Chwilowa przerwa od wpisów naukowych spowodowana jest tym, że brak nam czasu na cokolwiek, ale obiecujemy, że wkrótce wrócimy. Ja to już nawet w przyszłym tygodniu bo wtedy z wakacji wracają babcie i pomogą mi ogarnąć mą liczną dziatwę.
Dziś za to chciałam się z wami podzielić moim ostatnim odkryciem, czyli książką która zaparła mi dech w piersiach. Na książkę tę natrafiliśmy przypadkowo podczas poszukiwania plecaka przedszkolnego dla Pierworodnej – leżała sobie zapomniana w jakimś stosie książeczek dla dzieci i wyglądała smutno bo nikt jej nie chciał. Dobre mamy serduszka więc wzięliśmy ją w ramiona, zajrzeliśmy do środka i nam się japy otwarły ze zdziwienia.
Otóż książka ta to zbiór ilustracji symbolizujących przekroje przez warzywa i owoce bo jak się okazuje i jedne i drugie mają bogate życie wewnętrzne. Ale ludziska! To nie jest jakieś wymyślone życie wewnętrzne. Tam normalnie żyją witaminy, mikroelementy i różne różniaste składniki odżywcze. Takie prawdziwe o prawdziwych nazwach i w prawdziwych proporcjach! Nie jak w standardowych książeczkach dla dzieci – pan witaminka, nie pan misio, nie pan pysio czy inny dyzio. Nie! Normalnie – witamina C, antocyjany, związki zasadowe i likopen. To była pierwsza rzecz, która ujęła mą biochemiczną, naukową duszę. O sami zresztą zobaczcie:
Druga rzecz to wypasione ilustracje – każde warzywo i owoc to dom dla naszych bohaterów, który z pomysłem i fantazją oddaje strukturę danego wiktuału. Taki na przykład ogór i pomidor, czyli jak powszechnie wiadomo wodniste stwory to wypasione hacjendy z… basenami. W basenach tych ochoczo tapla się np. Pan Potas i jego zgraja. Fasola z kolei, która – jak każden wypakowany jegomość wam powie – dobrze robi na masę, kryje w swym wnętrzu liczne siłownie w których Pan Białko Roślinne pakuje ile wlezie.
En la casa de la Ogór con los basenos – 15 lat temu uczyłam się hiszpańskiego i mniej więcej tyle z niego pamiętam…
Trzecia rzecz – ta książka naprawdę uczy. Wiedzieliście ludzie, że grucha jest bogata w jod?? No właśnie! Ja też nie! Nic jednak nie przebije miny jaką zrobiła pani z warzywniaka usłyszawszy Pierworodną rzucającą tekst „i kup brokuły mamo bo tam jest dużo sulforafanu”. True story!
Kit jednak z trudnymi nazwami i robieniem wrażenia na pani z warzywniaka. Ważniejsze jest to, że dzięki tak pokazanemu zdrowemu żarciu dzieciakom łatwiej zrozumieć czemu tak ważna jest różnorodna dieta i czemu jedzenie w kółko jabłka nie jest tak samo dobre jak jedzenie i jabłka i śliwek i brzoskwiń i jeszcze kapusty na zagrychę.
Nie oczekujcie jednak cudów – ten tytuł z zachęcaniem do jedzenia warzyw to trochę taki trick rodem z tabloidu, ale tylko trochę bo mimo wszystko na mojego Pierworodnego niejadka książka ciut zadziałała. A musicie wiedzieć, że Pierworodna to jest ekstremalny przypadek niejadka. Taki prawdziwy. Taki który będzie zrozumiały dla rodziców prawdziwego niejadka, no ale to temat na osobny post. Rzecz w tym, że dzięki tej książce udaje się nam wcisnąć jej choć raz dziennie nieco owoców uzasadniając to książkową koniecznością zjadania 5 porcji warzyw i owoców dziennie. Nad warzywami ciągle pracujemy 😉
Czwarta rzecz jest taka, że książkę napisała a ściślej mówiąc narysowała nasza rodaczka – Agnieszka Sowińska, a jak wiecie ja lubię wspierać rodaków 😉
Ilustracja depresyjna – okazuje się, że nawet dynia ma bogatsze życie wewnętrzne niż ja…
Piąta rzecz – ta książka nie ma tekstu co jest wybawieniem bo a) młode może se samo „czytać” b) jak młode nie daje się spławić i każe wam czytać to nie musicie po raz fefdziesiąty czytać tego samego tekstu, który wam już uszami wychodzi tylko możecie wymyślać dziwne historyjki albo uciec się do podstępu i zadając pytania kazać młodzieży opowiadać co widzi.
Reasumując – dla mnie strasznie fajna pozycja, zdecydowanie godna polecenia, więc niniejszym polecam. Książka wydana jest przez Naszą Księgarnię (klik). A wy możecie polecić jakieś książki okołożywieniowe dla dzieci?
O innych naszych ulubionych księgach pisałam TU
lucy es
Działa!!! Mam chęć na jabłko.
Alicja
Tak. Dokładnie tak.
Ola oops!!
Piekna. Przypomina mi film „Bylo sobie zycze”. Wpisuje n’a liste marzen.
Lili
„Było sobie życie” to był hit, najlepszy film dzieciństwa… Wiele wyjaśniał… szkoda, że już takich nie produkują..
