Co zrobić gdy w przedszkolu (lub żłobku) puszczają bajki?

Wchodzisz do przedszkola po odbiór dziecka, a w sali zamiast dziecka zatopionego w zabawie z innymi dziećmi widzisz dziecko wpatrzone w ekran na którym leci: Psi patrol, Masza i Niedźwiedź, Król lew albo dowolne inne treści.

I szlag Cię trafia.

Mnie też trafia. Choć absolutnie nie jestem purystką ekranową. Moje dzieci od drugich urodzin mogą oglądać bajki lub inne odpowiednio dobrane, treści ekranowe. Znam rekomendacje, niedługo pojawi się moja i dr Joanny Kołak książka na temat dzieci w świecie mediów – czuje się więc spokojna w tym temacie i nie mam wyrzutów sumienia o to, że moje dzieci oglądały po przedszkolu Klinikę dla pluszaków, Adę Bambini naukowczyni, a nawet ten przeklęty Psi patrol. Nie demonizuje ekranów, lubię je i możliwości jakie dają 😉

Niemniej jednocześnie jestem w pełni przekonana, że placówki opieki grupowej jak przedszkola, nie mówiąc nawet o żłobkach, NIE POWINNY BYĆ MIEJSCEM W KTÓRYM DZIECIOM SERWUJE SIĘ BAJKI LUB INNE TREŚCI PŁYNĄCE Z EKRANÓW – z wyjątkiem okazjonalnego wyświetlania treści edukacyjnej lub w inny sposób będącej uzupełnieniem aktualnie omawianego tematu lub programu (np. fragment programu przyrodniczego).

Dlaczego?

Po pierwsze zgodnie z wiodącymi rekomendacjami (AAP, WHO, CPS itd.) – dzieci do drugich urodzin nie powinny mieć kontaktów z ekranami i oglądać treści na nich. Puszczanie bajek w żłobkach jest zatem karygodnym złamaniem tych rekomendacji, stąd placówki, które puszczają roczniakom bajeczkę powinny zaprzestać tego procederu w trybie natychmiastowym i bez żadnego ALE, jeśli w swoim ramowym programie działania mają na uwadze dobro swoich podopiecznych. No chyba, że mają je w czterech literach, to wtedy spoko, niech leci.

Po drugie w grupie wiekowej 2-5 lat choć kontakt z ekranami jest dopuszczony przez większość organizacji, to jednocześnie ma on obostrzenia godzinowe tj. zgodnie z większością rekomendacji nie powinien przekraczać godziny dziennie. Rekomendacje wskazują też jednoznacznie, że oglądanie treści ekranowych w tej grupie wiekowej powinno przebiegać w towarzystwie dorosłego opiekuna, który wyjaśni dziecku to co widzi na ekranie i przełoży z „ekranowego” na nasze.

Opiekun powinien być też dostępny w razie gdyby dziecko chciało porozmawiać o swoich doświadczeniach ekranowych już po seansie, skonfrontować np. lęki wynikające z tego co zobaczyło (wiele bajek jest mocno napiętych emocjonalnie, ba, w wielu klasycznych animacjach głównemu bohaterowi umierają rodzice lub ktoś bliski – nie każde dziecko jest gotowe na takie treści) lub pogadać o fabule – więc jeśli opiekun w postaci rodzica nie był obecny podczas seansu (spoiler alert: bo był w pracy!), to nie zna treści, nie wie co potencjalnie mogło być dla dziecka trudne w odbiorze i nie jest w stanie tego przegadać.

Co więcej jeśli personel nie zdaje dokładnej relacji z tego ile danego dnia odcinków Binga poszło po obiadku, to rodzic nie ma absolutnie żadnej kontroli nad czasem jaki jego dziecko spędza przed ekranami. A nawet jeśli taką informację konkretną dostanie to ma zmniejszoną elastyczność w zarządzaniu czasem ekranowym w rodzinie. Być może te 20 minut, które „zużyło” przedszkole wolałby wykorzystać na inną aktywność ekranową. Może na skończenie pracy i wysłanie paru maili? Może na zajęcie się młodszym rodzeństwem? Może w końcu na spokojną kawę, zebranie myśli po pracy, partyjkę sudoku na rozruszanie szarych komórek i skumulowanie w ten sposób energii na popołudnie z młodym człowiekiem? Albo – co ma często miejsce – ugotowanie obiadu bez dziecka u nogi. A może po prostu dany rodzic ogranicza ekrany bardziej niż rekomendacje sugerują, bo tak chce i widzi, że to dla jego dziecka dobre, ale miał w planie w sobotę wspólny długi wieczór filmowy, tyle że skumulowane „tylko 20 minutek” każdego dnia w przedszkolu mu ten plan wzięło i wywaliło za okno?

