Kobiece mleko to substancja, która przez wiele lat była spychana na margines i nie budziła większego zainteresowania ani społeczeństwa, ani naukowców. Owszem badaliśmy wpływ mleka mamy na zdrowie małych ludzi i mam samych w sobie (klik), ale bliższe przyglądanie się temu co jeszcze, poza tym o czym już od dawna wiemy, może w mleku matuli siedzieć, to kwestia ostatnich lat. Tymczasem takie badania są nam przecież bardzo potrzebne – nie tylko po to by wiedzieć więcej, ale też po to by lepiej i bardziej świadomie produkować mleko modyfikowane dla tych maluchów, które z jakiś względów nie mogą być karmione mlekiem mamy.
Dlatego kiedy kilkanaście lat temu pojawiły się pierwsze badania sugerujące, że u jeleni szlachetnych mleko przeznaczone dla potomków płci męskiej może mieć nieco inny skład niż dla potomkiń płci żeńskiej, naukowcy z miejsca ruszyli do sprawdzania czy u gatunków nieco bardziej z nami spokrewnionych jest podobnie.
Na pierwszy ogień poszło wówczas mleko makaków królewskich, a wyniki badań były sporym zaskoczeniem dla naukowców, bowiem okazało się, że różnice w składzie mleka mogą wiązać się nie tylko z płcią potomka, ale też z… kolejnością urodzenia. Makaczyce raczyły bowiem swoich pierworodnych synów mlekiem o 7,7% zawartości tłuszczu, podczas gdy następni z kolei synowie dostawali mleko 6,5%. Pierworodne córki dostawały natomiast mleko 5,3%, zaś córki kolejnorodne mogły raczyć się mlekiem 6,2% – sporo tych procentów, więc poniżej nieco bardziej przejrzyste podsumowanie w tabeli.
Dodatkowo w badaniu stwierdzono, że pierworodni synowi jako jedyni dostawali mleko o wyższej zawartości białka. Intrygujące prawda? Naukowcy też poczuli się zaintrygowani, dlatego 2 lata później ponowili swoje badania tym razem biorąc pod uwagę większą ilość danych i okazało się, że owszem mleko dla synów jest bogatsze energetycznie i pełniejsze, ale za to ilość mleka produkowanego dla córek jest większa. Innymi słowy swoista wewnętrzna „receptura” mleka produkowanego dla synów była odmienna od receptury dla córek, niemniej sumaryczna ilość dostępnych małym makaciątkom składników energetycznych była zbliżona.
Nie pozostało zatem nic innego jak sprawdzić czy receptura mleka ludzkiego również skrywa jakieś, zależne od płci potomstwa, sekrety, a pionierami na tym polu stali się amerykańscy – a jakże – naukowcy, którzy na podstawie przeprowadzonego w 2010 roku, niewielkiego badania pierworódek z okolic Bostonu, wykazali, że matki synów produkowały mleko, którego gęstość energetyczna, czyli ilość kalorii w przeliczeniu na gram pożywienia, była 25% wyższa w porównaniu do mleka dla córek. Otwartym jednak pozostawało pytanie co z mlekiem dla kolejnych dzieci i czy ilość mleka produkowanego dla córek, może być tak jak u makaków, większa.
Dwa lata później przeprowadzono zatem kolejne badania – tym razem na nieco większą skalę, a analizami objęto kobiety zamieszkujące obszary wiejskie w Kenii. I co intrygujące, mimo że tym razem również stwierdzono, że mleko dla synów jest pełniejsze i bogatsze energetycznie to zauważono też, że dzieje się tak tylko wtedy gdy rodzina w której narodził się syn ma wysoki status socjoekonomiczny, czyli mówiąc wprost jest bogata – ma dużo ziemi i sporo zwierząt gospodarskich. W rodzinach ubogich natomiast, matki produkowały pełniejsze mleko dla… córek.
Jaki niby związek ma mieć skład mleka z tym jak usytuowana jest rodzina, pytacie? Bardzo słusznie, że pytacie. Bo choć pewności nie mamy żadnej, to autorzy badania przypuszczają, że taki stan rzeczy może wiązać się z hipotezą Triversa-Willarda, która zakłada, że rodzicielska inwestycja w wychowanie synów lub córek jest nierównomierna, zależna od przewidywanego potencjalnego sukcesu reprodukcyjnego latorośli, kondycji matki i tego czy dziecko przyszło na świat w czasach dobrobytu czy braku zasobów. Jest bowiem taka koncepcja, że w czasach dobrobytu preferowani będą synowie, a w czasach trudniejszych córki.
Czemu? Hipoteza ma swoje korzenie w gatunkach (lub populacjach) poligamicznych w których to dominujący, silny samiec zgarniał większość samic dla siebie, zapewniając sobie sukces reprodukcyjny i nie zostawiając żadnego pola do popisu samcom słabszym od siebie. Dlatego jeśli rodzice dysponowali zasobami to opłacało im się inwestować w syna by ten rósł w siłę i zdobywał pozycję i status ważniaka, dzięki któremu w przyszłości będzie mógł mieć liczne „żony” i jeszcze liczniejsze potomstwo, zapewniając rodzicielom ogromne ilości wnucząt.
