Dzieci, a odpowiedzialne korzystanie z nowych technologii

Ci z was, którzy czytają mnie od jakiegoś czasu wiedzą, że są kwestie, które są dla mnie szczególnie ważne – należy do nich walka o czyste powietrze dla naszych dzieci, wspieranie mam, bo bez tego fajnych ludzi nie wychowamy, równe traktowanie dziewczynek i chłopców, a także – nowe technologie – ale nie tylko w kontekście płynących z nich potencjalnych zagrożeń, ale także, a może i przede wszystkim tego, co dobrego dla dzieciaków możemy z nich ugrać. I dziś w ramach współpracy z Fundacją Orange, która działa na rzecz cyfrowej edukacji dzieci i młodzieży o tym ostatnim temacie słów kilka chciałam rzec.

Tak się bowiem składa, że połączenie „dzieci plus nowe technologie” budzi sporo kontrowersji i widziane jest bardzo zero-jedynkowo. Nie dziwi mnie to zupełnie, bo do mediów, a tym samym zbiorowej świadomości przebijają się bowiem wyłącznie badania, które krzyczą, o tym jakie spustoszenia sieje kontakt z – nazwijmy to zbiorczo – ekranami, bo takie się po prostu lepiej klikają.

I faktycznie nadmiar ekranów w życiu na pewno szkodzi – jak nadmiar wszystkiego. A współczesne dzieciaki często cierpią na nadmiar ekranów. W jednym z nowszych badań przeprowadzonych w grupie 4500 amerykańskich dzieciaków w wieku od 8 do 11 lat, stwierdzono, że aż 63%, czyli niemalże 2/3 z nich spędza w kontakcie z ekranami znacznie więcej czasu niż sugerują rekomendacje organizacji eksperckich typu AAP (Amerykańska Akademia Pediatrii). Wedle rekomendacji czas ten nie powinien bowiem przekraczać 2 godzin dziennie (w przypadku dzieci w wieku 2 do 5 lat jest to maksymalnie godzina dziennie – TU mój wpis na ten temat). Co więcej gdy sprawdzono jak wychodzi połączenie rekomendacji związanych z odpowiednią ilością snu, ruchu fizycznego i korzystania z ekranów właśnie to okazało się, że „w normach” mieści się ledwie… 5% dzieci biorących udział w badaniu.

I to jest dość ważne, bo wszak właśnie tu można upatrywać źródeł wielu „ekranowych” problemów – każda dodatkowa godzina spędzona przed ekranem tabletu/smartphona/tv to godzina mniej na inne rodzaje aktywności, które są niezbędne do prawidłowego rozwoju.

I choć powyżej przytoczyłam realia zagraniczne, to nasze rodzime też nie wydają się być różowe. Z badania EU kids online prowadzonego pod kierunkiem prof. Jacka Pyżalskiego z UAM w partnerstwie z Fundacją Orange wśród reprezentatywnej grupy 1300 dzieciaków w wieku 9-17 lat wynika, że 15% z nich spędza on line ponad 5h w dzień powszedni. Toż to 5/8 etatu! Sporo.

Tym bardziej niepokoi więc fakt, że aż 40% uczniów stwierdza, że w szkole nie ma ustalonych zasad korzystania z internetu, a 45% badanych nigdy nie rozmawiało z nauczycielami o tym, jakie są dobre zwyczaje postępowania w sieci. O tym ilu z nich nie rozmawiało z rodzicami – póki co nie wiemy. Ale wiemy na pewno, że jest ogromna luka edukacyjna, którą koniecznie trzeba zagospodarować.

To co oczywiste to przede wszystkim bezpieczeństwo w sieci i zachowanie w niej. Dożyliśmy bowiem czasów, w których kontakty z innymi w dużej mierze realizowane są online, ale jednak rzadko uważamy, że te zasady, które obowiązują w prawdziwym życiu, powinny też obowiązywać w sieci. Tak – my rodzice też tego nie zakładamy i jak czytam czasem komentarze w sieci, to przeraża mnie to jak daleko niektórzy potrafią się posunąć i to zupełnie nieanonimowo. A mówimy o dorosłych ludziach, którzy pewne hamulce jednak powinni mieć. Od nastolatków jeszcze tak dużo wymagać nie możemy, a to, przyznać musicie, jest w kontekście dorastania naszych osobistych pociech przerażające.

