Karmię więc jestem vs karmienie piersią ssie. Co nauka wie o mleku matki.

Niezwykle zabawne jest to, że w pewnych kręgach, a czasem nawet wśród naszych własnych czytelniczek (tak, tak i wy Brutusy) mamy łatkę terrorystek laktacyjnych. No może nie aż takich jak ta cała Hafija, bo ta to już nawet z lodówki wyskakuje i szczuje cycem (to cytat), ale taki srebrny medal to mamy w kieszeni.

To było widać chociażby po TYM artykule, który rozszedł się po sieci niczym ciepłe bułeczki i choć w reakcjach nań dominowały głosy całkiem pozytywne to nie brakowało głosów typu „rozumiem że chcecie żeby jak najwięcej karmiło, ale nie można tak kobiet oszukiwać – powinnyście pisać prawdę.”

No pewnie. Bo ja zaiste sobie wymyśliłam te wyniki badań i ekspertyzy towarzystw naukowych. Sfabrykowałam dowody, podrobiłam internet. Wszystko w imię prowadzonej przez nas krucjaty „laktacja pod wszystkie strzechy”.

Dlatego też zanim przejdę do naukowej części wpisu, chciałabym, żebyście poznali moją historię karmienia, bo nie wiem czy wiecie, że najczęściej wypowiadanym przeze mnie zdaniem w trakcie ciąży z Pierworodną było

Nie chcę i nie będę karmić piersią”

Tak, właśnie. Od dnia testu ciążowego byłam przekonana, że karmić piersią nie będę. Byłam w pełni świadoma korzyści z karmienia mlekiem mamy, ale sama myśl o tym, że moje dziecko miałoby ssać moje piersi napawał mnie tak zniewalającą odrazą, że zbierało mi się na mdłości. Nie przesadzam ani trochę, choć wszyscy usiłowali mi wmówić, że właśnie tak jest i że jak zobaczę dziecko to mi przejdą te „fanaberie”.

Nie przeszły. Było jeszcze gorzej. Bo karmić mimo wszystko zaczęłam – z założeniem, że to tylko na 4 tygodnie, a potem kończymy. Niestety to nie były „tylko” 4 tygodnie, to były 4 tygodnie męki. Miałam ochotę, niczym więzień, zaznaczać na ścianie kolejne dni.

Wiem, że przecieracie teraz ze zdumienia oczy.

Wiem, że wam, w większości miłośnikom kp, trudno jest uwierzyć, że można czekać na karmienie własnego dziecka jak na ścięcie. Że mimo wiedzy o tym, że najbardziej optymalne jest karmienie na żądanie, można stawać na głowie by wydłużyć przerwy między karmieniami do co najmniej 3 godzin z zegarkiem w ręku. Że mimo ogromu miłości i uwielbienia można czuć odrazę do własnego dziecka w trakcie karmienia. Że można odbierać karmienie jako coś odbierającego prawo do własnego ciała i uwłaczającego. I, co więcej, że można czuć to wszystko mimo że nie ma się D-MER. Być może moje odczucia (i paru czytelniczek które się ze mną nimi podzieliły) wiązały się z jakąś inną przypadłością, jeszcze nie opisaną, a być może po prostu jestem trzaśnięta na deklu i potrzebuję psychoterapii – nie wiem, ale domorosłych Freudów zapewniam, że ich zdanie mnie średnio interesuje.

Nie będę się rozpisywać, chcę tylko, żebyście wiedzieli, że historia karmienia mojego pierwszego dziecka jest dość zawiła, ale skończyło się na tym, że karmiłam przez 10 miesięcy. Choć w zasadzie od początku w sposób mieszany – z kilkoma butelkami mm dziennie. Przez całe 10 miesięcy karmienie mnie drażniło. Kiedy odstawiłam młodą odetchnęłam z ulgą. Jednocześnie czując potworne wyrzuty sumienia, że tak czuję. Do dziś nie wiem jaki jest mój stosunek emocjonalny do tych 10 miesięcy. Z jednej strony bardzo cieszę, że jednak się przemogłam i karmiłam. Z drugiej, z kolei, co jakiś czas zastanawiam się jak wyglądałyby te pierwsze wspólne miesiące gdyby nie towarzyszyła im frustracja i stres spowodowany aktem karmienia.

Przy Drugorodnym poszło łatwiej. Właśnie leci nam 20 miesiąc KP, co nie zmienia faktu, że dalej karmienia nie lubię, niemniej już nie czuję do tego tak gwałtownych negatywnych uczuć. Pewnie dlatego, że międzyczasie odkryłam Angry Birds w które namiętnie gram przy karmieniu ;). Przypływ gwałtownych uczuć czuję jednak kiedy czytam na stronach poświęconych wspieraniu karmienia piersią takie wpisy:

Bez tytułu

Cześć osób była tym wpisem oburzona. Część broniła autorki twierdząc, że to są suche fakty, tylko podane brutalnie i nie ma się co oburzać. Pomijając brutalność przekazu przyjrzyjmy się tym suchym faktom.

Jak i kiedy powstały mieszanki?

Otóż mieszanka powstała tak, że zbiegło się paru chłopa i jęło się zastanawiać coby tu zrobić z odpadami produkcji mleczarskiej, a wtem jeden powiedział:

A chodźcie to wciśniemy niemowlętom, dodajmy do tego jakiegoś badziewia, bo ja wiem – kancerogenów może – i potrujmy dzieciaki, co wy na to?

Rewelacyjny pomysł – zakrzyknęła ochoczo reszta i w tym dniu powstało mleko modyfikowane.

A nie, czekajcie, miały być suche fakty.

Jak zatem było? Ano tak, że jak świat stary, tak zawsze poszukiwano substytutów mleka kobiecego. Z różnych powodów. Czasem z tych oczywistych śmierć/choroba/brak pokarmu, a czasem ze względu na te mniej oczywiste np. pracę matki. I tu, o ironio, jednym z najczęściej przywoływanych przykładów matek pracujących, nie karmiących są… mamki, czyli kobiety, które za wynagrodzenie karmiły piersią cudze dzieci, czasem na tyle intensywnie, że dla ich własnych dzieci mleka już nie starczało. Historia powstania dzisiejszego mleka modyfikowanego jest zresztą na tyle fascynująca, że w zasadzie zasługuje na osobny post.

Dla suchych faktów najważniejsze jest tylko to, że mleko matki usiłowano zastąpić od bardzo, bardzo dawna – zmieniały się tylko substytuty. Najczęściej sięgano po mleko innych ssaków i podawano je niemowlętom (surowe, gotowane, wymieszane z wodą itd.), ale też tworzono wymyślne mieszanki mniej lub bardziej sensownych produktów – pierwsze spisane receptury pochodzą z XV wieku.

Niestety ówczesna wiedza, nie tylko o potrzebach żywieniowych niemowląt, ale też o mikrobiologii była w zasadzie żadna więc dość często maluchy żywione w sposób inny niż z piersi po prostu umierały. Dopiero kiedy Pasteur ogarnął te całe bakterie, ludzkość zaczęła kumać, że podawanie nieprzegotowanego mleka, które przez kilkadziesiąt godzin transportowano i przechowywano w temperaturze pokojowej w niegrzeszących czystością naczyniach może być przyczyną chorób (z biegunkami na czele), prowadzących do śmierci niemowlęcia.

Do tego doszedł dynamiczny rozwój nauki, dzięki czemu zaczęliśmy odkrywać, że mleko krowy jest inne od mleka kozy, a od mleka kobiecego to już w ogóle. Zaczęto więc tworzyć nowe receptury, ulepszać, kombinować. Wiedzieliśmy więcej i więcej. W końcu na scenę wkroczyły firmy produkujące gotowe mieszanki. Matki, które nie karmiły piersią z radością się na nie połasiły bo do tej pory musiały samodzielnie mieszać wszystkie składniki. Jednak w pewnym momencie zachłysnęliśmy się nowością i karmienie mieszanką przestało być wyjątkiem, a zaczęło być standardem. Przyczyniło się do tego kilka dodatkowych czynników jak choćby ówczesne szpitalne separowanie matek od noworodków, co jak wiadomo laktacji nie sprzyja. Ano i agresywne reklamy mleka modyfikowanego też się przyczyniły, co do tego nie mam wątpliwości. Szczęśliwie naukowcy zawsze są na posterunku i widząc odwrót od karmienia piersią zaczęli się żywo interesować porównaniem mleka modyfikowanego z kobiecym.

O tym jak wypadło to porównanie i czy faktycznie to mleko modyfikowane jest tak szkodliwe jak niektórzy chcą nam wmówić za chwilę, najpierw bowiem musimy poświęcić chwilę temu jak działa nauka. Musicie mieć świadomość tego, że jedno badanie niczego nie udowadnia. Ni-cze-go. Badanie muszą odtworzyć inne grupy badawcze i uzyskać bardzo zbliżone wyniki po to by uzyskać konsensus naukowy. Bo nauka to nie jedno badanie i dwa artykuły, nauka to proces. Po drugie są różne rodzaje badań – jedne są lepsze, drugie gorsze i choć każde z nich coś wnosi do ogólnej puli wiedzy to jednak nie można między każdym doniesieniem ze świata nauki stawiać jakościowego znaku równości.

W przypadku badań porównujących rezultat karmienia piersią i mieszanką najlepsze i najwięcej wnoszące byłyby tzw. badania randomizowane, czyli takie w których naukowcy losowo przydzielają uczestników do grup porównawczych, czyli np. biorą 1000 kobiet w ciąży i połowie z nich mówią – wy będziecie karmić wyłącznie piersią, a drugiej połowie, że ma karmić wyłącznie mieszanką. Taka randomizacja pozwala bowiem zniwelować wpływ niekontrolowanych zmiennych na wyniki eksperymentu. Niestety takich badań nad KP w zasadzie nie mamy, bo na ich realizację nie wydałaby zgody żadna komisja etyczna. Na szczęście dysponujemy całą masą badań tzw. obserwacyjnych, które w dodatku poddano metaanalizom, czyli  potężnym, krytycznym przeglądom wszystkich dostępnych danych związanych z danym tematem, a co więcej dzięki zastosowaniu specjalnych metod statystycznych wszystkie te dane i zebrane dotychczas wyniki poddaje się ogromniastej syntezie, dzięki czemu sprawdzamy co się zgadza, a co nie.

Co naprawdę wiemy o medycznych korzyściach płynących z mleka mamy?

Jesteśmy w zasadzie pewni, że dzieci karmione piersią rzadziej zapadają na infekcje jelitowe, oddechowe i zapalenia ucha. Niby błahostka, ale wbrew pozorom jest to ważne, bo przypadłości te są częste w wieku niemowlęcym i mogą mieć potencjalnie groźne powikłania. Zależność między karmieniem piersią a zapadalnością na te rodzaje infekcji wykazano w znakomitej większości badań a różnice związane były wyłącznie z tym jak dużą ochronę zapewnia KP – rozstrzał wyników jest duży i wynosi od kilku aż do 75%.

Skąd takie różnice? Ano wynikają przede wszystkim z metodologii badania. Bowiem co jasne, inne wyniki uzyskamy w krajach rozwijających się gdzie dostęp do czystej wody i opieki medycznej jest trudniejszy, a inaczej będzie w krajach zachodu. Wyniki będą też różnić się w zależności od tego jak duża była grupa badawcza i tego czy w badaniu wzięto pod uwagę wspomniane wcześniej niekontrolowane zmienne, które mogą mieć wpływ na częstotliwość infekcji jak choćby to czy niemowlę ma starsze rodzeństwo, które przynosi zarazy, albo czy uczęszcza do żłobka czy może siedzi sobie w domu z mamą przez co jest rzadziej narażone na kontakt z patogenami. Tych zmiennych mogących potencjalnie wpłynąć na wynik jest zresztą znacznie więcej.

Jakby nie było nie da się ukryć, że najlepsze z badań – wisienki na naukowym torcie biorące pod uwagę większość możliwych zmiennych i analizujących duże, zróżnicowane grupy badawcze bezsprzecznie pokazały, że niezależnie od wszystkiego KP samo w sobie zapewnia pewien stopień ochrony przed tymi infekcjami. Niemniej, póki co wydaje się, że ochrona ta kończy się wraz z odstawieniem od piersi, ergo wbrew powszechnemu przekonaniu KP nie zapewnia odporności do końca życia i na jeden dzień dłużej.

Karmienie piersią najprawdopodobniej zapewnia także w pewnym stopniu ochronę przed SIDS. Nie będę się rozdrabniać bo o wynikach badań na temat SIDS, KP i pokrewnych przeczytacie TU i TU.

Jesteśmy też pewni, że dla dzieci urodzonych przedwcześnie mleko mamy jest niemalże LEKIEM i może zapobiegać tragicznemu w skutkach, a częstemu u wcześniaków martwiczemu zapaleniu  jelit.

Ale korzyści dla dziecka to nie wszystko – KP daje bowiem pewne korzyści zdrowotne także matce zmniejszając u niej ryzyko nowotworów piersi i jajników. Mamy też dość solidne przesłanki świadczące o tym, że KP może redukować matczyne ryzyko wystąpienia cukrzycy typu II.

Podsumowując jesteśmy pewni, że dla niemowląt najbardziej optymalnym pokarmem, w dodatku zapewniającym w pewnym stopniu ochronę przed niektórymi przypadłościami w okresie karmienia jest mleko mamy i żadne nawet najlepsze mleko modyfikowane nie może mu w tej chwili dorównać. Wiemy też, że w bonusie także matka dostaje pewne profity i to takie które utrzymują się także po odstawieniu dziecka. Jak dotąd wszystko jest proste, jasne, klarowne, prawda? Niemniej sprawa jest bardziej skomplikowana są bowiem takie…

...rzeczy, których pewni nie jesteśmy/nie wiemy

Przede wszystkim nie jesteśmy pewni czy i jakie są długofalowe efekty karmienia mlekiem mamy lub mieszanką, czyli jak się ma KP w niemowlęctwie do cukrzycy, otyłości, alergii, ciśnienia krwi, poziomu cholesterolu i innych tego typu wskaźników kilka lat po zaprzestaniu karmienia. Owszem są badania, które wykazały, że dzieci które były karmione piersią przykładowo rzadziej mają wysoki cholesterol lub obarczone mniejszym ryzykiem cukrzycy niż te karmione mieszanką, ale jak się już domyślacie sprawa jest bardziej skomplikowana bo są też badania, które pokazują, że takich korelacji nie ma, a są takie w których to wszystko jest jeszcze bardziej pofyrtane.

Weźmy pod uwagę chociażby głośne, bardzo poprawne metodologicznie i przeprowadzone w grupie 8000 dzieci w wieku od 4 do 14 lat badanie z 2014 roku. Jego celem było sprawdzenie jakie są ewentualne długofalowe rezultaty KP i MM – pod uwagę wzięto 11 wskaźników w tym BMI, otyłość, astmę, przywiązanie, hiperaktywność i zdolności kognitywne. Gdy autorzy porównali wyniki pomiędzy dzieciakami – z uwzględnieniem zmiennych takich jak status socjoekonomiczny rodzin, wykształcenie matki, opiekę prenatalną i kwestię tego czy dziecko przyszło na świat przedwcześnie czy w terminie – to okazało się, że faktycznie karmienie piersią nieznacznie bo nieznacznie, ale jednak wpływa korzystnie na wymienione wyżej wskaźniki, poza astmą w przypadku której wyszło na odwrót, czyli KP zwiększało jej ryzyko.

