Ostatnio mieliśmy na Instagramie dyskusje na temat pomysłu skrócenia wakacji letnich. Jest bowiem taki koncept by trwały one krócej, który argumentowany jest m.in. tym, że rodzice nie bardzo mają co zrobić z dziećmi przez tak długi czas, bo wszak nie wszystkie dzieci są gotowe na samodzielność już w podstawówce.
I choć jest to argument jak najbardziej logiczny to… spróbujmy go podważyć.
Bo patrząc z perspektywy biologiczno-antropologicznej na historię naszego gatunku, wydaje się, że nawet te siedmio-ośmiolatki nie wymagały raczej gremialnie prowadzenia za rączkę i całodobowego nadzoru dorosłego, a co dopiero mówić o tych jeszcze starszych dzieciakach. W TYM artykule na podstawie jednej z najlepszych – moim skromnym zdaniem – publikacji naukowych roku 2023 jest to zresztą dość mocno wyłuszczone.
Oczywiście będą dzieci z wyzwaniami rozwojowymi, a także i bez nich, które rzeczywiście nie są gotowe, ale czy faktycznie – jak sugerowałby współczesny internet – stanowią one zdecydowaną większość dzieciaków w pierwszej połowie podstawówki? Bo może w praktyce stanowiłyby mniejszość, tylko narracja medialna (typu zastanawianie się jak doszło do takiego zaniedbania, że dziesięciolatek był sam w parku kiedy doszło do jakiegoś wypadku, gdzie byli rodzice, skandal takie małe dziecko bez opieki!) i ogólny klimat intensywnego rodzicielstwa, który nakazuje całodobowy ścisły nadzór nad młodocianymi i angażowanie się w to by ich aktywności były wartościowe, bezpieczne i rozwojowe, zabierając im samodzielność i sprawczość, nas do tego punktu doprowadziły?
I może czasem to nie dzieci, a rodzice nie są gotowi, bo się zwyczajnie boją? A czasem dzieci są niegotowe nie dlatego, że są za małe tylko dlatego, że czasy w jakich dorastają sprawiły, że towarzyszy im dużo lęku przed normalnymi, życiowymi sytuacjami?
To jest o tyle istotne, że ograniczonej niezależności i swobodzie współczesnych dzieci jako jednej z wiodących przyczyn kryzysu psychicznego współczesnych dzieciaków, przygląda się obecnie coraz więcej ekspertów i człowieków nauki. Jeden z nich – profesor dziecięcej psychologii klinicznej Camilo Ortiz opublikował niedawno (czerwiec 2024) do spółki ze swoim doktorantem Matthew Fastmanem bardzo ciekawą pracę o nowatorskim podejściu do terapii dziecięcych lęków i obaw.
Na czym polegała terapia? Otóż na aplikowaniu młodocianym uczestnikom końskich dawek… niezależności.
Co, mam nadzieję, jasne wszelkie dziecięce nasilone, przedłużające się lub inaczej niepokojące lęki, obawy i trudności trzeba indywidualnie skonsultować ze specjalistą od zdrowia psychicznego i nie należy wyników tego badania ani ich opisu w moim artykule traktować jak wytycznych terapii i olewać zalecenia specjalisty opiekującego się dzieckiem (albo zastąpić nim te wytyczne) – ale wydaje mi się, że są one na tyle ciekawe i życiowe, że przydać się mogą absolutnie każdemu rodzicowi w codzienności. I inspirować ku temu jak budować w każdym dziecku sprawczość.
Ortiz i Fastman wzięli bowiem pod swoją kuratelę cztery rodziny z dziećmi w wieku od 9 do 13 lat. Dzieciaki miału trudności z różnymi kwestiami – jedno z nich bało się pójść gdzieś bez mamy albo spać bez mamy, inne miało lęki związane ze szkołą czy aktywnościami poza domem, jeszcze inne lubiło zakładać czarne scenariusze dotyczące swojego zdrowia.
Schemat postępowania obejmował ledwie 5 spotkań – najpierw z samymi rodzicami gagatka, którym wyłuszczono jaka jest wartość samodzielności u dzieci, potem już z gagatkiem. W trakcie pierwszych rozmów wszyscy angażowali się w burzę mózgów na temat samodzielnych aktywności w jakie może się zaangażować dziecko. Rzecz w tym, że aktywności te nie były związane w żaden bezpośredni sposób z tym co napawało dziecko lękiem.
