Wstydź się jeśli karmisz, wstydź się jeśli nie – o tym jakie emocje i reakcje towarzyszą karmieniu piersią i butelką.

Karmienie dziecka budzi bardzo intensywne emocje. Ze względu na moją dużą aktywność w internetowych kręgach rodzicielskich obserwuję je dość często. Te emocje są mi jednak znane nie tylko z biernej obserwacji, ale też własnego doświadczenia – wszystko przez to, że jako matka byłam po obu stronach tej, nazwijmy to, „barykady”.

Jestem bowiem matką, która pierwszego dziecka karmić piersią nie chciała i pierwszą butelkę z mieszanką podała mu na własne życzenie jeszcze w szpitalu.

Jestem też matką, która karmiła drugie dziecko piersią przez dwa i pół roku.

Znam zatem dobrze emocje, bolączki i reakcje społeczne jakie towarzyszyć mogą matkom, które karmią piersią (zwłaszcza dłużej niż te kilka miesięcy, które ogół społeczeństwa uznaje za „normalne”) i tym które nie karmią. Wiem, że jedne i drugie otrzymują czasem skrajnie negatywne oceny od postronnych, które mogą sprawić, że jedne będą starały się ukryć przed otoczeniem to, że karmią, a drugie to, że nie karmią. Wiem, że uczucia, emocje i reakcje bywają w obu wypadkach zaskakująco podobne. Wiem też, że od dawna chciałam o tym napisać, ale brakowało mi spojrzenia bardziej obiektywnego i innego niż moje własne. Szczęśliwie niedawno wpadło mi w ręce badanie, w którym skupiono się na uczuciach, przede wszystkim tych mniej przyjemnych, jakie mogą towarzyszyć matkom niezależnie od sposobu w jaki karmią. W połączeniu z waszymi mailami i komentarzami dało mi to, mam nadzieję, bardzo fajną i szeroką perspektywę.

O czym zatem najczęściej wspominają matki?

Otóż te, które karmiły butelką, mówią często o braku wsparcia i zrozumienia, o presji i oczekiwaniach, że będą karmiły piersią, stawianych przede wszystkim ze strony personelu medycznego, który jednocześnie nie oferuje absolutnie żadnej pomocy przy problemach z karmieniem i próbach jego inicjacji. Kobiety te miały przeświadczenie (często wzmagane mocno przez personel, który zbywał ich pytania), że karmienie piersią jest dla każdego czymś naturalnym, prostym i intuicyjnym więc skoro im nie wychodzi to znaczy, że są nieudolnymi matkami, które nie radzą sobie z czymś tak prostym i oczywistym, to jak mają sobie poradzić z resztą trudów związanych z posiadaniem potomstwa. To nakręcało spiralę wstydu, który powodował, że dziewczyny bały się prosić personel o dalszą pomoc, a ze strony bliskich też nie mogły na nią liczyć, bo zwykle nikt w ich otoczeniu piersią nie karmił.

W konsekwencji nie umiejąc sobie poradzić z bólem sutków, przystawianiem albo bojąc się o to czy mają wystarczającą ilość pokarmu dziewczyny poddawały się, czując jednocześnie ogromne poczucie winy, wstydu i… przerażenia (tak jest, tak właśnie to określały) w momencie kiedy miały komuś (zwłaszcza personelowi medycznemu) przyznać, że karmią mlekiem modyfikowanym.

Marginalizacja i osamotnienie tych kobiet wiązało się też z tym, że kiedy już się poddały trudno im było znaleźć kogoś, kto im pomoże z doborem mleka, butelek i wyjaśni jak to robić. Sama zresztą pamiętam, że przy pierwszym dziecku na wizycie patronażowej powiedziałam pediatrze, że nie chcę kontynuować karmienia piersią i proszę o pomoc w dobraniu mleka dla dziecka i doradzeniu w jaki sposób najlepiej przejść z karmienia piersią na butelkę. W odpowiedzi wysłuchałam 15 minutowej pogadanki na temat tego, że postępuję egoistycznie i okropnie rezygnując świadomie z karmienia. Ani jedna minuta z pogadanki nie została poświęcona na udzielenie odpowiedzi jak w sposób najłagodniejszy i najlepszy dla dziecka zmienić sposób karmienia. Po wyjściu z gabinetu zmieniłam za to pediatrę.

Mamy butelkowe wspominały też, że często czuły się jak „porażka”, bo to że się poddały było uznawane przez otoczenie za „pójście na łatwiznę” podczas gdy dla nich było to jedno z trudniejszych doświadczeń i decyzji, obarczonych masą stresu, trudnych emocji, wyrzutów i myśli w rodzaju „teraz nie jestem w pełni matką, bo każdy może mnie zastąpić i dać dziecku butelkę z mlekiem”. Inne wspominały, że mało kto próbuje zrozumieć, dlaczego nie chcą/nie mogą podjąć/kontynuować karmienia, za to spora część postronnych ocenia je od razu negatywnie.

Ale choć matki karmiące butelką nie mają łatwo i często mówią o tym, że doświadczają „laktoterroru”, to mało kto ma świadomość tego, że „laktoterror”, choć w nieco innym wydaniu, dotyka w równym stopniu matek karmiących… piersią.

Okazuje się bowiem, że kobiety te równie często nie znajdują zrozumienia w otoczeniu. Bliscy nie wspierają rzucając jeszcze w okresie ciąży tekstami typu „chcesz dziecko karmić piersią jak jakaś krowa?” albo „po co poświęcać ładne piersi dla dziecka – od karmienia ci się zwisy zrobią”. Inni nie rozumieją tego jak wygląda karmienie małego dziecka, nie doceniają starań i podcinają skrzydła mówiąc o tym, że po co się tak męczy jedna z drugą siebie i dziecko tym karmieniem, dałaby w końcu temu dziecku butelkę by się najadło szybko i na długo, bo przecież na pewno coś nie tak z tym dzieckiem, że chce ciągle jeść i jeść i wisi na tej piersi, smoczek sobie z ciebie zrobiło. Dziewczyny skarżyły się też, że muszą często mierzyć się z pretensjami członków rodziny, którzy notorycznie wmawiają im, że niepotrzebnie komplikują życie swoje i całej rodziny przez to całe karmienie i po co w ogóle karmić piersią w XXI wieku skoro można dać butelkę i spokój.

Inne wspominały o tym jak uprzedmiotowione czuły się przez personel medyczny/ciotki dobra rada, które podczas wystąpienia nawet najmniejszych trudności z karmieniem bezceremonialnie obmacywały ich piersi, brutalnie ściskały albo przy tłumie obserwatorów, rzucały w eter, że te piersi lub sutki są za duże/za małe/za wklęsłe/za wypukłe na karmienie, a z tym dzieckiem to też coś bardzo nie tak, bo za leniwie/za łapczywie ssie, zostawiając karmiącą z poczuciem wstydu i upokorzenia.

Marginalizacja i osamotnienie w przypadku karmienia piersią również wiązały się z brakiem wsparcia ze strony specjalistów – gdy bowiem karmiąca piersią zgłasza się do specjalisty po pomoc z karmieniem/zdrowiem dziecka, często zamiast rady i wsparcia słyszy, że ma dać dziecku mieszankę i po kłopocie, a nie będzie wydziwiać z tymi piersiami.

Dla wielu karmiących piersią potężnym problemem i źródłem ostracyzmu społecznego jest, co jasne, karmienie w miejscach publicznych, zwłaszcza gdy chodzi o nakarmienie dziecka starszego niż rok. Mamy karmiące mówiły też, że przez to, że karmią piersią są często przez innych wkładane do szufladki „dziwaczka”, „hipiska” czy „ekowariatka” i traktowane z pobłażliwym uśmieszkiem, a tym które karmiły dłużej niż rok zarzucano, że karmią tylko z egoizmu, robią z dziecka zboczeńca i skąpią mu składników odżywczych, bo przecież w tych piersiach to już sama woda.

Innymi słowy matki, które karmiły mieszanką były czasem zawstydzane za to, że nie karmią piersią. Z kolei matki, które karmiły piersią były czasem zawstydzane za to, że nie karmią mieszanką. W obu wypadkach był problem ze wsparciem ze strony specjalistów, rodziny, otoczenia. W obu wypadkach kobiety wolały czasem przemilczeć niż przyznać głośno w jaki sposób karmią swoje dziecko.

