Wpis powstał we współpracy z wydawnictwem Egmont.
Jestem w takim śmiesznym momencie rodzicielstwa, w którym zarówno moje najstarsze, jak i najmłodsze dziecko pochłaniają książki z ogromnym zapałem. Najstarsze w sensie metaforycznym – siada z książką i przepada na długo. Najmłodsze w sensie dosłownym – każde dzieło literackie musi wylądować w jego paszczy. To zresztą dość powszechna pasja w wieku niemowlęcym, która niestety często wiedzie rodziców na manowce. Wiele bowiem osób uważa, że czytanie roczniakom, dwulatkom, a co dopiero niemowlętom nie ma sensu – wszak książka jest dla tak małego ludzia jedynie kolejną rzeczą, którą można zaaplikować wprost do buzi albo potarmosić.
Z danych wynika zresztą, że aż 45% rodziców uważa, że czytanie dziecku na głos wpływa na umiejętności językowe dziecka dopiero po drugich urodzinach. Tymczasem badania sugerują, że czytanie na głos buduje późniejsze umiejętności językowe już od 6 miesiąca życia małego człowieka.
Kiedy pierwszy raz wspomniałam o tych danych – odezwały się głosy, że to straszna bzdura, wszak małemu dziecku jest wszystko jedno i wcale nie trzeba czytać, wystarczy dużo mówić i wyjdzie na to samo. Wbrew pozorom są jednak różnice pomiędzy czytaniem, a takim zalewaniem mową jakie autorzy tamtych głosów mieli na myśli.
Tak się bowiem składa, że w trakcie czytania dziecku mamy tendencję do zachowywania się w nieco odmienny sposób niż w trakcie innego typu interakcji. A przynajmniej tego typu przesłanki płyną z ciekawego badania, w którym analizowano interakcje matek z rocznymi berbeciami w trakcie kolejno – zabawy pacynkami, zabawy innymi zabawkami (a więc aktywności w trakcie, których pada zwykle sporo słów) i czytania książek – okazało się, że małe człowieki wydawały z siebie najwięcej dźwięków przypominających mowę właśnie w trakcie aktywności czytelniczej, a co więcej to właśnie w trakcie czytania matule wykazywały się najwyższym stopniem wyczulenia i reagowania na tego typu wokalizacje latorośli. W trakcie pozostałych aktywności nie reagowały już tak mocno na dźwięki wydawane przez maluchy.
Co więcej, naprawdę niewiele osób operuje w domowych pieleszach, a już zwłaszcza w trakcie kontaktu z niemowlęciem czy innym dwulatkiem, językiem fikuśnym, giętkim, lotnym i różnorodnym. Raczej ograniczamy się do oklepanych zwrotów i powtarzania 200 razy nazw tych samych rzeczy, które mamy w domu i na trasach spacerowych. I o ile w samym powtarzaniu nie ma nic złego, ba, wręcz płynie z niego dobro, to jednak warto sobie te konwersacje urozmaicić czytaniem książeczek. Z badań przeprowadzonych z wykorzystaniem książeczek z obrazkami, wynika bowiem, że prawdopodobieństwo wystąpienia w nich słów, które nie znajdują się w wykazie 5000 najpopularniejszych angielskich słów jest 2-3 razy wyższe niż prawdopodobieństwo, że wypowie je rodzic w interakcji z dzieckiem. Niestety nie kojarzę analogicznych badań z wykorzystaniem rodzimej literatury dla małych ludzi, niemniej zakładam, że wyniki były by podobne.
Innymi słowy czytanie książeczek może wzbogacać słownictwo malucha bardziej niźli robią to codzienne konwersacje z rodzicem. Oczywiście na pewno są domy, w których rodzice na co dzień zwracają się do dziecka językiem barwnym, kwiecistym i nieoczywistym tak często, że książeczki mogą się schować, ale większość z nas jednak wypowiada się tak bardziej prozaicznie.
