Jaka witamina D dla dzieci?

Wpis powstał we współpracy z Nutropharma – producentem preparatu Meltiki

Generalnie nie przepadam za suplementami diety i ich nie używam – z pominięciem etapu ciąży, kiedy to ze względu na towarzyszące mi nieustanne wymioty wrzucałam w siebie tabletki z nadzieją, że coś z nich zdąży się wchłonąć przed kolejną sesją wymiotowania. U dzieci mam podobnie – żadnych magicznych pigułek na wzmocnienie tego czy owego, żadnych multipreparatów do wszystkiego i niczego, żadnych sproszkowanych rogów jednorożca. Staram się po prostu (mniej lub bardziej udolnie) żeby mieli zróżnicowaną dietę i tyle. Jedynym wyjątkiem jest witamina D, którą suplementuję na polecenie pediatry (i zgodnie z rekomendacjami), podając i najmłodszemu i starszym.

Starszym – podaję rygorystycznie co najmniej od początku października do końca kwietnia, bowiem są to miesiące kiedy na słońce trzeba raczej polować i synteza skórna witaminy D bardziej leży i kwiczy niźli święci tryumfy – co zresztą wskazują także rekomendacje. A co z pozostałymi miesiącami w roku, pytacie? Cóż wedle rekomendacji w okresie od maja do września u zdrowych dzieci w wieku od 1 do 10 lat przebywających z odkrytymi przedramionami i podudziami przez co najmniej 15 minut w godzinach 10.00 do 15.00 bez kremów z filtrem, suplementacja nie jest konieczna, choć wciąż zalecana i bezpieczna – dlatego ja tu dostosowuję suplementację do aktualnych warunków pogodowo-dworo-pobytowych. Jeśli warunki te są sprzyjające to na jakiś czas odpuszczamy suplementacje, jeśli nie – to do niej wracamy.

Oczywiście źródłem witaminy D może być także dieta, niemniej jest to źródło mniej efektywne niż stare, poczciwe słonko na niebie, bo pokrywa maksymalnie 20% dziennego zapotrzebowania – a jako że jej najpotężniejszym źródłem pokarmowym są przede wszystkim ryby, którymi moi konsekwentnie gardzą – to nie łudzę się, że do tych 20% z diety w najbliższym czasie dobijemy. Tak góra ze 2% nam daje.

W związku z tym wszystkim – zgodnie z zaleceniami naszej pediatry – podawałam moim dzieciom regularnie i pilnie 600 jednostek losowej witaminy D nabytej drogą kupna w aptece. 600 jednostek, bo absolutnie nigdy nie udało mi się kupić w okolicznych aptekach niczego o stężeniu 1000 jednostek – brałam więc co było i o sprawie zapominałam, bo jakoś… nie przywiązywałam do tego wielkiej wagi. Szczęśliwie o samym podawaniu dzieciakom witaminy nigdy nie zapominałam bowiem młodzież się zawsze sama o nią upominała – wszystko przez to, że zupełnie niewychowawczo po każdej dawce mogli sobie „zabić smak oleju w ustach” dowolnym cukierkiem tudzież ciastkiem, więc „wicie rozumicie” nie dali mi o tym zapomnieć.

Kiedy więc na początku lutego musieliśmy u jednego z moich starszaków (i to tego, który żywi się naprawdę dobrze) zrobić kilka badań krwi – w tym na polecenie pediatry także oznaczenie poziomu witaminy D, to sprawa wyglądała mniej więcej tak, że bardzo denerwowałam się, że wszystkie wyniki wyjdą źle i jedynie o tę całą witaminę byłam spokojna – no bo przecież ją rygorystycznie przyjmują. Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że wszystkie wyniki są dobre. Wszystkie poza witaminą D, której stężenie wynosiło 20,90 ng/ml co w wynikach z laboratorium określono jako poziom niewystarczający, a w rodzimych rekomendacjach dotyczących suplementacji witaminą D jest to wartość na granicy poziomu suboptymalnego (20-30 ng/ml) i niedoboru znacznego (10-20 ng/ml). Optymalne stężenie powinno bowiem wynosić między 30 a 50 ng/ml więc biorąc pod uwagę naszą regularną suplementację – byliśmy daleko od normy…

Kurcgalopkiem udałam się więc do pediatry z pytaniem o co chodzi, bo przecież ja tak pilnie podaję i to sensu nie ma, na co w odpowiedzi usłyszałam – że dużo zależy od preparatu, bo nie wszystkie suplementy na rynku wchłaniają się tak jak trzeba – po czym wyszłam z gabinetu z receptą już na lek, który mieliśmy podawać razem z tranem by migusiem uzupełnić witaminę w organizmie mojej szybko rosnącej latorośli.

