O tym jak w 10 minut pokonałam największy strach mojego dziecka.

Pojawił się u nas jakiś czas temu. Przyszedł nagle i rozgościł się mimo że nikt go nie zapraszał. Wszystkie próby negocjacji i przegonienia go z naszego życia spełzły na niczym. Utrudniał zasypianie i zabawę, wybudzał ze snu pełnym przerażenia głosem Pierworodnej:

– mamo, tato, on tu znowu jest!

On, czyli… cień rzucany na okno jej pokoju przez sąsiedni dom. Cień, który nie wadził nikomu, aż do czasu gdy bujna wyobraźnia naszego starszego dziecka ni stąd ni zowąd uznała, że stanowi zagrożenie.

Nie pomagało odsłanianie rolet i pokazywanie, że tam nic nie ma, że to tylko cień.

Nie pomagały niemalże akademickie tłumaczenia skąd się biorą cienie, ani rzucanie cieni różnych przedmiotów na ścianę.

Nie pomagały próby mówienia o tym, że każdy się czegoś boi, ale trzeba sobie próbować jakoś poradzić ze swoimi strachami.

Nie pomagało czytanie książek, których mali bohaterowie też się czegoś bali, ale w końcu radzili sobie ze swoimi demonami.

Nie pomagało nic. Żadne prośby, tłumaczenia, próby oswojenia, przeczekiwanie, bagatelizowanie, kolejne rady z tysiąca artykułów o tym jak radzić sobie z lękiem u dziecka. Nic. A lęk sobie radośnie eskalował. Doszło do tego, że każdej nocy budziła się z krzykiem i trzeba było ją przenosić do nas do łóżka. W końcu przeniosła się do nas całkiem. Wieczorami swój pokój omijała szerokim łukiem, bo tam był ON. Po kilkunastu dniach waletowania w naszym pokoju stwierdziliśmy jednak, że czas ją z powrotem skierować do jej łóżka, bo zamiast oswoić się z cieniem, jej przerażenie tylko się pogłębia. Pozwoliliśmy jej zatem zdecydować ile jeszcze dni zostanie u nas. Powiedziała, że jeszcze 2 dni, a potem wraca. I wróciła.

Na chwilę.

Jakąś godzinę po tym jak zasnęła, kiedy wyciągnęłam się na kanapie z herbatą i zamiarem korzystania z pierwszego od wielu dni wolnego wieczoru, usłyszałam płacz i zbiegającą po schodach Pierworodną.

– ten cień tam znowu jest – wycedziła przez łzy

– ale przecież tłumaczyliśmy Ci, że to tylko cień i nie ma się czego bać, zwłaszcza, że on nie zniknie, no chyba że wyburzymy dom sąsiadów – wycedziłam nieudolnie tłumiąc wściekłość i rozczarowanie i pokazując jej mój cień na ścianie

– ale ten cień wygląda jak nic, on wygląda jak nic mamo… – zawyła najdramatyczniejszym ze swoich głosów.

A ja w końcu zrozumiałam.

Wzięłam ja na górę, zrobiłam zdjęcie cienia, odsłoniłam rolety i zrobiłam drugie zdjęcie tym razem sąsiedzkiego domu w dużym powiększeniu. Ustawiłam zdjęcia koło siebie i niczym Jacek Gmoch w latach największej świetności zaczęłam kreślić – zobacz tu jest latarnia, tu róg dachu sąsiedzkiego domu, a tu rynna – światło pada dokładnie w tym miejscu gdzie rynna odchodzi od rogu tworząc taki dziwaczny cień, który jeśli się puści wodze fantazji może przypominać potworny ryjek, ale jak widzisz to tylko cień.

Jej wzrok przeskakiwał szybko z jednego powiększonego fragmentu na drugi, próbując nadążyć za moimi kreśleniami. W końcu popatrzyła na mnie i powiedziała:

– Mamo to naprawdę jest tylko cień, teraz już rozumiem.

I jakby nigdy nic poszła spać, a problem cienia zniknął na zawsze. Teraz pytana o strach przed nim, macha ręką i mówi no co ty mamo, przecież to tylko cień.

