Jak oglądają telewizję polskie dzieci i jak budować u dziecka kompetencje medialne?

Poniższy wpis powstał przy współpracy z CBeebies – partner nie miał wpływu na przedstawione treści.

Zanieczyszczenie powietrza, antropologia rodzicielstwa, dzieci kontra nowoczesne media, wyrzuty sumienia u rodziców – to chyba moje 4 największe okołorodzicielskie koniki tematyczne. Dwa ostatnie zaskakująco często się łączą mimo że od lat staram się zrobić wszystko by to połączenie odeszło w niebyt. Niestety wychodzi mi to najwyraźniej tak sobie, bo nawet ostatnio kiedy na Instagramie zachęciłam moich obserwatorów do zadawania dręczących ich pytań innym obserwatorom okazało się, że jednym z najczęściej zadawanych było „czy też macie wyrzuty sumienia, że wasze dzieci oglądają bajki?”.

Cóż – ja takowych nie mam. Moje dzieci oglądają bajki – mówię o tym uczciwie od zawsze. Od zawsze też gotuje się we mnie kiedy widzę określenia w rodzaju „cyfrowa heroina” albo odezwy do matek żeby nie dawały dziecku dostępu do mediów cyfrowych w sytuacji X, a najlepiej to wcale (to już tak abstrahując od tego, że to zwykle są odezwy do matki, tak jakby ojcowie nie istnieli). Od zawsze też zdecydowanie bardziej przemawia do mnie założenie, że zamiast piętrzenia zakazów i udawania, że media cyfrowe nie istnieją, lepsza jest edukacja.

Sęk w tym, że żeby edukować i stać się przewodnikiem dziecka po mediach cyfrowych samemu trzeba wiedzieć co i jak. Tymczasem rodzice często nie wiedzą, bo i skąd mają wiedzieć? Do mediów jeśli coś w ogóle się przebija, to głównie sensacyjne nagłówki o tym, jak kontakt z technologiami negatywnie wpływa na dzieci – sęk w tym, że często nikt tam nie wspomina, że zwykle chodzi o dzieci, które obcowały z mediami w sposób nieprzyzwoicie długi, a ich rodzice nie sprawowali nad tym kontroli. Rzadko jest do tego dołączona informacja o tym, że są rekomendacje dotyczące tego jak, nazwijmy to bezpiecznie, korzystać z dobrodziejstw technologii. Skąd więc rodzice mają wiedzieć jak to rozegrać? Z braku informacji dochodzi do tego, że jedni się boją nadmiernie, a inni nie mając zupełnie pojęcia o tym gdzie i jak szukać informacji, tworzą swoje własne kryteria, które nie zawsze są spójne z tym co oficjalnie się rekomenduje.

A takie oficjalne rekomendacje wydała choćby Amerykańska Akademia Pediatrii (AAP) czy niedawno WHO. Ta pierwsza stworzyła obszerny dokument dotyczący samego obcowania z mediami, ta druga odnosi się głównie do czasu spędzonego w bezruchu. Obie wskazują, że przed drugimi urodzinami staramy się trzymać dziecko z dala od ekranów, przy czym AAP wskazuje, że jeśli rodzic chce to może zacząć ostrożne wprowadzanie mediów od 18 miesiąca życia. Ja z tej furtki skwapliwie skorzystałam gdy dwudziestomiesięczny Wiking był uprzejmy złamać sobie obojczyk, przez co pół tułowia i jedną rękę miał unieruchomione i trzeba było pilnować go na każdym kroku, żeby się nie wywrócił, bo trochę mu to zaburzało równowagę. Możecie mi wierzyć, że to chodzenie za nim krok w krok było nieziemsko stresujące i męczące więc w tym czasie jeden odcinek Teletubisiów dziennie ratował nasze głowy i spokój ducha, bo wiedzieliśmy, że to jest ten moment w którym możemy na chwilę odetchnąć – gdybym wtedy miała jeszcze biczować się wyrzutami sumienia, że pozwalam mu na bajkę to prawdopodobnie bym osiwiała.

Obie organizacje rekomendują też by górna granica dziennego obcowania z ekranami w grupie wiekowej 2-5 lat nie przekraczała jednej godziny – warto tu jednak dodać, że WHO wskazuje jedynie na czas spędzony przed ekranem w bezruchu, nie wliczając doń czasu spędzonego przed ekranem ale aktywne (np. podczas gier wymagających aktywności fizycznej).