Niemniej gdy naukowcy wzięli pod uwagę wyłącznie dane dotyczące rodzeństwa, które było w dzieciństwie karmione w inny sposób, czyli jedno dostawało mieszankę a drugie mleko mamy, ale poza tym dzieci dorastały w tym samym domu, w zbliżonych warunkach i wychowywane były przez tę samą matkę to okazało się, że w przypadku 10 wskaźników różnice zanikają. Jedyna statystycznie istotna, choć niewielka różnica na korzyść KP utrzymywała się w zakresie posłuszeństwa wobec rodziców 😉

Niestety wyniki te są bardzo interesujące. Niestety, bo w przeciwieństwie do większości badań naukowych to akurat przebiło się do mainstremowych mediów i obiegło je pod hasłem „nauka w końcu to udowodniła – nie ma różnic pomiędzy mlekiem matki a modyfikowanym”. Cóż… to badanie niczego takiego nie udowodniło, a autorzy nigdy takiej tezy nie postawili – pokazali jedynie, że długofalowe konsekwencje wyboru pierwszej drogi karmienia są dyskusyjne i jeśli występują to są zdecydowanie bardziej skomplikowane niż proste KP vs MM.

Piszę o tym tylko po to by unaocznić wam jak bardzo przekaz medialny może zakłócić prawdziwe wyniki badań, a w przypadku karmienia piersią takie zakłócenia obserwujemy ostatnio dość często. Myślę, że w dużej mierze wynika to z faktu, że żyjemy w czasach w których sprawa ta trywialna jak sposób karmienia niemowlaka budzi dużo emocji, przez co wszystko co dotyka skrajności w tej kwestii jest po prostu klikalne. Dlatego jeśli już gdzieś ktoś pisze o mleku mamy to zazwyczaj jest na hura. Albo cudowny eliksir zapewniający zdrowie, długowieczność i leczący raka. Albo naładowany toksynami wcale-nie-lepszy-od-mieszanki-a-może-i-nawet-gorszy sens życia terrorystek laktacyjnych (tak są takie artykuły w sieci i to na dużych portalach).

Zostawmy jednak media samym sobie, a my wróćmy do nauki. Pamiętacie jak pisałam o tym, że najlepszym sposobem na zbadanie tego jak wybór drogi karmienia wpływa na dalsze życie berbecia byłyby badania randomizowane? Otóż dysponujemy jednym, acz potężnym badaniem, które w pewnym sensie było randomizowane. W badaniu tym co prawda nie dzielono w sposób losowy przyszłych matek, zamiast tego losowo przydzielono kilkadziesiąt białoruskich szpitali do dwóch grup:

  • grupy interwencyjnej, która miała wdrożyć w życie standardy opieki okołolaktacyjnej zalecane przez WHO/UNICEF, zakładające promocję karmienia piersią i wspieranie matek na początku laktacji w każdy możliwy sposób
  • grupa kontrolnej, która miała działać jak dotychczas, czyli podobnie jak w większości rodzimych szpitali w zasadzie nikt nikomu wsparcia laktacyjnego nie zapewniał.

Badaniem objęto grupę 17 000 dzieci, których losy śledzono od urodzenia do ukończenia 11 roku życia. Co się okazało? Po pierwsze to, że wsparcie w początkach laktacyjnej drogi jest obrzydliwie ważne – 43% matek które urodziły w szpitalach z grupy interwencyjnej karmiło wyłącznie piersią przez kilka pierwszych miesięcy. W szpitalach z grupy kontrolnej ten odsetek wynosił… 6%. A co z długofalowymi efektami KP lub MM?

Gdy dzieci miały 6,5 roku naukowcy nie stwierdzili żadnych różnic w wysokości BMI, poziomie otyłości, ciśnieniu krwi, astmie, zaburzeniach behawioralnych ani w występowaniu ubytków nazębnych pomiędzy dziećmi karmionymi mlekiem mamy a modyfikowanym. Gdy ponownie zbadano jedenastoletnie już wtedy dzieciaki również nie stwierdzono różnic w poziomie BMI, otyłości ani też nie zauważono zwiększonego ryzyka chorób kardiometabolicznych.

Tak, wiem, że jedno badanie (choć tak naprawdę to nie jest jedno badanie, ale cała ich rzesza bo to potężny projekt badawczy był) niczego nie udowadnia, zwłaszcza, że to choć randomizowane, to jednak mogło niedoszacować dobroczynne właściwości kp, ze względu na to, że mimo wszystko niewielka ilość kobiet zaczęła karmić (czyli nie 100% z grupy interwencyjnej). Dlatego pozwólcie, że zamiast rozdrabniać się na inne badania przejdę od razu do metaanalizy stworzonej w roku 2013 na zlecenie samego WHO. W analizie tej pod lupę wzięto wyniki uzyskane w kilkudziesięciu badaniach nad długofalowymi efektami KP i w dodatku, co bardzo istotne podzielono analizowane badania na badania „zwykłe” i badania „wysokiej jakości”. Jako że badania sprawdzają wpływ KP na różne wskaźniki w metaanalizie skupiono się tylko na tych najczęściej występujących i tak oto poniżej macie żywcem z konkluzji artykułu

  • Cholesterol – wydaje się, że karmienie piersią nie ma wpływu na późniejszy poziom cholesterolu
  • Ciśnienie krwi – wydaje się, że jeżeli KP odgrywa tu jakąkolwiek rolę ochronną to jej wielkość jest zbyt mała by miała znaczenie dla zdrowia publicznego

Te wyniki były nowością w stosunku do meta-analizy przeprowadzonej w 2007 roku przez tych samych autorów, wówczas bowiem wyszło, że cholesterol i ciśnienie krwi są gorsze u dzieci karmionych MM.

  • Cukrzyca – dysponujemy tylko dwoma badaniami wysokiej jakości, które uzyskały wyniki przeciwstawne (w jednym niewielki wzrost, a w drugim redukcję występowania u osób karmionych piersią), a w badaniach randomizowanych nie brano pod uwagę tego wskaźnika, w związku z czym potrzebne są dalsze badania by wyciągnąć jakikolwiek sensowny wniosek
  • Otyłość – jeżeli weźmiemy pod uwagę wszystkie badania to wychodzi, że szansa wystąpienia otyłości u dzieci karmionych piersią jest o 24% mniejsza niż u tych karmionych MM, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę wyłącznie dane z badań o wysokiej jakości to okaże się, że odsetek ten jest równy 12. Jeżeli zaś weźmiemy pod uwagę tylko badanie randomizowane to nie ma różnic. Konkluzja autorów jest zatem taka, że karmienie piersią może zapewniać w pewnym zakresie ochronę przed otyłością, ale nie można też wykluczyć, że to inne zmienne, a nie KP samo w sobie wpływają na takie a nie inne wyniki.

Dwa lata później w 2015 roku Ci sami autorzy opublikowali kolejną metaanalizę uwzględniającą dodatkowo badania, które ukazały się w ciągu tego okresu. W przypadku cholesterolu i ciśnienia wyniki były identyczne. W przypadku otyłości trochę im się rozjaśniło i stwierdzili, że w porównaniu do dzieci karmionych MM, dzieci karmione piersią mają o 13% mniejsze szanse na otyłość. Cukrzyca dalej pozostaje zagadką.

Wpływem KP na skłonność do alergii i astmy zajęła się z kolei meta-analiza z 2015 roku. I faktycznie – są przesłanki świadczące o tym, że karmienie piersią jest związane z redukcją ryzyka astmy u dzieci w wieku 5-18 lat, nie stwierdzono natomiast związku między karmieniem piersią a rozwojem alergii pokarmowych.

Jest jednak jeden wskaźnik długofalowy co do którego zgadzają się (choć też nie zawsze bo są i takie w których korelacji nie zauważono) i zwykłe badania i te dobre jakościowo i te randomizowane i nawet wspomniane metaanalizy. Tym wskaźnikiem jest inteligencja. Wiele wskazuje bowiem na to, że kp koreluje ze zdolnościami intelektualnymi dziecka. Ale bez nadmiernej ekscytacji proszę – to nie są drastyczne różnice i nie jest tak, że dzieci karmione mieszanką mają trudności ze zdaniem pierwszej klasy podczas gdy piersiowcy dostają nobla jeszcze zanim zaczną studia. To są raczej niewielkie różnice – z meta-analizy z 2015 roku wynika, że średnio jest to o 3,44 punktów więcej w standardowym teście inteligencji, ale już po wzięciu pod uwagę istotnej zmiennej jaką jest IQ matki średnia ta wynosi 2,62 – szału zatem nie ma. Nie wspominając o tym, że to korelacja, a nie wynikanie, więc generalnie wciąż możemy sobie tylko gdybać.

Dobra nauka, dobre intencje, ale…

Wiem, że czujecie się teraz nieco zagubieni i przytłoczeni ilością danych. No bo jaki z tego wszystkiego wniosek? Czy to znaczy, że nie ma różnic między mlekiem mamy a mieszanką i że w ogóle bujda na resorach z tą całą dobrocią płynącą z mleka mamy? NIE. Przypomnijcie sobie pierwszą połowę wpisu – zgodnie z obecną wiedzą mleko mamy jest optymalnym pokarmem dla niemowląt i najlepszym uzupełnieniem diety w wieku ponadniemowlęcym. Długofalowe korzyści płynące z KP pozostają póki co dyskusyjne, niemniej są przesłanki świadczące o tym, że pewne korzyści utrzymują się także po odstawieniu (vide mniejsze ryzyko otyłości czy astmy). Niezależnie jednak od tego czy efekty długofalowe są duże czy minimalne, mleko matki jest po prostu normą biologiczną i jako taka powinno być traktowane.

Pamiętajcie też, że sporo rzeczy dopiero odkrywamy, a mleko mamy ma przed nami jeszcze wiele tajemnic – ot choćby zaczynamy podejrzewać, że matczyne mleko dla córek może mieć nieco inny skład niż to dla synów albo odkrywamy w mleku matki komórki macierzyste i inne fascynujące rzeczy, które czynią mleko mamy wyjątkowym. Jest też kwestia mikrobiomu, ale dla mnie to wciąż nowość i chodzenie po grząskim gruncie, bo owszem wykazano, że są różnice w mikrobiomie między niemowlętami karmionymi piersią a mieszanką, ale różny nie oznacza z marszu lepszy i gorszy, tylko różny po prostu, a różnorodność czasem jest dobra, czasem zła, a czasem neutralna. Jak będzie w tym przypadku jeszcze nie wiemy. Ale za 2, 20, 40 lat będziemy wiedzieć więcej. Dzięki czemu będziemy mogli nie tylko lepiej promować mleko mamy, ale też, co ważne tworzyć coraz lepsze mleko modyfikowane dla tych dzieci które z jakiś, nieważne jakich, względów nie są karmione piersią. Bo, o widzicie, tu mamy kolejną trudność w badaniach związanych z długofalowymi skutkami karmienia MM – ono się zmienia. To które dostają dzisiejsze niemowlęta, jest inne niż 15 lat temu i zupełnie inne od tego, które dostawałam 30 lat temu ja. W związku z czym ewentualne długofalowe skutki karmienia MM dzisiejszych niemowląt poznamy za kilkadziesiąt lat.

Czy zatem możemy twierdzić, że mleko modyfikowane jest szkodliwą substancją zwiększającą w znaczący sposób ryzyko wielu chorób? Jak wynika z powyższego dane nie są konkluzywne, dlatego wszelkie tego typu sugestie są pewnego rodzaju nadużyciem, nawet jeśli popełnionym w dobrej wierze i z dobrymi intencjami, bo wierzę, że właśnie takie przyświecały autorce.

Zresztą generalnie dość często można – zwłaszcza na polu internetowym – zaobserwować pewne zagalopowanie się w entuzjazmie w imię promowania mleka matki. I nie byłoby w tym nic złego, bo tak mleko matki trzeba jak najbardziej promować i mówić o tym, że jest ono optymalnym wyborem, ale w imię hasła „kobietom należy się prawda” dość często zapominamy, że ta prawda nie zawsze jest czarno-biała i nie zawsze poparta solidnymi dowodami naukowymi. Chciałabym by promowaniu mleka matki nie towarzyszyło entuzjastyczne przypisywanie mu właściwości magicznych z równoczesnym przypisywaniem toksycznych właściwości mleku modyfikowanemu.

Prawda jest bowiem taka, że znakomitej większości ssaków nie trzeba przekonywać dyskusyjnymi i bardzo słabymi argumentami do tego, że karmienie piersią jest najlepszym wyborem – ssaki to wiedzą – wszak nie od parady nazywamy je ssakami. Z raportu Femaltiker wynika zresztą, że chęć karmienia piersią deklaruje w Polsce 91% kobiet. Czyli zdecydowana większość. I ta większość potrzebuje wsparcia zwłaszcza w postaci solidnej i darmowej opieki okołolaktacyjnej by móc swoje cele zrealizować. Potrzebuje wsparcia takiego jak dają Agata i Małgorzata i ich Fundacja Promocji Karmienia Piersią, która działa u podstaw i na wielu frontach i która mam nadzieję, za jakiś czas zmieni rzeczywistość dzięki czemu takie dziewczyny jak nasza Danka i Ilonka nie będą musiały płacić ciężkich pieniędzy by kształcić się w zakresie doradztwa laktacyjnego, tylko po prostu wyniosą tę wiedzę ze studiów, po to by ułatwić mleczne początki takim dziewczynom jak Anita. Bo mleko matki jest optymalnym wyborem dlatego wspaniale by było gdyby tym 91% kobiet udało się karmić wyłącznie piersią przez 6 miesięcy, a potem kontynuować karmienie do co najmniej roku/dwóch lat.

Ale 9% kobiet karmić nie chce. Z różnych powodów – zapewne jakaś część z nich myśli, że mleko modyfikowane jest identyczne z mlekiem mamy i dlatego wieść o tym, że tak nie jest trzeba nieść świat – z wyczuciem i bazując na solidnych argumentach, które nie podważą i tak już nadszarpniętego społecznego zaufania do świata nauki. Niemniej część – jak ja – nie chce karmić z innych powodów i żadna z tych kobiet nie musi się z tego tłumaczyć. Żadna też nie musi słuchać o tym, że z egoistycznych pobudek truje swoje dziecko. Bo nie truje.

Piszę o tym, bo wielokrotnie w reakcji na nasze teksty dot. karmienia piersią widziałam komentarze w tonie „Właśnie! Dobrze, że to piszecie! Mleko mamy jest najlepsze, dlatego nigdy nie zrozumiem tych kobiet co mówią, że nie chcą karmić i dla własnej wygody rezygnują z karmienia, a przecież to najlepsze co można dziecku dać.” Często też pada argument, że mleko modyfikowane powinno być na receptę.

