O prawdziwych korzyściach z karmienia piersią i dla mamy i dla dziecka wiem dużo. Dużo to przy okazji słowo, które idealne opisuje ilość niekoniecznie miłych emocji targających mną kiedy czytam o korzyściach wyimaginowanych, będących wytworem radosnej twórczości tego czy innego autora, których to wytworów w sieci całkiem sporo. Tymczasem ja uważam, że karmienie mlekiem mamy można promować bez robienia z niego eliksiru zdrowia, szczęścia, młodości i generalnego wywaru z jednorożca. I nie trzeba walić kobietom ściemy żeby zechciały karmić.
I o ile kwestiom zdrowotnym przyglądałam się już uważnie, o tyle kwestie emocjonalne jakoś nigdy nie znalazły się na blogu. Dziś więc mówię „sprawdzam”, bo twierdzenia jakoby
- „Karmienie piersią buduje więź między matką i dzieckiem”
- „Karmienie piersią tworzy inną jakość więzi uczuciowej matki i dziecka”
- „Tego rytuału (czyli karmienia piersią – przypis mój) nic nie zastąpi w tworzeniu więzi między mamą i dzieckiem”
- „ta niepowtarzalna więź, którą można stworzyć podczas karmienia”
są w sieci na każdy rogu i to podawane jako rzecz pewna jak to, że 2+2 równa się 4. I nie, nie spędziłam na szukaniu wyżej wymienionych cytatów godzin całych by pasowały mi do tezy – to jest wszystko z pierwszych dwóch stron wyszukiwania wuja Gugla, na trzecią nawet nie zaglądałam. Nic więc dziwnego, że w ankiecie, którą przeprowadziłam wśród moich obserwatorów na jednym z kanałów social media i w której wzięło udział ponad 2400 respondentów ze stwierdzeniem „czy karmienie piersią ma wpływ na więź matki z dzieckiem” zgodziło się 86% z nich.
Czy to znajduje odzwierciedlenie w literaturze naukowej? Cóż – badań nad tą kwestią jest niewiele. Pierwsza przeglądowa praca, która pochyliła się nad tą sprawą i zebrała „do kupy” wyniki dotychczasowych badań pochodzi z 2008 roku. Jej autorzy przyglądają się 6 pracom, które analizowały kwestię korelacji pomiędzy sposobem karmienia a więzią matki z dzieckiem i jedyne do czego na ich podstawie doszli, to to że wyniki są niekonkluzywne, czyli na ich podstawie nie można póki co wysnuć żadnego konkretnego i spójnego wniosku. I że to sugeruje, że znaczenie sposobu karmienia dla więzi matki i dziecka, o ile w ogóle występuje jest niewielkie. Co jasne autorzy podkreślili przy tym, że brak empirycznych dowodów nie wyklucza, że być może jakaś zależność między jednym, a drugim istnieje, tylko jest ona trudna do wychwycenia metodologicznie.
Tym niemniej w konkluzji czy tam podsumowaniu artykułu jak byk stoi iż azaliż: „Badania naukowe prowadzone do tej pory nie potwierdzają powszechnego przekonania, że karmienie piersią ma korzystny wpływ na jakość więzi matka-dziecko. Propagowanie tego przekonania może natomiast spowodować niepotrzebne poczucie winy u matek, które nie mogły karmić. Zalecenia dotyczące karmienia piersią powinny się opierać wyłącznie na dobrze udokumentowanych korzyściach dla zdrowia matki i dziecka”
Ale! Ale co oni tam wiedzą! Hormony u matki, która karmi piersią są nieco inne, a to przecież nie może pozostać bez wpływu, zakrzyknie pewnie cześć z was. I słusznie zakrzyknie dlatego i nad tą kwestią się pochylimy. To znaczy ja się pochylę w oparciu o kolejną pracę przeglądową tym razem z 2012 roku.
Pierwsza ciekawa kwestia z niej dotyczy obserwacji ze świata zwierząt gdzie faktycznie często laktacja jest czynnikiem niezmiernie istotnym dla zainicjowania zachowań macierzyńskich – gdy chwile po porodzie zablokuje się u szczurzych matek hormony odpowiedzialne za laktacje to zachowania macierzyńskie szczurzyc ulegają znacznej redukcji. Z drugiej strony wiemy też, że u naczelnych innych niż ludzie te zmiany hormonalne odgrywają mniejszą rolę (podanie antagonistów oksytocyny u makaków wpływa redukująco jedynie na niektóre zachowania rodzicielskie, pozostałe zaś pozostają bez zmian), a tym co ma znaczenie są m.in doświadczenia społeczne – i tak na przykład panie małpki, które nie mają własnego potomstwa szukają okazji by zająć się jakimś małym małpiątkiem i je ponosić, poiskać i zająć się takim malcem iście po macierzyńsku. I robią to mimo braku laktacji.
Tym niemniej nie da się ukryć, że karmienie piersią zapewnia kobiecie dodatkową daweczkę oksytocyny więc teoretycznie matce może być łatwiej się do dziecia przywiązać i wykrzesać z siebie chęć zajęcia się nim. I rzeczywiście 3 z 4 badań, którym się tu przyjrzano przychylają się do tej tezy. W największym z nich obserwowano interakcje matki i dziecka gdy to miało 4 i 12 miesięcy przy czym matki podzielono na te, które karmiły przez przynajmniej tydzień (było ich 439) i te które w ogóle nie podjęły karmienia piersią (94). Obserwacje wykazały że te które karmiły przynajmniej tydzień miały nieco lepszej jakości interakcje z dzieckiem gdy to miało 12 miesięcy niż te matki, które w ogóle nie podjęły karmienia. Co ciekawe gdy dzieci miały 4 miesiące różnic pomiędzy grupami nie obserwowano.
W dwóch kolejnych badaniach matki, które odpowiednio – 5 miesięcy po porodzie przynajmniej połowę zapotrzebowania dzieciny na jedzenie zapewniały poprzez karmienie piersią albo które karmiły po 3 miesiącach od porodu deklarowały większe przywiązanie emocjonalne do dziecka w porównaniu do deklaracji tych, które w tamtych momentach nie karmiły. Jak podkreślają autorzy pracy zbiorczej – wyniki te należy jednak interpretować z dużą ostrożnością bowiem zachowania macierzyńskie nie podlegały tu ocenie przez niezależnych obserwatorów – polegano jedynie na samodeklaracjach matek. To zaś jest o tyle istotne, że w innym badaniu zauważano, że sama chęć do podjęcia karmienia piersią – deklarowana jeszcze w czasie ciąży – wiązała się z większym wyczuciem dziecka gdy to miało 3 miesiące. Co z kolei może sugerować, że generalnie kobiety które zakładają karmienie piersią (niezależnie od tego z jakim rezultatem) mogą być po prostu bardziej wrażliwe na potrzeby dziecka (a przynajmniej jako takie się deklarować). 4 badanie, tak jak już wspomniałam nie zauważyło różnic.
Autorzy podsumowują więc, że na tym etapie badań jest za wcześnie na to by orzekać czy karmienie piersią wpływa korzystniej na kształtowanie więzi matka-dziecko w porównaniu do innych form karmienia. I że, co istotne, stwierdzono, że przywiązanie, wrażliwość i wyczulenie na potrzeby dziecka tych kobiet, które nigdy nie podjęły karmienia piersią nadal były w absolutnej normie i w testach jakości relacji wypadały one dobrze, a nie że były to – jakby ktoś mógł pomyśleć – straszne, oschłe i niereagujące na potrzeby dziecka matrony. Nie – to były normalne, fajne, dobre mamy. Na koniec autorzy dodali jeszcze, że w razie czego nawet gdy się nie karmi można sprawić by oksytocyna pomogła nam na tych pierwszych etapach poprzez zapewnianie sobie dużej ilości kontaktu skóra do skóry i bycie blisko z noworodkiem – głaskanie, tulenie, noszenie – wiecie, taki złoty standard.
