Moja misja, czyli jak nauczyć dzieci odpowiedzialnego korzystania z mediów.

Pierwsze lata rodzicielstwa męczą przede wszystkim fizycznie – deficyt snu, bieganie za dzieckiem zrzucającym wszystko z półek i tak dalej. Oczywiście wszystkie ataki histerii, wybuchy emocji, problemy typu zły kubek boli całe życie żyłują także psychikę, ale prawdziwe wyzwania mentalno-emocjonalne czekają nas dopiero wtedy gdy dziecko przestaje być od nas całkowicie zależne. Gdy coraz śmielej i na dłużej wyfruwa spod rodzicielskich skrzydeł i kiedy nie mamy nad jego poczynaniami pełnej kontroli.

Jedną z moich największych bolączek jest zatem to jak nauczyć moje latorośle odpowiedzialnego korzystania z cyfrowych technologii i mediów, dlatego razem z Fundacją Orange zebrałam w jednym miejscu kilka wskazówek, które wam (i mnie!) to ułatwią, a w ramach bonusu mam także premierowe informacje o bezpłatnej aplikacji MegaMisja z Psotnikiem, która w przypadku dzieciaków w wieku późnoprzeszkolnym-wczesnoszkolnym może cały ten proces wspomóc (i zapewnić rodzicielom nieco wytchnienia w chwilach kryzysu psychofizycznego).

Tematykę dzieci w aspektach okołotechnologicznych poruszam już bowiem na tyle długo, że wiem, że część rodziców wpisuje się tu w dwa skrajne obozy – jeden to „a po co to dzieciom, wszak to zło wcielone i lepiej unikać tak długo jak się da” i drugi, który uważa, że i tak się od tego nie ucieknie więc po co w ogóle stosować jakiekolwiek zasady. Nawet uaktualnione i zaprezentowane TU wytyczne Amerykańskiej Akademii Pediatrycznej mocno was podzieliły.

Dlatego kiedy przeczytałam stanowisko badaczy z Uniwersytetu Oxfordzkiego, którzy krytykują najnowsze wytyczne AAP za bycie zbyt… restrykcyjnymi (tak dobrze przeczytaliście) i nierealnymi do egzekwowania w zdigitalizowanych czasach spodziewałam się burzy w komentarzach. Nie można jednak uciec od nieuniknionego, a tak się składa, że coraz więcej badaczy i ekspertów zauważa, że nasze patrzenie na nowe technologie i media przez pryzmat dobra lub zła jest błędny. Tak samo jak skupianie się li tylko na samym czasie spędzonym przez latorośl przed ekranem, bo to prowadzi do zgubnych założeń, że skoro przestrzegam wytycznych egzekwując restrykcyjnie maks godzina dziennie przed ekranem to jest w porządku niezależnie od wszystkiego, natomiast jeśli ten czas się przekroczy to już w porządku nie jest i sprawa staje się przyczynkiem (samo)biczowania rodziców.

Tymczasem tym co powinno nas zajmować w największym stopniu jest nie tyle czas, co jakość i nauczenie dziecka jak odpowiedzialnie korzystać ze zdobyczy cywilizacji. Sęk w tym, że o ile informacje o tym jak to media niszczą mózgi i ducha młodocianych i w związku z tym winniśmy dzieciarni dać szlaban na wszystko co się da, bo tam czai się zło i zagrożenie, bombardują nas codziennie, to już informacji o tym jak korzystać z nich mądrze wielu nie ma. A szkoda, bo coraz częściej sugeruje się, że samo unikanie ekspozycji na media nie jest optymalnym rozwiązaniem, bo zabiera szanse jakie płyną z obcowania z cyfrowym światem i nie jest gwarantem tego, że uchroni nasze dziecię przed zagrożeniami z niego płynącymi, bowiem nadejdzie taki moment w którym dziecię dowie się jak obejść rodzicielskie zakazy i w swej nieświadomości stanie się tylko bardziej wyeksponowane na ewentualne zagrożenia czyhające w zdigitalizowanej wersji rzeczywistości.

