Wszystko zaczęło się od serii, w której moi obserwatorzy na Instagramie (zapraszam!) mogą zadawać pytania innym rodzicom. Jedno z pytań w takiej sesji brzmiało „czy też czujecie się po dziecku takie samotne?”. Jeśli dobrze pamiętam 70% odpowiedziało – TAK. Ale nie procenty są tu ważne, tylko wiadomości od dziewczyn, w których masowo pisały, że popłakały się widząc to pytanie, bo myślały, że tylko one tak mają.
Czasem myślę, że przeświadczenie, że „tylko ja tak mam” to jedno z podstawowych źródeł frustracji w rodzicielstwie. Dlatego uznałam, że temat trzeba pociągnąć i opublikowałam na Insta serię postów na ten temat, otwierając przy tym jeszcze większą puszkę Pandory niż po publikacji samego pytania. Nie nastawiałam się na taki odzew – jasne wiedziałam, że to ważne, ale nie sądziłam, że aż tak potrzebne. Dlatego pozwólcie, że dziś rozwinę temat tu – bo posty w mediach społecznościowych znikają w ich czeluściach, a te blogowe zostają na dłużej.
Paradoksem pewnego etapu macierzyństwa jest bowiem to, że bywa tak, że kobieta w zasadzie nigdy nie jest sama, za to często czuje się samotna. Samotność dopada w nocy podczas niekończących się sesji karmienia i uspakajania. I w dzień – gdy wszyscy dorośli zajęci są swoimi ważnymi sprawami, a ona utknęła w domu z nieodkładalnym niemowlakiem albo kilkulatkiem, który nie ma innego kompana do zabawy. A czasem i z jednym i drugim.
W swoich wiadomościach dziewczyny często opisują te dni jako dzień świstaka – zawsze to samo, karmienie, bawienie, noszenie, ciągłe robienie czegoś ze świadomością, że na Twoich barkach jest tak dużo z jednoczesnym ciągłym poczuciem robienia za mało. Takie zamknięcie mamy i dziecka w domu, w izolacji od najbliższych, którzy przestali nam towarzyszyć każdego dnia i bez silnego socjalnego kręgu wsparcia to tak naprawdę nowość w historii naszego gatunku. W większości społeczności był obok zawsze ktoś jeszcze. I to oczywiście nie tak, że mama w tym czasie siedziała i malowała paznokcie, bo zajmowała się innymi rzeczami, ale miała w tych innych rzeczach i towarzystwo i zwykłe fizyczne wsparcie. Dzieci z kolei nie narzekały na brak kompanów do zabawy, bo gdy tylko zaczynały być mobilne mogły się bawić z dziećmi z sąsiedztwa więc nie musiały męczyć mamy o „pobaw się ze mną”. Tymczasem nasze realia często skazują mamę (i dziecko) na wielogodzinne zamknięcie w czterech ścianach lub samotne spacery po bezdrożach. To nagłe oderwanie od poprzedniego życia i zwyczajów w połączeniu z ironią sytuacji, w której często nawet w toalecie nie jesteś sama, a mimo to czujesz się osamotniona, sprawiają, że myśli, że to niemożliwe tak czuć i pewnie tylko ja jestem poza nawiasem i głównym nurtem zdarzeń, w dodatku bez żadnej pomocy uderzają jak prawy sierpowy.
Cóż – jak to zwykle bywa – to nie tylko Ty. W badaniach mniej więcej połowa matek deklaruje, że czuje się osamotniona w tym całym macierzyństwie. Ten odsetek jest w zależności od analizy – czasem mniejszy, czasem większy, ale za każdym razem jest to dość istotny kawał społeczności mam. Taki, który powinien wiedzieć, że nie jest w tym… sam.
Co ważne choć analiz na temat samotności mam nie ma wielu, to w tych, do których dotarłam, najciekawsze są przyczyny samotności podawane przez kobiety, z którymi rozmawiali badacze. Czemu? Bo nie wszystkie z nich są oczywiste.
Jedną z bardziej interesujących kwestii podnoszonych przez kobiety jest wg mnie samotność związana z… partnerem. Paradoks? Na pierwszy rzut oka, owszem. Na drugi – jest w tym pewna logika. Bo choć szczęśliwie panowie są teraz zaangażowani i obecni w życiu rodziny, to wszystkie zmiany jakie zachodzą w dynamice układu rodzinnego po pojawieniu się dziecka, niewyspanie, zmęczenie, stres, koktajl hormonów i próba nauczenia się nowego „ja” mogą przyczynić się do tego, że poczucie osamotnienia wynika z nierozumienia się wzajemnie.