Pomyślałam sobie wtedy jak skrajnie bezsensu jest ta sytuacja – kiedy rodzic kupuje w dobrej wierze coś co ma pomóc dziecku, a nie ma nad tym żadnej kontroli, bo jeden preparat wchłania się tak, drugi siak i weź tu rodzicielski fąflu jeden wybierz taki, który faktycznie zrobi to co deklaruje. No bezsilność poziom rodzic.

To boli tym bardziej, że rola witaminy D w naszym organizmie jest bardziej pierwszoplanowa niźli epizodyczna – wiemy, że jest niezbędna do prawidłowej budowy kości (a moje dzieci są przecież właśnie w fazie intensywnego wzrostu), bierze udział w procesach odpornościowych (choróbska, choróbska…), że niedobory witaminy D powiązano ze zwiększonym ryzykiem występowania próchnicy zębów u dzieci, a jej niskie stężenia są związane z większym ryzykiem niektórych chorób nowotworowych, cywilizacyjnych, neurodegeneracyjnych czy nawet chorób o podłożu immunologicznym.

Kiedy więc kilka tygodni później napisała do mnie przedstawicielka producenta Meltików – suplementów dla dzieci z witaminą D pomyślałam, że choć zawsze odrzucam propozycje współpracy przy suplementach – to tym razem warto o nich napisać. Czemu? Bo w przeciwieństwie do preparatów, które serwowałam wcześniej moim dzieciom (a tak się składa że w okolicznych aptekach są dostępne preparaty właściwie wyłącznie jednego producenta) – Meltiki to jedyny polski preparat o udowodnionej skuteczności w redukcji niedoborów witaminy D u dzieci – mają bowiem papiery, potwierdzające ich skuteczność.

Jakie?

Otóż w badaniu Czech-Kowalskiej z 2018 roku, obejmującym grupę 66 dzieci w wieku od 4 do 10 lat, po 3 miesiącach przyjmowania preparatu Meltiki witamina D – 80% dzieci miało optymalne stężenie 25(OH)D (czyli witaminy D) we krwi. Optymalne, czyli mieszczące się w zakresie od 30 do 50 ng/ml. A wiecie jaki odsetek dzieci miał zadowalające, czyli optymalne stężenie witaminy D w momencie startu badania? Ledwie 24%. Innymi słowy w ciągu 3 miesięcy przyjmowania preparatu Meltiki odsetek dzieci z prawidłowym stężeniem witaminy D we krwi wzrósł z 24 do 80%. Co więcej po 3 miesiącach żaden z dzieciaków nie miał już niedoboru witaminy D, definiowanego jako stężenie poniżej 20 ng/ml – przy czym przed rozpoczęciem przyjmowania preparatu, taki niedobór obserwowano aż u 22,7% dzieci z badania. Szkoda zatem, że nie wiedziałam o Meltikach wcześniej, bo być może moje dziecko nie byłoby na granicy niedoboru mimo regularnej suplementacji przez ponad 4 poprzednie miesiące. A ja odbierając tamte wyniki nie poczułabym się tak zwyczajnie… oszukana.

Tym co jeszcze wyróżnia Meltiki od innych znanych mi produktów do suplementacji witaminy D jest też forma podania – nie w dominującej chyba na rynku formie twist-off, tylko w formie tabletek do ssania, które dzięki technologii Melt FORM szybko ulegają rozpuszczeniu w jamie ustnej, co znacząco zwiększa przyswajalność preparatu.

Meltiki objęte są także certyfikacją NQS, który polega w skrócie na tym, że każda partia produktu poddawana jest nadobowiązkowej certyfikacji w zewnętrznych niezależnych laboratoriach m.in. pod kątem zawartości składników aktywnych.