I wiecie, tak sobie pomyślałam, że to była dla mnie bardzo cenna lekcja rodzicielstwa. Kiedy któryś z moich uczniów/studentów czegoś nie rozumiał stawałam na uszach żeby mu to wytłumaczyć, sięgając chociażby po tak wysublimowane pomoce dydaktyczne jak ugotowane jajko dla obrazowego pokazania dlaczego jedna i ta sama komórka może wyglądać różnie w zależności od przekroju. Inteligentnym dorosłym ludziom! Tymczasem kiedy moje kilkuletnie dziecko czegoś nie rozumiało ja zamiast sięgnąć po najprostszy środek i po prostu mu to wytłumaczyć łopatologicznie, krok po kroku i cierpliwie dopóki nie zrozumie – ja albo tłumaczyłam jej na odwal się bagatelizując sprawę (to tylko cień, o zobacz ja też rzucam cień hyhy) albo sięgałam po jakieś wyjątkowo wyszukane metody z poradników dla perfekcyjnych rodziców albo robiłam tysiąc innych bezsensownych rzeczy. A wystarczyło tak niewiele. 10 minut tłumaczenia i problem zniknął.

I choć oczywiście nie da się przełożyć tego na każdą sytuację, bo są problemy i lęki tak złożone, że ich pokonanie wymaga czasu, a nawet uciekania się do pomocy specjalistów to jednak myślę sobie, że w wielu wypadkach ułatwilibyśmy sobie to całe wychowywanie sięgając po tłumaczenie dostosowane do wieku i możliwości poznawczych naszego dziecka. I to nie tylko przy lękach, ale też przy zwykłych codziennych sytuacjach. Ot choćby 5 minut poświęconych na wyjaśnienie czemu nie wolno, miewa czasem sto razy większą skuteczność niż wielokrotnie powtarzane monotonne nie wolno, nie rób, nie krzycz.

Jest takie przypisywane Albertowi Einsteinowi (choć nie jest to pewne) powiedzenie jeśli nie potrafisz wytłumaczyć czegoś sześciolatkowi to znaczy, że sam tego nie rozumiesz – można się spierać czy to jest zawsze prawdziwe, ale śmiem twierdzić, że w wielu momentach rodzicielstwa ta maksyma jest wyjątkowo słuszna. Bo czasem to co wygląda jak nic jest najtrudniejsze do wyjaśnienia i wcielenia w życie.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

8 komentarzy

  • Odpowiedz 23 stycznia, 2017

    Ewelina

    Wzruszające 🙂 musiałaś być z siebie bardzo dumna, bo dużej rzeczy dokonałaś 🙂 brawo!

  • Odpowiedz 23 stycznia, 2017

    MamaBeksa

    Wielkie dzięki za podzielenie się tą historią. Czasem najtrudniej jest wpaść na najprostsze (teraz tak się wydaje) rozwiązanie 🙂

  • Odpowiedz 23 stycznia, 2017

    Dorota

    Gratulacje! Twoja historia pokazuje, jak ważna jest prawdziwa komunikacja z dzieckiem, i umiejętność dotarcia do tego, co naprawdę je martwi. Ale często ta najistotniejsza informacja wychodzi z dzieci przypadkiem! Nie byłabyś przecież w stanie zaradzić strachowi, gdyby córeczka nie powiedziała, że cień ‚wyglada jak nic’. Przypomina mi to sytuację z moim pięciolatkiem, który zaczał się nagle budzić przed 6 rano i za nic nie chciał ponownie zasnać – zwykle śpi do 7:30. Po wielu dniach i wielu różnych próbach skłonienia go do zaśnięcia, spytałam go po prostu czemu się tak wcześnie budzi. Odpowiedź? ‚Bo ja się boję, że mama pójdzie do pracy zanim przyjdzie niania, i będę w domu sam.’ Nic takiego się oczywiście nigdy nie zdarzyło, ale można takiego stracha zrozumieć. Dopiero, kiedy wytłumaczyłam synkowi, że nigdy nie zostawiłabym go samego i że zawsze jest z nim ktoś dorosły, nawer kiedy śpi, skończyly sie wczesnoporanne przebudzenia… Albo moja córka, która w wieku ok. trzech lat zaczęła się bać gruszek i ananasów! Wyznała nam w końcu, że się boi bo miała sen, w którym wielki ananas i wielka gruszka wypadły jej z nosa! Czyli strach wydawałoby się irracjonalny, ale przyczyna jakaś zawsze jest.

    A tak na zakończenie chciałabym Cię Alicjo serdecznie pozdrowić – bardzo podobaja mi się Twoje madre i zdroworozsadkowe artykuły.

