Jak wygląda romantyzm po dzieciach.

13 lat. Tyle czasu ja i Wirgiliusz jesteśmy razem. 8 małżeństwem. Całkiem spory staż jak na trzydziestodwulatków. I choć rzadko piszę o tu związkach – zwłaszcza nienaukowo, to dość często dostaję od was na ten temat listy/komentarze. Piszecie ze smutkiem, że po dzieciach i po latach już nie jest jak było. Że nie tego się spodziewaliście, że się mijacie, jesteście bardziej współlokatorami niż parą, że nie ma magii, fajerwerków, że on nie przynosi kwiatów i szlag trafił romantyzm.

No właśnie. Romantyzm.

W internetach widzimy cudze randki przy świecach, kwiaty, prezenty, ekscytujące eskapady, wzruszające wyznania, widowiskowe gesty i romantyczne porywy. Perfekcyjne fragmenty życia, perfekcyjnych par. A nas ściska w dołku, bo oglądając to siedzimy zwykle w swoich powyciąganych dresach koło swoich nieperfekcyjnych partnerów, wykończeni swoimi nie zawsze idealnymi dziećmi i zamiast myśleć o wyczarowaniu romantycznego nastroju myślimy o stercie prania, która zalega w łazience. Daleko nam do romantycznego obrazka. Chcielibyśmy jednak tak jak oni, więc odpalamy internet i szukamy wskazówek co zrobić, żeby i u nas była miłość w pełnej krasie, jak dawniej, jak przed dziećmi, jak przed laty, a tam… a tam standardem są perełki typu nie chodźcie w domu w dresie, co najmniej 2 razy w miesiącu idźcie na romantyczną randkę i raz w roku wyjedźcie na weekend bez dzieci duParyża albo chociaż Ciechocinka, a motylki w brzuchu i fajerwerki wrócą natenczas bez wątpienia. Niechże te redaktory litość mają i same sobie wyjadą do Ciechocinka, zabierając ze sobą swoje niezwykle pomocne wskazówki.

Bo wiecie co? Dużo się mówi o tym, że rysujemy sielankowy obraz rodzicielstwa i trzeba skończyć z lukrowaniem, a zacząć mówić prawdę, ale lukrowanie związków przychodzi nam nader łatwo i notorycznie przekłamujemy obraz. Tymczasem najważniejsze czego nauczyłam się przez te wszystkie lata wspólnego życia to to, że miłość to nie są widowiskowe gesty, a ja nie jestem białogłową z bajki Disneya, czekającą na swego księcia na białym koniu, który po powrocie z pracy obejmie ramieniem mą już-nie-tak-bardzo-smukłą kibić i namiętnie pocałuje wyginając w pół.

Ne.

To by było za proste. Romantyczna miłość jest łatwa. Nie ma nic trudnego w byciu wyglancowanym księciem na białym koniu bieżącym z naręczem kwiatów do odstawionej księżniczki. Nie ma nic trudnego w wychodzeniu na randkę i delektowaniu się kolacją przy świecach. To można zrobić z każdym. I nie potrzeba do tego miłości.

Akceptowanie tego, że ten drugi jest człowiekiem i tylko człowiekiem, jego schiz, dziwactw i natręctw, trwanie razem w szarej codzienności i wycieraniu fekaliów z tyłków i pleców małych ludzi – to jest trudne.

Do tego trzeba miłości.

Potrzeba miłości gdy księciunio wraca wykończony z pracy i marzy o świętym spokoju, a po przekroczeniu progu zastaje gromadkę głośnych dzieci i królewnę w najgorszym z wydań, czyli z żądzą mordu w oczach, bułką tartą we włosach, plamami o podejrzanym pochodzeniu na koszulce, syczącą czule „zabierz ich, bo zwariuję, potrzebuję chwili dla siebie”. Bo wtedy właśnie jest ekstremalnie trudno. Wtedy kiedy każde z was cały dzień ciężko pracowało i chce po prostu chwili oddechu, wtedy gdy każde z was na niego zasłużyło, wtedy właśnie najtrudniej jest okazać miłość w najbardziej z romantycznych sposobów.