Już nie mówiąc o tym, że w wielu domach ekranowe rekomendacje dotyczące czasu nie są przestrzegane w ogóle. Dokładanie dodatkowego czasu przed ekranem w placówce edukacyjnej, mającej z definicji dbać o budowanie zdrowych nawyków u najmłodszych pokoleń jest na tym tle bardzo wywrotowym konceptem. I samo to powinno być argumentem kończącym tę dyskusję.

Idźmy dalej – z waszych opowieści wynika, że te bajki nie zawsze są odpowiednio dobrane do grupy wiekowej. Kochana przez wielu Kraina lodu nie jest rekomendowana dla dzieci poniżej lat 5, klasyczny Król lew to 8+. W głowie się nie mieści? Świetna bajka, ale dla 6+. Psi Patrol albo Piżamersi to 4+ co nie przeszkadza przedszkolom puszczać ich w grupie trzylatków. Ani w żłobku. A weźmy pod uwagę, że to dolna granica i nadal nie dla każdego w tym wieku to będą treści przyswajalne i strawialne. Tymczasem poniżej tylko nikła część screenów z odpowiedzi jakie dostałam na moim Instagramie na pytanie jakie bajki puszczają w placówkach waszych dzieci. A dostałam ich w setkach i wciąż nie przeczytałam wszystkich.

Wiemy też, że dzieci mają różną podatność i wrażliwość na treści ekranowe – mi przy trójce czasem było trudno dobrać treść dla wszystkich, bo każdego „triggerowało” co innego, to jakim cudem placówki są w stanie trafić we wrażliwość wszystkich elementów 25 osobowej grupy?

Że to tylko 15 minut bajeczki i dajcie spokój kto to widział, przecież to tylko bajka, otrząśnie się taki czterolatek. Cóż… a próbowaliście kiedyś puścić osobie dorosłej, która nie lubi horrorów, choć wie, że to przecież tylko film i czysta fikcja, 15 minutek Piły? Albo Horyzontu zdarzeń – tam się przez większość filmu de facto nic nie dzieje na ekranie, tylko to napięcie takie jakieś przerażające… A jednak zarówno postronni jak i, o zgrozo, sam personel zdają się bagatelizować, a czasem wręcz wyśmiewać fakt, że dla jakiegoś dziecka coś jest zbyt straszne. Przecież to tylko bajka, prawda?

Ekrany zgodnie z rekomendacjami nie powinny też być strategią na uspokojenie ani wyciszenie – nie jest to rekomendowane w żadnej grupie wiekowej od 0 do 17 lat. Jest to odradzane i jest to niewskazane. A jednak w rozmowach z rodzicami pojawia się wątek, w którym personel placówki uzasadnia puszczenie tylko na „10 minutek” żeby się dzieci wyciszył przed obiadkiem albo snem. Wyciszyły! No otóż nie. Telewizor ani żaden ekran nie powinny być narzędziem do wyciszania. Nie i już. Nie budujemy takiego nawyku w przedszkolu, no litości. Na wyciszenie to może być muzyka relaksacyjna albo klasyczna jak jest potrzeba, bo personel nie jest w stanie inaczej w danym momencie. Nie Masza i Niedźwiedź.

Ach gdyby ktoś nie wiedział – filmik na YT albo teledyski do piosenek typu Koła autobusu kręcą się to też ekrany.

Oczywiście czym innym jest jeśli placówka anonsuje, że dnia tego i tego, będzie specjalny dzień, będzie popcorn i obejrzymy fajną, przemyślaną, dobraną do wieku bajkę, która ma fabułę tak nudną, że nikt się nie wystraszy. Czym innym jeśli treść danej bajki jakoś współgra z tym co jest właśnie tematem przewodnim w przedszkolu i go świetnie uzupełnia. Ba, ja jestem nawet w stanie zrozumieć sytuacje awaryjne – gdy personel przedszkola wymiotła jelitówka i zostały dwie niedobite nauczycielki, które z obłędem w oczach próbują przypilnować tej gromady i o 15.30 kiedy jadą już na oparach puszczą im jakieś piosenki albo naprawdę fajną bajkę. Ale awaryjne oznacza okazjonalne, epizodyczne, gdy inne sposoby nie są osiągalne. I włos mi się na głowie jeży, kiedy czytam wiadomości od czytelników na temat tego, że w ich przedszkolach bajki wjeżdżają regularnie. Na żłobek nic nie powiem, bo to jest po prostu skandal.

