten fragment o tym co to mówią inni, bo to potrafi drażnić i to bardzo.

    A jednocześnie z własnego doświadczenia chciałabym tylko napisać radę, żeby jednak uważać na pediatrów, którzy na hasło „żłobek” czy „przedszkole” tracą zapał do badania dziecka i powtarzają, że dzieci muszą mieć katar od września do maja. My dopiero po zmianie pediatry odkryliśmy, że standardowym badaniem może być oglądanie uszu, że przy katarach o zapalenie ucha bardzo łatwo. A po wizycie u dobrego larynogologa (po tym jak zaliczyliśmy dwóch kiepskich) że istnieje sprzęt, który pozwala obejrzeć trzeci migdał i jednoznacznie określić, czy jest powiększony czy nie (bez zgadywania i gdybania). I nawet na głupi katar istnieją sposoby i leki też i naprawdę dziecko nie musi się męczyć pół roku 😉

    I tylko na pocieszenie istnieją dzieci, które nawet w żłobku chorują naprawdę mało. Mój synek dwa lata żłobka przechorował standardowo albo i bardziej. Ale znaliśmy tam dzieci, u których obywała się na katarach tylko 😉 Więc życzę Pierworodnej takiego scenariusza 🙂

  • Odpowiedz 21 kwietnia, 2015

    Tamara Tur

    Moje dziecię było owym okazem zdrowia, ale na ostatni rok przed przedszkolem poszło do żłobka. I się zaczęło. Teraz już zaczynają mnie te choroby frustrować, tym bardziej, że przez jedną przyniesioną ze żłobka straciłam drugą ciążę w pierwszym trymestrze (taki sobie wirus bostoński co to się panoszy raptem od 2012). Niby statystycznie to normalka, ale też nie można ukrywać, że te statystyki powstały przez rodziców, którzy notorycznie puszczają podziębione, albo wręcz totalnie chore dzieci do żłobków i przedszkoli. Gdy my byliśmy w tym wieku aż tak bardzo zarazy się nie szerzyły. A teraz to jakaś masakra. Jeszcze w tym roku z powodu braku normalnej zimy choróbska panoszą się strasznie. I nie tylko maluch choruje. Zaraża się od niego cała rodzina i każdy kto tylko się przy infekcji przez dom przewinie. Póki córeczka nie chodziła do żłobka, gdy złapała jakiś katar to się nie zarazałam. Teraz łapiemy z mężem naprzemiennie.

  • […] A czy Twoje dziecko choruje statystycznie, czyli jak często chorują dzieci. […]

  • Odpowiedz 18 maja, 2015

    Mama28

    U nas mąż jest źródłem infekcji, średnio raz w miesiącu jest chory, zaraża mnie i małego, który na szczęście przechodzi lekko przeziębienie, ma katar, kaszel czasem gorączkę, wystarcza prospan na kaszel, woda morska do noska i milifen przeciwgorączkowo. My raczymy się gripeksem a i tak trwa to 3-4 dni.

  • Odpowiedz 25 maja, 2015

    doti

    A my nie prawie chorujemy. Oczywiście dlatego, że nie korzystamy z placówek edukacyjno – wychowawczych 🙂 Zdecydowaliśmy się na edukację domową.
    Ale z tym „wychorowaniem się”, to trochę mit. Ja chorowałam często i drastycznie praktycznie od przedszkola do ukończenia studiów. Potem trochę poczytałam i zmieniłam tryb życia. Dużo ruchu na świeżym powietrzu, sensowniejsze jedzenie, przestałam brać antybiotyki z byle powodu i… przestałam chorować!

  • Odpowiedz 25 września, 2015

    iga

    Ja słyszałam komentarz moje nie choruje bo rzadziej jest kąpany 😉

  • Odpowiedz 23 października, 2015

    Aneta

    Niestety w przedszkolach, szkołach ciężko uchronić dziecko od infekcji. Żeby nie faszerować ich ciągle antybiotykami i innymi lekami, które mają skutki uboczne warto kupić sobie domowy inhalator. Takie urządzenia są coraz tańsze i proste w obsłudze, leki podawane są tam, gdzie są potrzebne przez co szybciej leczymy odpowiednie dolegliwości.

  • Odpowiedz 17 listopada, 2015

    Lucyna

    Zarazy przedszkolne są wszędzie. Okropność. Co gorsza, każde dziecko inaczej na to reaguje. Ze starszą nigdy nie miałam problemów, młodsza chodzi już do przedszkola drugi rok i do niedawna non stop chorowała. Niedawno przy okazji przeziębienia trafiłam na Ulgrip junior oparty na naturalnych składnikach i jestem z niego zadowolona. Z przeziębieniem poradził sobie szybko, nie doszło do komplikacji, a kilku dniowa terapia bardzo zwiększyła odporność małej. Odnośnie przytulania, nie od dziś wiadomo, że zmniejsza ono stress, który z kolei zmniejsza odporność…

  • Odpowiedz 16 marca, 2016

    Kaśka

    Podoba mi się ten wpis. Prawda jest taka, że i moje dziecko zaczęło chorować w wieku przedszkolnym dużo dużo więcej. Przerobiłam wszystkie za i przeciw i wyszło na to, że trzeba to przeżyć. Oczywiście wprowadziłam zmiany diety i wyeliminowałam niepotrzebne słodycze, częściej wychodzimy na spacery i rower. Synek już się nie zaraża od każdego kichnięcia a nawet jak ma kaszel to wystarczy ze cztery dni podać fosidal i jest spokój. Nie panikuje, kiedy biega po mieszkaniu bez skarpetek, nie krzyczę, że piaskownica to siedlisko bakterii. Jeśli złapie infekcję to jesteśmy w stanie ją pokonać. Na szczęście syn nie jest alergikiem i jeśli kicha to wiem dlaczego.