I choć brzmi to dość absurdalnie i to niestety dość często taki właśnie dwoisty w naturze jest obraz rzeczywistości wielu matek. Jako blogerka pisząca o małych dzieciach wiele razy widziałam agresywne, okrutne, bezlitosne i krzywdzące komentarze skierowane ku karmiącym mieszanką, ale równie często widziałam dokładnie tak samo agresywne, okrutne, bezlitosne i krzywdzące komentarze skierowane ku tym, które karmią piersią. Ba! Ja byłam matką, która słyszała na swój temat przykre rzeczy ze względu na sposób karmienia dziecka – niezależnie od tego czy akurat było to dziecko karmione mieszanką czy piersią.

A nie zapomnijmy, że jest jeszcze 3 grupa matek, chyba najbardziej marginalizowanych i nierozumianych, czyli tych karmiących piersią inaczej – odciągających mleko i podających je z butelki. Z nielicznych wiadomości od was na ten temat też wyłania się mało sympatyczny obraz braku wsparcia i braku szacunku, bo „po co”, bo „daj spokój”, bo „co się tak na to odciąganie uparłaś” i „co z Tobą nie tak, że nie możesz tego mleka jak normalne kobiety prosto z piersi dziecku dać”.

I choć nie mam na zakończenie jakiejś błyskotliwej pointy która rozpali serca i umysły, to bardzo chciałabym by większa ilość osób miała świadomość tego z jakimi komentarzami i uczuciami muszą mierzyć się wszystkie kobiety karmiące swoje dzieci – niezależnie od sposobu karmienia, bo to pozwoli nam wskoczenie na wyższy poziom empatii, który jest bardzo potrzebny we wspieraniu siebie nawzajem na nie zawsze przecież usłanej różami ścieżce macierzyństwa. Bo każda z nas musi radzić sobie ze ścigającymi ją demonami – czasem zupełnie niezrozumiałymi i niewidocznymi dla innych, ale one tam są i czasem samemu trudno je przezwyciężyć.

Niestety mimo ogromnych i niestrudzonych starań Hafiji (która na początku rodzicielstwa bardzo mi pomogła i wsparła, dzięki czemu w końcu karmiłam młodą w systemie mieszanym) czy Fundacji Promocji Karmienia Piersią profesjonalne wsparcie laktacyjne wciąż jest dla wielu kobiet w Polsce w zasadzie niedostępne. Walczmy o to by to się zmieniło, normalizujmy karmienie i jednocześnie w naszej prywatnej małej skali nie zapominajmy o takim zwykły ludzkim wspieraniu siebie mając w pamięci to, że w zasadzie nigdy nie znamy całej historii.

Źródła:

1. Thomson G, Ebisch-Burton K, Flacking R. Shame if you do–shame if you don’t: women’s experiences of infant feeding. Matern Child Nutr. 2015 Jan;11(1):33-46.

2. Wasze komentarze, maile i moje własne doświadczenia.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

55 komentarzy

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    Agnieszka

    Nic dodać nic ująć. Cała prawda o laktoterrorze z każdej strony. Że też nie możemy my kobiety, innym kobietom czasem trochę odpuścić i zwyczajnie się wspierać a nie krytykować.

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    Gosia

    Laktoterror, jaki sobie sama narzuciłam doprowadził mnie do depresji. 3 tyg. karmienia, to 3 najgorsze tygodnie mojego życia, w bólach, strachu, panice, zmęczeniu i przerażeniu. Moje dziecko nie miało wtedy mamy. Zaczęłam nią być, kiedy podałam mu pierwszą butelkę i wtedy pierwszy raz go przytuliłam do gojącej się już piersi. Przy drugim butlę podam już w szpitalu. Chociaż jestem ekowariatką… No trudno. Sama sobie z tym nie poradzę, a na personel nie mam co liczyć.

    • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

      Ola

      Hej, przecież historia nie musi się powtórzyć, przecież jak to mówią każdy poród inny i każde dziecko inne. Trzymam kciuki i dużo sił w macierzyństwie 🙂

    • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

      Adriana B.

      Gosia jakbym czytała o sobie. Karmienie córki to był największy horror mojego życia całe 1,5 msc kiedy ja karmiłam to był tylko pot i łzy, niewiele pamiętam z tego okresu. Ból był tak silny,że wyłam przy przystawianiu. Ale miałam w głowie wbite po szkole rodzenia i w szpitalu ‚ Że KAZDA matka może i musi karmić” „mm to jak trucizna prawie” .Prawdziwe macierzyństwo zaczęło sie kiedy przeszliśmy na mm. Dostałam chęci do opieki nad Lenką, zabaw i wspólnego poznawania świata. Przez chory lakoterror leczyłam piersi przez kolejne pół roku – liczne zapalenia, zastoje w końcu ropień.
      Jak tylko dowiedziałam się że jestem w drugiej ciązy od razu mówiłam że karmić na pewno nie bede i jako pierwsza rzecz do wyprawki kupiłam MLEKO MODYFIKOWANE. I tu Cie zaskoczę – mój syn ma 8 miesiecy i nigd nie poznał smaku mleka modyfikowanego. Karmienie przyszło mi tak łatwo i naturalnie że nie wyobrażam sobie jak mogłabym go teraz nie karmić! Zadnych problemów z przystawianiem, zastojow, nawałów, pięknie przybiera na wadze. Poporostu bajka!

      • Odpowiedz 10 czerwca, 2017

        Gosia

        Jestem w szoku. Przecież piersi Ci się nie zmieniły? U mnie był problem płaskich brodawek, zatkanych kanalików… I tak sobie myślę, że w tej kwestii tak, czy siak nic się nie zmieni, więc problem będzie taki sam. Zaskoczyłaś mnie bardzo!

        • Odpowiedz 12 czerwca, 2017

          Awa

          Nie jestem cdl, ale wydaje mi się, że sukces zależy nie tylko od budowy piersi, ale też od dzieciątka. Kolejne może mieć inne napięcie mięśniowe, budowę jamy ustnej lub po prostu inny sposób ssania. I wszystko może być oki 🙂

    • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

      Katsumi

      A jakbyś spróbowała z doradcą laktacyjnym? Wiesz, o kp warto walczyć.

      • Odpowiedz 10 czerwca, 2017

        Gosia

        Próbowałam… u mnie wizyta u dorady jest raz na 2 tyg. Porażka. Nie dotrwałam do drugiej wizyty…

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    Magdalena

    świetny tekst i bardzo za niego dziękuję…

    „człowiek człowiekowi matką” jak napisała kiedyś Michalina Grzesiak (http://krystynoniedenerwujmatki.pl/czlowiek-czlowiekowi-matka/)
    świetny tekst i bardzo za niego dziękuję.

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    Ilona0102

    Słyszałam że karmienie piersią jest tak naturalne,że dziecko rodzi się i od razu potrafi … A chcialoby się rzec g…wno prawda. Teraz wiem że i ja musiam się odpowiednio nauczyć przystawiać dziecko a i ono musiało się nauczyć poprawnie łapać pierś . Gdyby tylko to było do przejscia jakoś by poszło , ale w około słyszałam może masz za małe sutki, może nie masz mleka, może masz za mało , może się nie najada bo twoje mleko jest wodniste … A jak kiedyś próbowałam odciągnąć i u mnie niestety się nie dało to była gadka ooo widzisz nie masz mleka i ona płacze go jest głodna. To nic że przybierała pół kilo tygodniowo, moje mleko było do dupy, aż pewnego dnia wybuchlam wszyscy się nasłuchali i już nigdy nikt nie wspomniał nic na temat karmienia. Przy drugim dziecku będę już mądrzejsza i nie będę się dołować że coś idzie nie tak ?

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    Gosia

    Ja karmię piersią już ponad rok. Nie ukrywam, że na początku było mi bardzo ciężko. Jednak udało mi się pokonać trudności. Planowałam karmić 6 miesięcy,ale po tym czasie poczułam, że teraz dopiero czuję wszystkie dobre rzeczy jakie karmienie może dawać matce. Kontynuuje do tej pory, ale nie ukrywam, że najcięższy w tym wszystkim jest zaburzony sen. Moja córka przez bardzo długi okres budziła się co chwilke w nocy i to mnie wykańczało i głownie wtedy miałam chwile załamania. Teraz troche to zmieniłam i budzi się mniej,ale cały czas budzi się w nocy. Myślę, że dla wielu kobiet to jest ciężkie. Teraz w pewnym sensie też przechodzę kryzys i myślę powoli o zakończeniu karmienia. Jeśli chodzi o komentarze na temat karmienia to spotkałam się z kilkoma typu „to jeszcze karmisz?”, „przez karmienie piersią dziecko ma gorszy apetyt”, „jak odstawisz to na pewno zacznie lepiej spać” itp. Miałam też epizod u specjalisty do którego ppszłam po radę w związku z zaburzonym snem, który to poradził mi jak najszybciej zakończyć karmiemie. Najważniejsze, że moja rodzina pozytywnie podchodzi do karmienia i nigdy nie usłyszałam od nich złego słowa. I jeszcze na koniec powiem,że chciałabym poznać kobiety,które mają podobne problemy i zwyczajnie pogadać o tym, a w moim otoczeniu niestety nie mam nikogo takiego.

    • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

      Katsumi

      Mój trzymiesięczniak w dzień wisi na cycku ile sił w tych małych usteczkach, a w nocy budzi się na mleko maksymalnie 2 razy i śpi jak kłoda. Znam też takiego elementa 1,5 roku, który w dzień nie śpi wcale a w nocy trzy godziny i jest wyspany. Lekarz powiedział, że tyle snu mu wystarcza i koniec kropka 😉 Także moim zdaniem to nie mleko jest przyczyną budzenia się dziecka. Na pewno sztuczne mleko bardziej syci i dziecko lepiej śpi, bo dłużej trawi (tak przynajmniej słyszałam), ale czy warto?

    • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

      Algo

      Pewnie wiesz najlepiej, ale czy na pewien o te problemy ze snem to przez karmienie? Moja ma 2 latka, karmiona była 21 miesięcy. Nocne karmienia porzuciła ok. 10 miesiąca, a niedługo potem zaczęły się problemy ze snem. I tak to trwa. Wieczorem odkładam do łóżeczka, a ok. północy budzi się z płaczem i ląduje u nas. Tak raz w tygodniu ma noc przerywaną płaczem co godzinę. Często w nocy ma godzinę przerwy i wtedy musi mnie smyrać po oczach. Wiem, że to śmieszne, niestety nie dla mnie. Słyszałam o smyraniu uszu, czy miętoleniu pieluszki, moja jest uzależniona od oczu. A juz ostatnią godzinę rano oderwać się nie może. Obyśmy się kiedyś wyspali 🙂

    • Odpowiedz 11 czerwca, 2017

      AZ

      Z tym lepszym spaniem po odstawieniu od piersi u nas się sprawdziło. Karmiłam córę 2 lata, potrafiła się budzić czasami nawet co pół godziny w nocy. Po odstawieniu zaczęła ładnie przesypiać noce. Słyszałam o jeszcze kilku takich przypadkach. Mimo to uważam, że warto, że te dwa, trzy lata nieprzespane to tak mało w porównaniu do całego życia, jeśli moja córa tego potrzebuje, to jestem w stanie jej te lata podarować.

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    Asia

    Czy butelka, czy pierś to najwieksze brawa należą się właśnie mamom karmiącym inaczej. One doświadczają i fizycznych trudów butelkowych i piersiowych, a nerwów mają przy tym 3 razy więcej. Mamy karmiącej inaczej to są super twarde babki! :*

    • Odpowiedz 8 czerwca, 2017

      Grazka

      Dziękuję żąda taka wypowiedź. Jestem mamą KPI po raz drugi. Jak na razie nie trafiłam jeszcze nabkogos, kto wytlumaczylby mi dlaczego moje dzieci nie moga/potrafia/umieją efektywnie ssać piersi i się najadac. Pierwsza corka na piersi nie przybierala wcale na wadze, nawet jeszcze traciła, drugą za to wisiała przy cycu non stop ale znowu waga za mało rosła. W obu przypadkach kazano mi je dokarmiac butla, drugą córkę to nawet doradca laktacyjny (ja naiwna myślałam, że profesjonalista pomoże). profesjonalistą obu przypadkach jak moje córki dostały butlę, tak za cyca podziekowaly, a ja musiałam zaprzyjaźnić sie z laktatorem. I powiem tyle o emocjach mam KPI: ulga, bo dziecko się najada; wyrzuty sumienia, żal bo to jednak nie to samo co piersia (tak takie teksty też slyszalam, co z”abawne” od dziadka i babci) ; zazdrość na widok kobiety karmiącej piersia; wstyd przy publicznym karmieniu z butelki (te wymowne spojrzenia); strach o dalszą laktacje (przeklęta podzialka: jesteś zmeczona- mniej mleka, denerwujesz sie- mniej mleka, masz okres- mniej mleka, przeziebisz się- mniej mleka i to dobijajace: Pani karmi? A to nie ma dla Pani leków, miod, cytryna, syrop z cebuli…?). Najbardziej dobijajace sa komentarze, jak już wytlumaczysz jak karmisz, dlaczego, wyskakuje Ci taka matka „idealna” „a ja to nie miałam zadnych problemow, normalnie mleko tak sie ze mnie lało, że dziecko tylko przelykac musiało. Laktator? Jaki laktator, myślałam o dziecku i podstawialam butelkę, a ona sama się napelniala”… a Ty sluchasz i myslisz co jest ze mna nie tak, bo prędzej dostaniesz zapalenia w piersi niż zaobserwujesz u siebie samoistny wyplyw mleka…

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    Dagmara

    Jestem mamą po raz pierwszy, karmie piersią. Mój synek to typowy ssacz , po prostu dostawiony prez położna niedługo po porodzie do piersi zaczął ssać i tak do tej pory 5 miesiąc. Pamietam jak w szpitalu wyłam z bólu takie miałam poranione piersi, mały robił mi malinki ssał wszystko każdy kawałek moojej skóry nie chciał puścić ja bałam sie wiadomo na siłę mu zabierać … karmiłam i płakałam bo spadał z wagi i nie przybierał, ważenie w szpitalu dziecka trauma… a urodził sie prawie 3700Teraz jest wszystko w porządku . Położne były pomocne ale nie umiały tak normalnie doradzic na zapłakane oczy odwracały wzrok i tyle chciałam skorzystac z porady doradcy którego szumnie chwaliła szkoła rodzenia w szpitalu w którym rodziłam powiedziano mi że są kolejki… nie ma czasu… chciałam żeby ktos popatrzył jak karmie czy dobrze czy źle co poprawic , wszak to moje pierwsze … a w szpitalu z powodu sezonu infekcji był zakaz odwiedzin dlatego poród i opieke wspominam dobrze ale pobyt bez odwiedzin i profesjonalnego doradztwa wspominam jako pobut w wariatkowie od ściany do ściany i z pytaniami bez odpowiedzi.
    Co do terroru to większość sie pyta czemu nie dopajam , czemu jeszcze karmie ale mi to po prostu delikatnie mówiąc powiewa i absolutnie nie denerwuje, tak samo z karmieniem publicznym po prostu karmie i tyle 🙂

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    matka

    Ja jeszcze mialam dodatkowe wyrzuty sumienia i powody, by czuć się gorsza-odstawilam dziecko od piersi tuz przed ukonczeniem przez nie 2 lat, bo juz nie moglam wytrzymac tego oburzenia/zdziwienia otoczenia, ze karmie tak duze dziecko. I mialam wyrzuty sumienia, ze inne matki potrafią olać te komentarze, a ja nie… Matkom sie cos w głowach niedobrego dzieje! Ciągle tylko wyrzuty sumienia i poczucie, że nie jest się wystarczająco dobrą matką… Chyba nad tym poczuciem własnej wartości jako matki musimy bardziej popracować… Albo właśnie ludzie wokół muszą mniej komentować nasze wybory i zachowania. Kiedyś w jakiejś ksiazce przeczytałam, że jesli istnieje jakaś kobieta, która dostaje więcej rad niż kobieta w ciazy,to jest to kobieta z małym dzieckiem. I od 4 lat się o tym przekonuje na własnej skórze.

    • Odpowiedz 7 czerwca, 2017

      Gosia

      Prawda! Czemu widzimy tylko to, co trzeba by było poprawić, albo to, co robimy źle?! Zamiast skupić się na tym, co nam super wychodzi? Cały czas tylko, powinnam tak… muszę inaczej… inne robią lepiej… moje dziecko będzie gorsze, bo ja… Też mam tylko to w głowie ?

    • Odpowiedz 8 czerwca, 2017

      m.