Przedszkole i żłobek to nie są miejsca na oglądanie bajek. Kropka.

I niesamowicie ironiczny jest fakt, że w szkole próbujemy wprowadzać zakaz korzystania z komórek, non stoper oburzamy się, że dzieci za dużo siedzą przed ekranami, nie potrafią się nudzić, nie potrafią się bawić bez ekranów, a jednocześnie istnieją placówki w których ekrany wlatują regularnie. I dotyczy to żłobków, przedszkoli, a także szkół (najczęściej zerówki i świetlica). No nie trzyma się to kupy jakoś drodzy dorośli. Nie trzyma.

Co więc robić kiedy w placówce waszego dziecka baje wjeżdżają regularnie? Możecie posłużyć się argumentacją z tego wpisu. Najlepiej zorganizujcie też innych rodziców do protestu, nie odpuszczajcie i rozmawiajcie. Możecie pokazać ten wpis (jak będzie duże zapotrzebowanie to mogę spróbować sklecić gotowe formalne pismo jako wzór?) Można powołać się na art. 84 ust. 1 ustawy Prawo oświatowe, który mówi, że rodzice (rada rodziców) mają realny wpływ na proces nauczania, wychowania i opiekę na dziećmi poprzez możliwość występowania do dyrektora i innych organów przedszkola, a także organów nadzorujących placówkę z wnioskami i opiniami we wszystkich sprawach dot. przedszkola aka także związanych z czasem spędzanym przez dziecko przed monitorem w placówce. Nie bójcie się działać, rozmawiać, drążyć. Zachęcajcie by w zamian za to dzieci spędzały więcej czasu np. na powietrzu, nawet w gorszą pogodę – u nas szybko robi się ciemno, dzieciaki mają mniej opcji pobytu na zewnątrz na świetle dziennym, bo jak rodzice wracają z pracy to jest zachód słońca. Tymczasem pobyt na dworze zmniejsza choćby ryzyko rozwoju krótkowzroczności.

Wystosowałam też maila do Ministerstwa Edukacji z prośbą o stanowisko oraz z pytaniem czy nie planują aby stworzyć jakichś wytycznych, które ukróciły by ten proceder. Nie wiem czy odpowiedzą jakiejś tam babie – nawet z takim stażem działalności w sieci jak mój, ale może to będzie pierwszy kamyczek sygnalizujący, że takie sytuacje mają miejsce i warto się kiedyś temu przyjrzeć.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

9 komentarzy

  • Odpowiedz 17 października, 2024

    Kasia

    Bajki w przedszkolach? I zlobkach?! I to takze publicznych placówkach (co wynika z komentarzy)? Z całym szacunkiem, ale chyba nie za to nauczycielom płacimy (czy to w podatkach czy prywatnie) by puszczali bajki dzieciom … Jak dla mnie to donos do kuratorium by się należał, gdyby rozmowa z nauczycidlka/dyrekcją nie dała rezulratow. To jakiś absurd totalny

    • Odpowiedz 17 października, 2024

      Alicja

      Ano niestety. I publiczne i prywatne. I żłobki. I przedszkola. I to naprawdę nie chodzi o bajkę od czasu do czasu. Ale jak słyszę o regulatnych codziennych, co dwudniowych, a nawet cotygodniowych seansach to mnie ścina. Wiemy, że dzieciom ekranów nie brakuje, ale proszę w placówcce też wam damy. Ps. do kuratorium też napisałam 😛

  • Odpowiedz 17 października, 2024

    NG

    Ja trochę w innym temacie, ale też walka z przedszkolem. Trzylatek nauczył się piosenek na melodię hitów disco polo „Ona czuje we mnie piniądz” i „Tańcz, kiedy inni tańczą, pij drinka z pomarańczą”. Napisałam wiadomość, że naszym zdaniem, już pomijając wartość artystyczną disco polo, nie wiemy, po co przerabiać piosenki o piciu drinków i podrywach na dyskotece, skoro jest dużo ładnych i mądrych piosenek przeznaczonych dla dzieci. Potem w przestrzeni publicznej usłyszą oryginał takiego hitu i od razu podłapią oryginalny tekst, bo przecież było w przedszkolu. Byliśmy też w tej sprawie na konsultacjach u wychowawczyni, ale pani nie widzi problemu. Według niej tekst jest przerobiony dla dzieci, więc to piosenka dla dzieci. Oraz ponoć zapoznają dzieci z różnymi gatunkami muzycznymi, ale dziwnym trafem poza disco polo dziecko nic nie podłapało. Co sądzicie? Czy ja przesadzam czy to jest przesada?