Co istotne tabletki nie zawierają cukru, sztucznych barwników ani – co dla tych z nietolerancjami ważne – glukozy ani laktozy. Dzięki formie tabletkowej nie trzeba też niewychowawczo zabijać oleistego posmaku cukierkami (spuśćmy zasłonę milczenia na moje niezgodne ze wszelkimi prawidłami sztuki rodzicielskiej przekupywanie dzieci cukierkami do przyjęcia witaminy ;)) – zresztą smak preparatu został we wspomnianym wyżej badaniu oceniony pozytywnie przez 74,2% dzieci po 5 tygodniach suplementacji. Preparat można podawać dopiero dzieciom od lat 3 – wcześniej musimy bazować na innych suplementach. Jeżeli zaś chcecie poczytać o tym jak powinno wyglądać zgodne z aktualnymi rekomendacjami dawkowanie suplementów witaminy D u dzieci w różnym wieku, kobiet ciężarnych i karmiących – zerknijcie do wpisu Gosi Jackowskiej – fenomenalnej dietetyczki, która wszystko to szczegółowo zebrała i opisała w TYM wpisie.

Jeśli zatem poszukujecie źródła suplementacji witaminy D dla swoich małych ludzi – to przemyślcie kwestię Meltików. Ja naprawdę żałuję, że nie wiedziałam wcześniej o istnieniu suplementu, który analizowano pod kątem skuteczności – być może gdybym o tym wiedziała to moje dziecko uniknęłoby kilku nieprzyjemności – zwłaszcza nasilonych bóli mięśniowych w nóżkach, które właśnie były powodem rozszerzonej diagnostyki i biorąc pod uwagę to, że nie znaleźliśmy innych przyczyn bóli, to z dużym prawdopodobieństwem ich podłożem mógł być niedobór rzeczonej witaminy. Dla mnie lekcja z tego taka że chyba zbyt niefrasobliwie podchodziłam do sprawy biorąc bez żadnego wybrzydzania co było w aptece – jakoś serio nie wydawało mi się to wielce istotne, ot wiem że suplementy to nie leki, ale coś tam przecież działać muszą i będzie przecież ok. I faktycznie – u jednego tak było, szkoda, że drugie nie miało tyle szczęścia.

Meltiki znajdziecie w wybranych aptekach stacjonarnych lub w sklepie internetowym TU.

Zrównoważony sposób żywienia i prawidłowy tryb życia jest ważny dla funkcjonowania organizmu człowieka. Preparat nie może być stosowany jako  substytut zróżnicowanej diety. Korzystne działanie składników preparatu, o którym mówią oświadczenia zdrowotne wynika z odpowiedniej ilości składników aktywnych stosowanych zgodnie ze sposobem użycia.

 

Źródła:

Czech-Kowalska i wsp. Efekty suplementacji witaminą D w dawce 1000 IU/d u dzieci w wieku 4-10 lat. Stand Med Pediatr 2018; 15 nr 4: 689-699

Rekomendacje. ZASADY SUPLEMENTACJI I LECZENIA WITAMINĄ D –NOWELIZACJA 2018r. Postępy Neonatologii 2018;24(1)

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

26 komentarzy

  • My wszyscy stosujemy vigantol, to lek a nie suplement diety, więc mu ufam najbardziej:)

    • Odpowiedz 20 marca, 2019

      Alicja

      No to teraz wiecie też, że jest jeden suplement, który poddano analizom 🙂

  • Odpowiedz 18 marca, 2019

    vldk

    Jako laik z „wiedzą z internetów” mam pytanie, czy w sytuacji gdy nie wiadomo, na który preparat się zdecydować, nie jest najrozsądniej wybrać ten, który jest lekiem a nie suplementem? Chodzi mi właśnie o kontrolę zawartości, ilości, proporcji składników.

    • Odpowiedz 19 marca, 2019

      Alicja

      Generalnie tak – ale tutaj akurat jest suplement poddany badaniu i kontrolowany dodatkowo dzięki wspomnianej certyfikacji NQS, która polega w skrócie na tym, że każda partia produktu poddawana jest nadobowiązkowej certyfikacji w zewnętrznych niezależnych laboratoriach m.in. pod kątem zawartości składników aktywnych. I dlatego nie miałam problemu z tym by mu zaufać choć generalnie od suplementów trzymam się raczej z daleka 🙂 Inna rzecz – preparaty z witaminą D nie zawsze sa dostępne (a na cześć potrzebna jest recepta), nie każde dziecko lubi oleiste oleje – więc dobrze w takiej sytuacji wiedzieć że wśród suplementów są też takie które badano.