Bo czasem sekretem do trwania w miłości po latach i dzieciach nie są widowiskowe zrywy, ale chociażby zwykłe odpuszczanie. Odpuszczanie zamiast nakręcania się kto ma gorzej, bo ja zrobiłam pranie i obiad i pilnowałam żeby dzieci się nie zabiły, a ja byłem w pracy i negocjowałem kontrakty żeby było na ten obiad, ale Ty chociaż widziałeś dorosłych, a poza tym ja zajęłam się nimi w sobotę, i co z tego skoro ja potem musiałem pracować po nocach i tęsknie za dziećmi i w ogóle nie masz pojęcia przez co każdego dnia przechodzę, bo to ja mam gorzej, a ty nie doceniasz – pomyślane w końcu przez każde z nich z monstrualnym poczuciem skrzywdzenia. I są takie dni w których żadne nie odpuści i będą się kłócić i foszyć przez parę dni. Ale są takie gdy jedno przewróci oczyskami, westchnie ciężko, ale powie w końcu dobra ja ogarnę Ty idź odpocząć. I możecie mi wierzyć to jest tysiąc razy bardziej romantyczne i milion razy trudniejsze do zrobienia niźli widowiskowe zaręczyny w których po niebie lata samolot z dopiskiem „wyjdź za mnie” a wokół oblubienicy tańczą wytresowane zwierzątka Disneya.

Najbardziej romantycznym gestem jaki zrobił mój mąż w ostatnim czasie nie były naręcza kwiatów, diamentowa kolia, pełna czułych słówek kolacja niespodzianka przy świecach czy inna niesamowita sprawa. Nie. Najbardziej romantyczny był rosół. Rosół, który przyrządził kiedy byłam chora i ledwo żywa. Rosół, który przyrządził po raz drugi w swoim życiu tylko po to żebym zjadła coś ciepłego i domowego. Rosół podany nie przy świecach, a przy stercie chusteczek. Rosół zjedzony nie w towarzystwie zrobionej na bóstwo dziewczyny z którą chodził na randki ponad dekadę temu, a w towarzystwie ucieleśnienia obrazu nędzy i rozpaczy odzianego w starą bluzę z kapturem i chusteczkami wetkniętymi w otwory nosowe. Obrazu, którego nikt o zdrowych zmysłach nawet nie chciał nawet kijem dotknąć, a on ten obraz miał odwagę poczochrać po głowie i powiedzieć „mam nadzieję, że poczujesz się trochę lepiej”.

Bo po latach i po dzieciach, nie trzeba udowodniać miłości w kółko i wciąż czarując spektakularnymi gestami i wyznaniami. Miłość po latach i po dzieciach kryje się w małych, czasem dziwacznych gestach i tylko od nas zależy czy się na nie otworzymy czy będziemy się dręczyć swoimi fantazjami i wizjami tego jak miało być albo jak jest u innych, skupiając się wtedy siłą rzeczy wyłącznie na tym jak bardzo ten drugi nie spełnia naszych urojonych oczekiwań o których nigdy w sumie mu nawet nie powiedzieliśmy, bo przecież powinien się domyślić…

Bo miłość i wspólne życie to nie sielanka, nie scenariusz dla filmów, ani tym bardziej romantyczne farmazony Ani z Zielonego Wzgórza. Wspólne życie to trywialna, szara codzienność i brnięcie przez jej parszywość ramię w ramię, razem, mimo niedostatku fajerwerków za to przy nadmiarze glutów przedszkolaka i ekskrementów niemowlaka.

Daliśmy sobie wmówić, że prawdziwa miłość to muszą być dzwony, fanfary, fajerwerki i cholera wie co jeszcze. Daliśmy ją sobie polukrować i otulić pastelową kołderką internetowej sielanki. A przecież tak jak rodzicielstwo nie jest pasmem niekończącego się szczęścia, tylko drogą najeżoną trudnościami i frustracjami, a jednocześnie tak pełną miłości, że w życiu sobie nie wyobrażaliśmy, że można tak kochać, tak życie razem nie jest zwykle pasmem niekończących się uniesień.

Więc jeśli macie kogoś, przy kim możecie być po prostu sobą, z kim możecie leżeć na swojej kanapie, w swoich poplamionych dresach, oglądać swoje seriale, zajadać swoje chipsy i śmiać się z dowcipów których inni nie zrozumieją albo z kim możecie się jeszcze przed 22 wymknąć do łóżka i z wyczerpania, niczym sędziwi emeryci od razu zasnąć albo z kim możecie pośmiać się z sobie tylko zrozumiałych głupot i ponarzekać na życie, jeśli macie kogoś na kim możecie polegać to jesteście prawdziwymi szczęściarzami. Bo najważniejsze nie są motylki w brzuchu ani romantyczne zrywy, tylko to czy ten drugi jest obok wtedy kiedy być powinien. Bo najważniejsze jest to by cieszyć się małymi momentami glorii i chwały i czerpać z nich kiedy trzeba przeczołgać się przez szarugę codzienności, podtrzymując się i pomagając sobie nawzajem wygrzebać się z bagna i nie dając sobie upaść. Bo tak właśnie wygląda prawdziwa miłość.