Szczęśliwie coraz więcej organizacji zaczyna brać sprawy w swoje ręce powołując zespoły badawcze, które mają się bliżej przyjrzeć temu zagadnieniu i ukierunkować rodziców na właściwe tory. Przykładem jest funkcjonujący w ramach London School of Economics and Political Science projekt badawczy „Rodzicielstwo w zdigitalizowanej przyszłości” – jego wiodące autorki dr Julian Sefton-Green i dr Alicia Blum-Ross bezlitośnie punktują sensacyjne nagłówki dotyczące szkodliwości korzystania z cyfrowych mediów przez dzieci i sugerują stowarzyszeniom na całym świecie bardziej zrównoważone i zindywidualizowane podejście do tego jaki potencjalny wpływ może mieć na dane dziecko korzystanie z nowoczesnych technologii, bo skoro nie możemy (i nie chcemy!) od nich uciec to wyduśmy z nich jak najwięcej dobra.

Powstają inicjatywy takie jak Global Kids Online pod szyldem UNICEF, które mają za zadanie zadbać o prawa dzieci w cyfrowym światku – tak by nie były one w nim pomijane i by na podstawie dostępnych dowodów naukowych zminimalizować zagrożenia, za to wydatnie zwiększyć szanse i korzyści jakie płyną z życia w zdigitalizowanym świecie.

W Polsce cyfrową edukacją i szerzeniem odpowiedzialnego korzystania z internetu zajmuje się m.in. wspomniana wcześniej MegaMisja Fundacji Orange (klik) – program edukacji wczesnoszkolnej, którego celem jest podniesienie cyfrowych kompetencji nauczycieli i pokazanie dzieciakom jak odkryć te najlepsze i bezpieczne strony technologii, a wszystko to w formie zabawy w cyfrowe laboratorium w którym ochoczo broi pewien Psotnik.

A co możemy zrobić my sami – rodzice – by zasiać w dziecku fundamenty umiejętnego korzystania z cyfrowej rzeczywistości?

Przede wszystkim możemy i powinniśmy rozmawiać. O tym co dziecko właśnie zobaczyło i czego doświadczyło. O tym jak to różni się od świata rzeczywistego. To jest niby oczywiste i w dodatku bez przerwy podkreślane przez wszystkich speców, a jednocześnie najrzadziej wprowadzane w życie.

A czemu to jest ważne? Ot posłużmy się przykładem bardzo fajnej bajki znanej jako Sąsiedztwo Daniela Tygrysa. W badaniach wykazano bowiem, że dzieci oglądające ów serial są bardziej empatyczne. Sęk w tym, że efekt był obserwowany wyłącznie wtedy gdy rodzice nie tylko sadzali dziecię przed TV, ale też po zakończeniu seansu rozmawiali o tym co wydarzyło się w odcinku – dlaczego Daniel tak postąpił, dlaczego to było fajne, pytali dziecię o to jak samo by postąpiło i tak dalej. Ja wiem, że to brzmi wydumanie i pewnie stukacie się w głowę, że niby jak to wprowadzić w życie, ale serio – 3 minuty takiej rozmowy po bajce, to naprawdę niewielka cena za kilkadziesiąt minut dla siebie. O tym, że przy okazji upieczecie dwie pieczenie na jednym ogniu rozwijając umiejętność właściwego korzystania z mediów i ich interpretowania (tzw. media literacy) u latorośli nawet nie wspomnę.

