Wyścigi rodziców. Jest taka konkurencja, niedługo zyska miano olimpijskiej myślę. Na czym polega? A na przechwalaniu się co też ten oto berbeć z ledwie 3 zębami już potrafi. I czegóż to z zapałem nie ćwiczy – chińskie słówka, literki, pisanie poematów trzynastozgłoskowcem – do wyboru, do koloru. Zawsze wtedy siedzę jak to cielę, bo moje trzyipółletnie dziecko z zapałem ćwiczy li tylko obgryzanie paznokci.
U stóp.
I choć jest to przyznać trzeba umiejętność wyjątkowa, to jednak jakiegoś spektakularnego szacunku na dzielni nie budzi. Moje starsze dziecko zaś, które od prawie dwóch lat z uporem maniaka każe się wozić na zajęcia baletowe, też w przeciwieństwie do starszych koleżanek z grupy (zawsze była najmłodsza) nigdy z zapałem nie ćwiczyło w domu rozciągania, stania w równowadze, pozycji baletowych ani czegokolwiek. Ot ona jeździła sobie tam pokicać po czym kontynuowała kicanie w domu, ale nie miało to nic wspólnego z ćwiczeniem o którym opowiadały mamy starszych dziewczynek. Nie martwiło mnie to jakoś szczególnie, ale zastanawiałam się z czego to wynika – czy z tego, że tamte dziewczynki połknęły bakcyla, a moja jeździ głównie w celach towarzyskich, a może moja wina, bo jej nie przypominam, a może jeszcze co innego?
I tak sobie żyliśmy radośnie aż w końcu natrafiłam na badania w których udział wzięło 120 dzieciaków w wieku od 4 do 7 lat. W badaniu tym dzieciakom pokazano 3 gry w których liczyły się umiejętności motoryczne i powiedziano im (w sensie dzieciom powiedziano, a nie umiejętnościom motorycznym), że w jednej z tych gier będą potem musiały się wykazać, bo w zależności od tego co uda im się osiągnąć w trakcie grania, otrzymają odpowiednie nagrody. Następnie dzieci zaprowadzano do innego pokoju w którym mogły pograć w każdą z 3 gier, które im na początku pokazano w tym również w tę, która miała być polem ostatecznej rozgrywki. Części dzieciaków powiedziano przy tym, że jeśli chcą to mogą wykorzystać ten czas na to by przygotować się do ostatecznej rozgrywki, części zaś powiedziano po prostu, że mogą wykorzystać ten czas na pogranie sobie w te gry, które chcą.
Naukowcy założyli, że dzieci które rozumieją, że „praktyka czyni mistrza” poświęcą najwięcej czasu na ćwiczenie się w tej z grze którą miały grać o nagrody, a pozostałym dwóm nie poświęcą aż tyle uwagi. Po wszystkim zadawano też dzieciakom mnóstwo pytań (np. o to co zrobić by stać się w czymś lepszym) by sprawdzić czy rozumieją o co chodzi z tym całym ćwiczeniem w celu doskonalenia umiejętności.
Okazało się, że większość sześcio- i siedmiolatków doskonale rozumiała koncept ćwiczenia, a także to, że dzięki praktyce mogą podszkolić swoje umiejętności, co miało zdecydowane przełożenie na czas jaki dzieciaki te poświęcały na ćwiczenie gry, która liczyła się w ostatecznym rozrachunku. Co ciekawe – w przypadku sześciolatków, które należały do grupy, której subtelnie podpowiedziano by czas ten wykorzystać na ćwiczenie do ostatecznego testu – obserwowano lepsze rezultaty rozumiane jako intencjonalne praktykowanie danej gry. Siedmiolatki wytrwale ćwiczyły grę dzięki której mogły zdobyć nagrody niezależnie od tego czy im to subtelnie podszepnięto czy nie.
W przypadku pięciolatków pewne zrozumienie konceptu ćwiczeń było już obserwowane, niemniej choć maluchy te poświęcały odrobinkę więcej czasu na granie w grę o którą oparta była rozgrywka o nagrody, to jednak pytane o to czemu skupiły się ciut mocniej na tej właśnie grze, podawały wyjaśnienia zupełnie inne niż te, że dzięki temu poprawią swoje umiejętności i potem im lepiej pójdzie. Czterolatki zaś wydawały się zupełnie nie pojmować konceptu praktyki co czyni mistrza i nie poświęcały większej ilości czasu na ćwiczenie umiejętności potrzebnych do gry w którą miały zagrać na końcu. Innymi słowy podczas gdy sześcio-siedmiolatki bez dwóch zdań ćwiczyły w pełni świadomie po to by potem w grze poszło im lepiej, to w przypadku młodszych dzieciaków tego typu zachowań raczej nie obserwowano.