Bo po latach ustaje ekscytujące trzęsienie ziemi, ale w zamian dostaje się stabilny grunt pod nogami i towarzysza, który czasem wkurza jak diabli, ale z nikim nie czujecie się tak dobrze i tak bardzo sobą jak przy nim. I przy nikim innym nie możecie sobie wyobrazić siebie za kilkadziesiąt lat – starych, pomarszczonych, nieporadnych, bezzębnych i myjących sobie nawzajem sztuczne szczęki. I to, właśnie to, a nie to co próbują nam wcisnąć w sielankowych obrazkach w internetach, jest najbardziej romantyczne ze wszystkiego.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

53 komentarze

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    Kinga

    Jeeeju! To jest dokładnie nasza wizja prawdziwej miłości! W sensie moja i małża.
    Trafiłaś w punkt !
    Za to uwielbiam Waszego bloga. <3

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    xpil

    Nnnnno, konkretnie napisane i bardzo celnie! Wrzucam to do siebie na margines. I pozdrawiam zza blogowej miedzy.

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    Karola G.

    Amen 🙂

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    Kasia Be

    Amen! 🙂

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    GROSZKOWA MAMA

    hahaha 😀 zgadzam się, zgadzam! Dodam jeszcze od siebie, że właśnie rozpoczęliśmy odpieluchowywanie syna (co by zdążyć przed narodzinami drugiego) i odbywamy wspólne rodzinne robienie kupy, gadamy o dziurkach w tyłkach itp Jednym słowem, cały romantyzm spuściliśmy w kiblu 😀

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    mk

    Jaaasne!!! A co zrobić, żeby się chciało bzykać?? :))))

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    Michalina

    Popłakałam się.
    Dziękuję i idę to przeczytać mężowi, który ostatniej nocy przyjął na klatę nie tylko usypianie na rękach, ale też siku dwulatka.

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    Agnieszka

    Spłakałam się jak bóbr,lecę męża mocno przytulić!

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    Nie-taka-stara Styrana Życiem Matka

    ?

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    Akilegna

    Ja też się popłakałam, ale z innego powodu… Bo jesteśmy na zakręcie naszego związku (po narodzinach synka) i nie wiem, co z tego będzie. Podrzucę do poczytania, może coś to pomoże?

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    Dorota

    A ja przy myciu sobie nawzajem sztucznych szczęk osmarkalam sobie telefon 😀

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    Kasia

    Alicja boski tekst ❤❤❤❤❤
    Popłakałam się. ?
    Musisz kiedyś napisać książkę chce być jedną z pierwszych osób, które ja przeczytają ?

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    Renata BW

    Jak Ty to romantycznie napisałaś 🙂 I rzeczywiście jakby tak się głębiej zastanowić, to my razem z mężem (choć czasem wzdychamy do naszych czasów „sprzed dzieci”) nie wyobrażamy sobie innego życia. Teraz jest fajnie, nie trzeba codziennie stać godzinę przed lustrem, robić makijaże, pachnić się i golić nogi, wypowiadać się „ę ą”. Teraz jest normlnie, po ludzku. Jedno dziecię gania po domu, drugie rozpycha od środka mój brzuch i wali w pęcherz do granic możliwości, mąż chodzi jak zombie po nocy w pracy, a ja pachnąca szarlotką, doczyszczam garnek po przyschniętym obiedzie. Ooo za nic w świecie nie oddam tego:) Dziękuję Alicjo! :*

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    Sylwuska

    Jakie to prawdziwe
    Ech też tak mam czasem, że złoszczę się o brak fajerwerków, kwiatów, romantyzmu itd a potem sobie przypominam, że kiedy jest naprawdę źle, to on jest, że dba o mnie bardzo, i że mogę na niego zawsze liczyć.
    Ps. Mamy 31 i 32 lata, 14 lat razem, 7 po ślubie, dziewczynkę 5-letnią i trzylatka, ileż to analogii a Tobą 🙂