Choć w sumie powinnam, bo z badań wynika, że im większa zdolność do „czytania” mediów wśród dzieci tym większe korzyści z obcowania z wartościową treścią w nich zawartą maluchy wynoszą. Autorzy niedawno opublikowanego badania przeprowadzonego w grupie dzieci w wieku 4-6 lat, sugerują, że aby podbić latoroślęcą umiejętność „czytania” mediów rodzice mogą:

– wskazywać które rzeczy na ekranie są prawdziwe, a które nie – np. wyjaśniając że ten człek co opowiada o pogodzie to wcale, a wcale nie widzi tej mapy tylko ma taki zielony ekran, że ta pani na smoku to wcale nie ma smoka albo że gdyby postać w prawdziwym świecie spadła z takiego klifu to wcale by się nie otrząsnęła i poszła dalej tylko najpewniej skończyła w szpitalu

– podkreślać różnice między reklamą a całą resztą – zwracając na przykład uwagę na to jak stereotypowo są przedstawione w reklamie zabawek dziewczynki/chłopcy i co by się według dzieciny zmieniło gdyby bohater był innej płci. Takie podpowiadanie alternatyw i tego co by się zmieniło gdyby jest generalnie fajnym pomysłem na interakcje związane z tym co dziecię widzi w mediach.

– zadawać pytania, które pomogą dzieciom zrozumieć co się dzieje na ekranie np. kto według dziecka jest narratorem, do kogo należy ten głos

– pomóc dzieciom zidentyfikować emocje postaci, które widzą na ekranie w oparciu np. o ich mimikę

Co jeszcze składa się na owo fundamentalne media literacy? Myślenie. W dobie w której zalewani jesteśmy informacjami z których część to fake news wyłapanie tego co jest prawdziwe a co nie, czemu można ufać, a co traktować z przymrużeniem oka, rozumienie i interpretowanie ukrytego przekazu – to coś co jest naprawdę istotne. Dlatego warto od maleńkości zwracać uwagę dzieciny, że nie wszystko złoto co się świeci, a nie każda informacja jaką uzyskują z tv/internetu to prawda objawiona.

Dobrze jest też pokazać zaplecze, czyli „jak to jest zrobione” – sięgając po aplikacje do nauki programowania, tworząc razem proste grafiki lub animacje albo chociażby pokazując w staromodnej formie jak się animacje tworzy, bo to pozwoli dziecku zrozumieć skąd bierze się to co widzi na ekranie i że nie jest to odbicie realnego świata. Przykład? Pierworodnej w zrozumieniu tego, że bajka to tylko bajka – rysunek taki, który się rusza i nic poza tym – pomogło, narysowanie przeze mnie na kilku kolejnych kartkach notatnika ludzika-patyczaka, który co kartkę zmieniał trochę ustawienie cielska. Młoda z fascynacją patrzyła potem jak szybkie kartkowanie sprawia, że nasz ludzik „ożywa”, po czym sama z pasją zaczęła tworzyć swoje animacje.

Od dziś w pogłębianiu wiedzy waszej latorośli może też pomóc bezpłatna aplikacja mobilna „MegaMisja z Psotnikiem”, która stanowi uzupełnienie wspomnianego programu edukacyjnego MegaMisja Fundacji Orange – i choć program ten generalnie przeznaczony jest dla szkół, to akurat ta aplikacja skierowana jest do dzieci w wieku 6-10 lat (i ich rodziców) – tak by stanowiła wprowadzenie do założeń MegaMisji i mogła być realizowana w czasie wolnym w domu. Jaki jest cel MagaMisji? Przede wszystkim przygotowanie małych ludzi do bezpiecznego, wartościowego i kreatywnego korzystania z internetu, bo że takie przygotowanie jest potrzebne nie ulega wątpliwości – z ogólnopolskiego badania internetu Megaplanet PBI/Gemius wynika, że co dziesiąty (!) polski internauta to dziecko w wieku 7-12 lat, a to badanie z 2015 roku – śmiem zatem twierdzić, że w 2018 odsetek ten będzie wyższy.

Dla mnie – jako że my zdążyliśmy ją już przetestować – appka ta stanowi unowocześnionego tamagochi (pamiętacie? jak byłam w podstawówce to był szał!), który poza tym, że można go przebierać i karmić (je tylko zdrowe rzeczy, mimo że dziecię ma do wyboru także mniej zdrowe opcje), dbać o jego rozrywki (proste gry zręcznościowe) czy higienę przekazuje także mimochodem informacje dotyczące korzystania z komputera i internetu.