  • Odpowiedz 18 marca, 2019

    Margot

    Jestem w bardzo podobnej sytuacji. Mój 4latek cierpi z powodu bólów nóg, zwłaszcza w nocy. Zrobiliśmy badani krwi i okazało się że poziom wit. D jest niewystarczający. Obecnie podajemy wit. D na receptę czyli lek. Czy zatem nie lepszy od najlepszego suplementu jest właśnie lek, który z zasady, przed wprowadzeniem do sprzedaży jest przebadany z każdej możliwej strony?

    • Odpowiedz 19 marca, 2019

      Alicja

      Z zasady tak – ale tutaj masz też pewien wyjątek – zobacz co odpisałam VLDK 😉

  • Odpowiedz 18 marca, 2019

    Asia

    Ja wszystko rozumiem i mam nadzieję, że to wszystko prawda i Meltiki nie jest kolejnym produktem robiącym ludzi w balona, ale 66 osób to, niestety, za mała grupa badawcza. Może firma poszerzy badania?

    • Odpowiedz 19 marca, 2019

      Alicja

      To jedyny suplement na rynku, który w ogóle je ma – dla mnie fajnie, że przeprowadzili jakiekolwiek badania i je opublikowali, masa rodziców podaje tak jak ja do tej pory jakikolwiek suplement z apteki – z moich informacji wynika, że żaden z nich nie ma żadnego badnia potwierdzającego skuteczność. Pod wnioskami z badania podpisały się 3 osoby, które je przeprowadziły i kładą na szali swoje doświadczenie i reputacje zawodową – i jakoś wątpię by ryzykowali karierę dla robienia ludzi w balona. Ale ja generalnie wierzę że ludzie są dobrzy, a nie przekupni 😉 Natomiast co do samej wielkości grupy – to jasne fajnie jak są duże liczone w tysiącach próby, ale świat zna badania gdzie milionowe próby dały złe wyniki, bo ważny jest też dobór próby. Ja nie jestem statystykiem i uczciwie mówię, że to nie jest moja mocna strona, ale te zrobiono na takiej grupie ze względu na tzw. power o calculation, który wylicza statystyk w oparciu o założenia badania i żeby nie było w przypadku takich badań zlecający je nie ma wpływu na nic – ani na protokół badawczy, ani nie ma dostępu do wyników, już o publikacji nie wspominając – tu tylko zespół badawczy (pod kierunkiem badaczki, która serio siedzi w witaminie D) decyduje.

      • Odpowiedz 21 marca, 2019

        Asis

        Dzięki za odpowiedź. Napisałam o tej grupie badawczej, bo na studiach (med) zawsze nas uczulali na to, że kilkadziesiąt osób to niestety za mało. Ale jeśli jest to jedyny suplement z jakimikolwiek badaniami to good for them, zawsze jakiś krok do przodu 🙂

        • Odpowiedz 22 marca, 2019

          Alicja

          Asia – też tak to widzę i jako matka idąc do apteki chciałabym wiedzieć, że w segmencie suplementów jest taki, który je ma.

    • Odpowiedz 19 marca, 2019

      Alicja

      Jeszcze dodam że tu np. można się przyjrzeć pracy badawczej głównej autorki badania, która badaniami witaminy D zajmuje się już od dawna: https://www.researchgate.net/profile/Justyna_Czech-Kowalska

  • Odpowiedz 18 marca, 2019

    Paulina

    A ja dowiedziałam się, że optymalny poziom wg zachodnich norm (i kilku dobrych i ogarniętych w temacie lekarzy), poziom witaminy D powinien oscylować w pobliżu 100 (choć w Polsce powyżej 100 ng/ml uważa się za poziom toksyczny). I kilka osób mi potwierdzilo, że dopiero mając poziom 90-100 odczuło wyraźną poprawę w samopoczuciu (stany depresyjne, zmęczenie) oraz poprawe odporności. Niestety sama nie bardzo mam dostęp do zagranicznych badań w tej tematyce, może Tobie uda się coś godnego uwagi wyszperać ?

  • Odpowiedz 19 marca, 2019

    Sylwia

    A co z zawartym w niej słodzikiem? Ja się staram podawać witaminy które w skłądzie mają tłuszcz i wit D. Słodziki omijam szerokim łukiem łukiem, także w jedzeniu. Jakoś wychodzę z założenia (nie wiem czy słysznie), że cukier jest zdrowszy niż słodziki…

    • Odpowiedz 19 marca, 2019

      alicja

      Dla mnie to tak mała ilość – bo nie używamy tego na co dzień w ogóle, że mnie to zupełnie nie rusza. W myśl zasady – wszystko jest trucizną nic nie jest trucizną – wszystko zależy od dawki.