Z drobiazgów, które normalnie pewnie przeszłyby niezauważone, ale w tej sytuacji frustrują. Z „ale jestem zmęczony” rzuconego po pracy do kobiety, która całą noc i dzień spędziła na uspakajaniu i karmieniu małego człowieka i po takiej niewinnej i prawdziwej przecież deklaracji (bo serio może być chłop zmęczony) ma ochotę rzucić się na niego i udusić gołymi rękami. Z tej herbaty i kanapek zrobionych z porywu serca i przyniesionych w dobrej wierze kobiecie, która utknęła z dzieckiem przy piersi, ale postawionych bez przemyślenia poza zasięgiem jej ręki. Z ukłucia zazdrości, że jego życie się nie zmieniło aż tak. Z jego braku zrozumienia, że „siedzenie w domu” nie ma za wiele wspólnego z siedzeniem ani tym bardziej urlopem, że prania wcale nie robi pralka i że to niekoniecznie tak, że dzieci ciągle śpią.
Jedna z kobiet to zresztą tak celnie, że nie trzeba więcej pisać, powiedziała bowiem, że w poczuciu osamotnienia macierzyńskiego nie zawsze chodzi o to, że fizycznie brak nam kogoś kto jest obok, czasem chodzi po prostu o brak kogoś kto dogłębnie i mocno rozumie to co właśnie przechodzimy. Kto rozumie, bo sam przeszedł, wszystkie zmiany i emocje jakie temu towarzyszą. Paradoksalnie więc osamotnienie może pogłębiać fakt, że najbliższa nam dotąd osoba, miłość naszego życia, to choć nadal jest obok – nie jest w stanie do końca zrozumieć i empatyzować z naszą sytuacją, bo po prostu w niej nigdy nie była. I choć my wiemy, że jemu pewnie też nie jest w tym łatwo i że gość się generalnie stara – to, to wcale nie musi umniejszać osamotnieniu.
Druga kwestia, która wydała mi się szczególnie interesująca, a bardzo rzadko jest dyskutowana to karmienie.
Kobiety wspominały bowiem, że do poczucia osamotnienia przyczyniało się karmienie piersią. Długie samotne noce z niemowlakiem uwieszonym do piersi i smacznie śpiącym partnerem obok to jedno. Ale ważniejsze wydawało się poczucie odpowiedzialności za karmienie, które w oczach kobiet spoczywało wyłącznie na ich barkach. Bo nawet gdy partner wspierał, a personel medyczny robił co mógł by doradzić, to jednak wiele kobiet miało przeświadczenie, że poradzenie sobie z bólem choćby brodawek, że pokonanie trudności natury mechanicznej i generalnie po prostu dostarczenie dziecku odpowiedniej ilości pokarmu i składników odżywczych było sprawą, która ostatecznie zależała w ich mniemaniu wyłącznie od nich i to pogłębiało poczucie, że są w tym same.
Druga sprawa dotyczy karmienia piersią w towarzystwie innych ludzi – kobiety były świadome tego, że nie wszyscy są nastawieni życzliwie do widoku karmienia, więc kiedy monotonię dnia z niemowlakiem przerywało spotkanie towarzyskie i po kilkunastu minutach beztroskiej rozmowy okazywało się, że trzeba nakarmić malucha to one opuszczały pomieszczenie by wyjść nakarmić, a że to czasem trochę trwa, to poczucie, że mnie znowu coś omija i jestem tu sama a oni razem w tych momentach wracało z dużą siłą.
Trzeci powód dotyczy karmienia mlekiem modyfikowanym – kobiety, którym karmienie się nie udało lub z jakiś nie chciały go w ogóle podjąć wskazywały, że czuły, że przez to, że nie karmią piersią nie udało im się spełnić oczekiwań społecznych, bały się osądu i odrzucenia i przez to unikały kontaktów społecznych. Konsekwencji takiego działania opisywać chyba nie trzeba, prawda?
Oczywiście to nie tak, że każda kobieta karmiąca piersią/butelką tak czuje, ale uważam, że szalenie istotne jest mówienie, że są kobiety, które to odbierają to właśnie tak. Bo tak naprawdę problem nie leży w karmieniu, tylko w nas, w społeczeństwie, które uważa że karmienie piersią to sprawa tylko kobiety i jej starań, a nie gra zespołowa i za sukcesem stoją działania CAŁEGO zespołu, które wciąż nie kuma, że karmienie dziecka to normalna sprawa, a nie coś z czym kobiety powinny się chować i zakrywać, i które na temat mleka modyfikowanego wciska kity i robi idiotyczne podziały. Zatem to nie karmienie – to brak wsparcia, empatii i bezpodstawne przekonania społeczeństwa potęgują samotność.