Zawsze się z Danką uśmiechamy do tych komentarzy – bo nie licząc pojedynczych wtajemniczonych czytelników, większość z was nie wie, że pisze o mnie 😉 A wiecie co mi dawało siłę do tego by nakarmić Pierworodną jeszcze ten jeden raz, dzięki czemu karmienie którego miało w ogóle nie być trwało 10 miesięcy? Moją siłą była pucha mleka stojąca w kuchni obok rzędu wyparzonych butelek. Przed każdym karmieniem myślałam, ok – jak teraz nie dasz rady to idziesz do kuchni, robisz mleko i kończysz z KP raz na zawsze. Świadomość tego pozwalała mi spróbować raz jeszcze. I jeszcze. Dlatego bardzo bym chciała żebyśmy zaczęli widzieć w decyzjach dotyczących karmienia trochę mniej zer i jedynek, a trochę więcej człowieka.

ps. a jakby ktoś jeszcze nie wiedział to Danka i Ilona mają swoją poradnię laktacyjną w Katowicach – link u góry strony 😉

Wspaniałe zdjęcie przewodnie zrobiła wspaniała Fotosister – fotografia noworodkowa, ciążowa i rodzinna (klik)

Źródła

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

92 komentarze

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    Hafija

    „Dodajmy kancerogenów” 😀 nie mogę kontynuować 😀

    • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

      Asia mama Zosi

      Swietny tekst :):( dziekuje za niego 🙂

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    radoshe

    Wow! Czyta się jak dobry kryminał! Kawał świetnej roboty!! Gratuluję? Czuję, że ten artykuł, z różnych względów, będzie bił rekordy szerowania ?

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    Oriana

    Uffff, dziękuję!
    Przez pierwszych 5 miesięcy życia naszej córy przeżywałam istny horror – chciałam karmić, a nie mogłam! Mała przez pierwszy miesiąc straciła ponad 300 g (!) i zalecono nam mieszankę. Nie wiem czy słusznie, ale wtedy zrobilibyśmy wszystko, żeby w końcu zaczęła przybierać. Karmienie na żądanie, a prawie każda przerwa (w nocy też) z laktatorem. Po tych 5 msc ściągałam już jakieś 50 ml na dobę i traktowałam to jako totalną porażkę myśląc, że to moja wina.
    Na szczęście mała od urodzenia miała 2 razy katar (sic!) i raz trzydniówkę, a poża tym jest arcyzdrowym, zadowolonym z życia i mieszczącym się w górnych centylach bobasem.
    Czyli aż tak źle na tym nie wyszła 🙂
    Dzięki raz jeszcze!

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    Justyna

    „Chciałabym by promowaniu mleka matki nie towarzyszyło entuzjastyczne przypisywanie mu właściwości magicznych z równoczesnym przypisywaniem toksycznych właściwości mleku modyfikowanemu.”

    Podpisuję się pod tym wszystkimi czterema kończynami!

    Jakkolwiek karmię „dopiero” 8 miesięcy, to jedna jedyna butelka mm podana przeze mnie w pierwszej dobie po porodzie w szpitalu wywołała „terror laktacyjny”, którego do końca życia nie zapomnę. Ilość łez, które wtedy wylałam przez te 30 ml i jedną panią, tłumaczę hormonami. Gdyby nie to, że wiedzę o kp zdobywałam „od zawsze” (wszystkie moje ciotki i kuzynki kp, było to naturalne – jako małe dziewczynki mogłyśmy zajrzeć do cioci, która karmiła maleństwo), studia, 9 miesięcy ciąży wypełnione artykułami i książkami („Sztuka karmienia piersią”) to ta jedna „terrorystka laktacyjna” skutecznie zabiłaby we mnie całe poczucie, że jestem matką, która jest w stanie nakarmić swoje dziecko. A pani była świeżym Certyfikowanym Doradcą Laktacyjnym. Tak się chciałam podzielić 😉

    • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

      caltha

      oj też „terror laktacyjny” zabił we mnie dużo. A najbardziej teksty o tym że jedna butla mm czyni takie spustoszenie we florze jelitowej że marnuje nawet najdłuższe kp. Tak- bardzo to mobilizuje do dalszej walki z laktatorem

    • Odpowiedz 18 stycznia, 2016

      Konishiko

      Uff, moze to i dobrze, ze u mnie w szpitalu byly tylko wyluzowane polozne a nie doradczynie laktacyjne. Syn jakies 12 godzin po porodzie dostal jedna butle, bo obydwoje bylismy wypruci i przysysanie sie zle nam szlo, po czym uszanowano moja prosbe, zeby jednak potem go sprobowac przystawic i przez kolejne 2 dni pobytu udalo sie nam rozkrecic KP calkiem dobrze. Przy czym nikt nie komentowal ani tej butli jako mojej porazki, ani prob KP jako bezsensownych, tylko pomagal przystawic dzieciaka odpowiednio. Za takie wsparcie jestem bardzo wdzieczna 😉

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    G

    od dnia kiedy na teście pojawiły się dwie kreski, wiedziałam, że będę karmić piersią. Los napisał inny scenariusz. Najpierw problem z brodawkami ( jedna wklęsła, druga płaska), więc w gre wchodziły tylko kapturki. Niestety Syn mało przybierał na wadze, więc raz na dobę miał dostawać dodatkowo mm. Szok, załamanie. Trudno, to nie koniec świata. Potem zapalenie piersi. Niby łagodne, bo bez gorączki, tylko nie chciało puścić. Po kilku dniach diagnoza – ropień. I szpital, stół operacyjny, zatrzymanie laktacji… Karmiłam 4,5 tygodnia.Potem depresja, bo nikt nie umiał mi odpowiedzieć na pytanie „dlaczego”, bo dookoła nie było nikogo, kto by mi pomógł, bo wszyscy patrzyli na mnie jak na wyrodną matkę, bo mój Syn był na mieszance…

    • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

      A

      Znam to…Też bardzo chciałam karmić piersią. Wiedziałam, że może nie być łatwo ale nie wiedziałam, że (u mnie) aż tak. Parę dni po powrocie ze szpitala dostałam zapalenie piersi, tyle że u mnie od razu z wysoką gorączką i potężnym bólem piersi i brodawki, bez żadnego wcześniejszego „ostrzeżenia”. Trwało to 6 tygodni – antybiotyk za antybiotykiem a zapalenie nie przechodziło. Przyznaję, że z ulgą przyjęłam wiadomość, że muszę odstawić KP. Miałam dość bólu przy przystawianiu małej i nieprzespanych nocy, bo trzeba było odciągać laktatorem. Byłam załamana, gdy Pani pediatra powiedziała, że jestem wyrodną matką, a do męża zwróciła się słowami „kogoś sobie wziął?!” bo mała jest na MM. Chcemy jeszcze jedno dziecko i z przerażeniem zastanawiam się jak będzie wyglądało moje karmienie piersią drugiego dziecka.

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    Agnieszka

    Jestem Ci bardzo wdzięczna za ten post. Bo ja też nie znoszę karmienia – i już karmię 9. miesiąc, bo to najlepsze, co mogę dać dziecku. I moją siłą też jest puszka z mm, która – jeśli już nie mam siły, nie ma mnie, czy laktator nie daje rady – ratuje mojego Michała. I mnie przy okazji. Mam nadzieję, że jeśli zdecyduję się na drugie dziecko, to też będę to łatwiej znosić. 😉

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    mdom

    Ja karmię małego ssaka 8 miesiąc…od dnia, kiedy dowiedziałam się, że będę mamą wiedziałam, że będę karmić piersią, naczytałam się o mistycyzmie, magicznej więzi, aniołach z niebios wychwalających moją kobiecość. Tak nastawiona przystąpiłam do karmienia, a że mój ssak jest wyjątkowo ssakowy nie miałam problemów z przystawianiem dziecka, żadnego doradztwa nie potrzebowałam. i ktoś by mógł pomyśleć bajka! ale nie… od 2 dnia po porodzie nienawidziłam karmienia: przez bolące sutki, cieknącą krew, strupy, zastoje, chodzenie w kapuście ( nie dość, że masz odparzone krocze bo się okazało, ze jesteś uczulona na każdy jeden dostępny podkład poporodowy i musisz chodzić w ligninie, to jeszcze śmierdzisz roztłuczoną kapustą!). Ból porodowy przy bólu cycków – to nic! a ten ssak chce jeść i jeść, i je i je, i znowu je. 3h w życiu nie wytrzyma ani ssak, ani matka bo ssak drze się na potęgę. no ale własna matka moja, mówiąc, że też tego nie znosiła, podtrzymała na duchu i jakoś miesiąc minął, sutki się przyzwyczaiły i karmię do tej pory. Chociaż nie pokochałam KP, ani specjalnie mistycyzmu nie poczułam, wkurzam się nadal jak mi to mleko cieknie i mówię sobie jeszcze miesiąc, jeszcze miesiąc i kończymy zabawę. Najbardziej przy dalszym karmieniu trzyma mnie jednak fakt, że mleko moje jest darmowe i dostępne w każdych warunkach;)

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    Marta

    Dzieki Ci za ten wpis! Jesteś wielka. Pozwalasz wyjsc niektorym z poczucia winy 🙂

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    Agulec

    Moim najwspanialszym doradcą laktacyjnym była moja mama, która godzinami w szpitalu, a potem w domu uczyła jak radzić sobie z niechciejącym cyca bobasem. Niestety w szpitalu nie było odpowiedniego wsparcia, a były pytania czy nakarmić MM. Teraz ja czuję potrzebę pomagania młodym mamom i każdej znajomej oferuje swoją pomoc. Jestem dumna, bo „moje mamy” odniosły sukces nawet ponad ich własne oczekiwania. Często pomaga ustalenie sobie takiego minimalnego terminu do kiedy będę (próbować) karmić, a później przesuwaniu go o kolejne okresy czasu. Myślenie,ze na MM jeszcze przyjdzie pora to tez dobra motywacja.
    PS. Dobry i rzeczowy tekst 🙂

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    Marta

    Dziekuje za ten wpis! Pozwalasz wyjsc niektorym z poczucia winy 🙂

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    caltha

    Dziękuję. To chyba pierwszy tego typu artykuł. Dowcipnie, prawdziwie, po ludzku z szacunkiem

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    Marta

    Moj komentarz sie dwa razy pojawil, ale to przez jakis blad na stronie, bo mialam wczesniej komunikat, ze sie nie zapisal to dodalam raz jeszcze. W kazdym razie moge powiedziec to po raz trzeci: dziekuje z calego serca za ten wpis!

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    monika

    Pierwsze dzicko na butelce, NIENAWIDZILAM kp. Drugie przy cycu…nie MŚ nic cudowniejszego:) może dorosłam…???

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    Jaskółka

    Masz taką samą historię karmienia jak ja! I też z puchą mleka „na otuchę, jakby co” <3

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    Joanna Janaszek

    Myślę, że ten tekst powinna przeczytać każda mama, przyszła mama, babcia, każdy!!! Kawał świetnej roboty, pomimo że dlugasny to przeczytałam go jednym tchem.

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    Agulec

    A nie ma badań o wpływie karmienia piersią na utratę zbędnej wagi (matki) po porodzie?

    • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

      Alicja

      Badania są na wszystko – tu są jednak tylko te które były randomizowane lub metaanlizy.

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    Beata

    Skoro Ty karmiłaś 10 miesięcy i jesteś dobra matka, to Chyba spróbuje sie wyzbyć poczucia winy, ze tez mniej więcej tak karmiłam 😉 I ze od 2 m.c. dokarmilam. I to wlasnie trzymało mnie przy życiu, ze nadejdzie wieczór, a moje jeczace dziecko weźmie jego ojciec, napoi tym białym. A ja wtedy bede siedziała daleko i cieszyła sie, ze nikt mnie nie dotyka. Szkoda tylko tych nerwów, obwiniania sie, wyrzutów…

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    Nie Lubiłam A Karmiłam

    Alicjo, ja rownież miałam niesamowity wręcz wstręt do kp. Do dnia dzisiejszego nie umiem sobie wytłumaczyć jak to się stało, że dałam radę karmić całe 21 miesięcy nigdy nie podając mieszanki. Pomagał internet i czytanie Hafiji i Mataji podczas karmień, niemniej jednak dzień w którym zakończyłam karmienie był jednym z najszczęśliwszych w moim życiu. Cieszę się, że dałam radę, że pomimo iż cierpiałam nie zrobiłam z siebie męczennicy, i że jesteście i piszecie dla nas czytelniczek takie fajne rzeczy w swoim własnym prywatnym czasie. Pozdrawiam gorąco, Ola

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    MultiMatka

  • Odpowiedz 14 stycznia, 2016

    marta

    Moim komentarzem nie wniosę nic ważnego do całej dyskusji, ale mimo to nie powstrzymam się od głosu.
    Przykro mi zawsze, jak widzę, że młodym matkom odbiera się możliwość samodzielnego decydowania w oparciu o własne preferencje – bo komisja złożona z położnych, pielęgniarek, ciotek, koleżanek, babek, matek, teściowych orzeka, że coś powinno się robić tak, a nie inaczej, więc drżyj matko, spróbuj nie sprostać oczekiwaniom, czeka Cię lincz, mnóstwo przykrości i wyrzutów, że wszystko robisz źle i się nie nadajesz. W końcu macierzyństwo to nie bajka, twoje uczucia się nie liczą, teraz masz dziecko, o nim powinnaś myśleć! I może jest w tym jakaś racja, ale dlaczego nie można po prostu podążać za własnym instynktem i przestać się codziennie biczować, robiąc coś, czego się nienawidzi?
    Czy nie ma badań naukowych mówiących, że wypoczęta (w miarę możliwości ;), zrelaksowana i uśmiechnięta matka jest dla dziecka większym dobrem niż umęczona matka-zombie, która próbuje sprostać oczekiwaniom środowiska robiąc wszystko wbrew sobie?
    Wydaje mi się, że macierzyństwo i wychowanie dzieci, nawet bezproblemowe, jest na tyle męczące, że nie ma sensu robić sobie pod górkę i trzeba skupić się na tym, co przychodzi bardziej naturalnie – dla niektórych to będzie karmienie piersią, a dla innych przygotowanie butelki. I super – niech każda z nas robi to co nam pasuje. Myślę, że komfort psychiczny który dzięki temu sobie zapewnimy przyniesie więcej korzyści dla dziecka niż ciągła walka o coś, w co się nie wierzy.