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    Ela

    Zgadzam się z Kasią, Ty musisz napisać książkę! Temat dowolny, wszystko co napiszesz czytam jednym tchem 😉

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    Andżelika

    Miłość to małe drobnostki na co dzień. Jednak ogólnie my z mężem lubimy też taki romantyzm w stylu elegancko ubrać wyjść do restauracji czy wyjazd na weekend samemu. Wszystko jest dla ludzi. Wiadomo jak są dzieci to codziennie nie chodzi się na randki. Jednak o to wszystko trzeba zabiegać. Nikt codziennie nie musi elegancko wyglądać jak modelka czy model, zwłaszcza jak człowiek chory jest. Z drugiej strony nie chciałabym aby mąż kompletnie się zaniedbał i tak samo kobieta nie powinna przegiąć w drugą stronę

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    STARA MATKA

    Świetne podsumowanie miłości i romantyczności 🙂
    My z mężem nie mieliśmy czasu na romantyzm, krótko po tak zwanym „chodzeniu” zaszłam w ciążę. Zaczęło się dorabianie od łyżki po mieszkanie w tym wszystkim ciąża, narodziny i właśnie ta codzienność… Docieranie się było mega ekstremalne, ale zdążyliśmy nim córka zaczęła cokolwiek kojarzyć/rozumieć. Jej poczucie bezpieczeństwa i spokojne, pełne zrozumienia i miłości „dorastanie” było dla nas priorytetem.
    Obecnie mamy 12 letni staż wspólnego życia i dopiero zaczynamy smakować wspólnych chwil, to czy jesteśmy w dresach, piżamach, czy na kawie w molochu, nie ma znaczenia, ważne, że razem. Gdy ktoś mnie pyta o marzenie, odpowiadam, że chciałabym dożyć z moim mężem późnej starości i trzymać protezy w szklance ;)))))

  • Odpowiedz 22 lutego, 2017

    edi

    W punkt…

  • Odpowiedz 23 lutego, 2017

    Daria Dominika

    Piękny i mądry tekst.

    Mój mężu zabral mnie ostatnio na rocznicową kolację do restauracji. A, ze nasza sytuacja zyciowa jest jaka jest, to… kolacja odbyla sie o godz. 14:00 w towarzystwie naszych 3latki i roczniaka.. Tak uczcilismy 12 lat razem. Po przeczytaniu Twojego tekstu stwierdzam, ze to byla bardzo romantyczna sytuacja- w koncu nie ja zmywalam!!!

  • Odpowiedz 23 lutego, 2017

    smutny lisek

    Jak ja ostatnio byłam chora mąż też przygotowal mi rosół i mawet kupił fervex. I nie było w tym kompletnie nic romantycznego. W jego interesie było żebym szybko wrocila do zdrowia a tym samym swoich obowiązków. Byle szybko, żeby mógł dalej mnie olewać. Ja uważam że bez czasu tylko dla siebie związki się rozpadają a te intermetowe rady wcale nie są takie głupie. Gorzej jak po kilkunastu latach tylko jednej osobie tak naprawde na tym związku zależy.

    • Odpowiedz 23 lutego, 2017

      Alicja

      Tylko jeśli w związku ktoś kogoś olewa, to jest to problem którego żadne randki nie naprawią, pewnie jedynie interwencja specjalisty i jakaś terapia par.

  • Odpowiedz 23 lutego, 2017

    Zapracowany Tatuś

    Padłem:) Amen i przekazuję dalej. Nie, nie żonie – Kolegom:)

  • Odpowiedz 23 lutego, 2017

    Mariusz

    Alicjo, pierwszy wpis-komentarz non-fiction w całej blogowej przestrzeni (o rodzicach i ich dzieciach) jaką analizuję pod kątem rodzicielstwa banalnego (zamiast nie-lukrowanego wychowania dziecka) 🙂

    U mnie: 11 lat związku, 3 lata po ślubie, niespełna 2 letni szkrab.