Od czasu tamtego przeglądu, czyli 2012 roku niewiele nowych danych się pojawiło. Właściwie to o ile mi wiadomo nie pojawiły się żadne aż do teraz. Kilka dni temu opublikowano bowiem nowe badanie nad zależnością pomiędzy karmieniem a więzią. W badaniu wzięło udział 271 matek niemowląt w wieku od 1 do 9 miesięcy. Więź oceniano na podstawie kwestionariuszy wypełnianych przez matki (czyli na podstawie ich subiektywnych odczuć przelanych na standaryzowany kwestionariusz). Po analizie tychże nie zauważono różnic pomiędzy jakością więzi pomiędzy grupą karmiącą, a grupą niekarmiącą. I choć oczywiście musimy znowu zachować ostrożność interpretacyjną, bo analizom opartym o kwestionariusze nie towarzyszyła żadna inna obserwacja, to jest to kolejny kamyczek do małego wiaderka z dowodami w tej ciekawej i ważnej przecież sprawie.
Biorąc pod uwagę wyniki swoich i wszystkich poprzednich badań autorzy wskazują więc, że „o ile zdrowotne i odżywcze korzyści z mleka mamy są dobrze udokumentowane, o tyle dowody na poparcie tezy o korzystnym wpływie karmienia piersią na więź są w najlepszym wypadku znikome”.
Autorzy dają też kilka ciekawych informacji o oksytocynie wskazując, że najnowsze badania sugerują, że oksytocyna u rodzicieli wytwarza się także pod wpływem mimiki i wokalizacji niemowlaka, a co więcej badanie z 2013 roku sugeruje, że poziom oksytocyny u rodziców utrzymuję się na relatywnie stałym i bardzo możliwe, że uwarunkowanym osobniczo poziomie przez pierwsze 3 lata życia dziecka, co może z kolei sugerować, że wyrzut oksytocyny związany z karmieniem może tu mieć marginalne znaczenie. Ale jak zwykle potrzebujemy dalszych, dokładniejszych badań w celu potwierdzenia lub wykluczenia tych tez. I generalnie uzyskania jakiś definitywnych odpowiedzi w kategorii karmienie a wieź.
No i żeby już was nie zanudzać to jeszcze przytoczę fragmencik z konkluzji tego artykułu, w którym stoi, że „karmienie piersią jest korzystne dla zdrowia i matki, i dziecka, ale powinno się zachować ostrożność przy twierdzeniach o tym, że może wspierać tworzenie więzi matki do dziecka. Informacje jakie zapewniamy rodzicom na temat korzyści płynących z karmienia piersią – zarówno te dotyczące aspektów zdrowotnych, żywieniowych, jak i emocjonalnych powinny być bowiem porządne i oparte na dowodach, i możemy zapewnić matki, że obecnie nie posiadamy dowodów sugerujących, że tworzenie ich więzi z dzieckiem ucierpi jeśli nie będą karmić piersią.”
No i spoko. To teraz wam przypomnę cytaciki z początku wpisu, które to cytaciki wcale nie pochodzą z jakiś tam głupich blogasków jak mój gdzie można sobie napisać, że ziemia jest płaska i rządzą nią ludzie jaszczury, tylko z dużych albo szanowanych (a czasem i oficjalnych) źródeł. Co tam mieliśmy?
– „Karmienie piersią tworzy inną jakość więzi uczuciowej matki i dziecka”
– „Tego rytuału (czyli karmienia piersią – przypis mój) nic nie zastąpi w tworzeniu więzi między mamą i dzieckiem”
– „ta niepowtarzalna więź, którą można stworzyć podczas karmienia”
Aha.
No trochu się jakby nie dostosowali do zaleceń z każdego z 3 wyżej wymienionych artykułów opartych na dostępnych dotychczas dowodach.
I mnie to boli, bo jak jestem całym sercem za propagowaniem karmienia piersią, tak jeszcze bardziej jestem za tym żeby nie robić z dorosłych kobiet idiotek, którym wmówimy wszystko łącznie z tym, że jak karmią piersią to przychodzi wróżka mleczuszka i ona strzela se z takiej różdżki i robi więź magiczną i totalną. Znaczy nie no, oczywiście można nawiązać więź i bez karmienia piersią – każdy to w końcu gdzieś napisze małym druczkiem, przytaczając z dużym prawdopodobieństwem kwestię rodziców adopcyjnych – ale jednak ogólny wydźwięk jest taki, że karmienie to taki magiczny rytuał i naturalny i w ogóle jednak inna jakość tej więzi jest, prawda, niepowtarzalna taka i nic jej nie może zastąpić. Ludzie złoci, nie róbcie proszę z kobiet – zwłaszcza w jednym z najbardziej wrażliwych momentów ich życia, czyli tranzycji w matkę – infantylnych idiotek, którym trzeba cisnąć kity by zdecydowały się podjąć karmienie. Dajcie im prawdę o korzyściach płynących z karmienia i wsparcie laktacyjne. To serio wystarczy. I w dodatku zapobiegnie stygmatyzacjom i nieuzasadnionemu poczuciu winny związanemu z więzią u tych, u których z jakiś powodów karmienie się nie powiodło, nie rozpoczęło albo po prostu nie miało miejsca.
Jansen i wsp., 2008. Breastfeeding and the mother-infant rela-tionship—A review.
Hahn-Holbrook i wsp., 2012. Breastfeeding and Maternal Mental andPhysical Health.
Hairstone i wsp., 2019. Mother-infant bonding is not associated with feeding type: a community study sample.
Magda
Sama w Twojej ankiecie zaznaczyłam odpowiedź, że karmienie piersią tworzy więź z dzieckiem. Natomiast czytając ten artykuł i analizuj jeszcze raz mój czteromiesięczny staż kp dochodzę do wniosku, że tak naprawdę karmienie było dla mnie i jeszcze cały czas jest niełatwą drogą (zatykanie kanalików itp). I w sumie okres dwóch pierwszych miesięcy mogę spokojnie nazwać małym piekiełkiem i karmienie oraz ból z nim związany nie ułatwiały sprawy. Natomiast najlepszym remedium na budowanie relacji z dzieckiem jest czas – czas aby dziecię nabyło przynajniej podstawowych umiejętności społecznych typu uśmiech (bo wtedy człowiek oddycha z ulgą, że jednak może płacz kiedyś minie..), czas dla matki, aby dojrzała do nowej sytuacji ale także jej czas wolny (aby przypomniała sobie, że też ma prawo do własnych przyjemności). Tym samym totalnie się zgadzałam z Tobą, że takie opinie są krzywdzące dla matek i mogą spowodować jeszcze większą presję.
Anna
Dziękuję z całego serca za ten artykuł! Karmiłam tydzień, bo później trafiłam do szpitala z objawami psychotycznymi. Nie dało się karmienia kontynuować ze względu na leki, a więź z dzieckiem musiałam odbudowywać po miesiącu nieobecności. Dało radę. Dziś, po dwóch latach, nie widzę między nami skutków tamtego okresu, ale dotąd wmawiałam sobie, że gdyby dało się wtedy utrzymać karmienie, byłoby mi i dziecku łatwiej. Okazuje się, że niekoniecznie. I to przekonanie nie pozostawało bez wpływu na mój powrót do zdrowia. Karmienie butelką traktowałam jak zło konieczne i bolało mnie, że synek, nie tolerujący białek mleka krowiego, musi „przeze mnie” pić niesmaczne i do tego nieciekawe w składzie mleko, aby przeżyć. Wyniki tych badań są dla mnie bardzo pocieszające.
(P.S. Czy mogłabyś pomyśleć nad możliwością poruszenia tematu psychoz poporodowych? To temat nieobecny w mediach, a w szpitalu nawet nikt nie raczył mi wyjaśnić co tak naprawdę się ze mną stało i jak do tego doszło. Mataja to chyba jedyne miejsce w sieci, na które można w tej sprawie liczyć.)