Co więcej, książeczki zawierające wyłącznie lub głównie obrazki, również mogą mieć pozytywny wpływ na rozwój malucha, bowiem w jednym z badań stwierdzono, że w trakcie „czytania” czy też bardziej adekwatnie „opowiadania” książeczek obrazkowych mamy używają bardziej złożonego języka i angażują się w tzw. czytanie interaktywne w trakcie którego zadają dziecku sporo pytań (np. jak myślisz dokąd jadą ci ludzie?) albo odnoszą sytuacje widziane na obrazkach do sytuacji z życia znanych maluchowi (np. gdy na obrazku jest wiewiórka to mama przypomina o tym, że widzieli wiewiórkę w parku).
Sądzę, że to wytrąca argumenty z rąk sceptyków, którzy uważają, że czytanie z małymi dziećmi nie ma sensu. A gdyby nie to wspomnę tylko, że nawet Amerykańska Akademia Pediatrii rekomenduje czytanie dziecku już od pierwszych dni jego życia.
Wielu rodziców pokiwa pewnie teraz głową myśląc „fajnie, fajnie, ale moje dziecko nie jest zainteresowane książeczkami, bo jak mu czytam to biega/próbuje zjeść książkę/cokolwiek innego”. I wiecie co?
To normalne.
Niemobilne niemowlęta wcale nie kontemplują w ciszy historii czytanej przez rodzica – one raczej chcą ślinić książkę, uderzać stroną o stronę albo przewracać zanim skończycie czytać. Taki mają sposób na poznawanie świata literatury i nie trzeba z tym walczyć ani wyszarpywać książeczki by doczytać stronę. Niech sobie ślinią – jeśli to im sprawia radochę to ekstra, czytanie ma być radochą a nie nudnym przymusem. Kiedy oni ślinią wy możecie opowiadać o tym co jest na ślinionej stronie.
Z kolei mobilne starszaki często nie mogą usiedzieć w miejscu i „spokojnie słuchać”, i to też normalne, a w dodatku można to wybornie wykorzystać, prosząc małego człowieka by odtworzył scenkę z książki – poskakał jak żabka jeśli akurat o niej traktuje książeczka albo zawył jak straż pożarna jeśli będzie na obrazku.
Nie trzeba też siedzieć z książką przez bitą godzinę lekcyjną, wystarczy kilka minut – nawet jeśli to będzie sumarycznie kilka minut w ciągu całego dnia. To początek ich przygody z czytaniem – na czytanie opisów przyrody w Nad Niemnem przyjdzie jeszcze czas 😉
Dobrze jest przy tym nie tylko „odklepać” treść książki, ale też zaangażować się w czytanie interaktywne – przerywać lekturę by zadać dziecku otwarte pytania (np. chłopiec najbardziej lubi bawić się klockami, a Ty czym lubisz się bawić najbardziej?) i zachęcać malucha do zadawania własnych pytań – tak nawet, jeśli te pytania będą przerywać lekturę w połowie zdania – jeśli pyta znaczy że jest zaangażowany w lekturę, a to doskonale!
Gdy dziecko jeszcze nie mówi, można angażować się inaczej np. „zobacz chłopiec ma klocki, a gdzie są nasze klocki? tam są – w niebieskim pudełku” itd. W co najmniej kilku miejscach, spotkałam się z sugestią by w trakcie czytania „jechać palcem po tekście” by dziecko miało możliwość – jeśli chce – śledzić w którym miejscu strony jesteśmy. No i pozwólmy dziecku samodzielnie przewracać strony – berbecie to lubią, a przy okazji jest zacna okazja do ćwiczenia motoryki. Co ważne jeśli dziecię nie lubi, którejś strony i ją omija albo jeśli prosi by kilka razy czytać swoją ulubioną – to w porządku, nie trzeba upierać się, że książki się czyta od a do z i nie ma odstępstw. Książki się czyta dla przyjemności – ja też omijałam opisy przyrody w Nad Niemnem i tylko dzięki temu przez nie w ogóle przebrnęłam ;))
Jeśli zaś szukacie książek, które powinny zainteresować każdego małego człowieka i pomogą wam zaangażować się w interaktywne czytanie to z pewnością znajdziecie coś odpowiedniego w serii wydawniczej Akademia mądrego dziecka – nazwa nader górnolotna, ale książki naprawdę zacne. Do tego stopnia, że biedny Wiking dla którego są przecież przeznaczone nie mógł się do nich dopchać, bo starsi zafascynowani ruchomymi obrazkami nie chcieli ich oddać.