Stąd też dziecku, które bało się spać samo w łóżku w nocy nie kazano nagle wskoczyć do sypialni, bo jest już duże i niech sobie da siana ze spaniem z mamusią i tatusiem. Zapytano je natomiast o to co ciekawego i ekscytującego chciałoby zrobić samodzielnie bez nadzoru rodzica – pójść do sklepu po paluszki? Pojechać na rowerze do parku? Wybrać się do domu kolegi mieszkającego kilka ulic dalej? A może pójść w gronie wyłącznie nieletnich znajomych do kina? Przejechać się 2 przystanki autobusem? Zostać samemu na 1h w domu, gdy rodzice pójdą na dorosły spacer? Złożyć samodzielnie zamówienie przy barze na pizzę dla całej rodziny? A może nie? Może ugotować samodzielnie od A do Z posiłek dla siebie lub całej rodziny – wybrać przepis, zrobić listę zakupów, a potem upichić i zaserwować. Albo… pomalować samodzielnie ściany w swoim pokoju? Przemeblować go i na nowo zaaranżować wg swojego konceptu? Skręcić nowe biurko bez matuli i tatula mówiących jak? Ba, można nawet sprzedawać lemoniadę na ulicy jak się chce. Do wyboru, do koloru.
Dzieciom zapytanym o to jakie fajne aktywności bez udziału rodziców przychodzą im do głowy naprawdę rozwiązuje się język. I co ważne wachlarz tych aktywności jest tak szeroki – mogą być w domu i poza nim, samodzielne i z rówieśnikami, krótkie dłuższe – że naprawdę dla każdego znajdzie się coś ekscytującego i niepowiązanego bezpośrednie z tym co to dla niego trudne.
Zresztą sam Ortiz często w wywiadach czy reportażach wskazuje, że żartuje ze studentami, że jego metodę w skrócie można opisać jako „Czyli mówisz, że boisz się ciemności? Ok, to skocz do sklepu na rogu i kup mi pół kilo salami”.
Ortiz zlecał więc swoim podopiecznym by przez okres kilku tygodni starali się podjąć jakichś samodzielnych aktywności, które sprawią im frajdę lub których chcieliby się spróbować. A rodzicom by… im na to po prostu pozwolili. Dziecię, które bało się spać w swoim łóżku wybrało na przykład przejażdżkę autobusem, która poszła tak sobie, bo dziecię przegapiło przystanek na którym miało wysiąść. Zdenerwowane zapytało więc dorosłego siedzącego obok co ma zrobić. Dorosły poradził by dziecię wysiadło na kolejnym przystanku i po prostu cofnęło się do miejsca docelowego pieszo, co zresztą dziecię uczyniło.
To samo dziecię w ostatnim tygodniu trwania badania – samo z siebie i bez dodatkowego namawiania przez rodziców przespało cztery noce w swoim łóżku – mimo że dotąd nie zdarzyła się ani jedna taka nocka. Piękna sprawa, ale oczywiście to nie zawsze będzie takie proste i piękne – bo choć na trójce dzieci z analizy taka swoista forma terapii wydawała się działać pozytywnie, to jedna rodzina wycofała się z badania ze względu na brak chęci dziecka do działania w zleconym obszarze. No i pamiętać musimy, że każda z rodzin dodatkowo uczestniczyła w tych 5 sesjach rozmowy z autorami, które choć nieliczne to na pewno też coś tam od siebie od siebie wniosły. Oraz, że to póki co to jedynie małe pilotowe badanie, które wymaga replikacji.
Nie zmienia to jednak faktu, że taka forma odwrażliwiania czy uodważniania zarówno dziecka, jak i rodziców (część rodziców biorących udział w analizie sama wskazywała, że jest nadmiernie opiekuńcza) ma solidne podstawy by faktycznie działać, a przynajmniej wspierać. Samodzielność to wszak umiejętność, coś co się ćwiczy – jasne jednym przychodzi łatwiej, innym trudniej, ale zrobienie jednej rzeczy samodzielnie może dodać wiary, że inne też możemy. Pozwala oswoić się z niepewnością, radzić sobie z niewielkim i generalnie akceptowalnym życiowo ryzykiem, ufać sobie bardziej, wiedzieć, że potrafimy poradzić sobie z niewielkimi trudnościami. Rodzicom też łatwiej uwierzyć, że dziecko da radę gdy dało już radę z czymś innym. A gdy nie boimy się jednego, to łatwiej poradzić sobie z drugim.