    Dwa dni temu grzebiąc w katalogach biblioteki natrafiłem na: http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,4223,Dziecko-dla-odwaznych

    Poczytajcie 🙂 Po 50 stronach miałem lepiej wymasowany brzuch (ze śmiechu) niż kiedykolwiek wcześniej. Poprawia humor i naprawdę podbudowuje samoocenę rodziców w szarej codzienności, jakże innej od lukru poradników i kolorowych pisemek 🙂

  • Odpowiedz 23 lutego, 2017

    Ola

    My z mężem w drugą rocznicę ślubu poszliśmy na deser lodowy do knajpki- ale z naszym rocznym synkiem 🙂 Jego obecność była dla nas radością, więc nie o to chodzi, że go zabraliśmy… Ale on nie był w stanie usiedzieć na miejscu, w krzesełku, bo to taki typ… Łaził po całej restauracji, a że to były początki chodzenia, nie można go było zostawić samego, tak więc na przemian jeden z nas go pilnował, a drugi w „samotności” jadł swój wspaniały, rocznicowy deser… hi, hi… Romantyzm w pełnej krasie! 🙂 Ale nie złościliśmy się na sytuację. Raczej chciało nam się śmiać. Zdawaliśmy sobie sprawę, że posiadanie dzieci nie jest takie łatwe i że nie będzie tak kolorowo jak w czasie „chodzenia”- spotkania, kino, knajpki, wypady nad morze i w góry i gdzie tam jeszcze nas poniosło… Ale zakochanie przemienia się w wielką miłość- i ta własnie miłość w trudnych chwilach, która przetrwa wszystko, jest najcudowniejsza. I mimo tych dresów, szarej codzienności, katarów dzieci, wstawania po nocach… jest piękna 🙂

  • Odpowiedz 23 lutego, 2017

    Blanka

    Bardzo, bardzo się z Tobą zgadzam 🙂 U nas też 13 lat razem, będzie 6 lat po ślubie i 3 dzieci na karku (czasem dosłownie). Romantyzmu właściwie i przed dziećmi nie było za bardzo, o co kiedyś bardzo byłam zła, ale już oprzytomniałam 🙂 Znamy się jak dwa łyse konie i sam fakt, że on jest przy mnie blisko jest dla mnie ogromną wartością i dodaje mi otuchy. A że nie ma białego konia? Jeszcze tylko tego mi brakuje, żeby stajnię sprzątać i niby gdzie by ona była, na balkonie?:)

  • Odpowiedz 23 lutego, 2017

    Kasia

    Dla mnie prawdziwa miłość zamyka się w jednym z ostatnich zdań tekstu – możemy być przy sobie całkowicie sobą. Bez udawania, spinania się, zakładania masek. I ta pewność, że jestem kochana i akceptowana, nawet wtedy, kiedy się nie staram być „najlepszą wersją siebie”. Gdybym tego nie miała w domu, to nie wiem jak bym mogła mierzyć się ze światem

  • Odpowiedz 23 lutego, 2017

    Mama Ewci

    Oj tak, ja zawsze jestem ta romantyczna królewna, a mój Mąż twardo stąpa po ziemi. Dopiero życie mi uświadomiło, że nie można się foszyć za te skarpetki „latające” po całym domu i to, że jak się nie powie, o co chodzi, to się facet nie domyśli. A co do chwil bez dziecka: jak już wyszliśmy na pierwszą randkę bez naszego (wtedy 10 miesięcznego) dziecka, to oboje stwierdziliśmy, że jest dziwnie i że chcemy już iść do domu, do córki. 😛 I teraz wolimy albo dziecko brać ze sobą, albo zostać w domu. Wiadomo, że córka czasem zostanie z jednymi czy drugimi dziadkami, albo z ciocią, ale to są sytuacje „bez wyjścia”. Wyjątkowo nasze Walentynki w tym roku miały być wyjazdowe, weekend we dwoje itd. Ale się wszyscy pochorowaliśmy i skończyło się na robionych przez nas gofrach z kawą i zamawianej pizzy. I też było świetnie i nikt nie był rozczarowany takim „romantyzmem”. 😉

  • Odpowiedz 24 lutego, 2017

    Ania

    Szkoda ze mój mąż od jakiegoś czasu robi mi jazdy o to ze chodzę w dresach, o to ze chodzę w rozciągniętej pidzamie, że nie chce się z nim namiętnie i szaleńczo kochac, że wyglądam jak męczennica bo poświęcam sie wszystkiemu. Chodzę tak ubrana od kiedy się znamy. Chodzę do pracy a po pracy wojuje z dzieckiem do 22 ledwo żywa. Do tego jestem w ciąży i nie mam sily być piękna, ponętna. Pozwalam mu przyjść z pracy. Zjeść spokojnie obiad. Odpocząć. On po pracy nie bawi się z dzieckiem, sprząta od wielkiego dzwonu jak go poproszę po raz setny. Tłumacze ze jestem wykończona. Nie dociera. On żyje fajerwerkami których już nie będzie. A tak w ogóle to synek ma 2 lata i jeszcze karmie! Wstyd! Wygadalam się z łzami w oczach stojąc w kolejce do energetyki.

