Noszenie, rozpieszczanie, bliskość – niesamowite badania na temat dotyku i niemowląt

Patronem wpisu jest marka Baby Dove

Czasem wydaje mi się, że pewne rzeczy są już tak oczywiste, jak to, że 2 plus 2 to cztery. Jedną z nich jest to, że bliskość, czułość i noszenie nie są równoznaczne z rozpieszczaniem dziecka i nie prowadzą do tego, że wyrośnie z niego uczepiony mamy, rozwydrzony i niezdolny do samodzielnego funkcjonowania człowiek. No i kiedy żyje sobie w takim ulepionym z czekolady nadzianej oczywistościami świecie, to nagle bang, dostaję po głowie niezliczoną rzeszą wiadomości, w których piszecie coś w stylu „dziękuję za Twojego bloga, dzięki niemu miałam siłę by oprzeć się rodzinie/znajomym, którzy strofowali mnie, że za dużo się dzieckiem zajmuje, jestem za miękką, a to trzeba na twarde życie przygotować od malińkości, a nie niańczyć niemowlaka, niech poleży sam, popłacze, płucka poćwiczy”. Wiecie, taki standard, który wydawałoby się odszedł już w niebyt, a tu się okazuje, że wciąż żyje i ma się dobrze.

A że tych wiadomości jest ostatnio naprawdę sporo, to tak sobie pomyślałam, że może warto dodać wam jeszcze trochę odwagi w tym całym przytulaniu, lulaniu, głaskaniu, noszeniu, masowaniu i wszystkim za co wam wciąż się obrywa i podrzucić ciekawy zestaw nowych badań na temat dotyku i rozwoju małych ludzi – i to takich, o których jeszcze nie słyszeliście!

Wpisowi patronuje zaś marka Baby Dove, którą stosujemy nieprzerwanie od prawie dwóch lat więc mamy już całkiem wyrobioną opinię, oferująca całą gamę (od stóp, przez pupę do głów), przebadanych dermatologicznie i okulistycznie, kosmetyków do pielęgnacji niemowląt i małych dzieci. Bo przecież kąpiel i codzienna, bieżąca pielęgnacja malucha, nawet tak prozaiczna jak przewijanie, to kwintesencja dotyku i bliskości, właśnie. A przynajmniej dopóki młode nie nauczy się zwiewać z przewijaka, bo potem to już wyścig z czasem bardziej 😉

Przy okazji chciałam podziękować marce Baby Dove za ogrom zaufania przez miniony, kolejny już rok przefajnej współpracy, dzięki której mogłam ze spokojem tworzyć dla was ten i inne wpisy!

Wracając jednak do badań to…

Jeśli wydaje Ci się, że Twoje niemowlę spędza połowę dnia na Twoich rękach to… masz rację.

A on znowu u Ciebie na rękach” – rzucone życzliwie w eter, potrafi młodego rodzica zdołować, zwłaszcza jeśli towarzyszy temu „przyzwyczaiłaś do noszenia to masz” albo „moich tak nie nosiłam, to miałam czas żeby zająć się domem”. Myśli sobie wówczas taki rodzic (choć częściej rodzicielka) że gdzieś popełnia niewybaczalny błąd i w ogóle sam jeden na świecie ma dziecko, które tyle jest na rękach, bo inne dzieci w tym wieku na pewno leżą spokojnie w łóżeczkach i studiują traktaty filozoficzne.

Szczęśliwie od zderzania wyobrażeń z rzeczywistością mamy amerykańskich naukowców. Te nader życzliwe istoty postanowiły bowiem zbadać – i to w warunkach domowych, a więc naturalnych i codziennych, a nie sztucznych jak w laboratorium – ile, w jakiej pozycji i gdzie spędzają czas niemowlęta w wieku od 3 do 12 miesięcy, a także jak to się zmienia w tym właśnie okresie. I co się okazało? Ano okazało się, że w okresach aktywności (a więc wtedy kiedy nie śpią) trzymiesięczne niemowlęta spędzają średnio połowę czasu w ramionach rodziciela. Także jak widzicie – nie jesteście z tym noszeniem sami. Na pocieszenie – to minie – roczniaki spędzały już większość czasu na leżeniu, raczkowaniu, siedzeniu i robieniu masy innych rzeczy na podłodze – bez asysty ramion rodzicieli.

Tabela porównująca czas jaki dzieci spędzały w danej pozycji w danym wieku 

Niemowlęta czują dotyk inaczej niż dorośli

A to moi mili – niebywale ciekawa sprawa jest, bo wszystko wskazuje na to że, dzieci do 4 miesiąca życia odbierają dotyk nieco inaczej niż mogłoby się wydawać. A to z kolei jest o tyle ważne, że moim zdaniem pozwala inaczej spojrzeć na niemowlęta i wykrzesać z siebie więcej cierpliwości w pewnych kwestiach.