    • Odpowiedz 17 października, 2024

      Alicja

      Ugh tak puszczanie dzieciom hiciorów disco polo też jest ciekawym trendem. Nie wiem jaki tam mają tekst, nie znam też tych hitów a zatem melodii może to creme de la creme twórcczości disco dlatego na to poszło, ale mimo wszystko przy bogactwie muzycznym jakie w tych czasach oferuje YT to mogliby jednak coś bardziej wysublimowanego niż umcu dzieciom puszczać. To umcu i tak do nich dotrze, więc może pkole niech eksponuje na coś ciekawszego.

    • Odpowiedz 17 października, 2024

      Kasia

      Jak pracowałam w przedszkolu to nigdy nie puszczałam dzieciom tych przerobionych piosenek disco polo. Są straszne! Ale razem z koleżanką, z którą prowadziłyśmy grupę byłyśmy wyjątkiem. U innych była to norma. Ruda tańczy jak szalona z ust 4latki utkwiła mi w głowie do dzisiaj 🙁

  • Odpowiedz 19 października, 2024

    Ania

    Czytam i czytam i oczy otwierają mi się coraz szerzej. Alicja, jak będzie trzeba zbombardować MEN pismami w tej sprawie, z żądaniem uregulowania ekranów wytycznymi, to daj znać. Jestem pierwsza żeby pisać i organizować grupy poparcia.
    U mnie w placówkach na szczęście ani ekranów (za wyjątkiem jednorazowego pokazu filmu „Gadki z psem” FDDS przy okazji zajęć z psychologiem), ani disco polo. Ale dla wszystkich innych dzieci i rodziców chętnie się zaangażuję. Howgh!

    • Odpowiedz 21 października, 2024

      Alicja

      Dzięki wielkie! Będę pamiętała. Na razie czekam na odpowiedź i na wasz feedback czy takie rozmowy przyniosły w pkolach skutek czy trzeba czymś mocniejszym walnąć.

  • Odpowiedz 22 października, 2024

    mtpaula

    Potwierdzam, na świetlicy w szkole – bywało bardzo dużo bajek, różnej treści niekoniecznie dla 7 latków, zwłaszcza tych wrażliwych. Był czas, że bałam się z czym dzisiaj moje wrażliwe dziecko wróci dzisiaj i czy nie będzie strach położyć się spać (po obejrzeniu Encanto kilka tygodni zajęło mi tłumaczenie, że u nas nie będzie trzęsienia ziemi i dom się nie zawali, każdy wieczór z płaczem). Natomiast tutaj wychowawcy od razu zareagowali na prośbę o nie włączanie tej bajki więcej. Nie było mówienia: A to tylko bajka, czego tu się bać. Aczkolwiek strach pozostał – co następnym razem wystraszy dziecko. Dziecko też się bało – często mówiło: a jak dzisiaj włączą jakąś bajkę, po której się będę bać? Paradoksalnie o nic się tak nie bałam prowadząc codziennie dziecko do szkoły jak …. o bajki. 🙁 Nigdy nie rozumiałam tego fenomenu bajek na świetlicy. I dokładnie to co napisałaś Alicjo – ograniczamy ekrany, narzekamy na ekrany, przy czym placówki nie mają z tym żadnego problemu. I tak – wkurzało mnie to, że mój określony limit dzienny – właśnie tam się wyczerpuje. Bo dokładnie tak – chciałam móc te pół godziny po południu wykorzystać na obowiązki domowe niekoniecznie z dzieckiem u nogi. A już nie mówiąc właśnie o tych domach, gdzie nie ma żadnych limitów. Bardzo ważny głos, bardzo ważna sprawa. Dołączam się całą sobą.

    • Odpowiedz 23 października, 2024

      Alicja

      Dzięki!

Leave a Reply