    • Odpowiedz 24 lutego, 2017

      Andrzej

      Daj mu przeczytać tekst Alicji. Może zacznie myśleć inaczej.

    • Odpowiedz 27 lutego, 2017

      Ola

      Aniu, to smutne co piszesz…. 🙁 Facet jest po prostu dziecinny- egoista, wygodniś, chciałby się całe życie bawić, tak, żeby jemu było dobrze… Nie widzi, że Ty się zajeżdżasz… Powinien Cię wspierać, tak po prostu zawsze, ale teraz tym bardziej, gdy jesteś w ciąży.. Wiem jak się czujesz, bo też miałam pracę, po pracy w domu z dwulatkiem i ciąża, która naprawdę wyciągała ze mnie wszystkie siły… Tyle, że miałam wsparcie…
      Bardzo dobrze i fajnie i cudnie, że karmisz jeszcze synka! 🙂 Nie daj sobie wmówić, że to złe, głupie, nienormalne, czy nie wiem jeszcze jakie….

    • Odpowiedz 8 sierpnia, 2017

      Asia

      Dokładnie, daj mu tekst do przeczytania, albo powiedz żeby po pracy to on się bawił z dzieckiem trzy dni z rzędu, a potem niech położy spać może coś zrozumie 😉 trzymam kciuki i Wałcz o siebie! Nie daj mu się przyzwyczaić, że tylko Ty zajmujesz się dzieckiem bo jak się drugie urodzi to nie dasz rady i zwariujesz 🙁

    • Odpowiedz 9 sierpnia, 2018

      Milk

      Skoro on tak się zachowuje przy jednym dziecku czemu zdecydowaliście się na kolejne?

    • Odpowiedz 9 sierpnia, 2019

      Mama Kasia

      Najlepsze w tym jest to, że to jednocześnie najpiękniejszy i najtrudniejszy moment w życiu. I jak się sprawy potoczyły u Was? Pozdrawiam
      Kasia

  • Odpowiedz 24 lutego, 2017

    0yazzmine0

    No ba! ?????? dobrze by było gdyby takie wywody były publikowane jak byłam młoda i lukrowana miłość widziałam jako jedyna! Sama do tego wreszcie doszłam 4 lata temu i jeszcze pięknie o!

  • Odpowiedz 27 lutego, 2017

    Popo

    Internet jest jeden, tego się nie odmienia…

    • Odpowiedz 27 lutego, 2017

      admin

      No nie gadaj 😀

  • Ładny tekst 🙂

  • Odpowiedz 27 lutego, 2017

    Weronika

    Myjących sobie nawzajem sztuczne szczęki <3

  • Odpowiedz 27 lutego, 2017

    mayaxandra

    bo jest romantyzm i romantyzm,
    jest magia chwili i magia dłuuugich lat razem,
    tylko seksu czasem brak…

  • Odpowiedz 1 marca, 2017

    Patyk

    Musimy też pamiętać o tym, że my to już nie ci sami ludzie co sprzed dzieci. Zmieniliśmy się i my
    i rzeczywistość wokół nas i nasze oczekiwania wobec partnera. Dla mnie romantyzm to pielęgnowanie drobnych rzeczy, takich jak spożywanie wspólnych posiłków czy codzienna rozmowa. To daje siłę naszemu związkowi. Zawsze pytam męża jak minął jego dzień w pracy. Pomimo tego, że nic nie rozumiem z tego co opowiada, pracujemy w zupełnie różnych branżach, to słucham uważnie i wszystko co jego dotyczy, jest dla mnie ważne. Mąż rzadko przynosi mi kwiaty, nie zabiera na romantyczne kolacje przy świecach, ja tego nie potrzebuję. Romantyczną rzecz jaką mąż dla mnie ostatnio zrobił, to wymiana zużytych wycieraczek w moim aucie. Pomimo, że na dworze padał deszcz a on wrócił z pracy zmęczony:).
    Ktoś kiedyś powiedział, że aby związek był szczęśliwy potrzebny jest podziw, szacunek
    i namiętność. I w tej właśnie kolejności. Związek po dziecku jest pełniejszy i zdecydowanie piękniejszy. Nacieszyłam się długo byciem tylko we dwoje, i już bym nie oddała dzisiejszego życia do tego sprzed dziecka. Każdy ma dokładnie taki romantyzm, jakiego potrzebuje:).