  • Odpowiedz 23 stycznia, 2017

    Taka tam

    Już jakiś czas wpadłam na ideę rodzicielstwa tłumaczeńskości. Wg tej idei dziecku da się wszystko wytłumaczyć i nie trzeba się ubiegać do kar czy krzyków. Oczywiście się staram, ale czasem kiedy dziecko samo robi coś bardzo wnerwiającego np. głośno krzyczy, trudno zachować spokój i racjonalizm ;). Przykład z cieniem jest świetny. Muszę przyznać że sama przez jakąś chwilę mając się dzieci balam się cienia w sypialni (robię się czasami lękliwa jak zapada zmrok), więc nie dziwię się Twojej córce. Pozdrawiam, jestem Twoją wierną czytelniczką i muszę przyznać że jesteś dla mnie swego rodzaju wzorem matki ;).

  • Odpowiedz 24 stycznia, 2017

    Aga

    No właśnie, a my strachu przed ciemnością nie potrafimy się pozbyć. Mimo tłumaczeń, zabaw i zapewniania, że nic złego się nie stanie, w naszym domu nigdy nie gaśnie światło. Popełniacie mnóstwo mądrych wpisów, może doradzicie jak reagować na pomysł ubierania pieluch przez prawie 4-latka. Zażyczył sobie przyniesienie łóżeczka, zakupienia, smoczka i bawienia w dzidziusia. Bawimy się śmiejemy, ale ja mam trochę obaw, czy to aby na pewno dobry pomysł na zabawę.

  • Odpowiedz 24 stycznia, 2017

    Dalilah

    U Nas temat na tapecie !!!! Tylko nie cień a zaczęło się od czarownicy, córka (5lat) , że jak zamyka oczy , że jak się śni , że zabiera przytulankę !!! Myśle myśle i wymyślałam ( a raczej Florka z bajki która bała się Kota ze snu ) że narysujemy i zrobimy na miłą !!! Minuta sekunda !!!! A teraz jest – Mamo myśle o obcinaniu pupy , odcinaniu palcy , odrywaniu skóry , wkładaniu igły w oko , że leżę cała we krwi !!!!! No to zaczęłam ja mieć lęki !!!! I Pytania czy tak może być itp !!!! Odrazu pomyślałam , że przecież jako dziecko miałam przed oczyma w pewnym okresie dokładnie to samo !!!! Gdzieś chyba świadomość się powiększa i takie oto myśli przychodzą !!! Tylko ze ja nikomu tego nie mówiłam , No bo gdzie jaki wstyd !!!! Mimio,ze od 1 dnia o obcinaniu kończyn nie słyszałam myśle , że temat wróci – i te noce najgorsze !!!! No próbuje , nie wiem czy dobrze , dużo o tym gadać , ale z rysowania zrezygnowalysmy!!! Haha !!! Mówię jej ryzykownie , ze No tak może być , ale że jeśli uważamy na siebie to raczej nic sie nie stanie , ze Ty na takie rzeczy nie musisz patrzeć – lekarze od tego są , ratują życie , robią operacje , było tez pytanie o wyrywanie serca – to mówię , że tak lekarze to bohaterowie nie wyrywają ale niosą szybko w małych lodóweczkach i biegiem , że dać pacjentowi – i tv czasem przychodzi i taki lekarz przez chwile to gwiazda filmowa – i takie tam – , że igła w pupę – oj to by mnie bolało odpowiadam z przesadzoną miną , albo że wykazujemy gumką w głowie krew z ciała !!!! I pomaga Betti Spagetti która jest rozkładana i zakrzykujemy się w gdzie moja pupa , albo urwało mi nogę !!!!! Nadmieniam , że sama się bałam ( a czego ? – super – dołożyć jej jeszcze scenę z wypadku własnej matki – bo tego to się najbardziej bałam -No way) Mam nadzieje , że to będzie dla niej na tyle mało straszne , że będzie moga spać – bo i dla mnie takie rzeczy są straszne ale śpię !!!;)No czasem mówię – nie myśl już o tym – ale jest mi jej szkoda , że takie obrazy widzi . dziś ryzykowanie zapytam czy nie mówiła o tym wczoraj bo niechciala mi mówić czy poprostu o tym nie myślała !!!!

  • Odpowiedz 26 stycznia, 2017

    http://50style.pl/

    Cenna lekcja 🙂 Czasami ciężko wczuć się w tok myślenia dziecka, ale to właśnie klucz do sukcesu 🙂

  • Odpowiedz 24 grudnia, 2018

    Fotobudka

    To prawda, dzieci nie są zawsze łatwe do zrozumienia, ale naprawdę trzeba próbować!

Leave a Reply