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za ogrom pracy włożony w to miejsce!
Gertruda
Anna, poruszasz bardzo wazny temat. Sama po pierwszym porodzie zachorowalam na depresje poporodowa i to tez jest wciaz owiane tajemnica – wiem oczywiscie, ze psychoza poporodowa to jeszcze inny temat i inny kaliber. Zona mojego szefowa miala psychoze w wysokiej ciazy i oczywiscie jeszcze wiele miesiecy po porodzie i wiem, jaki to byl dla nich ciezki czas. Mam nadzieje, ze jestes ok. Bralas udzial w terapii? Pytam, bo po moich doswiadczeniach mysle, ze takie paskudne przezycia mozna obrocic w szanse – ja sie wykaraskalam z wielu lekow dziecinstwa i nabralam… sily. Tego czasu nikt mi nie wroci, potrzebowalam miesiecy (lat?), zeby sie zakochac w mojej corce, ale bylo warto. Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie.
Anna
Dziękuję za dobre słowo! Chodziłam na terapię kilka miesięcy, ale zrezygnowałam, bo niewiele mi dawała, chyba po prostu nie trafiłam z terapeutką. Zamierzam do tego kiedyś wrócić, ale obecnie niestety mnie zwyczajnie nie stać, na refundowaną czeka się miesiącami, a moja sytuacja jest o tyle trudna, że możliwe, iż wyjedziemy niebawem z Polski więc nie ustawiam się w kolejce. Sama czuję, że to wszystko trzeba sobie uporządkować, ale w sumie w tej chwili bardziej terapia przydałaby się mojemu partnerowi, który padł ofiarą czegoś, co się chyba fachowo nazywa paronoja indukowana, tzn. wciągnęłam go niejako w swój psychotyczny świat. Jemu nikt nie zaproponował pomocy, szpital i rodzina uważali go jeszcze za odpowiedzialnego za to, co się stało. W sumie musielśmy sobie po prostu jakoś z tą traumą poradzić, ale oboje wiemy, że terapia prędzej czy później jest konieczna, może również terapia dla par, bo nasza relacja też się zmieniła. Po dwóch latach od tamtych wydarzeń nabraliśmy już dystansu, ja niebawem będę próbowała odstawiać część leków, ale to jednak ciągle w nas żyje.
Gertruda
@Anna, przykro mi, ze terapia nie dala Ci tego, czego oczekiwalas. Moze warto sprobowac jeszcze raz, gdzie indziej, dac sobie i terapii szanse. Nie leczyc duszy to troche jakby zlamac noge i miec nadzieje, ze sie samo zrosnie. Moze sie zrosnie, ale pewnie krzywo. I boli jak cholera. Zycze Wam wszystkiego dobrego.
anulcia123
A ja uważam, że karmienie piersiąwpływa na tworzenie się więzi z maluszkiem. Sama mam trzymiesięcznego malucha i nie wyobrażam sobie nie karmić go piersią. Niestety, ale pierwszego dziecka nie karmiłam piersią przez problemy z laktacją, czego bardzo żałuję, ale przy drugim się zawzięłam, zaczęłam brać proszki na laktację (m.in prolaktan) i udało się:)na początku próbowaliśmy też z mm, ale okazało się, że synek ma problemy z trawieniem i nie chciał go jeść, więc i tak musiałam powalczyć o możliwość karmienia piersią.
Majka
Ale to nie ma nic do rzeczy, co Pani uważa! Przecież o to chodzi na tym blogu, żeby podawać fakty, badania naukowe, a nie co myślą anonimowi ludzie w internecie… Ja też karmię piersią i owszem, to tworzy więź, ale lulanie do snu też tworzy więź, czytanie bajek i opowiadanie wierszyków też tworzy więź… Każdy kontakt z małym człowiekiem w jakimś stopniu wpływa na więź 🙂
Agnieszka
Czyli co? Tego starszego nie karmionego piersią mniej Pani kocha czy o co chodzi, bo nie bardzo rozumiem?
Astrea
O, ja się podpisuję pod prośbą koleżanki!
Sama miałam epizod zjazdu psychotycznego przed ciążą (nie aż taki żeby wymagał szpitala, ale prochy brałam), a parę tygodni po porodzie się zastanawiałam, czy ja aby nie jestem niebezpieczna dla dziecka, bo – może i tylko z przemęczenia, nie wiem, u psychiatry wtedy nie byłam – znów miałam odpały typu widzenie i słyszenie rzeczy których nie ma albo przemożne wrażenie, że wszyscy wokół mnie są marionetkami, a dziecko to mi podmienili…
Ogółem mam wrażenie że ciąża, poród i połóg, jako okres graniczny i przeżycie na które nic nie może kobiety przygotować, to czas kiedy zdrowie psychiczne nawet najsilniejszej osoby wisi na włosku, a jakoś mało widzę informacji na temat dbania o psychikę czy wyłapywania sygnałów ostrzegawczych. A przecież to może być kwestia życia lub śmierci matki i dziecka…
Aleksandra
Super że to napisałaś! Moje osobiste doświadczenie jest takie że kp może w pewnych sytuacjach wpływać negatywnie, nie wiem czy na więź, ale na relacje z dzieckiem. Karmiłam oboje dzieci piersią łącznie 2,5 roku. Za pierwszym razem walczyłam, za drugim przyszło naturalnie, ale w obu przypadkach koło pierwszych urodzin zaczynałam mieć dość i zaczynałam się złościć na dziecko znów domagające się piersi. Moje nie-akceptujące smoczka dzieci robiły sobie smoczek ze mnie (ząbkowanie, frustracje rozwojowe..) i znów walczyłam – o odstawienie i odzyskanie większej wolności, poczucia cielesnej suwerenności. Bo taki roczniak je już inne rzeczy i może wykształcić inne mechanizmy radzenia sobie z frustracją…
Jestem całym sercem za kp bo wiem, że to najlepszy sposób żywienia niemowlaka, ale z „tymi magicznymi momentami i cudowna więzią” byłabym ostrożna, bo nie każda matka tak tego doświadcza. Dla mnie dużo lepszym sposobem na budowanie więzi była zabawa, całowanie i przytulanie moich dzieci…
Agnieszka
Wow. No to wprowadziłaś mają rewolucję w internety. Sama w ankiecie zaznaczyłam, że karmienie ma wpływ na więź, chociaż jeszcze jestem w ciąży… ale przekonanie z jakim mówią o tym inne kobiety i z jakim rozpisują się magazyny dla kobiet czy duże portale internetowe, sprawia, że nigdy się nad tym nawet nie zastanawiałam. Powiem szczerze, że ja boję się karmienia. Jedna z książek zrobiła mi taki sajgon w głowie, że boję się tego bardziej niż porodu. W razie czego będę miała jedną schizę mniej. Dziękuję!
Alicja
A czego się boisz? Może mogę jakoś pomóc? Albo inne dziewczyny?
Agnieszka
Wiesz co, kupiłam sobie książkę „Pokonaj laktoterroryzm. 5 kroków do udanego karmienia piersią.” Wiedza autorki przeplata się tam z historiami jej podopiecznych, którym pomogła przy karmieniu. Większość historii kończy się happy end’em ale karmienie piersią ukazało mi się jako coś strasznie strasznie ciężkiego, bolesnego. Mam po postu obraz bolących, ociekających krwią sutków, płaczącej siebie, płaczącego niedojedzonego dziecka. No masakra jednym słowem. Wiem, że karmienie nie jest z początku łatwe ale mnogość tych historii.. i to, że w szpitalu będą na siłę wciskać mi mleko modyfikowane, że wszyscy będą mnie do niego nakłaniać. Koszmar. Oczywiście nadal chcę kp, ale po tych wszystkich przeczytanych historiach zwyczajnie się boję.