  • Odpowiedz 11 marca, 2017

    triapidix300

    Niestety tak już jest, że z biegiem lat romantyzm już nie wygląda tak sielankowo jak na początku. Ważne, że jest ta druga osoba u boku to dużo łatwiej iść przez życie.

  • Odpowiedz 8 sierpnia, 2017

    Mamargarett

    Ja bym tylko chyba dodala, ze takie zwykle kocham, prosze i dziekuje tez wiele ulatwiaja, i duzo pomagaja w milosci ??

  • Odpowiedz 8 sierpnia, 2017

    Asia

    9 lat razem, pierworodna 3 latka i roczniak.
    Fajny tekst, życiowy. Ja tylko dodam, że o te „motyle”można próbować zadbać, my staramy się mimo wszystko raz na jakiś czas wyjść tylko we dwoje albo na obiad, na kolację, do kina. Mamy na szczęście dziadków i wtedy korzystamy z ich pomocy. W randkach nie chodzi o lukier ale o to żeby móc w 100% skupić się na partnerze (nie myśląc czy dzieciaki się nie pobiją zaraz), żeby móc przejrzeć się w jego oczach, zobaczyć jego zachwyt gdy ubiorę szpilki (raz na rok) i zobaczyć w Nim tego fajnego faceta, który mnie zauroczył 🙂 mysle, że takie wyjścia bez dzieci to taka higiena dla związku po prostu.

  • Odpowiedz 8 sierpnia, 2017

    Jagoda

    Amen 🙂 Wzruszyłam się. U nas 31 i 35 lat, 13 lat razem, 9 po ślubie, sześciolatka, półtoraroczna, a trzecia wychodzi w październiku. Wraca czasem On, patrzy, widzi mord w oczach i zanim zje obiad to już przyjmuje na klatę dwa rzuty. Siku w spokoju nie może zrobić, bo obie sterczą pod drzwiami (młodsza ryczy Tatoooooo!), wstaje w nocy, żeby młodsza się odzwyczaiła, że to mama wstaje w nocy, bo mama będzie za chwilę wstawać do kogoś innego… Do tego ciężkawy brzuchol i karmienie dwa razy dziennie. A oprócz tego ta niewypowiedziana wieczorna radość, kiedy wreszcie zasną. Te nieliczne momenty, kiedy można się złapać za ręce i nikt się nie wciska. Ta wdzięczność, kiedy ja mogłam pół godziny poszyć na maszynie, a On mógł skosić trawnik z audiobookiem w uszach. To moje niedowierzanie, kiedy on zachwyca się wielkim brzuchem i wymamlanymi cyckami, a ja czuję się, jakby mnie kombajn zza płotu przejechał… Taki nasz romantyzm codzienny 🙂

  • Odpowiedz 9 sierpnia, 2017

    Ania

    hahaha 🙂

    My nawet dzieci nie mamy, a tak żyjemy ;)Najlepiej jest w weekendy. Planowane cały tydzień wyjście. Ochy i achy, jak to będzie super na koncercie/imprezie/festynie/wpisz dowolne. A w weekend standardowe:
    – Yyy, dziś jest ten koncert. Chce ci się iść?
    – Yyy, a tobie?
    – Mi nie, ale jak tobie tak, to chodźmy.
    – To dobrze, bo mi też nie.
    – To co? Kabarety i piwko?

    I tak to jest u nas po 7 latach związku. Ale do głowy mi nie przyszło, że można chcieć inaczej. Jaki kurna romantyzm, dajcie pożyć.

  • Odpowiedz 10 sierpnia, 2017

    Ela

    Piękne <3 dawno nie przeczytałam nic tak mądrego i wydaje się, że skutecznego. To właśnie ta magia odpuszczania. Nie miałam wcześniej o tym pojęcia. A to właśnie między innymi moje myślenie, że on powinien coś dla mnie a jego, że ja powinnam coś dla niego, doprowadziły do rozwodu. Piszę, że między innymi, bo nie tylko to, ale na pewno to wzajemne nakręcanie się przeciwko sobie było jednym z ważniejszych elementów…. więc odpuszczajcie zanim będzie za późno

  • Odpowiedz 9 sierpnia, 2018

    Mała Gosia

    Dzięki. Dziś mi tego było potrzeba. U nas tylko taka różnica, że zawsze były dzieci, bo my pachworkowi… ale dzień jak codzień taki sam… Bez fajerwerków. I to licytowanie… co on robi a co ja a w domu nie jest zrobione… ehhh… Samo życie. Dziękuję.