    W każdym razie – ja wierzę w zbawienną moc ułatwiania sobie życia. Polecam 🙂

    • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

      Kasia

      Zgadzam się całkowicie z Martą. Dzisiaj macierzyństwo, szczególnie jego początki, jest szalenie trudne, bo jest cała piramida spraw, które składają się na bycie, zdaniem otoczenia, dobrą lub złą matką, kobieta jest rozliczana z masy detali, poddana ogromnej presji, ale jednocześnie często zostawiona bez żadnego wsparcia w ogromnie stresującym i zmieniającym jej życie momencie. Wszyscy wokół wiedzą najlepiej, wszyscy radzą, ale mało kto wspiera i stara się zrozumieć matkę.
      Przyznam szczerze, że mnie ten artykuł rozczarował. Bo niby autorka stara się być wyważona, niby studzi emocje, ale jego wymowa mimo wszystko jest taka, że karmienie piersią jest jednak LEPSZE. Nie w wymiarze biologicznym, fizjologicznym, medycznym. Jest lepsze w wymiarze macierzyńskim, emocjonalnym. Nie wiem, czy taka była intencja autorki, pewnie nie, tak po prostu wyszło. Jak zwykle: karmisz piersią – jesteś lepszą matką.
      Zastanawia mnie, dlaczego w dyskusji o karmieniu piersia pomijany jest zasadniczy element, który zawsze się w końcu pojawia, gdy poruszany jest temat KP. Otóż zwolenniczki KP powtarzają, że karmienie piersią jest czymś najnaturalniejszym, oczywistym, regulowanym przez naturę, no nie ma możliwości, żeby nie wykarmić dziecka. Tymczasem nasze życie jest tak dalekie od natury, tak dalece zakłócona jest jego naturalna równowaga, że ten argument staje się po prostu martwy. Ale to już temat na inny artukuł.
      Podpisano: Gorsza Matka.

      • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

        Onaa30

        A czego oczekiwałaś? Że będzie w artykule tekst, że mleko matki nie jest lepsze? Że nie jest bardziej naturalne i sprzyja większej więzi z dzieckiem? Skoro takie właśnie są fakty, to taki też musi być ten wpis. Jeśli mleko matki jest stworzone przez naturę specjalnie dla dziecka, to musi być lepsze niż mm choćby nie wiem co kto myślał. I w artykule również jest lepsze w sensie biologicznym, fizjologicznym, medycznym. Przeczytaj jeszcze raz artykuł, bo źle go zrozumiałaś.

        • Odpowiedz 19 stycznia, 2016

          Kasia

          Chyba jednak sama wiem lepiej, czy go zrozumiałam, czy nie. Pisze o tym, co odczuwam podskórnie po jego przeczytaniu. W tobie za to widzę zadatki na laktacyjną terrorystkę. dobrze ci idzie. I mam wrażenie, że to ty nie zrozumiałaś tekstu – fakty są takie, że… badania niewiele pokazują i nie pozwalają na formułowanie kategorycznych tez. Takich jak twoje. Mojej wypowiedzi też nie zrozumiałaś. Trudno.

      • Odpowiedz 18 stycznia, 2016

        wiki

        Kasiu, biczujesz siebie samą, ale to chodzi bardziej o to, że:

        – karmisz piersią – postępujesz rozsądnie
        – chcialabys karmic piersią, probowalas, ale nie możesz – trudno, pozostaje mieszanka, postępujesz najlepiej jak możesz
        – nie chcesz karmic piersią, choc możesz, ale z niedojrzałych pobudek wybierasz od razu od dnia zero mieszanke – postępujesz nierozsądnie, przynajmniej spróbuj, karmic albo może odciagac i podac lejace się z piersi mleko przez butelke, bo mleko matki zawsze będzie dla TWOJEGO UKOCHANEGO DZIECKA, dla którego powinnas chcieć najlepiej na swiecie, lepsze niż mieszanka (zgodnie z nauka).

        • Odpowiedz 19 stycznia, 2016

          Kasia

          Czy wy, matki karmiące piersią, kompensujecie sobie coś tym karmieniem i czy co? Dlaczego dajecie sobie prawo do oceny („niedojrzałe pobudki”, „postępujesz nierozsądnie”) kogokolwiek? Czy ja was oceniam? Komentuję wasz wybór czy też bonus, który dostałyście od natury w postaci możliwości karmienia piersią? Skąd w was tyle negatywnych emocji wobec matek niekarmiących piersią? To niebywałe, jaki pokaz dziobania dają te słodko pochylone nad karmionym przez nie niemowlęciem wcielenia macierzyństwa. Czy wy się czasem słuchacie?

          • 11 lutego, 2016

            Ania

            Kasiu- popieram w 100%! Ja od początku chciałam karmić piersią, ale życie zdecydowało inaczej. Przez długi czas miałam z tego powodu wyrzuty sumienia, choć robiłam wszystko, by karmić naturalnie. A skąd się brało to uczucie? Reklamy, kampanie społeczne, wielki napis na opakowaniu mm „to mleko matki jest najlepsze!”, ciągłe rady „przystawiaj, przystawiaj, przystawiaj, a mleko w końcu poleci”. No, nie poleciało. To wszystko potęgowało poczucie winy, choć tak naprawdę stan faktyczny nie zależał ode mnie. Byłam przygotowana na bolące sutki, cieknące mleko, bolesne zapalenia piersi, nie byłam przygotowana na zbyt małą ilość mojego mleka. Moje dziecko mizerniało z dnia na dzień, a ja cieszyłam się, że udaje mi się po wielu przebojach karmić tylko piersią. Po miesiącu utrzymywania się ciągle żółtaczki, wizyt położnej laktacyjnej i lekarza, według których wszystko jest ok i ważenia dziecka „na rękach” zważyliśmy dziecko sami. I wylądowaliśmy w szpitalu. Dziecko odwodnione, z postępującą żółtaczką. Bardzo duży spadek masy ciała. I nadmienię, że dziecko nie zachowywało się jak dziecko „żółtaczkowe”. Domagało się samo karmienia mniej więcej co 2-3h. Jadło 20-30 min. Położna laktacyjna tak mnie wspierała w tym karmieniu piersią, że ciesząc się z „rozkręcania” laktacji zahamowałam własny instynkt i poczucie, że coś jest jednak nie tak. W końcu wizyta w szpitalu, głosy pielęgniarek, że „głodziłam swoje dziecko”. Laktator co 2h w trakcie, gdy moje dziecko zostało w szpitalu. I ciągłe ocenianie dookoła. Bo mleko matki najlepsze, bo karmić tylko piersią… Po skończeniu przez moje dziecko 3 miesiąca życia zakończyłam odciąganie mleka laktatorem. I to był dzień, w którym można rzec, narodziłam się na nowo i narodziła się moja miłość do dziecka. Bez stresu przed każdym karmieniem, bez kombinowania z herbatkami laktacyjnymi, okładami na piersi, bez ważenia co tydzień, czy przybiera, bez wypadających wkładek laktacyjnych i brzydkich mleczno-zapachowych biustonoszy, bez ciągłego poczucia bycia „brudną”. Widząc jak moje dziecko się rozwija na „złych” mieszankach myślałam sobie- jak to dobrze, że w końcu poszłam po rozum do głowy. Będąc mama pierwszego dziecka, pod ostrzałem informacji, ciągłych wymagań zapomniałam, że w tym wszystkim najważniejsza jest miłość. Nie mleko, nie opinie innych ludzi. Jak łatwo niektórym oceniać… Przez takie krzywdzące oceny masę matek wpada w depresję, czy ciągłe wyrzuty sumienia. Ja jestem zdania, że każdy postępuje według swojego rozumu i swojego sumienia. Nigdy nie powiem „poświęć się, to dziecko teraz jest najważniejsze”. To, że mleko matki ma najlepszy skład jest bezdyskusyjne. Jednak mleko modyfikowane jest również bogate w przeróżne składniki i godnie może zastąpić mleko matki. Uśmiechnijmy się, przestańmy oceniać, trochę empatii z obu stron- tylko tyle, by cieszyć się z macierzyństwa 🙂

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Ania

    Artykuł świetny.

    Tylko jedna uwaga. Nie ma czegoś takiego jak „najbardziej optymalny”. Jest „optymalny”. Bardzo dobrze się czyta ten tekst, a to jedno określenie zgrzyta tak, że aż boli.

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Zireael

    Aż pierwszy raz coś skomentuję, bo mi się gęba uśmiecha. Ufff! Moja przygoda z kp była początkowo trudna, mleko nie leciało, było mi niewygodnie w tych wszystkich usztywnianych pozycjach („plecy proste, tu kąt 90 stopni i nie zakładać nogi na nogę! I czego się Pani tak wierci? „”Bo miałam nacięte krocze i mnie boli na tym drewnianym krześle” „no trudno dla dziecka to przecież”). Potem spadek wagi i wyrok ” głodzi Pani dziecko”. O do dzisiaj pamiętam tą straszną noc, którą przepłakałam, stojąc przed wyborem czy „zagłodzić dziecko na śmierć” czy może je „otruć sztucznym mlekiem”. Ten artykuł bardzo mi pomógł. Dziękuję. Szczególnie, że niebawem do pracy wracam, a laktator nie wyciągnie mi więcej niż 20ml na raz i wizja konieczności dokarmiania raz w tygodniu jedną porcją mm znów mi się z tym truciem pokojarzyło… Także ten… Dzięki!

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Magda

    Mam pytanie czy zna pani jakiś sposób na odstawienie od piersi? Córka karmi piersią ja też moje dzieci karmiłam problem jest taki ze wnuczka ma 3 lata i jak mama pojawia się z pracy to chodzi za nią i błaga o „cycusia „a to już bardzo męczy . Może jakiś sprawdzony sposób.?

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Armein

    Oczyściłyście mnie z wyrzutów sumienia i samoobwiniania, które czuję przygotowując popołudniową butlę mm… Dzięki!

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Ola

    Super tekst. Na początku myśłałam, że piszesz o mnie, nienawidziłam karmienia, mimo że ewidentnie nie miałam D-Mer. Ale zmagam się z depresją, może dlatego. Zwiększenie dawki sertraliny spowodowało, że po konsultacji z psychiatrą, pediatrą i położną zdecydowałam się przejść całkowicie na MM, chociaż przy najmniejszej dawce jeszcze karmiłam. Dzięki lekom funkcjonowałam i byłam wstanie zająć się jakkolwiek synem. Z czasem było tylko lepiej, choć do teraz, a minął ponad rok, biorę leki, bo wracają mi czasem lęki. Dla takich mam jak ja mleko modyfikowane jest wybawieniem. A teksty, że truję dziecko, jeszcze pogłębiają moją i tak skopaną pewność siebie.

    • Odpowiedz 14 lutego, 2016

      Pani Pacman

      Ja mam Zespół Lęku Uogólnionego i też normalnie biorę antydepresanty. W ciąży nie biorę i staram się jakoś trzymać i nie zwariować kompletnie, ale jest ciężko. Natomiast po porodzie od dnia nr 1 zaczynam brać swoje leki , więc nie ma możliwości, żebym nawet próbowała karmić piersią. KP jest fajne i trochę lepsze od MM, ale nie aż tak bardzo ważne jak szczęśliwa i zrelaksowana mama, bez depresji poporodowej i stanów lękowych.

      • Odpowiedz 15 lutego, 2016

        Danka

        Hej. Istnieją leki, które są dozwolone przy kp. Można przyjrzeć się każdemu lekarstwu pod tym względem. Jeśli chciałabyś jednak rozważyć kp to możesz skonsultować się z doradca laktacyjnym czy z Centrum Nauki o Laktacji.

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Gosia

    No cóż…jednak Cię kocham. Jezuuuuu, jak mi jakoś lżej…

    9 miesięcy i karmimy się dalej…się zobaczy co dalej. Ale dzięki Tobie chyba z mniejszymi emocjami w końcu.

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    m_ysz_ka

    Ja karmię 4,5 roku. Przyznaję, że miałam moment takiego lakto-terroryzmu, ale raczej tylko we własnej głowie nie w czynach. To była chyba taka reakcja obronna na to, że jeszcze zdarzały się momenty karmienia publicznego a dziecko już było taaaakie duże. I zdarzyło mi się ocenić inne matki, szczególnie w odpowiedzi na ocenę mnie 😉
    Ale teraz kiedy już jestem weteranką i karmimy się tak jak długo jak jakiś minimalny odsetek rodzin w Polsce to mam masę wyrozumiałości dla innych matek. I nie to nie jest taka łaska, czy traktowanie ich z wyższością (bo to jest też czasem zarzucane tekstom w rodzaju „ja karmię długo, ale rozumiem, że ktoś ma inaczej). Po prostu po tylu latach 🙂 karmienia stwierdzam, że to naprawdę nie jest najważniejsze. Cieszę się, że nam się tak udało, niech magiczne właściwości mleka podziałają na mojego syna jak najlepiej 😉 ale o tym jaką jestem matką to nie świadczy. Jest wiele innych aspektów przy których daję radę albo daję plamę. I jeszcze masa życia i prób i przeżyć przed nami. I naprawdę nie mi wartościować czy ważniejsze jest karmienie na początku mlekiem czy to jak się odżywia przedszkolak. A może w ogóle nie żywienie jest najważniejsze, ale to jaką relację się z dzieckiem buduje? To tylko elemencik. fajny jak jest, ale jak go nie ma to są inne.
    Oczywiście to jest bardzo ważne co robi Hafija, Kwartalnik itd. I niesamowicie ważne jest, żeby kobiety wybierając miały prawdziwe i pełną wiedzę o karmieniu. I to jest prawdziwy problem, że wsparcie laktycyjne jest na bardzo różnym poziomie. Oczywiście. Ale już chyba dorosłam do tego, żeby uczciwie przyznać, że to jest wybór kobiety i że każda z nas ma inną historię. I naprawdę nie nam obcym oceniać.

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Pru

    Świetny tekst, bardzo dziękuję – byłoby wspaniale, gdyby ludzie nauki potrafili tak przekazywać wiedzę „maluczkim”, jak Wy. A tak z ciekawości – co to jest mikrobiom?

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Przyszła wyrodna matka ;)

    Bardzo dziękuję za ten artykuł, zwłaszcza za pierwsze akapity! Mnie też karmienie piersią nie kręci kompletnie, myśl o przyssanym do mnie dziecku wydaje mi się jakby…obleśna, a dziecko w brzuchu planowane i wyczekane tego odczucia nie zmieniło. O karmienie jednak powalczę głównie dlatego, że przemawia do mnie ekonomia, po co mam płacić ciężką kasę za coś, co lepszej jakości mogę sama wyprodukować? Do dodatkowej walki motywuje fakt, że syn urodzi się z rozszczepem wargi, co może utrudnić karmienie i zmusić do karmienia butelką, więc uzbroję się w laktator i żywcem mnie nie wezmą 😉

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Netka

    Chyba pierwszy raz popłakałam się, czytając tekst oparty o badania naukowe… Odkąd tylko zaszłam w ciążę, byłam przekonana, że będę karmić piersią minimum przez rok. W szpitalu po porodzie było ok, bo były naprawdę cudowne położne, które pomagały mi przy każdym karmieniu. Następne 4 tygodnie w domu to był koszmar. Młoda nie chciała jeść, w nocy od samego początku spała ok. 6 godzin bez karmienia; w dzień też nie było lepiej. Polecana doradca laktacyjna stwierdziła, że ona terminy ma za dwa tygodnie, a poza tym, jak nie zacznę karmić co 3 godziny to nie mam po co do niej przychodzić. Jakby to moją fanaberią było. Więc przystawiałam co 3 godziny, co absolutnie żadnego efektu nie dawało, bo Młoda i tak nie jadła tylko spała. Jedyne co się pogłębiało, to moja depresja. W końcu nie dałam rady. Doszłam do wniosku, że albo podam mieszankę, albo mnie zamkną w psychiatryku, a wtedy i tak karmić nie będę. Ile się później nasłuchałam na ten temat to też moje; łącznie z uwagami pielęgniarki w szpitalu, gdzie trafiłyśmy z Młodą, że ona to bliźniaki wykarmiła, więc jakbym tylko CHCIAŁA to dałabym radę. W tamtym okresie życia niczego innego chyba tak bardzo nie pragnęłam, jak tylko karmić Młodą. Ale nie dałam rady.