      Myślę, że dotknęłaś sedna. Rady i wtrącanie się najbardziej denerwują jeżeli nie ma się pewności, że się postępuje dobrze. W większości rady mojej matki i teściowej mnie nie denerwują – wysłuchuję, korzystam bądź nie – jeżeli nie, to bez problemu mówię, że ja mam inne zdanie i proszę się odczepić (rady od obcych w ogóle puszczam mimo uszu, z uśmiechem, totalna zlewka).
      Natomiast było kilka takich sytuacji w których po prostu nie wiedziałam czy robię dobrze, coś próbowałam zdecydować i wykonać, miałam wątpliwości – i wtedy ktoś kto z boku komentuje, wie lepiej i wprowadza zamęt potrafi tak zdenerwować i zestresować..
      Więc zgadzam się – poczucie własnej wartości, wiara w to, że się jest dobrą matką i się wie lepiej jak opiekować swoim własnym dzieckiem to podstawa spokoju ducha.

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    Ania

    Rodzilam w londynie. Mojego pierworodnego karmiłam piersią nieco ponad miesiac. Na sutkach miałam miekkie silikonowe nakładki więc nie bolało. Jeszcze w szpitalu mały nie chciał jeść z powodu gorąca, ciagle spał, było ponad 30st, pielęgniarka dała mu mleko modyfikowane z kubeczka. Żaden problem. W końcu musiał jeść. Dwa dni po powrocie do domu ze szpitala mały był ciągle głodny, nie spałam razem z nim od 2 w nocy do 10 rano, więc daliśmy my mleko modyfikowane. Te same które dostał w szpitalu. Po miesiącu straciłam mleko bo mały się zrobił leniwy i nie chciało mu się ssać piersi. Teraz ma 10 miesięcy, nadal pije mleko modyfikowane i świetnie się rozwija. Nikt z pielegniarek, położnych lub lekarzy nie dał mi do zrozumienia, ze to źle nie karmić piersia. Tak się stało i tyle.

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    k

    Pierwszy raz widzę w sieci ze ktoś docenia matki odciągające! A juz 16 miesiąc jedziemy na odciąganiu i właśnie próbujemy skończyć, ale wyrzuty sumienia z tego powodu jak przy „normalnym” odstawianiu ;). Dzięki Alicjo, po raz kolejny jesteś mi jak siostra :-*!

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    Algo

    Jestem z natury mało odważna i łatwo mnie zawstydzić. Ale 21 miesięcy karmienia było dla mnie czymś wyjątkowym. Dumna z tego jestem i jak ktoś coś wspominał, że długo to uznawałam, że ograniczony jakiś jest 😉 Jeednocześnie walczę ze sobą i gryzę się w język, przy mamach które wolały karmić butelką. Muszę sobie powtarzać choć trudno mi zrozumieć, że nie dla każdego kp jest tak cudowne.

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    mamita

    A ja mam bardzo pozytywne doświadczenia związane z kp: świetne, fachowe i wspierające położne w szpitalu, kibicująca mi rodzina i przyjaciółki, niewiele problemów z karmieniem, a jednak… po 9 miesiącach zdecydowałam się zakończyć karmienie piersią. Wahałam się, czy dobrze robię ze względu na moje dziecko, ale byłam pewna swojej decyzji i powodów, które za tym stoją ze względu na swoją osobę. Może było w tym trochę egoizmu, ale te powody były dla mnie ważne! I tę decyzję też wszyscy wokół mnie zaakceptowali. Myślę, że najważniejsze jest właśnie wsparcie na samym początku (położne i mityczni doradcy laktacyjni, do których w szpitalu nigdy nie można się dopchać…) i wsparcie najbliższych. Komentarze innych osób należy mieć gdzieś!

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    Magda

    A ja właśnie jestem mamą z tej trzeciej grupy. Bardzo chciałam karmić piersią, ale się nie udało, personel szpitala nie pomógł, a wręcz zaszkodził, doradca laktacyjny nie dał rady. I było mi ciężko się z tym pogodzić, bo przecież to takie naturalne, takie łatwe i miało być z górki, dziecko po prostu się przystawia i ono je. A tu klops i wypłakałam morze łez i o mało nie przeplaciłam tego depresją, bo baby blues zdecydowanie mnie dopadł. I gdyby nie mąż, który potrafił do mnie dotrzeć i mi to jakoś wytłumaczyć to te początki macierzyństwa były mimo wszystko piękne, a nie jak z koszmaru. Karmiłam moją córkę rok, chociaż inaczej i jestem z siebie dumna, chociaż chciałam karmić dłużej. Przy drugim dziecku mam nadzieję, że będę mądrzejsza i bardziej odporna na „dobre rady”.

    • Odpowiedz 7 czerwca, 2017

      Gosia

      Znam te uczucia. U nas było tak samo.

    • Odpowiedz 24 czerwca, 2017

      Magdalena

      Dobrze że mamy takich wspaniałych mężów… U nas było identycznie….

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    Justyna

    Ja otrzymałam dużą pomoc od położnej środowiskowej w karmieniu pierwszej córki. Dzięki niej udało mi się pokonać problemy. Otrzymałam mnóstwo rad, które potem zastosowałam przy karmieniu drugiej córki.
    Problem pojawił się kiedy pierwsza córka miała ok 5 miesięcy. Odwiedzaliśmy kuzynkę, u której byli jacyś znajomi. Ona urodziła tydzień po mnie i karmiła butelką.
    Obie zaczęłyśmy karmić w tym samym momencie – ona butelką, a ja piersią. Jakie oburzenie wywołała moja pierś u tych znajomych. Pani wszczęła alarm, żeby jej mąż absolutnie nie wchodził do pokoju, bo pani (czyli ja) ma tu cycki na wierzchu!
    Przeniosłam się, więc do innego pokoju, ale z takim wstydem i poczuciem, że robię coś złego, że potem przy drugim dziecku miałam ogromny problem karmić publicznie…

    • Odpowiedz 8 czerwca, 2017

      mama majka

      Wspolczuje takiej przykrej sytuacji – az ciezko uwerzyc, ze tacy ludzie w ogole istnieja! To oni powinni sie wstydzic. Trzeba starac sie uodpornic psychicznie na takie zacofane i nieempatyczne osoby. To ich problem, ze im to przeszkadza – w publicznym kp obiektywnie nie na nic zlego, i jak ktos subiektywnie ma z tym problem, to moze oczywiscie wyrazac swoja opinie, ale trzeba pamietac, ze nie ma obiektywnie racji i byc pewnym siebie mimo takich komentarzy. Powodzenia!

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    Alathi

    Fajny wpis, jak zwykle zresztą. Podzielę się swoim doświadczeniem. jestem mamą dkp, karmie ponad 27 miesięcy. Jak córa sie urodziła to dużo osób z różnych kregow bliższych i dalszych znajomych mówiło „fajnie że karmisz”. Gdy córka podrosła i wylądowałam w szpitalu na operacji nikt nie mówił abym zakończyla kp a raczej przynosili mi wykaz leków, pielęgniarka bez nawet mojej prośby przyniosła laktator…
    Ale raz spotkałam lekarke rodzinna w mojej wsi, która była super dopóki nie powiedziałam ze karmie 23 mce… próbowała mnie autentycznie zniechęcić do kp, że nie karmię tylko pieszcze sie z dzieckiem, że to bez sensu i ona karmiła 2,5 roku z litości i nie widzi żadnych pozytywnych skutków karmienia i żadnych różnic w odporności, że to nic nie daje bo dziecko już je inne pokarmy i w mleku już nic nie ma… I że musze ja odstawić bo będzie tylko gorzej. A leki jakie moze brać karmiąca to wg niej leki które daje się dzieciom… Dobrze że jest LLL i te śmiercionośne leki które miały krzywdzić mi dziecko były L1. Pozdrawiam.

    PS. Moim dwóm siostrom pielęgniarki spieprzyły karmienie już w szpitalu i dzidzie były od urodzenia na mm mimo ze obie chciały karmić. Obie maja zal do poloznych…

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    AK

    Ja 11 miesięcy odciągałam. Córcia miała potężny refluks i żadne KP nie wchodziło w grę. Dopiero zagęszczanie mleka, odpowiednie pozycje do karmienia i noszenie do godziny po posiłku pomogło. Niestety zanim udało się nam trafić do mądrego lekarza, przeżyłam koszmar. Moje maleństwo dostawało histerii na każdą próbę karmienia piersią lub butelką. Traciła na wadze a ja odchodziłam od zmysłów. Przerażenie, płacz i mnóstwo sprzecznych rad, które jeszcze wszystko utrudniały. Doszło do tego, że ze stresu straciłam pokarm. Jednak po trafnej diagnozie i fachowej pomocy lekarza, który dał mi ogromne wsparcie psychiczne, udało mi się laktatorem przywrócić laktację. Wysiłek jaki w to włożyłam był nadludzki. Brak snu i ból, czasem brak zrozumienia u najbliższych. Ale kiedy córeczka dostała odrobinę mojego mleka… natychmiast odmówiła mm i znów zaczął się płacz. Czego ja nie wymyśliłam na laktację… Na szczęście, choć z trudem udało mi się ją wykarmić przez ten rok. Odetchnęłam z ulgą kiedy sama zaczęła pluć mlekiem 🙂
    Dziękuję za ten ważny tekst, ukoił mnie na zakończenie mojej przygody z laktacją.

