Jak wyciągnąć więcej dobra z zabawy?

Tak jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak jedno badanie nie czyni nowej pedagogiki, ale są takie badania, które w mej skromnej opinii warto znać kiedy się jest rodzicem, bo rzucają nieco inne światło na pewne sprawy. A to o którym dziś chcę wam napisać przyda się szczególnie w szale odpakowywania świątecznych prezentów 🙂

Badacze z MIT postanowili bowiem któregoś dnia, że będą w muzeum nauki w Bostonie czyhać na przedszkolaki i normalnie, bezczelnie werbować je do udziału w badaniu naukowym. W ten sposób zwerbowali 85 dzieciaków w wieku od 4 do 6 lat. Następnie każdemu z tych młodych ludzi badacze zaprezentowali zabawkę – taką z gatunku nieoczywistych i wielofunkcyjnych. I choć każdemu z dzieci pokazano tę samą zabawkę to jednak różnił się sposób prezentacji.

W pierwszej grupie zwanej pedagogicznym sposobem prezentacji, badacze pokazywali dzieciom zabawkę mówiąc „zobacz jak działa moja zabawka” po czym pokazywali jedną z funkcji tejże, pomijając milczeniem pozostałe.

W drugiej zwanej przerwanym sposobem prezentacji, badacz robił to samo co w grupie pedagogicznej, ale zaraz po pokazaniu pierwszej funkcji mówił, że właśnie go olśniło, że zapomniał coś zrobić i że musi natychmiast lecieć się tym zająć, po czym zostawiał dziecko samo z zabawką.

W trzeciej zwanej naiwnym sposobem prezentacji badaczka pokazywała dziecku zabawkę „zobacz co właśnie znalazłam!” po czym niby przypadkiem odkrywała jedną z funkcji tejże i udając zaskoczoną wołała „łuu – widziałeś to?”.

W czwartej, czyli grupie kontrolnej badacze mówili jedynie „wow zobacz jaka zabawka” po czym kładli ją na stole.

W każdej z grup dzieci mogły po tej prezentacji swobodnie bawić się zabawką (do odkrywania, której zachęcano je gorąco), a badacze obserwowali w jaki sposób się bawią. I zgodnie ich oczekiwaniami okazało się, że sposób w jaki dzieciom zaprezentowano zabawkę zmieniał ich spojrzenie na nią. W pierwszej grupie, czyli w instrukcji pedagogicznej – większość dzieci nie odkryła nawet jednej dodatkowej funkcji zabawki, podczas gdy w pozostałych trzech grupach dzieci odkrywały przynajmniej jedną-dwie (jak nie więcej) dodatkowe funkcje zabawki. Jakby tego było mało dzieci, które otrzymały dokładną słowną instrukcję jej działania – czyli te z grupy pedagogicznej – spędzały mniej czasu na zabawie tym ustrojstwem, szybciej się nim nudziły i odkładały na bok. Najwięcej czasu spędziły na zabawie dzieci z grupy kontrolnej, czyli tej, w której badacze po prostu dawali im zabawkę bez zbędnego gderania.

Te wyniki mogą sugerować, że dzieci są wrażliwe na sposób w jaki przekazuje się im informacje i że wtedy gdy będą przekonane, że dorosły (czy to nauczyciel czy rodzic czy ktokolwiek inny np. lekarz, trener), który usiłuje ich czegoś nauczyć przekazał im absolutnie wszystko, to mogą być nieco mniej zmotywowane do tego by poszukiwać i eksplorować dalej. Oczywiście to nadal tylko jedno badanie więc trudno w oparciu o nie robić rewolucję, poza tym wiadomo, że pewnych rzeczy jak choćby liczenia czy tam alfabetu nie da się przekazać inaczej niż od nomen omen a do z, bo na tym polu to nie ma już za wiele do odkrycia. Wiadomo też, że są rzeczy z którymi eksperymentować i sięgać gdzie wzrok nie sięga nie warto (np. skakanie z samolotu bez spadochronu :P).

Niemniej i tak myślę, że taki zwykły szary rodzic też może dla siebie coś z tego wyciągnąć, a mianowicie – po pierwsze gdy rozmawiamy o czymś z dzieckiem i coś mu przekazujemy warto mu powiedzieć, że nie wszystko jeszcze wiemy, warto zadawać pytania, warto zachęcać do zadawania pytań – po drugie bycie leniwym jest spoko. Współcześni rodzice lubią się bowiem martwić tym czy nie spędzają aby za mało czasu nad rozwojem latorślęcych umiejętności wszelakich albo że nie bawią się ciągle z dzieckiem – i choć zabawa z dzieckiem i wspieranie jego rozwoju to szlachetne sprawy, to może warto też czasem zrobić krok w tył i pozwolić by latorośl sama z siebie rozwinęła kreatywność i potrzebę eksploracji? Znaczy nie wiem, ale tak sobie myślę. Alternatywnie szukam usprawiedliwienia dla własnego lenistwa 🙂

Ale żeby nie było że tylko ja tu sobie szukam czegoś, to autorzy też pięknie rozważają w pracy nad tym co z tego wynika i czy można to w prosty sposób przełożyć na nauczanie i odpowiedź jest taka, że niekoniecznie, bo to zależy od wielu czynników. Czasem taka flagowa instrukcja w nauczaniu jest potrzeba i ważna, a czasem może przeszkadzać – dlatego sami w tytule nazwali ją mieczem obosiecznym. Czyli należy go mądrze wykorzystywać i dostosowywać do sytuacji. Bo każda para uczeń nauczyciel jest inna, a i rzeczy, które usiłujemy wpoić młodym ludziom do głów są różne i nie do każdej da się podejść tak samo – ważne by zrównoważyć jakoś uczenie tego czego dokonały i odkryły poprzednie pokolenia z tym jak kształcić ludzi zdolnych do tworzenia i odkrywania nowego. To na pewno nie jest łatwe i nad tym muszą się zastanowić tęższe głowy. I tym głowom to zostawmy, a w międzyczasie pamiętajmy o tym by dawać pole do dyskusji i że nie zawsze trzeba asystować dziecku w każdej zabawie by była edukacyjna i ze wszech miar wartościowa. Czasem po prostu można zaparzyć sobie herbatki i bez wyrzutów sumienia zostawić berbecia samego niech odkrywa świat po swojemu. Bo kto wie co tam przypadkowo odkryje? 🙂