Tak się bowiem składa, że wiemy, że poszczególne części naszego ciała zajmują pewne określone miejsce w przestrzeni – ot spodziewamy się, że prawa ręka będzie gdzieś po prawej stronie naszego pola widzenia, a lewa po lewej. Z tego samego powodu spodziewamy się, że jeśli coś dotknęło naszej prawej dłoni to źródło tego bodźca jest gdzieś po naszej prawej stronie. W związku z tym wykazano, że jeśli skrzyżujemy dłonie lub nogi i coś nas wtedy dotknie, często popełniamy błędy dotyczące tego, z której strony pochodziło źródło dotyku.

Podobne błędy popełniają także niemowlęta – wiemy, że gdy na stópkach półroczniaków umieści się specjalne urządzenia, które imitują dotyk delikatnych gilgotek – to gdy nóżki maluchów są ustawione w zwyczajnej, nieskrzyżowanej pozycji wówczas pod wpływem dotyku w większości przypadków maluch poruszy tą nóżką, która została dotknięta.

Gdy jednak badacze przed ekspozycją na bodziec dotykowy skrzyżują nogi malucha to zacznie on popełniać takie same błędy jak dorośli i mniej więcej w połowie przypadków cofnie nie tę nóżkę, która została dotknięta. Ale! Jeżeli ten sam schemat eksperymentu zastosujemy u niemowląt w wieku do 4 miesięcy to okaże się, że niezależnie od tego czy skrzyżuje się ich nóżki czy nie – z taką samą wysoką częstotliwością będą cofały tę stópkę, która została dotknięta – innymi słowy nie będą się mylił.

O czym to świadczy, zastanawiacie się? Ano badacze nie są pewni, ale spekulują, że takie maluchy po prostu inaczej odbierają bodźce dotykowe płynące do nich ze świata zewnętrznego. Być może dla nich dotyk to coś, co czują w swoim ciele, ale niekoniecznie wiążą to ze światem dookoła nich. Po prostu uznają, że to co czują pochodzi od nich samych, bo świat dotyku może być dla nich kompletnie oddzielony od świata innych zmysłów, w związku z czym nie łączą tego co czują z tym co widzą albo słyszą. Tak wiem, że od samego myślenia o tym pęka mózg, ba, trudno sobie nawet wyobrazić, że ktoś np. do nas podchodzi i nas łaskocze, a my go widzimy, ale myślimy, że to śmieszne uczucie funduje nam nasze ciało, a nie ten ktoś, ale z drugiej strony ta karkołomna próba wyobrażenia sobie jak świat zmysłów postrzegać może taki maluch pozwala też wykrzesać z siebie więcej zrozumienia wobec tego, że małe dzieci czasem tak dziwnie albo przesadnie reagują na pewne bodźce.

I choć to już moja frywolna koncepcja – a nie badaczy – to wiecie co? Może to też tak jest, że gdy oni czują nasz dotyk, to po prostu uważają, że jesteśmy kolejną częścią ich ciała, dlatego jak nas nie ma w pobliżu to jest im co najmniej dziwnie – wiecie jakby moja noga postanowiła sobie na chwilę pójść do kuchni to pewnie też bym panikowała ;))

Chcesz szczypać bobasa? To dla jego dobra.

Dawno, dawno temu napisałam artykuł na temat tego, że czasem mamy ochotę zjeść swoje dzieci. Albo je tak ścisnąć mocno, mocno, że im oczka wyjdą na wierzch. Albo uszczypnąć w te policzki milusie. To jest takie obezwładniające uczucie graniczące z agresją – mimo że wcale nie mamy ochoty dziecku zrobić krzywdy, ot z tej miłości nie możemy po prostu wytrzymać, bo leży to takie małe, papuśne, uśmiecha się bezzębnie albo i zębnie, i jest tak słodkie, tak cudowne, i tak wspaniałe, że zaraz nie wytrzymam, no ścisnę go jak nic. Znacie na pewno, bo fenomen ten został nawet opisany w badaniach i określono go mianem „słodka agresja”.