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    Mama Ewci

    Znam ten temat doskonale. Karmię nadal córkę piersią (o zgrozo, już 22 miesiąc prawie!), no i często słyszę: „Tak długo? No z czymś takim to się nie spotkałam…”, „Dziecko nie krowa, tylko mleka pić nie musi”, a ostatnio: „Ale że karmisz jeszcze, a jesteś w drugiej ciąży?! Tak przecież nie wolno…”. Początki jednak nie były różowe: (przez prawie 1,5 miesiąca) karmiłam przez osłonki na piersi, bo córeczka tak mi je raniła, że nie dałam rady inaczej. Wtedy słyszałam: „A to nie możesz tak normalnie, bez osłonek? (sic!)”, albo: „No po co się męczysz, widzisz, że jak dasz butlę, to masz święty spokój”. A butlę przez ten czas malutka też dostawała, bo spadła bardzo z wagi, czyli karmiłam mieszanie. Teraz przy drugim dziecku planuję nie przejmować się takimi komentarzami, ale wtedy nerwy miałam okropnie zszargane.

    A moja siostra to przypadek odciągania. Jej córka za płytko chwytała pierś. Tak samo miliony komentarzy, że się niepotrzebnie męczy (choć dziecko alergik i mleko matki dla niego było wybawieniem). „Po co tak kombinujesz z tym laktatorem?!”. A najsmutniejszy był komentarz logopedy, która gdy usłyszała, że dziecko siostry pije z butelki. Skomentowała: „No tak, tych negatywnych przyzwyczajeń to już się nie będzie dało zmienić: butelka to złe nawyki! Gdyby karmiła pani piersią byłoby inaczej….” Nieważne było dla niej, co jest w butelce. Zresztą podobno do każdej matki karmiącej butelką podchodziła, tak jakby butelka była absolutnym złem…

    Ech, trzymajmy się wszystkie Mamusie – nieważne jak karmimy, ważne, że nie głodzimy naszych dzieci. 🙂

  • Odpowiedz 6 czerwca, 2017

    Agnieszka

    Cudowny wpis. Mimo że mam tylko jedno 11miesieczne dziecko byłam w każdym z tych miejsc. Najpierw kp-bylo dużo problemów a pomoc zadna(wczesniactwo,wedzidelko,nieprawidłowy odruch ssania)- dziecko plakalo,tracilo na masie a mnie dreczyly wyrzuty sumienia. Potem kpi+kp+dokarmianie mm za pomocą sns gdy odciagnietego mleka nie starczalo-tutaj totalny brak zrozumienia,wytrwalam w tym stresie do 7m-ca życie dziecka. Odciagalam ok.0,5l mleka przy stosowaniu PP,suplementacji i regularnym sciaganiu-rowniez w nocy. Aktualnie podaje mieszanke-wciąż walczę z wyrzutami sumienia i nie znoszę pytań o karmienie.
    Wkrótce planujemy drugiego malucha-jestem mocno nastawiona na kp-tym razem musi się udać!

  • Odpowiedz 7 czerwca, 2017

    Ewa

    Mam troje dzieci, czwarte w brzuchu, z karmieniem piersią było rożnie. Pierwsze przez rok, drugie dwa miesiące i potem na modyfikowanym, trzecie pół roku na piersi. I wiecie co? Mam poczucie, że za każdym razem było źle. Już nie karmisz? Serio? Jeszcze karmisz? (uśmieszek) Postaraj się bardziej nic cenniejszego dziecku nie dasz! (Nie dam? a miłość?). No szał w trampkach, w rezultacie najczęściej nie odzywam się w temacie i nie przyznaję jak karmię/karmiłam dzieci. Ale poczucie winy i tak siedzi w środku, właściwie nie wiem dlaczego. Pediatra cudowna – niech Pani robi tak, żeby i Pani i dziecko były spokojne i zadowolone – chce Pani karmić piersią, ok, jak nie to polecała jakie mleko. Mąż super – wspierał każdą decyzję. Ale i tak… nie wiem skąd to poczucie winy i wstydu – myślałam, że mam coś z głową, dzięki temu, co tu przeczytałam czuję,że jednak nie :). Dziękuję.

  • Odpowiedz 7 czerwca, 2017

    Patyk

    Przed porodem o karmieniu piersią wiedziałam wiele ale tylko w teorii, rzeczywistość okazał się brutalniejsza niż się spodziewałam. Najgorszy dla mnie był brak pomocy położnych w szpitalu! Dwie próbowały dostawić moje dziecko i żadnej się to nie udało. Pretensje do mnie, że brodawki nie są zahartowane, że dziecko źle chwyta. Nie wiem co takie obwiniane młodej matki ma przynieść za skutek, bo prócz strasznej frustracji, płaczu i poczucia bezradności nic innego nie dało. Ale ja nie z tych co poddają się bez walki. Sama dostawiłam swoje dziecko do piersi. Nie muszę chyba pisać jak wielkie szczęście czuje matka, gdy dziecko zaczyna ssać. Szczęście przemieszane z ogromnym bólem fizycznym. Niestety potem znów były problemy i raczej córka w szpitalu była na mleku sztucznym. Na szczęście położna, która odwiedziła mnie w domu, to anioł nie kobieta :). Jej natomiast przystawienie mojego dziecko do piersi zajęło całe 5 minut! Wiem też, że miałam ogromne szczęście bo córka pięknie chwytała brodawkę i nie było z tym problemu. Położna wytłumaczyła mi także, że mam się nie przejmować czy mleko jej chude czy nie, jest takie jakie być powinno. Mleko dostosuje się do dziecka. Mam jeść normalnie, oczywiście uważać na niektóre produkty i pic duże ilości wody. I najważniejsza rada, mam odpuścić i nie przejmować się bo dziecko stres matki wyczuwa. Tak też zrobiłam lub chociaż próbowałam robić:). Piszę to wszystko również po to, aby uświadomić problem jaki pojawi się w szpitalach, gdzie kobieta zostawiona jest sama sobie i dlatego wiele z nas poddaje się tak szybko. A to wielka szkoda.
    Wiedziałam, że będę karmiła dziecko piersią, na przekór wszelkim problemom. Nikt nie widział mojego płaczu, gdy ściągałam mleko wraz z krwią, gdy miałam nadgryzione brodawki i karmiąc w nocy musiałam uważać aby nie krzyczeć z bólu. Czy się opłacało? Dla mnie tak.
    Natomiast nie rozumiem zupełnie kobiet, które od razu twierdzą, że dziecka karmić piersią nie będą a potem biegają po lekarzach, bo dziecko ma co chwilę alergie na mleko sztuczne. Nie rozumiem kobiet, które nawet nie spróbowały i poddały się bez walki. Ale każdy ma swój rozum i postępuje według własnych zasad, i nic nikomu do tego ;).