Z kolei biedniejszym rodzicom „nie opłacało” się inwestować mocno w synów, bo była to inwestycja ryzykowna – ubogi, gorzej odżywiony, a przez to słabszy i mniejszy samiec startował z najniższych szczebli drabiny społecznej stada więc szansa na to, że dotrze na szczyt i zostanie samcem, który zgarnia wszystko/większość była niewielka, za to szansa na to, że zostanie z niczym była spora. Z kolei inwestycja w córkę była bezpieczna – może i nie da ona tak licznego potomstwa jak syn, ale za to z dużą pewnością znajdzie partnera reprodukcyjnego, dzięki czemu rodzice będą mieli gwarancje, że ich geny przetrwają w populacji.
Oczywiście w naszym gatunku, w naszych czasach, kulturze, szerokości geograficznej trochę się pozmieniało i poligamiczna organizacja społeczeństwa odchodzi w niepamięć, ale niewykluczone, że jej pokłosie może znajdować odzwierciedlenie w mleku kobiecym.
Z drugiej strony niedawne potężne (kilka milionów danych) badanie mleka krów wywodzących się pierwotnie z populacji poligamicznych do których hipoteza Triversa-Willarda bezpośrednio pije, pokazało nieco odwrotne rozwiązanie, czyli faworyzowanie córek – dla których mamy krowy produkowały znacznie więcej mleka niż dla synów. Nie obserwowano natomiast różnic w zawartości białka ani tłuszczu. Dla odmiany zaobserwowano natomiast, że płeć pierwszego dziecka może wpływać na losy kolejnych laktacji mamy-krowy. I tak, jeśli mama jako pierwszą powiła córkę, to nawet jeśli jej kolejne dziecko było byczkiem produkowała dla niego więcej mleka, niż wtedy gdy jako pierwszego powiła syna. Innymi słowy wydawało się, że płeć pierwszego dziecka determinowała rozwój gruczołów mlekowych i ustalała jakąś linię bazową w zakresie ilości produkowanego mleka.
Dotychczasowe odkrycia na polu mleka dla córek i mleka dla synów są zatem – jak sami widzicie – równie intrygujące, co zagadkowe. Wciąż wielu rzeczy wciąż nie wiemy, ale na pewno mamy przesłanki sugerujące, że płeć potomstwa może być jednym z wielu czynników wpływających na ssacze mleko. By jednak potwierdzić to z całą stanowczością potrzebujemy większej ilości solidnych badań, zwłaszcza, że rodzą się tu kolejne pytania związane z tym czy jeżeli podejrzewamy pewne różnice w zawartości tłuszczu albo generalnie ilości mleka to czy mogą istnieć też inne subtelne różnice związane z np. zawartością hormonów czy innych cząsteczek sygnałowych w zależności od płci dziecięcia. Znalezienie odpowiedzi na te pytania pozwoli nam nie tylko lepiej zadbać o najmłodszych poprzez lepsze dopasowanie do ich potrzeb mleka pochodzącego dawczyń albo mleka modyfikowanego, ale też lepiej poznać podstawę naszego nomen omen ssaczego jestestwa – wszak gdyby nie mleko nikt nie nazwałby nas ssakami.
Remia
A były w tych badaniach matki bliźniąt o różnej płci?
Alicja
Nie 😉
Turkuć podjadek
Pomyślałam dokładnie o tym samym. 🙂
Rainha
A mnie intryguje czy są badania na temat: czy więcej jest mam długo karmiących piersią (powyżej 14-16 miesięcy) synów czy córki?? A może płeć potomka przy dlugim kp nie ma znaczenia, bo dziecko to dziecko ☺ Może Alicja lub Danka wiecie coś o tym? Ja mam córkę, karmię 19 m-cy.
matking.pl
Fascynujące 🙂 Przy pierwszym synku przekazywałam swoje mleko dla córeczki przyjaciółki – ciekawe, jakie to miało dla niej znaczenie w tym kontekście. Dziś oboje, mój pierworodniak i jego koleżanka mają po 4 lata. Żadne specjalnie nie choruje, ale ta druga to już szczególnie. Nawet pójście do przedszkola jej nie ruszyło. Kto wie, może coś jest na rzeczy? 😉 PS Uwielbiam czytać Mataję – za naukowe podejście, które jest mi osobiście bliskie, za propagowanie dobrych, zdrowych postaw rodzicielskich, za piękny styl i wreszcie, że zaciekawia, bawi, a nieraz wyciska łzy 🙂 – Kasia
Kasia
Statystycznie mamy karmią dłużej synów. Tyle pamiętam, ale nie wiem, skąd ta wiedza ?, karmię zaś 2,5-roczną córkę.