Badacze postanowili jednak pójść tym razem o krok dalej i sprawdzić jaka aktywność mózgu za tym stoi i dlaczego, czyli jakiż to cel ma mózg w doprowadzaniu nas do takiego stanu. Wnioski są takie, że – jak zwykle – wszystko dla dobra dziecka. Gdy bowiem patrzymy na ten nasz osobisty cud to uczucie zachwytu nad nim jest tak mocno obezwładniające, że moglibyśmy się tak gapić nań bez końca – i tu właśnie wkracza słodka agresja, czyli mechanizm, który nas tonuje, temperuje i reguluje emocje sięgające zenitu, waląc nam między oczy czymś typu „halo, halo, tak, to jest słodkie stworzenie, ale weź się na nie tak nie gap jak sroka w gnat, to nie jest eksponat w muzeum, tylko się nim zajmij człowieku, nakarm, przewiń, samo się nie zrobi!”. Innymi słowy słodka agresja to forma takiego mózgowego sprowadzania na ziemię kiedy bujamy w rodzicielskich obłokach.

Tak na moje zwyczajne przypomnienie sobie o tym jak wyglądała poprzednia noc, też by dało radę sprowadzić nas na ziemię z tymi całymi zachwytami, no ale przyznać musicie, że ta koncepcja jest po prostu słodsza.

To zdjęcie było zrobione 2 lipca więc Wiking miał na nim ledwie 6 tygodni. I wiecie co? Ono pokazuje, że idealnie wybraliśmy dla niego ksywę – przecież na tym zdjęciu widać jak na dłoni, że ten człowiek nawet jak był malutki to nie był malutki haha ;))

Dotyk zmienia życie

Stres w ciąży to coś co martwi wiele matek. W większości przypadków – niepotrzebnie, bo stres to coś czego uniknąć się nie da, więc do pewnego poziomu nie będzie się on odbijał na późniejszym zdrowiu ani zachowaniu dziecka. Kiedy jednak ilość stresu w życiu prenatalnym rośnie lawinowo lub staje się on chroniczny, to może niestety odbić się na późniejszej reaktywności emocjonalnej (czyli zwiększonej wrażliwości na bodźce i niskiej odporności emocjonalnej) i fizjologicznej dziecka.

Z badań w modelach zwierzęcych wiemy natomiast, że ta indukowana stresem prenatalnym reaktywność może być modulowana przez to jak często szczurza mama liże i mizia swoje maleńkie szczurzątka, bowiem duża dawka takiego matczynego dotyku i bliskości może niwelować ów niekorzystny wpływ stresu z okresu ciąży, a wszystko to dzięki temu, że takie działania matki modyfikują aktywność pewnych genów za pomocą mechanizmów epigenetycznych.

Szczurze rodzicielstwo jest jednak nieco różne od ludzkiego i przez długi czas nie wiedzieliśmy czy podobnie jest u ludzi, ale cykl 3 badań wykazał że i owszem. Gdy bowiem mocno zestresowane w ciąży matule (np. przez partnera, który stosował wobec nich przemoc psychiczną związaną np. z szydzeniem czy zastrzaszaniem lub przez to że ciąża była wyjątkowo problematyczna) deklarowały, że w pierwszych dziewięciu tygodniach życia dziecka często je głaskały po główce, brzuszku, plecach, rączkach czy nóżkach, to związek pomiędzy stresem prenatalnym a reaktywnością dzieciny ulatniał się. Co więcej pozytywny wpływ tego częstego głaskania w pierwszych ledwie tygodniach życia (bo o częstotliwość głasków pytano jedynie przez 9 tygodni życia małego człowieka – choć nie da się wykluczyć, że często głaskające matki głaskały po prostu często przez całe życie malucha) był widoczny nie tyko w okresie niemowlęcym, ale też gdy dzieci miały 3,5 roku.

Frapujące jest przy tym to, że w ramach kontroli sprawdzano czy częstotliwość karmienia piersią, które w końcu również wiąże się z bliskim kontaktem fizycznym z mamą – również modulowała reaktywność u dziecka, ale okazało się, że powyższy efekt był obserwowany jedynie w przypadku głaskania. Sprawdzano także czy może te matki, które częściej głaskały na początku nie były aby przypadkiem po prostu generalnie bardziej czułymi, delikatnymi matkami co mogłoby istotnie wpłynąć na wynik, ale nie stwierdzono tego typu prawidłowości. I choć badanie to, jak generalnie każde, ma swoje ograniczenia i nie możemy tu w żadnym wypadku wykazać, że jedno na 100% wynika wyłącznie z drugiego, to jest w nim coś niezwykle fascynującego i magicznego.