    Do tej pory nic innego nie wywołuje we mnie tak silnego poczucia winy. Jak dla mnie to jedyny efekt „terroru laktacyjnego”, bo o przewadze mleka matki jestem głęboko przekonana. Mam też ogromny żal za brak profesjonalnego wsparcia ze strony ludzi, którzy powinni byli go udzielić.

    • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

      Karolina

      Netka, jak ja Cię dobrze rozumiem! 3 pierwsze miesiące macierzyństwa to był dla mnie psychiczny koszmar, że nie potrafię samodzielnie wykarmić swojego dziecka, a przecież „karmienie jest w głowie” (znienawidziłam to zdanie) i „wystarczy chcieć”. A moje dziecko wisiało na piersi po 40-60 minut a potem płakało, aż nie dostało jeszcze butelki z mm. Tak się zastanawiam, w czym tkwi największa szkodliwość tego terroru laktacyjnego i stwierdzam, że chyba w tym, że wiedza o wyższości kp nad mm jest dziś raczej powszechna, wszyscy w otoczeniu świeżo upieczonej matki zdają się nią epatować… brakuje tylko jej przełożenia na prawdziwe życie w tym konkretnym przypadku, który obok nich stoi. Wiedza o tym, że „karmienie jest w głowie” powodowała we mnie tylko większy zamęt, bo skoro bardzo chcę karmić i próbuję robić wszystko „jak trzeba”…to dlaczego moje dziecko płacze z głodu po kp i na samej piersi nie przybiera na wadze? Dla mnie największym wsparciem okazała się położna środowiskowa, która na moje pełne poczucia winy tłumaczenie się, że niestety dokarmiam mm jako pierwsza ze spotykanych „sił fachowych” odpowiedziała „Rób tak jak uważasz. Znasz swoje dziecko najlepiej, wiesz czego potrzebuje i nie zrobisz mu krzywdy.” I takiej postawy dziś moim zdaniem brakuje najbardziej – prostego dowartościowania matczynego instynktu i znajomości siebie samej i swojego dziecka.

      • Odpowiedz 16 stycznia, 2016

        Karolajn

        Hmmm… tylko to jest tak, że 40-60 minut przy piersi, to dla noworodka czy małego niemowlęcia może być za KRÓTKO…Moja córa przez pierwsze 2 miesiące spędzała przy piersi niemal całą dobę… Największy błąd to brak informacji od położnych, lekarzy, że tak może wyglądać karmienie – czyli całodobowe wiszenie i potem matki są w szoku ( też byłam). Na szczęście trafiłam na wspaniałą położna środowiskową a potem na Hafiję 🙂 I już wiedziałam co i jak. Mam nadzieję,że fundacja promocji kp zadziała w tej kwestii.

        • Odpowiedz 18 stycznia, 2016

          Lula

          O jak mi dobrze znane to zaskoczenie! I jeszcze slyszane zewszad glosy „on sie nie najada!” po tym jak wisial mi przez dwie godziny na piersiach a mleko lalo sie strumieniami. I pol godziny przerwy i znowu dwie godziny uziemienia. Tak sie zamartwialam ze moje dziecko sie nie najada ze jak w nocy 6 godzin przespal to nawet chcialam go budzic zeby norme co 3 godziny wyrobil (o ja glupia). Okazalo sie ze taki ssacolubny egzemplarz mi sie trafil a ze do smoczka nie bylismy przekonani to sie meczylam myslac ze glodny a on sobie po prostu ciumcial. Nikt mi nie powiedzial ze noworodek moze tak caly dzien sobie chiloutowac na cyckach. I ze to ze mu nie dam wcale nie oznacza ze go glodze. Doprowadzilo to rzecz jasna do zmasakrowania sutkow i niecheci do kp. Ze lzami w oczach odpinalam stanik do kolejnego karmienia bo puszki mm nawet nie osmielilam sie na wszelki wypadek kupic „taka to trucizna dla dziecka”. Wystarczylo ze sie od rodziny nasluchalam ze w szpitalu sie zgodzilam na podanie mm w drugiej dobie zamiast kroplowki bo po cc pod narkoza i zabraniu dziecka na intensywna terapie moja laktacja potrzebowala wiecej czasu na rozruszanie. Dobrze ze chociaz polozne i pielegniarki byly wyrozumiale i zapewnily mnie ze skoro stawiam kp na pierwszym miejscu to ta jedna butla niczego nie zmieni a juz na pewno nie oznacza ze jestem zla matka. Mleczna kraina ruszyla sie w 4 dobie po porodzie i karmimy sie juz 6 miesiac, ale wyliczam dni do zakonczenia bo przez to dwumiesieczne wiszenie na mnie non stop nie udalo mi sie tego polubic. Bo po terrorze laktacyjnym wprowadzonym w pierwszych dniach zycia przez osoby mi bliskie nikt nie pomyslal zeby mnie pozniej wesprzec i uprzedzic ze dziecko moze chciec ssac caly dzien nie bedac glodne. Tylko to wieczne „on sie nie najada” ale bron boze te niewinne istoty przed mm.

      • Odpowiedz 4 lutego, 2016

        ghh

        Moje dziecko też ssało nieraz przez godzinę. 10-20 min. przerwy i znów cyc. To normalne! Nie byłam na to przygotowana. Nikt i tym nie mówi. Ale wiele maluchów lubi ‚przykleić’ się do mamy. Niekoniecznie z głodu, choć przy okazji stymulując ssaniem zwiěkszanie produkcji mleka.

        • Odpowiedz 4 kwietnia, 2016

          Zazdrosna

          Moja pierworodna też nie dawała sie odkleić od piersi, bo ryk. Poczytałam, ze tak może byc i leżałam z nią 24h na dobę. Jednak po 2,5 tygodnia na pierwszej wizycie kontrolnej u pediatry okazalo sie, ze nie przybrała ani grama i nadal ma wagę najniższa od urodzenia. Na szczescie nie była odwodniona. Kolejna dwójka dzieci też sie nie najadała z piersi. Ale już nie czekałam kilku tygodni na ważenie, tylko od pierwszych dni po porodzie miałam wszystko pod kontrolą. Niestety konsultanci laktacyjni nie byli w stanie pomóc. Karmiłam mieszanie, bo wszelkie próby przejścia na samą pierś kończyły sie zatrzymaniem wzrostu wagi. Laktator na mnie nigdy nie działał. Poczucie winy było zawsze, mimo, że przy trzecim dziecku spodziewałam się już trudności. Nawet przyznam, ze byłam zazdrosna, i to juz w szpitalu, bo inne mamy wcześniej czy pózniej karmiły z powodzeniem, a ja taka doświadczona i nie dawałam rady wykarmić dziecka. Zazdrościłam im tego nawału! Ostatecznie karmiłam dzieci bardzo długo, po 2 lata, ale nigdy samą piersią. Pozdrawiam wszystkie mamy karmiące mieszanie, bo wiem, jaka to udręka.

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Mama Ewci

    Bardzo budujacy tekst. 🙂 Karmie moja corcie prawie 5 miesiecy i zamierzam dluzej, ale poczatki nie byly latwe. Slyszalam, ze to bedzie bolesne, ale pamietam, ze kiedy przystawili mi pierwszy raz dziecko do piersi pomyslalam NIE DAM RADY! Bylam po cesarce, wszystko mnie bolalo, a do tego jeszcze to straszne karmienie… W dodatku okazalo sie, ze mala jadlaby co chwile, a moje brodawki ciezko jej chwycic… Pamietam, ze za kazdym razem, gdy na oddziale prosilam o mm, bo dziecko wciaz jest glodne, to polozne patrzyly na mnie w stylu „to jak sobie pani z nia w domu poradzi”… A po nocy z dzieckiem pytanie: „bylo dokarmianie w nocy?” brzmialo dla mnie jak wyrzut sumienia… I tak jak pisal ktos powyzej: spadek wagi i zalecenie pediatry, zeby dokarmiac. Pamietam, ze myslalam wtedy, ze pewnie mleka mam za malo. Zalecenia? Dostawiac, dostawiac, dostawiac… A w miedzyczasie laktator. Nic to, ze dziecko nieodkladalne i miedzyczasu nie ma… Dopiero po 2 miesiacach sytuacja sie zmienila. Ewcia zaczela sie najadac mlekiem mamy, a mm mamy w szafce na wypadek awarii lub mojego wyjscia. 🙂

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    narika

    Czytam Was od dawna, jednak skomentuję po raz pierwszy. Po prostu dziękuję. Bardzo.
    Syn ma 10 miesięcy, karmię przede wszystkim piersią (i przyznam, ze tego nie znoszę), dokarmiam mm. Zawsze robiłam to w zgodzie ze sobą – badania, które wyciągnęłaś tylko potwierdzają, że dobrze myślę i nie muszę mieć żadnych wyrzutów sumienia.
    Jednak wśród znajomych czy rodziny są osoby o radykalnym podejściu, które mnie osądzają. Liczę, że i one to może przeczytają. Tak więc dzięki!

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Ela

    Bardzo dziękuję za ten tekst. Jestem mama 4 tygodniowej Jagody i choc karmie ją piersią były dni ze karmiąc płakałam bo tak okropnie bolały mnie brodawki… W szpitalu mimo ze zachęcali do karmienia dokarmiali mala mm bo nie przybierała tyle ile powinna… Na szczęście choc puszka mm stoi w szafce od wyjścia ze szpitala nie musiałam jej użyć. Pamiętam jak będą w ciąży mówiłam, ze bede karmić min. 18 miesięcy a jeszcze kilka dni temu modliłam się by wytrwać choc jeszcze jeden dzień… Życie bardzo zweryfikowało moje wyobrażenie o macierzyństwie i trudno mi było zaakceptować to w głowie. Wyobraźcie sobie ze nawet podając smoczek miałam mega wyrzuty sumienia bo przeciez nie planowałam tego. Racja jest tez ze, jak jedna z czytelniczek skomentowała, wszyscy dookoła radzą i oceniają a pomocy znikąd… Na szczęście wyprostowałam to sobie juz w głowie i odkąd córka nie wisi non stop na cycu bo lubi ssać, piersi mogą odsapnąć a ja nie wyje z bólu i karmie z ochota. Mocno wierze ze szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko i kazda sama powinna decydować, co jej to szczęście daje.

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Monika

    Karmię piersią 2 lata i 3 miesiące… czy dlatego bo jestem zachwycona właściwościami mleka matki? No niezupełnie. Najpierw karmiłam piersią, bo to oczywiste. Chciałam karmić rok. Po roku karmiłam dalej bo synek miał skazę białkową, więc nie chciałam mu odbierać mleka. Skaza minęła, ja karmię dalej, bo synek tego bardzo chce. Wszelkie próby odstawienia spalają na panewce. On tak kocha to mleko, że nie mam serca mu odmawiać. Po prostu nie chce mi się użerać z usypianiem, z słuchaniem jego płaczu, krzyku i wszystkiego co wiązałoby się z odstawieniem. Więc karmię. Może wytrzymam jeszcze do wiosny (co by przesilenie zimowo-wiosenne jeszcze na dobrym mleku przetrwać) a potem adieu. Już mi i synkowi wystarczy tych dobroczynnych właściwości 🙂

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Marysia

    Ja karmię, ale nie dla zdrowia. To przecież jasne, że mm to nie trucizna. Karmię z lenistwa, skąpstwa i na przekór teściowej 😛 no i jak ja bym uśpiła to dziecko bez piersi 😉

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Izabela

    Dla mnie również kp jest grubo przereklamowane pod względem odczuć matki, bo to, że dla dziecka jest czymś najlepszy to rzecz jasna. Ja urodziłam w te największe upały więc karmiłam i pociłam się i tak całymi dniami przy cycu, bo moje dziecko potrzebowało bardzo dużo i bardzo często. Ale nadal trwam mimo iż nie sprawie mi to żadnej przyjemności. Na dodatek teraz mamy ząbkowanie i moje dziecie bardzo ale to bardzo mnie gryzie… Mam nadzieję, że jej przejdzie bo inaczej zakończymy przygodę z kp bo ból jest dla mnie nie do zniesienia a niestety odciąganie laktatorem u nas nie wychodzi. Niestety… Tym bardziej miło jest przeczytać, że mm to nie takie straszne zło wpędzające nie jedną matkę w potężne wyrzuty sumienia…

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    ala

    Wspaniały artykuł- po raz kolejny wychodzę od Was z zaleczonym poczuciem winy, że starszego synka dokrarmiałam od 3 m-ca+ KP tylko 11 m-cy.
    Teraz z córeczką jest inaczej, inne priorytety, inny(mniej śmigający,wykształcony i macierzyński 😉 moment życia, większa wiedza i już 5 miesiąc wyłącznie cyc- z planami dwuletnimi:)
    Ale właśnie ciągle gdzieś pod skórą te wyrzuty, że dlaczego Maleńka ma „lepiej” od Starszego: wyłączne KP, ciągła obecność mamy, nie zapominanie o wit D(zdarzyło się kilka razy przy Pierworodnym). Zatem jeszcze raz dzięki za chociaż jeden pozytyw;)

    Dodam od siebie troszkę bardziej przyziemny, acz także ważny pozytyw KP- kasa;) No i czas(sterylizacja, przegotowywanie wody, studzenie…. cały dzień schodzi).

    Jeszcze jedno, moja babcia(90′) jest przeciwniczką długiego KP- w jej czasach matki karmiące ponadroczne dziecko były uważane za głupie lub biedne. Mówiono, że wpływa to bardzo źle na „rozum” potomka, jego operatywność i zdrowie. Poza tym „kto to widział tak się uwiązać przy maluchu”;)

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Ilona

    jeju, jakie to ludzkie i przez to mądre 🙂 z resztą po odzewie pod spodem widać, że również potrzebne 🙂

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    ILONA

    Witam! Świetny artykuł, czytałam wnikliwie bo wylałam wiele łez dając dziecku modyfikowane, ale synek źle ssał, nie przybierał…dałam butle ale nie zrezygnowałam z piersi. Aktualnie Mały ssie pierś ile mu się podoba, czasem jest to 1 minuta i nie chce więcej, denerwuje się i czeka na butle, a czasem jak jest zaspany i cierpliwy ssie 10 minut i mu wystarczy. Jednak mimo wszystko Synek wypija 4-5 butelek po ok 100ml na dobę. Ile wypija mojego mleka? trudno stwierdzić, raz więcej raz mniej. I tu moje pytanie:
    CZY ISTOTNE JEST ILE TEGO MLEKA MATKI DZIECKO WYPIJE, CZY NAWET 50ml WYSTARCZY DO ZASPOKOJENIA WSZELKICH POTRZEB??