We wchodzącej w skład Akademii Mądrego Dziecka serii Pierwsze słowa znajdziecie spory zakres pozycji tematycznych (jest ich więcej niż widać na powyższym zdjęciu), a w każdej z książeczek poza standardowymi obrazkami – kilka ruchomych elementów, które jak pokazuje przykład moich dzieci, fascynują z taką samą siłą zarówno ośmiomiesięczne niemowlęta, jak i siedmioletnie duże panny.
Część elementów się wyciąga, część przesuwa, część kręci, a wszystkie bawią. W ruchu wygląda to mniej więcej tak:
Które dziecko nie chciałoby otworzyć takiej szafy? Albo poruszać oczyskami sowy?
Książeczki są z grubej tektury i póki co (choć nie ustaje w staraniach) Wikingowi nie udało się ich podrzeć. Dzieciom nieco bardziej delikatnym w obsłudze przedmiotów codziennego użytku (czytaj starszym) mogą się także spodobać klasyczne książeczki z okienkami – fajne do wchodzenia w dynamiczne interakcje z dzieckiem – tu również tematyka do wyboru, do koloru – zwierzątka, pojazdy, dom.
Tu już jednak mamy jedynie trochę grubszy papier, więc nieokiełznane rączki niemowląt szybko obrócą wniwecz każde okienko, niemniej rezolutne półtoraroczniaki i dwulatki powinny mieć już masę radości z odkrywania co też się w okienku czai bez wyrywania okna na wieki.
Dla tych zaś, którzy spragnieni są tekstu wydawnictwo Egmont przygotowało wpasowującą się w upodobania małych ludzi serię z rymowaną (w absolutnie każdym opracowaniu na temat tego jak zachęcać maluchy do czytania podkreślano, że dziatwa ma duże umiłowanie do rytmu i rymu w książeczkach), prostą historią i elementem przestrzennym, który powtarza się przez całą książeczkę przez co pochłania małe umysły. Tu już mamy ponownie grubaśną tekturę więc niemowlaki mogą swobodnie eksplorować księgi, co, jak widać, Wiking czyni ochoczo:
Mam zatem nadzieję, że udało mi się was przekonać, że czytanie niemowlętom, roczniakom i dwulatkom nie jest pozbawioną sensu fanaberią tylko fajną aktywnością, która pozytywnie wpływa na rozwój malucha i pozwala wam spędzić fajnie czas. Jeśli zaś spodobały wam się powyższe serie książeczek z ruchomymi elementami, okienkami lub rymowankami to specjalnie dla Was wydawnictwo Egmont przygotowało rabat na wszystkie pozycje z serii Akademia Mądrego Dziecka. Książeczki możecie kupić TU podając przy zamówieniu hasło MATAJA, które da wam 30% rabatu od ceny detalicznej (promocje nie łączą się!). Promocja obowiązuje w okresie 06.02 – 17.03.2019.
Przyjemnej lektury!
Jeśli spodobał wam się ten wpis będzie mi bardzo miło jeśli polubicie go na FB. Dziękuję!