  • Odpowiedz 5 czerwca, 2016

    Julka

    Mój bąbel ma dopiero 15 miesięcy i już mamy dwie infekcje za sobą. W obu super sprawdził się Dicotuss baby. U maluchów trzeba uważać na leki a ten ma bardzo naturalny skład. Szybko pomógł i dziecko się nie męczyło z kaszlem. Oby jak najmniej tych chorób.

  • Odpowiedz 31 października, 2016

    mh

    Dziewczyny u nas drugi rok przedszkola i 3 a nieee 4 infekcja. Najpierw ucho a teraz 3 na raz: grypa, angina i jelitówka w ciągu tygodnia. Czyli jeszcze 6 przede mną? Wykończę się psychicznie :p

  • Odpowiedz 2 listopada, 2016

    MatkaZła

    A ja dodam od siebie, że moje dziecko nie myje rąk no chyba że w przedszkolu, jak jesteśmy razem to potrafi caly dzień lizać gluty z brudnych rąk, je notorycznie piasek, ljak coś spadnie na podłogę czy ziemie to znaczy ze jest bardziej zjadliwe niż było wcześniej, nie przykładam wagi do tego czy ma coś na głowie czy nie więc się nie wypowiem,potrafi wskoczyćw stroju apielowym do wody o temp. 10 st. C no katar leczymy 3 dni wit C. a ma go moze 3 razy w roku i było by pięknie ak w bajce ale jest „ale” ciagle łapie owsiki. Nie wiem co gorsze? Jak słyszę jak to dobrze, że twoje dziecko nie choruje bo: nie ma kataru, kaszlu itd. to mnie skręca bo żaden lekarz nie da zwolnienia na robale a na katar już tak. No i co ja mam mówić wiesz ciagle ma w d… robale to nie choruje. Buuu

    • Odpowiedz 18 marca, 2018

      Iwona

      A te owsiki nie przypadkiem od niemycia rąk? Wyleczysz a dziecko się znowu zaraża

  • Odpowiedz 26 grudnia, 2016

    fella

    U nas przy infekcjach idealnie się sprawdza przeciwzapalny fosidal, bo choroba nie ma szans się wtedy rozwinąć. Jak jest katar, to obowiązkowa woda morska i maść majerankowa. Do tego miód, czosnek, syrop z cebuli. A na wzmacnianie odporności acidolac z dobrymi bakteriami

  • Odpowiedz 31 marca, 2017

    karolina33

    obawialam sie pierwszych dni w przedszkolu mojej pociechy…akurat zaczynala w okresie jesienno-zimowym, a wiec chorobowym… na wszelki wypadek chcac wzmocnic odpornosc dziecka, jeszcze przed przedszkolem zrobilam mu kuracje szczepionka na odpornosc Polyvaccinum mite, to takie krople do nosa, wiec stosowanie nie bylo bolesne, a widze ze odpornosc dziecka dzeiki temu jest duzo lepsza, zaden dzein w przedszkolu nie opuszczony, choc wiekszkosc dzieci choruje…super!teraz polecam wszystkim mamom przedszkolakow!

  • Odpowiedz 24 kwietnia, 2017

    biona

    Pójście do przedszkola otworzyło puszkę Pandory jeśli chodzi o choroby. Córka co chwila łapała jakąś infekcję i co i raz też była na antybiotyku. W pewnym momencie zmieniliśmy pediatrę i ten nowy nam zalecił podanie dziecku probiotyku na wzmacnianie odporności, a zamiast antybiotyku jak mała miała zapalenie dróg oddechowych przepisał nebulizacje benodilem przeciwzapalnym i szybko się choroba zaczęła cofać. Teraz codziennie córka dostaje kropelki acidolac baby i infekcje się skończyły

  • Odpowiedz 27 marca, 2019

    zazula

    u nas też po tych kropelkach odporność się poprawiła i skończyły się ciągłe infekcje. Jak widać probiotyki nie tylko się przydają osłonowo przy antybiotyku, ale też skutecznie wzmacniają odporność

  • Odpowiedz 7 października, 2019

    Mama2012

    Naczytałam się o tym chorowaniu dzieci już od 3 lat. Dwa lata temu moja córa poszła do przedszkola. Przechodziła w całym roku może 2-2,5 miesiąca. co chwila infekcja – na szczęście bez zapaleń wszelakiego rodzaju. Z tym, że ja nie czekałam i od razu zatrzymywałam ją w domu. Po drodze była też wiatrówka i podejrzenie mykoplazmy, Przed przedszkolem infekcji było kilka w ciągu 5,5 roku, może raz czy dwa antybiotyk, w tym raz na drogi moczowe. W drugim roku już dużo lepiej – myślę, że spokojnie miała 70% frekwencji. Były lekkie infekcje, ale trwały max. 7-10 dni. Teraz mamy październik (1. klasa). Przechodziła pełne 5 tygodni. Po drodze – w 2. tygodniu skończyło się na katarze, na który wystarczył roztwór soli morskiej, ale już bez kaszlu spowodowanego podrażnieniem gardła. Liczę się z tym, że jesień i zima mogą przynieść jakąś infekcję. Byle do Bożego Narodzenia – ponad tydzień bez szkoły, a od 13. stycznia znów wolne – dzieciaki odpoczną. Jestem trochę znerwicowana – zwłaszcza po tym pierwszym roku przedszkola – bo mi dziecka było żal.

Leave a Reply