    • Odpowiedz 20 marca, 2019

      Alicja

      A tu jest jeszcze opinia na temat suklarozy, czyli tego słodzika – tak generalnie 😉 SCF/CS/ADDS/EDUL/190 Final, Opinion of the Scientific Committee on Food on sucralose

  • Odpowiedz 20 marca, 2019

    Magda

    O super! Też używamy Meltików

  • Odpowiedz 20 marca, 2019

    Przybita

    My też szukamy przyczyn bólu nóżek. Zrobiliśmy komplet badań, w tym z badaniem poziomu wit.D3, fosfatazę zasadową (zawartość wapnia) i niby wszystko ok. Wymieniliśmy materac na lepszy, syn dostaje devikap na receptę ale i tak budzi się rano i mówi że bolą nóżki. Nie ma nocnych ataków bólu (miał wcześniej gdy dostawał za mało Wit.D) ale i tak nie wiem co dalej robić.

    • Odpowiedz 21 marca, 2019

      wisznu

      a tak z ciekawości – czy z rzeczy oczywistych sprawdzaliście może zawartość magnezu lub potasu?
      Niedobór któregoś z nich też może powodować bóle mięśniowe oraz skurcze.

      Przypomnieć też chciałem, że wapń oraz magnez się nawzajem „wypychają” z organizmu, więc jeśli ilość wapnia jest przy górnej granicy, to właśnie może oznaczać problemy z magnezem 🙂

    • Odpowiedz 22 marca, 2019

      Alicja

      Mam nadzieję, że pediatra was tak pokieruje, że rozwiążecie problem. Powodzenia!

  • Odpowiedz 21 marca, 2019

    wisznu

    Tak przy okazji to chciałbym dopowiedzieć, że nie tylko dzieciom warto suplementować witaminę D. Przecież dorośli spędzają jeszcze mniej czasu na świeżym powietrzu niż dzieci. A starsi ludzie to już koniecznie powinni dbać o odpowiedni poziom witaminy D.

  • Odpowiedz 21 marca, 2019

    wisznu

    aha, choć wiem, że to tekst pisany we współpracy
    To w sumie jedna sprawa mnie gryzie, bo tak na logikę rozłózmy sprawę:

    1. Dziecko ma problem z bolącymi nogami. Podejrzewacie niedobór witaminy D. Czemu testy zostały zrobione dopiero po 4 miesiacach suplementacji?

    2. Podejrzewacie niedobór witaminy D. Pisze Pani, że w okolicznych aptekach nie można było dostać 1000j, więc zgodnie z zaleceniami pediatry trzymała się Pani 600j. – czyli dolna granica zakresu dawki zalecanej dla zdrowych dzieci…

    Wydaje mi się, że w sytuacji niedoboru witaminy, to raczej należało spróbować, przynajmniej przez jakiś czas przekroczyć zalecaną dawkę i podawać 2×600 (czyli podwójna dawka), zwłaszcza, że w publikacjach piszą:
    „Ryzyko przedawkowaniu witaminy D jest znikome, a toksyczność — nawet w przypadku uzyskania stężenia 25OHD w surowicy krwi >100 ng/ml — jest dyskutowana”

    https://journals.viamedica.pl/forum_medycyny_rodzinnej/article/download/34726/25367

    Także sądzę, że problem w przypadku Pani dziecka leżał nie w przyswajalności, tylko w niedostatecznej dawki suplementacji. I zapewne poprawa stanu dziecka wynika też wynika głównie ze zwiększenia dawki prawie dwukrotnie (z 600j do 1000j).

    a poza tym jak nie ma suplementu w aptece, to można kupić w rossmannie, np:
    https://www.rossmann.pl/Produkt/Witaminy-i-mineraly/MNIAMKI-suplement-diety-witamina-D3-500-jm-3-60-szt,279328,8456
    lub po prostu w aptece internetowej z przesyłką do domu 🙂