Źródła:
Massaro, Two Different Communication Genresand Implications for Vocabulary Development and Learning to Read
AAP, 2014. Literacy Promotion: An Essential Component of Primary Care Pediatric Practice
Alla
Mojej córce ‚czytałam’ od małego 🙂 teraz ma prawie 2 latka i uwielbiam jak sama mnie ciągnie na kanapę i daje ksiązki do ręki 🙂 i już nawet kilka razy całego pucia wysiedziala 😀
Seria akademia mądrego dziecka jest super, mamy kilka książek i widzę, że muszę nadrobić zaległości w biblioteczce, bo o niektórych częściach nie słyszałam 🙂
Za to w „na wsi” rozbawił mnie odgłos konia (patataj) – od razu pomyślałam o Rejsie 😀
Aga
Moja córka praktycznie od początku uwielbiała książeczki – pierwszymi bawiła się jeszcze leżąc na brzuchu, jak nie umiała siedzieć. Wszystkie sytuacje opisane w poście nas też spotkały 🙂 a dodatkowo u nas super sprawdziła się książka z piosenkami – takie dziecięce piosenki, których uczyłam się na muzyce. Niektórych nie znałam więc wymyślalam sobie melodie 😉 Zajmowało ją to na dużo dłużej niż zwykłe czytanie. Nadal ją lubi, tylko jak przychodzą goście, to trzeba tą książkę chować, bo ciężko przekonać szkraba, że nie każdy uwielbia zawodzenie mamusi 🙂 Trafiłaś może na jakieś badania o śpiewaniu książek? 😉
Druga nasza ciekawostka książkowa, to książeczka z niemieckiego maka (literatura chyba niweluje frytki :p). Jak to książeczka z niemieckiego maka, była po niemiecku, więc żeby ją przeczytać trzeba wymyślić historie na podstawie obrazków i ją opowiedzieć. Była to oczywiście ulubiona książka wszystkich dzieci, z którymi spedzalismy wakacje. Dziecko, które pierwsze szło spać wygrywało, a jego rodzice chcieli nas zabić za ten zakup :p Ciekawe, dlaczego opowiadanie historii zamiast czytania jest tak atrakcyjne? My stawialismy na większe zaangażowanie (jak się czyta po raz setny te same zdania to chyba jakoś brakuje entuzjazmu).
Astrea
Hej, to „Co by tu zjeść” wygląda jak przeróbka mojej dziecięcej książeczki o liszce Franciszce! Lubiłam ją za obrazki, tylko że w mojej teksty były frustrujące na maksa, bo wszystkie te inne owady były po prostu wredne, podłe i samolubne, a Franciszka na każdej stronie powtarzała „Co tu robić? Trudna rada. Kłócić mi się nie wypada…” i do dziś się we mnie gotuje jak to sobie przypomnę, bo gdzie tu, kurna, asertywność? Na tej stronie z mrówką u mnie idzie tak:
„- Jestem biedną, wygłodniałą gąsienicą – myśli sobie – a nie żadnym łakomczuchem.
Ma ochotę na śniadanie, ale na nic jej staranie.
– To moja truskawka! – krzyczy z daleka mrówka” i dalej ten tekst o niewypadaniu.
Czy w tej nowej wersji w końcu coś zjada? Bo u mnie jest głodna aż do przepoczwarzenia…
Kasia Niko
Ciekawa seria:) jaki tytul ma książeczka z ruchomymi oczami?
Kasia Niko
Wymień proszę te książeczki, które mają ruchome elementy.
Magdalenas
A ja mam właśnie dylemat czytelniczy. Bo przez przypadek trafiłam na serie i wikingu Tappim, która jest cudowna. Wspaniale napisana, delikatnie i elegancko fantasy, do tego z ukrytymi żartami dla rodziców, ale na opakowaniu napisani 6+ a ja to czytam 3,5 latce. I teraz dylemat czytać bo też pokochała, czy nie czytać bo wydaje mi się, że nie rozumie fabuły, czy tylko nie umie jej opowiedzieć w tym wieku? Czy za trudna książka nie zraże jej, czy jak staram sie opowiedzieć z nią rozdział po przeczytaniu to za wcześnie? Jak ja mam to ogarnąć? Jakieś pomysły?