  • Odpowiedz 7 czerwca, 2017

    Anna

    Jest jeszcze grupa matek, które karmią w sposób mieszany – należę do niej. Na dodatek najczęściej ściągam mleko. A wszystko to przez brak odpowiedniego wsparcia, o które prosiłam czy wręcz płakałam po porodzie.
    Wyszłam ze szpitala w drugiej dobie po porodzie – poród przez cc na cito, po 12 h akcji naturalnej (spadek tętna płodu). Kiedy po raz pierwszy przystawiono mi syna do piersi, nie mogłam się jeszcze ruszać, zgryzł mnie od razu tak, że zamiast brodawek miałam strupy. Bolało wszystko, łącznie z gardłem od intubacji; po szpitalu paradowałam z cewnikiem i sączkiem, dziecko pierwsze – brak doświadczenia, nie miałam pojęcia, co zrobić, żeby choć trochę sobie ulżyć, ale mimo że chciałam, żeby ktoś mi pomógł, otrzymywałam na zbyciu sprzeczne informacje: „nie przystawiać tyle, bo dziecko zacznie używać piersi jako smoczka”, „przystawiać non stop”, „czasy Matki Polki się skończyły – jak nie ma mleka w piersiach, trzeba dokarmić”. Kiedy pytałam, czy dobrze przystawiam, jedna pani, stojąc nade mną, powiedziała: „Z tej strony nie widzę”.
    Po szybkim powrocie do domu przez 3 doby miałam wysoką gorączkę, położne pocieszały, że przejdzie i że mam z tym nic nie robić. W końcu sama zgłosiłam się na badania na oddziale i okazało się, że jest zakażenie rany i dróg moczowych, które idzie na nerki. Nie zgodziłam się na pójście do szpitala, zwalczyłam to 3 antybiotykami, które można brać w ciąży. Stres, gorączka, zmęczenie, ból nie pomagały w rozkręceniu laktacji. Młody przez pierwsze 3 tygodnie życia nie przybierał dobrze na wadze. Położna, a potem pediatra kazały dokarmiać. Mimo że wcześniej czasem już w akcie desperacji dawałam mu trochę mieszanki (jedną na dobę, kiedy po 7 godz. maratonu padałam, a zwyczajnie nie miałam fizycznie siły dłużej siedzieć, a chciałam, żeby usnął na chwilę), chciałam wszystko unormować. Chciałam karmić piersią. Ale wtedy włączyła się rodzina, która w gruncie rzeczy miała dobre intencje, widząc, jak płaczę, desperacko karmiąc chudziutkiego syna: „po co się tak męczyć, przejdź na mm”.
    Po 3 tygodniach stwierdziłam, że rezygnuję z karmienia piersią, zaczęłam przystawiać syna rzadziej. Piersi coraz mniej bolały, ale byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Nie wiedziałam, czy dostaje odpowiednią ilość mleka, nie chciałam czuć się, jak zbrodniarz, który głodzi własne dziecko. Na szczęście piersi przypomniały mi o tym, że trzeba je opróżniać. Wzięłam do ręki laktator, który nie chciał wcześniej działać, i odciągnęłam – po 8 godzinach przerwy – 120 ml mleka. Znów się popłakałam, tym razem ze szczęścia. Stwierdziłam, że tak mogę karmić syna.
    Zaczęłam odciągać mleko. Dawałam mu tyle, ile odciągnęłam, a resztę (wg wskazań na pudełku) dokarmiałam mm. Po 6 tygodniach uznałam, że może, skoro wreszcie czuję się całkiem nieźle, przejdę tylko na pierś. Ale już nie byłam w stanie przełamać się psychicznie. Nie chciałam wracać do sytuacji, w której nie wiedziałabym, ile daję synowi mleka mimo że zaczął rosnąć pięknie i wreszcie cieszyć się życiem, zamiast płakać. Za to musiałam zacząć opróżniać lepiej pierś, bo w międzyczasie (wtedy jeszcze, kiedy próbowałam odstawić Młodego) zrobiła mi się wielka torbiel, a laktator używany non-stop nie pomagał. Wróciłam do przystawiania syna od czasu do czasu. Po drodze zostałam skrytykowana przez lekarkę – że co to za moda, że powinnam wybrać jedno albo drugie rozwiązanie, a nie cudować i się męczyć. Że ktoś powinien mi pomóc. Kiedy zapytałam: „pani doktor, w porządku, co więc powinnam zrobić”? usłyszałam: „To już pani musi sama dojść do tego”. No więc doszłam. Sama.
    Minęło 3,5 miesiąca. Karmię w sposób mieszany. Przyzwyczaiłam się do tego, jest mi z tym dobrze. Dziecko jest szczęśliwe, ja też. Nie straciłam całkiem mleka w piersiach – ok. połowa mleka, którą daję, jest moja. Może gdybym została w szpitalu dłużej niż 2 dni, choroba zwalczona zostałaby od razu, a ja nie miałabym tylu problemów. Może gdyby ktoś tak ze mną usiadł i mi pomógł, zamiast komentować bez spojrzenia, też byłoby inaczej. Ale i tak jest bardzo dobrze.
    Nauczyłam się dwóch rzeczy: żeby puszczać mimo uszu czyjeś komentarze, jeśli nie są one doraźną pomocą, a tylko potrzebą wyrażenia opinii bez celu i że zadowolona mama jest o wiele bardziej cenna dla dziecka niż mama sfrustrowana.

    • Odpowiedz 7 czerwca, 2017

      Zula

      Anna, bardzo mnie poruszył Twoj komentarz. Jesteś bardzo dzielna i wspaniała mama:)

    • Odpowiedz 10 czerwca, 2017

      Gosia

      Jakbym czytała o sobie! Tylko ja po tych 3 tygodniach poszłam na całość- dałam butlę i wzięłam Bromergon, żebym nie miała już odwrotu. Wróciłam wtedy do życia. Nie wpadłam na to, żeby zrobić tak, jak Ty, ale czasu nie cofnę. Eh… u mnie minęło już półtora roku od tego momentu, a ja nadal czuje, jakby było to świeżą raną! Pozdrawiam ciepło!

  • Odpowiedz 7 czerwca, 2017

    nieperfekcyjnie.pl

    Strasznie nie lubię takiego oceniania siebie nawzajem i wścibskich pytań od osób, które chciałyby tylko przywalić innym, żeby lepiej się poczuć. Ja karmię piersią mojego syna, który ma prawie rok i 4 miesięcy – nie zamierzam przestawać przynajmniej do drugiego roku życia. Już kiedy miał jakieś 6 miesięcy, byłam uważana za dziwną: „to ile ty masz zamiar go karmić?”, „twoje mleko to już woda”, „on się nie najada” (ciągle jest w 97. centylu!!) i tym podobne głupoty. Teraz to już w ogóle: „taki duży i jeszcze mleko z cyca pije?”. No kurde mać, a kogo to obchodzi? Jak zechcę to będę karmić do 18-stki i nic innym do tego. Ja nie oceniam innych mam i chciałabym tego samego…

  • Alicjo, dobrze napisane 🙂 I doskonale rozumiem, bo miałam podobną sytuację z moimi dziećmi. Cokolwiek by matka nie zrobiła, zawsze będzie źle 😉

    Co przypomina mi cytat z książki Justyny Dąbrowskiej „Matka młodej matki”, którą ostatnio czytałam (polecam!): „Cokolwiek matka by nie zrobiła, zawsze się „nie wyrabia”. Presja, by tę akurat rolę wypełniać „idealnie”, jest ogromna. I choćbyśmy sobie co dzień tłumaczyły, że ideały nie istnieją, stale tyka nam z tyłu głowy zdanie:” Matka jest najważniejsza, powinnam się bardziej postarać”.”

  • Odpowiedz 7 czerwca, 2017

    Zula

    Bardzo ważny wpis. Żałuje, ze nie przeczytałam go 1,3 roku temu. Nadal karmie dziecko piersią, ale początki były makabryczne… Po 8 godz. porodu naturalnego, KTG pokazało zatrzymanie tętna. Przewieziono mnie na sale operacyjna. Kiedy zasypiałam słyszałam lekarza ponaglajacego personel”nie mamy czasu!! Nie mamy czasu” modliłam sie, zeby dziecko po moim przebudzeniu żyło. Kiedy mnie wybudzali drgawki rzucały mną po całym stole. Nie mogłam oddychać. Popróbowalam o tym powiedzieć pielęgniarce, ale nie rozumiała, a ja nie mogłam mowić. Myslalam, ze umieram. Do dzis nie wiem co to było. Mówili, ze z dzieckiem wszytko ok, ale dopiero jak maż mi to powiedział zrozumiałam i oddech zaczął wracac. Dziecko zobaczyłam po 9 godzinach, bardzo ładnie zlapalo piers. Byłam bardzo szczęśliwa. Potem 6 dni spędziliśmy w szpitalu- żółtaczka. To był koszmar. Dziecko nie najadalo sie, dostawałam sprzeczne instrukcje od personelu- w zależności od zmiany „karmić 15 min potem dawać mm”, „nie dawać mm pod żadnym pozorem”, „wyjąc pierś, pokazać” – ściskanie aż oczy wychodziły na wierzch, pojawiała sie kropelka mleka -” przecież ma pani mleko tylko zle przystawia”, „nie ma pani mleka – dostawiać bez przerwy”, ” to jest chłopak chłopaki lubia cycki!” itd. To była masakra. Najgorsze chwile w moim życiu… Przerażenie, osamotnienie, strach, poczucie wielkiej odpowiedzialności i totalnej niekompetencji, braku pomocy, braku zrozumienia, sprzecznych informacji, braku snu. Dziecko potrafiłam trzymać przy piersi po 5 godz bez przerwy. Potem szybka toaleta i znowu. Po powrocie do domu było jeszcze gorzej… Brak zrozumienia spowodował , ze przez pierwsze dni nawet nie miałam co jeść… Bo nie miałam kiedy sobie przygotować…

  • Odpowiedz 7 czerwca, 2017

    Kinga

    Chociaż matką jeszcze nie jestem, studiuję psychologię – szczególnie rozwój dzieci (od życia płodowego). Z racji zainteresowań często obijam się o dyskusję tego typu i raz postanowiłam się wypowiedzieć… Szybko pożałowałam. Zostałam totalnie zjechana, jak się nie znam i g*no (za przeproszeniem) wiem. Ze względu na komentarz, w którym próbowałam matkom wytłumaczyć, że zarówno kobiety karmiące MM potrafią być szykanowane, jak i kobiety karmiące piersią mieć dużo nieprzyjemności od kobiet MM, zwracając uwagę, że wszystkie kobiety powinny się zastanowić nad tym, jak zwracają się do innych.