Co ciekawe do tej pory bazowaliśmy głównie na tym jak przestrzeganie tych rekomendacji wygląda poza granicami naszego kraju, ale dziś dzięki badaniom przeprowadzonym na zlecenie CBeebies wśród rodziców polskich dzieci w wieku 3-6 lat wiemy, że nie wygląda to źle. 15% dzieciaków średnio jednorazowo ogląda do 30 minut telewizji, 42% od 30 do 60 minut. Jedynie 8% ogląda dłużej niż 2h – oczywiście dobrze by było gdyby ten odsetek wynosił 0%, ale na tle innych znanych mi danych to i tak nie jest źle.

Wśród ankietowanych rodziców jedynie 1% deklarowało, że ich dziecko w ogóle nie ogląda telewizji, 76% dzieci oglądało ją codziennie lub prawie codziennie, 18% 3-5 razy w tygodniu (moi starsi w zależności od tygodnia są albo w jednej albo drugiej grupie – są takie tygodnie, że nie obejrzą w zasadzie niczego, bo zwyczajnie nie ma kiedy, a są takie, że codziennie albo coś obejrzą albo w coś pograją), 5% oglądało rzadziej niż 3-5 razy w tygodniu, ale nie tak że wcale.

Sam czas spędzony na obcowaniu z ekranami jest dla mnie jednak mniej interesujący niż to kto sprawuje kontrolę nad treściami przyswajanymi przez dziecko. Czemu? Bo jak już wielokrotnie wspominałam – limity czasowe budzą pewne kontrowersje – cześć ekspertów polemizuje bowiem, że nie tyle ilość ma znaczenie (choć co oczywiste nadmiar zawsze będzie zły), co jakość treści. To ważne, bo czasem widzę dyskusje rodziców przerzucających się tym czyje dziecko ile może oglądać i ten kto pozwala na mniej jest w oczach wielu „lepszy”. Pytanie czy 30 minut dowolnej sieki, którą akurat włączy sobie dziecko (fun fact: dacie wiarę, że programy dla dzieci częściej pokazują jakąś formę przemocy niż programy dla dorosłych) jest rzeczywiście lepsze od 60 minut mądrze wybranego programu, który modeluje fajne postawy albo przekazuje ciekawe informacje? Tu nie ma prostych odpowiedzi.

No i tu przechodzimy do tego kto w polskich domach wybiera co ogląda dziecko i tu też jest moje największe zaskoczenie, bo w połowie wypadków są to rodzice, a w 49% rodzice robią to wspólnie z dzieckiem. Jedynie 1% przypadków to głównie dziecko. To jest genialny wynik, choć uczciwie mówię, że trudno mi w niego uwierzyć, ale z drugiej strony nie mam podstaw by go odrzucać. Mam za to podstawy by się cieszyć, bo jedna z rekomendacji wskazuje, że rodzice powinni sprawować pełen nadzór nad treściami konsumowanymi przez dziecko. I to tak bardzo pełen, że powinni uczestniczyć nie tylko w wybieraniu treści, ale też – w grupie wiekowej 2-5 lat – współuczestniczyć w ich konsumpcji. Z danych uzyskanych przez CBeebies wynika, że robi tak 52% rodziców, bowiem taki odsetek dzieci ogląda telewizję z rodzicami.

Czemu to wspólne oglądanie jest ważne? Bo pozwala dziecku zrozumieć to co się dzieje na ekranie i przenieść to na świat rzeczywisty, odróżnić fikcję od tego co realne, zrozumieć motywacje i postawy bohaterów. Dla dzieci to ważne, bo to nie przychodzi im tak łatwo jak nam. Stare badanie z 1990 roku wskazało, że wielu trzylatków zakłada, że jeśli obróci się telewizor to pokazany na ekranie popcorn w miseczce wypadanie. Oczywiście trzylatki z roku 1990, a te z 2020 dzieli przepaść, bo ci drudzy to cyfrowi tubylcy, czyli dzieci, które z ekranami są za pan brat od urodzenia, więc być może ich rozumienie czym jest telewizja jest nieco inne, ale i tak uważam, że warto to badanie przytoczyć, bo ono dużo obrazuje ;).