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Karmiąca 2,5roku

    Jako terrorystka doceniam ten tekst. Bo niestety nie znam nikogo kto by nie karmił bo nie chciał – wszystkie koleżanki „nie mogły” karmić – żadna nie chciała się przyznać że nie chciała (nie mogły bo albo w tajemniczy sposób traciły pokarm albo cokolwiek). Ja nie uważam że czucie obrzydzenia do kp jest normalne, jednak wg mnie jest to jakieś odchylenie – tak jak robienie cc bez wskazań, wg mnie kp, poród to rzeczy fizjologiczne – ale przecież ludzie mają różne zaburzenia fizjologiczne: znam takich co nie potrafią jeść przy obcych, takich co wypróżniają się wyłącznie w domu – szanuję ich zdanie, wolność itd ale jednak wstrzymywanie przez 2 tyg urlopu dla mnie nie jest normalne

    • Odpowiedz 27 stycznia, 2016

      RzecznikHuamna

      Tajemnicze zniknięcie mleka sama przeżyłam, kiedy to dotarło do mnie, że muszę wrócić do pracy mleko przestało lecieć z dnia na dzień. Dramat wielki bo dziecko przez 4,5 miesiąca butelki ani smoczka nawet nie widziało o mleku mm nie wspomnę. Wiele łez wylanych bo żadne nie podchodziło jak tylko poczuła smak wypluwała było tak, że cały dzień prawie nic nie jadła. Po wielu próbach udało się i zaczęła pić Humanę mleko początkowe, a ja byłam szczęśliwa jak nigdy, że w końcu coś…W końcu jakoś ruszyło. Teraz już chodzi do szkoły ale było ciężko naprawdę.

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Mama Ani

    Do tego wszystkiego jedną rzecz bym dopisała. Karmienie mm może powodować wady zgryzu jak samo ssanie smoczka. Karmienie piersią chyba nie. Chociaż nie wiem dokładnie, nie znam się tak bardzo. Na pewno poczytałabym o tym i dowiedziała się więcej. A w ogóle świetny wpis, gratuluje 🙂

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Fiona

    Dzięki za ten wpis. I nie dlatego, że jestem „za” lub „przeciw”. Odkąd zaszłam w ciążę wiedziałam, że będę karmić piersią. Oczywiście ze względów zdrowotnych, ale przede wszystkim, „bo to takie mistyczne doświadczenie”. Pierwszy miesiąc kp był koszmarem!!! A burza hormonów dołożyła swoje. Pierwszą moją reakcją było: że kp jest uwłaczające kobiecie. Mąż, gdy widział jak płaczę podczas karmienia szykował się po mm. Dzisiaj hormony się uspokoiły, a i piersi się przyzwyczaiły i karmimy się bez problemu. Ale wciąż pamiętam tę złość, która we mnie była, kiedy słyszałam wszędzie wokół te pieśni pochwalne kp. KP jest ciężkie zwłaszcza z początku i wartościowe jest to, co napisałaś, że ważne jest wsparcie na samym początku.

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Ola

    Miałam zamiar karmić córkę do ukończenia 1 r.ż. Nie byłam jednak nastawiona, że muszę to robić. Podeszłam do tego na luzie. Widziałam wiele moich koleżanek, które przez niepowodzenia w kp nie mogły w pełni cieszyć się początkami macierzyństwa. Chociaż byłam po cc i dokarmialam córkę przez kilka dni mm, nie miałam większych kłopotów z karmieniem. Córka okazała się niezbyt „cycowa” i traktowała pierś czysto użytkowo, jak podajnik do mleka. Chciałam karmić ją dłużej, ale sama postanowiła się odstawić w okolicach 6 m.ż. I co? I nic. Żyję ja, żyje ona. Żadna nie ma depresji :). Karmienie własnego dziecka jest tak indywidualną sprawą, że nie ma co się wcinać w osobiste wybory innych. Czas, który niektóre mamy poświęcają na wyzywanie się na forach, można spędzić produktywniej – bawiąc się z dzieckiem, czytając książkę czy leżąc w kąpieli z pianką :). Pozdrawiam

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Ania

    A ja ściągam mleko laktatorem i podaje butelką tak się Mała nauczyła od poczatku. Dodatkowo mleko zagęszczam bo bardzo ulewała. Piersi nie chce ssać bo się bardzo złości że nie leci albo że za mało lub chwycić nie umie :/ co to za przyjemność kp jak dzidzia płaczei wierzga przy tym i wcale na szczęśliwą nie wygląda? A butla z moim mlekiem jest pycha wypija co do kropelki 🙂 wiec sie jak krówka podłączam pod laktator kilka razy dziennie :/
    A jak nie zdążę ściągnąć to mleko modyfikowane podaje.

  • Odpowiedz 15 stycznia, 2016

    Malwa

    Nawet mnie Twoja niechęć do KP nie zdziwiła zbytnio, bo sama takową posiadałam przy pierworodnym.
    Nie chciałam by ktokolwiek dotykał moich brodawek, a co dopiero je pożerał łapczywie, gryzł, ciągnął i inne takie. Do tego jeszcze ten dziwny niepokój podczas tego KP, myślałam, że mnie rozniesie frustracja, złość i energia, która mnie wtedy zalewała. Skończyliśmy bardzo szybko, chyba po 4-6 tygodniach. I nawet nie uważałam tego za szczególną porażkę, bo wtedy po prostu nie chciałam i koniec, nie potrafiłam tego zrobić porządnie, dziecko wyło z głodu, ja z nerwów i głodu, butelka dla niego, dla mnie schabowy z ziemniakami, oboje szczęśliwi, no i cóż… koniec pieśni.

    A przy drugorodnym odmiana, już od początku wiedziałam, że chcę, że dam radę, tylko ktoś mi musi w końcu pokazać CO i JAK. Pokazali, młodzież była współpracująca, i tak lecimy do dziś, 19 miesięcy nam stuka. Schabowego normalnie jadam, odkąd młody skończył 4 miechy 😉 Tylko właśnie zaczyna mnie to uwierać nieco w tyłek, bo gdzieś straciłam kontrolę nad tym, młody jakby się zachłysnął kp, kończyłby najchętniej każdy posiłek piersią. I teraz się zastanawiam, czy kiedykolwiek miałam nad tym kontrolę, czy tylko mi się zdawało. Chciałabym dalej karmić, ale na moich warunkach, a nie jego 😛 czyli: w nocy śpimy lub wstajemy max.1 raz, a nie 4; jak juz wstajemy to nie oszukujemy tylko jemy, a nie się rozbudzamy i matkę też, jak jemy to nie miętosimy i nie szarpiemy drugiej piersi niczym macant , który zwąchał okazję, no i może jeszcze: zdecydowanie dalej kontynuujemy zasypianie przy piersi i odkładanie się do łóżeczka, bo matka musi kiedyś odetchnąć, poza porą nocną kosztem snu…. No, takie tam….

  • Odpowiedz 16 stycznia, 2016

    Mama Lili

    Artykuł bardzo ciekawy! Komentarze również:) W każdej historii widzę też kawałek swojego życia….. Bardzo chciałam karmić i chciałam poczuć tę piękną magię podczas tego rytuału…. to przyszło faktycznie, ale dopiero po 5 miesiącach ogromnego bólu (wklęsłe brodawki, pękające i krwawiące, częste karmienia i ciągnące się w nieskończoność), podałam 2 x mm w szpitalu i wyrzuty były i są niestety…… po tym artykule też pewnie nie wyparują;))) Nie mniej jednak doczekałam się po 5 miesiącach zaciskania zębów (autentycznie) tego stanu, kiedy karmienie sprawia mi przyjemność i to ogromną (zwłaszcza jak wracam z pracy i cycki już czekają na opróżnienie;). Oczy córci wpatrzone we mnie – bezcenne!!!!

    Ale co chciałam podkreślić – teraz karmię prawie już 3 lata i końca nie widać….. raz mi z tym lepiej, raz gorzej, spojrzeń i tekstów ludzkich tysiące – oceniające, doradzające, że co tak długo , czasem nawet, że robię dziecku krzywdę …. i faktycznie najrzadziej przez wszystkie te lata trafiały się te faktycznie wspierające!!!:)

    Cóż, takie czasy teraz mamy moje drogie Mamy;)

    Polecam przeczytać „Polityka karmienia piersią” i/lub „Nowoczesne zasady odżywiania” są tam setki odwołań do badań wszelakich. W tej pierwszej bardzo rozbudowana historia powstania mleka modyfikowanego i badań naukowych opisujących kp i mm:) Bardzo ciekawa pozycja;) Ale uwaga – to co już powyżej padło jest najprawdziwszą prawdą – to my mamy decydujemy – a decyzje podejmujemy zwykle w jak najlepszej intencji – niech to nas buduje, a nie rujnuje!!! Każda z nas ma swoją historię i tyle:)

    Tak, czy owak – każdej kobiecie należy się więcej wsparcia, szacunku i podziwu niż faktycznie do niej trafia, no może jeszcze dwie dodatkowe pary rąk by się przydały;)

    Trzymajcie się mocno mamuśki – to, jak karmicie swoje dziecko i tak jest mniej ważne niż to, czy Wasze dziecko wie, że kochacie je bezwarunkowo:))) to według mnie jest najistotniejsze – MIŁOŚĆ BEZWARUNKOWA!:) czyli taka, która mówi dziecku, że bez względu na to co i kiedy zrobi, my będziemy je kochać!:)

  • Odpowiedz 17 stycznia, 2016

    Ggreyy

    Ja „wytrzymałam” na samym kp 7 tygodni, przy ogromnym wsparciu ze wszystkich stron. Wspierali bardzo na porodówce i w przychodni, wspierała mama, teściowa, Mąż. Wszyscy. Kupiłam laktator, karmiłam na żądanie, a nawet częściej, także w nocy, piłam wodę, herbatki i słód jęczmienny, no wszystko chyba co można. Nasza Dzidzia urodziła się w terminie, zdrowa z wagą 3425, spadkowa 3085. Po tych 7 tygodniach nie przybrała nawet do wagi urodzeniowej. Była zdrowa i silna i wszystko było w porządku, tylko ta waga. Nigdy nie miałam żadnych problemów z piersiami, ale nie miałam też nigdy nawału pokarmu. Nie wiem co poszło nie tak, ale bez dokarmiania nie było mowy o przybieraniu na wadze. Teraz karmię piersią (a właściwie oboma 😉 średnio co 3 godziny lub częściej (zawsze najpierw dostaje pierś) i 3 razy w dzień dokarmiam butelką. Teraz kiedy Dzidzia nareszcie mieści się w normalnej siatce centylowej (ma 4 miesiące) być może mogłabym spróbować zrezygnować z mm ale dzięki mm mam czas się z nią pobawić, ugotować obiad, czy swobodnie wyjść do sklepu bez strachu że za 20 min znów będzie chciała na 40 min do piersi. Po początkowym załamaniu i przeświadczeniu, że ją truję, doszłam do wniosku, że jeśli można dawać dziecku marchewkę to można i mm. Jedzenie jak każde inne. A karmić piersią uwielbiam. Cudownie jest patrzeć jak się maleństwo uspokaja i jak mu dobrze i błogo przy mamie. I cieszę się, że istnieją mieszanki, bo nie wyobrażam sobie jak by to miało wyglądać w moim przypadku bez niego. Pozdrawiam wszystkie mamy kp, „mieszane” i mieszankowe. Dużo radości z macierzyństwa życzę!

  • Odpowiedz 18 stycznia, 2016

    IZASMILE

    Zgadzam się z Tobą w 100%. Mleko mamy jest najlepszym, co możemy dać dziecku. Ja sama musiałam mocno się starać o mleko, przy dwóch cesarskich cięciach. Potem to była tylko radość z karmienia. Serio. Żadnych negatywnych odczuć. Czysta radość.
    Poza tym mleczko mamy ma lecznicze właściwości, o czym powiedziała mi moja położna. Wystarczy posmarować krostę, trądzik dziecka itp.

  • Odpowiedz 18 stycznia, 2016

    Kari

    Ja natomiast bardzo chciałam karmić piersią, starałam się na maxa, ale nie udało się. Przez miesiąc nie przespałam więcej niż godzinę, bo albo dziecko wisiało mi na cycku, albo odciągałam mleko. Dokarmiałam MM, bo Rózia spadła na wadze pół kilo… Znienawidziłam siebie, wstydziłam się, że nie potrafię dać dziecku elementarnej rzeczy, jaką jedt pokarm. Mimo wsparcia położnej laktacyjnej, rodziny i Faceta, nie udało mi się. Kiedy wreszcie rozhulałam laktację… Róźka nie chciała tknąć mojego mleka! Polubiła mieszankę i nie było mowy o karmieniu cycem, ani nawet butlą z mlekiem mamy-tylko MM. Wtedy przeżyłam nawał, gorączkę 41 st, od której aż miałam omamy (!). Wtedy Mój Wojtek powiedział, że dość, że ma mnie dość ryczącej, obrzydzonej do siebie, smutnej i złej na zmianę. Wiecie co? Odetchnęłam z ulgą. Przerzuciliśmy się na 100% MM. R. miała 6 tygodni. Teraz ma 6 miesięcy i nie chorowała, jest w połowie siatki centylowej, proporcjonalnie rośnie. Śmieje się dużo i lubi się bawić. Kochamy się jak najmocniej można i jesteśmy blisko- nie trzeba do tego KP. Serio.
    Chciałam karmić piersią, walczyłam o to i poddałam się, ale czasami tak bywa. Dzięki temu wygrałam spokój, a moje dziecko wesołą mamę. Dalej czuję ścisk w gardle, dalej gdy ktoś pyta dlaczego nie KP, robię się czerwona ze wstydu, ale wiem, że nie powinnam. Mleko modyfikowane nie jest produkowane w piekle.
    Trzymam kciuki za wszystkie mamy-karmcie piersią, bo to naturalne i dobre! Ale jeśli nie chcecie/nie możecie, olejcie to i skupcie się na dziecku, nie cycku.
    Dzięki za ten artykuł:) Uspokoił mnie i dał argumenty dla kolejnych wszystkowiedzących, którym łatwo osądzać mnie za nie KP.