  • Odpowiedz 10 sierpnia, 2018

    Sylwia

    A mój mąż to odebrał poród naszego trzeciego szkraba (notabene o imieniu Alicja)! W domu. Położna dojechała dokładnie na czas, żeby odebrać od niego dziecię 😉

  • Odpowiedz 12 sierpnia, 2018

    ewa

    tekst świetny, co do tego nie ma wątpliwości. Jednak osobiście uważam, że nie należy sie poddawać i szukać romantyzmu. Nie musi to być od razu kolacja, czy Ciechocinek, ale myślę że wielu z nas ciesza romantyczne zrywy… warto uciec na wspólny spacer jak jemy obiad u teściów, zatańczyc w kuchni bez muzyki, wieczorem wypić wspólnie winko na tarasie, a zamiast bukietu zerwac polnego kwiatka ukochanej. Do tego nie trzeba wiele a nie ma nic gorszego niż do reszty ostygnąć i zająć się codziennością, bo dbać o siebie trzeba cały czas, bo jak dzieci już dorosną będzie się chciało dalej 😉

  • Odpowiedz 9 sierpnia, 2019

    Meg

    A ja sie nie do konca zgadzam! 13 lat zwiazku, 10 lat po slubie i dwojka dzieci. Maz prowadzi dwie firmy, ja prowadze dom i niedawno zaczelam pisac ksiazki. Przeszlismy razem niejedno w zdrowiu i chorobie, naszej i dzieci. I kompletnie mi ten „nieromantyczny” obraz nie wyklucza kwiatow bez okazji, make-upu, ogolonych nog, imprezy ze znajomymi do 4 rano, czy wycieczki na Zanzibar – bez dzieci. Przykro mi, ale ten tekst jest dla mnie troche wytlumaczeniem lenistwa obojga malzonkow :(. Jesli tak bardzo przytlaczaja Was obowiazki, to zatrudnijcie kogos do pomocy w domu i 2x w miesiacu wezcie babcie lub nianie by pojsc na randke do kina, teatru, opery czy na koncert. To jest mozliwe, wystarcza tylko checi a rozwiazanie pojawi sie samo :). Zycze sukcesow i nieodpuszczania, bo 10 lat to jeszcze wcale nie tak dlugo…

    • Odpowiedz 16 sierpnia, 2019

      Alicja

      Eee? A w którym miejscu napisałam że to wyklucza make up albo ogolone nogi? 😀 Bo ja napisałąm że życie jest bardziej romantyczne od kwiatków. Reszta jest Twoim dopowiedzeniem. I nie nie szukam żadnego rozwiązania niczego – mi jest dobrze w mojej relacji bez kwiatków i fajerwerków z instagrama albo romantycznego wypadu na Zanzibar (na który btw nie stać większości ludzi). Nie potrzebuję ich do poczucia szczęścia, radości i spełnienia. Tak jak nie potrzebowałam wielkich romantycznych zaręczyn ani wystrzałowego, romantycznego ślubu.

  • Odpowiedz 9 sierpnia, 2019

    Iss

    A czujesz się po tych wszystkich latach wciąż najładniejsza dla swego męża, Alicjo? Czy może w pewnym momencie wygląd przestaje mieć znaczenie: przyznajesz, że na ulicy są kobiety/mężczyźni bardziej urodziwi, niż współmałżonek, ale on jest po prostu tym wybranym?

    • Odpowiedz 16 sierpnia, 2019

      Alicja

      Po latach czuje się przede wszystkim atrakcyjniejsza dla samej siebie – serio. I nic tak nie dodaje pewności siebie i radości z życia. Nie mam lat 20, tylko 34 i ciało po 3 ciążach. I w żadnym momencie mojego życia nie czułam się tak pewna siebie i atrakcyjna jak teraz. Mój małżonek również wygląda lepiej niż x lat temu. Kwestia dojrzałości i tego pociągającego pierwiastka życia a nie „szczyla” widoczna w rysach i posturze.

Leave a Reply