Ba, na podobnym koncepcie oparte są przecież obecnie stosowane terapie lęków, które polegają na ekspozycji na dany bodziec – początkowo małej, potem wraz z czasem oswajania większej. Jak ktoś boi się na przykład gołębi to zamiast wysyłać go na ferie zimowe do pana Kazika, hodowcy gołębi, najpierw oswaja się go np. ze zdjęciami na których są gołębie. Tutaj innowacja polega na tym, że nie ma konfrontacji z bodźcem bezpośrednio – jest budowanie tolerancji na coś nowego, niepewnego, samodzielnego. Są zresztą analizy (np. Kodzaga i wsp., 2023), które sugerują, że oswojenie jednego strachu (np. lęku przed wysokością) pomaga złagodzić lęk przed innym (np. pająkami). Cały ten koncept ma więc jakieś podstawy empiryczne, a jednocześnie – mi z perspektywy po prostu rodzica wydaje się szalenie życiowy, nietrudny do wdrożenia i z samymi korzyściami. No, bo jak dziecko wybierze np. samodzielne pieczenie babeczek, to dajcie spokój – babeczka domowa to jest korzyść niezwykła!
Niewątpliwie pomocne w uodważnianiu małolatów byłoby też kolektywne podejście. Bo gdy licznie przestaniemy uważać, że dziecko w wieku wczesnoszkolnym bawiące się z innymi dziećmi bez nadzoru dorosłych to patologia, tylko zaczniemy uważać, że to normalne, to dzieci na dworze będzie więcej, opcji zabawy będzie więcej i ogólnie będzie chyba milej? I może i dzieci zaczną bardziej wierzyć w siebie, i mniej czasu spędzać z ekranami, bo jak nie ma alternatyw to ekran przyciąga bardziej, a równocześnie także rodzicom z barków duży ciężar zejdzie, bo przestaną się zadręczać tym, że muszą ciągle dzieci nadzorować i ciągle im organizować aktywności. Bo dzieci zwykle mają naturalny dar do organizowania sobie aktywności i zabaw. Ale najlepiej im to idzie gdy mogą to robić swobodnie we własnym gronie bez gderających non stoper dorosłych marud co zabawę psują.
Bullerbyn, kojarzycie? To fikcja literacka, ale też marzenie tylu z nas o wspaniałym dzieciństwie, że może warto dać tym dzieciorom Bullerbyn nawet w XXI wieku😊 Wielu współczesnych rodziców rwie sobie włosy z głowy nad tym czy nie spędza aby za mało czasu z dzieckiem, ale rzadko myślimy o tym, że może ten nasz ciągły nadzór i intensywność mogą zabierać dzieciom czas na bycie samodzielnym i bycie z rówieśnikami?
Podkreślę jeszcze raz, że ten artykuł ani badanie nie zastąpią profesjonalnej konsultacji i wskazówek z niej przy dzieciach lękowych, ale myślę, że jeśli macie coś z tego wszystkiego wyciągnąć to może pomysł na pogadanie z dzieckiem własnym – niezależnie od tego czy jest coś czego się boi w obszarze samodzielności czy nie ma – o tym jakich aktywności bez waszego udziału chciałoby się podjąć. Co wydaje mu się fajne, ekscytujące. Kto wie, może was zaskoczy! I wyremontuje łazienkę? Albo puści was na szybką randkę do pobliskiej cukierni? I kto wie – może dzięki temu uwierzy bardziej w siebie?
Ortiz i Fastman, 2024. A novel independence intervention to treat child anxiety: A nonconcurrent multiple baseline evaluation
Fastman, 2023. A Nonconcurrent Multiple Baseline Evaluation of an Independence Intervention to Treat Child AnxietyIntervention to Treat Child Anxiety
Justyna
Super artykuł, dziękuję, będzie stosowane!:)