Podstawowym celem edukacji jest tworzenie ludzi zdolnych do odkrywania nowych rzeczy, a nie tylko odtwarzania tego co zrobiły poprzednie pokolenia – ludzi, którzy są kreatywni, innowacyjni i odkrywczy

Jean Piaget

Bonawitz i wsp. The Double-edged Sword of Pedagogy: Instruction limits spontaneous exploration and discovery

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

10 komentarzy

  • Odpowiedz 2 grudnia, 2019

    Majka

    Super! Stosuję tę technikę na moim berbeciu – z fizjoterapeutycznego doświadczenia wiem, że trochę nudy nie zaszkodzi 😉 oczywiście nie jak płacze i się zniechęca, ale jak sama odkrywa świat, to po co mam jej przeszkadzac? Być może dzięki temu bardzo szybko zaczęła się przemieszczać i robić inne rzeczy. Podobnie z pomaganiem – jeśli nie dosiega do zabawki, ale wiem, że ma szansę sama to zrobić, to nie pomagam (zwykle). Miło poznać kolejne dowody na to, że dziecko głupie nie jest i samo potrafi doskonale odkrywać świat 🙂

  • Odpowiedz 2 grudnia, 2019

    An

    Jak przeczytałam na jakie grupy podzielili badacze dzieci to od razu pomyślałam ze chyba kontrolna miała najwiecej frajdy. Spoko informacje dla rodziców ale badanie mega istotne z punktu widzenia edukacji, jak zauważyłaś. Ponoć i nasza rodzima szkoła ma się zmieniać w kierunku nauki myślenia, tworzenia i samodzielności a nie rycie na pamięć. Swoją droga to chyba dosyć ciekawy temat nauki na pamięć np wierszyków w przedszkolu. Czy to jest w jakis sposób rozwojowe czy to tylko forma zabawy i zapamiętywania nowych słów. Jakieś badania w temacie są?

    • Odpowiedz 2 grudnia, 2019

      Alicja

      W sumie ciekawe pytanie z tymi wierszykami nie zastanawiałam się nad tym nigdy, za to zawsze zastanawiało mnie czemu wszyscy do tych wierszyków taką wage przywiązują. Poszperam

      • Odpowiedz 9 grudnia, 2019

        Wisznu

        Z tymi wierszami to w ogóle ciekawa sprawa, bo wiadomo, rymowanki to jest jedna z podstawowych mnemotechnik. Ale mój syn w przedszkolu będący, wierszy i piosenek uczy się w zupełnie odwrotny sposób. Stara się zrozumieć sens tekstu, a potem mówi lub (powiedzmy) śpiewa go wlasnymi słowami. Czyli używa synonimów, które lepiej zna. Gubiąc przy okazji kompletnie rymy i rytm. Strasznie to intrygujące, bo przecież w ten sposob sobie utrudnia…
        A jemu tak łatwiej 🙂

  • Odpowiedz 2 grudnia, 2019

    Barbara

    W badaniu były dzieci od lat 4, mam nadzieję że do tego wieku mój aktualnie dwulatek zmieni podejście bo na ten moment choćbym chciała zostawić go aby sam się bawił, sam odkrywał, to niestety on potrzebuje ciągłej asysty, czasem aktywnej a czasem tylko „bądź obok i patrz”. Kiedy mogę liczyć na to, że moje dziecko będzie bawić się samo? Jest na blogu coś na ten temat?

    • Odpowiedz 24 listopada, 2021

      Klaudia

      Jam jest bardzo leniwy rodzic. I mi nie wstyd 😛 podziękują mi za to jeszcze latorośle, ale ten post bardzo przydatny! Można się rozleniwić jeszcze bardziej pod osłoną dbania o dzieci.

  • Odpowiedz 2 grudnia, 2019

    Lena

    Często przekonuję się, że dzieci dostrzegają znacznie więcej funkcji zabawki (oraz innych przedmiotów) niż rodzice. ? Niespełna dwuletni syn dostał zabawkę lokomotywę, która miała kabinę z oknami. Podczas zabawy włożył tam świnkę Peppę i George’a, przyniósł pokazać. Co ja się nagłowiłam jak on je wcisnął przez te okienka, próbując wszelkimi sposobami bezskutecznie te zabawki wydostać. Gdy go o to zapytałam, to poprostu rozsunął dach!! tej kabiny i je wyjął ?.

    • Odpowiedz 9 grudnia, 2019

      Wisznu

      No właśnie mi syn swego czasu pokazał nowe funkcje mojej Nokii, o istnieniu których nie miałem pojęcia przez 3 lata odkąd miałem telefon. I pokazał mi, że radio w samochodzie można włączyć inaczej. I teraz korzystam z jego sposobu najczęściej

  • Odpowiedz 3 grudnia, 2019

    Monika

    Cudownie być choć raz usprawiedliwionym! <3

  • Odpowiedz 9 grudnia, 2019

    Wisznu

    Od zawsze uważałem, że mądre lenistwo rodzica to podstawa pokojowego współistnienia z dzieckiem:)
    Niestety tak mało ludzi to rozumie.

Leave a Reply