Zresztą, moim zdaniem, wszystkie powyższe badania – zarówno to o tym ile czasu dzieci spędzają wisząc na rodzicach, jak i to o słodkiej agresji, no i przede wszystkim to o świecie sensorycznym małych ludzi są wyjątkowo ciekawe, ale nic nie może się równać z moim zaciekawieniem kwestią tego skąd u ludzi bierze się przekonanie, że bliskość, czułość, głaskanie i noszenie mogą „popsuć” dziecko. Bo mimo usilnych prób nie znalazłam ani jednego badania, które choć w maleńkim stopniu sugerowałby, że czuły dotyk rozpuszcza dzieci. Dzieci to bowiem nie czekolada, nie rozpuszczają się pod wpływem ciepłych matczynych dłoni. A co z przygotowaniem dzieci na to, że świat bywa okrutny i trzeba być twardym nie miękkim? Cóż do mnie znacznie bardziej przemawiają te słowa:

„Naszym zadaniem nie jest wychowanie dzieci tak by potrafiły się zmierzyć z okrutnym i bezlitosnym światem. Naszym zadaniem jest wychowanie dzieci, które sprawią, że świat stanie się mniej okrutny i bezlitosny”.

L.R. Knost

Źródła:

John M. Franchak. 2018 Changing Opportunities for Learning in Everyday Life: Infant Body Position Over the First Year.
Stavropoulos i Alba. 2018 ‚It’s so Cute I Could Crush It!’: Understanding Neural Mechanisms of Cute Aggression.
Ali i wsp,, 2015. Human infants’ ability to perceive touch in external space develops postnatally.
Sharp i wsp., 2012. Frequency of Infant Stroking Reported by Mothers Moderates the Effect of Prenatal Depression on Infant Behavioural and Physiological Outcomes.
Pickles i wsp. 2016. Prenatal anxiety, maternal stroking in infancy, and symptoms of emotional and behavioral disorders at 3.5 years.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

10 komentarzy

  • Odpowiedz 20 grudnia, 2018

    emi

    Znakomity material. Czytalam z wielkim zaciekawieniem. Poczucie humoru autorki super. Bardzo dovrze spedzony czas. Polecam poczytac.

  • Odpowiedz 20 grudnia, 2018

    Johanka

    Piękne to i w pełni się zgadzam. Nasz Eryk Wiking ? jest juz tak wycałowany i wymietolony, że już bardziej się chyba nie da.

  • Odpowiedz 20 grudnia, 2018

    Ola

    Alicjo, dziękuję bardzo za ten wpis. Pierworodna ma już 15 miesięcy, pierwsze pół roku to był dramat (płacz, noszenie, chusta, mój płacz, moja bezsilność). Teraz już lepiej, choć to z tym stresem i reaktywnoscia to może być prawda. Żałuję, że do zestawu noszenia, tulenia itd. dodawałam tak mało glaskania. Mam Drugorodnego pod sercem, postaram się już w jego prenatalnym życiu dostarczać dużo glaskania. Po urodzeniu również. Stres jest nieodłącznym elementem mojego życia niestety. Jeszcze raz, wielkie dzięki!

  • Odpowiedz 21 grudnia, 2018

    Agnieszka

    Cudowne te badania! Idę pogłaskać mojego niemowlaka ❤️

  • Odpowiedz 23 grudnia, 2018

    Ann

    Mataja! Wspaniała i mądra kobieto! Jesteś lekiem na skołatane serce. W świecie, gdzie coraz więcej informacji mnie przytłacza i odbiera wiarę w siebie i swoje przekonania, jesteś Ty, do której wracam i odzyskuję równowagę :). Dziękuję,że dla nas jesteś! A teraz idę się przytulić do mojego śpiącego synka 😉

  • Odpowiedz 23 grudnia, 2018

    K.K.

    Mnie to zastanawia ten 0,6% chodzących 3miesięczniaków. Zdolne jakieś chyba 🙂

    • Odpowiedz 26 grudnia, 2018

      Alicja

      dzieci mają odruch kroczący – jeśli były trzymane w tym czasie pod paszki przez rodziców (a lludzie tak robią) – to było to uznawane za pozycję chodzenie/stanie – dlatego jest dopisane samodzielnie lub trzymając się 😉

  • Odpowiedz 24 grudnia, 2018

    Budka

    Więź jest bardzo ważna. Ba, udowodniona naukowo – zapewnia to optymalny i pożądany transfer bakterii, który zapewni dziecku lepszą odporność.

  • Odpowiedz 30 grudnia, 2018

    Magdalena

    Też jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej wiedzy i zaangażowania 🙂

  • Odpowiedz 28 maja, 2019

    Tiny Star

    Taka więź z dzieckiem jest bardzo ważna. Nasze dziecko spało z nami w kokonie dzięki czemu w pierwszych miesiącach życia spędzał z nami prawie cały czas

Leave a Reply