Marlena
Rozumiem co czujesz, bo słyszałam opinie od różnych osób, że karmienie to jedno z gorszych przeżyć jakie doświadczyły, m.in.bol, krew, pot i lzy oraz zniewolenie przez dziecko.
Przyznam się, że z tych strasznych historii przeżyłam łzy 🙂 łzy szczęścia, ale też walki o pokarm w kryzysie, bo nie wiedziałam, że pokarmu starcza, że jest skok rozwojowy, że mleko musi się dostosować.nikt nie był w stanie mi w tym pomóc. Nikt poza moim mężem. Dookoła mówili,podaj mleko modyfikowane, bo nie masz pokarmu. Wkurzali mnie to, bo ja chciałam bardzo karmić. Powiedziałam, że jak nie będzie przybierać na wadze, to wiadomo dokarmie ją. Ale moja córka baaaardzo ładnie przybierala. Bolało mnie tylko na początku, ale smarowalam mascia z lanolina. Szybko mi ból przeszedł. Moja córka ma 14 miesięcy. Nadal ją karmię piersią i mimo posiadanych zębów nie gryzie mnie 🙂
Teraz bardziej spotykam się z pytaniami, kiedy w końcu przestanę karmić piersią, bo kto to widział takie duże dziecko karmić 😀 trochę już się na to uodpornilam. Czasami tylko martwię się, że córka nigdy nie przestanie ssać piersi, bo wybiera to niż „dorosle” jedzenie 🙂
Ewa
Każdy inaczej znosi okres karmienia piersią. Dla mnie cudowne jest tulenie mojego dziecka i czas na obserwację jego zachowań, ale… Robię to 5 -6 razy dziennie, więc nie przesadzajmy z tym zapatrzeniem;) bo ileż można?;P – najczęściej coś czytam przy okazji, albo oglądam ulubiony serial;) więc dobra nowina dla Ciebie Agnieszko, to w sumie jest też czas dla ciebie na odpoczynek;) sam fakt karmienia- znowu – każdy czuje inaczej. Moje dzieci mnie nie gryzły, więc żadnej krwi nigdy nie było, ale… Dziąsła są zadziwiająco silne gdy zaciskają się na piersi – tak tak, to boli. Ale każda kobieta się przyzwyczaja po jakimś czasie, bo co ma zrobić? Ewentualnie nakładki silikonowe sobie kupić, troszkę pomagają. A poza tym – NIE KATUJ SIĘ! Jak uznasz że już nie zdzierżysz dłużej, to masz prawo przestać! Jak dwójkę dzieci karmiłam 6,5 m-ca i 5,5m-ca, potem pół roku na mleku modyfikowanym i po skończeniu roczku przechodziły na krowie mleko. Teraz synka karmię już 3 miesiące i czekam z niecierpliwością na koniec tj za kolejne 3 miesiące! Taki mam plan, zobaczymy jak wyjdzie;) grunt to się nie stresować! No i co z tego że w szpitalu nawet kilka razy dadzą mm? Nie przepadnie ci to kp tak czy siak:) moja siostra 3 tygodnie spędziła w inkubatorze karmiona butelką, a po powrocie do domu mama i tak ją karmiła piersią;) powodzenia!! będzie dobrze!:)
Anna
Nie znam tej książki ale mogę się podzielić dowodem anegdotycznym 😉 Karmię piersią od prawie 20 miesięcy. Na początku nie było łatwo bo piersi muszą się przyzwyczaić, układ pokarmowy dziecka był niedojrzały więc często była głodna ale nie chciała jeść bo brzuszek bolał. Mąż bardzo mnie wspierał. Żeby nikt mnie nie dołował to nie opowiadalismy za bardzo o trudnościach. W szpitalu nikt mnie nie zachęcał do podania mm, później raczej też nie. Czasem jakiś lekarz próbuje mnie zniechęcić albo gada głupoty ale między innymi dzięki mataji mam taką wiedzę na temat kp, że mnie to nie obchodzi za bardzo co gadają, robię swoje. Trudności mogą się pojawić ale często można je przezwyciężyć. Przygotuj sobie w razie czego namiar do dobrego doradcy laktacyjnego. Trzymam kciuki za udane kp
Alicja
U jednych będzie łatwiej, u innych trudniej. W jendym szpitalu będą wciskać mm, a na drugiej zmianie kazać karmić tym które nie chcą. Nie da się przewidzieć. Więc nie nastawiajsię na nic. Będzie dobrze. Albo nie. Ale nawet jak nie to tez będzie dobrze 🙂 Trzymaj się!
An
Przyznaj się co to za książka! Żeby się nie okazało że to ksiazka-samozło.
Ania
Dokładnie, daj znać czego się boisz to może pomożemy 🙂 „schiza” na temat karmienia piersią na pewno nie pomaga 😉
An
Hafije trzeba czytać przed porodem a nie laktohorrory 😉
Głowa do góry! W znakomitej większości kp to nie wyprawa na wojnę a najzwyklejsza, najbardziej normalna i naturalna sprawa jaką można sobie wyobrazić. Może nie jest to super łatwe od początku ale z każdym dniem coraz prostsze.
Majka
Komentarz z kwietnia, nie wiem czy moja odpowiedź jeszcze aktualna. Jeśli urodziłaś, to gratulacje, jeśli to jeszcze przez Tobą, to gratulacje na zapas 😉
Jeśli chodzi o kp – nie daj sobie wmówić, że to jedyna dobra forma karmienia. Jasne, że jest to lepsze niż mm, ale bez przesady. Nie daj sobie wmówić, że po porodzie liczy się tylko dobro dziecka. Twoje też się liczy. Więc jeśli nie chcesz karmić, boli Cię to, boisz się – trudno, dziecko też będzie zdrowe 🙂
A jeśli chcesz kp, a będziesz miała problem – udaj się do doradcy.
Ja miałam to szczęście, że w szpitalu, w którym rodziłam była położna laktacyjna i mi pomogła z karmieniem.
Miałam to nieszczęście, że przyszła dopiero po drugiej dobie i moje sutki były już w żałosnym stanie. Ale do odratowania. Nadal karmię piersią i czasem boli, ale generalnie nie jest źle.
Tutaj masz link do nauki prawidłowego przystawiania do piersi i proponuję jeszcze przed porodem uważnie to przeczytać. Gdybym to wiedziała wcześniej, to bym miała lepszy start 😉
https://www.mp.pl/pacjent/pediatria/karmienie-piersia/90898,jak-prawidlowo-przystawic-dziecko-do-piersi
Powodzenia!!!
Ola
No ja Cież kocham za ten artykuł. Pozdrawiam ja, która karmić nie mogła i do tej pory „odchorowuje” oglądając wspomniane przez Ciebie cytaciki.