Michalina
Nie widzę problemu – jeśli dziecko chce czytać właśnie taką książkę, śledzi fabułę i nie nudzi się, to oznacza, że ogarnia. I wie o tym lepiej niż wydawca książki ?
Barbara
Moj synek dostal pierwsza książeczkę od babci jak mial 3 miesiace (J. Brzechwa „Kwoka”) i teraz gdy ma 14 m-cy ma już pokaźną biblioteczkę i uwielbia książeczki. Mamy różne, zarówno obrazkowe do pokazywania, dużo wierszowanych, dźwiękową (hit), Pucia, Kicie Kocie i Nunusia. Teraz czesto sam wybiera które chce czytac lub ogladac, super to wyglada jak przeglada okładki książeczek. Jedną nawet czyta ze mna: „Kto zjadł biedronke”, na każdej stronie gdy pytam czy dane zwierzę zjadło biedronkę on odpowiada że nie, urocze to jest.
Ewela
Mamy kilka książek z tych serii 🙂 są super, bo tak jak piszesz, nawet starszaki są zainteresowane 🙂 ale moja 2 latka ostatnio ma fazę na „Aisie, Aisie” (czyt. Aiszę z serii” Babo”, „Lalo”, „Binta” wyd. Zakamarki). A z przesuwanych pierwszą jaką mieliśmy, to z serii „Przesuń paluszkiem” innego wydawnictwa, ale robiła furorę 🙂 i tak! Masz rację! Skoro ktoś uważa, że czytanie małym dzieciom nic nie daje, to niech potem się nie dziwi, że jak jest już starsze, to ma w nosie, jak mu się chce czytać książki, czy też nie będzie samo lubiło czytać w przyszłości.
Natalia
U nas hitem są książeczki z serii „przesuń paluszkiem”, można do nich opowiadać własne historię, a dziecko przez to, że samo może odmienić każdą ilustrację przesuwając palcem, bardzo się angażuje w czytanie.
Mama Ewci i Maciusia
Mamy w domu z tej serii książeczkę o kolorach. Nasz 14 miesięczny już synek dostał ją na gwiazdkę. Ale niestety starsza siostra non stop chce ją czytać, więc on ma ciężko się do niej dostać. 😉 Za to zaczął nam się czas targania cienkiego papieru, więc musimy uważać, żeby malec nie zniszczył książek siostry. Bo niektóre kolorowanki już ucierpiały… 🙂
Monika
Starszy syn (5 lat) kocha książki od małego. Jest spokojnym chłopcem i ma dużo cierpliwości do słuchania, dlatego mogliśmy spędzac na czytaniu całe godziny. (tak przy okazji zainspirowana twórczością Łukasza Wierzbickiego(Afryka Kazika, Dziadek i niedźwiadek itd) szukam tytułów książek dla dzieci opartych na prawdziwych historiach. Ktoś coś może polecić?)
Córka (2 latka) nie ma czasu na słuchanie, ciągle w ruchu, skupi się góra minutę i już leci dalej. Pocieszam się, że gdy czytam starszemu to może i jej wpadnie coś do ucha 🙂
A.
Pamiętam jak byłam w odwiedzinach u rodziny z dwójką dzieci i z zazdrością zerkałam na pudło książek, które miały w pokoju (takich dla maluchów, bo starsza miała swoje oczywiście na półce), że moja ma tak niewiele. W między czasie mąż odkopał swoje książki z dzieciństwa, rodzice odkopali moje i siostry, kuzynka przywiozła po swoich dzieciakach, znajomi czasem coś kupią, a i ja sukcesywnie kupuję:) Dochodzimy do etapu kiedy będę musiała zacząć chować, bo w biblioteczce się nie mieszczą, a tymi bieżącymi mam zastawiony cały parapet. Czytamy codziennie, co najmniej przed snem. Córka ma 3,5 roku. Tak na dobre czytanie przed snem zaczęło się w okolicach roku (ulubiona wówczas Opowiem Ci mamo co robią auta). Wcześniej książki głownie jadła, słuchać nie chciała, a ja się stresowałam, że robię coś nie tak.