Część zabawowa, czyli karmienie, kąpanie, głaskanie i przebieranie lub wybieranie wystroju Psotnikowego salonu.

Psotnik ma bowiem do przemierzenia mapę podzieloną na 11 etapów gry – na każdym z nich czekają na niego zadania w których musi np. wybrać wiarygodne źródła informacji, dowiedzieć się czym jest reklama i programowanie albo jak można w internecie wyrażać emocje, zrozumieć, że nawet jeśli coś jest ogólnodostępne w sieci to nie znaczy, że można to sobie wziąć, bo to czyjaś własność intelektualna, dzieciaki dowiadują się też czym różni się dobre hasło od zbyt prostego albo poznają podstawowe zasady bezpieczeństwa sieciowego tzn. że jeśli kogoś poznamy w sieci to nawet jeśli jest dla nas najmilszy i lubi to samo to nie podaje mu się swoich danych, adresu, zdjęć ani nie dzieli wieloma informacjami na temat siebie lub swojej rodziny.

Część z zadaniami – jest też część z pytaniami otwartymi – w których dziecko lub rodzic muszą wpisać odpowiedź.

Oczywiście jako, że dzieci w tym wieku same raczej nie wpadną na odpowiedzi to każde z zadań poprzedzone jest krótką animacją w której rodzeństwo – Julka i Kuba – wyjaśniają dziatwie co i jak. Przy czym pomoc i wyjaśnienia rodziców – również, jak zawsze przy korzystaniu z mediów przez dzieci – może okazać się przydatna. To co mnie dodatkowo urzekło – to to że po pewnym czasie korzystania z aplikacji wyskakuje komunikat „grasz już jakiś czas – chyba czas na przerwę” – uważam, że w każdej appce dla dzieci powinno się coś takiego znaleźć i dodatkowo zablokować na jakiś czas możliwość dalszej gry. Aplikację możecie bezpłatnie pobrać w Appstore (klik) albo Google Play (klik) – a potem potowarzyszyć dziecinie w pokonywaniu kolejnych etapów gry.

A podczas Sylwestra Psotnik dał dużym trochę wytchnienia, zajmując młodocianych 😉

Podsumowując – mam taką refleksję, że wielu rodziców przytłoczonych i przerażonych tym co też nowoczesne technologie mogą wyczynić z dzieckiem – wybiera strategię ucieczkową, czyli odcinając na wszelki wypadek nawet już całkiem spore latorośle (nie mówię tu o dwulatkach wszak!) od obcowania z jakąkolwiek formą mediów cyfrowych. Tymczasem my sami w większości poznaliśmy magię internetu jako prawie już dorośli ludzie – nie dzieciaki, którym można wcisnąć wszystko – łącznie z tym, że jakaś wróżka zębuszka chodzi po świecie i wkłada pod poduszkę kasę zadowalając się rekompensatą w postaci starego zęba.

Nasze dzieci zaś czy tego chcemy czy nie zetkną się z tym wszystkim co nowe technologie oferują zdecydowanie wcześniej. Warto więc chyba ich do tego krok po kroku przygotowywać. Oczywiście adekwatnie do wieku, bo o ile z moim trzy i pól latkiem wystarczy czasem pogadać o tym co właśnie widział w bajce, o tyle moja sześciolatka, która powoli wyfruwa spod rodzicielskich skrzydeł, odwiedza bez rodzicielskiego nadzoru starsze koleżanki i wkrótce pójdzie do szkoły gdzie natknie się na dzieciaki z komórkami, tabletami i nieograniczonym dostępem do internetu – potrzebuje dużej dawki wiedzy. A skoro tak to może warto przestać być policjantem, który tylko zakazuje i gdera, a zamiast tego ewoluować w mentora-przewodnika, który pokaże najpiękniejsze zakątki egzotycznego dla nas (póki co) kraju, uczciwie powie co jest w nim piękne, a co niedobre lub byle jakie i wskaże gdzie mieści się zakazana dzielnica od której lepiej trzymać się z daleka.