Dominika
Uwielbiam karmić, karmie trzylatke i 9miesieczniaka, nie podaje smoczka ani butelki żeby nie zanurzyć ssania, nie zostawiłam maluchów w pierwszym półroczu na dłużej niż godzinę, bo to mlekoluby i nigdy nie było wiadomo kiedy zachce się piersi. Ale w ankiecie zaznaczyłam że kp nie ma wpływu na wiez:) czyli moja intuicja dobrze dziala:) Kocham kp, widzę jego zalety, ale nie załatwi za mnie bycia rodzicem, budowania więzi itd dzięki wielkie za ten artykul:)
Anna
Dla mnie od zawsze było oczywiste, że będę karmić, a co do więzi nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Stwierdziłam, że jak przy okazji będzie to dobrze, ale karmić i tak chciałam. Pierwsze dziecko było wcześniakiem I miało problemy z ssaniem. Kazali mi pobudzać piersi laktatorem, a córka dostawała moje mleko z butelki (nie wiem czy to było dobre). Potem i tak musiała się nauczyć ssać piers i o to walczyłam nie słuchając lekarzy. Ale przez to mogła zostać z kimkolwiek z rodziny i pić odciągnięte mleko z butelki kiedy musiałam coś załatwić. Drugie dziecko od razu piło z piersi i nie tolerowało butelki ani smoczka. Teraz mam maminsynka i do niedawna nie mogłam się ruszyć z domu bez niego. (Ma roczek) Wiec nie wiem czy to dobre mieć aż tak silna więź…
Zo
Dziękuję! Cieszę się, że ten tekst powstał. To bardzo ważne, by mówić głośno o tym, że karmienie inne niż piersią nie czyni cię w żaden sposób gorszą matką. Szkoda tylko, że nawet to nie przekona większości „wiedzących lepiej” ;). Może gdyby ten tekst dotarł i do nich, to moje pierwsze cztery miesiące z niemowlakiem nie byłyby jednym wielkim piekłem! Ciągły strach, że dziecko zaraz zgłodnieje i znów będę musiała TO robić. Płacz i zgrzytanie zębów przy każdym karmieniu, bo „ja tak bardzo tego nie lubię”. Ale wszyscy wołają „kaaaaaarm matko, to twój obowiązek”. A gdy podjęłam decyzję o skończeniu karmienia piersią… dopiero wtedy zakochałam się w moim dziecku, a baby blues minął jak ręką odjął (choć nie jestem pewna, czy łączyć to z odstawieniem dziecka od piersi). Naprawdę, niczego tak w życiu nie żałuję, jak tego, że dałam się namówić na tak „długie” karmienie, a co za tym idzie na stratę tylu miesięcy wesołego spędzania czasu z moją córką. Mimo to, do dzisiaj (a minęło już trochę czasu), słyszę komentarze „życzliwych”, nawet bliskich mi, osób, które znów wiedzą lepiej niż ja, jak zajmować się moim dzieckiem 😉
Wiem, że powinno się olać. Tylko czemu to takie trudne! 🙂
Patrycja
Świetny tekst. Dołączam się do prośby, czy mogłabyś poruszyć temat psychozy poprodowej? W ciąży dużo czytałam o tym co mnie czeka po porodzie ale niestety nie natknęłam się na temat psychozy a akurat to mnie spotkało.
Alicja
Nie planowałam zobaczę co jest i czy jestem w stanie wyciągnąć z tego coś ogólnego.
Ania
Wydaje mi się, że problem z tego typu badaniami może być taki, że trudno tak naprawdę uchwycić co to jest więź, mimo tego, że definicje istnieją. Tym bardziej trudno ocenić więź mamy z tak małym dzieckiem, bo jest to cos, co procentuje (albo nie) dopiero później. Myślę, że ile mam tyle definicji więzi. Oczywiście, ktoś mógł to próbować kwestionariuszem „policzyć” ale czy mial na myśli to samo, co mamy-autorki cytowanych komentarzy. Moim zdsniem w ich opiniach nie ma żadnych osądów mam, które nie karmią piersią i ich więzi z dziećmi (jakoby gorszej?) tylko po prostu własne przekonania, a może doświadczenia i odczucia.
Alicja
Tylko akurat ta więź jest definiowalna, a te cytaty to nie są komentarze losowych internautek gdzieś tam, które mówią o swoich subiektywnych doświadczeniach. To są cytaty z artykułów dotyczących i punktujących korzyści z karmienia piersią.
Ania
Zeby znaleźć odpowiedz na pytanie o więź, trzeba by bylo ( ghmm mam mętlik w głowie- napisac razem trzebabybylo, a moze trzebaby bylo hahaha – jako mama kp mam wymówkę, ze czasem mleko zalewa mi mózg 😉 ) być 2 razy w ciąży z tym samym dzieckiem, dwa razy w tych samych okolicznościach urodzić to dziecko, a potem raz karmić je piersią a raz podać mleko modyfikowane – i wtedy stwierdzić, kiedy więź była większa. Wiec ten tego. Jestem zdecydowana zwolenniczka kp i nie wyobrażam sobie innej sytuacji, ale moim zdaniem samo kp wcale o budowaniu więzi nie świadczy. Mozna kp kochać i robić to z sercem, lub kp tylko dlatego, ze who tak mówi i czekać końca magicznych 6ciu miesięcy. W drugim wypadku moze zdarzyć sie tak, ze więź taka może być hamowana nielubieniem kp a może nawet chwilowym znielubieniem małego ssaka? hmm.
Majka
Haha, proponuję badania na bliźniętach – jedno kp, drugie mm i które kochasz bardziej 😀
Ela
Mam porównanie 2 skrajnych przypadków: córkę karmiłam do 2 r.ż, syna skończyłam karmić w 3 miesiącu życia. Nie zauważyłam różnicy w jakości więzi ani z mojej strony ani z ich. Ostatnio nawet dzieliłam się moimi spostrzeżeniami z koleżankami. Syn świata poza mną nie widzi, jest bardzo przywiązany a przecież ja i mój mąż mniej więcej w równym stopniu się nim zajmujemy, tyle samo czasu karmimy. Czyli u nas to nie karmienie wpłynęło na to karmienie. Chyba, że te 3 miesiące karmienia przeplatane czterema zapaleniami piersi miały aż taki wpływ.
M
Strasznie to ciekawe! Zaznaczyłam w ankiecie „Tak”, a jak zaczęłam czytać artykuł, to miałam przeczucie, że może jednak to właśnie nie ma znaczenia. No i proszę! 🙂 Świetna robota, Alicjo. ?
Tak jak piszą dziewczyny na górze, że kp to nie jest taka łatwa sprawa, czasem jest męczące i mama ma dość wszystkiego. I ja to pamiętam, pierwszą córkę karmilam 20 miesięcy, teraz mam 5 miesięcznego brzdąca, również go karmię. I przyznam, że jest miło tak się przytulać, głaskać… Ale jak pomyślę o tym, jak syn będzie starszy, albo jak będę uwiązana, bo będę wolała sama nakarmić niż się bawić w laktator i butelki, które mój partner chętnie przyjmie i mnie z domu wypchnie, abym wypocząć mogła… Skąd więc moja odpowiedź w ankiecie? Przypuszczam, że to jakieś społeczne wierzenie, oczekiwanie, przekonanie… Jak zwał, tak zwał. Teraz wszystko jasne! 🙂
Blondii89
Trochę słaby ten artykuł dużo własnych emocji na podstawie których można wyczuć ze autorka ma jakiś problem z mamami które karmią i które twierdzą że to ubogaca ich więź z dzieckiem a ja na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji mogę dowieść ze się myli. Otóż gdy wszystkie mamy mm podczas gdy ich dzieci miały 6 miesięcy chodziły do fryzjerów kosmetyczek zostawialy dzieci z babciami bo były tak zmęczone macierzyństwem to każda mama kp mimo brzydkiej fryzury cery itp siedziala ze swoim dzieckiem w domu bo potrzebowalo obecności mamy. Taka jest prawda i nie są na to potrzebne badania
Alicja
Cała trójka karmiona piersią. Najdłużej 2.5 roku, najkrócej 9 miesięcy. Także nie mam problemu z mamami karmiącymi piersią, bo sama nią jestem. Mam problem z rozpowszechnianiem bzdur. Również takich jak to że przy karmieniu piersią n ie można wyjść do fryzjera tylko jest się uwiązanym do dziecka 24/7. Argument badania, badaniami ale ja wiem lepiej – do mnie nie przemawia.
Agnieszka
Karmię piersią czteromiesięczne dziecko i właśnie wróciłam od fryzjera.
Ania
Badanie, którego wyniki mówią, że mamy karmiące piersią co najmniej 4 miesiące rzadziej stosują przemoc wobec swoich dzieci. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2650825/
Anna
nie przemoc, tylko „zaniedbanie”, natomiast wiele innych zmiennych było powiązanych z maltretowaniem przez matkę.