Cyberbullying, czyli cyfrowa przemoc, cyfrowe nękanie, cyfrowe gnębienie – zwał jak zwał, chodzi po prostu o zjawisko znęcania się psychicznego nad kolegami/koleżankami przeniesione z sal szkolnych do sieci. Jakiś czas temu czytałam zresztą dość smutny artykuł, w którym pan psycholog, mówił o tym, że przemoc rówieśnicza kiedyś była o tyle „lepsza”, że po powrocie do domu ofiara mogła liczyć na spokój – teraz tego nie ma. Wbijanie szpileczek w komentarzach, wyśmiewanie na własnych profilach, tagowanie pod uwłaczającymi godności memami, wykluczanie z grup na FB, publikowanie ośmieszających zdjęć i historii… W kontekście tego co potrafią w sieci czasem odczynić w imię „konstruktywnej krytyki” rodzice, ta wizja przeraża tym bardziej.

Z tym wiąże się zresztą drugie pole do popisu dla rodziców i edukatorów, czyli pokazanie małym i trochę większym ludziom, że internet to nie tylko cyfrowe interakcje z innymi, lajkowanie zdjęć na FB i IG czy oglądanie pranków na YT. Niby banał, ale jednak ze wspomnianego raportu EUKidsOnline 2018 wynika, że w badanej grupie wiekowej najczęstsza aktywność online to konsumpcja treści właśnie – oglądanie wideo i słuchanie muzyki, ewentualnie komunikowanie się z bliskimi. I choć nie ma nic złego w wykorzystywaniu sieci w celach rozrywkowych, wszak rozrywka każdemu potrzebna jest, to fajnie by było gdyby dzieci me widziały internet w znacznie szerszej perspektywie – jako trampolina do poszerzania horyzontów, edukacji czy działań twórczych.

Tymczasem my rodzice sami często widzimy Internet li tylko jako marnotrawstwo czasu i wyłącznie w ten sposób przedstawiamy go dzieciom. A przecież jak przypomnę sobie, że moim oknem na świat była jednotomowa, zielona (tak pamiętam do dziś!) encyklopedia PWN, w której losowo czytałam sobie hasła, to zazdroszczę moim dzieciom, które jednym klikiem mogą się dokopać do informacji, za którymi ja jeszcze w liceum musiałam jeździć na długie godziny do czytelni miejskiej (a pracę na temat izotopów promieniotwórczych jodu zapamiętałam na zawsze, bo zimno było wtedy jak diabli, a ja przepisywałam jakieś cuda o jodzie, bowiem wtedy komórek co zdjęcia cykały nie było ;)).

Dlatego zamiast chować ich przed tym co oferuje świat cyfrowy staram się ich nauczyć jak z tego mądrze korzystać. I tak, uczę już ich teraz mimo że póki co samodzielnie z sieci nie korzystają. Czytałam bowiem kiedyś na którymś z wielkich portalo-dzienników (chyba w The Guardian?) rozmowy z szefami wielkich korporacji zajmujących się oprogramowaniem, siecią i bezpieczeństwem online i to co zapadło mi przede wszystkim w pamięć to to, że w zakresie edukacji bezpieczeństwa sieciowego dzieci podkreślali oni głównie „zacznij wcześnie” i „w świecie online trzymaj się tych samych reguł bezpieczeństwa i zasad współżycia społecznego, których trzymasz się w świecie offline”.

O tej drugiej regule pisałam już wyżej więc jest chyba jasna, ale jeśli zastanawiacie się jak wcześnie znaczy „zacznij wcześnie” to dodam tylko, że z ogólnopolskiego badania internetu Megaplanet PBI/Gemius wynika, że co dziesiąty (!) polski internauta to dziecko w wieku 7-12 lat, a to badanie z 2015 roku – śmiem zatem twierdzić, że z każdym rokiem odsetek ten będzie wyższy. Warto więc chyba pewne kwestie przedyskutować zanim młodzi ludzie wkroczą w ten wiek i poza naszą kontrolą – w szkole czy po szkole w gronie rówieśników zaczną swawolić w sieci bez znajomości zasad jakimi powinni się kierować.