Mecenat nad wpisem sprawuje Fundacja Orange, której działania skupione są przede wszystkim w obszarze edukowania dzieci i młodzieży na temat tego jak świadomie, twórczo i bezpiecznie wykorzystywać nowe technologie. Działania organizacji skierowane są m.in. do szkół podstawowych i zgrupowane w dwóch programach wspomnianej MegaMisji, skierowanej do klas 1-3 i dzieciaków przebywających w szkolnych świetlicach – dzieci pod kierunkiem nauczyciela uzbrojonego w materiały dostarczone przez Fundację, biorą udział w grze edukacyjnej – pracując w grupach, pomagają animowanym bohaterom rozwiązywać problemy, a zdobyte punkty zamieniają na realne nagrody w postaci sprzętu, książek i innych materiałów dla szkoły. Programem skierowanym do starszych uczniów jest z kolei program #SuperKoderzy – szkoły biorące udział w programie otrzymują granty na sprzęt komputerowy i pomoce dydaktyczne, które umożliwiają przeprowadzenie lekcji obejmujących naukę programowania i podstaw robotyki, a także poznanie nowych technologii nie tylko na informatyce, ale też na lekcjach przyrody czy… muzyki. Jeśli zatem pracujecie w szkole lub macie dziecię w wieku szkolnym – zainteresujcie się rekrutacją do przyszłorocznych edycji. Wszystkie potrzebne informacje znajdziecie na FB Fundacji Orange TU.

Źródła:

– Diergarten i wps., 2017. The impact of media literacy on children’s learning from films and hypermedia
– Rasmussen i wsp., 2016. Predicting Parental Mediation Behaviors: The Direct and Indirect Influence of Parents’ Critical Thinking About Media and Attitudes about Parent-Child Interactions
– Rasmussen i wps., 2016. Relation between active mediation, exposure to Daniel Tiger’s Neighborhood, and US preschoolers’ social and emotional development
– informacje prasowe związane projektem badawczym Preparing for a Digital Future
– informacje z Common Sense Media
– Blum-Ross i Livingstone, 2016. Families and screen time: Current advice and emerging research. Media Policy Brief 17
– University of Oxford press release. Children’s screen-time guidelines too restrictive, according to new research
– Third i wsp., 2017. Young and Online: Children’s perspectives on life in the digital age. The State of the World’s Children 2017 Companion Report

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis będzie mi miło jeśli go polubisz lub udostępnisz

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

4 komentarze

  • Odpowiedz 9 stycznia, 2018

    Dorota

    Fajny wpis. Od kilku lat mamy w szkole Tydzień Bezpiecznego Internetu, mam też zajęcia z dzieciakami i widzę jak ważne jest świadome korzystanie z mediów. Słyszę jak często dzieci same korzystają codziennie z czego chcą, aby rodzice mieli spokój – dzień w dzień. I na pewno przetestujemy grę – zapowiada się ciekawie 😉

  • Odpowiedz 9 stycznia, 2018

    Justyna

    Bardzo ważny temat Pani poruszyła, Pani Alicjo! Cieszę się, że ma Pani taką misję; edukacja medialna to też mój konik. Myślę, że warto uczyć mądrego korzystania z mediów nie tylko dzieci, ale też (a może przede wszystkim?) dorosłych.

  • Odpowiedz 10 stycznia, 2018

    Alicja

    Aż mi trochę żal, że nie mam w domu TV do kształtowania MediaLiteracy 😀

  • Mam 15-miesięczną córkę i na razie stawiam na zabawy offline’owe ale kiedyś przyjdzie TEN moment. I wtedy dzięki temu artykułowi będę pamiętał, żeby rozmawiać z dzieckiem o tym, co właśnie zobaczyło na ekranie. Bardzo pomocny artykuł. Podzielę się nim w poniedziałek na własnym FanPage’u. Pozdrowienia!

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj Alicja Anuluj pisanie odpowiedzi