(…) only maternally-perpetrated maltreatment remained significant after adjusting for confounding (Table 4). (…) Other variables that were independently associated with maternal maltreatment included unmarried status, low maternal education, prenatal unemployment, smoking or binge drinking in pregnancy, prenatal anxiety symptoms and mother-infant separation at 6 months postpartum (Table 5).
Nie mówiąc o tym, że autorzy w ogóle nie mierzyli więzi, no i że to badanie korelacyjne, więc z fusów sobie możemy wróżyć o kierunku… Może być tak, że osoby bardziej oczytane na temat macierzyństwa i sposobów radzenia sobie z dziećmi, są bardziej skłonne karmić piersią (bo o tym przeczytały) i mniej skłonne zaniedbywać dziecko, bo też przeczytały jak sobie radzić w trudnych sytuacjach z dzieckiem. Więc tegooo… to może być badanie pokazujące, że „mamy rzadziej zaniedbujące swoje dzieci, częściej karmią piersią”.
Thanks for coming to my TedTalk.
D
Cześć 🙂
A jak to jest z więzia między rodzicami a dziecmi w ogóle? Mój, już były, maz tkwi w przekonaniu że teraz gdy dziecko jest małe (corka ma 2,5 roku) nie musi się nią zajmować bo i tak córka nie będzie pamiętać że go nie było, powołuje się na to że dzieci w wieku późniejszym nie pamiętaja i pamięć im się kasuje ??
Wszystko mi opada i umysł każe w to nie wierzyć ale gdzieś to we mnie siedzi
Może są jakieś naukowe dowody na to że to tak nie działa? Lub chociaż słowo wsparcia?
Pozdrawiam ?
zok
Były mąż, były tata :/ Na niektóre typy nie ma rady. Pomijając kwestię jego więzi z dziećmi… jego nieobecność powoduje, że Ty masz więcej pracy. Na to nie zwraca uwagi? Wygodnie dla niego, nie powiem.
D.
Niestety nie ja mu siedzę teraz w głowie, to że ja na nic nie mam czasu w większości nie obchodzi go nic a nic.
Marzena
Jaki to dobry i potrzebny artykuł! Ja pierwsze dziecko karmiłam piersią przez rok, drugie 8 miesięczne karmię nadal. Ale…kp nie było dla mnie wcale takie łatwe, szczególnie z pierwszą latoroślą. Niby od strony teoretycznej wiedziałam co i jak, ale było ciężko.
Przychodziły chwile zwątpienia i chciało się to wszystko rzucić, mimo świadomości oczywistych korzyści. I najgorsza wtedy była ta świadomość, że przecież nie nawiążę tej „jedynej i fantastycznej więzi” zarezerwowanej dla dzieci karmionych z cycka. Miałam to szczęście, że otrzymałam duże wsparcie rodziny i finalnie cały ten okres wspominam z dużą satysfakcją, że jednak się udało.
Czasem zestawiam moje przeżycia z przeżyciami kobiet, które karmić nie mogły, lub którym po prostu nie wyszło, bo być może z rożnych względów miały pod górkę. Bardzo mi ich szkoda, bo każda z nich na pewno przeżywała ten fakt, który w chwiejnych chwilach połogu mógł naprawdę zdołować. Dlatego super, ze powstał ten artykuł.
Podkreśliłabym jeszcze, że dziecko to człowiek i relacje z nim buduje się też jak z człowiekiem. Żaden cycek nie zastąpi czasu spędzonego razem, buziaków w trudnych chwilach, przekazywania pasji i wiedzy, ocierania łez i wspólnych śmiechów. Nie wiem, jak badania mogą to wszystko zmierzyć.
Gertruda
Mysle, ze badania sa potrzebne. Mnie zastanawia definicja ‚wiezi’ kobiety z dzieckiem? Czy to sie stopniuje i kiedy ta wiez jest silna, a kiedy slaba? I czy definicja nie jest bardzo subiektywna?
Koniec koncem mysle, ze jest jak ze wszystkim: wszystkie kombinacje sa mozliwe. Ja karmilam pierwsze dziecko tylko 6 tygodni, bo wyladowalo nam w szpitalu z zapaleniem opon mozgowych i ze stresu ‚zgubilam’ mleko. Nasza wiez byla wtedy cieniutka jak niteczka, ze wzgledu na depresje. Wiec to moze to wszystko na siebie wzajemnie wplywa? Synka karmilam 9 miesiecy i wiez mamy jak okretowa lina, od poczatku, ale wtedy tez nie zachorowalam, wiec moze to mialo wplyw?
No i w ten sposob musimy wierzyc statystykom, bo co historia, to inna.
merigold
Dziekuje za ten artykul. To co napisalas jest dla mnie szczegolnie wazne, bo odkad siegam myslami do pierwszych pomyslow o macierzynstwie KP zawsze bylo moim marzeniem. Przygotowywalam sie do niego cala ciaze, chociaz cos pod skora mowilo mi, ze to sie nie uda. I niestety – brak zmian w piersiach, ciezki porod zakonczony CC, spadek cukru u dziecka w 1 dobie. Od razu dostalismy MM i laktator. Pierwsze 2 miesiace to byl dla mnie istny koszmar. Przystawianie, odciaganie, SNS, przytulanie i od nowa – bez chwili na sen, ciagly placz (moj, nie dziecka), tabletki na wywolanie mleka, ktorych skutkiem ubocznym byly stany depresyjne, tysiace wydane na laktatory, suplementy, doradczynie laktacyjne i jedno wielkie NIC. Nawal nigdy nie nadszedl, dziecko coraz gorzej ssalo i zloscilo sie na rurke, laktatorem jak sciagnelam 20 ml to skakalam z radosci. Dzis mija pol roku od tamtych chwil. Wciaz uprawiamy z dzieckiem „comfort nursing”, synek raczej nie zjada juz nic z piersi, a ja wieczorami siadam z laktatorem i sciagam te 20 ml moich przeciwcial. Jestem wdzieczna losowi, ze moje dziecko lubi pocieszac sie moimi piersiami, ktore ze wzgledu na znaczny niedobor gruczolow mlecznych, nie sa i nigdy nie beda w stanie dac z siebie wiecej. Tak bardzo wierzylam, ze bez KP nie bedzie miedzy nami zadnej wiezi, ze stracilam 2 cenne miesiace z naszego zycia na parciu do przodu i obwinaniu sie o bycie zla matka juz od startu. Teraz czuje, ze nie jest to prawda, ale ze lzami w oczach czytam wszystkie komentarze w internecie i to uklucie w sercu bedzie juz tam na zawsze 🙁
Rozczarowana
A co jesli jest pokarm, matka chce ze wszystkich sil karmic a dziecko NIE. I zaden doradca laktacyjny nie pomogl to co jestem zla matka i nie zasluguje na wieź czy co? Czy z dzieckiem cos nie chalo czy ze mna???!
Humana Baby
Ja niestety bardzo chciałam karmić piersią, ale po cc niestety brak pokarmu, próby laktacji moje daremne. Nic nie wskórałam i na prawdę chciałam a nie mogłam. Muszę podawać dziecku mleko modyfikowane, i chociaż wiem że to nie to samo co matki mleko , to wiem że nie miałam innego wyboru. Ważne że dziecko jest zdrowe.