Wyniki te pozwoliły autorom na wysnucie tezy, że prawdopodobnie między 4 a 7 rokiem życia zachodzą w małych główkach zmiany, które pozwalają dzieciakom na zrozumienie, że do pewnych umiejętności potrzebne jest po prostu mniej lub bardziej żmudne ćwiczenie. Oczywiście to może mieć przełożenie także na podejście do innych umiejętności tzn. nie tylko gier w których berbecie mogą coś wygrać, ale też ćwiczenie pisania, czytania czy choćby wiązania sznurówek.
I choć zdaję sobie sprawę, że nie jest to myśl, która zrewolucjonizuje wasze rodzicielstwo to dobrze mieć świadomość, że takie wyniki badań gdzieś tam się pojawiły by nie czuć się jak nieudolne ciele, które nie potrafi zmotywować czterolatka do ćwiczenia tabliczki mnożenia i z większą radością kontemplować inne unikalne talenty własnego potomstwa – choć z całego serca życzę wam by było to coś bardziej użytkowego niż obgryzanie paznokci u stóp albo malowanie po ścianach czymkolwiekbądź 😉
ps. swoją drogą ja obserwuje wyniki tego badania u siebie w domu na żywo – moja wkrótce sześciolatka niedawno zaczęła ćwiczyć sobie pozycje przed lustrem 😉
Brinums i wsp., 2017 Practicing for the Future: Deliberate Practice in Early Childhood.
Anna Jankowska
Dzięki za ten wpis, bardzo lubię Cię czytać 🙂
Kasia
U nas to wyścigi babć ? przez 2 lata co tydzień odpowiadalam teściowej na pytanie czy nasz syn przesypia już cała noc (bo wnuczek jej koleżanki to potrafi!), a ile to sie w zamian naslucham o cudownie utalentowanych dzieciach jej, ktore rozpoznaja marki samochodow, dobrowolnie oddaja rodzicom slodycze w zamian za warzywa itp. ?
Joanna
Moja mama wspomina, że jej mama zawsze siedziała w pracy jak ciul, podczas gdy koleżanki rozwodziły się nad wyjątkowymi talentami swoich dzieci. Moja babcia zawsze wtedy zastanawiała się dlaczego akurat ona wyciągnęła pusty los w tej loterii rodzicielstwa i jej dzieci są zwyczajnie przeciętne. Do czasu aż się okazało, ze jednej syn nadyżywa alkoholu i ma problemy rodzinne, drugi dzieciak nie zdał do kolejnej klasy, a inny miał kolizję z prawem. Ot, taki lajf.
Norencja
Czyli już wszyscy reagują alergicznie na ludzi, którzy zwyczajnie lubią dzieci i cieszą się z postępów/sukcesów zarówno swoich maluchów, jak i innych? Smutny ten świat. W ogóle to rozmawiajmy tylko o pracy zawodowej, bo to jedyna wartość człowieka.
Sara
Corka mojej kol jest w tym samym wieku co K. Praktycznie zaraz po urodzeniu bylam zasypywana zdjeciami i filmikami co to jej dziecko juz potrafi zrobic i ze jesli K jeszcze tego nie robi to byc moze wkrotce będzie;) teraz (maja po 2.5 roku)slucham, ze coreczka juz niebawem bedzie czytac, ze zapisuje ja na dodatkowe zajecia, ze to ze tamto se owamto …. i super ciesze sie z jej szczescia. czy mnie to interesuje? NIE! Powiesz, jestes zazdrosna ot co… A wiesz co robi moje dziecko? No wlasnie, nie chce mi sie nawet o tym pisac bo to moje dziecko, jeden tydzien inny od drugiego 😉 Gdybym chciala dzielic sie wszystkim tym czym zaskoczylo mnie moje dziecko musialabym do owej kolezanki pisac non stop 😉 hahaha i w tym tkwi problem 😉 mnie bardziej interesuje moj wlasny berbec i moje zycie. Co robia dzieci moich kolezanek, serio, obchodzi mnie bardzo malo … wrecz wcale 😉
Ania
Rzeczywiście dziadkowie często biorą udział w konkurencji który wnuczek najzdolniejszy… Mój syn od tego roku chodzi na szermierkę, ćwiczy kiedy sam ma na to ochotę, zajęcia dodatkowe mają być przyjemnością. Biorę też od uwagę że może za pół roku się znudzi i zrezygnuje ale warto dać dziecku sie przekonać. PS. Czy to Pracownia pana Maćka?