    I generalnie nie mam zielonego pojęcia o niczym, szczególnie o sytuacjach (a właśnie takie widziałam) w którym wojowniczki MM* potrafiły zrobić masakrę z KP – w formie (chyba) własnej obrony. *Oczywiście mówię tu o specyficznej sytuacji i akurat konkretnych osobach jakie spotkałam, a nie o ogóle.

    Więc dobrze, że potwierdziłaś obydwie sytuacje swoim doświadczeniem. Może w końcu każda z grup postanowi spojrzeć, że w zasadzie jest w takiej samej sytuacji co ta druga – zero wsparcia, wielkie pretensje, wsadzanie nosów do biustonoszy i zero pomocy zarówno od otoczenia, jak i specjalistów.

  • Odpowiedz 7 czerwca, 2017

    Marta

    Bywa różnie. Mój synek po porodzie nie chciał ssać, jak położne zobaczyly, to same zadzwonily po doradce laktacyjnego – cudowna pani Asia, poświęciła mi tyle czasu ile trzeba było, wytlumaczyla zasady walki z laktatorem i wspierała najlepiej na świecie. Po 10 dniach Synek zaczął ssać i tak szczęśliwie trwamy do dziś – właśnie skończył 6 miesięcy 🙂 a komentarze innych jednym uchem wpuszczać, drugim wypuszczać

  • Odpowiedz 7 czerwca, 2017

    Sylwia

    Świetny tekst! 🙂 Dorzucę jeszcze ciekawostkę o publicznym kp na moim przykładzie: kiedy sama karmiłam piersią, to te piersi odczuwałam jako taką samą część ciała jak dłoń czy głowa i tak samo odbierałam widok cudzych 😉 Ale już parę miesięcy od skończenia karmienia moje odczucia zupełnie się zmieniły! (Kwestia przyzwyczajenia a może hormonów…?) I potem na widok karmiącej kobiety wolałam odwrócić wzrok bo… No właśnie… Dlaczego? Trochę dlatego że patrzenie innym w piersi jest po prostu niegrzeczne, trochę dlatego że nie chciałam żeby karmiąca odebrała przypadkiem mój przelatujący wzrok jako gapienie się (i żeby nie myślała że ja sobie coś myślę…itp 😉 ). Ogólnie niby nic a człowiek stresuje się taka sytuacją zupełnie bez sensu ^^’ W sumie podobnie gdy mija się na ulicy niepełnosprawnego – nie patrzeć za bardzo bo sobie pomyśli że się gapisz i coś sobie myślisz, ale też nie odwracać głowy bo sobie pomyśli że się brzydzisz czy coś… Trudno tak po prostu przejść obok kogoś powiedzmy „niestandardowego” 😉

  • Odpowiedz 7 czerwca, 2017

    Karolina

    Chyba nikogo nie ocenia się tak często i tak silnie jak matkę. Niezależnie co zrobisz, jak się starasz, nigdy nie będzie wystarczająco dobrze. Ciekawe czy to symptomatyczne dla naszej kultury, czy gdzieś istnieje miejsce, w którym nikt nie ocenia tak przecież naturalnej sprawy jak choćby wykarmienie potomstwa.
    W moim przypadku, klasycznie wręcz, przy pierwszym dziecku stoczyłam długą i bolesną walkę o kp; przy drugim karmienie piersią nie stanowiło żadnego problemu. Doswiadczyłam, jak wiele z Was, komentarzy każdej ze stron, niezrozumienia nawet u najbliższych kobiet (sic!). Dobrymi radami piekło jest wybrukowane. Kierujmy się intuicją, a reszta niech zajmie się swoimi sprawami 🙂

  • Odpowiedz 8 czerwca, 2017

    Kasia

    Problem jest jeszcze szerszy- my jako kobiety zawsze jesteśmy celem ataków, ocen. Często sprzecznych. Jedni atakują kobiety, które nie chcą mieć dzieci, inni atakuję te, które mają ich za dużo. Jedne kobiety są oceniane za to, że pracują w czasie ciąży i narażają się na wiele konfliktowych sytuacji, inne za to, że w trosce o swoje nienarodzone dziecko rezygnują z pracy, która nie pozwala na bezpieczne warunki. Potem ocenianie sposobu karmienia piersią- też byłam w poczekalni obmacywana i komentowano kształt moich piersi. Potem. Ataki na to czy nie za późno albo za wcześnie wracamy do pacy, czy jeszcze karmimy piersią i słuchanie komentarzy w stylu ” nienawidzę tych ekomatek”. Potem ocenianie czy to, że protestujemy, z czymś się nie zgadzamy jest spowodowane pms czy menopauzą. Zastanówmy się czy same sobie tego ” piekiełka” nie robimy

  • Odpowiedz 8 czerwca, 2017

    Mathilde

    Moja historia jest jeszcze inna. Urodzilam synka z wada podniebienia, nie moglam wiec karmic piersią, anatomicznie nie bylo to możliwe. Mimo to walczylam o laktacje, sciagalam pokarm palcami, do 8 tyg po porodzie, laktator nie byl w stanie odciagnac nawet mililitra. I.przyznam szczerze, to byl horror. Sciaganie, przechowywanie, za chwile dziecko glodne, podgrzewanie i karmienie, chwila przerwy i znow zasiadam do sciagania, pochlaniajacego mi mnostwo czasu. Odpuscilam w momencie jak zrobily mi sie okropnie bolesne zastoje, nie moglam spac, dotknac piersi, zdecydowalam sie na srodki farmakologiczne na zatrzymanie pokarmu. I tu zaczął sie prawdziwy dramat. Tesciowa widzac puszke mleka modyfikowanego zaczynala śpiewke- „dziecko trujesz, chemie dajesz. Najlepsze mleko matki, ew. nic nie zastapi mleka matki”. Oraz przytaczanie swoich laktacyjnych historii- „bo ja to karmilam tyle i tyle….”. Tłumaczyłam ze rezygnacja z kp nie wynikala z mojego widzimisię, mam dziecko ktore nie bedzie ssalo piersi i juz. Tesciowa niby rozumiala, niby pokiwala glowa a przy kolejnym karmieniu znow to samo, z sugestia ze moze lepiej zamiast tej „chemii” dac dziecku mleko krowie…. Czulam sie okropnie, zero wsparcia, chociaz sytuacja byla dla mnie stresujaca i zwyczajnie przykra.

  • Odpowiedz 8 czerwca, 2017

    Monika

    <3

  • Odpowiedz 8 czerwca, 2017

    Karolina

    Czy naprawdę tak ważne jest to czym karmimy nasze dzieci? Pomijając przypadki patologiczne, każda matka kieruje się dobrem swojego dziecka i stara się być najlepszą matka jaką potrafi. Dużo ważniejsze jest to, czy kochamy, przytulamy, poświęcamy czas swoim dzieciom. Nie znam żadnej dorosłej osoby, która miałaby pretensje do swojej matki, że była karmiona tym czy innym sposobem. Za to znam wiele, które dobrze pamiętają czy rodzice poświęcali im swoją uwagę.