Pokazuje bowiem to o czym warto rozmawiać z dzieckiem w trakcie oglądania – ot na przykład jeśli postać z ekranu zrobi coś co w realnym świecie przeczy prawom fizyki (np. spadnie z klifu i przeżyje) to warto wyjaśnić, że to tylko bajka. Jeśli bohater postąpił w naszej ocenie niewłaściwie – też o tym rozmawiamy. Jeśli właściwie – również. Mówimy o motywacjach, emocjach, o tym jak to jest zrobione, o efektach specjalnych, o tym co dzieje się za kamerą albo jak powstaje ilustracja. W badaniach często po prostu pyta się rodziców o to jak często pomagają dziecku zrozumieć to co widzi w tv/filmie i jak często wyjaśniają motywy postępowania bohaterów. Takie podejście rodziców dużo zmienia, bo wiecie – już sam fakt, że dziecko wie, że potem o czymś porozmawiacie sprawia, że inaczej przyswaja treści – nie tylko jak zmieniające się kolorowe obrazki.

Ba, u maluszków warto nawet spytać o to czy wiedzą do której postaci należy głos, który słyszą. Warto rozmawiać o wszystkim. I nie nie trzeba siedzieć z dzieckiem i każdą jedną minutę Teletubisiów czy innego Charliego i Loli omawiać – wystarczy kątem oka kontrolować treść i interweniować gdy uznamy za słuszne, przy okazji w spokoju delektując się smakiem herbaty 🙂 Im młodsze dziecko tym oczywiście ten nadzór powinien być większy i uważniejszy.

To jest ważne także dlatego, że buduje podstawy tzw. kompetencji medialnych. Te kompetencje to nic innego jak zbiór umiejętności pozwalających na aktywny, a nie tylko bierny odbiór treści. To umiejętność selekcji treści, krytycznej jej analizy i twórczego wykorzystania mediów (tak nawet telewizję można wykorzystać twórczo – moje dzieci bardzo lubiły swego czasu Pana Robótkę, którego projekty ochoczo próbowały odtworzyć w warunkach domowych). Kontakt dziecka z mediami może być bowiem nie tylko bierną rozrywką (w której jeśli stosowana z umiarem też nie ma przecież nic złego), ale można też z niego wynieść coś więcej – ale, że zacytuję AAP „dzieci muszą rozumieć zawartość programów i zwracać na nią uwagę by wynieść z tego korzyści”. I tu jest rola rodzica – by pomógł zrozumieć tę zawartość. Rozmawiajcie więc, od początku, o wszystkim – nie tylko o tym co się dzieje na ekranie, ale także o tym dlaczego macie takie, a nie inne zasady. O tym dlaczego macie limity na czas spędzony w bezruchu. To jest trzon kompetencji medialnych, które będziecie budować latami.

Ustalcie też między sobą – to jest rodzicami – spójne zasady dotyczące korzystania z mediów przez dziecko – niby oczywiste, niby logiczne, ale jednak w praktyce bywa różnie. Tymczasem gdy przepytano rodziców amerykańskich dzieci w wieku 2-17 lat to okazało się, że gdy rodzice prezentują inne podejście do mediów to może to wiązać się z kilkoma negatywnymi efektami i dla rodziców, bo to rodzi między nimi więcej napięć, i dla dzieci – bo brak spójnej polityki rodziców w zakresie tego co i jak może dziecię oglądać, może prowadzić to do tego, że dzieci będą oglądać więcej treści, w które wpleciona jest agresja czy to fizyczna czy werbalna, a to zaś może prowadzić do zwiększenia ilości zachowań problemowych u dziecka.

Sami też dbajcie o swoje kompetencje medialne – wiemy z badań, że rodzice, którzy mają je na wysokim poziomie, mają też dzieci o wysokich kompetencjach medialnych. Bo w całym narzekaniu na dzisiejsze dzieci i młodzież nie możemy zapomnieć, że to my modelujemy podejście i sposób korzystania z nowych technologii.

Dlatego ja nie mam wyrzutów sumienia, że moje dzieci korzystają z dobrodziejstw ekranów. Nie mam ich, bo pozwalam na to korzystanie świadomie – wiem co oglądają, i dlaczego, wiem, że nie możemy przy tym zapomnieć o czasie spędzonym na aktywności fizycznej (swoją drogą ujęło mnie, że w CBeebies jest prezenterka, która pomiędzy programami w kilkuminutowych wejściach zachęca dzieci do ruchu, podjęcia aktywności oraz do kreatywnych zabaw – to jest super!), tak jak nie możemy zapomnieć o czytaniu, swobodnej zabawie i innych wartościowych interakcjach – jeśli znajdujemy czas na tv to musimy znaleźć też czas na inne rzeczy, to całkiem niezły motywator 🙂 Wiem też w jakich limitach powinnam się obracać.