Justyna
Super książka! też jej nie znałam wcześniej. U nas przekonują od dawna do jedzenia zdrowych rzeczy opowieści o dobrych i złych bakteriach, ich walce, wzmacnianiu tych dobrych, zwalczaniu złych dobrym jedzeniem. Motywuje też podczas leczenia – obrazuje proces Synkowi. Ta książka na pewno poszerzy naszą wyobraźnię w tym temacie 🙂
Malwa
Faktycznie ładnie wygląda,a pomysł, że mikroelementy i witaminy są jakby mieszkańcami warzyw czy owoców może zafascynować dzieciaka. Ale tak to już jest, że książka książką a przykład płynie z góry, więc jak rodzice do warzyw oporni to i dzieć ma to w poważaniu. 5 warzyw i owoców dziennie mama z tatą, i jak się młode odpowiednio zapatrzy na nas to samo sięgać także będzie. I wtedy może nawet o cudownym Panie Potasie kumplom w przedszkolu opowiadać.
Mnie na taką ilość warzyw by chyba nikt nie namówił, więc nie powinno mnie dziwić, że Kajtek woła: „cukru!” zamiast „brokuła”!
Alicja
Żeby to bylo takie proste z tym zapatrzeniem się 😉 Niestety nie jest. Naprawdę 😉
kretucha
I tu się zgadzam – nie jest to takie łatwe jakby się wydawało. Mój syn w listopadzie skończy 3 lata, do jedzenia warzyw i owoców w ogóle go nie ciągnie. Czasem zdarzy się, że skubnie jabłko czy gruszkę, z warzyw zielonego ogórka i pomidora w postaci ketchupu 🙂 No i soki marchwiowo – owocowe pije. To tyle. Ja jem różne owoce i warzywa, daję do obejrzenia, powąchania, dotykania, rozpaćkania, ocham, aham, zachwycam się, robię „wesołe” i kolorowe dania, nawet z nim szykuję potrawy, nic nie działa 🙁
Dorota
Przy okazji ostatniej infekcji dziecka i mojego tłumaczenia o wadze witamin znalazłam w sieci taki o to filmik, obejrzany przez nas oboje z wielkim zaciekawieniem (ja czytałam dziecku polskie napisy i wszystko było jasne):
http://ed.ted.com/lessons/what-s-the-value-of-vitamins-ginnie-trinh-nguyen
Mama Puchatka
Już szukam w mojej ulubionej księgarni online ! Mój synek ma bardzo wybiórczą dietę i do tego charakterek, więc aby zachęcić go spożycia warzyw i owoców potrzebuję naprawdę silnej artylerii 😉 Książki uwielbia, więc może to właśnie jest właściwe rozwiązanie 🙂 Dzięki Alicjo!
Monika mama podobno niejadka
Co do niejadków to podobno nie ma takiej kategorii (no poza przypadkami klinicznymi). Polecam książkę Carlosa Gonzaleza „Moje dziecko nie chce jeść”. Żałuję że tak późno ją przeczytałam, bo zaoszczędziłoby mi kupę nerwów z podawaniem jedzienia. Głowa Rodzica przestawiona na właściwy tor ;)A dzieci tak jak i my mają swoje upodobania kulinarne. Mój np. dzisiaj na śniadanie zjadł rosół i zagryzł rzodkiewką. Czyli je to na co ma ochotę a nie to co ja uważam za odpowiednie na śniadanie; ) artykuł świetny i już książki szukam.
czytajka
Fantastyczne 🙂 Uwielbiam tego rodzaju książki dla dzieci, ale niestety u nas ostatnio nawet książki kręcą się wokół tematu jedzenia, ze względu na moje dwa niejadki 😛 Na szczęście na rynku ich coraz więcej bo wydawnictwa się zorientowały, że jedzenie to jednak problem u dzieci. Już nawet wierszy się uczymy: Bardzo dobra jest pietruszka, zaproś ją do swojego brzuszka (to akurat z innej, podobnej książki jedzeniowej, Pampi na talerzu.
Oli7
Świetna, nie znałam. Trochę przypomina Pampiego na talerzu, ale nie do końca. Tam są mleczne stawy, chlebowe miasta i rosołowi piraci! Absolutni ulubieńcy mojego Antka. Książę mamy od kilku dni, ale syn ją uwielbia. Jest teraz na etapie książeczek kartonowych. Zamęcza mnie tymi wierszykami ze środka i każe wymyślać zwariowane obiady 😀 Ostatnio wyskubaliśmy chlebowe miasto a potem zatopiła je ogórkowa powódź. Przynajmniej wsunął wszystko, więc nie mam na co narzekać 😉
Mapa przyszłości, czyli wybitnie niesztampowa książka dla dzieci. | Mataja
[…] Mapa Przyszłości wydawnictwo Nasza Księgarnia (swoją drogą to kolejna po Przekrojach – tu i Fefe – tu wyróżniająca się pozycja od NK) Cena okładkowa 39,90 zł, ale na stronie […]
Magda
Kupię to swojemu mężowi. On ma co prawda 25 lat, ale może to na niego zadziała. Bo ciężko mi go przekonać do owoców i warzyw.
Gaba
Nosz, po prostu uwielbiam Alicjowe wpisy i poczucie humoru. Z ogromną frajdą je czytam. A ile przy tym się dowiaduję! Dziękuję! ?