  • Odpowiedz 18 stycznia, 2016

    caltha

    Najstraszniejsze w komentarzach tu i pod innymi wpisami o kp i mm jest to jak wiele mam , które z różnych względów nie mogły wcale kp, karmiły krócej niż chciały lub dokarmiają mm ma wyrzuty sumienia. Jak wiele boi się pytania czy karmii piersią, jak wiele wstydzi się że podaje mm. To jest niestety ten zły owoc polityki prolaktacyjnej. Bo kobiety, które nie kp bo po prostu nie chcą (i takie ich święte prawo) takich wyrzutów mieć nie będą. I sama, mimo że jestem „rozgrzeszona” takie wyrzuty długo miałam. I poczucie wstydu gdy przy mamie kp wyciągałam butlę. Ten wstyd budził się pod wpływem jej spojrzenia mimo że w butli przez 3 mce było moje mleko. A prawda jest taka, że każda z nas karmi swoje dziecko. Wstydem jest je głodzić. Ja na pytanie „karmisz?” zaczęłam odpowiadać „nie, głodzę”

  • Odpowiedz 19 stycznia, 2016

    Mama Julii

    Tekst świetny, pomaga wyzbyć się wyrzutów sumienia [miałam, już nie mam]. Powiedziałam sobie, że kiedy urodzę drugie dziecko nie popełnię tych błędów, które popełniłam przy córce. Na jednym z blogów przeczytałam, że karmię dziecko paszą.. I gdzie nie spojrzałam tam widziałam matkę KP. Wyrzuty sumienia miałam, ale zaczęłam sobie wszystko układać w głowie i w dodatku, po przeczytaniu dzisiaj tego posta zwyczajnie wyzbyłam się resztek wyrzutów sumienia.

    Nawiązując do KP i cukrzycy typu 1. Karmienie piersią nie chroni dzieci przed ct1. Jest wiele przykładów na grupie fb dla rodziców dzieci chorych na ct1. Dzieci karmione były tylko piersią, mieszanki w ustach nigdy nie miały, a mają ct1. Gdy pierwszy raz o tym przeczytałam, to pomyślałam, że KP wcale nie jest takie cudowne jak piszą 😉

    Pozdrawiam! Mama małej Julii

  • Odpowiedz 25 stycznia, 2016

    I

    Już ze 3 razy kasowałam komentarz i pisałam na nowo. Bo nie wiem jak ubrać w słowa to co myślę, żeby nie było patetycznie 😉
    Alicjo, cieszę się, że jesteś .
    Naprawdę. Bardzo lubię Waszą stronę i profil na fb. Ale tym artykułem podbiłaś moje serce na nowo. Internet Cię potrzebuje. Twojej wiedzy, ironii, humoru i hasz tagów 😉
    Czekam na książkę o farmazonach 😉

  • Odpowiedz 27 stycznia, 2016

    Bassa

    Alicjo, dzięki za cudowny artykuł, ten i inne!
    Przeczytałam z wypiekami na twarzy i mam nadzieję, że nic nie przeoczyłam w pośpiechu. Mam pytanie: czy wiadomo coś na temat wpływu mleka matki na szkliwo zębów?
    Mam 28.miesięczną córeczkę nadal cycusiową, ma uszkodzone 3 ząbki (popękane i ukruszone szkliwo po upadku na buzię), w dwóch wdała sie próchnica, dentysci (mieszkamy w Norwegii) twierdzą, że to wina karmienia i każą odstawić, ja się upieram przy swoim, bo nie wierzę w destrukcyjną moc karbohydratu z mleka. Niestety nie mogę nic znaleźć na obronę. Mówią mi -cukier z twojego mleka demiralizuje szkliwo – a mnie ręce opadają.

    • Odpowiedz 4 lutego, 2016

      gdfff

      Gdzieś czytałam oparty na nauce artykuł o tym, że mleko mamy ma właściwości przeciwpróchnicze i że sam sposób ssania mleka jest taki, że nie zalega ono w jamie ustnej, tylko leci za zębami. Pisali też, żeby szczotkować zęby, czyšcić dziecku też język. Nie dawać soczków q butli, niekapkach, tylko z kubka.

  • Odpowiedz 28 stycznia, 2016

    Justyna

    Dziewczyny, a czy na kryzys laktacyjny pomógł którejś z Was femaltiker? Naczytałam się trochę o słodzie jęczmiennym i powinien być skuteczny. Jestem załamana… A do doradcy warto się wybrać czy raczej trafię na niekompetentną osobę?

    • Odpowiedz 11 lutego, 2016

      Ania

      Ja przerobiłam chyba wszystkie wspomagacze i faktycznie femaltiker byl najlepszy. Doradca raczej do pokazania jak dziecko sie przystawia i czy robisz to dobrze.

  • Odpowiedz 29 stycznia, 2016

    RzecznikHuamna

    Caltha święte słowa. Niesamowite jest to ile matek ma wyrzuty sumienia, to jest wręcz niewiarygodne w 21 wieku. Sama pamiętam jak początkowo próbowałam wszystkim tłumaczyć jak do tego doszło, że nie karmię piersią. Pewnego dnia po prostu powiedziałam dość nie mam się czego wstydzić i na pytanie „przyjaciółki” dlaczego nie karmię piersią bo przecież…powiedziałam bo karmię Humaną i poszłam. Tak było naprawdę.
    Alicjo czytałam gdzieś o tym niedawno artykuł jeśli znajdę spróbuję wrzucić.

  • Odpowiedz 3 lutego, 2016

    Alicja

    NIe wiem czy zauważyłaś, ale badania tu przedstawione to metaanalizy a zarzucanie im nierzetelności jest bezsensu. Bo one biorą pod uwagę rzetelność poprzednich badań… Tak dzieci na mm i butelkowe na mleku maminym mają większe ryzyko otyłości, nie ma tu nic do rzeczy wykształcenie matek, tylko to że karmienie butelką uniemożliwia maluchom pobieranie takiej ilości mleka jaka im potrzebna – ot po prostu wlewa im się do gardła przygotowaną porcję, a to potem rzutuje na regulację apetytu.

  • Odpowiedz 22 lutego, 2016

    Kasia

    witam,

    ja moją pierworodną córeczkę karmiłam 10 miesięcy. Na każdej wizycie – będąc w ciąży – mówiłam do Pani doktor, że bardzo ale to bardzo chcę karmić. Odpowiadała mi zawsze – to jest w głowie, jeśli chcesz karmić będziesz karmić. Moja obawy, miały podstawy, otóż mam/miałam bardzo tkliwe piersi – generalnie nie są do zabawy;)… i przyszła długo oczekiwana chwila, na świecie pojawiła się córcia. Przystawiłam kilka razy do piersi, i ból był wręcz ogromny. Po prostu myślałam że się przekręcę. Wróciłyśmy do domu… każde karmienie, to był wyczyn. Mój organizm zareagował jeszcze w ten sposób, iż przez to że był to dla mnie ogromny stres, wydzielał się hormon, który z potem powodował bardzo nieprzyjemny zapach (zaznaczam myłam się przed każdym karmieniem – ale to nic nie pomagało). Piersi bolały mnie bardzo, dodatkowo siostra powiedziała mi że zanim się zahartują minie 4 miesiące… no to walczyłam…4 miesiące po porodzie, miałam jeszcze zabieg usuwania ropnia z piersi. Czyli w bonusie karmienia otrzymałam dodatkowo opatrunek z raną i drenem. Wróciłam do domu, nakarmiłam maleńką ze zdrowej piersi, a z drugiej ściągnęłam mleko laktatorem. Wieczorem przyszedł czas karmienia z piersi po zabiegu – dodam ropień był otorbiony, konsultacja położnika jednoznaczna: zacisnąć żeby i karmić. I co zrobiłam, zdjęłam opatrunek i karmiłam…. karmiłam karmiłam karmiłam do 10 miesiąca, na szczęście sama się odstawiła bez walki. A później zaczęłam czytać o laktacji. Okazało się, że źle przystawiałam dziecko do piersi – stąd ból. Niestety mieszkam w małej miejscowości więc nikt nie był w stanie stwierdzić, dlaczego przeżywam „ból karmienia”. Dodatkowo ściągałam mleko laktatorem, doprowadzając do nadprodukcji mleka – mogłam nim obdzielić oddział noworodków. A piersi maleńkie :). Szybko okazało się że jestem w drugiej ciąży. Druga córeczka i przygoda z karmieniem to zupełnie inna bajka. Zero laktatora, zero bólu…. czysta przyjemność z karmienia. Wiedza i doświadczenia zrobiły swoje. Mała ma 12 miesięcy i dalej ssie pierś, mąż śmieje się że z odstawieniem jej zejdzie mi do jej osiemnastych urodzin :). Wiem że KP to dla niektórych kobiet droga przez mękę – z autopsji – ale wiem też że nie wolno się nam poddawać. Jesteśmy dużo silniejsze od facetów, nasze dzieci wysysają tą siłę z mlekiem matki – nie z butelki 😉 Także wypinamy cyce i do boju 🙂 Jesteśmy twarde ale mamy miękkie serduszka bo kochamy nasze dzieci. A jeśli okaże się że ból odbiera nam w jakimś maleńkim procencie miłość naszemu maluszkowi. Są substytutu 🙂 Dzieciątka są najważniejsze i to że są i to że je bardzo bardzo KOCHAMY. PS niektóre teksty służą tylko mobilizacji 🙂

  • Odpowiedz 16 marca, 2016

    kasaja

    Kazdy dokonuje swoich osobistych wyborów i nie mnie je oceniac. Jeszcze wiele lat temu mialam bardzo kiepskie zdanie o kp, ale gdy tylko zaszlam w ciaze, to od razu wiedziałam, ze bede karmic tylko tak – coś mi sie w głowie przestawiło 😉 Niemniej było naprawde trudno – ból, mały nie chciał ssac, tez ostatecznie przejscia z mm. Bardziej położna niz ja rozpoczela walke – najpierw jakies napary, potem femaltiker i maraton z przystawianiem, myslalam, ze nie dam rady ze zmęczenia. Dlatego wiem, ze niektore kobiety moga wybrac inna droge, choc niezaprzeczalnie mleko mamy jest najlepszą opcją.

  • Odpowiedz 17 marca, 2016

    frykas

    Ile matek tyle opinii – ja karmienie piersią wręcz uwielbiałam! Ale chyba jestem w mniejszości, albo miałam naprawde dużo szczęścia.

  • Odpowiedz 24 marca, 2016

    Gosiak

    A czy są badania nad jakością mleka matek? Czy ono na pewno w każdym przypadku jest najlepszym rozwiązaniem? Czy biorąc pod uwagę jakość jedzenia na pewno produkowane przez nas mleko jest najlepsze? Zastanawiam się nad tym od kilku dni – odkąd moja 6 tygodniowa córka z podejrzeniem skazy białkowej wydziera się na piersi z bólu brzuszka lub z głodu … Walczę o kp odkąd ją urodziłam. Długo by opisywać nasze początki i to jak płakałam dając jej butle z mm kiedy byłyśmy w szpitalu. Długo by pisać o bólu brodawek i bólu piersi spowodowanym zastojami … Ból fizyczny da się znieść, gorzej z tym psychicznym. Zastanawiam się ile z dziewczym przeżyło to co ja zastanawiając się czy podaje dziecku truciznę (bo dziecko wydziera się na piersi a dieta eliminacyjna póki co nie przynosi jeszcze efektów) lub zastanawiając się czy je głodzi (bo słabo przybiera co pewnie wynika z alergii, ale zawsze zostaje poczucie, że nie jestem wstanie jej wykarmić). Po 6 tygodniach męczarni pogodziłam się z tym, że być może trzeba będzie przejść na karmienie mieszane albo w ogóle zrezygnować z kp. To bardzo trudna decyzja, ale zdrowie psychiczne mamy też jest ważne. To jak czuje się mama też ma wpływ na dziecko a dzieci karmione mm też wyrastają na zdrowych ludzi. Żyjemy w dziwnym kraju, bo z jednej strony mamy terror laktacyjny i dużo ludzi nie zdaje sobie sprawy jak trudne może być kp a z drugiej trudno o wsparcie laktacyjne kedy to potrzebne. Mi tego wsparcia na początku odmówiono, ale dzięki wytrwałości udało się nam wyjść na prostą, niestety na krótko … Nie mam sił walczyć za wszelką cenę o laktację – zamiast odciągać pokarm laktatorem wolę spędzić czas z moim dzieckiem, bo nie samo karmienie w macierzyństwie jest najważniejsze.

  • Odpowiedz 4 maja, 2016

    mad

    Terror laktacyjny czy to tylko moja wyobraźnia?! Zacznę od tego, że moje dziecię przyszło na świat przez cc. Po czym wylądowało na intensywnej terapi /miałam to szczęście, że tylko na trzy dni choć dla mnie to było jak lata/ Od samego początku zmagałam się też z tym paskudnym ‚baby blusem’ Na samym starcie miałam wrażenie, że wszyscy uwzieli się na te biedne babeczki /w tym i mnie/ w szpitalu ba nawet do męża mówiłam, że czuje się jakby żywcem wyjęta z filmu ‚Skazany na Showshank’ scena gdy główny bohater trafia do więzienia a inni robią zakłady, który z nowych szybciej pęknie. Dziś śmieje sie z tego, ale wtedy to było mało zabawne :/ Wszędzie na oddziale słychać było cyckanie, albo rozmowy o herbatkach wspomagających laktacje. Co jakiś czas do pokoju wpadała też położna z zapytaniem czy karmi się tu mieszanką czy piersią. Jednym słowem koszmar. Jedyne co wtedy się czuje to presja, presja jeszcze raz presja. Czułam ten oddech na skórze. Po trzech dniach mój dzieć trafił do mnie. Zaznacze, że od samego początku był karmiony mieszanką. I naprawde nikt trzeci nie robił mi z tego powodu problemu. Jedyną osobą, która z tym miała zgryz byłam JA! Głupio przez swoje wyobrażenia pogrążałam się jeszcze bardziej w depresji. Wszyscy się tak starają o pokarm a ja co? Mam ssaka ale nie potrafie go użyć /przystawianie do piersi nie jest to do końca takie proste jakby się wydawać mogło/ Po kilku dniach i tylko! dzięki pomocy zmiany nocnej i jednej z położnych udało mi się i jest karmie piersią. Ale czy przez to jestem lepszą lub gorszą matką? NIE! Wiem, że gdyby nie zbieg okoliczności i to że akurat trafiłam na tą położną to karmiłabym mieszanką i to też nie było by złe. Wracając do początku i mojego pytania o terror laktacyjny. Z perspektywy czasu mogę śmiało powiedzieć, że to tylko odgrywało się w mojej głowie. Nikt mi nie mówił nic na to, że mój dzieć był karmiony mieszanką. Nikt nie chwalił za karmienie piersią. Nie było też odwrotnie. Nie dostaje się też za to żadnego medalu ba a nawet nikt nie skazuje za to na żadne więzienie. Mówiąc wprost. Nie rozumiem dlaczego jest ta cała ‚wojna’ na sposób karmienia. Czy naprawdę, aż tak nam zależy na poklasku u innych? A czy ten inny ludź jest z nami w ważnych dla nas chwilach, że aż tak zależy nam na tym by przekonać go, że nasza obrana droga jest mojsza i najmojsza? Także apel do wszystkich. Wrzućcie na luz. Karmisz piersią super, karmisz mieszanką też jest super bo co gdyby się okazało, że nie karmisz wcale, o!

  • Odpowiedz 17 listopada, 2016

    Anka

    W promocji KP powinno się dużo miejsca przeznaczyć na informowanie, że początki to nie tylko sielanka i sama natura, ale krew, pot i łzy. Że dziecko może wisieć na piersi i to nie znaczy, że się nie najada. Że z piersi może lecieć przeźroczysta „woda”, bo mleko ma fazy i najpierw dziecko pije, a potem je. Wtedy na pewno o wiele więcej dzieci byłoby karmionych dłużej niż kilka tygodni.