I wiem, że moją rolą jest wyposażenie moich dzieci w świadomość i wiedzę, która pozwoli im z tego całego medialnego worka wybrać to co dobre, wartościowe albo po prostu rozrywkowe i odciąć się od tego co niebezpieczne i negatywne. Bardzo bym chciała, by mówiło się o tym częściej by nie było tylko polaryzacji typu ekrany to zło i należy go unikać za wszelką cenę kontra wolnoć Tomku w swoim domku, bo przecież oj tam oj tam – brakuje zwykłej wyważonej dyskusji, która ułatwiłaby wielu rodzicom życie. Dlatego bardzo się cieszę, że CBeebies – kanał dla najmłodszych od BBC – zdecydowało się na sprawdzenie tego jak to wygląda w naszym kraju i jest mi bardzo miło, że zostałam zaproszona do współpracy przy nagłośnieniu ich, bo świetny punkt wyjścia do podjęcia takiej dyskusji, która w konsekwencji doprowadzi do tego, że rodzice będą mogli bez wyrzutów sumienia powiedzieć bez wahania – oglądamy mądrze. A to przyda się wszystkim – rodzicom, którzy znajdą chwilę na herbatę i dzieciom, które zyskają mądrych przewodników wskazujących im jak odnaleźć się w świecie mediów i cyfrowych technologii.

A jak to wygląda u was? Macie wyrzuty sumienia? Znacie rekomendacje? Wiecie jak wybierać? Uczestniczycie w oglądaniu? Co w temacie dzieci kontra media dręczy was najbardziej? Dajcie znać może uda mi się znaleźć odpowiedź 🙂

Poniżej znajdziecie zaś grafikę podsumowującą wyniki badania wśród polskich rodzin – zerknijcie, bo są naprawdę bardzo ciekawe!

Jeśli spodobał Ci się ten wpis – będzie mi miło jeśli polubisz go lub udostępnisz na Facebooku. Dziękuję!

Ivanovic. Development of Media Literacy – An Important Aspect of Modern Education

Anderson i Hanson. From blooming, buzzing confusion to media literacy: The early development of television viewing

Diergarten. The impact of media literacy on children’s learning from films and hypermedia

Mares i wsp. A house divided: Parental disparity and conflict over media rules predict children’s outcomes

WHO guidelines on physical activity, sedentary behaviour and sleep for children under 5 years of age

AAP – Media and Young Minds

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

7 komentarzy

  • Odpowiedz 11 marca, 2020

    Dorota

    Dobrze znać te wszystkie dane, jednak u nas problem polega na czymś innym. Nawet przy starannie wyselekcjonowanej treści i jasnych ramach czasowych nasz niespełna pięciolatek reaguje bardzo emocjonalnie na rozstanie z ekranem. Mimo że zna zasady, których nigdy nie łamiemy, prosi o bajki w chwilach zmęczenia lub nudy, a kiedy nie zgadzamy się na przedłużenie limitów (które danego dnia już wykorzystał), po prostu wpada w dziką histerię. Jakieś pomysły, jak sobie z tym radzić? Całkowicie zrezygnowaliśmy z czasu ekranowego, bo przynosił nam więcej strat niż zysków, ale jednak trochę szkoda izolować dziecko w ten sposób.

  • Odpowiedz 11 marca, 2020

    Alicja

    To jest coś co się czasem zdarza – choć częściej u mniejszych dzieci z tego co mi wiadomo. Szukałam informacji co z tym zrobić i podstawowe są takie by uprzedzić dziecko i umawiać się z góry na ściśle okrelosny czas czy limit odcinków. Niektórym pomaga też ustawianie timera i informowanie dziecka że połowa czasu minęła. Albo że zostało jeszcze 5 minut, zostały 3 minuty itd. Nie wiem czy coś z tego próbowaliście ale to są pierwsze metody jakie znam gdzieś tam z opisów

  • Odpowiedz 13 marca, 2020

    Roksana

    Polecisz jakieś fajne bajki/programy dla 2,5 letniego chłopca? 😉

    • Odpowiedz 29 marca, 2020

      Hanna

      Netflix kiedyś miał fajną produkcję „Daniel i sąsiedzi”, z takim uroczym tygryskiem, odcinki były głównie o radzeniu sobie z różnymi emocjami, raz tygrysek był zły, raz smutny, bo mu się coś nie udało, zazdrosny, innym razem spotkał niepełnosprawną koleżankę i było o tolerancji.

      Sama platforma promuje wartości i światopogląd zupełnie niezgodne z moimi, przez co już nie opłacam abonamentu, niestety ta bajeczka nie jest dostępna nigdzie indziej.