Przyczyn, które leżą u podłoża tego dojmującego osamotnienia, które może nie towarzyszy matkom w każdej chwili, ale co jakiś czas boleśnie zakłuje jest oczywiście więcej. Myślę zresztą, że ile kobiet, tyle historii. Dlatego ważne jest by o tym mówić. Młode mamy często czują bowiem presję by czuć same miłe emocje w związku z pojawieniem się w ich życiu dziecka, towarzyszące im uczucie samotności może być zatem przez nie uznane za niespełnianie społecznych standardów, za coś dziwnego, pewną anomalię, która nie powinna się wydarzyć, a to z kolei może doprowadzić do uznania przez kobietę, że inni na pewno nie zrozumieją jej uczuć, schowania ich głęboko, okraszania poczuciem wstydu, a to zaś tylko pogłębia osamotnienie.
Pamiętajcie więc dziewczyny, że jeśli zdarza wam się utknąć z niemowlakiem przyczepionym do was albo kilkulatkiem, który po raz 28 w ciągu dnia chce bawić się w to samo, a równocześnie widzicie jak inni żyją „pełnią życia” i robią „ważne rzeczy”, jak znajomi lub ludzie których śledzicie w social mediach chodzą na randki, zwiedzają świat i spotykają szalenie intrygujących ludzi, a wy odliczacie aż wasz partner wróci do domu po 12 upiornie długich godzinach pracy albo po kilku tygodniach w trasie/delegacji, to przypomnijcie sobie, że to nie tylko Wy.
Nie jesteś sama – wiele kobiet na świecie czuje się osamotniona w macierzyństwie.
Nie jesteś sama – jesteśmy z Tobą.
I wiesz co? To minie.
Jeśli interesują Cię kwestie tabu związane z tym jak macierzyństwo mogą odbierać współczesne matki zachęcam do lektury mojej książki (dostępnej wyłącznie w formatach elektronicznych) Pierwsze lata życia matki – więcej o niej TUTAJ.
—–
Zobacz też:
Jak oglądać mądrze, czyli zbuduj kompetencje medialne u swojego dziecka.
Gosia
Jak zawsze cała prawda i tylko prawda!
Dobra jesteś w te analizy ?
Ewelina
To, że czasami mąż mnie nie rozumie jestem w stanie zrozumieć ? mojego zmęczenia, mojej frustracji, że syn cały dzień spędziła na moich rękach. Ale nie jestem w stanie zrozumieć czemu inne kobiety , które są już matkami potrafią mi powiedzieć , że inni lub one miały gorzej. Boli to, że kobieta nie potrafi wesprzeć drugie kobiety.
Milly
Nawet nie wiesz jak bardzo potrzebowałam przeczytać coś takiego… Dziękuję z całego serca.
emmatka
Mądry, wartościowy głos.
Ja mam już parę lat dystansu do nocnego karmienia i bawienia się w koło Macieju w to samo z przeziębionymi kilkulatkami.
Mam różne wspomnienia, czasem mocno poplątane ze sobą, jak na przykład zachwyt „mordką” uwieszoną u mojej piersi rozmyty łzą zmęczenia i bezsilności.
Lubiłam tamte chwile z chłopakami, wiem, że to był dobry czas, choć czasem … wyłam do księżyca! Dobrze mi było dowiedzieć się, że trud bycia towarzyszką małego człowieka nie jest moim indywidualnym doświadczeniem! Dziękuję za odwagę, otwartość i szczerość.
Potwierdzam też, że ten stan, gdy noc niewiele różni się od dnia i wszystkie fajne sprawy świata tego zdają się odpływać sprzed nosa, mija! A tak fajnie mieć wspomnienia, do których można wracać, gdy odkrywa się, że ten młody chłopak, który opędza się od matki, był kiedyś taki kruchy i „przytulny”.
Dobrego czasu!
Eve
Kinder party to najlepsze lekarstwo. Nie muszę nawet gadać z koleżankami matkami, żeby poczuć się lepiej. Po prostu razem robimy to, co normalnie robimy osobno. I jest lepiej.
A było tak, że mój chłop cudem unikał śmierci z mojej wściekłej ręki.
A no i ja też zostawiam już chłopa samego z dziećmi. Miałam nadzieję, że poczuje co ja czułam, ale spływa to po nim jak po kaczce. Zawsze jak wracam słyszę „super było, świetnie się bawiliśmy”. A potem muszę wychować dziecko od początku 🙂
justyna
madrze napisane. to wszystko minie!