A
Jasne że wpływa tylko w moim wypadku mało pozytywnie. Karmiłam młodego piersią bo miałam pokarm, bo alergie, bo odporność, bo niesamowita presja społeczna i nienawidziłam tego. Młody miał wg położnej ( ja nie mam porównania) mega ciąg, więc bolało jak diabli cały czas, poza tym to chodzenie ubraną nie jak chcę tylko aby być łatwo dostępną… Czułam się jak krowa mleczna, a nie jak kobieta i nie czułam że moje ciało jest moje. Wręcz przeciwnie byłam w bolesny sposób używana przez kogoś. Jak zdjagnozowano mi RZS jeszcze trochę pokarmiłam dla niego,ale gdy reumatolog powiedział że muszę zacząć brać MTX bo choroba postępuje tak że będę niepełnosprawna, jeszcze pozamrazalam swoje mleko żeby miał, ale cieszyłam się. To nie moja decyzja nikt mnie nie oskarży i odzyskam siebie. Gdy mogłam się ubrać w golf skakalam z radości i że moje ciało było znów wreszcie moje. Przestałam się zloscic na ciągłe bycie z młodym bo to wreszcie nie oznaczało bólu i zanegowaniu moich potrzeb. Zaczęłam uwielbiać go nie tylko gdy spał I jeść nie wołał:)
Beata
A co jeśli karmi się swoim mlekiem, ale ściągniętym? Jest więź czy nie ma więzi? 😉
Zmorą dla mnie było karmienie piersią. Serio. Nie znosiłam chwil, kiedy syn na mnie wisiał, po prostu mi to nie leżało i już. Mleka miałam tyle, że mogłabym trojaczki obdzielić. On pił i pił a ja miałam tego picia dość. I wtedy na pomoc przyszła siostra, podpowiedziała „ściągaj i mu dawaj, to nadal twoje mleko” i (tadam!) to było najlepszym pomysłem! Ja ściągałam kiedy chciałam, młody pił kiedy miał ochotę, byłam wyspana i szczęśliwa.
Wolałam go tulić, głaskać, całować w brzuszek, masować te maleńkie stópki i nosić (o dziwo, jakoś go nie przyzwyczaiłam do noszenia, a na tekst teściowej „nie noś bo przyzwyczaisz” odpowiedziałam raz: moje dziecko będzie noszone i przytulane bo jest MOJE). I wiecie co? Młody ma 2.5 roku, jest cudowny, wesoły, kontaktowy. Przychodzi się przytulić, powie „kocham cię”, chociaż czasami to ja go gonię, żeby móc go porwać w ramiona. Tak szybko rośnie, zaraz pewnie będzie się mnie wstydził przed kolegami 🙂
Jeszcze w ciąży mój położnik powiedział, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. I tego się trzymam. A więź to się chyba po prostu zwyczajnie z miłości się bierze 🙂
P.s. Artykuł świetny!
Sylwia
Ja karmiłam syna tylko miesiąc i żałuję, że nie dłużej. Ale jak to jedna z Pań napisała, że lepsza szczęśliwa mama niż udręczona. To, że karmiłam tak krótko trochę zawdzięczam lekarzom, którzy zalecali dietę, ponieważ synek miał kolki, a tak naprawdę, żaden z nich nie rozpisuje takiej mamie jadłospisu, co jeść i w jakiej ilości, żeby najzwyczajniej mieć siłę i mieć dobre wartościowe mleko, ani nie kierują np. do dietetyka. A w czasie po porodzie, kiedy hormony buzują, i kiedy trzeba się zmierzyć z nowymi obowiązkami, bo przecież opieka nad dzieckiem to nie tylko karmienie piersią i leżenie, kobieta może poczuć się zagubiona i nie pomyśli o ustaleniu sobie pełnowartościowej diecie, szybciej będzie o suchym chlebie i parówkach, byle dziecku nie zaszkodzić. W dodatku czułam ogromną presję otoczenia, że powinnam karmić piersią i miałam straszne wyrzuty sumienia, że nie dałam rady. Jednak ten fakt, krótkiego karmienia piersią nie miał i nie ma żadnego wpływu na moją więź z synem. Jesteśmy bardzo ze sobą związani, jesteśmy z mężem całym światem dla naszego dziecko dziecka. Uwielbiamy spędzać razem czas, przytulać się, głaskać, mówimy sobie,że się kochamy. To jest po prostu miłość.
Katarzyna
Dziękuję za ten artykuł. W komentarzach poruszono temat zaburzen psychicznych okołoporodowych. Moje kp nie wyszło m. in. dlatego, że trafiłam na niekompetentnych psychiatrow i opiekę poloznicza. Otóż na lekach przeciwdepresyjnych np. Sertralinie można karmić oraz nawet być w ciąży. Wielu lekarzy nie uaktualnia swojej wiedzy kierując się wyłącznie informacjami z charakterystyki produktu leczniczego oraz nieaktualnymi standardami wyrzadajac ogromną krzywdę kobietom i ich dzieciom. Drogie autorki bloga proszę naglosnijcie ten temat a zrobicie tym wiele dobrego dla matek oraz rozpowszechniania aktualnej wiedzy medycznej.
Magdalena
Urodziłam duże pierwsze dziecko, jego zapotrzebowanie na mleko było spore, ja mleka miałam niewiele. Jak się później okazało miałam poporodowe zapalenie tarczycy i kiedy moje hormony wariowały laktacja nie mogła się rozkręcić. Udało mi się ją na tyle ustabilizować, że mleko modyfikowane musiałam podać tylko raz dziennie. Niestety presja nałożona przez szpital, położna, internet powodowała, że starałam się robić wszystko żeby tylko moc nakarmić piersią. Trochę ta „kampania” w internecie powodowała, że inne znajome, które karmiły piersią w moich oczach były lepszymi matkami, czułam, że mi czegoś brakuje. Przy każdym karmieniu miałam tylko z tyłu głowy, ze zaraz dziecko będzie płakać, bo nie może się najeść, że go nie wykarmie, a przecież „powinnam”. Otóż to, ta „nagonka” powodowała, że nie zawsze byłam szczęśliwa, że muszę dziecko nakarmić, a kiedy jadła kilkanaście minut szlag mnie trafiał, że jestem uwiązana, a i tak pewnie dziecko będzie płakać, bo się nie najadło. Czy w takim obciążeniu psychicznym na pewno buduje się pozytywna relacja z dzieckiem? Nie sądzę. Fajne jest propagowanie karmienia piersią, ale powinno mieć jakieś ramy zdrowego rozsądku, bo są kobiety, które chcą, a nie mogą i czują dodatkowe obciążenie psychiczne. Szczęście w nieszczęściu ja trafiłam do dobrego endokrynologa, a moje dziecko w wieku 4 miesięcy dostało ząbków i tak w 6. miesiącu po kilku ugryzieniach świadomie zakończyłyśmy przygodę z karmieniem piersią. Absolutnie już nie jest mi z tym źle. Jestem dumna, że czymkolwiek bym dziecka nie karmiła, ono rośnie duże i zdrowe.
Sylwia
U mnie początek był ciężki głównie mentalnie. Poród SN mleko pojawiło się natychmiast po porodzie. Zero problemów z laktacja. A mimo to było to dla mnie początkowo trudne przeżycie. Dość szybko nauczyłam się przystawiac córkę do piersi. Jednak najtrudniejsze było dla mnie ciągle siedzenie i dosłownie nic nie robienie przez pierwsze 1.5 miesiaca . Córka kochała być uwieszona przez większość dnia na piersi. Ledwo miałam czas na prysznic i skorzystanie z toalety. Czułam że ktoś zabrał moja niezależność i stałam się niewolnikiem mojego dziecka. W pierwszym miesiącu kp marzyłam żeby się to skończyło. Dopiero tak gdzieś od 2 miesiąca zaczęłam doceniać ten czas z malenstwem czas w którym mogę odpoczac, poczytać, coś obejrzeć. Przestałam się wkurzac na siebie i moje dziecko. Zaakceptowałam fakt tego że tak to właśnie wygląda i jest to piękne. Nie wiem czy kp pomaga w budowaniu więzi czy też jednak nie. Ale widzę że córeczka która obecnie ma 3.5 zaczyna coraz chętniej przebywać z moim partnerem który właśnie przez kp czuł się przez długi czas sfrustrowany faktem że nie może spędzać ze swoją córka czasu dlatego że mala jest uwieszona na mojej piersi przez 24na h.