    • Odpowiedz 21 marca, 2019

      Alicja

      A kto pisał że podejrzewam niedobór? Bóle zaczęły się w grudniu – zwalałam na przetrenowanie (dziecię uprawia sport i jest ruchliwe), było coraz gorzej, w pewnym momencie naprawdę źle – poszliśmy do pediatry w drugiej połowie stycznia dostaliśmy skierowania na badania w tym witamina D. Gdybym wiedziała że mogę łączyć witaminę D z tymi bólami to pewnie wcześniej bym połączyła kropki i zareagowała, bo nie ma nic fajnego w noszeniu po nocach zwijającego się z bólu dziecka, a tak dopiero jak pediatra po zobaczeniu wyników – i wykluczeniu na ich podstawie innych przyczyn – powiedziała że takie bóle mogą wynikać z niedoboru zerknęłam w pubmed i tam faktycznie są takie sugestie. Ja nie jestem lekarzem, więc nie wiem takich rzeczy, jestem natomiast na tyle ogarnięta że nie diagnozuję dziecka sama w doktorze googlu tylko idę do lekarza, mówię jaki mam problem i on szuka rozwiązania. Ludzie czemu wy wszędzie widzicie spisek i wymyślone historie :)? Ta historia ma być przestrogą dla innych, nie jest zmyślona na potrzeby reklamy. CZemu dawałam 600 jednostek – piszę w tekście, że nie przywiązywałam do tego wielkiej uwagi – w rekomendacjach jest 600-1000, nie było w aptece 1000 to biorę 600 – to wciąż zgodne z rekomendacjami, a ja nie zakładam przy regularnej suplementacji niedoboru (zważ że poziom optymalny też ma rozstrzał 30-50), który może dawać takie objawy – w życiu mi to do głowy nie przyszło. W rosmmanie bywam od wielkiego dzwona, zakupy staram się robić stacjonarnie, bo to moja prywatna walka ze smogiem żeby kurier nie jeździł z durną paczuszką witmany – więc kupuję w lokalnej aptece to czego potrzebuję. I bardzo dziękuję za diagnozowanie mojego dziecka i sugerowanie z czego wynika problem – niemniej pozwolę sobie zaufać temu co mówi nasza zaufana i sprawdzona pediatra, która zna pełną historię mojego dziecka, a ona wcale nie wskazywała na złe dawkowanie tylko złą przyswajalność.

      • Odpowiedz 26 marca, 2019

        wisznu

        Ok, przepraszam, źle zapamiętałem kolejność zdarzeń, i wyszło mi że pediatra zaleciła suplementację w związku z podejrzeniem niedoboru z powodu bólu mięśni.

        Na usprawiedliwienie dodam, że zbyt często obserwuję u lekarzy wszelkiej maści, zwłaszcza ogólnych, tendencję do tego, żeby na podstawie samych objawów orzekać co jest przyczyną, zalecić „juz – natychmiast” kupno leków w aptece, a dopiero jak leczenie nie daje rezultatów to na kolejnej (albo jeszcze kolejniejszej) wizycie zlecić badania, nawet zwykłą morfologię.
        Cholernie mnie to wpienia. Oszczędność jakaś czy co?

        I już czasem brak sił na wykłócanie się z lekarzem, tylko prywatnie zlecamy badanie przed wizytą, albo gdy mamy zlecenie od lekarza, to dopłacamy za dodatkową analizę laboratoryjną (np. gdy lekarz zleca samo zrobienie TSH, a wiadomo, że samo TSH nie daje pełnego obrazu sytuacji, bo trzeba jeszcze znać przynajmniej wyniki przeciwciał FT3 i FT4, a w sumie to możnaby jeszcze co nieco dodać). I czasem to są naprawdę groszowe kwoty, żadna oszczędność dla przychodni.

        2. Dalej uważam, że trudno porównywać suplementację 600j jednego suplementu z 1000j innego. Bo to jest prawie 2x więcej. I już tylko z tego powodu więcej się wchłonie, nawet gdyby przyswajalność była taka sama.

        A poza tym brakuje tam DHA ;P

  • Odpowiedz 22 marca, 2019

    Alicja

    Btw z przesyłką do domu można tez kupić meltiki – bo to suplement który był sprawdzany pod kątem działania 😉 https://sklep.nutropharma.pl/product-pol-34-meltiki-R-Witamina-D.html

  • Odpowiedz 4 maja, 2019

    KasiaW

    Moja niespełna dwuletnia córka również miała niedobór mimo regularnego suplementowania dawka 1000j. witaminą z czystej lanoliny. Wprowadziłam dodatkowo wit MK7 i 2000j,

Leave a Reply