Rozmawiam więc z moją już wkrótce siedmiolatką i czteripółlatkiem dużo – ostatnio mieliśmy długą rozmowę o źródłach informacji, czym są i jak odróżnić te wiarygodne od tych mniej, dodatkowo wciąż ochoczo korzystają bezpłatnej aplikacji MegaMisja z Psotnikiem, o której pisałam rok temu TU  i dzięki której, bawiąc się dowiadują m.in. tego, że nie podaje się swoich danych, które działania drugiej osoby powinny wzbudzić ich czujność, ba, widzą że w sieci nic nie ginie i że nie kradnie się obrazków, tekstów czy czegokolwiek bądź z Internet, bo jest coś takiego jak prawa autorskie – a o tym mam wrażenie nie pamięta spora część dorosłych użytkowników sieci.

Te rozmowy są ciekawe także dla mnie, bo moje dzieci to już istoty z pokolenia digital natives – urodzili się w świecie cyfrowych technologii i samo wspomnienie o tym, że kiedyś nie było Internetu, telewizja była czarno-biała, kanały były dwa i żeby je zmienić trzeba było ruszyć zad z kanapy, bo pilot to był tylko taki zawód i tyle – jest dla nich tak samo absurdalne jak to, że nasze babcie prały na tarze.

Z radością wspieram więc po raz kolejny Fundację Orange, której programy mają zainicjować zmiany w edukacji cyfrowej małych ludzi. Zerknijcie czy w waszej okolicy nie ma szkoły, która uczestniczy w programie MegaMisja skierowanym dla klas 1-3 i której celem jest wprowadzenie dzieci w świat bezpiecznych technologii (więcej o programie TU) albo #SuperKoderzy, czyli programie skierowanym do klas 4-8, którego celem jest nauczenie młodych ludzi programowania w wyzuty z nudy, za to pełen zabawy i kreatywności sposób (więcej o nim TU http://superkoderzy.pl/). Jeśli zaś pracujecie w szkole to zachęcam was do śledzenia nowych edycji – być może wasze szkoła zechce wziąć udział w programie i dać dzieciakom szanse na fajne zajęcia? Rekrutacja do kolejnych edycji ruszy na wiosnę, więc zapiszcie sobie to w kajecikach.

A na koniec jeszcze ciekawostka z badań – jakiś czas w ręce me wpadła bowiem publikacja, która sprawdzała jak reguły rodziców wobec dostępu do technologii przekładały się a osiągnięcia akademickie uczestników badania. Ku zdumieniu badaczy okazało się, że jeśli rodzice ustalali restrykcyjne reguły korzystania z technologii i argumentowali je tym, że korzystanie z ekranów zabiera cenny czas na odrobienie lekcji/naukę w domu to… dzieciaki te gorzej radziły sobie w college’u – innymi słowy zasady, które rodzice budowali w oparciu o dobre intencje, miały odwrotny do oczekiwanego skutek. Co jeszcze ciekawsze jeśli rodzice ustalone reguły korzystania z technologii podpierali negatywnymi skutkami dla zdrowia związanymi z mniejszą ilością ruchu, zmęczeniem wzroku czy też nieprawidłową postawą, którą w końcu każdy siedzący przed kompem przyjmuje to takiego negatywnego efektu nie obserwowano. Z czego to wynika? Nie wiemy, ale jeden z autorów badania sugeruje, że może to wiązać się z tym, że jeśli rodzice martwią się o zdrowie dziecka to nie tylko regulują czas korzystania z technologii, ale też angażują się i zachęcają dziecinę do uczestniczenia w innych aktywnościach, które po prostu przekładają się na dobrostan dzieciny.

Oczywiście to tylko jedno badanie, a na osiągnięcia akademickie dziecka ma wpływ cała masa innych czynników, niemniej piszę o nim by pokazać że to wszystko jest znacznie bardziej skomplikowane niż mogłoby się wydawać. I choć nie ma tu złotych reguł to w mojej skromnej opinii edukacja cyfrowa jest ważnym, a niedocenianym elementem w życiu naszych dzieci. Warto więc sobie czasem o temacie pomyśleć, podywagować i zerknąć z niego z różnych, nie tylko czarno-białych perspektyw. A wy jak to widzicie? Jakie reguły korzystania z technologii obowiązują w waszych domach?