    Odniosę się do tego, co często słyszę od zwolenniczek MM. Że teraz żywność niezdrowa, chemia i lepiej dać zbilansowane MM. Tylko, że człowiek ma wpływ na to co je, a krowy, które dają mleko na mm wpływ mają nikły. Czy mamy, które zachwalają cudowne mieszanki wiedzą co je taka krowa? W jakich warunkach żyje i jak cierpi to już pomijam, bo to się odnosi do sumienia każdego człowieka, ale co je? MM to nie okazyjnie podawany nabiał czy mięso, którego słaby skład można przeboleć bilansując innymi składnikami odżywczymi, ale podstawa żywienia, jedyny pokarm. Część badań była przeprowadzana kiedy przemysł mleczarski jeszcze wyglądał troszkę inaczej, kolejne wyniki badań mogą już być inne.

  • Odpowiedz 25 kwietnia, 2017

    karolina_mamuska

    bardzo fajne podejscie do tematu, czytam z ulga, ktorej juz dawno nie mailam, bo wszedzie tylko pisze o „cudownych mocach kp”ja nie karmilam piersia lecz mlekiem modyfikowanym i nie dalo sie inaczej, lekarze mowili zeby sie nie martwic bo te mleka tez sa dobre, jedynie dziecko nie otrzymywalo z nim takich bakterii jak w mleku z piersi, wiec lekarze podawali mu dodatkowo probiotyk FFbaby, ktory zawiera dokladnie takie szczepy jak w mleku z piersi, a wiec jak najbardziej naturalne dla noworodkow juz od pierwszych chwil zycia, dzieki temu flora bakteryjne mojego malucha mogla sie prawidlowo ksztaltowac, niczego mu nie brakowalo do zdrowia, nie lapal wiecej infekcji ani nie bylo problemow z brzuszkiem!

  • Odpowiedz 22 lipca, 2017

    Klaudia

    No to wypowiem sie i ja. Karmie od roku (wczoraj mala miala urodziny). Myslalam ze to najlepsze co moge jej dac. A teraz nie wiem.. bo na pewno z tego powodu budzi sie czesto i ja musze odsypiac po poludniu (na szczescie mam mozliwosc pracy na pol etatu tylko do 13), na pewno przez to jest tak przywiazana do mnie i napewno ja mialam o wiele mniej czasu na.. wszystko. I nie chce innego mleka niz moje, probowalam po 6 miesiacach mieszanki i niedawno mleko od krowy. W nocy czasem wezmie smoczek ale jak chce jej sie pic to tylko piers, butelka z woda czy innym badziewiem to moge zapomniec. Przez pierwszy tydzien nie dalam smoczka bo kazdy mi mowil (a w szpitalu we wloszech smoczki sa przekreslone) zebym nie dala jak nie chce. Smoczka nie wziela do 7 miesiaca. Takze bo tym co przeszlam i czego tu nie bede nawet opisywala (budzenie sie 10 razy w nocy, usypianie bez smoczka itp) i po przeczyta iu tego artykulu stwierdzam ze nastepnemu dziecku dam mleko modyfikowane z butelki i za 50 lat bede miala porownanie. Teraz naprawde nie wiem jak odstawic piers. Lubie te nasze momenty, rozczula mnie moja mala ale nie wiem czy to wszystko warte tego zmeczenia a co dopiero jak sie ma dwojke dzieci.

  • Odpowiedz 3 października, 2017

    Monika

    Artykuł świetny! Jeśli chodzi o terrorystki laktacyjne chciałabym tylko dodać że bardzo często są to pustaki które bez żadnej wiedzy atakują agresywnie matki nie kp bo kiedyś tak przeczytały…. i są to osoby atakujące innych w wielu kwestiach… tak po prostu korzystają z internetów… 😉 Najbardziej jednak przerażają mnie wpisy typu „to nic że dziecko traci na wadze tak może być zanim wszystko się unormuje” moja wiedza na temat żywienia nie jest jakaś bogata ale każdy chłop wie że na wadze nie traci się od tak, praktycznie zawsze towarzyszy spadkom wagi mniejszy lub większy głód lub jest on wynikiem choroby… Wystarczy się chwilę zastanowić skoro ze szpitala nie wypuszczają jeśli dziecko za dużo spadnie na wadze tzn że nie jest to jednak „nic takiego” i boje się że terroryzm laktacyjny doprowadza do głodzenia dzieci (zaraz mnie zjedzą za tą wypowiedź) ale takie moje zdanie! Dziecko odrzuca pierś co robić? Nie dokarmiaj! Przystawiaj! Super dziecko się drze w niebo głosy więc tym bardziej piersi nie weźmie wycieńczone idzie spać i tak kilka razy w końcu coś zje bo instynkt nie da mu się zagłodzić na śmierć, ale zanim się laktację rozkręci to dziecko głodzimy koniec kropka a niestety często trwa to długi czas. Ja przez 6 tygodni karmiłam bez problemów potem zaczęło się szarpanie przy piersi i coraz krótsze jedzenie jak odciągnęłam pokarm okazało się że z 70 ml w 10 min zrobiło się 20 ml w 40 min…. Teraz już wiem gdzie popełniłam błąd ale słuchając terrorystek powinnam do dziś głodzić swoje dziecko przystawiając na siłę do piersi wykańczając siebie i dziecko. Jaki to ma sens? Czy na prawdę podanie 2 porcji mm to zbrodnia? Czy faktycznie lepsze jest znęcanie się psychiczne nad samą sobą i głodzenie dziecka? Zamiast bawić się z nim i cieszyć z tego jak rośnie……. A terrorystki laktacyjne powinny rozejrzeć się wokół siebie, piorą w chemii, dają dziecku plastik do zabawy, zakładają plastik na pupę swojego dziecka, myją i pielęgnują chemią…. Jedzą przetworzoną żywność itd….

  • Odpowiedz 16 października, 2017

    Anka

    Ja jestem z tych „wyrodnych”. Jeszcze jestem w ciąży. Dzidzia wymodlona i wystarana, ale problem taki, że ja też nigdy nie chciałam karmić piersią. I wciąż nie chce. Boję się oczywiście powiedzieć o tym mojemu otoczeniu, rodzinie, no bo jak to tak można…

    Myślę, że może jak będę trzymać swoje dziecko w ramionach to mi przejdzie. Ale obawiam się, że jak nie będę karmić piersią to dostanę łatkę wyrodnej i tyle.

  • Odpowiedz 27 października, 2017

    Klaudia

    Po prostu sie nie przejmuj, rob to co czujesz, szkoda zycia na przejmowanie sie opinia innych. Ja nie zaluje karmienia, dalej karmie a mala ma juz 15 miesiecy i teraz jest duzo latwiej ale mialam pare kryzysow jak wynika z mojego poprzedniego komentarza 🙂

  • Odpowiedz 31 października, 2017

    Kretka

    wow super obszerny artykuł, od sibie dodam że w przypadku popekanych czy suchych miejsc przy brodawkach pomogł mi balsam taki na lanolinie od maternea, fajna linia kosmetyków hipoalergiczna

  • Odpowiedz 30 sierpnia, 2019

    Misia

    Szczerze mówiąc, gdybym przeczytała ten tekst, będąc w pierwszej ciąży, to nie wiem, czy nie pomyślałabym, to w sumie po cholerę się męczyć z karmieniem piersią. Odbieram go, jako pisany pod pewną modną ostatnio ideologię nie wywoływania u matek niekarmiących piersią traumy, że karmią mlekiem modyfikowanym. Problem polega na tym, że każda forma podciągania faktów pod tezę, ujmuje jej trochę z rzetelności. Pewne rzeczy są pominięte, a pewne wysunięte na plan pierwszy, takie dajmy na to badania statystyczne o stanie zdrowia ludzi karmionych w dzieciństwie mm i karmionych piersią. Z takimi badaniami bywa podobnie, jak z sondażami, sondaże swoje, a życie swoje ;). Dla mnie jest to w ogóle nie logiczne, żeby brać pod uwagę, czy dziecko karmione piersią chorowało w wieku późniejszym na jakieś choroby bądź nie, bo nie dojdziemy nigdy w jakim stopniu ta konkretna jednostka chorowałaby intensywniej i czy nie rozwinęło by się u niej więcej chorób. Przyjmowanie do obalenia tezy, że mleko jest jakimś cudownym uzdrawiającym eliksirem jest trochę takim pójściem na skróty, bo owszem łatwo obalić taką tezę. Odporność człowieka jest w dużej mierze wrodzona i dziecko, które pije mleko mamy, może nadal chorować. Ale nikt nie odpowie na pytanie, jak mocno chorowałoby gdyby go nie piło. I przytaczanie tego typu badań, jak w powyższym tekście nic nie wnosi do sprawy. To jest takie odbieganie od meritum moim zdaniem. Gdyby ten tekst był rzetelny, to zawierałby porównanie składu mleka kobiecego i jego unikatowych składników, nie do podrobienia w żadnej fabryce mm. Piszę to z perspektywy osoby, której długo się nie udało karmić piersią, potem przeszłam na kpi, a jak nie miałam wyjścia, to podawałam mm. Przy drugim dziecku znów mi się nie udało karmić piersią, choć ciągle walczę, ale w większości lęcę na kpi. I zazdroszczę osobom, które karmią piersią, ale mi nie wyszło, czułam zawód z tego powodu i to zupełnie w oderwaniu od tego, co myśli otoczenie, ale nie potrzebuje, by ktoś mnie klepał po ramieniu i wmawiał, że tamto nie jest lepsze, bo się poczuję gorzej. Uważam, że zafałszowywanie rzeczywistości jest gorsze w daleko idących skutkach. A prawdą jest że mleko chroni dziecko w okresie niemowlęcym, a zwłaszcza przez pierwsze cztery miesiące życia, zanim zacznie produkować własne przeciwciała. U nas, czy u moich koleżanek, domownicy byli chorzy, matka chora, a mały smyk zdrowy. Może warto, by dodać, że mleko chroni przed patogenami, które przynoszą domownicy, nawet ci przedszkolni, za to nie chroni przed chorymi osobami z zewnątrz, dlatego, jak się karmi piersią nie zwalnia to przed ochroną maluszka przed obcymi osobami będącymi w stanie infekcji, lub przenoszacymi „zarazki” nawet na ubraniu. Dla nich sa niegroźne, dla bardzo małego dziecka już tak. Dla mnie ta ochrona, którą daje mleko matki to bardzo dużo, mimo, że przekonałam się, że moje dzieci będą chorować w zetknięciu z obcymi patogenami, jak pójdą do przedszkola, bo nie mają super wrodzonej odporności i są po cesarkach, więc startują z gorszą florą jelitową dodatkowo. Nie pojmę, po co w takim duchu powstają teksty, są okropnie dwuznaczne, a osoba, nie będąca jeszcze matką, może wyrobić sobie opinię, że gra nie jest warta świeczki. Nie chodzi, żeby ideologizować w drugą stronę i robić z mleka „eliksir młodości”, tylko rzetelnie wypisać, co się zyskuje, a co się traci, bo kp to nie jest dla każdego bułka z masłem, ale często duży wysiłek, zwłaszcza na początku, a i poźniej, jak dziecko staje się wszystkim tak zainteresowane, że zapomina o piciu mleka, a mama sie zamartwia. Z tego tekstu wynika, że mleko mm jest równorzędne z mlekiem matki, niby gdzieś tam jest zakamuflowany inny wniosek, ale nie każdy go odczyta. A mleko ludzkie dla ludzkiego dziecka jest n a j l e p s z e. Unikanie tego faktu, dla leczenia kompleksow kogokolwiek, kto chciał, czy nie chciał jest szkodliwe dla ogółu. Jest szkodliwe i niesprawiedliwe wobec tego aktu, który jest czymś wyjątkowym, najbardziej naturalną rzeczą pod słońcem i dającą wiele satysfakcji i bliskości mamie i dziecku. Owszem, można bez tego żyć i dziecko „przeżyje” i mama karmiąca butelką też kocha swoje dziecko, ale nie o to w tym sporze chodzi.

    • Odpowiedz 3 września, 2019

      Alicja

      Tekst jest oparty o dane z badań, w tym z metaanaliz WHO – w którym są udowodnione naukowo korzyści z karmienia piersią wyłuszczone kropka po kropce. A tu zacytowane. Możesz sprawdzić i porównać. Komu zarzucasz nierzetelność? WHO? „. Jest szkodliwe i niesprawiedliwe wobec tego aktu, który jest czymś wyjątkowym, najbardziej naturalną rzeczą pod słońcem i dającą wiele satysfakcji i bliskości mamie i dziecku. – a masz na to jakieś potwierdzenie poza własnym przekonaniem? Wiesz ilu matkom nie daje satysfakcji? Wchodzisz tu zarzucasz mi nierzetelność, po czym rzucasz dowodami anegodytcznymi i przekonaniami krążącymi po świecie. Rzuć proszę porządną analizą – porównywalną z ta od WHO to porozmawiamy. Ten tekst był konsultowany z ludzmi nauki tak by był w pełni obiektywny i nie przekłamywał wyników.

  • Odpowiedz 11 lutego, 2020

    Dorota

    Od kiedy sama jestem matka, która z konieczności a nie z wyboru musiała przejść na mm wciąż szukam potwierdzenia dla cudownego działania KP na zdrowie dziecka. Analizujac siebie jako przykład mam pewne wątpliwości. Otóż byłam karmiona piersią przez moją zdrowa i dobrze odżywiająca się mamę ponad 1,5 roku. Tylko okres przedszkolny obył się bez chorowania. Już w podstawówce i dalej w szkole średniej cierpiałam na nawracajace infekcje gardła i migdałków. Do dnia dzisiejszego nie mogę wypić nic gazowanego ani zimnego w okresie zimowym. Poza tym we wspomnianym okresie szkolnym towarzyszyły mi ciągle zapalenia spojówek i rogówki. Dalej było tylko gorzej, mając 19 lat usunięto mi guza z piersi a przed 30 dowiedziałam się o 6cm mięśniaku wypełniającym moja macicę. Do tego problemy z cera,tradzik i paskudna migrena. Rodzona siostra dla porównania karmiona KP tylko 3 miesiące nigdy nie doświadczyła takich dolegliwości jak ja i ze zdrowiem problemów do tej pory nie ma. Ponadto włada biegle językiem obcym, ja natomiast jestem przeciętna, żadnymi wyjątkowymi umiejętnościami się nie wyróżniam a już na pewno nie jestem bardziej inteligentna. I jak tu wierzyć w cudowny eliksir mając siebie sama jako dowód na to że KP nie uchroniło mnie przed tymi wszystkimi paskudztwami które posiadałam i posiadam. Wciąż dręczy mnie myśl że nie karmie mojego dziecka piersią i jednocześnie szukam potwierdzenia na to że mm to jednak nie trucizna. O ile łatwiej było by matkom gdyby mogły być pewne że jeśli KP zawiedzie to MM na pewno nie skrzywdzi dziecka.

Leave a Reply