      Polecam też „Małe zoo Lucy”, to było dostępne na HBO, nie wiem, czy gdzieś jeszcze, za moich czasów na dobranockę leciało 😀 Piękna jest muzyka i kolorystyka tej bajki, uśmiechnięta blondynka w wieku szkolnym mieszka w domu przy zoo i co wieczór przed zaśnięciem zsuwa się po szyi żyrafy, żeby posłuchać opowieści któregoś ze zwierząt. Zazwyczaj edukacyjne i o emocjach, ale trzeba sobie „przefiltrować”, bo na przykład był odcinek o rodzeństwie, który w naszym odczuciu za bardzo „inspirował” do złych zachowań, więc go pominęliśmy 🙂

  • Odpowiedz 29 marca, 2020

    Hanna

    Nasza Trzyletnia w ogóle nie ogląda, ani bajek, ani teledysków. Zaczęliśmy jej puszczać gdy miała nieco ponad rok, oczywiście najpierw był to rodzinny odcinek Świnki Pe raz w tygodniu 😀 Ale wraz ze zbliżaniem się drugich urodzin, zaczęliśmy zauważać, że reaguje emocjonalnie na hm… sam fakt kontaktu z „bodźcem ekranowym”. Wystarczyło, że w ciągu dnia obejrzała bajkę czy teledysk, a już tego samego dnia wieczorem potrafiła wpaść w histerię, bez wyraźnego powodu. Tak jak stała, tak zaczynała wyć i tyle. Zaznaczam, że nie oglądała wtedy „sieczki”, tylko kontrolowane treści, pod nadzorem, po ‚seansie’ lub w trakcie była rozmowa o tym, co obejrzała. I mimo to. Nie miała styczności z ekranem- był spokój, miała – ryk. Miała trochę ponad 2 lata jak przestała oglądać zupełnie, ona bardzo lubi czytać i ma bujną wyobraźnię, więc nawet nie było jakiegoś wielkiego buntu na to odstawienie, tym bardziej, że my też telewizji nie oglądamy. Bardziej do YouTube ją ciągnie, bo to widzi u nas.

    Ale przyznam szczerze – jak słyszę znajome, które opowiadają, jak to u nich w domu cały dzień bajki lecą, bo ‚dzieci są spokojniejsze” i (mówione z niejaką… dumą?) „one wcale już potem tego nie oglądają, tylko chwilę popatrzą i lecą się bawić”, to już wolę skrajność w naszą stronę 🙁

    Inny temat – jak egzekwować takie zakazy będąc w gościach? Mieliśmy raz sytuację w której na spotkaniu u Znajomych, mających nieco inne podejście do tematu bajek, zostało Maluchom (2-5 lat) coś puszczone. Moja z początku wsadziła twarz w kanapę, bo wiedziała, że jej nie wolno, aż mi się zrobiło żal, bo to była jej ulubiona bajeczka (aktualnie ma styczność w wersji książkowej). A to przecież nie za karę, tylko dla jej dobra, bo potem reaguje nerwowo. Próbowałyśmy coś czytać na boczku, ale jako, że to było jedno pomieszczenie i telewizor wielki i jej wzrok co chwila uciekał do ekranu to pozwoliłam oglądać, ale bałam się, jak będzie wieczorem. Nawet nie pamiętam, czy była wtedy histeria czy po prostu zasnęła w aucie w drodze do domu. Ale to była dla mnie porażka wychowawcza, zupełnie nie wiedziałam, jak się zachować.

  • Odpowiedz 31 marca, 2020

    EwaRewa

    Niestety te dane szybko się zmienią, o ile w normalnym czasie, gdy dziecko chodzi do przedszkola ograniczenie telewizji na przykład do 1 godziny przed snem nie stanowi większego problemu to w czasie restrykcji z powodu koronawirusa gdy przebywamy z dzieckiem w domu 24 godz. na dobę już tak łatwo nie jest. Dla mnie już po kilku dniach skończyły się pomysły jak odciągnąć dziecko od telewizora a do tego czasami po prostu puszczają nerwy.

  • Odpowiedz 14 kwietnia, 2020

    Justyna

    Ja się boję technologii. Mój syn skończył 20 miesięcy i coś tam ogląda razem z tatą. Zazwyczaj filmy przyrodnicze- owady, ptaki itp. Zawsze mam wtedy wyrzuty sumienia, że nie spędza tego czasu w ruchu, bardziej z nami.

Leave a Reply Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj Justyna Anuluj pisanie odpowiedzi