Kobiety które nie mogą lub nie chcą kp nie powinny czuć się przez to gorsze bo więź z dzieckiem buduje się latami a kp to ułamek z życia dziecka i ważne jest mnóstwo innych aspektów bycia mama.
Asia
Taaa… Naczytałam się tych mądrości dot. wyższości karmienia piersią będąc w ciąży. Szykując wyprawkę zaopatrzylam się w pojemniki do mrożenia pokarmu, wkładki, muszle i osłonki laktacyjne- przecież mam zamiar karmić piersią tak dlugo jak będzie chciało moje dziecko. Syn ma 3,5 m-ca i cała laktacyjna wyprawka leży i się kurzy. Brak pokarmu w piersiach od samego poczatku. Przystawianie dziecka do piersi, laktatory, masaże piersi, herbatki laktacyjne, systemy wspomagające karmienie piersia i inne cuda wianki na kijku- nic nie pomogły. Poddałam się 1,5 m-ca temu. Pierwszy tydzień dziecka spędziliśmy w szpitalu, wszyscy lekarze byli wielce zdziwieni że moje dziecko jest na butli. Nie byłam w stanie wyżywić własnego dziecka. Gdyby taka sytuacja zdarzyła się w świecie zwierząt- malec by nie przeżył. Nie jestem dobrą matką. Nie jestem w stanie dać własnemu dziecku tego najbpokarmu. Taka myśl mi utknęła w głowie. Psychicznie byłam wykończona. Ale ogarnęłam się, otrzepałam kolana i zmieniłam nastawienie. Mnóstwo czasu spędziłam na analizie składu mleka modyfikowanego by znaleźć takie naj na rynku. Jeszcze więcej czasu trwało znalezienie właściwej butelki, bo mimo iż półki w sklepach uginają się pod ich ilością, to znalezienie takiej, z której mleko nie będzie lało się jak z kranu, graniczyło z cudem. Wylałam hektolitry łez zanim znalazłam dobrą butelkę- ryczałam wielkimi łzami, gdy moje dziecko dlawiło się i krztusiło, bo było zalewane i nie mogło jeść swoim tempem. Teraz patrzę na to cudowne Maleństwo, które pijąc z butli przeszywa mnie wzrokiem na wylot, uśmiecha się jedząc i nie raz zasypia z butla w ustach. Te doświadczenia zbudowały niesamowicie silną więź. Paradoksalnie, w myśl tych wszystkich achów i ochów nad karmieniem piersią, mam wrażenie, że gdybym karmiła piersią tej więzi by nie było. Sposób funkcjonowania jest inny. Nie mogę wyjść z dzieckiem kiedy chcę, tylko muszę uwzględnić porę karmienia, by mleko w butli, które mogę wziąć ze sobą miało właściwą temperaturę. Proces jego przygotowania to też nie to samo, co ściągnięcie stanika. W szkołach rodzenia największym omawianym problem laktacyjnym są bolące cycki, a ja uważam że problemem jest usilne wmawianie kobietom że tylko karmienie piersią pozwala budować więź i jest tym, co najlepsze może dać matka dziecku. Żeby porównać czy z tą więzią rzeczywiście tak jest. Trzeba by było urodzić dwa razy dokładnie to samo dziecko, wychowywać je w dokładnie tych samych warunkach i samej być dokładnie w tej samej kondycji psychiczno-fizycznej. Jedno z nich należałoby karmić piersią a drugie butlą. Ja mam więź, między mną a moim synkiem jest więź, która widzę każdego dnia. Jestem najlepszą mamą dla mojego dziecka. Uczyniłam wszystko co mogłam by dać mu to, co najlepsze. Ibte starania stworzyły fundament tej więzi, bo były przelane ogromnym wysiłkiem i łzami.
Kamila
Szok i niedowierzanie, że ktoś zajrzał do prac naukowych na ten temat! Dziękuję Ci kobieto za ten tekst. Te wszystkie wyświechtane tezy typu „dzieci karmione kp są mądrzejsze i zdrowsze”, „więź jaka się tworzy przy kp nigdy nie będzie taka jak przy mm” omal nie przyprawiły mnie o depresję. Niemal? Właściwie z perspektywy czasu i tego, co mówią moi bliscy, myślę, że naprawdę popadłam w depresję, a już na pewno było ze mną ciężko psychicznie. Karmiłam naturalnie moje pierwsze dziecko 4 miesiące. To były 4 miesiące koszmaru dla mnie i dla niego. Wszystko sprowadzało się do tego. Karmienie, karmienie, karmienie. Każde przystawienie do piersi to był krzyk i płacz dziecka. Mamy, babcie mówiły: Dziecko, wykończysz się. Ani ty ani dziecko nie jesteście szczęśliwi, podaj mu butelkę, świat się nie skończy. Jak się nie skończy, pytałam? Nie mogę być taką matką, nie mogę zrezygnować z mm – muszę walczyć! Wchodziłam na blogi, czytałam, rozmawiałam z doradcami laktacyjnymi – wszędzie powtarzano mi „Nie odpuszczaj, przystawiaj malucha do piersi”. Wreszcie „to wszystko zaskoczy”. No i walczyłam. A jak miałam podać butlę to koniecznie z mlekiem naturalnym, więc gdy moje dziecko zasypiało ja całą noc siedziałam z laktatorem. Padałam na twarz, ale miałam aż 100 ml swojego mleka! Jaka ja byłam dzielna, waleczna dobra matka! Czasem te 100 ml to była zlewka z całego dnia i nocy, ale co tam. Dalej byłam dzielna i nie odpuszczałam. Dziecko źle spało, dużo płakało. Dziś myślę, że po porodzie byłam jakąś bezmyślną amebą. Trochę chce mi się z siebie śmiać a trochę mi siebie żal, że byłam taka głupiutka. Jeśli będę miała drugie dziecko nie zawaham się użyć MM. Zaznaczę tylko, że jak przeszłam z synkiem na butlę to dopiero poczułam więź między nami! Jaki on był szczęśliwy jak sobie zjadł tyle mleczka co chciał. A jaka ja byłam szczęśliwa. Nagle zaczęły istnieć inne rzeczy niż karmienie. Wow. Jakie to proste… Dziś bym te wszystkie blogi o karmieniu naturalnym wysłała w kosmos 🙂 I nie dlatego, że promują kp – bo to jest super, ale że pokazują tylko jedną właściwą drogę. Często pojawiają się kampanie promujące kp bo mówi się jak to matki, które np. chcą karmić w miejscu publicznym są napiętnowane albo nie mają miejsc do karmienia. Nigdy natomiast nie spotkałam się z kampanią, która mówiłaby: „Mamo, jeśli nie możesz karmić naturalnie swojego dziecka, nie jesteś gorsza. Najlepsze co możesz dać swojemu dziecku to MIŁOŚĆ, TROSKĘ, po prostu siebie”. Nie dzielmy matek na sposób karmienia, proszę. Karmiłam moje dziecię naturalnie 4 miesiące, później mm a więź między nami jest taka, że inni mogą pozazdrościć :).
Mart
Mój przykład jest inny. Karmiłam piersią, dopóki mała tego chciala, choć nie lubiłam. Zwlaszcza na początku. Mialam cesarke i trzeba było troche popracowac nad tym,żeby się dało, ale wiedziałam, ze tak jest najlepiej. Jednak pół roku marzyłam o tym, żeby pojawił się jakis obiektywny powód, by nie karmić (sama takiej decyzji bym nie podjęła, bo jak to-zabierać dziecku najlepsze,co może dostać), ryczalam cale noce, bo przecież corka ma.miec jak najlepiej. Śmiem twierdzić, że nasza relacja bardzo zyskała od kiedy ktoś mógł ja za mnie nakarmić.