Dominika
Jestem z obozu matek co czytają książki już od pierwszych dni życia! Trąbię o tym na prawo i lewo, i czytam książki albo opowiadam o nich wszystkim dzieciom, nie tylko swojej córeczce. To niestety spotyka się z dziwnymi komentarzami, że po co gardło sobie zdzieram i namiętnie opowiadam 6-miesięcznemu maluchowi o zwierzakach na farmie siląc się na różnego rodzaju onomatopeje… Ech smutne to trochę, ale niestety całego Świata nie da się chyba przekonać, jak cudowne jest czytanie.
Osobiście duma mnie rozpiera jak widzę, że najciekawszą rzeczą dla mojej 15-miesięcznej córki jest kącik z książeczkami, jak nosi je, przegląda, a ostatnio sama siada i „czyta” sobie coś na głos, bawiąc się głosem, pokazując paluszkiem! Widok co ukruszy lód w każdym sercu! A książki które Pani poleca w powyższym poście to HIT nad hitami obok Pucia! Mamy już całą kolekcję z ruchomymi elementami (choć niektóre już mocno nadszarpnięte życiem i poklejone – nikt nie mówił że będzie lekko), a teraz będziemy powiększać naszą kolekcję o te z dziurką. Pozdrawiam
Aleksandra
Uwielbiamy te książeczki z ruchomymi elementami. Zniszczyć je sie niestety da, ale moze ja mam takie zdolne dziecko. Ale i tak warto je poświecić, bo maluch naprawdę ma ogromna frajdę z takiej literatury zabim jeszcze nauczy sie czytać, albo zyska cierpliwość na wysłuchanie całej bajki. Najlepsze jako pierwsze książeczki i potem tez. Mój dwulatek pierwsze które wyszły „czytał” raczkując i teraz tez je uwielbia i juz matka nie wytrzymała i z tych nowych jedna zamówiła. Na pewno skompletujemy tez resztę, choćby dlatego, ze następny czytelnik w drodze.
Przesuń paluszkiem tez spoko, ale to raczej juz dla dwulatka, te są prostsze w obsłudze i ciekawsze dla młodszych dzieci. My to w ogóle świra z książeczkami mamy. 4 Polki domowej biblioteki zapelnione a dwa lata kończy synek dopiero za dwa tygodnie, a na ta okazje tez juz następne zamówione!
Joasia
My nie wyobrażamy zaśnięcia bez książki, oprócz tego jest książka do obiadu, czytanie książek kotom oraz lalką. Ogólnie książki pochłaniają Naszej córce dłuższe chwilę w przeciągu dnia, co Nas niezmiernie cieszy :).
Awa
A ja zaczęłam czytać Córce jeszcze będąc w ciąży. A właściwie Mąż czytał do mego brzuszka. No i przedobrzyliśmy! Teraz nie ma szans, aby oderwać 9latkę od czytania… Ciągle tylko słyszę „mamooo, jeszcze jedna strona”. 300stronicowe pochłania w dwa dni. Pani w bibliotece szkolnej odpytuje ją z treści, bo nie wierzy, że przeczytała 🙂
Marta
Świetny artykuł, od razu zamówiłam kilka książeczek, dzięki za zniżkę 🙂
Dodam tylko na marginesie, że uwielbiam Twojego bloga, dzięki że chce Ci się wyszukiwać dowodów naukowych na opisywane tematy, nigdzie indziej czegoś takiego nie znalazłam, a do mnie to przemawia. Spodziewam się pierwszej latorośli za około miesiąc i przeczytałam już wszystkie artykuły o ciąży, niemowlaku, teraz czytam już dalsze i oczywiście śledzę na bieżąco 🙂 pozdrawiam 🙂