  • Odpowiedz 9 czerwca, 2017

    Mama Wciąż Karmiąca

    Prawda to!
    Ja karmię już ponad 2 lata i jakoś nie mam ochoty odstawiać syna na siłę. Od razu dodam, że do 7 roku życia karmić go nie zamierzam, bo już spotkałam się z komentarzami, że skoro karmię 2 lata, to całe życie będę karmić.
    Przez pierwszy rok życia dziecka, niektórzy radzili dopajanie, dokarmianie, odstawianie stopniowo, ale komentarzy tych nie było tak wiele, z resztą nie przejmowałam się nimi.
    Odkąd syn skończył rok akcja przeciwko matce karmiącej przybrała na sile, bo przecież dziecko jest ode mnie uzależnione, bo to osłabia mój organizm, z niego zrobi maminsynka, a poza tym, to w tych piersiach nic nie ma…
    Czasem takie komentarze spływają po mnie, czasem doprowadzają mnie do szewskiej pasji… bo ostatecznie czy ja komuś mówię co ma robić w swoim życiu? W Polsce mamy jakąś ogromną potrzebę mówienia innym co mają robić, wszyscy dookoła wiedzą lepiej co dla ciebie dobre, a ty stań na głowie i spełnij ich oczekiwania albo zgiń…
    Jestem zwolenniczką karmienia piersią, ale nigdy nie przyszło mi do głowy piętnować kobiet, które tak nie karmią, nie zawsze się udaje, nie zawsze można, życie… i dlatego nie rozumiem piętnowania kobiet, które karmią… zazwyczaj słyszę że, ja odstawiłam w: 4, 6, 8, 12 miesiącu (i w związku z tym, ja powinnam zrobić tak samo), albo komentarz o tym, że to mleko jest bezwartościowe – ostatnio od osoby, która własnych dzieci nie ma, więc nie podejrzewam, by kiedykolwiek zadała sobie trochę trudu by dowiedzieć się coś więcej na ten temat.
    K0iedy zaszłam w ciążę, rodzina uznała że teraz to już muszę odstawić! na pytanie dlaczego nasłuchałam się kolejnych mitów o tym jak to dziecko mnie „wysysa” i „objada to nienarodzone maleństwo”. Na szczęście, nie podpieram się wiedzą ciotek i babć, tylko sama sprawdzam, czytam rzetelne informacje i pytam osób kompetentnych,dopiero na tej podstawie wyrabiam sobie własne zdanie.
    Nadal karmię piersią, ciąża przebiega prawidłowo, maluch rośnie i rozwija się prawidłowo, nie dzieje się nic niepokojącego. Sama też wcale nie czuję się bardziej osłabiona, przeciwnie w tej ciąży czuję się o niebo lepiej niż w pierwszej. Syn je coraz więcej i rzadziej niż jeszcze kilka miesięcy temu domaga się piersi, wierzę, że odstawi się naturalnie, nim skończy 3 lata, jeśli tak się nie stanie rozważę zakończenie jego karmienia, ale nie zrobię tego teraz tylko i wyłącznie dlatego, że wszyscy wokół próbują mnie do tego zmusić, „bo tak”.
    Dajmy matkom karmiącym więcej swobody w decydowaniu o sobie i dziecku, bo nie zawsze karmienie piersią kosztem samopoczucia mamy jest dobre dla jej dziecka i nie zawsze dziecko długo karmione piersią jest dla matki obciążeniem, może oboje czują się z tym ok.

  • Odpowiedz 14 czerwca, 2017

    Asi

    Ja była tą klasyczną mamusią – dziecko się rodziło i od razu przystawione piło. Syn jakąś godzinę po porodzie, córka 10 minut po porodzie. Zero problemów do 14 miesiąca -syn, do 23 miesiąca – córka. ALE oczywiście to nie znaczy, że brodawki przez pierwsze dni zaszokowane nie bolały i nie krwawiły lekko, nie znaczy, że nie było kryzysów laktacyjnych – jednym z najistotniejszych jest przełom 3 miesiąca, kiedy dziecko zaczyna być tak zainteresowane światem, że denerwuje się, że pierś mu zasłania na chwilę perspektywę (wiele dziewczyn wtedy rzuca karmienie, pod naciskiem otoczenia „nie najada się, tracisz pokarm, masz za mało mleka” hihi moja mama twierdziła, że dziecko płacze bo ma problemy ze zwichniętym kręgosłupem, czyli jest „przełamane” jak to mawiają i trzeba iść do specjalisty od nastawiania kręgosłupów…. :D), potem kryzysy związane z naciskiem otoczenia, by już nie karmić bo powinno przesypiać całe noce czyli 12 godzin (co piersiowym raczej się nie zdarza), potem naciski otoczenia na zakończenie, bo dziecko duże no i jak to tak? Ale akurat w kwestii piersi nie miałam wątpliwości i uwagi denerwowały mnie, nie zmieniając wyrobionego zdania i kursu. Za to zabawne i irytujące były uwagi położnych w szpitalu jak powinnam karmić (pozycja, ułożenie, czas itp.), bo akurat w tej kwestii wszystko szło jak z płatka naturalnie.

  • Odpowiedz 17 czerwca, 2017

    Dita

    Pierwsza córkę wykarmilam bez problemu i wspominam ten okres cudnie choc i kłopotliwe, bo raz że nie moglam sie nigdzie ruszyc, a dwa że zbyt dlugo odciagalam pewien zabieg, wiec byly 2 zabiegi. Do tego cora tak kochała piersi ze nawet po odstawieniu jeszcze przez blisko 4 lata ma do nich ciagoty i szuka okazji zeby sie w nie wtulić, czy sobie je skubnać. Ten stan tak mnie wkurzal ze w ciąży z synem postanowilam, źe ograniczymy trochę tą miłość i od urodzenia pozna smak mm. No i poznał już w szpitalu i nigdy wiecej nie dał sobie w cycka napluc. Mojego mleka tez z butli nie pije. Ma 14 miesiecy i nic nie zapowiada konca kp.

    W kwestii spoleczenstwa to w mojej rodzonie kp było zakrojone na szeroką skale i często dlugoterminowo. Wśród znajomych, tylko 1 koleżanka podjęła się tego trudu, walczac z konkretnymi trudnosciami.

  • Odpowiedz 23 grudnia, 2017

    Jaśmina

    Dziękuję bardzo za ten wpis ☺️ ja należę do matek karmiących piersią i to tych „wariatek” które uważają że moje mleko jest lepiej dopasowane dla dziecka niż krowie… Pierworodnego karmiłam prawie 3 lata, drugą córę 2,8 (do 7 mies ciąży) i jestem w trakcie z trzecim ? zawsze byłam dumna z tego, że karmie i głupie komentarze gasilam w zarodku. Nigdy się nie kryją z karmieniem nawet w miejscach publicznych… wstyd odczuwał mój mąż, ale i on z czasem się nauczył że to nic wstydliwego.
    JAK KOMUŚ NIE ODPOWIADA, NIECH PATRZY W INNĄ STRONĘ ?
    Taką siłę zawdzięczam mamie, która zawsze wspierała mnie. Ja również „cycusiałam” do 3 roku życia. ? miałam to szczęście że nawet w szpitalu trafiłam na świetną opiekę laktacyją. Przykre jest to, że pomimo rosnącej świadomości i niby demokracji matki nadal często pozostają bez wsparcia i pomocy.
    MAMY BĄDŹCIE Z SIEBIE DUMNE BO TO CO ROBICIE, ROBICIE Z MIŁOŚCI DO DZIECKA.

  • Odpowiedz 26 grudnia, 2017

    Ja

    Od początku wiedziałam że nie będę karmić piersią bo nie czuję się do tego stworzona. Bo trochę brzydzi mnie tak bliski kontakt z dzieckiem. Bo chcę by piersi były tylko dla męża. Bo nie chcę mieć zwisów. Bo nie mam na to czasu bo nie mam tabunu ludzi dookoła którzy mogliby mi pomóc w codziennych obowiązkach domowych. Bo ciąża poród i połóg były dla mnie wystarczającym obciążenie m fizycznym i emocjonalnym. Kolejnego mogłabym nie znieść.

  • Odpowiedz 31 grudnia, 2019

    marta

    ja natomiast jestem takiego zdania, że ten temat to indywidualna sprawa każdej kobiety. dla mnie ważne jest jedno – to co ja czuję i moje dziecko. ja wolałam karmić piersią, potrzebowałam tego. na początku oczywiście nie było łatwo, wiadomo problemy z laktacją. ale pomógł mi wtedy lactosan mama i do tego miałam duże wsparcie od strony męża. dzięki temu mój organizm ruszył do działania. mogłam zacząć normalnie karmić dziecko, pokarmu mi wystarczyło. to było piękne.

Leave a Reply