Mg
Mam bliźniaki i mimo że mąż to osoba która najbardziej mnie rozumie bo jest najbliżej to to uczucie często mi towarzyszyło i nadal się czasem pojawia. Dziękuję za ten wpis
Karolina
Przeczytałam to i aż odetchnęłam z ulgą. Jeszcze rok temu czułam się, jak więzień. Moje ciało i umysł było w pułapce, potrzasku. Czasem nie mogłam wręcz złapać oddechu. Problemy zdrowotne dzieci i ciągłe problemy piętrzyły się z dnia na dzień. Wkońcu w kalendarzu określiłam małe cele każdego dnia i zaczęłam wychodzić na prostą.
Justyna
Tak, chyba najważniejsze to pamiętać, ze to minie.
Angelika
Nawet nie wiesz jak bardzo potrzebny był mi taki wpis. Ostatnio przechodzę trudny okres macierzyństwa i czuję się niezrozumiana przez otaczających mnie ludzi. Mam wyjątkowo wymagające dziecko i nie zawsze daję sobie radę.
Po przeczytaniu, uświadamiałam sobie, że nie ja jedna. Kiedyś moje życie wróci do ,, normalności”. Dziękuję Ci 🙂
JustynaA
Jakbym czytała o sobie. Mój mąż dużo pracuje. Niby mi pomaga po powrocie ale o moich uczuciach myśli to samo co większość kobiet o sobie- że to jakieś dziwne i nie powinnam tak się czuć, że tylko ja tam mam, że to anomalia. Od dawna śledzę Twojego bloga (btw uwielbiam:)) i często czytając wpisy zastanawiam się dlaczego raczej kobiety czytają Twojego bloga a nie właśnie faceci, mężowie, ojcowie? Może też im by się coś rozjaśniło w różnych kwestiach:)
Noemisis
Dziękuję,że poruszyłaś ten temat. Mój Syn jest w wieku Twojego Wikinga i gdy się urodził,a ja zostałam matką 2.0 to przeżyłam najtrudniejszy okres w swoim życiu- osamotnienie było jego główną przyczyną. Piąteczka!
Zuzanna
Na pewno dobrze jest wiedzieć, że pewne trudności są tylko przejściowe i po jakimś czasie nie będzie po nich śladu. Z drugiej strony – ilu tych problemów i trudności w ogóle by nie było, gdyby uwarunkowania prawne i społeczne wspierały równy podział obowiązków związanych z bezpośrednią opieką nad dzieckiem?
Justyna
A mi ostatnio znajomy powiedział podczas obecnej kwarantanny społecznej, że on dopiero teraz zrozumiał w pełni, co czuła jego żona, kiedy było jej ciężko czasami i brakowało kontaktu z ludzi podczas urlopu macierzyńskiego. Więc ten czas może być cenną lekcją dla panów i warto im zwrócić na to uwage. Jesteśmy istotami społecznymi, te pierwsze miesiące życia dzieci są cudowne i zarazem ogromnie trudne.
Monciakowa
Nie jestem jeszcze mamą, ale znam kobiety, o których piszesz. Moja Mama była jedną z nich. To istotne, aby mówić i pisać o takich sprawach. Pozdrawiam
Roiola
Dziękuję za ten wpis, który poruszył mnie do głębi i dodał otuchy tak bardzo potrzebnej na tym etapie mojego życia… Jestem mamą od 8 miesięcy i nigdy w życiu nie czułam się tak samotna, mimo że przecież od miesięcy nie byłam tak naprawdę sama nawet przez chwilę. Dziękuję, że jest ktoś kto o tym mówi i sprawia, że nie czuję się jakby coś było ze mną nie tak. To pocieszające, wiedząc, że są inne matki, które przechodzą przez to, co ja… że są matki takie jak ja…
Gina
Czymże się różni pandemiczna izolacja od „urlopu” macierzyńskiego?
Według mnie totalnie niczym.
Jestem matką od 10. miesięcy. Moja córka jest wspaniała, zdrowa, nie jest hajnidem, ale ja i tak odliczam dni do jej roczku, kiedy pójdzie do żłobka. Samorealizacja to dla mnie najbardziej niespełniona potrzeba. Potrzebuję jak powietrza zadań, dedlajnow, a nawet fakapów mi potrzeba!
(Swoją drogą ktoś, kto nazwał ten roczny zapiernicz urlopem, powinien zebrać srogi wp****pl 😀 ;)).