Walsh i wsp., 2018. Associations between 24 hour movment behaviours and global cognition in US children: a cross-selectional observational study”

Cingel i wsp. 2018. The relationship between childhood rules about technology use and later-life academic achievement among young adults.

Wpis powstał przy współpracy z Fundacją Orange.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

6 komentarzy

  • Odpowiedz 4 grudnia, 2018

    Selene

    To wszystko pokrywa sie z moim pojmowaniem 🙂 uważam ze dziecka nie izoluje sie od otaczającego świata ale uczy mądrze korzystac. Moj syn lat 3 zadaje oczywiście mnóstwo pytań a ja jako matka wielokrotnie nie jestem w stanie odpowiedziec mu jasno. Wtedy bierzemy do ręki telefon i szukamy w internecie po prostu. Czesto juz sam wola żebyśmy no sprawdzili jak żyją nietoperze i inne takie. Internet niejednokrotnie uratował mi tyłek przed porażką dźwiękową (jak robi zyrafa???)…
    Nie jestem ideałem oczywiście-bajki tez ogląda, ale tylko te ktore ja akceptuję. Dawno odcielam go od Peppy bo nie moge strawic ale jest wiele sympatycznych bajeczek które zadowalają u mamę i syna.
    Pozdrawiam:)

    • Odpowiedz 4 grudnia, 2018

      Alicja

      Myślałam że tylko ja mam uczelenie na Peppę! Nie cierpię tej bajki :)) moi bajki też oglądają, ale tak samo jak Ty – tylko te wyslekcjonowane przeze mnie 🙂 A na temat tego jak robi żyrafa jest nawet publikacja prawie naukowa 😀

      • Odpowiedz 4 grudnia, 2018

        Agata

        Jeju, mnie wczoraj zapytała córeczka jaki dźwięk wydaje żyrafa, ale jakoś nie wpadłam na pomysł, żeby poszukać w Internecie. Chyba to zmiany w mózgu związane z drugą ciążą 😉

        • Odpowiedz 11 stycznia, 2019

          Pat

          A jak robi zebra? To jest zaskoczenie! Ten dzwięk był „tekstem wakacji”. U nas obowiązuje zasada, ze weekendy nie oglądamy bajek, chyba że idziemy razem do kina, bo właśnie jest to czas na wspólne aktywności i dzieci (5,5 i 3) takie tłumaczenie raczej akceptują. Na tygodniu są dni oglądania (pn, śr i pt), no chyba że jest święto, to wtedy nie ma. Oglądanie wyselekcjonowanych treści, choć czasem uginam się i włączam głupoty typu Strażak Sam, żeby nie przegiąć;) Peppa jest, po angielsku, bo mnie ten humor bawi. Po polsku słyszałam tylko, bo ktoś oglądał-nigdy więcej. Uczenie zasad raczej globalnie: zastanów się, czy to, co robisz, nie szkodzi innym lub tobie, czy to jest bezpieczne itd. w relacji z dziećmi, dorosłymi i pomalutku-w wirtualnym świecie.

  • Odpowiedz 4 grudnia, 2018

    Alicja

    Zachowanie ludzi w Internecie też mnie czasem przeraża… My w domu nie mamy telewizji, więc jedyne bajki to DVD lub filmiki na komórce – synek dostał telefon ze ściągniętymi bajkami offline, bo YouTube ma swoją mroczną stronę, a poza tym wolę, by nie oglądał zbyt wiele reklam. Staram się nie puszczać mu dużo, ale czasem bajki ratują mnie przed krzykiem i umęczeniem… Do tego synek ma wadę wzroku i musi codziennie mieć zasłaniane oko, a bajki pomagają mu skupić wzrok i zapomnieć o tej niedogodności.

  • Odpowiedz 4 września, 2019

    Marek

    My pozwalamy naszej córce (3 l.) na oglądanie bajek w telefonie tylko czasami w „ciężkich w sytuacjach”. Ja pracuję po 10 – 12 godzin dziennie, żona mniej ale czasami są po prostu takie momenty, że człowiek jest padnięty na amen i najzwyczajniej w świecie nie ma siły na nic, wtedy na trochę dajemy telefon, włączymy bajkę i choć chwilę odpoczniemy.

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj Alicja Anuluj pisanie odpowiedzi